Hejo! Witam Was w Nowym Roku! ^^
Jak tam Wam życie mija? ;)
Zapraszam na rozdział! :D
Tej piosenki słuchałam przy pisaniu :P
♪ Piosenka ♪
* - rozdział widziany oczami Martiny.
Tak, wyszłam z domu o porannej porze... Ale nie chciałam zrobić czegokolwiek, co zaszkodziłoby mojej mamie... Jedyne co było moim celem w tamtej chwili to spotkanie się z tatą... Chociażby na chwilę... Bardzo mi na tym zależało... Chciałam wiedzieć, co się u niego dzieje, jak się trzyma... Przecież to jest mój tata i raczej mam do tego prawo! Wyszłam przed piątą rano z domu tak, aby mama jeszcze spała. Spakowałam do swojego plecaka wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy: telefon, portfel, do którego włożyłam większą część zaoszczędzonych przeze mnie pieniędzy, dwie, małe butelki wody, parę owoców i już miałam wyjść z pokoju, gdy nagle przypomniało mi się, że nie mogę wyjść tak po prostu bez słowa... Wtedy to mama zamartwiałaby się o kilkadziesiąt razy bardziej... Wyjęłam z plecaka notes i długopis (nie wiedząc czemu, stwierdziłam, że bardzo mi się on przyda i spakowałam go). Następnie napisałam na kartce wiadomość i położyłam ją na łóżku. Po cichu zeszłam na dół, otworzyłam drzwi i wyszłam. Wychodząc z podwórka jeszcze raz obejrzałam się w stronę domu. Bałam się reakcji mamy... Miałam nadzieję, że nie utrudni mi tego, bo ja i tak nie odpuszczę.
"Dobra, to może pierwszym miejscem, do którego zajrzę będzie dziadka Antonio." - pomyślałam patrząc w telefon. Wiedziałam, że pewnie go tam nie będzie, bo to tylko dwie ulice od nas, ale co tam. Miałam na to całe dwa tygodnie. Szybko znalazłam się na miejscu. Dziadek nie żył już parę dobrych lat, więc rodzicie wystawili jego dom na sprzedaż, ale co się z nim działo przez ten czas? Nie interesowałam się tym, więc dlatego nie wiem nic na ten temat. Zapukałam... raz... drugi... trzeci... Nikt nie otwiera. Nacisnęłam klamkę - otwarte. "Wchodzę?" - zastanawiałam się. - "Wchodzę!".
- Przepraszam... - powiedziałam, gdy weszłam przez próg. - Przepraszam, jest tutaj ktoś?
- Tak, ja jestem. - z piętra zeszła jakaś kobieta. - Słucham?
- Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale tutaj, kilka lat temu mieszkał mój dziadek i...
- I dowiedziałaś się o tym, i chcesz, abym się wyprowadziła? Wybacz, ale nie.
- Nie, nie, nie! To bardzo skomplikowana sprawa, ale tak w wielkim skrócie myślałam, że mógł się tutaj podziać mój tata.
- To źle myślałaś. Nie ma go tutaj.
- W takim razie przepraszam jeszcze raz... - zaczęłam iść ku wyjściu.
Starsza kobieta zatrzasnęła za mną drzwi. Coś za bardzo z mojej wizyty się nie ucieszyła... No trudno. Zerknęłam w ekran telefonu. "Gdzie mam teraz najbliżej? Dom Casttio... Nie, tam na pewno go nie będzie... Studio? Nie. To będzie trudniejsze niż sądziłam..." - stwierdziłam. Nie wiedziałam, gdzie jeszcze mogę go szukać. Niby wszystko rozplanowałam, ale tak naprawdę nie miałam na nic pomysłu. Znajomi z pracy? Gregorio? Taaa... Na pewno... Beto? Przecież on zaraz wygadałby się innym... Czyli to odpada. U dziadka Michaela w Meksyku nie będę szukać, tak samo jak u cioci Violetty i wujka Diego w Hiszpanii... Gdzie on mógł się podziać?
