Od tego rozdziału
Angie i Pablo w rozdziałach
Angie i Pablo w rozdziałach
będą już starsi o rok.
(Taaa... Angie wybiła 30! :D)
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca." - Paulo Coelho
"W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca." - Paulo Coelho
Zwykły dzień... Czyżby? Od rana tak mi się wydawało. Wstałam z łóżka, zeszłam na dół i miałam zamiar robić sobie śniadanie, gdy nagle w kuchni pojawił się Pablo.
- Sto lat, moja Najdroższa! - pocałował mnie w policzek, a następnie wręczył do ręki małe pudełeczko. - To dla Ciebie.
- Ach, no tak! Przecież dzisiaj moje urodziny. Zapomniałam.
- Mam super plan dnia, aby ten dzień był dla Ciebie wspaniały. Każdy detal dopracowany. No, więc... O dwunastej, pójdziemy...
- Pablo. - przerwałam Mu. - Bardzo dziękuję, ale chciałabym, żeby to był normalny dzień. Taki jak inne. Rozumiesz?
- Ale będziesz wtedy szczęśliwa?
- A dlaczego miałabym nie być?
- Ostatnio się nieźle wkurzyłaś za tą akcję w Walentynki...
- Tak, ale dzisiaj pamiętałeś o moim święcie, a nawet ja o nim zapomniałam. Bardzo Ci dziękuję. Kocham Cię i proszę, żeby to był zwykły dzień.
- No, dobrze... Ale obiecaj mi chociaż, że po pracy pójdziesz ze mną chociaż do cukierni, na jakieś ciasto, okej?
- To mogę Ci obiecać. - uśmiechnęłam się.
- Nie otworzysz prezentu? - zapytał po chwili.
- Oj, tak. Już. - otworzyłam pudełeczko, a w nim była bransoletka. - Pablo, ja Ci dziękuję... Nie wiem co powiedzieć... Jest prześliczna...
Bransoletka była cała ozłacana z moim imieniem, które znajdowało się w środku serca. Mało tego, opakowanie prezentu także był bardzo ozdobne.
- Jeszcze raz dziękuję. - pocałowałam Go w policzek.
- To co? Idziemy? - zapytał mój mąż.
- Dokąd Ty chcesz już iść?
- Do Studia.
- Tak bez śniadania?
- Zjemy coś po drodze. Chodź. - złapał mnie za rękę i chciał wyjść.
- Chwila, chwila... A co z Martinom?
W tej właśnie chwili rozległo się pukanie do drzwi. Pablo podbiegł do nich niczym opętany. Oczywiście w drzwiach stała niania naszej córki. Mój mąż ponownie złapał mnie za rękę i wybiegł ze mną z domu. Nie wiedzieć czemu, biegliśmy bardzo szybko. Obawiałam się, że coś się stało. Gdy tylko wbiegliśmy Pablo nagle gwałtownie przystanął. Przestraszyłam się. Nagle zaczęliśmy iść powoli, a na dodatek mój mąż z każdym krokiem szedł przodem, tak, jakby chciał sprawdzić, czy za ścianą nie czyha jakiś seryjny morderca. Na korytarzu panowała dziwna cisza. Nie było słychać muzyki, a dzieciaki... No właśnie. Gdzie podziały się dzieciaki i ich tańce? Nie było ich. Zniknęli.
- Pablo, gdzie są uczniowie? - zapytałam.
- Nie wiem...
- A dlaczego tak dziwnie spacerujemy po korytarzu?
- Dziwnie?
- Zachowujesz się tak, jakby w Studio byli jacyś zabójcy.
- No dobra. Mam Ci powiedzieć prawdę?
- Byłabym wdzięczna. - odparłam.
- Chodzi o to, że mam dla Ciebie jeszcze jedną malutką niespodziankę.
- To znaczy...?
- Chodź to zobaczysz!
Pociągnął mnie za rękę i po paru chwilach znaleźliśmy się w pokoju dyrektora. Tam stał mały torcik z napisem "29 lat Angie", a także w pokoju była moja córeczka.
