niedziela, 14 lutego 2016

Jednorazówka - Brak mi więcej niż twojego ciała...

"Odległość nie znaczy nic, 
jeśli dla kogoś znaczysz wszystko..."
Otworzyłam oczy. Zerknęłam w prawo, następnie w lewo. Nikogo nie ma. Pustka. Promienie słońca przebijały się przez zasłonę okna. Przetarłam oczy. Nagle przestraszył mnie dzwonek telefonu. Dostałam SMS'a. Wyciągnęłam rękę w stronę szafki nocnej. Odblokowałam ekran i poraziło mnie jasne światło wyświetlacza, do którego po paru chwilach się przyzwyczaiłam. "1 nowa wiadomość". Otworzyłam ją.
Szczęśliwych Walentynek.
Bardzo Cię kocham najdroższa.
Pablo.
Doskonale wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Nigdy nie byłam przeciwniczką święta obchodzonego 14 lutego, ale tamtego lata* wyjątkowo mi ono przeszkadzało. Nie mogłam go spędzić razem z moim ukochanym, ponieważ on wyjechał. Tak, zgadza się. Mój mąż od jakiegoś czasu mieszkał już w Sewilli, w Hiszpanii. Nie możliwe było to, aby się tutaj zjawił akurat tego dnia. Nie miałam mu tego za złe. Doskonale wiedziałam, że jeśli wyjedzie rzadko kiedy będziemy się widywać. Ale mimo to byłam smutna. Myśl o tym, że będą to moje pierwsze samotne Walentynki od dawna okropnie mnie przytłaczała. Mimo to, uśmiechnęłam się. On pamiętał. Wysłał mi wiadomość z samego rana. Taki drobny gest, a jednak odrobinę poprawił mój humor. Głośno ziewnęłam, a następnie usiadłam na łóżku i włożyłam kapcie na nogi. Zerknęłam w kalendarz wiszący na ścianie. Jeszcze 138 dni do jego przyjazdu. Wytrzymam. Muszę wytrzymać, bo przecież nie mam innego wyjścia. Wstałam i, odsłaniając materiał zakrywający okno, wpuściłam do pokoju trochę światła. Sięgnęłam ubrania z szafki, a następnie zabrałam je do łazienki. Tam wzięłam prysznic i przebrałam się. Założyłam na siebie białą koszulkę z cytatem z piosenki Beatlesów - "All you need is love, love is all you need" oraz niebieskie dżinsy. Później przejrzałam się w lustrze. Wysuszyłam włosy, po czym spięłam je w wysokiego koka tak, żeby nie przeszkadzały mi w nakładaniu makijażu. Nigdy nie byłam osobą lubiącą się malować. Zawsze uważałam, że powinno się pokazywać naturalne piękno, ale czasami były takie dni, w których naprawdę wolałam się ukryć pod maską z kosmetyków. I właśnie to był taki dzień. Gdy skończyłam pielęgnować swoją twarz rozpuściłam włosy i przeczesałam je szczotką. Postanowiłam, że zwiążę je w wysokiego kucyka tak, żeby nie przeszkadzały mi w ciągu dnia. Kiedy skończyłam przygotowywać się do wyjścia jeszcze raz zerknęłam w lusterko, aby upewnić się, że wyglądam dobrze. Westchnęłam, a następnie opuściłam toaletę i weszłam na chwilę do sypialni, aby odłożyć piżamę. Gdy to zrobiłam zeszłam na dół, gdzie była już moja córka. Akurat kończyła szykować sobie śniadanie, gdy ja pojawiłam się w kuchni.
- Cześć. - przywitałam się.
- O, cześć mamo. - odpowiedziała. - Masz ochotę na musli? Właśnie sobie robię, to mogłabym przy okazji przygotować porcję dla ciebie.
- Bardzo chętnie. - odpowiedziałam siadając przy stole. - Pewnie nie będzie cię dzisiaj po południu w domu?
