Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zauważyć, kilka dni temu otworzyłam nowego bloga z opowiadaniami. Jeśli jesteście ciekawi o kim on jet wpadajcie! :) ----> MÓJ NOWY BLOG
bloggerka
Prawdziwa i jedyna miłość Angie...
wtorek, 6 września 2016
środa, 25 maja 2016
Post pożegnalny
"Wszystko jest możliwe. Szukam w moim przeznaczeniu magicznego marzenia, ponieważ ja nauczyłam się mówić żegnaj. Nie poddam się, idę swoją drogą będąc sobą, ponieważ ja nauczyłam się mówić żegnaj..."Nawet nie zdajecie sobie sprawy z jakim trudem przychodzi mi napisane tego, co właśnie piszę. Potrzebowałam kilku dni, żeby dotarło do mnie to, że tak naprawdę to jest już koniec. Ten blog przez ostatni czas był tak naprawdę częścią mnie. Siadanie w każdej wolnej chwili i pisanie sprawiało mi przyjemność i było czymś normalnym dzięki czemu pozbywałam się nudy.
Po takim wstępie nie muszę chyba zaznaczać, że trzeci sezon był sezonem ostatnim. Nie dlatego, że brakuje mi pomysłów (ba, a nawet wręcz przeciwnie!), lecz po prostu byłoby to już nudne i naciągane. Violetta skończyła się prawie rok temu, więc wydaje mi się, że to już najwyższa pora, aby zakończyć również ten etap. Oprócz tego, chcę się jeszcze rozwijać i według mnie nadszedł moment, w którym powinnam "wyjść" z fioletowego świata i pójść nieco dalej ;).
Jednak okropnie trudno jest mi to zrobić. Blog był czymś, dzięki czemu odnalazłam jedno z wielu moich hobby, lecz to, które sprawia mi chyba najwięcej przyjemności - pisanie. Od zawsze byłam dzieckiem z bogatą wyobraźnią i nadarzyła się okazja, żeby to wykorzystać. Teraz, po prawie trzech latach widzę, jak bardzo rozwinęłam się w tym kierunku. Nie twierdzę, że piszę wybitnie - bo do perfekcji mi jeszcze daleko, lecz na pewno piszę lepiej niż na samym początku. Bardzo się z tego cieszę. Zaczynając tę historię byłam jeszcze dzieckiem. No dobra, nadal nim jestem. Byłam młodsza. Patrząc z perspektywy czasu, od tamtej chwili sporo się zmieniło. Śmiało mogę stwierdzić, że jestem z tego powodu dumna. Gdybym nie stworzyła tego bloga pewnie byłabym teraz nieco inną osobą. Może to wydaje się dziwne, ale ja tak to odczuwam.
Podziękowania
O kurczę, nadeszła pora na najgorszą cześć tego postu :D. Nie jestem dobra w dziękowaniu ludziom, więc ta część nie będzie zbyt wybitna. Przede wszystkim chciałabym podziękować:
Sayuri, Martinie Alphie, szalonej romantycznej czyli osoby, które bardzo mnie wspierały w pewnym czasie nie pozostawiając żadnego rozdziału bez komentarza ;).
Kejli, która również nie pozwoliła, aby pod jakimkolwiek postem pojawił się napis "brak komentarzy" ;).
Oraz wszystkim innym osobą, które kiedykolwiek się tutaj przewinęły.
Za wszystko serdecznie Wam dziękuję ♥
Co dalej ze mną?
Na jakiś czas zniknę ze świata blogosfery. Nieco odpocznę i zajmę się rozwijaniem moich innych pasji, które zdążyły się pojawić przed blogiem, jak i podczas jego prowadzenia. Wydaje mi się, że nie ma w tym nic złego. Kiedyś wrócę. Może za miesiąc, może za pół roku. Naprawdę nie wiem. Ale mogę obiecać, że gdy to się stanie to w jakiś sposób się o tym dowiecie ;).
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za wszystko ♥
Un millón de besos ♥
Żegnajcie ♥
bloggerka
sobota, 21 maja 2016
Epilog - Nie ma takiej siły, która nas rozdzieli
♥♥♥
Odkąd Pablo wyjechał relacje między nami z każdego dnia na dzień robiły się coraz słabsze. Na początku, co wieczór, siadaliśmy przed ekrany komputerów i rozmawialiśmy ze sobą jak najdłużej było to tylko możliwe. Z każdej doby, na dobę nasze rozmowy robiły się coraz bardziej krótkie aż w pewnym momencie zanikły. Wtedy przyszedł czas na etap telefonów. Co prawda, był to bardzo kosztowny sposób komunikowania się, ale bardziej praktyczny, gdyż mogliśmy zamienić ze sobą parę słów podczas przerwy w pracy, czy w kolejce w sklepie. Lecz w pewnej chwili nawet to zaczęło być kłopotliwe. Gdy ja gotowałam obiad i mogłam z nim rozmawiać, on miał lekcje. Gdy on wracał po pracy do swojego mieszkania, ja miałam zebranie w Studio. To wszystko sprawiło, że nadszedł czas na wiadomości. Zaczęliśmy do siebie pisać. Wydawało nam się to na tyle dobrym rozwiązaniem, że każde z nas mogło odpisać drugiemu w momencie, w którym znajdzie na to czas, lecz jak się okazało, to również nie było zbyt dobre. Gdy byłam zabiegana potrafiłam odczytać od niego SMS z myślą "odpiszę mu później". Łatwo się domyślić, że wystarczyło kilka minut, żeby to "później" zamieniło się w "nigdy". Tak było w moim przypadku. Nie wiem, dlaczego od niego nie otrzymywałam odpowiedzi. Zapewne, powód był ten sam. Odczytywał wiadomość w chwili, gdy był czymś zajęty, a później zapomniał mi odpowiedzieć. Przez ten cały czas miałam wrażenie, że powodem tego był różnica godzin pomiędzy nami. Mieszkaliśmy w zupełnie innych strefach czasowych. Gdy on wstawał do pracy, ja spałam. Kiedy ja wracałam z pracy on dopiero ją zaczynał. Przecież zawsze łatwiej zrzucić winę na kogoś, niż samemu się do czegoś przyznać. O dziwo, nie zauważałam jak bardzo z dnia na dzień kontakt z moim mężem zanika. Miałam więcej obowiązków, byłam bardziej zabiegana i nie zwracałam na to aż takiej uwagi. Po za tym to wszystko działo się z chwili na chwilę. Nie zdarzyło się tak, że jednego dnia rozmawialiśmy przez długie godziny przez telefon, a następnego dnia nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Tak nie było. Kontakt stopniowo nam się zmniejszał aż pewnego dnia całkowicie zniknął. Nie zauważyłam tego od razu. I zapewne w ogóle bym tego nie zauważyła, gdyby nie to, że któregoś dnia pojawił się w Buenos Aires.Był sobotni poranek. Przebudziłam się i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Gdy nalałam wody do czajnika, wstawiłam ją i usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Wtedy oniemiałam z wrażenia. Stał tam on. Mój mąż we własnej osobie.
- Cześć Angie. - przywitał się.
- Pablo? - rzuciłam zdziwiona. - Co ty tutaj robisz? - zapytałam zdezorientowana.
- Naprawdę nie wiesz? Minęły równo dwa lata. Przyjechałem. I zostanę z tobą już na zawsze.
Na ustach namalował mi się ogromny uśmiech. Rzuciłam mu się w ramiona i rozpłakałam. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu nadszedł ten dzień. Gdy trzymał mnie w ramionach zauważyłam, jak strasznie się na wzajem zaniedbaliśmy. Ale to nie było już ważne. Nareszcie miałam go z powrotem przy sobie... I nie musiałam już się z nim nigdy żegnać.
Tytuł epilogu pochodzi z piosenki "Powtarzaj to" zespołu Ira.
bloggerka
piątek, 13 maja 2016
Jednorazówka - Wierzę, że sobie poradzisz
Cześć wszystkim!
