Buenas tardes a todos!
Zapraszam na rozdział 83! :)
- Co jej jest?! - krzyczał zdenerwowany Pablo.Zapraszam na rozdział 83! :)
- Nie mam pojęcia, nie wiem! Tańczyła razem z nami i nagle upadła!
***
- To na pewno moja wina! To ja ją namawiałem do tego, żeby z nami potańczyła. Gdybym tylko wiedział, że to się skończy w ten sposób nawet bym mi to przez myśl nie przeszło!
- Nie obwiniaj się o to. Ona... już wcześniej miała problemy ze zdrowiem i to zapewne z tego wynikło.
***
- Zabierzcie ją do najbliższego szpitala. Tam pracuje lekarz, który zapewne wie, jak ją wyleczyć.
***
- Halo? Halo, Angeles? Słyszysz mnie? Mówię do ciebie. Chyba straciła przytomność...
***
- Kobieta, Angeles Galindo, lat...
- Angie? Co ona tutaj robi?
- Straciła przytomność na zajęciach tanecznych.
Obudziłam się. Otworzyłam oczy i jedyne co widziałam to rażąca jasność. Dopiero po paru chwilach obraz zaczął się wyostrzać i zauważyłam przed sobą białą ścianę. Chciałam poruszyć głową, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, lecz nie udało mi się to, gdyż złapał mnie mocny skurcz. Postanowiłam spróbować ruszyć jakąkolwiek inną częścią ciała, ale nie mogłam. Zaczęłam panikować. Bałam się, że coś mnie sparaliżowało. Wzięłam głęboki wdech, a następnie ziewnęłam. Pozwoliło mi to na wykonanie kilku ruchów głową. Przymknęłam oczy i obróciłam się parę centymetrów w prawą stronę. Po chwili uniosłam powieki do góry. Tym razem również miałam problem odczytaniem tego, co widzę, ale trwało to krócej niż poprzednio. Dostrzegłam męską sylwetkę. Mężczyzna, który siedział przede mną jedną ręką oparł się o barierkę łóżka, na którym leżałam, i położył na niej głowę. Chyba spał. Zauważyłam też, że jego drugie ramię było skierowane w moją stronę. Spojrzałam nieco w dół i zauważyłam, że trzyma on swoją dłoń na mojej. Poczułam napływające z niej ciepło. Dopiero wtedy mój wzrok całkiem się wyostrzył i zauważyłam, że człowiek siedzący przy mnie to mój mąż.
- Pablo? - mruknęłam.
Nie zareagował. Nie dziwię się. Na pewno zasnął. Nie chciałam go budzić. Zamknęłam oczy i stwierdziłam, że poleżę jeszcze trochę i poczekam, aż się obudzi. Nie musiałam na to długo czekać. Dosłownie parę sekund po tym, jak przymknęłam powieki usłyszałam, że się przebudza.
- Jak się spało? - spytałam bardzo cicho z lekkim uśmiechem.
- Najdroższa... - energicznie zerwał się i zaczął gładzić mnie po policzku. - Dawno się wybudziłaś?
- Nie. Kilka minut temu. - odparłam. - Co się stało? - zapytałam. - Jak się tutaj znalazłam?
- Tańczyłaś na zajęciach u Lucasa. Coraz bardziej zaczynałaś się chwiać i upadłaś. Na całe szczęście on cię złapał i nic sobie nie uszkodziłaś. Uczniowie mnie zawołali, a ja tylko domyślałem się, co może ci się dziać i zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechali i kazałem zabrać cię do Leo. Tak też zrobili.
- Co mi jest?
- Jeszcze tego dokładnie nie wiedzą. Musieli czekać aż się wybudzisz, żeby zrobić ci resztę badań. Jak na razie tylko się domyślają.
- To znaczy? O czym myślą? - spytałam lekko przerażona.
- O tym samym co ja. - odpowiedział. - Że to mógł być nagły atak tego wirusa, którego złapałaś jakiś czas temu.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Podobno został już wyleczony w całości.
- Widocznie nie. - odparł mój mąż. - Ale tym się nie martw, na pewno niedługo zniknie z twojego organizmu. O ile już tego nie zrobił. - uśmiechnął się do mnie. - Od dwóch dób jesteś na specjalnych antybiotykach dlatego też spałaś. Lekarze stwierdzili, że mnie bolesne będzie to dla ciebie jeśli będziesz je przyjmować nieprzytomnie.
- Od dwóch dób? - powtórzyłam. - Leżę tutaj już dwa dni?
- Tak. - powiedział Pablo.
- I nie mów mi, że przez te czterdzieści osiem godzin, ani na minutę nie byłeś w domu.
- W takim razie może zmieńmy temat. - poprosił.
- Kochanie, skoro wiedziałeś, że będę w śpiączce, nie mogłeś iść do domu i się chociaż porządnie wyspać? - odrzekłam zmartwiona.