Moja córka ponownie była w związku. Na dodatek z tym samym chłopakiem co wcześniej. Wyjaśnili sobie wszystko i na wzajem się przeprosili. Wiem, że pewnie nadal im ciężko sobie na wzajem zaufać, ale starają się to naprawić. Mimo to, cieszę się, że są razem. Wydaje mi się, że nikt inny tak jak on nie pasowałby do Martiny.
- Nie. Idę z Tomem na spacer, a później do kina. Myśleliśmy też o restauracji, ale stwierdziliśmy, że i tak nie będziemy mieli ochoty nic jeść po kinie. - powiedziała. - Dlaczego pytasz?
- Tak się tylko zastanawiałam.
- Przepraszam. - odparła podając mi miskę. - Jeśli chcesz, zostanę w domu. Najwyżej wyjdziemy innego dnia. Nie musimy przecież spotykać się dzisiaj.
- Nie, dziękuję. - uśmiechnęłam się. - Przecież to dzień jak każdy inny. Po za tym, jesteś młoda, więc idź i baw się. Korzystaj z życia i nastoletniej miłości.
- Co w takim razie ty będziesz robić? - spytała.
- Jeszcze nie wiem. Pewnie porozmawiam z tatą przez Skype'a. Dam sobie radę. Nie martw się o mnie. - odrzekłam. -  To musli jest przepyszne. Chyba będziesz musiała mi je przygotowywać częściej. - starałam się zmienić temat.
- Naprawdę? Cieszę się, że ci smakuje. Dodałam do niego odrobinę rodzynków w czekoladzie przez co wydaje mi się, że jest lepsze.
Gdy skończyłyśmy jeść posiłek włożyłyśmy naczynia do zlewu, a następnie szykowałyśmy się do wyjścia. Sięgnęłam torbę z wieszaka i założyłam buty. Moja córka zrobiła to samo. Kiedy otworzyłyśmy drzwi, z zamiarem wyjścia z domu, zatrzymałyśmy się w progu. Całe niebo było zakryte ciemnymi chmurami, które zwiastowały burzę, a w najlepszym przypadku deszcz.
- Może pojedziemy samochodem? - zaproponowałam.
- Jestem za. - odparła nastolatka, po czym cofnęła się do tyłu.
Przekręciłyśmy drzwi na klucz, a chwilę później szłyśmy w stronę drzwi od garażu. Wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy do Studio. Dojechałyśmy bardzo szybko. Zaparkowałam na parkingu dla nauczycieli obok samochodu Gregorio. Kiedy znalazłyśmy się przy wejściu do szkoły, chłopak mojej córki do niej podbiegł i mocno ją do siebie przytulił. Nie chcąc im przeszkadzać, weszłam do pokoju nauczycielskiego. Nikogo tam nie było. Odwiesiłam torbę na wieszak, a następnie zaparzyłam sobie kawę. Usiadłam przy stole i przeglądałam dzienniki co chwilę biorąc jej łyk. Po paru minutach drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł dyrektor Studia.
- Dzień dobry Angie. - przywitał się.
- Cześć. - odparłam. - Jak tam ci życie mija?
- Doskonale, a tobie?
- Również dobrze. - uśmiechnęłam się. - Masz może jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
- Tak. Wybieram się z Priscillą do filharmonii.
- Z Priscillą? - powtórzyłam zdziwiona. - Ach, no tak. Zapomniałam, że do siebie wróciliście.
- Jeśli ty nie masz co robić, to słyszałem, że Gregorio jest wolny, a jeśli nie, to zawsze możesz wziąć do domu papierkową robotę.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. - odrzekłam. - Tak się składa, że nie mam ochoty na spędzenie wolnego czasu z Gregorio, ani z dokumentami.
- Żartuję. W Walentynki bym cię nawet o to nie prosił. - uśmiechnął się.
- Wiesz co ci powiem? Walentynki to tandeta. Jeśli się kogoś kocha, to powinno mu się ukazywać tą miłość codziennie, a nie raz do roku.
- Przypomnę ci, że w zeszłym roku miałaś zupełnie inne podejście do tego święta.
- Tak, ale to było w zeszłym roku. - powiedziałam. - Ludzie się zmieniają.
- Mów sobie co chcesz Angie, ale ja wiem jaka jest prawda.