Zapraszam na jednorazówkę <3
*jednorazówka widziana oczami Pabla*
Otworzyłem oczy. Zerknąłem na Angie, która smacznie spała zaraz tuż obok mnie. Wyglądała tak uroczo. Uwielbiałem na nią patrzeć. Ten widok sprawiał, że odczuwałem radość, naprawdę. Wpatrywanie się w nią każdego poranka było moim ulubionym zajęciem. Przetarłem oczy myśląc, że mam ostatnią szansę, aby to zrobić. Co prawda, mieliśmy przed nami jeszcze jedną noc, lecz następny ranek nie byłby już taki spokojny, ponieważ wszyscy spieszyliby się tylko po to, żebym nie spóźnił się na samolot. Patrzyłem na moją miłość jeszcze przez dłuższą chwilę, aż zdecydowałem, że pora wstać. Wtedy podniosłem się z łóżka i wszedłem do łazienki, gdzie spędziłem około piętnastu minut. Gdy załatwiłem wszystkie poranne potrzeby zszedłem na dół w celu odnalezienia walizek. Nie miałem z tym większego problemu. Stały na swoim miejscu tam, gdzie zawsze. Rozłożyłem je na środku salonu zastanawiając się, co powinienem do nich spakować. Zdecydowałem, że na sam dół powinny iść ubrania. Wziąłem jedną z nich do ręki i wniosłem po schodach na górę wprost do sypialni.Zapraszam na jednorazówkę <3
*jednorazówka widziana oczami Pabla*
- Dzień dobry kochanie, już nie śpisz? - spytałem wchodząc do środka, gdy zauważyłem, że moja żona zrzuca z siebie kołdrę.
- Nie, przed chwilą wstałam. - odpowiedziała. - A ty tak wcześnie na nogach?
- Stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli zacznę pakować się od samego rana. Wtedy będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że czegoś zapomnę.
- No tak... - mruknęła na tyle cicho, że ledwo to usłyszałem.
Widziałem, że ewidentnie była przybita. Humor popsuł się jej dosłownie w ciągu jednej sekundy. Widocznie zdała sobie sprawę z tego, jak niewiele zostało do mojego wyjazdu.
- Może ci w czymś pomóc? - zaproponowała siadając na brzegu łóżka owinięta, aż po samą głową, kołdrą.
- Na razie nie musisz. Pośpij sobie jeszcze trochę. Poradzę sobie sam.
- Ale ja nie chcę, żebyś radził sobie sam. Chcę ci pomóc, bo gdy wyjedziesz nie będę mogła tego zrobić. - spojrzałem na nią z posmutniałą miną.
Miałem wrażenie, że za moment po jej policzkach spłyną łzy. Nie chciałem tego. Bałem się, że jeśli zobaczę, jak ona płacze to ja również nie powstrzymam swoich emocji. Pragnąłem kompletnie nie myśleć o wyjeździe, ale było to niemożliwe. Podniosłem się z podłogi i usiadłem obok niej na łóżku. Złapałem jej małą, drobną dłoń pomiędzy moje dwie i spojrzałem na nią czule.
- Nawet nie myślałem, że spojrzysz na to pod tym kątem. - rzuciłem. - Możesz mi pomóc z ubraniami, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałem.
- Jakim? - zapytała wzdychając.
- Uśmiechniesz się. I do końca dnia utrzymasz ten uśmiech na swojej twarzy, jasne?
- Dobrze. - uśmiechnęła się uroczo.
Zajęliśmy się pakowaniem moich rzeczy. Byliśmy tym aż tak pochłonięci, że niewiele by brakowało, a spóźnilibyśmy się do Studia. Tamtego dnia miałem wolne, lecz mimo to i tak chciałem się tam pojawić. Praca była moim drugim domem i dawała mi szczęście. Mogłem spędzać tam dużo czasu. Weszliśmy do budynku równo z dzwonkiem, więc zaraz za drzwiami każdy ruszył w swoją stronę. Ja poszedłem prosto do sali, w której miałem zajęcia. Przywitałem się z dzieciakami i zacząłem prowadzić lekcje. Pierw pierwszą, potem następną i następną. Mijały one stosunkowo szybko. Zbyt szybko. Im mniej czasu zostawało mi do ostatniej godziny tym bardziej jej nie chciałem. Nie dlatego, że miałem ją z uczniami, których nie lubiłem, bo takich w naszej szkole nie było, tylko dlatego, że nie chciałem zakończyć swojej pracy. Wiedziałem, że kiedyś na pewno tutaj wrócę, ale to nie znaczyło, że chcę już stąd wyjeżdżać. No i w końcu nadszedł ten czas. Ostatni dzwonek oznaczający lekcję zadzwonił. Wziąłem dziennik z pokoju nauczycielskiego i poszedłem do klasy. Otworzyłem drzwi i nagle usłyszałem grupowe "dziękujemy!". Rozejrzałem się dookoła. Na ścianach wisiały serpentyny, a na podłodze leżały balony. Kilkadziesiąt dzieciaków razem z Angie stało na środku i uśmiechało się do mnie. Następnie kilku uczniów zaczęło do mnie po kolei podchodzić i składać mi podziękowania. Przez ten cały czas śmiałem się jak głupi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jednak większa część dzieciaków z naszej szkoły mnie lubi, ale całkiem miłe było z ich strony, że postanowili mi zrobić taką niespodziankę. Poczułem się doceniany przez nich. Dostałem przepiękną kartkę z podpisami wszystkich członków Studia. Były tam wpisy uczniów, i nauczycieli, a nawet osób trzecich. Później każdy z nas zajął miejsce i został puszczony filmik, który ukazywał moją przygodę w tej szkole od momentu odkąd się tutaj pojawiłem aż teraz. Po seansie do sali wjechał ogromny tort, który został pokrojony na tyle kawałków, aby każdy dostał chociaż po jednym.
- Pamiętaj, że my będziemy tutaj na ciebie czekać! - powiedziała jedna z uczennic.
- Dokładnie, nie ma opcji, że nie wrócisz nim ukończę tę szkołę. - rzucił któryś z chłopaków.
Uśmiechnąłem się do nich w odpowiedzi. Siedzieliśmy razem do późna. Śpiewaliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Nawet Gregorio przestał być taki oziębły. Wróciliśmy do domu, gdy na dworze było już ciemno. Moja żona od razu skierowała się do łazienki. Ja również to zrobiłem. Wziąłem szybki prysznic i poszedłem do sypialni. Położyłem się w łóżku i czekałem aż ona też to zrobi. Jednak długo nie przychodziła. Miałem już wstać, zapukać i zapytać czy wszystko gra, ale w porę usłyszałem, że drzwi od łazienki się otwierają, więc wiedziałem, że zaraz się tutaj pojawi. I tak się stało. Weszła do pokoju, podeszła do łóżka, położyła się i zakryła kołdrą. Widocznie była bardzo zmęczona. Chciałem z nią jeszcze trochę porozmawiać, ale wiedziałam, że następny dzień będzie bardzo ciężki, więc chciałem też, żeby się wyspała. Zamknąłem oczy i pomyślałem, że może mnie również się to uda. Niestety, na próżno. Myśl o tym, że to jest ostatnia noc z moją ukochaną u boku była okropna.
- Śpisz? - szepnąłem jej na ucho.
- Nie. - odpowiedziała. - Nie mogę zasnąć.
- Ja też. - odrzekłem przyciągając ją do siebie.
Przez pewien moment żadne z nas nie odezwało się nawet słowem. Leżeliśmy objęci i na tamtą chwilę w zupełności nam to wystarczało. Angie położyła swoją dłoń na mojej klatce piersiowej. Nie trudno było mi się domyślić po co to zrobiła.
- Myślisz, że od jutra wiele się zmieni? - spytała cicho.
- Zależy dla kogo. Dla mnie bardzo wiele. Niby nie wyjeżdżam na zawsze, ani na jakąś wojnę, z której mogę nie wrócić, ale żyjąc cały czas z tobą, z Martiną w tym samym mieście przez całe życie będzie mi ciężko się od tego odzwyczaić.