- Nie. Wolałem być cały czas przy tobie, bo gdyby coś się stało, a mnie by nie było, nie wybaczyłbym sobie tego.
- Kochany jesteś, że się tak o mnie martwisz, wiesz? - szepnęłam. - Ale co z Martiną? Siedzi tam całkiem sama.
- Nie. Jest z nią Lucas i Matylda. - odpowiedział.
- Nie wyjechali? - zdziwiłam się. - Przecież mieli wczoraj samolot.
- No coś ty, Lucas po tamtym zdarzeniu chodził cały zdenerwowany i powtarzał, że to jego wina. Próbowałem go uspokoić i opowiedziałem mu trochę o twojej chorobie, ale chyba nie za bardzo mi wierzył. Unieważnił bilety i powiedział, że nie wyjedzie stąd dopóki z tobą nie porozmawia.
Nawet mi do głowy nie przyszło, że on mógłby coś takiego zrobić. Głośno westchnęłam.
- Jak pojedziesz na badania zadzwonię do niego, że już się wybudziłaś.
- A mógłbyś coś dla mnie zrobić - poprosiłam. - Nie rób tego dzisiaj. Poczekaj z tym do jutra.
- Coś się dzieje? Nie chcesz z nim rozmawiać? - spytał zdziwiony Galindo.
- Chcę, ale dzisiaj nie mam na to siły. - odpowiedziałam. - Jestem okropnie zmęczona.
- Jasne, rozumiem. - przytaknął. - W takim razie poleż sobie, a ja pójdę po Leo. Zaraz wracam.
- Dobrze. - odparłam i zamknęłam oczy.
Naprawdę nie miałam siły na nic. Zapewne w dużej mierze była to zasługa tych wszystkich leków, które przyjmowałam. Nasz rodzinny lekarz tłumaczył mi kiedyś, że są one bardzo skuteczne w walce z tym wirusem, którego kiedyś złapałam, ale niestety mają też swoje wady. Zabierają całą energię organizmu powodując, że gdybym mogła cały czas bym tylko spała. Rzeczywiście tak się czułam. Nie miałam nawet siły, aby o czymkolwiek myśleć, a przecież miałam tyle tematów, które musiałam przemyśleć, między innymi to, co powiem Lucasowi podczas rozmowy z nim. Byłam doszczętnie wyczerpana. Domyślam się, że również musiałam okropnie wyglądać, bo gdy powoli przejeżdżałam palcem po twarzy, czułam idealnie każdą kość. Policzki miałam wklęsłe, a pod oczami poczułam duże wory.
- Ja? Przecież ja nie będę w stanie... - usłyszałam nagle, a zaraz po tym drzwi się otworzyły.
Zerknęłam powoli w ich stronę i zobaczyłam mojego męża wraz z naszym rodzinnym lekarzem. Stali oni obok siebie. Na twarzy Pabla było widać przerażenie i strach, ale za to z twarzy doktora nie mogłam odczytać żadnych emocji.
- Dzień dobry Angie. - przywitał się ze mną Leo. - Jak się czujesz?
- Nie najgorzej. - skłamałam. - A co u ciebie?
- W porządku. - zaśmiał się. - Powiedz no mi, jak ty musiałaś tańczyć skoro drzemiący w tobie wirus się obudził, co?
- Nie wiem. - odparłam. - Ty mi lepiej powiedz, dlaczego wciskałeś mi kit, że go już tam nie ma.
- Nie wciskałem ci żadnego kitu. - bronił się. - Nie było go tam.
- To jakim prawem się jednak obudził i zapragnął ponownie mnie zaatakować? - zapytałam resztkami sił.
- Widocznie wrócił. - odpowiedział krótko. - Chcesz usłyszeć całe przemówienie, czy w skrócie?
- Może być to przemówienie. - powiedziałam. - Tylko w wersji skróconej.
- W takim razie, proponuję, żebyś sobie usiadł Pablo. - dopowiedział nim zaczął swoją dłuższą wypowiedź.
Nie wiem dlaczego, ale całkiem dobrze mi się go słuchało. Mimo, że w swoich wystąpieniach używał wiele słów, których nie rozumiałam, albo mówił do mnie jak do małego dziecka, to i tak jego ton głosu i szybkość mówienia sprawiały, że przyjemnie się go słuchało.
- Wygląda to mniej więcej tak. - zaczął. - Tamtego wirusa, którego miałaś wcześniej, całkowicie usunąłem. Tak więc, to nie on cię zaatakował, ale nie zmienia to faktu, że sprawił on, iż będziesz bardziej podatna na jego wszelkich "znajomych". Jednemu z nich zachciało się wejść do twojego organizmu i tak też zrobił. Siedział tam sobie i czekał na moment, w którym mógłby przejąć nad tobą kontrolę. No i w końcu wyczuł tę chwilę, właśnie wtedy, gdy sobie tańcowałaś.