- O czym ty mówisz? Przecież powiedziałam ci to co naprawdę myślę.
- W takim razie myślałabyś zupełnie inaczej, gdyby ktoś tutaj dzisiaj był. Ale go nie ma i musisz sobie jakoś z tym poradzić.
- Przestań bredzić German. Przecież doskonale sobie z tym radzę.
- Nie byłbym tego taki pewien. - rzucił nim zadzwonił dzwonek. - Muszę iść na lekcje. Do zobaczenia później.
Co on sobie myślał? Że zna mnie lepiej niż ja sama siebie znam? Jeśli tak, to był w błędzie. Od zawsze uważałam, że miłość powinno się okazywać każdego dnia, a nie tylko raz na jakiś czas. Sięgnęłam dziennik grupy, z którą miałam właśnie lekcje i ruszyłam do sali, w której miały się one odbyć.

Byłam zmęczona. Całym tym dniem, tymi wszystkimi lekcjami i zakochanymi parami. Chyba mój szwagier miał rację. Wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej gdyby Pablo był tutaj, a nie w Europie. Niestety, taka była kolej rzeczy i musiałam to jakość znieść. Gdy wróciłam do domu przebrałam się w coś luźniejszego i położyłam się do łóżka. Sądziłam, że to będzie bardzo dobry pomysł na spędzenie reszty tego dnia. Własne łóżko i nic po za tym. Jednak kilka chwil później przekonałam się, że nie było to najlepsze rozwiązanie. Kiedy się położyłam i zaczęłam tak o wszystkim rozmyślać zauważyłam, jak bardzo brakuje mi mojego męża. Każdego dnia, gdy miałam wiele rzeczy do zrobienia nie zauważałam tego przez nadmiar obowiązków aż do teraz kiedy znalazłam chwilę, aby odpocząć i pomyśleć. Brakowało mi go. Brakowało mi jego dotyku, szeptu, bliskości, pocałunków... wszystkiego. Tak strasznie chciałam mieć go przy sobie, ale to było niemożliwe. Był on na zupełnie innym kontynencie, jakieś dziesięć tysięcy kilometrów ode mnie. To jest okropne, że z dnia na dzień tak wiele się zmieniło. Jednego dnia byliśmy razem, budziliśmy się obok siebie, rozmawialiśmy ze sobą po kilkanaście razy, a drugiego dnia zostaliśmy od siebie oddaleni. Obróciłam się plecami do drzwi i zaczęłam zasypiać. Byłam już blisko zapadnięcia w sen, gdy nagle ktoś wskoczył na łóżko z głośnym okrzykiem "buuu!". Przestraszona energicznie zerknęłam w tamtą stronę i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Myślałam, że osoba siedząca po mojej prawej stronie to tylko wybryk mojej wyobraźni, lecz nie. Ona była tu na prawdę.
- Pablo...? - wymruczałam rzucając mu się na szyję. - Nie wierzę. Jak ty tu...?
- Nie mogłem pozwolić na to, żeby moja księżniczka spędzała tak ważny dzień sama. - odpowiedział.
- Ale... jak?
- Normalnie. Wsiadłem wczoraj w samolot, przyleciałem i jestem.
- Nie wierzę... Nie wierzę... To na prawdę ty... - powtarzałam nie wypuszczając go z uścisku.
- W takim razie lepiej uwierz. Kochanie, to naprawdę ja.
- Jesteś cudowny. - powiedziałam patrząc mu w oczy. - Tak bardzo cię kocham...
- Ja ciebie też najdroższa. - odparł całując mnie w czoło.
Siedzieliśmy tak może z piętnaście minut, a może z godzinę. Nie wiem. Wiem, że nie chciałam się stamtąd ruszać. Byłam wtulona w jego ciało. Czułam na sobie jego dotyk, czego tak bardzo mi brakowało. I jego głos, gdy do mnie mówił nareszcie nie był zniekształcony przez telefon. Wiedziałam, że on jest w stanie zrobić dla mnie coś takiego, ale coś mi w środku podpowiadało, że jednak tego nie zrobi. Widocznie bardzo się pomyliłam. Przyleciał do mnie. Przesiedział 20 godzin w samolocie tylko po to, żebym była szczęśliwa przez pół dnia.