- Będzie mi tak wiele brakować.. Chyba sama jeszcze do końca nie jestem w stanie pojąć ilości rzeczy, które się zmienią. - wciągnęła głośno powietrze. - Nie będzie cię przy mnie o szóstej nad ranem. Gdy się obudzę nie zobaczę, ani twojej twarzy, ani sylwetki. Będę sama. W Studio na twoim miejscu będzie siedział German, z czym będę miała ogromny problem, bo ciężko mi będzie do tego przywyknąć. Nie będę mogła się do ciebie przytulić w momencie, w którym będę smutna... - z każdą chwilą mówiła coraz ciszej wtulając swoją twarz w moje ciało.
- Nie płacz... - szepnąłem jej delikatnie do ucha.
- Nie płaczę. - odparła nieśmiało zerkając w moją stronę. - Obiecałam ci, że powstrzymam łzy, aż do ostatniego momentu i chcę, żeby tak było.
- Jesteś o wiele silniejsza niż na początku. Kiedy cię poznałem, każde niewłaściwe słowo, gest potrafiło cię zniszczyć. A teraz? Potrafisz znieść tak wiele. - mruknąłem. - Zmieniłaś się. I to bardzo. Dopiero teraz sobie uświadomiłem, jak bardzo.
- To źle?
- Nie wiem. Angie, którą poznałem trzydzieści lat temu była nieśmiałą nastolatką, która bała się wszystkiego dookoła.
Oprócz tego zawsze wszystko psuła i ciągle chodziła przybita. Natomiast ta Angie, którą widzę dziś, jest dorosłą kobietą, która nie boi się walczyć o swoje i każdego dnia na jej twarzy widać uśmiech. Wydawałoby się, że ta druga wersja jest tą lepszą, ale ja nie potrafię wybrać pomiędzy nimi. Oby dwie były, są i będą dla mnie ważne. Nawet, jeśli zmieniłabyś się tak, że wszyscy dookoła odeszliby od ciebie ja i tak bym został. Zawsze znajdę w tobie coś, co sprawi, że będę chciał mieć cię przy sobie.
Mówiłem to, co myślałem. Naprawdę tak było. Zależało mi na niej w tak dużym stopniu, że nie byłem w stanie tego pojąć. Nawet nie wiem, w którym momencie jej życie stało się dla mnie o wiele ważniejsze niż moje własne.
- Jesteś dla mnie wszystkim... - powiedziałem bardzo cicho.
Moja żona nieśmiało zaczęła zbliżać swoje wargi do moich. Od zawsze uważałem to za urocze, bo uwielbiałem, gdy chciała mnie całować, ale nie wiedziała czy ja również tego chce. Co prawda, nie byłoby takiego momentu, żebym odmówił jej pocałunku, ale mimo to uważałem to za kochane. Nasze usta zbliżyły się do siebie. Delikatnie ją całowałem, a ona odwzajemniała moje pocałunki. Z dużą czułością gładziłem jej ręce w czasie, kiedy ona trzymała swoją dłoń nadal na mojej piersi.
- Proszę, pozwól mi tej nocy być najbliżej, jak to tylko możliwe... - wyszeptałem jej do ucha.
Chwilę później dostałem odpowiedź w formie odkiwnięcia głową. Nie czekając długo zacząłem oddawać jej namiętne pocałunki. Naprawdę chciałem być tej nocy blisko, żeby móc się nacieszyć nią, póki była przy mnie. Po pewnym czasie leżała wtulona we mnie próbując zasnąć. Uwielbiałem, gdy w nocy przytulała się do mnie, jak małe dziecko do pluszowego misia. Czułem się wtedy ważny i potrzebny.
- Myślisz, że sobie poradzimy? - spytała nagle.
- Pamiętasz co mówiłaś? - odparłem. - Jakiś czas temu wypowiedziałaś słowa, które do tej pory utknęły mi w pamięci i będę się starał ich przestrzegać.
- Nie pamiętam. O które słowa ci chodzi?
- "Udawaj, że nic się nie wydarzy do czasu, aż się wydarzy. A kiedy się wydarzy udawaj, że to po prostu zwykła codzienność". - zacytowałem. - Wziąłem to sobie do serca, bo jest w tym coś, co pomoże mi normalnie funkcjonować, kiedy ciebie nie będzie obok. - zapewniłem ją. - Rozmawiałem wczoraj z moim bratem. Powiedział, że przyjedzie cię odwiedzić. - dodałem zmieniając temat.
- Kiedy?
- Dokładnie nie wiem. Prawdopodobnie niedługo, bo stwierdził, że chce sprawdzić jak się czujesz.
- Podziwiam go. Nie chcę wyjść na bezuczuciową osobę, ale pomimo, że złamałam mu serce, on nadal chce się o mnie troszczyć. Wykorzystałam go w najgorszy możliwy sposób, a jemu mimo to, wciąż zależy.
- Bo to miłość, Angie. - rzuciłem. - Kiedy jakiś czas temu się rozstaliśmy pomimo tego, że byłem na ciebie wściekły nie mogłem przestać o tobie myśleć. Cały czas zastanawiałem się gdzie jesteś i czy wszystko z tobą w porządku.
Widziałem po jej twarzy, że chciała mi coś powiedzieć, lecz mimo to nie usłyszałem z jej ust ani jednego słowa. Po chwili namysłu pocałowała mnie w policzek, a ja pogładziłem ją po głowie. Później leżeliśmy już tylko w ciszy. Przez cały czas przyglądałem się jej dyskretnie.
- Tak okropnie nie chcę cię tutaj zostawiać samej. Boję się, że podczas mojej nieobecności wydarzy się coś złego, a ja będę za daleko, żeby móc ci pomóc. Nigdy chyba nie zrozumiesz tego, jak bardzo mi na tobie zależy. Z resztą nie musisz. Wystarczy mi to, że jesteś przy mnie. - wyszeptałem, gdy zasnęła.
Minęło jeszcze sporo czasu nim mnie również się to udało, lecz nie miałem z tym większego problemu. Wpatrywałem się w moją miłość, która zasnęła wtulona we mnie ze słodkim uśmiechem. Gdy tak na nią patrzyłem w końcu oczy zaczęły mi się zamykać i zasnąłem.
"Nigdy nie pokochasz siebie, choć w połowie tak mocno, jak ja kocham ciebie. Nigdy nie będziesz traktować siebie w odpowiedni sposób, kochanie, pomimo, iż ja chcę, żeby tak było. Jeśli pokażę ci, że jestem tutaj dla ciebie, może pokochasz siebie tak, jak ja kocham ciebie... (...) Jestem zakochany w tobie i we wszystkich tych małych rzeczach..."*
Pierwsze co zrobiłem po przebudzeniu, to zerknąłem na zegarek w celu sprawdzenia godziny. Do budzika zostało jeszcze kilka minut w związku z czym stwierdziłem, że jeszcze poleżę i dam mojej żonie parę dodatkowych minut snu. Miałem wrażenie, że przez całą noc nie poruszyliśmy się ani o milimetr. Leżeliśmy tak, jak zasypialiśmy. Ona wtulała się we mnie, a ja obejmowałem ją ręką. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się do siebie. Wyglądała tak uroczo i niewinnie. No i najważniejsze - była tylko moja. Nagle usłyszałem odgłos budzika. Ruszyłem się delikatnie, aby go wyłączyć, lecz gdy to zrobiłem ona zadrżała i zacisnęła dłoń, którą trzymała na mojej piersi, w pięść.
- Angeles... kochanie... - mruknąłem, żeby dać jej znać, że już pora wstawać.
Angie otworzyła oczy i nasze spojrzenia od razu się ze sobą spotkały. Widziałem, jak bardzo jest smutna. Może próbowała to ukryć, lecz ja i tak to zauważyłem.
- Najdroższa...
- Wiem, wiem... Musimy już wstać, żeby się nie spóźnić. Rozumiem.
- Dla mnie to jest tak samo trudne jak dla ciebie. A nawet bardziej, bo to ja cię zostawiam. Taka jest kolej rzeczy. Coś się musi skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć.
Szybko odwróciła wzrok. Czyżbym powiedział coś, czego nie powinienem? Po chwili wysunęła się z moich objęć i usiadła
na łóżku głośno wzdychając. Zrobiłem to samo. Usiadłem i położyłem jej dłoń na ramieniu.
- Jesteś bardzo dzielna. - powiedziałem, po czym delikatnie musnąłem ustami jej kark.
