niedziela, 21 lutego 2016

Sezon 3 - Rozdział 85 - Po jej twarzy spływała krew...

Cześć wszystkim!
Zapraszam na nowy rozdział! <3
- Dlaczego nie jesteś w Studio? - spytałam.
- Miałem teraz dwa okienka, więc stwierdziłem, że wpadnę do ciebie na parę minut. - odpowiedział. - Ale niestety zaraz muszę wracać.
- Odprowadzę cię. - rzuciłam.
- Lepiej zostań w domu.
- Pablo, przestań. Przecież nic mi się nie stanie. To tylko dziesięć minut drogi stąd. Po za tym, przyda mi się jakiś spacer, a z tobą będzie milej.
- A co jeśli przy szkole zobaczą cię uczniowie?
- Nic. Przecież nie umarłam, że mają mnie nie widzieć. - stwierdziłam.
- No dobrze. - westchnął. - Ale pod jednym warunkiem.
- Mianowicie?
- Gdy tylko dotrzesz z powrotem do domu to zadzwonisz do mnie, jasne?
- Dobrze. - przytaknęłam. - Nie musisz się aż tak o mnie martwić. W końcu jestem już dorosła od kilkudziesięciu lat i dałabym sobie radę.
- Może i jesteś dorosła, ale widocznie nie jesteś jeszcze w pełni tego świadoma, że jesteś całym moim światem i, że nie chcę, aby cokolwiek złego ci się przytrafiło.
- Wiem, że bardzo mnie kochasz. Ja ciebie z resztą też. Ale czasami jesteś zbyt nadopiekuńczy, co często jest odrobinę męczące. - odparłam. - Przepraszam, że ci to mówię, ale chciałabym, żebyś to wiedział.
- Masz rację. - odparł po chwili. - Zależy mi na tobie. Nie chcę, aby coś złego ci się przytrafiło, gdy mnie przy tobie nie ma.
- Zapomnij o tym. - poprosiłam. - Zapomnij o tym co ci powiedziałam. Bardzo doceniam to, że się o mnie troszczysz. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego.
Pod wpływem dotyku jego ciepłego ciała po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Zaraz po tym wzięłam głęboki wdech przez co poczułam zapach jego cudownych perfum. Nagle pojawiła się w mojej głowie świadomość, że już niedługo to zniknie. Niedługo sam jego głos będzie dla mnie czymś niebywałym. Ale wiem, że mimo kilometrów przetrwamy. Nie możemy się poddać.
- To co? Idziemy? - spytałam odsuwając się od niego i przecierając powieki. - Żebyś się nie spóźnił.
- Ej, ty płaczesz? - usłyszałam. - Angie, co się dzieje?
- Ja... - zaczęłam i zerknęłam mu w oczy. - Po prostu bardzo cię kocham. - odpowiedziałam.
Mój mąż objął mnie ręką i przyciągnął ku sobie, a następnie pocałował mnie w głowę po czym złapał za dłoń i wyszliśmy z domu. Zmierzaliśmy do Studia bardzo powolnym krokiem. Nie śpieszyło nam się zbytnio tym bardziej, że wyszliśmy nieco wcześniej niż mieliśmy. Pogoda była świetna. Słońce świeciło, na niebie były pojedyncze chmurki, a wiatr delikatnie wiał sprawiając, że nie było, ani za zimno, ani za ciepło.
- Wiesz co dzisiaj znalazłam w dokumentach? - zapytałam chcąc zerknąć na jego twarz, ale przez promienie słońca nie udało mi się to. - Pierwszy napisany przez ciebie list miłosny.
- Naprawdę? Nawet nie pamiętam do kogo on był...
- Hahah... Bardzo śmieszne. - zaśmiałam się.
- Mówię serio. Pisałem wiele listów miłosnych. Nie pamiętam do kogo był ten pierwszy.
- To znaczy, że nie pisałeś tylko do mnie? - zdziwiłam się.
- Nie. Pisałem do wszystkich dziewczyn, które chciałem poderwać.
- Ach... - mruknęłam. - Źle powiedziałam. Powinnam była powiedzieć, że znalazłam pierwszy otrzymany przeze mnie list miłosny.