- To co? Możemy kontynuować dalszą część walentynkowych niespodzianek, czy chcesz jeszcze chwilę popłakać w moje ramię?
- To są jeszcze jakieś niespodzianki? - spytałam zdziwiona. - Naprawdę dziękuję, ale twoja obecność w zupełności mi wystarczy. - powiedziałam. - Po za tym pewnie jesteś zmęczony lotem, więc musisz odpocząć. I teraz mówię serio. Nie musisz mnie już nigdzie zabierać. Wystarczy mi to, że tutaj jesteś.
- Jesteś naprawdę kochana Angeles. - odparł. - Ale chyba krótkiego spaceru mi nie odmówisz, prawda?
- Dobrze, na krótki spacer mogę się zgodzić. - uśmiechnęłam się. - Przebiorę się tylko w coś do wyjścia i możemy iść.
Pablito wypuścił mnie z uścisku. Wstałam z łóżka i otworzyłam szafkę z ubraniami. Szybko wybrałam z niej jakąś koszulkę i dżinsy, które na siebie włożyłam. Kiedy się przebrałam rozpuściłam włosy i przeczesałam je kilka razy szczotką. Gdy tak stałam przed lustrem w sypialni i próbowałam się ogarnąć mój mąż do mnie podszedł, objął mnie rękoma i przyciągnął ku sobie.
- Jesteś piękna... - mruknął mi na ucho. - Jeszcze piękniejsza niż przez wideo rozmowy. - szepnął, a następnie zaczął mi oddawać delikatne pocałunki w szyję. - Tęskniłem... Tak strasznie za tobą tęskniłem...
- Ja za tobą też. - odparłam.
- Chodź. Wrócimy do tego po spacerze. - powiedział łapiąc mnie za dłoń.
Wyszliśmy razem z domu kierując się w stronę parku. Doskonale wiedziałam, że Pablo będzie chciał tam iść. Wtuleni w siebie doszliśmy do naszego głównego celu, którym była nasza ławka. Ta ławka, na której on siedział i grał, gdy ja przechodziłam obok. Ta ławka, dzięki której się poznaliśmy. Usiedliśmy na niej i patrzyliśmy przed siebie.W końcu byliśmy razem. Nadal nie potrafiłam w to uwierzyć.
- Kiedy wracasz do Hiszpanii? - spytałam, aby dowiedzieć się ile czasu nam jeszcze zostało.
- Jutro o dwunastej mam samolot. Obiecałem, że wrócę przed weekendem.
Nagle na mojej twarzy namalował się smutek. Wiem, że powinnam była cieszyć się z tego, że przyleciał do mnie na parę godzin, ale wiadomość o tym, że następnego dnia już wylatuje nie była dla mnie czymś wesołym.
- Angie, przepraszam cię. Naprawdę chciałbym zostać dłużej, ale nie mogę. Muszę wracać. Czeka na mnie praca, obowiązki... Sama chyba to rozumiesz.
- Tak, tak... Naprawdę doceniam to, że tu teraz jesteś. Tylko... - urwałam.
- Tylko co?
- Tylko nie wiem, ile jeszcze tak wytrzymam. Na co dzień, jakoś nie przeszkadza mi to, że żyję w związku na odległość, ale gdy przychodzi taki moment, że się zamyślę, to potrafię się nawet rozpłakać z tęsknoty. - mówiłam ściskając jego rękę coraz mocniej. - I wiem, że nie powinnam była ci tego mówić, bo to przecież ja namówiłam cię do tego wyjazdu, ale muszę powiedzieć ci to, co leży mi na sercu. Kocham cię, a kilometry, które nas dzielą nie sprawią, że moje uczucia się zmienią. Gorzej z moją psychiką...
- Niestety, jest już za późno, abym mógł się wycofać... - zaczął. - Ale pomyśl, że całe wakacje spędzę tutaj z wami. Później jeszcze tylko jeden rok szkolny i wrócę do Buenos Aires już na stałe. I już nigdy was nie opuszczę.