Błąkałam się bez celu po zakamarkach Buenos Aires. Zaczynałam już powoli w siebie wątpić... Uważałam siebie za głupią... Minęło trzynaście godzin, a ja nadal nie miałam pomysłu gdzie mogłam go znaleźć... Co ja sobie myślałam? Że oddalę się od domu i znajdę go ot, tak?! Przecież życie to nie bajka... Usiadłam na jakimś murku. Wyjęłam z plecaka wodę i jabłko. Cały dzień nic nie jadłam, a przecież jestem tylko człowiekiem i też muszę coś jeść. Podczas spożywania posiłku wyjęłam z kieszeni telefon i włączyłam w nim mapkę. Znajdowałam się piętnaście kilometrów od domu... Nie miałam już siły... Ale przecież muszę gdzieś przenocować... Zgięłam nogi w kolanach, oparłam na nich twarz i zaczęłam cicho popłakiwać. Nagle zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
- Halo?
- Hej Martina, chciałabyś gdzieś wyjść? - po głosie poznałam, że był to Tom.
- Nie, przepraszam... Nie ma mnie w domu...
- Aha... A jutro?
- Też nie... Nie będzie mnie przez całe wolne...
- A gdzie jesteś? Chwila... - zastanowił się. - Czy ty płaczesz?
- Ja? Nie...
- Martina! Gdzie jesteś?! Co się dzieje!? Mów!
- Nie ważne...
- Jak to nie ważne?! Boję się o ciebie, nie rozumiesz?!?
- Poszłam szukać taty! Właśnie usiadłam, żeby odpocząć, bo jestem zmęczona.
- Gdzie jesteś? Zaraz tam będę!
- Nie fatyguj się, Tom. To bardzo miłe z twojej strony, ale dopóki go nie znajdę nie wrócę do domu. Kocham cię, cześć. - rozłączyłam się.
Siedziałam na tym murku jeszcze z godzinę... Myślałam i myślałam... Stwierdziłam, że jestem bez sensu... Zachowałam się, jak kretynka... Mogłam dłużej nad tym pomyśleć w domu... Dobrze, że noce są ciepłe.... Nagle dostałam SMS'a. Nadawcą był mój tata.
Hej, córciu.
Jak tam?
Kocham Cię :*
Tata.
Żeby wiedział, co się teraz ze mną dzieje... Czułam, że znowu łzy spływają mi po policzkach... Zarzuciłam plecak na plecy, odgarnęłam włosy, wzięłam telefon w rękę i zaczęłam znowu iść przed siebie. Nie powstrzymywałam łez. Szłam nie patrząc na nic. Nagle zderzyłam się z jakimś facetem.
- Uważaj jak chodzisz! - krzyknął do mnie.
- Przepraszam, jestem totalną nieudacznicą! - rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Ej, co jest? - podszedł bliżej. - Dlaczego płaczesz?
- Nie ważne...
- Jak to nie? Chodź, usiądziemy. - wskazał ławkę. - Pogadamy.
Zgodziłam się. Nie mam pojęcia dlaczego zdecydowałam się wyżalać jakiemuś obcemu chłopakowi... Przecież ja go w ogóle nie znam... Mimo to i tak opowiedziałam mu wszystko. Wyżaliłam się mu, wypłakałam i od razu na duszy mi się lepiej zrobiło...
- Ale sama stwierdziłaś, że on nadal cię kocha...
- Tak, ale to nie to samo. Całe życie go miałam przy sobie, a teraz?
- No w sumie racja... Tak w ogóle to jestem Jeremiasz, ale mów mi Jeremi, a ty?
- Martina.
- Miło mi ciebie poznać. - uśmiechnął się.
- Wzajemnie.
- Masz gdzie spać? Bo wiesz, jak nie, to zapraszam cię do mnie...
- Nie dzięki... - lekko się speszyłam.
- Nie musisz się bać. Nie chcę ci zrobić krzywy, naprawdę. Ja chcę ci tylko pomóc. Prędzej sama byś sobie coś zrobiła błądząc po tych okolicach o tej porze...
Nie wiedziałam, czy się zgodzić, czy odmówić... Z jednej strony był mi on zupełnie obcy, ale z drugiej... nie wydawał się zbytnio agresywny...
- To jak? - spytał. - Idziemy?
- Idziemy. - odpowiedziałam nieśmiało.