- O ten ci chodzi. - powiedział ze śmiechem. - A ten pamiętam doskonale. To był pierwszy list napisany z serca, czyli można powiedzieć, że tak naprawdę on był pierwszy. Pamiętam go do dzisiaj.
- Co? - zdziwiłam się.
- "Angie! Chciałbym ci powiedzieć, że bardzo mi na tobie zależy. Mam nadzieję, że ty również odwzajemniasz moje uczucia...".
- Nie wierzę... - przerwałam mu.
- Układałem go dwa dni. Chciałem, żeby był wyjątkowy. - stwierdził. - Może ich pisałem ich dziesiątki, ale nad żadnym z nich aż tak bardzo się nie starałem jak nad tym.
- Mówiłam kiedyś, że mam najwspanialszego mężczyznę na świecie? - uśmiechnęłam się do niego słodko. - Nie mogę uwierzyć, że taki romantyk jak ty mógł być kiedyś takim playboyem.
- Oj był... - odparł mój mąż. - A teraz się wstydzi za te wszystkie złamane serca i romanse.
- Każdy z nas był kiedyś inny i nic już się na to nie poradzi. - chciałam go w jakiś sposób pocieszyć.
- I pomyśleć, że gdyby nie pewna kobieta, która pojawiła się na mojej drodze, nadal byłbym okropnym draniem. - odrzekł przyciągając mnie do siebie.
Objął mnie ręką, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Uśmiechałam się. Czułam, że serce zaczyna mi szybciej bić.
- Wróciłbyś dzisiaj szybciej ze Studia? - poprosiłam. - Poszlibyśmy na kolację, albo do kina.
- Z wielką chęcią. - odpowiedział. - Rozumiem, że myślisz o wyjściu tylko we dwoje? Bez Martiny?
- Tak, tylko... - zastanowiłam się przez moment. - Chyba to nie jest najlepsza pora na randkę.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Nasza córka od niedawna jest singielką. Chłopak z nią zerwał. Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, żeby zostawiać ją samą w domu.
- W takim razie... - zaczął Pablo. - Może poprośmy Lucasa o to, żeby zabrał gdzieś dziewczyny wieczorem? Do jakiejś pizzerii, albo kręgielni.
- Bardzo dobry pomysł. - przytaknęłam. - Wtedy wyjdziemy we dwoje z domu bez poczucia winy. - powiedziałam. - Zagadaj do niego w pracy, dobrze?
- Jasne. - rzucił. - Wydaje mi się, że od razu się zgodzi. Chyba, że będzie miał już jakieś plany na dzisiejszy wieczór, ale wątpię. Chociaż w sumie, kto go tam wie.
- Dokładnie. Może znalazł sobie jakąś dziewczynę i w końcu się zakochał? - zaśmiałam się.
- "W końcu"? Co masz na myśli? - zdziwił się Pablo.
- Nie ważne. - odpowiedziałam. - Nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego nie możesz mi powiedzieć? - zerknął na mnie rozczarowany. - Obiecałaś, że nic nikomu nie powiesz, prawda?
- Tak. - rzuciłam w odpowiedzi. - Musiał się komuś wygadać, a że byłam pod ręką to skorzystał.
- No dobrze. W takim razie zmieńmy temat. - poprosił mój mąż.
- Jak tam dzisiaj w Studio? Jak zajęcia?
- Dobrze, nawet bardzo dobrze. - odpowiedział. - Powiem ci, że uczniowie dzisiaj stwierdzili, że przydałoby się jakieś przedstawienie, bo dawno nic nie organizowaliśmy.
- Bardzo dobry pomysł. - stwierdziłam. - Można by tym razem zorganizować show taneczne, a wokal zepchnąć na drugi plan. Dawno nie robiliśmy przedstawienia, gdzie taniec był ważniejszy od śpiewu...
- To bardzo dobry pomysł. Musicie koniecznie podrzucić go Germanowi. - powiedział Pablo.
- Dlaczego Germanowi? - zapytałam, lecz po chwili uświadomiłam sobie odpowiedź na to pytanie. - No tak... Przecież przed wyjazdem nie zdążysz już nic zorganizować... Ile nam zostało?
- Dwa tygodnie. - odpowiedział mężczyzna.
- Zróbmy wszystko, aby te dwa tygodnie były jak najlepsze. - zaproponowałam. - Co ty na to?