Chciałem z nią tutaj zostać. Chciałem z nią zostać w tym kraju, mieście, domu, sypialni, łóżku. Gdybym mógł spędziłbym cały dzień leżąc z nią i trzymając ją w objęciach. Tak naprawdę, nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia, gdyż ona nim była. Tak, ona była moim szczęściem. Moim całym szczęściem. Niestety, tamtego dnia było to nie możliwe. Gdy tylko złożyłem drobny pocałunek na jej ciele przesunąłem się i wstałem. Podszedłem do szafki i wyjąłem z niej ubrania, które miałem założyć tamtego dnia. Zaraz po tym wyszedłem do łazienki. Kiedy się w niej znalazłem od razu zamknąłem za sobą drzwi. Wszystkie rzeczy jakie trzymałem w ręku rzuciłem na podłogę i oparłem się o zlew patrząc się na swoje odbicie w lustrze. Chciało mi się płakać, ale wiedziałem, że nie mogę. Skoro poprosiłem moją żonę, aby wstrzymała łzy jak najdłużej to ja również powinienem był się do tego przystosować. Odkręciłem wodę i przepłukałem twarz kilka razy. Następnie zabrałem się do codziennych, porannych czynności. Wziąłem prysznic, umyłem głowę, przebrałem się i ułożyłem włosy. Gdy skończyłem wyszedłem z pomieszczenia i poszedłem do sypialni, aby spakować do walizki te rzeczy, których potrzebowałem jeszcze tamtejszego ranka, a były mi potrzebne w nowym domu. Zaraz po tym usłyszałem, jak Angie woła wszystkich na śniadanie. Zszedłem na dół jako ostatni. Gdy pojawiłem się w jadalni, moja żona wraz z dziećmi siedziała przy stole i zajadali się w najlepsze. Zająłem swoje miejsce, obok niej, a na przeciwko Martiny i również zacząłem jeść. Rozmowa od początku jakoś nam się nie kleiła, ale później nawiązaliśmy ze sobą lepszy kontakt.
- Na którą musimy być na lotnisku? - zapytał Jaquez przeżuwając kanapkę z pomidorem.
- O siódmej trzynaście mój samolot odlatuje, więc najpóźniej o szóstej.
- O której masz przewidziany powrót? - spytała Angie.
- O trzeciej w nocy czasu środkowoeuropejskiego. Jeśli się nie mylę, to wtedy będzie tutaj jedenasta.
- Mimo to, napisz do nas, kiedy będziesz już u siebie. Żebyśmy wiedzieli, że bezpiecznie dotarłeś do domu. - poprosiła moja córka.
- Nie martw się Martinko, napiszę. Pierwsze co zrobię w Sewilli to wyciągnę komórkę i dam wam znać, że żyję.
Kończyliśmy śniadanie rozmawiając na temat zawartości moich walizek. Dzieciaki wypytywały się mnie o każdą poszczególną rzecz, czy przypadkiem jej nie zapomniałem. Pierwsza od stołu wstała moja żona, gdyż jako jedyna była jeszcze w piżamie. Zaraz po tym ja również wstałem i zacząłem wynosić wszystkie naczynia do kuchni.
- Tato, zostaw. Ja się później tym zajmę. - odparła, lecz mimo to postanowiłem się tym zająć.
Robiłem to z jej pomocą. Gdy skończyliśmy zanieśliśmy moje walizki do garażu i staraliśmy się włożyć je do samochodu. Pomimo tego, że pomagał nam w tym Tom jakoś przez dłuższą chwilę nie mogliśmy sobie z tym poradzić, ale w końcu nam się udało.
- Na pewno wszystko spakowałeś? - zapytała moja żona stojąc w drzwiach.
- Raczej tak. Dużo rzeczy muszę zostawić, bo inaczej się nie zabiorę, ale te najpotrzebniejsze mam. Najwyżej, jeśli czegoś zapomnę to sobie kupię. Chyba, że będzie to coś, czego tam nie dostanę, to poproszę was, abyście mi to przysłali. - rzuciłem zerkając na walizki. - Wydaje mi się, że powinniśmy już jechać.
- Tak, racja. - kiwnęła głową. - Wskakujcie. Pójdę tylko po dokumenty i ruszamy.
Pomimo, że na czas płynął mi strasznie szybko na lotnisku byliśmy bardzo wcześnie. Dotarliśmy tam o wiele szybciej niż się tego spodziewałem, co jednak mnie martwiło. Weszliśmy do budynku i zerknąłem na zegarek. Do lotu pozostało mi wiele chwil. Postanowiłem, że posiedzę jeszcze trochę z moją rodziną nim przejdę przez bramki, które oddzieliłyby mnie od nich. Usiedliśmy w poczekalni i zaczęliśmy rozmawiać. Unikaliśmy tematu mojego wyjazdu. Nie wiem, czy dzieciaki wraz z Angie robili to specjalnie, ale nie zdziwi mnie, jeśli tak. Z resztą, ja sam nie za bardzo chciałem o tym rozmawiać. Nagle niespodziewanie nadszedł moment, w którym przez głośniki można było usłyszeć, że mój samolot odlatuje za niecałą godzinę. Zrozumiałem wtedy, że już najwyższy czas się pożegnać. Podniosłem się powoli z krzesła i od razu moja córka do mnie podeszła.
- Wiesz, że wszyscy będziemy tutaj za tobą bardzo tęsknić? - zaczęła jeszcze z uniesionymi kącikami ust. - Kocham cię tato. Przyjeżdżaj jak najszybciej. - dodała nieco posmutniałym tonem.
- Ja też cię kocham córeczko. - odrzekłem. - I nie martw się, przyjadę. - obiecałem, a następnie przytuliłem ją mocno do siebie. - Zawsze będziesz moją małą dziewczynką...
Pocałowałem ją w czoło, a ona przez łzy uśmiechnęła się do mnie.
- Tato, nie przy chłopakach. - powiedziała śmiejąc się i przecierając oczy.
Następnie podszedłem do Toma. Chłopak również wyglądał na lekko przybitego.
- Opiekuj się nią. - rzuciłem.
- Słucham? - zapytał nieco zdziwiony.
- Opiekuj się nią. Moją Martiną. Wiem, że mogę ci zaufać w tej kwestii, więc chcę, żebyś to ty się nią zajął.
- Dzięki. - uśmiechnął się. - Nie musisz się o nią martwić.
- Wiem. - odparłem.
Po niezręcznej sekundzie ciszy przytuliliśmy się do siebie. O dziwo, nie było to dla mnie ani trochę niezręczne. Bardzo lubiłem tego chłopaka, a przez to, że przez ostatni okres czasu mieszkał pod moim dachem, miałem okazję go trochę bliżej poznać. Moje zdanie na jego temat znacznie się od tamtej pory zmieniło. Przekonałem się, że tak naprawdę nigdy nie chciał skrzywdzić mojej córki. Zawsze chciał dla niej najlepiej, ale czasami mu to nie wychodziło.
- Miłej podróży. - dodał, gdy się od siebie odsunęliśmy.
Teraz czekała mnie najtrudniejsza rozmowa. Musiałem zamienić kilkadziesiąt słów z moją żoną. Wiedziałem, że to, ani dla mnie, ani dla niej nie będzie łatwe. Gdyby nie ona, nigdy nie zdecydowałbym się na ten wyjazd. Z jednej strony byłoby to dobre, lecz z drugiej naprawdę cieszyłem się, że trafiła mi się tak wspaniała okazja. Potrafiłem zrozumieć to, że ona wolała tutaj zostać i nie wymagałem od niej zmiany tej decyzji. Jednak myśl, że ona zostanie sama i gdy będzie mnie potrzebować, to nie będzie mnie obok, była okropna.
- To co? - zacząłem, gdy podeszła do mnie bliżej. - Chyba pora się pożegnać.
- Chyba tak. - odpowiedziała w miarę spokojnie, lecz po chwili rzuciła mi się w ramiona. - Trzymaj się. Będę za tobą strasznie tęsknić. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Mogę cię o coś poprosić? - zapytałem, a ona odmruknęła mi w odpowiedzi. - Nie ważne, co by się nie wydarzyło obiecaj mi, że zawsze będziesz walczyć o swoje szczęście. Nawet jeśli nie będę nim już ja.