Po drodze zadzwoniła do mnie mama. Z resztą nie było to po raz pierwszy, ale wtedy odebrałam. Okłamałam ją, że znalazłam już tatę... Głupio mi z tym odrobinę, ale przynajmniej byłam bezpieczna. Po krótkiej rozmowie rozłączyłam się, a nowo poznany chłopak, zaprowadził mnie do swojego domu. Przestałam się tak bardzo stresować, gdy dowiedziałam się, że mieszka z rodzicami. Poznałam ich. Nie byli zbytnio uradowani moją nagłą wizytą, ale byli dumni ze swojego syna, który pragnął mi pomóc. Opowiedziałam im całą historię, która nieźle ich poruszyła. Dali mi kolację, wykąpałam się i położyłam się spać u nich w salonie. Nim zasnęłam podsłuchałam jeszcze kawałek ich rozmowy:
- Jak się nazywa jej ojciec? Może go znamy?
- Tak naprawdę to nie wiem... - odparł Jeremiasz.
- Nie spytałeś?
- No nie... Próbowałem ją uspokoić, cały czas płakała...
- Ech... no dobrze. Idź już do siebie. Jutro masz szkołę.
Chłopak był w moim wieku, lecz w porównaniu do mnie, chodził on do zwykłego liceum. Całkiem sympatyczny z niego gość. Z myślą o nim zasnęłam.
Następnego dnia obudził mnie odgłos obijających się w kuchni talerzy, lecz mimo to wyspałam się. Wstałam i poszłam zobaczyć kto był tego sprawcą. Okazało się, że był to mój, można by powiedzieć, bohater.
- Hej, Martina. Wstałaś już? Jak się spało?
- Dobrze, dzięki.
- Przygotowałem ci śniadanie. Stoi tutaj na stole.
Zerknęłam w dane miejsce. Stał tam talerz z kanapkami i herbata. Usiadałam i zaczęłam jeść.
- Ja zaraz zmykam do szkoły, ale za godzinę przyjdą moi rodzice. Jak będziesz coś chciała to bierz, nie krępuj się. Masz jeszcze jakieś prośby czy pytania zanim wyjdę?
- Jedno.
- Słucham. - uśmiechnął się.
- Mogę iść z tobą do szkoły?
- Ty się serio pytasz?
- A czemu niby nie? Nigdy nie chodziłam do zwykłego liceum, a nawet podstawówki. Chciałabym zobaczyć jak tam jest.
- A no tak! Ty chodzisz do Studio On The Top... Jasne, możesz iść.
- To poczekaj jeszcze chwilę. Skoczę do łazienki i możemy wyjść. - pobiegłam na górę, lecz chwilę później wróciłam. Jeremiasz wziął plecak, ja wzięłam swój i wyszliśmy.
Jego szkoła była naprawdę bardzo wielka. Po drodze opowiadał mi, że szkoła ma dziesięć klas: trzy pierwsze, trzy drugie i cztery trzecie. On chodził do pierwszej. Szkoła była bardzo zadbana. Stwierdziłam, że mój znajomy musi być lubiany, gdyż od razu przy wejściu wszyscy się z nim witali. Oczywiście nie obeszło się bez złośliwych komentarzy typu: "Wow! Wyrwałeś nową pannę!", ale kazał mi się tym nie przejmować i tak też zrobiłam.
- To jaką lekcję mamy pierwszą? - zapytałam z uśmiechem.
- Pierwsza jest dzisiaj fizyka.
Nie lubiłam tego przedmiotu, ale byłam ogromnie ciekawa, jak wyglądają takie lekcje w zwykłej szkole, a nie tak jak u wszystkich uczniów w Studio - są one prywatne. Gdy zadzwonił dzwonek podeszliśmy pod klasę. Jeremi wyjaśniał coś z nauczycielem, ale ten ostatecznie zgodził się na moją obecność. To było przedziwne co tam się działo! Usiadłam na końcu ze swoim znajomym, aby nie przeszkadzać innym. Tam nie panowała taka cisza jak u nas. Duży harmider. Wydawało mi się, że sam nauczyciel nie potrafi tego kontrolować. Po 45 minutach zadzwonił dzwonek i zaczęliśmy iść do innej klasy.
- I jak tam wrażenia? - zapytał się.
- Jest inaczej niż w Studio, ale wiedziałam, że tak będzie. Dzięki, że mnie tutaj zabrałeś. - uśmiechnęłam się. - Co teraz mamy?
- Muzykę.
- O, to coś dla mnie!