- Jestem jak najbardziej za. - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
Dochodziliśmy już powoli do celu. Widziałam już sylwetki uczniów i słyszałam muzykę. Kiedy dotarliśmy do wejścia zatrzymaliśmy się na chwilę przed nim. Pablo stanął na przeciwko mnie i dotknął mojego policzka.
- Dziękuję, że mnie odprowadziłaś. - powiedział. - Miałaś rację, że taki spacer jest super pomysłem. Oby było ich więcej.
- To ja dziękuję, że pozwoliłeś mi się odprowadzić. - zaśmiałam się cicho.
- Muszę już lecieć, ale widzimy się niedługo.
- Miłej pracy. - pocałowałam go na do widzenia.
Mój mąż wszedł do budynku, a gdy przekroczył jego drzwi zatrzymał się i obrócił w moją stronę. Uśmiechnął się i pomachał mi ręką. Odwzajemniłam gest, a następnie zaczęłam wracać do domu. Mijałam kilkoro uczniów, którzy się witali ze mną z radością. Z niektórymi z nich zamieniłam kilka słów. Pytali, kiedy wrócę, bo nie mogli się doczekać mojego powrotu. Cieszyły mnie te słowa tym bardziej, że nie były one sztuczne, a prawdziwe. Odpowiadałam, że już niedługo, bo nie chciałam im podawać konkretnej daty, gdyż zawsze coś mogło się zmienić. Oddaliłam się od szkoły nie wiele, bo ledwo zdążyłam skręcić za róg, gdy nagle poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za ramię. Gdy się obróciłam zauważyłam, że była to Paula, najlepsza przyjaciółka mojej córki. Płakała. Makijaż jej się rozmazał, a włosy miała roztargane.
- Paula, coś się stało? - spytałam zmartwiona. - Dlaczego płaczesz?
- Angie, chodź do Studia... Chodź... szybko... - wybełkotała i zaczęła biec w tamtą stronę.
- Ale co się dzieje?! - krzyknęłam, ale dziewczyna to zignorowała.
Stwierdziłam, że niczego się nie dowiem, jeśli nie pobiegnę za nią. Tak więc zrobiłam. Chwilę później znalazłam się w budynku, w którym uczę śpiewu. Byłam na korytarzu. Nikogo oprócz mnie na nim nie było. Po raz pierwszy panowała tam grobowa cisza. Coś się musiało wydarzyć skoro było tam tak cicho.
- Angie, tutaj! - usłyszałam, lecz nie wiedziałam kto to krzyknął.
Nie wiedziałam dokładnie z którego miejsca ten ktoś do mnie krzyknął, ale dochodziło to mniej więcej ze strony sali tanecznej. Ruszyłam w tamtą stronę. Przez moment zastanawiałam się nad właścicielem głosu. Człowiek, który do mnie krzyknął, zapewne był uczniem, gdyż raczej żaden z nauczycieli nie miał takiej barwy głosu. Gdy weszłam do wspomnianej wcześniej przeze mnie klasy zapomniałam o czym myślałam, a w głowie nasuwało mi się coraz więcej pytań. Ujrzałam grupę mojej córki. Część z nich siedziała na podłodze, a druga część opierała się o ścianę zakrywając oczy dłońmi.
- Co się stało? - spytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi. - Niech ktoś mi powie co się dzieje! - poprosiłam.
W tamtym momencie do klasy wszedł Lucas, który również wyglądał na przybitego. Na mój widok westchnął głośno.
- Może ty mi powiesz co tutaj się wydarzyło. - zwróciłam się do niego. - Dlaczego wszyscy płaczą?
- Lepiej, żebyś porozmawiała o tym ze swoim mężem. - powiedział kładąc mi rękę na ramieniu. - Jest u siebie w gabinecie. Przy pukaniu powiedz, że to ty. Inaczej może cię nie wpuścić. - powiedział, a ja zerknęłam na uczniów.
