Hejka! :D
Mamy rozdział 12!
Zapraszam! <3
Violetta siedziała w pokoju i siedziała... Albo naprawdę tyle jej to zajęło, albo ja po prostu byłam okropnie niecierpliwa, zdenerwowana i chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, o czym rozmawiała z Diego. Podeszłam do drzwi i przyłożyłam do nich ucho...- Żartujesz?
- Nie. Nie cieszysz się?
Chwila... Dlaczego słyszałam także jego? Przecież oni tylko rozmawiali przez telefon...
- Jasne, że się cieszę. Tylko... tak trochę mnie zaskoczyłeś...
- W takim razie do zobaczenia kochanie. Tęsknię za tobą. Facundo też. Buziaki!
- Do usłyszenia. - rozmowa zakończyła się.
Jak zwykle chciałam uciec z tamtego miejsca, ale tym razem zdecydowałam, że postąpię inaczej. Miałam się już nagle wycofać, gdy stwierdziłam, że tego nie zrobię. Delikatnie zaczęłam uchylać drzwi. Zobaczyłam, że moja siostrzenica siedzi tyłem do nich. Głowę ma opartą na kolonach i jest owinięta kołdrą. Nie było słychać, żeby płakała. Podeszłam bliżej i usiadłam koło niej.
- I co? Dowiedział się?
- Nie wiem, bo nic nie mówił. - podniosła głowę.
Oczy całe jej się świeciły. Widocznie zanosiło jej się na płacz.
- To dlaczego jesteś taka smutna?
- Ja? Smutna? Wydaje ci się...
- No przecież widzę. Violu, nie udawaj.
- Angie, on dzisiaj wieczorem będzie w Buenos Aires.
- Diego?
- Tak.
- Ale przecież...
- Zabiera Facundo ze sobą. Wypuścili go ze szpitala wcześniej. Diego stwierdził, że przydadzą nam się takie wakacje w rodzinnym mieście.
- Co w tym takiego złego, bo nie rozumiem?
- Może on już wie? Tylko nie chciał ze mną o tym rozmawiać przez telefon? Przyjedzie tu i powie, żebym już nie wracała do Madrytu, bo tam już nie mam domu...
- Już nie dramatyzuj. To przecież był tylko jeden pocałunek.
- Tak, ale ja go raniłam tak częściej, nie pamiętasz? Jak chodziłam do Studia, to co chwile miałam problemy z Leonem i źle się to kończyło... A nawet jeśli Diego jeszcze nic nie wie, to przecież tutaj, w każdej gazecie teraz na okładce zobaczysz to zdjęcie... Jeszcze przecież może spotkać Leona gdzieś na mieście... Wtedy... - urwała.
Widziałam, że ledwo trzymała łzy w oczach. Nie chciałam już ją zamęczać tematem tego pocałunku. Trudno, co się stało, to się nie odstanie... Nie mogłam jej też teraz zostawić samej. Zaraz zadręczałaby się niestworzonymi historyjkami "co zrobi Diego"...
- Może pójdziemy zjeść śniadanie?
- O tej godzinie? Przecież ledwo jest siódma.
- Niby tak, ale przecież już raczej nie pójdziemy spać, nie?
- No dobrze...
Poszłyśmy do kuchni. Nalałam mleko do rondelka i wstawiłam. Parę minut później przyrządziłam z niego kakao, które wypiłyśmy jedząc kanapki z kremem czekoladowym.
I wydawałoby się, że ten dzień płynąłby nam bardzo krótko, lecz tak nie było, bo pomimo tego, iż Viola bała się faktu, że Diego może wiedzieć o jej pocałunku, bardzo chciała się z nim zobaczyć. Bardzo go kochała i tęskniła za nim. Nie widzieli się już dwa tygodnie. Wiec mimo dużej liczby obaw, gdy tylko zobaczyła swojego męża podbiegła i rzuciła mu się na szyję.
Diego wiedział, że Violetta jest u nas w domu, dlatego pierwsze co udał się właśnie tutaj. Moja siostrzenica cały czas stała w oknie, w salonie wyczekując swojego ukochanego. Gdy
tylko zobaczyła jakiś cień, czy ujrzała coś ruszającego się myślała, iż to właśnie on w końcu pojawił się, lecz najczęściej to byli inni ludzie, którzy przechodzili obok, lub zwierzęta. Aż w końcu, gdy zobaczyła, że furtka się otwiera i wchodzi przez nią dwoje chłopaków - jeden niższy, drugi wyższy, wiedziała, że w końcu się pojawili. Wybiegając z domu na boso, bez butów podbiegła do większego z nich, mocno się do niego przytuliła i oddała na jego ustach namiętny pocałunek. Wróciła do środka trzymając Diego za rękę, a przed nimi maszerował dziesięcio, już prawie jedenastoletni Facundo.
- Hola! - przywitał się.
- Cześć! Jak minęła podróż? - spytałam.
- Dobrze, ale gorzej z małym. - odparł Diego.
- Coś mu się stało?