- Ale Pablo...
- Po prostu mi to obiecaj. Gdyby nasze drogi się rozeszły, chcę mieć pewność, że będziesz radosna, a uśmiech rzadko kiedy będzie ci schodził z twarzy.
- Obiecuję. - odpowiedziała, gdy wycierałem jej łzy z policzka - Ale w takim razie chciałabym również, żebyś ty też mi coś obiecał. - dodała po chwili. - Obiecaj, że nigdy o sobie nie zapomnimy.
- Obiecuję. - zapewniłem ją. - Chyba najwyższa pora, żebym już poszedł. Inaczej spóźnię się na samolot.
- Racja, nie chciałabym, żeby to było z mojej winy.
Jeszcze raz przyciągnąłem ją ku sobie, abyśmy mogli się przytulić. Ściskaliśmy się bardzo mocno możliwe, że za bardzo, ale w końcu to miał być nasz ostatni uścisk przed moim wyjazdem. Łzy po jej policzkach spływały swobodnie. Angie nawet nie trudziła się, aby im na to nie pozwolić. Natomiast ja starałem się być twardy, lecz nie dawałem sobie z tym rady. Za bardzo mi na niej zależało, żeby odejść tak po prostu, jakbym nie miał w ogóle uczuć. Kiedy zaczęliśmy się od siebie odsuwać spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. I wtedy właśnie jedna, mała łezka wypłynęła mi z oka sprawiając tym samym, że było mi coraz ciężej zatrzymać resztę. Moja żona zaczęła powoli przysuwać do mojej
twarzy swoją, więc ja również zacząłem to robić. Chwilę później nasze usta się złączyły. Czułem, że w środku rozpadam się na miliony, a nawet miliardy drobniutkich kawałeczków. Nie chciałem jej zostawiać. Była dla mnie zbyt ważna. Kiedy pocałunek się zakończył ponownie ją do siebie przytuliłem. Schowała swoją twarz w moje ramię i płakała w nie. Ja również nie powstrzymywałem już łez w tak dużym stopniu, jak jeszcze kilka minut temu. Czułem, że jedna za drugą spływają mi po policzkach, ale wtedy tak bardzo o tym nie myślałem.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - mówiłem z ogromną gulą w gardle. - Zaraz będą wakacje i do was przyjadę. I znowu będziemy razem.
Tak bardzo chciałem ją uspokoić. Chciałem, żeby przestała płakać, żeby pożegnała mnie z uśmiechem, lecz wiedziałem, że to niemożliwe. Delikatnie zwróciłem twarz w stronę jej twarzy i wsadziłem nos lekko pomiędzy jej pięknie pachnące włosy.
- Pamiętaj, kocham cię... - wyszeptałem jej cicho wprost do ucha.
Po tych słowach odsunęliśmy się od siebie. Ona podeszła do nastolatków, a ja wyciągnąłem rękę w ich stronę machając im na pożegnanie. Następnie przeszedłem przez bramki i skręciłem w odpowiedni korytarz. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że moja sylwetka zniknęła im już z oczu. Przystanąłem na chwilę. Zacisnąłem mocno oczy i wziąłem głęboki wdech. Po tych czynnościach z powrotem ruszyłem przed siebie z myślą o niespodziance, jaką przygotowałem dla mojej ukochanej. Chciałem zobaczyć jej reakcje w momencie, gdy ją odkryje, lecz zdawałem sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nastąpi to w momencie, gdy już będę siedział w samolocie.
- Trzymaj się najdroższa. Wierzę, że sobie poradzisz. - mruknąłem cicho, sam do siebie tak, żeby nikt więcej tego nie usłyszał.
* - fragment piosenki "Little things" One Direction.
Cześć! Jak Wam się podobała jednorazówka? Mam nadzieję, że była w porządku :D
Jak łatwo się domyślić, jest to ostatnia jednorazówka, jaka pojawiła się na tym blogu. Przed nami jeszcze tylko epilog, a po nim nastąpi definitywny koniec. Trochę przykre, ale jeszcze minie chwila zanim to się stanie ;)
Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka
sobota, 7 maja 2016
Sezon 3 - Rozdział 100 - Ja również bardzo cię kocham...
Cześć wszystkim!
Rozdział 100.
Miłego czytania :)
Obudziłam się. Powoli otwierałam oczy ziewając. Na dworze była ładna pogoda. Promienie słońca odrobinę mnie raziły. Obróciłam się na drugi bok i ku mojemu zaskoczeniu nie zobaczyłam mojego męża. Następnie usiadłam, aby rozejrzeć się po sypialni. Okazało się, że w niej również go nie było. Z powrotem się położyłam zakrywając twarz kołdrą. Chciałam jeszcze na chwilę zasnąć, lecz nagle przeszkodził mi w tym dźwięk otwieranych drzwi. Energicznie, jednym ruchem ręki ściągnęłam z siebie pościel i zerknęłam w tamtą stronę.Rozdział 100.
Miłego czytania :)
- Dzień dobry kochanie, już nie śpisz? - zapytał mój mąż.
- Nie, przed chwilą wstałam. - odpowiedziałam. - A ty tak wcześnie na nogach?
- Stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli zacznę pakować się od samego rana. Wtedy prawdopodobieństwo, że czegoś zapomnę jest mniejsze.
- No tak... - mruknęłam pod nosem.
Tamten dzień to był przedostatni dzień Pabla w Buenos Aires. Następnego dnia miał o wczesnej, porannej porze samolot do Europy, którym miał dostać się prosto do Hiszpanii.
- Może ci w czymś pomóc? - zaproponowałam siadając na krawędzi łóżka zawinięta w kołdrę.
- Na razie nie musisz. Pośpij sobie jeszcze trochę. Poradzę sobie sam.
- Ale ja nie chcę, żebyś radził sobie sam. Chcę ci pomóc, bo gdy wyjedziesz nie będę mogła tego zrobić. - odparłam, a wtedy on spojrzał się na mnie.
Przestał wykonywać czynność, którą był właśnie zajęty i podszedł do mnie. Usiadł obok mnie i złapał moją dłoń zaciskając ją pomiędzy swoimi dwiema.
- Nawet nie myślałem, że spojrzysz na to pod tym kątem. - rzucił. - Możesz mi pomóc z ubraniami, ale pod jednym warunkiem. - zapowiedział.
- Jakim? - zapytałam wzdychając.
- Uśmiechniesz się. I do końca dnia utrzymasz ten uśmiech na swojej twarzy, jasne?
- Dobrze. - odpowiedziałam unosząc kąciki ust.
Mój mąż czysto teoretycznie miał tego dnia wolne. Nie musiał iść do pracy. Wszystkim zależało, aby dobrze przygotował się do lotu i przeprowadzki, lecz on jak zwykle musiał w tej kwestii postawić na swoje i godzinę później szedł razem ze mną i dzieciakami do Studia. Weszliśmy do budynku równo z dzwonkiem, z resztą robiliśmy tak każdego dnia. Jeśli jakiś uczeń zostałby poproszony o wskazanie najbardziej niepunktualnego nauczyciela, chyba nie miałby większego problemu z wyborem. Zaczęła się lekcja, która toczyła się normalnie. Później kolejna... i kolejna.. Myślałam, że wszystkie przebiegną w ten zwykły, codzienny, spokojny sposób. Dopiero na ostatniej godzinie uświadomiono mi, że jestem w błędzie. Gdy weszłam na przerwie do pokoju nauczycielskiego zjawiła się w nim moja córka, która poprosiła mnie na chwilę do sali występowej. Zgodnie z jej prośbą udałam się tam. Ku mojemu zaskoczeniu cała sala była przyozdobiona balonami, serpentynami i podobnymi rzeczami. Na środku stał projektor, z którego zapewne miał zostać wyświetlony film. Byłam bardzo ciekawa wyjaśnień ze strony uczniów, lecz doskonale wiedziałam po co to wszystko zostało przygotowane. Jak się okazało, nie pomyliłam się. To wszystko było dla Pabla. Gdy rozległ się dzwonek oznajmujący, że właśnie zaczęła się kolejna lekcja do pomieszczenia wszedł mój mąż, który był bardzo zdziwiony całą niespodzianką. Kiedy tylko się pojawił dzieciaki krzyknęły głośne "dziękujemy". Następnie w paru słowach złożyli mu podziękowania, wręczyli jakąś kartkę, której nie miałam okazji się do tej pory przyjrzeć i kazali wszystkim zająć miejsca. Chwilę później puścili krótki film podsumowujący życie Studia od momentu, od kiedy został on jego dyrektorem aż do tamtej chwili. Przez całą projekcję uśmiech nie schodził mi z twarzy. On tak wiele zrobił dla tego miejsca, a teraz jedzie chcąc je jeszcze bardziej rozwinąć. Nie każdy byłby w stanie tak się poświecić dla swojej pracy. Ale on potrafił to zrobić, bo bardzo mu na niej zależało.