- A co z nim teraz? - wtrąciłam, gdy zrobił krótką przerwę w mówieniu.
- Teraz już go u ciebie nie ma. No prawie. Nie będzie go tam wcale, gdy ta kroplówka będzie całkiem pusta. - wskazał na jeden z woreczków wiszących obok mnie.
- Pablo mówił, że nie wiecie co mi jest. - powiedziałam. - Że potrzebujecie badań, które wykonacie, gdy się obudzę.
- Bo jeszcze niedawno tak było, ale od paru godzin mamy już stuprocentową pewność, że to był ten wirus.
- A jak mam się bronić przed resztą? Przed pozostałymi jego "znajomymi"?
- Nie obronisz się przed nimi, ale jest sposób na to, żebyś za każdym atakiem nie trafiała do szpitala. - odpowiedział.
- Tak? Niby jaki? - zapytałam lekko nie dowierzając.
- Strzykawki z antybiotykiem. - odparł. - Gdy dostaniesz atak, a będziesz miała przy sobie taką strzykawkę wystarczy, że ktoś ci wstrzyknie lek i po sprawie. Usiądziesz na parę minut, poczekasz aż lekarstwo zadziała i tyle. - powiedział. - A i żeby to było skuteczne musisz wołać od razu o pomoc, gdy poczujesz, że coś jest nie tak, bo jeśli postąpisz tak, jak ostatnio, że będziesz to z początku ignorować, to później może być już za późno, jasne? - spytał, a ja kiwnęłam głową w odpowiedzi. - Jak coś twój mąż zaraz idzie ze mną na kurs wstrzykiwania tego antybiotyku, więc możesz się czuć bezpieczna.
- A jeśli go nie będzie przy mnie, a wirus mnie zaatakuje? - zmartwiłam się. - Trafię tutaj?
- Nie. Nie ważne kto ci to wstrzyknie i tak ci to pomoże. Pablo po prostu nauczy się korzystać ze strzykawki, bo, jak twierdzi, nie potrafiłby ci wtedy pomóc, bo byłby za bardzo zdenerwowany i nie dałby rady oraz pokażę mu miejsca na ciele, z których podany lek najszybciej zacznie działać. - odpowiedział. - Nie denerwuj się niczym. Będzie dobrze, zobaczysz. - puścił mi oczko. - I zapomniałby o dobrej nowinie. - dodał po chwili. - Pojutrze wracasz do domu. - uśmiechnął się. - No, to odpoczywaj, a ciebie Pablito zapraszam do pokoju lekarskiego, tak?
Mój mąż obrzucił mnie szybkim spojrzeniem po czym poszedł za lekarzem. Ja przewróciłam się na bok i próbowałam zasnąć. Pomimo, że byłam bardzo zmęczona, to nie udało mi się to. Zbyt wielu rzeczy się właśnie dowiedziałam. Musiałam sobie to wszystko na spokojnie poukładać i posegregować. Na dodatek męczyły mnie pytania, których nie zadałam Leo, bo wcześniej na nie nie wpadłam. Sięgnęłam po telefon i odblokowałam ekran. Wybrałam numer Lucasa i kliknęłam "utwórz nową wiadomość".
Nie martwcie się o mnie, wszystko w porządku.
Obudziłam się i pojutrze będę już w domu, dlatego proszę,
nie odwiedzajcie mnie. Wtedy porozmawiamy.
Postaram się przysłać Pabla na dzisiejszą noc do domu, ale nie obiecuję, że mi się to uda.
Besos.
Dobry wieczór wszystkim! Jak się macie? Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam, że rozdział pojawił się dopiero wieczorem. Możecie sobie poczytać do poduszki :)
Przepraszam, że ostatnio rozdziały pojawiają się o późnych porach, albo dopiero pod koniec weekendu, ale mam z nimi mały poślizg, gdyż zawsze staram się być chociaż o rozdział do przodu, żebym mogła wstawić spoiler, a od Nowego Roku mam jakąś blokadę i ciężko mi się pisze :/
Mam nadzieję, że niedługo to minie i wszystko wróci do normy ;D
Na pocieszenie wstawię tutaj takie urocze zdjęcie Clary i Ezequiela z filmu "Jazmin de invierno" *.*
Wiem, że je już wstawiałam, ale uwielbiam je <3
Dobranoc! Słodkich snów wszystkim! :*
bloggerka
Świetny rozdział
OdpowiedzUsuńKejla <3
Razem grali w filmie? O.o
OdpowiedzUsuńPost Swietny!!!!!!!
Pablo boi sie strzykawek.
Czemu myslalam, ze Angie jest w ciazy XD (nie nic) Genialny rozdział!
~Emka 2016
Tak, grali razem w filmie <3
UsuńJeśli chcesz, tutaj jest link do trailera - KLIK
Dziękuję, cieszę się, że się podobał ^_^