- Martina? Co ona tutaj robi?
- Przyszliśmy wcześniej, żeby Ci taką mini-niespodziankę zrobić.
- Ale nie planujesz nic więcej?
- Obiecałem Ci to. - uśmiechnął się.
- To powiedź mi jeszcze, dlaczego się tak skradaliśmy po Studio.
- Żebyś nie zobaczyła niani Martiny, jak ją przynosi tylnym wejściem.
- A co później z małą będzie?
- Opiekunka przed dziewiątą ją odbierze.
- W takim razie, możemy spokojnie zjeść ten torcik. - ucieszyłam się.
Czas minął mi naprawdę bardzo szybko. Z jednej strony chciałam zorganizować jakieś chociażby małe przyjęcie, ale z drugiej strony nie miałam na to czasu. Jedzenie, goście, zaproszenia... To zbyt czasochłonne. Spędzę je, jak zwykły dzień. Przecież już od przyszłego roku nie będę liczyła lat i obchodziła urodziny, bo "przejdę, na czarną stronę mocy"*, tak jak Pablo w tym roku. Zaraz przed dzwonkiem niania przyszła po moją córkę, pożegnałam się z nią i wyszły, a ja ruszyłam na lekcję.
- Witajcie kochani. - przywitałam się.
- Angie, słuchaj... Mamy do Ciebie taką małą prośbę...
- Tak?
- Moglibyśmy się zwolnić się z lekcji?
- Ale jak to? Wy wszyscy?
- Tak...
- Dlaczego?
- Bo mamy bardzo ważną sprawę do zrobienia... Prosimy... Ona jest naprawdę ważna...
W tej właśnie chwili do sali wparował spóźniony Pablo, który długo nie mógł się rozstać ze swoją córką.
- Dobrze, że jesteś. - powiedziałam. - Dzieciaki chcą się pozwalniać z lekcji.
- Wszystkie? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Podobno to coś ważnego.
- Ale żeby aż tak? - zwrócił się do uczniów.
- Tak... To jest naprawdę ważne. - odpowiedzieli.
- Skoro musicie...
- Dzięki Pablo! - odparli ucieszeni i szybko wybiegli z klasy.
- Mogliśmy się jeszcze nie żegnać z Martinom... - powiedziałam.
- Oj, tam... Przynajmniej mamy teraz trochę czasu dla siebie... - zbliżył się do mnie.
- Pablo... Jesteśmy w szkole...
- No i?
- Ktoś tutaj może w każdej chwili wejść...
- No już nie przesadzaj, Angie...
- Później. - odparłam stanowczo. - Słuchaj, bo tak mi się przypomniało, że chciałeś mnie zabrać gdzieś po zajęciach... Może do Resto Band na obiad? Co Ty na to?
- Oczywiście!
Ponieważ nie było dzieciaków, bo robiły "coś ważnego", mieliśmy z Pablem o wiele mniej godzin, gdyż to była grupa na najwyższym poziomie, dlatego było z nią najwięcej zajęć. Ja miałam tylko trzy godziny zajęć. Po nich zaczekałam na swojego męża i wybraliśmy się razem do wyznaczonej knajpki. W środku było ciemno. Pomyślałam, że jest zamknięte, ale zobaczyłam, jak ktoś stamtąd wychodzi, a następnie wchodzi i nie był to nikt z rodziny Franczeski. Weszliśmy do środka, a tam...
- Niespodzianka! - nagle wszyscy moi przyjaciele wyskoczyli z kryjówek.
- Ojejku... Nie spodziewałam się tego... - byłam pod ogromnym wrażeniem. - Nie trzeba było...
- Ale wyprawienie Ci urodzin to sama przyjemność! - krzyknęła Violetta.
- Wiedziałeś? - zapytałam.
- Nie... - był w takim samym szoku jak ja.