Musiało wydarzyć się coś naprawdę złego. Najbardziej moją uwagę przykuł Tom, który siedział w kącie z głową opartą o ścianę. Po paru sekundach odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam jeszcze raz na mojego przyjaciela. Również wyglądał na załamanego. Nie chciałam go już dręczyć pytaniami. Pobiegłam w stronę pomieszczenia dyrektora. Stanęłam przed drzwiami i zgodnie, z instrukcją nauczyciela tańca zapukałam do nich, mówiąc, że to ja. Nacisnęłam na klamkę, ale okazało się, że było zamknięte. Pomyślałam, że Lucas mógł coś przekręcić, ale po chwili uświadomiłam sobie, że skoro wydarzyło się coś okropnego, to dyrektor mógł zamknąć się w środku.
- Pablo, to ja! Angie! Otwórz mi i powiedz co się dzieje! Proszę! - krzyczałam, lecz bezskutecznie.
Nagle energicznie dorwałam się do torebki w poszukiwaniu mojego breloczka z kluczami. Gdzieś pomiędzy nimi był przypięty klucz od pokoju dyrektorskiego, który miałam trzymać na wszelki wypadek. Dobrze, że miałam go przy sobie, bo inaczej nie dostałabym się do środka. Gdy go odnalazłam szybko dorwałam się do klamki i włożyłam klucz do dziurki. Powoli i nieco spokojniej weszłam do środka nie chcąc nikogo przestraszyć.
- Pablo... - zaczęłam. - Pablito, jesteś tu?
Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Usłyszałam ciche szlochanie, lecz nikogo na pierwszy rzut oka nie widziałam. Zerknęłam w stronę biurka i zauważyłam, że krzesło stojące za nim było odwrócone w stronę okna. Podeszłam do niego i zobaczyłam sylwetkę mojego męża, który na nim siedział. Miał on ręce oparte łokciami o kolana, a twarz mocno zaciśniętą pomiędzy dłońmi. Nie wiem, czy w tamtym momencie chciałam wiedzieć co się stało. Musiało być to coś naprawdę strasznego, skoro zamknął się w swoim gabinecie. Ale musiałam się w końcu dowiedzieć, dlaczego wszyscy płakali. Położyłam dłoń na jego plecach i ukucnęłam tak, aby moja głowa była na wysokości jego.
- Kochanie, co się stało? - spytałam cicho. - Dlaczego wszyscy płaczą? Dlaczego... dlaczego ty płaczesz?
Nie odpowiedział. Nadal milczał zaciskając dłoniami twarz.
- Proszę, powiedz mi. Nikt mi nie chce nic powiedzieć.
Zauważyłam, że powoli przestawał trzymać buzię zasłoniętą. Miałam nadzieję, że zaraz zacznie mówić.
- Przecież mnie możesz powiedzieć wszystko... - mruknęłam.
Wtedy zabrał dłonie z twarzy i spojrzał się na mnie. Był cały czerwony. Po policzkach spływał mu strumień łez. Miał nieregularny oddech.
- Martina... - wybełkotał.
- Co z nią? Gdzie ona jest? To z nią się coś dzieje?
- Miała wypadek. Zabrali ją do szpitala.
- Słucham? - nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. - Jak to? - zaczęłam zalewać się już łzami.
Pablo pociągnął nosem następnie wyprostował się i oparł o krzesło. Zapatrzył się za okno i zaczął do mnie mówić. Mimo to, nie odwracał wzroku od okna. Cały czas wpatrywał się w przestrzeń za nim.
- Zobaczyłem ją... Taką malutką... niewinną... bladą... Po jej twarzy spływała krew... Była przyciśnięta samochodem... Chciałem jej pomóc, ale zaczęli mnie od niej odciągać... Zobaczyłem czarny worek... Zacząłem krzyczeć... Mój mały kwiatuszek... Moje małe kochanie...
Każde jego następne zdanie sprawiało, że coraz bardziej płakałam. W końcu nie wytrzymałam i usiadłam mojemu mężowi na kolanach mocno się do niego przytulając. Nie odwzajemnił objęcia. Siedział nieruchomo i nadal wpatrywał się w przestrzeń za oknem.
- Gdzie ją zawieźli? - spytałam. - W którym szpitalu jest?
Nie odpowiedział. Spróbowałam jeszcze raz.
- Gdzie jest Martina?
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Lucasa. Poprosił, abym na chwilę do niego wyszła. Zerknęłam szybko na mojego męża, przetarłam oczy i wyszłam na korytarz.
- Pewnie jest z nim bardzo źle... - zaczął nauczyciel tańca.
- Tak. - rzuciłam w odpowiedzi.