- Pamiętaj, że my będziemy tutaj na ciebie czekać! - powiedziała jedna z uczennic.
- Dokładnie, nie ma opcji, że nie wrócisz nim ukończę tę szkołę. - rzucił jakiś chłopak.
Siedzieliśmy w tej sali jeszcze kilka godzin. Po filmie do klasy wjechał tort, który został pokrojony tak, żeby każdy z uczniów i nauczycieli dostał kawałek. Co najdziwniejsze, tego dnia nawet Gregorio oszczędził nam swoich zbędnych komentarzy. Pośpiewaliśmy sobie razem i pełni pozytywnej energii wróciliśmy do domu. Była już wtedy późna godzina, lecz wszystko na następny dzień zostało już przygotowane. Od razu skierowałam się do łazienki, wziąć prysznic. Spieszyłam się, bo chciałam jeszcze trochę porozmawiać z Pablem, lecz gdy z niej wyszłam w sypialni światło już było zgaszone, a mój mąż leżał zakryty kołdrą. Nie wiedziałam czy śpi, ale jeśli spał, to nie chciałam go budzić i po prostu położyłam się obok starając się zasnąć, lecz nie wychodziło mi to. Cały czas męczyła mnie myśl, że ta nocka była ostatnią nocką z nim obok. Świadomość, że taka następna wydarzy się dopiero za pół roku, gdy przyjedzie tutaj na wakacje była okropna. O ile, w ogóle przyjedzie. Sam twierdził, że to będzie bardzo ciężki początek i nie wie, czy mu się to uda...
- Śpisz? - usłyszałam nagle wyszeptane mi do ucha słowo.
- Nie. - odpowiedziałam. - Nie mogę zasnąć.
- Ja też. - odparł przyciągając mnie do siebie.
Przez dłuższą chwilkę żadne z nas nic nie mówiło. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Następnie wzięłam głośny oddech. W pomieszczeniu było na tyle cicho, że mogłam usłyszeć bicie jego serca, które również czułam trzymając dłoń na jego klatce piersiowej.
- Myślisz, że od jutra wiele się zmieni? - spytałam cicho.
- Zależy dla kogo. Dla mnie bardzo wiele. Niby, ani nie wyjeżdżam na zawsze, ani na jakąś wojnę, z której mogę nie wrócić, ale żyjąc cały czas z tobą i z Martiną w tym samym mieście przez całe życie będzie mi ciężko się od tego odzwyczaić.
- Będzie mi tak wiele brakować.. Chyba sama jeszcze do końca nie jestem w stanie pojąć ilości rzeczy, które się zmienią. - powiedziałam. - Nie będzie cię przy mnie o szóstej nad ranem. Gdy się obudzę nie zobaczę, ani twojej twarzy, ani sylwetki. Będę sama. W Studio na twoim miejscu będzie siedział German, z czym będę miała ogromny problem, bo ciężko mi będzie do tego przywyknąć. Nie będę mogła się do ciebie przytulić w momencie, w którym będę smutna... - mówiłam coraz mocniej wtulając twarz w jego ciało.
- Nie płacz... - szepnął mi delikatnie do ucha.
- Nie płaczę. - odparłam nieśmiało na niego spoglądając. - Obiecałam ci, że powstrzymam łzy, aż do ostatniego momentu i chcę, żeby tak było.
- Jesteś o wiele silniejsza niż na początku. Kiedy cię poznałem, każde niewłaściwe słowo, gest potrafiło cię zniszczyć. A teraz? Potrafisz znieść tak wiele. - mruknął. - Zmieniłaś się. I to bardzo. Dopiero teraz sobie uświadomiłem, jak bardzo.
- To źle?
- Nie wiem. Angie, którą poznałem trzydzieści lat temu była nieśmiałą nastolatką, która bała się wszystkiego dookoła.
Oprócz tego zawsze wszystko psuła i ciągle chodziła przybita. Natomiast ta Angie, którą widzę dziś, jest dorosłą kobietą, która nie boi się walczyć o swoje i każdego dnia na jej twarzy widać uśmiech. Wydawałoby się, że ta druga wersja jest tą lepszą, ale ja nie potrafię pomiędzy nimi wybrać. Oby dwie były, są i będą dla mnie ważne. Nawet, jeśli zmieniłabyś się tak, że wszyscy dookoła odeszliby od ciebie, ja i tak bym został. Zawsze znajdę w tobie coś, co sprawi, że będę chciał mieć cię przy sobie.
Czułam, że oczy robią mi się mokre. Nie przez fakt, że to jest nasza ostatnia nocka razem. On tak pięknie o mnie mówił. Cudownie było słuchać, że aż tak mu na mnie zależy. Nigdy nie wymagałam od drugiej osoby, aby opowiadała mi o swoich uczuciach wobec mnie. Wystarczyłyby mi czasem dwa słowa, jakieś gesty. Ale mimo to mój mąż wychodził ponad normę. Nie przeszkadzało mi to. Leżąc w jego ramionach i słuchając tego wszystkiego czułam, że to jest mój książę. Ten jedyny, odpowiedni, z którym powinnam spędzić życie. Sprawiał, że czułam się szczęśliwa.
- Jesteś dla mnie wszystkim... - odrzekł prawie niesłyszalnie.
Nieśmiało zaczęłam zbliżać swoje usta do jego nie przerywając przy tym naszego kontaktu wzrokowego. Nasze wargi delikatnie się ze sobą zetknęły. Zaczęliśmy oddawać sobie pocałunki. Pablo gładził moją rękę, a trzymałam dłoń na jego klatce piersiowej czując, jak się podnosi i opada z każdą chwilą coraz szybciej.
- Proszę, pozwól mi tej nocy być najbliżej, jak to tylko możliwe... - wyszeptał mi do ucha, a ja kiwnęłam głową w odpowiedzi.
Nie czekał długo. Od razu po tym, jak pokazałam mu, że nie mam nic przeciwko zaczął oddawać mi namiętne pocałunki. Jego serce tak szybko bilo... Czułam jego ciepło na każdej części ciała. Chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Pragnęłam się tym w pełni nacieszyć, gdyż wiedziałam, że taki moment nie powtórzy się szybko. Zależało mi na tym, aby mieć swojego męża jak najdłużej przy sobie, bo zdawałam sobie sprawę z tego, iż następnej nocy będzie mi go okropnie brakować. Nie wiem, ile czasu minęło nim zasypiałam wtulona w jego ciało. Może godzina, dwie... Albo niecałe piętnaście minut... Na prawdę, nie wiem. Nie myślałam wtedy o czasie. Wydawało mi się, że niewiele, ale pewnie tamtej nocy zegarek śpieszył się bardziej niż zazwyczaj.
- Myślisz, że sobie poradzimy? - zaczęłam.
- Pamiętasz co mówiłaś? - zapytał. - Jakiś czas temu wypowiedziałaś słowa, które do tej pory utknęły mi w pamięci i będę się starał ich przestrzegać.
- Nie pamiętam. O które słowa ci chodzi?
- "Udawaj, że nic się nie wydarzy do czasu, aż się wydarzy. A kiedy się wydarzy udawaj, że to po prostu zwykła codzienność". - zacytował. - Wziąłem to sobie do serca, bo jest w tym coś, co pomoże mi normalnie funkcjonować, kiedy ciebie nie będzie obok. - odparł. - Rozmawiałem wczoraj z moim bratem. Powiedział, że przyjedzie cię odwiedzić. - dodał zmieniając temat.