- Wiem, wiem... - wciągnęłam głośno powietrze.
- **Uśmiechnij się w końcu. Mamy taki piękny dzień. No co jest? Nie rób takiej miny. - próbował mnie rozweselić.
- Jakiej? - zapytałam.
- Takich oczek... - odpowiedział. - Te oczka...
- Jakie?
- Śliczne**. - rzucił. - Nie bądź smutna. Wykorzystajmy ten czas póki jesteśmy razem. Zaraz wrócę do Europy i będziemy żałować, że go nie wykorzystaliśmy.
- Jak tam w ogóle jest? - zainteresowałam się. - Jak hiszpańskie Studio? Bardzo różni się od naszego?
- Nie. Prawie w ogóle. - odpowiedział. - Uczy tam nawet taka ładna nauczycielka. Ma na imię Annie i wydaje mi się, że wpadłem jej w oko... - przerwałam mu szturchając go pięścią w żebro. - Ale uświadomiłem ją już dawno, że moje serce należy do kobiety zamieszkującej Argentynę. Biedaczka się załamała, bo przecież po tej planecie chodzi nie wiele takich ideałów jak ja. Takich bystrych, inteligentnych...
- Skromnych... - dodałam śmiejąc się.
- Dokładnie. - przytaknął.
- Głupol. - rzuciłam.
- Coś ty powiedziała?
- Nie, nic... - odparłam.
- Mów, albo...
- Albo?
- Albo zagilgoczę cię na śmierć! - powiedział łaskocząc mnie po brzuchu.
Zaczęłam się głośno śmiać i wiercić. Nigdy nie lubiłam, gdy ktoś mnie łaskotał, ale tym razem byłam w stanie mu to wybaczyć. Nagle zaczął kropić deszcz, który z każdą chwilą zamieniał się w coraz to większą ulewę. Nie przeszkadzało nam to aż do pewnego momentu, gdy poczuliśmy, że cali już kompletnie przemknęliśmy.
- Chyba pora wrócić już do domu. - stwierdził mój mąż.
- Chyba tak. - przytaknęłam.
Wstaliśmy oboje z ławki i trzymając się za ręce zaczęliśmy biec w stronę naszego mieszkania. Znaleźliśmy się w nim kilka minut później. Gdy zamknęłam za sobą drzwi oparłam się o nie i zrobiłam kilka głębokich wdechów, gdyż naprawdę zmęczyłam się naszym biegiem. Pablo podparł ręce na kolanach i również próbował wyregulować swój oddech. Kiedy mi się to udało zaczęłam się śmiać. Zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Tak po prostu. Tak po prostu było mi do śmiechu. Wtedy on energicznie się wyprostował i podszedł do mnie obejmując moją twarz w swoje dłonie. Odgarnął mi z policzków mokre włosy, a z pod oczu krople deszczu. Zbliżył swoje usta do moich i pocałował mnie. Myślałam, że rozpłynę się z zachwytu. Tak dawno nie czułam jego warg na moich i tak bardzo za tym tęskniłam. Przycisnął mnie delikatnie do drzwi. Rozpływałam się w ich smaku. Zaczęliśmy składać sobie pocałunki coraz szybciej. A on, zapewne nieświadomie, coraz mocniej przyciskał mnie do wejścia, ale jakoś niespecjalnie mi to przeszkadzało. Nagle wydawało mi się, że ktoś jakby próbował otworzyć drzwi. W pierwszej chwili to zignorowałam, ale później pomyślałam, że to może być moja córka. Gdy za drugim razem poczułam pod plecami, że ktoś pcha drzwi w celu dostania się do środka przestałam odwzajemniać pocałunki i szturchnęłam Pabla w ramię.
- Martina chce wejść. - szepnęłam mu na ucho.
- W takim razie na trzy biegniemy do salonu. - zarządził. - Raz... dwa... trzy!  - odliczył i zaczęliśmy biec w stronę pierwszych drzwi po lewo.
Można powiedzieć, że udało nam się to, gdyż nasza córka nas nie zauważyła. Dopiero, gdy weszła wgłąb domu razem ze swoim chłopakiem poinformowała nas o popsutych drzwiach.
