niedziela, 7 lutego 2016

Sezon 3 - Rozdział 84 - Wyniki testu ojcostwa

Cześć wszystkim!
Zapraszam na nowy rozdział! <3
Wróciłam do domu. Czułam się już nieco lepiej, ale mimo to nie najlepiej. Jednak chciałam wrócić do pracy jak najszybciej. Nie miałam ochoty siedzieć i nic nie robić. Niestety, nie było mi to dane. Lekarz zarządził, że mam wziąć przynajmniej dwa dni urlopu, natomiast mój mąż zamienił to na cały tydzień. Jak zwykle przesadzał.
- Pablo, już czuję się dobrze. Pójdę do Studia. - nalegałam, gdy on szykował się do wyjścia.
- Nie ma mowy kochanie. - odpowiedział. - Nie robię ci tego na złość. Po prostu chcę, żebyś wyzdrowiała i dobrze się czuła. Będzie lepiej jeśli posiedzisz jeszcze trochę w domu niż, żebyś wróciła wcześniej do pracy i trafiła przez to do szpitala.
- Masz rację... - mruknęłam w odpowiedzi. - Ale gdy skończy mi się urlop to wracam, jasne? Niczego mi nie przedłużasz.
- Dobrze, dobrze... - zaśmiał się. - Idę. Do zobaczenia. - pocałował mnie.
- Cześć. - odparłam. - Miłej pracy. - rzuciłam nim wyszedł.
I stało się. Znowu zostałam sama. Martina była już od godziny w szkole razem z Matyldą i Lucasem, którzy przedłużyli swój pobyt tutaj o tydzień. Cieszę się, że postanowili zostać jeszcze trochę, ale dobijało mnie to, że zrobili to właśnie z powodu mojego pobytu w szpitalu. Nauczyciel tańca cały czas czuł się winny temu, że straciłam przytomność i nawet pomimo moich przekonań, że od jakiegoś czasu byłam już chora, obwiniał siebie. Denerwowało mnie to. Usiadłam przy stole w kuchni i dopijałam kawę. Zerknęłam za okno i zamyśliłam się. Tak właściwie nie pamiętam o czym wtedy myślałam. Najzwyczajniej odleciałam do innego świata. Po paru, a może parunastu minutach wróciłam i opróżniłam kubek. Wstawiłam go do zlewu i nie wiedziałam co mogę dalej ze sobą zrobić. Weszłam do salonu i stanęłam przed szafką, w której znajdowały się wszystkie dokumenty. Otworzyłam ją i usiadłam na przeciwko. Stwierdziłam, że skoro i tak nie mam nic ciekawego do roboty to może najwyższy czas, aby zrobić w nich porządek. Wyrzuciłam z niej wszystkie papiery i zaczęłam je po kolei przeglądać. To co było już stare i niepotrzebne kładłam z boku, a to co było jeszcze ważne odkładałam z powrotem do szafki. Nagle dokopałam się do koperty, która przykuła moją uwagę, gdyż miała specyficzny kolor. Coś pomiędzy jasnozielonym, a niebieskim. Otworzyłam ją i zobaczyłam starą, już zżółkniałą, kartkę złożoną na pół. Otworzyłam ją i nie musiałam czytać jej treści, aby przypomnieć sobie co to jest. Był to list miłosny. Pierwszy, który dostałam w życiu. Oczywiście łatwo się domyślić, że jego nadawcą był Pablo. Zaczęłam powoli wodzić wzrokiem po literach, które były napisane z ogromną starannością.

Angie!
Chciałbym Ci powiedzieć, że bardzo mi na Tobie zależy.
Wiem, że Ty również odwzajemniasz moje uczucia.
Jesteś pierwszą osobą, dla której postanowiłem się zmienić.
Mam nadzieję, że to docenisz i mi zaufasz.
                                                                                         Pablo

Nie był on bardzo romantyczny, ani jakiś wybitny, ale mieliśmy wtedy po naście lat i byliśmy w sobie zauroczeni. Z resztą byłam jego pierwszą prawdziwą miłością, tak jak on moją. Byliśmy amatorami w miłości. Ale to nie ważne. Uśmiechnęłam się. Ta kartka była cudowną pamiątką. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Tyle lat minęło, a my nadal jesteśmy razem. Niby niemożliwe, ale jednak. Przez chwilę myślałam o naszym związku. Tyle się wydarzyło. Było tyle złych rzeczy, które miały miejsce, a nie powinny go mieć, ale mimo to przetrwaliśmy je. Razem. Westchnęłam cicho i wróciłam do pracy. Kilka minut później znalazłam kolejny list, lecz ten był już bardziej profesjonalny, gdyż powstał czternaście lat później od poprzedniego.