- Kiedy? - spytałam.
- Dokładnie nie wiem. Prawdopodobnie niedługo, bo stwierdził, że chce sprawdzić jak się czujesz.
- Podziwiam go. Nie chcę wyjść na bezuczuciową osobę, ale pomimo, że złamałam mu serce, on nadal chce się o mnie troszczyć. Wykorzystałam go w najgorszy możliwy sposób, a jemu mimo to, wciąż zależy.
- Bo to miłość, Angie. - rzucił. - Kiedy jakiś czas temu się rozstaliśmy pomimo tego, że byłem na ciebie wściekły nie mogłem przestać o tobie myśleć. Cały czas zastanawiałem się gdzie jesteś i czy wszystko z tobą w porządku.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, lecz do końca nie wiedziałam co. Pocałowałam go w policzek, po czym on pogłaskał mnie po głowie. Leżeliśmy w ciszy. Już prawie zasnęłam, kiedy nagle usłyszałam jak coś szepcze. Z początku myślałam, że kieruje swoje słowa do mnie, lecz później dotarło do mnie, że rzeczywiście były one skierowane do mnie, ale najprawdopodobniej nie chciał, abym je usłyszała. Pewnie wypowiedział je na głos tylko dlatego, że myślał, iż śpię.
- Tak okropnie nie chcę cię tutaj zostawiać samej. Boję się, że podczas mojej nieobecności wydarzy się coś złego, a ja będę za daleko, żeby móc ci pomóc. Nigdy chyba nie zrozumiesz tego, jak bardzo mi na tobie zależy. Z resztą nie musisz. Wystarczy mi to, że jesteś przy mnie.
Na tym zakończył. Możliwe, że później mówił coś jeszcze, lecz nie było mi dane to usłyszeć, gdyż zmęczenie i myśl o tym, że następnego dnia muszę bardzo wcześnie wstać sprawiły, że zasnęłam.
"Tylko dla twoich oczu, pokażę ci moje serce. Kiedy jesteś samotny i nie wiesz, kim jesteś. Brakuje połowy mnie, gdy jesteśmy osobno. Teraz mnie znasz, tylko dla twoich oczu. Mam blizny nawet, jeśli nie zawsze są one widoczne. Ból staje się mocny, ale teraz jesteś tutaj i nie czuję nic...".*
Usłyszałam dźwięk budzika. Mimo to trzymałam oczy mocno zaciśnięte w nadziei, że zaraz z powrotem zasnę, a to wszystko, co ma się stać jednak się nie wydarzy. Po chwili poczułam, że mój mąż próbuje wstać na tyle delikatnie, aby mnie przy tym nie obudzić. Kiedy odrobinę się poruszył zacisnęłam dłoń, która leżała na jego klatce piersiowej, w pięść. Po tym geście znieruchomiał. Nie chciałam, żeby wstał. Pragnęłam poleżeć z nim jeszcze chwilę w łóżku...
- Angeles... kochanie... - usłyszałam cichy szept.
Otworzyłam oczy nawiązując z nim od razu kontakt wzrokowy. Patrzył się na mnie z troską. Doskonale wiedziałam, że w momencie, gdy on wsiądzie do samolotu, a ja zostanę w holu na lotnisku, on zacznie się o mnie martwić. Mimo, że byłam dorosła on i tak chciał być blisko, żeby w każdej chwili mógł mi pomóc. A teraz? A teraz to wszystko miało się zmienić.
- Najdroższa...
- Wiem, wiem... Musimy już wstać, żeby się nie spóźnić. Rozumiem.
- Dla mnie to jest tak samo trudne jak dla ciebie. - powiedział. - A nawet bardziej, bo to ja cię zostawiam. Taka jest kolej rzeczy. Coś się musi skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć.
Energicznie odwróciłam wzrok. Obiecałam mu, że nie będę płakać. I nie płakałam. Ale wiedziałam, że gdy tylko na niego spojrzę ogarnie mnie głęboki smutek. Jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to nieuniknione. Nie mogłabym spędzić
całego poranka kompletnie unikając z nim kontaktu. Głęboko westchnęłam i usiadłam wypuszczając go z uścisku. Zaraz po tym on zrobił to samo kładąc mi dłoń na ramieniu. Zbliżył swoją twarz do mojej.
- Jesteś bardzo dzielna. - odrzekł, po czym delikatnie musnął ustami mój kark.
Gdy to zrobił powoli odsunął się ode mnie i stanął na podłodze. Wyjął ostatnie ubrania, które zostały mu w szafce i poszedł z nimi do łazienki. Kiedy zamknął za sobą drzwi ja również wstałam i skierowałam się do pokoju mojej córki. Dzień wcześniej poprosiła mnie, żebym ją obudziła, bo chciała razem z nami pojechać na lotnisko. Tak samo Tom. Gdy udało mi się rozbudzić dziewczynę opuściłam jej pokój i ruszyłam na dół po schodach do jej chłopaka, który spał w gościnnym. Z nim miałam nieco większy problem niż z Martiną, ale mimo to i tak udało mi się go obudzić. Następnym moim celem była kuchnia, do której poszłam, żeby przygotować nam wszystkim jakieś śniadanie. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej kilka warzyw, które obrałam i pokroiłam, a następnie położyłam na talerzu. Wyciągnęłam również ser, wędlinę i ugotowałam kilka jajek na twardo. Oprócz tego wstawiłam wodę w czajniku i nakryłam stół. Kiedy wszystko było już gotowe krzyknęłam głośno, żeby powiadomić wszystkich o śniadaniu.
- Na którą musimy być na lotnisku? - zapytał Jaquez jedząc kanapkę z pomidorem.
- O siódmej trzynaście mój samolot odlatuje, więc najpóźniej o wpół do szóstej powinniśmy tam być.
- O której masz przewidziany powrót? - spytałam.
- O trzeciej w nocy czasu środkowoeuropejskiego. Jeśli się nie mylę, to wtedy będzie tutaj jedenasta.
- Mimo to, napisz do nas, kiedy będziesz już u siebie. Żebyśmy wiedzieli, że bezpiecznie dotarłeś do domu. - poprosiła nasza córka.
- Nie martw się Martinko, napiszę. Pierwsze co zrobię w Sewilli to wyciągnę komórkę i dam wam znać, że żyję.
Kończyliśmy śniadanie rozmawiając o wyjeździe Pabla. Nastolatki wypytywały się go czy spakował poszczególne rzeczy, aczkolwiek on i tak za każdym razem odpowiadał twierdząco. Najwcześniej od stołu wstałam ja, gdyż musiałam jeszcze pójść się przebrać, bo jako jedyna z nich byłam jeszcze w piżamie. Gdy weszłam do łazienki zmieniłam tylko ubranie i przeczesałam włosy szczotką, ponieważ wiedziałam, że gdy wrócę do domu ponownie położę się do łóżka spać. Tak samo jak Martina i Tom. Zdecydowałam, że tego dnia nie będą musieli iść do Studia chyba, że by chcieli. Oboje odparli, że zobaczą, jak bardzo będą zmęczeni. Jednak już przy śniadaniu było widać, że możliwe będzie, iż usną nawet w drodze powrotnej w samochodzie mimo, że lotnisko nie było daleko. Kiedy zeszłam na dół nie zastałam nikogo w jadalni. Ruszyłam w stronę garażu, co okazało się być dobrym celem, ponieważ wszyscy byli właśnie tam. Pakowali bagaże mojego męża do samochodu. Nie miał ich dużo. Zaledwie dwie walizki i torbę podręczną, ale nie dziwiłam mu się. Nie chciało mu się tego wszystkiego dźwigać. Co prawda, samolotem dolatywał do samej Sewilli, aczkolwiek droga z lotniska w Hiszpanii do jego nowego mieszkania była nieco mniej przyjemna. Miał kilka przesiadek, więc posiadanie większej liczby bagaży byłoby raczej mało wygodne.
- Na pewno wszystko spakowałeś? - zapytałam stojąc w drzwiach.