Zabawa trwała bardzo długo. Przyszli uczniowie i nauczyciele ze Studia, German i moi znajomi... Bawiłam się naprawdę wspaniale. Resto Band był ślicznie przystrojony. Muzyka była puszczana z odtwarzacza, ale czasami także dzieciaki śpiewały. Było bardzo przyjemnie, atmosfera była wspaniała. Uczniowie wymyślili mnóstwo zabaw, dostałam dużo prezentów. I pomyśleć, że Pablo nie miał nic z tym wspólnego... Nagle na salę wyjechał ogromny tort, na którym były napisane dla nas krótkie życzenia. Dlaczego dla nas? Mój mąż obchodzi urodziny tydzień później po mnie.
- Sto lat, Angie! Sto lat, Pablo! - zdmuchnęliśmy świeczki.
- I minął kolejny, wspaniały rok... Minął razem z Tobą... - powiedział mój mąż.
- Kocham Cię. - powiedziałam.
- Ja Ciebie bardziej... - moje usta zatopiły się w Jego pocałunku...
----------------------------------------------------------------------------------
* - cytat z "Na dobre i na złe".
Bardzo Was przepraszam, że jednorazówka jest tak późno,
aczkolwiek ok. 15:30 (gdy przepisałam już połowę) dowiedziałam się,
że bardzo bliska mi osoba jest w szpitalu.
Musiałam się jak najszybciej dowiedzieć o co chodzi, w związku
z czym dostałam się tam jak najszybciej.
Musiałam przekładać urodziny na godzinę później, w związku
z czym goście posiedzieli trochę dłużej...
I dopiero przed chwilą mogłam dokończyć ją przepisywać.
Bardzo Was przepraszam. Widziałam, że pojawiło się mnóstwo komentarzy krytykujących,
ale nie mogłam nic innego w tej sytuacji zrobić.
Przepraszam jeszcze raz!
bloggerka
- Sto lat, moja Najdroższa! - pocałował mnie w policzek, a następnie wręczył do ręki małe pudełeczko. - To dla Ciebie.
- Ach, no tak! Przecież dzisiaj moje urodziny. Zapomniałam.
- Mam super plan dnia, aby ten dzień był dla Ciebie wspaniały. Każdy detal dopracowany. No, więc... O dwunastej, pójdziemy...
- Pablo. - przerwałam Mu. - Bardzo dziękuję, ale chciałabym, żeby to był normalny dzień. Taki jak inne. Rozumiesz?
- Ale będziesz wtedy szczęśliwa?
- A dlaczego miałabym nie być?
- Ostatnio się nieźle wkurzyłaś za tą akcję w Walentynki...
- Tak, ale dzisiaj pamiętałeś o moim święcie, a nawet ja o nim zapomniałam. Bardzo Ci dziękuję. Kocham Cię i proszę, żeby to był zwykły dzień.
- No, dobrze... Ale obiecaj mi chociaż, że po pracy pójdziesz ze mną chociaż do cukierni, na jakieś ciasto, okej?
- To mogę Ci obiecać. - uśmiechnęłam się.
- Nie otworzysz prezentu? - zapytał po chwili.
- Oj, tak. Już. - otworzyłam pudełeczko, a w nim była bransoletka. - Pablo, ja Ci dziękuję... Nie wiem co powiedzieć... Jest prześliczna...
Bransoletka była cała ozłacana z moim imieniem, które znajdowało się w środku serca. Mało tego, opakowanie prezentu także był bardzo ozdobne.
- Jeszcze raz dziękuję. - pocałowałam Go w policzek.
- To co? Idziemy? - zapytał mój mąż.
- Dokąd Ty chcesz już iść?
- Do Studia.
- Tak bez śniadania?
- Zjemy coś po drodze. Chodź. - złapał mnie za rękę i chciał wyjść.
- Chwila, chwila... A co z Martinom?