Najdroższa!
Zmieniłaś tak wiele w moim życiu.
Każdą godzinę, minutę, sekundę poświęcam na myśleniu o Tobie.
Nie wiem, jak to się stało, ale uzależniłem się od Ciebie.
Stałaś się czymś, bez czego sobie nie poradzę.
Niedługo będziemy już na zawsze razem,
gdyż bycie osobno nie ma najmniejszego sensu.
                                                                Zawsze oddany Tobie
                                                                            Pablo

Ten list różnił się od poprzedniego również charakterem pisma. Na wcześniejszym było widać, że wkładał dużo wysiłku w to, aby było ono staranne, a na tym nie, gdyż kaligraficzne pisanie przychodziło mu z wielką łatwością. Oby dwie kartki wzięłam na bok. Pomyślałam, że będę musiała schować je gdzieś u siebie, aby ponownie nie zaginęły. Zaraz po tym wróciłam do mojego zajęcia. Nie spodziewałam się, że odnajdę tam aż tyle wartościowych rzeczy. Kilka kolejnych listów,
stara bransoletka mojej siostry i pięć zaginionych klasówek ze Studia. Przypomniałam sobie, że mam gdzieś pudło z większością listów, które dostałam od mojego męża. Pomyślałam, że gdy tylko skończę to, czym byłam zajęta, to pójdę i poszukam go gdzieś na strychu. Kończyłam już powoli segregację, gdy nagle zobaczyłam kolejną kopertę. Tym razem była ona zwyczajna, ale nie wiedząc dlaczego, zwróciłam na nią uwagę. Miałam ją otworzyć, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Krzyknęłam, że już idę, wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i nieco się zdziwiłam, gdyż stał w nich Lucas.
- Coś się stało? - spytałam, gdy zobaczyłam jaki jest zdyszany.
- Za... za... zapomniałem... te... czki... - wydusił.
- Chodź, usiądź na moment, bo nieźle jesteś zdyszany. - przepuściłam go w drzwiach.
- Nie mogę... Dzieciaki na mnie... czekają... - wziął głęboki wdech.
- Usiądź spokojnie. Zadzwonię do Pabla, załatwi zastępstwo. I tak byś już nie zdążył. Usiądź spokojnie, napij się, odsapnij i tam wrócisz. Trzymaj. - podałam mu wodę i szklankę. - A ja pójdę zadzwonić.
Poszłam na górę do sypialni i sięgnęłam telefon z mojej szafki nocnej. Wybrałam numer Pabla i zadzwoniłam do niego schodząc po schodach. Odebrał po dwóch sygnałach.
- Halo, Angie? Coś się dzieje? - zapytał. - Poczułaś się gorzej?
- Nie, nie o mnie chodzi. - odparłam. - O Lucasa chodzi. Znalazłbyś za niego zastępstwo?
- Po co? Przecież jest w Studio.
- Nie jest. - zaprzeczyłam. - Zapomniał jakiejś teczki i wracał po nią biegiem do domu, a teraz już nie zdąży z powrotem. - powiedziałam wchodząc do kuchni. - Znajdziesz za niego jakieś zastępstwo?
- Znajdę. - odpowiedział.
- Dziękuję. W takim razie do zobaczenia.
- Angie. - usłyszałam nim się rozłączyłam.
- Tak? - spytałam.
- Jakbyś się źle czuła zadzwoń, dobrze? - poprosił.
- Dobrze. Obiecuję ci, że jeśli coś będzie nie tak to zadzwonię. - uśmiechnęłam się.
- W takim razie trzymam cię za słowo. - odparł nieco poważnym głosem. - Kocham cię. Cześć.
- Ja ciebie też. - odrzekłam i rozłączyłam się.
- I co? Nie będzie zbyt dużego problemu? Znajdzie kogoś za mnie? - zapytał Lucas, gdy oderwałam telefon od ucha.
- Umówiłam się z nim, że ogarniesz się trochę i przyjdziesz na następną lekcję.
- Dziękuję ci bardzo. - ucieszył się. - Pewnie okropnie śmierdzę.
- Troszeczkę. - rzuciłam cicho. - Ale nie przejmuj się. Weź na spokojnie prysznic, a ja przygotuję ci coś do przekąszenia.
- Przed chwilą jadłem śniadanie. - powiedział.