Łatwo się domyślić, że popełniłam błąd. To wyglądało zupełnie inaczej niż lekcja fizyki, czy nawet zajęcia w Studio...
Ostatni w planie był W-F. Był to ulubiony przedmiot Jeremiego. Chwalił mi się, jaki jest z niego dobry. Ponieważ nie miałam stroju na przebranie, mogłam tylko siedzieć i patrzeć, ale i tak się z tego cieszyłam. Musicie wiedzieć, jakie zdziwienie ogarnęło mnie, gdy weszłam spóźniona na salę gimnastyczną i ujrzałam zbiórkę przed nauczycielem, którym był...
- Jeremiasz, gdzie jest ta twoja panna, z którą przez cały dzień chodzisz po szkole?
- Już jestem, przepraszam bardzo za spóźnienie. - spojrzał się na mnie z taką samą miną, jak ja na niego.
- W takim razie wy róbcie rozgrzewkę... Jeremiasz, prowadź... - widziałam w jego oczach małą łzę.
To musiał być on.... Bo gdyby to nie był mój tata, nie zdziwił by się aż tak na mój widok! Podeszłam do niego, a on złapał moją dłoń i zaprowadził do pokoju nauczycieli W-F'u.
- Tato? To ty? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Martina? Co ty tutaj robisz? Jak znalazłaś mnie na drugim końcu Buenos Aires?!
- Czy to ważne? W końcu cię odnalazłam! - przytuliłam się do niego.
Łatwo było się domyślić, że rozpłakałam się bez opamiętania.
- Cichutko córeńko... Już... nie płacz... - pocałował mnie w czoło, lecz nadal przytulał tak mocno, jakby bał się, że znowu mnie straci.
Gdy nieco się uspokoiłam zaczął się mały wywiad.
- Dlaczego zaczęłaś mnie szukać?
- Tato, ja cię potrzebuję! Nie mogłam znieść tego, że nie ma cię przy mnie... Zostawiłeś nas, nie mówiąc, gdzie jesteś... Bałam się o ciebie.
- Jak tam mama? Pozwoliła ci tak wyjść?
- Wyszłam zostawiając jej liścik. Nie wiedziała nic...
- A wszystko gra? Spotyka się z kimś?
- Ym... - nie chciałam kłamać, ale też nie chciałam mówić prawdy. - Tak... z twoim bratem...
- Z Edwardem?
- No, tak... Ale ona też za tobą tęskni i martwi się o ciebie... Nie odbierasz od niej telefonów... Ona też płacze w nocy...
- Naprawdę?
- Tak... Tato, my potrzebujemy, abyś przy nas był...
- Chwila... - zerknął na plan. - To moja ostatnia lekcja... Odwiozę cię do domu po tej lekcji.
- Ale wejdziesz?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie. Bardzo się cieszę, że się w końcu spotkaliśmy, ale teraz znowu będę musiał zmieniać pracę...
- Dlaczego, tato... Przecież nie musisz się przed nami chować...
- To jest trudniejsze niż myślisz...
- Nie prawda! Ty chcesz o nas zapomnieć, a w szczególności o mamie... Tylko nie rozumiem po co, skoro nam też na tobie zależy... Tato, może czas przestać się bać teraźniejszości?
Właśnie wtedy przerwał mi dzwonek. Tata pożegnał uczniów, a ja pożegnałam się z Jeremiaszem (przy okazji wymieniliśmy się numerami telefonów) i jechaliśmy do domu.
- Dlaczego uczysz W-F'u?
- Bo nigdzie indziej nie mogłem znaleźć pracy...
- Ale dlaczego porzuciłeś Studio? Wiesz, jaki błąd popełniłeś?
- A to Gregorio nie spisuje się w roli dyrektora?
- Spisuje, ale ty byłeś lepszy...
Po drodze rozmawialiśmy jeszcze o sobie. Jak bardzo się za sobą stęskniliśmy i jak bardzo za nim płakałam. Nie wiem, jak dałam radę bez niego przez te kilka tygodni...
I jak Wam się podoba? :)
Oczywiście historia nie potoczy się tak łatwo :P
Mam nadzieję, że jakoś to wyszło ^^
Jak tam w Nowym Roku?
U mnie nawet nie tak źle :D.
Do zobaczenia! :*
bloggerka