W tej właśnie chwili rozległo się pukanie do drzwi. Pablo podbiegł do nich niczym opętany. Oczywiście w drzwiach stała niania naszej córki. Mój mąż ponownie złapał mnie za rękę i wybiegł ze mną z domu. Nie wiedzieć czemu, biegliśmy bardzo szybko. Obawiałam się, że coś się stało. Gdy tylko wbiegliśmy Pablo nagle gwałtownie przystanął. Przestraszyłam się. Nagle zaczęliśmy iść powoli, a na dodatek mój mąż z każdym krokiem szedł przodem, tak, jakby chciał sprawdzić, czy za ścianą nie czyha jakiś seryjny morderca. Na korytarzu panowała dziwna cisza. Nie było słychać muzyki, a dzieciaki... No właśnie. Gdzie podziały się dzieciaki i ich tańce? Nie było ich. Zniknęli.
- Pablo, gdzie są uczniowie? - zapytałam.
- Nie wiem...
- A dlaczego tak dziwnie spacerujemy po korytarzu?
- Dziwnie?
- Zachowujesz się tak, jakby w Studio byli jacyś zabójcy.
- No dobra. Mam Ci powiedzieć prawdę?
- Byłabym wdzięczna. - odparłam.
- Chodzi o to, że mam dla Ciebie jeszcze jedną malutką niespodziankę.
- To znaczy...?
- Chodź to zobaczysz!
Pociągnął mnie za rękę i po paru chwilach znaleźliśmy się w pokoju dyrektora. Tam stał mały torcik z napisem "29 lat Angie", a także w pokoju była moja córeczka.
- Martina? Co ona tutaj robi?
- Przyszliśmy wcześniej, żeby Ci taką mini-niespodziankę zrobić.
- Ale nie planujesz nic więcej?
- Obiecałem Ci to. - uśmiechnął się.
- To powiedź mi jeszcze, dlaczego się tak skradaliśmy po Studio.
- Żebyś nie zobaczyła niani Martiny, jak ją przynosi tylnym wejściem.
- A co później z małą będzie?
- Opiekunka przed dziewiątą ją odbierze.
- W takim razie, możemy spokojnie zjeść ten torcik. - ucieszyłam się.
Czas minął mi naprawdę bardzo szybko. Z jednej strony chciałam zorganizować jakieś chociażby małe przyjęcie, ale z drugiej strony nie miałam na to czasu. Jedzenie, goście, zaproszenia... To zbyt czasochłonne. Spędzę je, jak zwykły dzień. Przecież już od przyszłego roku nie będę liczyła lat i obchodziła urodziny, bo "przejdę, na czarną stronę mocy"*, tak jak Pablo w tym roku. Zaraz przed dzwonkiem niania przyszła po moją córkę, pożegnałam się z nią i wyszły, a ja ruszyłam na lekcję.
- Witajcie kochani. - przywitałam się.
- Angie, słuchaj... Mamy do Ciebie taką małą prośbę...
- Tak?
- Moglibyśmy się zwolnić się z lekcji?
- Ale jak to? Wy wszyscy?
- Tak...
- Dlaczego?
- Bo mamy bardzo ważną sprawę do zrobienia... Prosimy... Ona jest naprawdę ważna...
W tej właśnie chwili do sali wparował spóźniony Pablo, który długo nie mógł się rozstać ze swoją córką.
- Dobrze, że jesteś. - powiedziałam. - Dzieciaki chcą się pozwalniać z lekcji.
- Wszystkie? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Podobno to coś ważnego.
- Ale żeby aż tak? - zwrócił się do uczniów.
- Tak... To jest naprawdę ważne. - odpowiedzieli.
- Skoro musicie...
- Dzięki Pablo! - odparli ucieszeni i szybko wybiegli z klasy.
- Mogliśmy się jeszcze nie żegnać z Martinom... - powiedziałam.
- Oj, tam... Przynajmniej mamy teraz trochę czasu dla siebie... - zbliżył się do mnie.
- Pablo... Jesteśmy w szkole...
- No i?
- Ktoś tutaj może w każdej chwili wejść...
- No już nie przesadzaj, Angie...
- Później. - odparłam stanowczo. - Słuchaj, bo tak mi się przypomniało, że chciałeś mnie zabrać gdzieś po zajęciach... Może do Resto Band na obiad? Co Ty na to?
- Oczywiście!