- Ale spaliłeś je całe podczas biegu tutaj. - stwierdziłam. - Wiem, że zawsze mówiłam, że od nas do Studia jest nieduża odległość, ale ja nie potrafiłabym całej przebiec nie zatrzymując się. Gratuluję wytrzymałości. Teraz idź się myć, bo nie zdążysz.
- Racja. Zaraz wracam. - przytaknął i poszedł do łazienki.
Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej kilka produktów, które miałam wykorzystać do przygotowania mojemu przyjacielowi kanapek. Posmarowałam trzy kromki chleba masłem i nałożyłam na nie wszystko to, co wyciągnęłam z lodówki. Następnie położyłam je obok siebie na talerzyku i jedyne co mi pozostało, to czekanie, aż Lucas wróci z łazienki. Nagle sobie przypomniałam, że zanim on wrócił do domu, byłam zajęta przeglądaniem starych dokumentów i segregowaniem ich. Zdecydowałam, że wrócę do tego dopóki mój chwilowy lokator nie skończy się kąpać. Przypomniałam sobie o kopercie, która niby była zwykła, ale coś sprawiło, że przykuła moją uwagę. Ponownie usiadłam na podłodze pomiędzy resztką tych wszystkich dokumentów i zaczęłam je przeglądać, lecz nie mogłam znaleźć tego, na czym mi w tamtym momencie zależało. Nagle usłyszałam, że drzwi od łazienki się otwierają i wychodzi z niej Polak, ale zignorowałam to, bo byłam zbyt zajęta poszukiwaniem białej koperty.
- Angie... - usłyszałam po dłuższej chwili ciszy.
- Zrobiłam ci kanapki. Stoją na stole w kuchni. Zaraz do ciebie przyjdę, tylko znajdę taką jedną rzecz... - odpowiedziałam nie odwracając się nawet w jego stronę.
- Tego szukasz? - spytał.
Dopiero w tamtym momencie zerknęłam na niego kątem oka. Trzymał w ręku moją zgubę, której zawartość trzymał w drugiej dłoni.
- Tak! Dokładnie! - powiedziałam podchodząc do niego. - Czy ty... patrzyłeś co jest w środku? - zapytałam nieśmiało.
- Wiem, że nie powinienem, ale tak. Przepraszam. Zżarła mnie ciekawość.
- Pewnie to nic ważnego i nie masz za co przepraszać. - powiedziałam. - Nie wiem, co tam jest.
- Mylisz się. - rzucił. - Jeśli nie wiesz, to lepiej tam zajrzyj.
Kartka znajdująca się wcześniej w kopercie była już z niej wyjęta, więc musiałam ją tylko otworzyć. Gdy to zrobiłam od razu energicznie zgięłam ją z powrotem na pół.
- Nie mogę na to patrzeć. Nie mogę tego czytać. - odpowiedziałam.
- Dlaczego? Przecież to jest coś, o czym wiecie.
- Obiecałam, że nie będę.
W moich myślach pojawił się obraz nagłówka, który przeczytałam. Był on napisany drukowanymi, wielkimi i pogrubionymi literami na samej górze.
WYNIKI TESTU OJCOSTWA - MARTINA GALINDO
- Nie wiesz kto jest jej ojcem? - spytał cicho.
- Wiem... - spuściłam wzrok w dół.
- W takim razie po co ci to?
- To jest bardzo delikatna sprawa. - odparłam. - Kilka błędów i pomyłek z przeszłości.
- Przecież mówiłaś, że jesteście ze sobą od czternastego roku życia.
- Bo tak jest. Rzadko kiedy wspominam o tym, że było parę przerw i zdrad w naszym związku... - dodałam niepewnie. - Z resztą nie mamy teraz na to czasu. Chodźmy do kuchni, zjesz. - poprosiłam.
- Mamy dwadzieścia minut. - powiedział zerkając na zegarek. - Opowiesz mi przy stole.
Weszliśmy do kuchni i usiedliśmy na przeciwko siebie. Lucas zjadał z apetytem kanapki zrobione przeze mnie, a ja nieśmiało patrzyłam za okno.
- Wiesz kto mógłby być jej ojcem jeśli nie Pablo? Czy to może być ktoś zupełnie przypadkowy? - zaczął.
- Wiem. Aż tak nie szalałam. - odpowiedziałam.
- A Pablo? Wie o tym, czy jest pewny tego, że jest jej biologicznym tatą?
- Wie...
- Dlaczego powiedziałaś, że obiecałaś, że tego nie przeczytasz? I komu to obiecałaś?
