sobota, 21 maja 2016

Epilog - Nie ma takiej siły, która nas rozdzieli

♥♥♥
Odkąd Pablo wyjechał relacje między nami z każdego dnia na dzień robiły się coraz słabsze. Na początku, co wieczór, siadaliśmy przed ekrany komputerów i rozmawialiśmy ze sobą jak najdłużej było to tylko możliwe. Z każdej doby, na dobę nasze rozmowy robiły się coraz bardziej krótkie aż w pewnym momencie zanikły. Wtedy przyszedł czas na etap telefonów. Co prawda, był to bardzo kosztowny sposób komunikowania się, ale bardziej praktyczny, gdyż mogliśmy zamienić ze sobą parę słów podczas przerwy w pracy, czy w kolejce w sklepie. Lecz w pewnej chwili nawet to zaczęło być kłopotliwe. Gdy ja gotowałam obiad i mogłam z nim rozmawiać, on miał lekcje. Gdy on wracał po pracy do swojego mieszkania, ja miałam zebranie w Studio. To wszystko sprawiło, że nadszedł czas na wiadomości. Zaczęliśmy do siebie pisać. Wydawało nam się to na tyle dobrym rozwiązaniem, że każde z nas mogło odpisać drugiemu w momencie, w którym znajdzie na to czas, lecz jak się okazało, to również nie było zbyt dobre. Gdy byłam zabiegana potrafiłam odczytać od niego SMS z myślą "odpiszę mu później". Łatwo się domyślić, że wystarczyło kilka minut, żeby to "później" zamieniło się w "nigdy". Tak było w moim przypadku. Nie wiem, dlaczego od niego nie otrzymywałam odpowiedzi. Zapewne, powód był ten sam. Odczytywał wiadomość w chwili, gdy był czymś zajęty, a później zapomniał mi odpowiedzieć. Przez ten cały czas miałam wrażenie, że powodem tego był różnica godzin pomiędzy nami. Mieszkaliśmy w zupełnie innych strefach czasowych. Gdy on wstawał do pracy, ja spałam. Kiedy ja wracałam z pracy on dopiero ją zaczynał. Przecież zawsze łatwiej zrzucić winę na kogoś, niż samemu się do czegoś przyznać. O dziwo, nie zauważałam jak bardzo z dnia na dzień kontakt z moim mężem zanika. Miałam więcej obowiązków, byłam bardziej zabiegana i nie zwracałam na to aż takiej uwagi. Po za tym to wszystko działo się z chwili na chwilę. Nie zdarzyło się tak, że jednego dnia rozmawialiśmy przez długie godziny przez telefon, a następnego dnia nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Tak nie było. Kontakt stopniowo nam się zmniejszał aż pewnego dnia całkowicie zniknął. Nie zauważyłam tego od razu. I zapewne w ogóle bym tego nie zauważyła, gdyby nie to, że któregoś dnia pojawił się w Buenos Aires.
Był sobotni poranek. Przebudziłam się i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Gdy nalałam wody do czajnika, wstawiłam ją i usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i otworzyłam je. Wtedy oniemiałam z wrażenia. Stał tam on. Mój mąż we własnej osobie.
- Cześć Angie. - przywitał się.
- Pablo? - rzuciłam zdziwiona. - Co ty tutaj robisz? - zapytałam zdezorientowana.
- Naprawdę nie wiesz? Minęły równo dwa lata. Przyjechałem. I zostanę z tobą już na zawsze.
Na ustach namalował mi się ogromny uśmiech. Rzuciłam mu się w ramiona i rozpłakałam. Nie mogłam uwierzyć, że w końcu nadszedł ten dzień. Gdy trzymał mnie w ramionach zauważyłam, jak strasznie się na wzajem zaniedbaliśmy. Ale to nie było już ważne. Nareszcie miałam go z powrotem przy sobie... I nie musiałam już się z nim nigdy żegnać.

Tytuł epilogu pochodzi z piosenki "Powtarzaj to" zespołu Ira.

bloggerka

2 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)