- Nie dziw mu się. Widział całe zdarzenie.  - powiedział. - Martina leży w najbliższym szpitalu. Właśnie ma przeprowadzaną operację.
- Powiedz mi, co się wydarzyło. Bo tak naprawdę, ja nic nie wiem.
- Samochód osobowy potrącił twoją córkę. Kierowca zginął na miejscu natomiast Martina trafiła do szpitala. Z tego co powiedzieli mi lekarze jest w stanie krytycznym, ale może z tego wyjść.
- Zabierz mnie do niej, proszę. - nalegałam.
- Lepiej będzie, jeśli teraz odprowadzę ciebie i Pabla do domu. Martinie nie pomożesz. O nią walczą lekarze, a twoja pomoc jest teraz potrzebna komuś innemu. Musisz zająć się Pablem. Nie możesz pozwolić na to, aby się w sobie zamknął. Jeśli się to zdarzy może być później z nim naprawdę kiepsko. Więc jeśli się nim nie zajmiesz możesz stracić ich oboje. Rozumiesz? - odparł. - Wiem, że nie powinienem ci tak mówić, ale powinnaś być świadoma całej sytuacji. To może być dla ciebie bardzo trudny okres i musisz to wiedzieć, ale pamiętaj, że nie możesz się poddać.
Przytuliłam się do Lucasa. On przynajmniej odwzajemnił mój uścisk. Chciałam już nie płakać. Chciałam być silna, udowodnić sobie, że podołam, ale nie potrafiłam. Gdy tylko poczułam jego dotyk rozpłakałam się.
- Musimy teraz jakoś wrócić z Pablem do domu. Masz jakiś pomysł?
- Mam, tylko nie wiem, czy się uda. - odparłam przecierając oczy.
Weszłam z powrotem do środka. Kilka razy powtórzyłam jego imię, lecz on nie reagował. Złapałam go za rękę i delikatnie pociągnęłam. Wstał. Szłam z nim tak do wyjścia. Kiedy opuściliśmy gabinet dyrektora przekręciłam drzwi na klucz. Chwyciłam go ponownie za dłoń i razem z nim, Lucasem i Matyldą zaczęliśmy wracać do mieszkania. Po drodze próbowałam nawiązać kontakt z moim mężem, lecz nie udało mi się to. Gdy w końcu byliśmy na miejscu, położyłam Galindo do łóżka i zeszłam na dół na herbatę z moim tymczasowym współlokatorem.
- Jak myślisz? Mam jeszcze jakąkolwiek szansę, aby nawiązać z nim jakiś kontakt? - zapytałam.
- Wydaje mi się, że tak, chociaż nie jestem psychologiem i nie znam się na tym za dobrze. Może obejdzie się bez pomocy specjalisty. Jak będziesz potrzebowała się komuś wygadać możesz do mnie zadzwonić. Będę się starał zawsze odebrać.
- Musisz teraz wyjeżdżać? - spytałam. - Akurat teraz?
- Niestety... Muszę już wracać do siebie. - powiedział smutnym tonem. - Ale pamiętaj, że jestem z tobą cały czas myślami. Jestem z tobą i z całego serca cię wspieram.
- Dziękuję. - odparłam łapiąc go za rękę. - Lucas... a co z nami? Co z... miłością?
- A co ma być? Nadal bardzo cię kocham, ale to nie o mnie chodzi. Masz Pabla. Zostańmy przyjaciółmi, dobrze?
- Jasne. - odpowiedziałam. - Obiecaj mi, że nie zaniedbamy naszej przyjaźni.
- Obiecuję.
Dlaczego to wszystko musiało się dziać teraz? I to na dodatek działo się to wszystko naraz... Wypadek Martiny, Pablo, wyjazd Szulców z Buenos Aires... Wiedziałam, że gdy oni wyjadą poczuję się kompletnie sama. Łatwo mi było powiedzieć, że muszę się trzymać, ale było to o wiele trudniejsze do zrealizowania.

Witam wszystkich serdecznie! :D
Tak, tak. Wszyscy dobrze zrozumieli. Martina w szpitalu, Pablo ma depresję, Lucas wyjeżdża, a Angie zostaje sama.
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za ten rozdział. Bez trumien proszę :)

Do następnego! :*
bloggerka

4 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)