- Umówiliśmy się z Pablem, że tego nie przeczytamy. Nie potrzebne jest nam to do szczęścia. I tak nie wywróciłoby to naszym światem, więc nie widzimy sensu robienia tego. A tak swoją drogą, to nie wiem, co to tu robi. Myślałam, że wszelkie kopie tego zostały spalone, ale widocznie się pomyliłam.
- Skoro sama twierdzisz, że nic by to nie zmieniło, to nie sądzisz, że warto byłoby się dowiedzieć?
- Czasami mam ochotę wiedzieć. Tak dla zaspokojenia własnej potrzeby, ale przecież obiecałam, a obietnicy złamać nie mogę.
- Wydaje mi się, że złamanie tej obietnicy za wiele by nie zmieniło. Po za tym, może twój mąż również tego chce.
- Chce. Mówił mi o tym. - rzuciłam.
- No więc właśnie. Jak dla mnie powinniście to przeczytać, ale to jest tylko i wyłącznie wasza decyzja, więc nie mam tutaj za wiele do gadania. - odrzekł. - Zastanów się nad tym dobrze. - powiedział wstając od stołu. - Muszę już lecieć. Przemyśl to. Cześć.
I zostawił mnie samą, pogrążoną w myślach. Z jednej strony chciałabym mieć pewność, że to Pablo jest jej ojcem, bo cały czas coś mi tak podpowiadało. Chciałam, żeby był pewny, że to właśnie on jest tatą, a nie German, ale z drugiej strony... jeśli okazałoby się, że jednak jest nim mój szwagier... Mogłoby zmienić się w naszym życiu naprawdę wiele mimo, że wszyscy mówimy, że jest to bez znaczenia. Kopertę trzymałam cały czas w rękach dopóki nie położyłam jej na stole i nie zaczęłam się w nią wpatrywać. Nagle złapałam ją gwałtownie w obie dłonie i już miałam przedrzeć ją na pół, ale nie potrafiłam. Była zbyt ważna, tym bardziej, że była ona najprawdopodobniej ostatnia. Wyjęłam z niej kartkę, ale była zgięta, więc nie widziałam zbyt wiele. Widziałam tylko niewyraźne literki, które się przez nią przebiły. Pomyślałam nagle o mojej córce. Wyobraziłam sobie jej sylwetkę od stóp aż po sam czubek głowy. Nagle przypomniały mi się słowa Germana - "Jest ona bardzo podobna do Violetty. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazała się moją córką.". W tym jednym zdaniu było tyle prawdy. Wstałam. Poszłam do salonu. Podniosłam z półki zdjęcie w ramce i wróciłam do kuchni. Postawiłam je przed sobą przyglądając mu się dokładnie. Były na nim przedstawione dwie osoby. Martina wraz z Pablem. Zdjęcie zostało wykonane rok wcześniej na wakacjach. Byliśmy wtedy nad jeziorem. Przedstawiało ono sytuację, gdy oboje siedzieli na dużej bujanej huśtawce owinięci w ręczniki. Dziewczyna miała mokre włosy, co sugerowało, że przed chwilą wyszli z wody. Przyglądałam im się na zmianę i coraz bardziej panikowałam, gdy nie mogłam dostrzec żadnego podobieństwa w wyglądzie. Odwróciłam je w drugą stronę tak, żebym go nie widziała i próbowałam się uspokoić. "Przecież z wyglądu może być podobna do mnie. Niekoniecznie do niego.". Przypomniałam sobie te wszystkie momenty, w których Galindo i moja córka świetnie się ze sobą dogadywali i rozumieli. To był bardzo dobry argument, ale niestety, nie dawał mi on pewności co do ojcostwa nastolatki. Zezłościłam się na Lucasa, który podsunął mi pomysł, abym się nad tym wszystkim po zastanawiała. Przecież było już dobrze. Wszyscy przestaliśmy o tym myśleć i mówić, nawet German, a nagle pojawił się on, namieszał mi w głowie i zostawił samą ze wszelkimi przemyśleniami. Ale przecież nie mogłam być na niego zła z tego powodu. Nie znał wszystkich szczegółów dotyczących tej sprawy. Mimo to uważałam, że w jakimś stopniu ma rację. Powinniśmy w końcu poznać prawdę, a nie ciągnąć to w nieskończoność. Złapałam kartkę w ręce i otworzyłam ją. Zaczęłam powoli czytać. Każde przeczytane słowo powtarzałam w myśli trzy razy, aby jak najpóźniej dość do wyniku testu. Jednak kiedyś musiałam do niego dojść i stało się to chwilę później. Nie mogłam uwierzyć w to, co przeczytałam... Nagle usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi, a po chwili je zamyka.