- Raczej tak. Dużo rzeczy muszę zostawić, bo inaczej się nie zabiorę, ale te najpotrzebniejsze mam. Najwyżej, jeśli czegoś zapomnę to sobie kupię. Chyba, że będzie to coś, czego tam nie dostanę, to poproszę was, abyście mi to przysłali. - rzucił zerkając na walizki. - Wydaje mi się, że powinniśmy już jechać.
- Tak, racja. - przytaknęłam kiwając głową. - Wskakujcie. Pójdę tylko po dokumenty i ruszamy.
Pobiegłam do kuchni i sięgnęłam papiery, które musiałam mieć podczas prowadzenia pojazdu. Kiedy je już miałam wróciłam do garażu i wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i ruszyliśmy. Zazwyczaj, kiedy jechaliśmy gdzieś we dwoje lub całą rodziną, to prowadził Pablo, lecz tym razem tak nie było. Wiedziałam, że czeka go długa droga do Hiszpanii i, że kiedy tam dojedzie to będzie wykończony. Dlatego też, wolałam tym razem oszczędzić mu tych kilkudziesięciu minut za kółkiem. Może to dałoby mu nie wiele, ale zawsze w jakiś sposób mu pomagałam.
Jak na złość na lotnisko dotarliśmy bardzo szybko. Zaparkowałam blisko wejścia, w związku z czym w budynku również znaleźliśmy się w rekordowym dla nas tempie. Zostało nam jeszcze więcej czasu niż sądziliśmy, więc mój mąż postanowił z nami jeszcze chwilę posiedzieć. Zaczęliśmy sobie opowiadać śmieszne historie, ciekawostki czy cokolwiek co przychodziło nam na myśl, a nie łączyło się z jego wyjazdem. Kiedy przez głośniki usłyszeliśmy, że do odlotu samolotu, którym będzie podróżował Galindo została niecała godzina zdecydowaliśmy, że pora już się rozstać. Pierw zamienił parę słów z Martiną po czym ją mocno uściskał i pocałował w czoło. Następnie podszedł do Toma. Rozmawiali przez moment, a następnie się przytulili. Nie słyszałam o czym mówili. Stałam kawałek dalej rozmyślając o tym, co za chwilę miało się wydarzyć. Nagle Pablo odwrócił się w moją stronę i wtedy do mnie dotarło, że to dzieje się naprawdę.
- To co? - zaczął, gdy podeszłam do niego bliżej. - Chyba pora się pożegnać.
- Chyba tak. - odpowiedziałam w miarę spokojnie po czym rzuciłam mu się w objęcia. - Trzymaj się. Będę za tobą strasznie tęsknić. - powiedziałam załamującym się głosem.
- Mogę cię o coś poprosić? - zapytał, a ja odmruknęłam w odpowiedzi. - Nie ważne, co by się nie wydarzyło obiecaj mi, że zawsze będziesz walczyć o swoje szczęście. Nawet jeśli nie będę nim już ja.
- Ale Pablo...
- Po prostu mi to obiecaj. Gdyby nasze drogi się rozeszły, chcę mieć pewność, że będziesz radosna, a uśmiech rzadko kiedy będzie ci schodził z twarzy.
- Obiecuję. - odrzekłam, gdy on wycierał mi łzy z policzka. - Ale w takim razie chciałabym również, żebyś ty też mi coś obiecał. - zaczęłam. - Obiecaj, że nigdy o sobie nie zapomnimy.
- Obiecuję. - powiedział. - Chyba najwyższa pora, żebym już poszedł. Inaczej spóźnię się na samolot.
- Racja, nie chciałabym, żeby to było z mojej winy.
Ponownie się do siebie przytuliliśmy. Ściskaliśmy się bardzo mocno. Ja pozwalałam łzą swobodnie spływać po policzkach, ale zdawałam sobie z tego sprawę, że jemu przychodzi z ogromnym trudem
to, żeby do tego nie dopuścić. Kiedy wypuszczaliśmy się na wzajem z uścisku spojrzeliśmy sobie w oczy. I wtedy jedna, malutka, drobniutka łezka spłynęła po jego twarzy. Zbliżyliśmy do siebie twarze. Nasze wargi stopiły się w pocałunku, który z jednej strony sprawiał mi radość, a z drugiej łamał mi serce. Wiedziałam, że jeszcze nie raz będę miała okazję poczuć jego usta na swoich, ale nie byłam tego pewna. Nie wiadomo co mogłoby się wydarzyć. Kiedy przestaliśmy on ponownie przyciągnął mnie do siebie i mocno ściskał w swoich ramionach.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - mówił przez łzy. - Zaraz będą wakacje i do was przyjadę. I znowu będziemy razem.
Mocno zacisnęłam oczy w nadziei, że to wszystko okaże się snem. Nie byłam jeszcze gotowa na jego wyjazd. Miałam wrażenie, że nigdy on nie nadejdzie. Jednak nadszedł i stało się to o wiele szybciej niż powinno. Nie śniłam. To wszystko działo się tu i teraz.
- Pamiętaj, kocham cię... - wyszeptał mi cicho do ucha.
Po tych słowach odsunęliśmy się od siebie. Ja podeszłam do pozostałych, a Pablo wyciągnął rękę w naszą stronę, aby pomachać nam na pożegnanie. Gdy to zrobił przeszedł przez bramki i zniknął za ścianą. Wszyscy staliśmy w miejscu jeszcze przez dłuższą chwilę. Z jednej strony byłam w szoku, a z drugiej nadzieja, że zaraz ujrzę jego sylwetkę ponownie, nie gasła.
- Mamo, powinniśmy już wracać do domu... - powiedziała moja córka kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Tak, tak kochanie... - odparłam. - Chodźmy. - rzuciłam obracając się powoli w stronę wyjścia.
Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy w stronę samochodu. Gdy znaleźliśmy się obok niego otworzyłam torbę w celu odnalezienia w niej kluczyków. Jednak znalazłam tam coś, co o wiele bardziej przykuło moją uwagę.
- Masz kluczyki? - pytanie Toma wyrwało mnie zamyślenia.
- Ym, tak. - odpowiedziałam wyciągając je. - Zaczekajcie na mnie. Muszę jeszcze szybko coś załatwić. - otworzyłam auto i z powrotem wróciłam biegiem do poczekalni na lotnisku.
Kiedy się już tam znalazłam usiadłam na jednym z wielu wolnych krzeseł i ponownie otworzyłam swoją torebkę. Znalazłam w niej to samo, co wcześniej. Pluszowy miś. Wyciągnęłam go i patrzyłam się na niego chwilę. Trzymał on pomiędzy rękoma przenośny odtwarzacz muzyki, który był owinięty słuchawkami. Rozwinęłam je i włożyłam do uszu. Wcisnęłam guzik play, a chwilę później usłyszałam głos mojego męża. "Cześć najdroższa. Mam dla ciebie mały prezent, który mam nadzieję ci się spodoba. Jeśli kiedykolwiek będzie ci smutno, poczujesz się samotna, a mnie nie będzie obok po prostu włącz to. Wiem, że to najprawdopodobniej bardzo ci nie pomoże, ale może chociaż w małym stopniu przyczyni się do pojawienia się uśmiechu na twojej twarzy. Kocham cię.". Zaraz po tym z odtwarzacza zaczęła lecieć piosenka, która całkowicie była wykonana przez Pabla. Włączyłam spis całej playlisty i zobaczyłam, że nagrał takich piosenek trzydzieści. Specjalnie dla mnie. Przetarłam oczy w celu oczyszczenia ich z łez.
- Ja również bardzo cię kocham... - szepnęłam wpatrując się w misia.
* - fragment piosenki One Direction - "If I could fly".
Cześć wszystkim! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i, że uznacie, iż warto było na niego trochę poczekać :)
Jest nieco dłuższy od pozostałych, ale również nie jest bardzo długi. Uważam, że jego długość jest w sam raz. Oczywiście rozumiem, że ktoś się może ze mną nie zgadzać, bo to tylko moje zdanie, a co ja tam mogę wiedzieć ;D
Do zobaczenia! :*
bloggerka
Subskrybuj:
Posty (Atom)