- No, można tak powiedzieć... Wymiotował przez całą drogę...
- A teraz dobrze się już czujesz? - zapytałam troskliwie.
- Tak. - uśmiechnął się.
- To świetnie. Zostaniecie na kolacji?
- Zostaniemy? - Violetta spojrzała na swojego męża z proszącym wzrokiem.
- Zostaniemy. - stwierdził.
Po posiłku Diego koniecznie chciał ze mną porozmawiać. Gdy tylko mi to zakomunikował, w oczach mojej siostrzenicy pojawił się strach. Ja byłam prawie przekonana, że nie chodzi mu o to... Czy miałam rację?
- Angie, słuchaj... Jest taka sprawa...
- No dawaj.
- Viola ma niedługo urodziny, prawda? Więc może byśmy zorganizowali jej jurto taką mini-imprezę urodzinową, na którą zaprosilibyśmy Leona, żeby się ze sobą z powrotem zaprzyjaźnili. Wiesz, Violetta nie będzie się tam go spodziewać, a przecież nie widzieli się tyle czasu... Znam ją doskonale i wiem, że to doceni. Wtedy mało tego, że się z nim pogodzi to ja i ty u niej zapunktujemy. Tak więc jutro, w waszym domu o trzeciej. Pablo już wszystko wie, tylko chcieliśmy cię prosić, abyś zajęła się tortem, bo wiesz, tobie to wychodzi najlepiej. A po za tym, to całą resztę mamy już załatwioną. Olga i German zajęli się wszelkimi przekąskami, napojami... Nieźle to wymyśliłem, nie? - odparł dumnie.
- Czekaj, czekaj... Wolniej... Jutro? On? W naszym domu?
- Co w tym dziwnego? Chciałbym, aby oni się w końcu pogodzili.
- Diego, ale czy ty jesteś pewien tego, co mówisz?
- A czy ja niby niestworzone historię opowiadam?
- Leon i Violetta mają się spotkać i pogodzić na przyjęciu?!
- Przecież nic złego się nie może stać. Ja tam będę nad wszystkim czuwał. Jak się zacznie robić niefajnie to wkroczę do akcji i po sprawie. To jak?
Tak naprawdę chciałam wyrzucić mu z głowy ten pomysł, ale przecież już było za późno... Już wszystko było przygotowane... Tylko dlaczego Pablo się na to zgodził nie gadając ze mną? Ach, już pamiętam... Przecież on o niczym nie wie...
- No dobrze...
Wyszliśmy z pokoju. Diego chciał pójść zobaczyć, czy Viola będzie się jeszcze długo pakowała, ale ja go wyprzedziłam. Powiedziałam, że i tak muszę iść na górę. Zaraz, kiedy weszłam przez próg poleciało pierwsze pytanie od mojej siostrzenicy.
- Co on ci mówił?! Wie coś?!
- Nie, nic mu na ten temat nie wiadomo.
- To o czym rozmawialiście?
- O niczym ważnym...
- Angie! Powiedz!
- Diego się tylko pytał co ma zrobić z Facundo... Bo Martina miała kiedyś nogę złamaną tak jak on i prosił o rady... - nie mogłam jej przecież powiedzieć prawdy o przyjęciu...
- To nie mógł przy mnie?
- Wiesz... - starałam się coś wymyślić. - Jak to każdy facet. Boi się przyznać do błędów, więc nie mów mu, że ci o tym wspominałam, dobrze?
- Jasne. - odparła. - Skończyłam się pakować. Jakbym czegoś zapomniała to po mnie zadzwoń, okej?
- Okej.
Zeszłyśmy na dół. Całą rodziną pożegnaliśmy Diego, Violę i Facundo. Wiedziałam, że następny dzień będzie ciężki... Musiałam się do niego nie tylko fizycznie przygotować, jak i psychicznie... To, co miało się tam wydarzyć było jednym wielkim znakiem zapytania... Czy Leon wszystko wygada? Może Violetta sama się przyzna? Albo oboje zachowają to w tajemnicy?
Witam wszystkich! Jak tam Wam życie mija? :)
U mnie, powiem jedno - szkoła.
Zupełnie nie mam czasu na bloga, na nic.
Dzisiaj miałam chwilkę, więc skorzystałam.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ^^.
Nad nowym wyglądem nadal pracuję, ale już powoli kończę.
Więc mam nadzieję, że niedługo się z nim uporam,
bo miał się pojawić już dawno temu :P.
See you soon! :D
bloggerka
fajny rozdzialik :) Dobrze mi mija dziekuje.
OdpowiedzUsuńKejla <3
Dzięki ;D
UsuńRozdział bardo fajny, ciekawa jestem tej imprezy. :) Życie mi mija podobnie jak tobie. Nawet się nie można wyrobić na czas z rozdziałem. ;) Pozdrawiam i życzę weny! ;*
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńSzkoła jest do bani, ale tak właściwie, to gdyby nie prace domowe i uczenie się na kartkówki, testy i sprawdziany to byłoby ok ;D.
Dziękuję, wzajemnie ;*