- To ja! - usłyszałam męski głos, lecz nie byłam w stanie rozpoznać, kto jest jego posiadaczem.
Wstałam od stołu i pobiegłam w stronę mężczyzny, który właśnie wszedł do domu. Rzuciłam mu się w ramiona, nie zwracając uwagi na to, kim on był. Po prostu musiałam się do kogoś przytulić.
- Najdroższa, stało się coś złego? - dzięki tym słowom zrozumiałam, że był to mój mąż. - Pogorszyło ci się? Źle się czujesz?
- Nie... - wymruczałam przez łzy.
- Lucas? Czy on... coś ci zrobił?
Nie chciałam zrzucać na niego winy. Powinnam wziąć za to pełną odpowiedzialność, bo w końcu otworzyłam tę kopertę zupełnie z własnej woli i nie mogłam go o nic obwiniać.
- Pablo... - odsunęłam się nieco od niego. - Przeczytałam wyniki ojcostwa Martiny.
- Jak? Przecież ich już nie ma. Był jeden oryginał oraz jedna kopia i wszystko zostało spalone.
- Widocznie nie. Znalazłam jeszcze jedną kopię w dokumentach.
- Angeles, przecież obiecaliśmy sobie, że nigdy tego nie zrobimy. - powiedział dotykając moich policzków.
- Wiem, przepraszam... - odparłam ze smutkiem. - Wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, ale mimo to coś nakłoniło mnie do tego. - udawałam, że to jest tylko i wyłącznie moja decyzja i nikt mnie w niej nie pomagał. - Przepraszam, bardzo cię przepraszam.
- W takim razie, teraz moja kolej, aby przyznać ci się do czegoś... - zaczął. - Wiem, kto jest biologicznym ojcem Martiny. Pamiętasz, gdy German powiedział, że przywiozłem mu wyniki? Nie mogłem się powstrzymać, przeczytałem je w samochodzie. Nie chciałem ci mówić, bo źle się z tym czułem, ale skoro ty to zrobiłaś, to ja też muszę być z tobą całkowicie szczery. - odparł. - I pamiętaj, że mimo, iż nie jestem jej biologicznym tatą to i tak bardzo ją kocham, a geny nie są mi potrzebne do bycia jej ojcem. - dodał.
- Co ty za bzdury opowiadasz? - zaskoczył mnie. - Przecież testy wskazały ciebie, nie Germana, jako ojca.
- Nie, w kopercie, którą ja mu wiozłem pisało, że to on nim jest, nie ja.
- Poczekaj. - wróciłam do kuchni i wzięłam kartkę ze stołu. - Widzisz? "Pablo Galindo, prawdopodobieństwo bycia ojcem dziecka: 99,9%".
- Przysięgam, że na wynikach, które oddałem twojemu szwagrowi, pisało to samo tylko, zamiast mojego nazwisko było tam jego.
- To co z tym robimy? - spytałam.
- Nic. Zostawimy to tak jak jest i nie kombinujmy już bardziej.
- Coś musimy zrobić. - stwierdziłam. - German jest przecież przekonany, że to on jest ojcem Martiny, a tak być nie może. Trzeba go uświadomić w tym, że coś musiało zostać podrobione.
- Z tym masz rację. Jak tylko się z nim spotkamy powiemy mu o tym. - rzekł mój mąż.
- Nawet nie wiesz, jak się już cieszyłam... - odparłam. - Znaczy, chodzi mi o to, że byłam już na sto procent pewna, że to ty jesteś jej tatą. I że German, jak mu się będzie nudzić, nie będzie miał się do czego przyczepić.
- Oj tam, przynajmniej będzie tak jak zawsze. Nic się nie zmieni. - powiedział obejmując mnie ręką.
- Po za tym wiem, że Martina jest twoją córką. To się czuje, naprawdę. - dodałam. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedział całując mnie w głowę.

Dzień dobry/Dobry wieczór! (w zależności kiedy to czytacie ;D)
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i, że nie macie mi za złe, że znowu pojawił się tak późno :)

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

4 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)