- Cześć mamo! - krzyknęła. - Już wróciłam! Jestem z Tomem! Drzwi się chyba... - nie dokończyła zdania, gdyż ujrzała mnie i swojego tatę siedzących na kanapie w pokoju przed telewizorem. - Tata! - ucieszyła się i podbiegła do niego, aby się z nim przytulić. - Co ty tutaj robisz? Miałeś przylecieć dopiero w lipcu.
- Tak, ale postanowiłem zrobić wam małą niespodziankę na Walentynki. - uśmiechnął się.
- To świetnie. Na ile przyjechałeś?
- Tylko na kilka godzin. Jutro o dwunastej mam samolot.
- Szkoda... - mruknęła nastolatka pod nosem. - Ale super, że w ogóle jesteś.
- Dzień dobry. - przywitał się Tom.
- Cześć. - odpowiedział Galindo. - Dawno cię nie widziałem. - podszedł do niego bliżej. - Pamiętaj, że jak jeszcze raz zranisz moją córkę to nie zobaczymy się już więcej, jasne?
- Ocz-cz-czywiście... - wybełkotał przerażony chłopak.
- Pewnie zamierzacie spędzić resztę dnia sami, zgadłam? - spytała Martina.
- Zależy, a dlaczego pytasz? - rzuciłam w odpowiedzi.
- Bo skoro tata jutro wraca do Hiszpanii, to może zjedlibyśmy razem kolację? I pośpiewali sobie? Co wy na to?
- Ja bardzo chętnie. - odparłam.
- Ja również.
- I ja.
- W takim razie bierzmy się do gotowania. - zarządziła moja córka.
Całą resztę wieczoru spędziliśmy w rodzinnej atmosferze. Kto powiedział, że Walentynki są tylko dla zakochanych? Jak się okazało to również idealny dzień do spędzenia go razem z rodziną. Na kolację przygotowałyśmy z Martiną spaghetti, a gdy skończyliśmy jeść posiłek chwyciliśmy instrumenty i zaczęliśmy grać jak i śpiewać. Odczuwałam szczęście. Bezgraniczne szczęście. Od dawna nie widziałam siebie takiej wesołej. Gdy skończyliśmy nastolatka poszła odprowadzić swojego chłopaka kawałek do domu, a ja wraz z mężem sprzątaliśmy po jedzeniu.
- To był naprawdę udany dzień. - uniosłam lekko kąciki ust. - Jeszcze raz muszę ci podziękować za to, że przyleciałeś. Sprawiłeś mi tym naprawdę ogromną radość.
- Cieszę się, że będąc przy kimś mogę sprawić, że na twarzy wymaluje mu się uśmiech. - odpowiedział. - A tak na serio, też się cieszę, że w końcu się zobaczyliśmy. Mimo, że rozmawiamy ze sobą codziennie przez telefon, czy internet, to spotkanie cię na żywo jest jednak najlepsze. Tęskniłem za tym.
- Ja również. - odparłam kładąc mu rękę na ramieniu. - Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. - powiedział chwytając moją dłoń i położył ją sobie na piersi. - Jesteś dla mnie wszystkim...

* - takie małe wyjaśnienie. Kiedy w Polsce jest zima, w Argentynie jest lato ;)
** - cytat Pabla i Angie z któregoś tam odcinka V1.
Hejka! Jak Wam się podoba jednorazówka walentynkowa? Mam nadzieję, że jest znośna ;)
Przepraszam, że jest taka krótka, ale muszę się przyznać, że wzięłam się za nią dopiero dzisiaj, bo w tygodniu przez szkołę nie miałam zbytnio czasu, a jak na złość w piątek się przeziębiłam i cały wczorajszy dzień zdychałam w łóżku.
Całe szczęście, dzisiaj poczułam się nieco lepiej i coś tam napisałam :)

Do zobaczenia! :*
bloggerka

Ciekawostka: Tytuł jednorazówki w oryginale brzmi: "I'm missing more than just your body" i jest to fragment piosenki Justina Biebera - "Sorry".

2 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)