Ponieważ nie było dzieciaków, bo robiły "coś ważnego", mieliśmy z Pablem o wiele mniej godzin, gdyż to była grupa na najwyższym poziomie, dlatego było z nią najwięcej zajęć. Ja miałam tylko trzy godziny zajęć. Po nich zaczekałam na swojego męża i wybraliśmy się razem do wyznaczonej knajpki. W środku było ciemno. Pomyślałam, że jest zamknięte, ale zobaczyłam, jak ktoś stamtąd wychodzi, a następnie wchodzi i nie był to nikt z rodziny Franczeski. Weszliśmy do środka, a tam...
- Niespodzianka! - nagle wszyscy moi przyjaciele wyskoczyli z kryjówek.
- Ojejku... Nie spodziewałam się tego... - byłam pod ogromnym wrażeniem. - Nie trzeba było...
- Ale wyprawienie Ci urodzin to sama przyjemność! - krzyknęła Violetta.
- Wiedziałeś? - zapytałam.
- Nie... - był w takim samym szoku jak ja.
Zabawa trwała bardzo długo. Przyszli uczniowie i nauczyciele ze Studia, German i moi znajomi... Bawiłam się naprawdę wspaniale. Resto Band był ślicznie przystrojony. Muzyka była puszczana z odtwarzacza, ale czasami także dzieciaki śpiewały. Było bardzo przyjemnie, atmosfera była wspaniała. Uczniowie wymyślili mnóstwo zabaw, dostałam dużo prezentów. I pomyśleć, że Pablo nie miał nic z tym wspólnego... Nagle na salę wyjechał ogromny tort, na którym były napisane dla nas krótkie życzenia. Dlaczego dla nas? Mój mąż obchodzi urodziny tydzień później po mnie.
- Sto lat, Angie! Sto lat, Pablo! - zdmuchnęliśmy świeczki.
- I minął kolejny, wspaniały rok... Minął razem z Tobą... - powiedział mój mąż.
- Kocham Cię. - powiedziałam.
- Ja Ciebie bardziej... - moje usta zatopiły się w Jego pocałunku...
----------------------------------------------------------------------------------
* - cytat z "Na dobre i na złe".
Bardzo Was przepraszam, że jednorazówka jest tak późno,
aczkolwiek ok. 15:30 (gdy przepisałam już połowę) dowiedziałam się,
że bardzo bliska mi osoba jest w szpitalu.
Musiałam się jak najszybciej dowiedzieć o co chodzi, w związku
z czym dostałam się tam jak najszybciej.
Musiałam przekładać urodziny na godzinę później, w związku
z czym goście posiedzieli trochę dłużej...
I dopiero przed chwilą mogłam dokończyć ją przepisywać.
Bardzo Was przepraszam. Widziałam, że pojawiło się mnóstwo komentarzy krytykujących,
ale nie mogłam nic innego w tej sytuacji zrobić.
Przepraszam jeszcze raz!
bloggerka
Przecież wczoraj byly twoje urodziny, a jeszcze bliski w szpitalu - jak mozna ci nie wybaczyc ? :D Na szczescie w pore weszlam, bo juz w pol do czwartej i juz chcialam isc spac, ale oplacilo sie jeszcze chwilke posiedziec :D suuper suuper suuper jednorazowka!! Slodkie pangie, podziwiam cie no;3
OdpowiedzUsuńJak to dobrze, że ktoś mnie zrozumiał :).
UsuńCieszę się, że się podobało <3.
Ojej, ktoś z rodziny ląduje w szpitalu w Twoje urodziny :c Ja kiedyś na urodziny sobie nogę złamałam, więcc.. XD Świetna jednorazówka ;3 Pangie, Pangie, Pangie <3
OdpowiedzUsuńTaaa... Ja to mam szczęście :/.
UsuńRok 2014 super się dla mnie zaczął...
Ja w dziesiąte urodziny, godzinę przed imprezą z drzewa spadłam
(i tutaj mówię serio xD).
Oczywiście zaraz była ogromna panika, że sobie coś zrobiłam :D.
Dzięki <3.