Cześć wszystkim!
Zapraszam na jednorazówkę <3
*jednorazówka widziana oczami Pabla*
Otworzyłem oczy. Zerknąłem na Angie, która smacznie spała zaraz tuż obok mnie. Wyglądała tak uroczo. Uwielbiałem na nią patrzeć. Ten widok sprawiał, że odczuwałem radość, naprawdę. Wpatrywanie się w nią każdego poranka było moim ulubionym zajęciem. Przetarłem oczy myśląc, że mam ostatnią szansę, aby to zrobić. Co prawda, mieliśmy przed nami jeszcze jedną noc, lecz następny ranek nie byłby już taki spokojny, ponieważ wszyscy spieszyliby się tylko po to, żebym nie spóźnił się na samolot. Patrzyłem na moją miłość jeszcze przez dłuższą chwilę, aż zdecydowałem, że pora wstać. Wtedy podniosłem się z łóżka i wszedłem do łazienki, gdzie spędziłem około piętnastu minut. Gdy załatwiłem wszystkie poranne potrzeby zszedłem na dół w celu odnalezienia walizek. Nie miałem z tym większego problemu. Stały na swoim miejscu tam, gdzie zawsze. Rozłożyłem je na środku salonu zastanawiając się, co powinienem do nich spakować. Zdecydowałem, że na sam dół powinny iść ubrania. Wziąłem jedną z nich do ręki i wniosłem po schodach na górę wprost do sypialni.Zapraszam na jednorazówkę <3
*jednorazówka widziana oczami Pabla*
- Dzień dobry kochanie, już nie śpisz? - spytałem wchodząc do środka, gdy zauważyłem, że moja żona zrzuca z siebie kołdrę.
- Nie, przed chwilą wstałam. - odpowiedziała. - A ty tak wcześnie na nogach?
- Stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli zacznę pakować się od samego rana. Wtedy będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że czegoś zapomnę.
- No tak... - mruknęła na tyle cicho, że ledwo to usłyszałem.
Widziałem, że ewidentnie była przybita. Humor popsuł się jej dosłownie w ciągu jednej sekundy. Widocznie zdała sobie sprawę z tego, jak niewiele zostało do mojego wyjazdu.
- Może ci w czymś pomóc? - zaproponowała siadając na brzegu łóżka owinięta, aż po samą głową, kołdrą.
- Na razie nie musisz. Pośpij sobie jeszcze trochę. Poradzę sobie sam.
- Ale ja nie chcę, żebyś radził sobie sam. Chcę ci pomóc, bo gdy wyjedziesz nie będę mogła tego zrobić. - spojrzałem na nią z posmutniałą miną.
Miałem wrażenie, że za moment po jej policzkach spłyną łzy. Nie chciałem tego. Bałem się, że jeśli zobaczę, jak ona płacze to ja również nie powstrzymam swoich emocji. Pragnąłem kompletnie nie myśleć o wyjeździe, ale było to niemożliwe. Podniosłem się z podłogi i usiadłem obok niej na łóżku. Złapałem jej małą, drobną dłoń pomiędzy moje dwie i spojrzałem na nią czule.
- Nawet nie myślałem, że spojrzysz na to pod tym kątem. - rzuciłem. - Możesz mi pomóc z ubraniami, ale pod jednym warunkiem. - powiedziałem.
- Jakim? - zapytała wzdychając.
- Uśmiechniesz się. I do końca dnia utrzymasz ten uśmiech na swojej twarzy, jasne?
- Dobrze. - uśmiechnęła się uroczo.
Zajęliśmy się pakowaniem moich rzeczy. Byliśmy tym aż tak pochłonięci, że niewiele by brakowało, a spóźnilibyśmy się do Studia. Tamtego dnia miałem wolne, lecz mimo to i tak chciałem się tam pojawić. Praca była moim drugim domem i dawała mi szczęście. Mogłem spędzać tam dużo czasu. Weszliśmy do budynku równo z dzwonkiem, więc zaraz za drzwiami każdy ruszył w swoją stronę. Ja poszedłem prosto do sali, w której miałem zajęcia. Przywitałem się z dzieciakami i zacząłem prowadzić lekcje. Pierw pierwszą, potem następną i następną. Mijały one stosunkowo szybko. Zbyt szybko. Im mniej czasu zostawało mi do ostatniej godziny tym bardziej jej nie chciałem. Nie dlatego, że miałem ją z uczniami, których nie lubiłem, bo takich w naszej szkole nie było, tylko dlatego, że nie chciałem zakończyć swojej pracy. Wiedziałem, że kiedyś na pewno tutaj wrócę, ale to nie znaczyło, że chcę już stąd wyjeżdżać. No i w końcu nadszedł ten czas. Ostatni dzwonek oznaczający lekcję zadzwonił. Wziąłem dziennik z pokoju nauczycielskiego i poszedłem do klasy. Otworzyłem drzwi i nagle usłyszałem grupowe "dziękujemy!". Rozejrzałem się dookoła. Na ścianach wisiały serpentyny, a na podłodze leżały balony. Kilkadziesiąt dzieciaków razem z Angie stało na środku i uśmiechało się do mnie. Następnie kilku uczniów zaczęło do mnie po kolei podchodzić i składać mi podziękowania. Przez ten cały czas śmiałem się jak głupi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jednak większa część dzieciaków z naszej szkoły mnie lubi, ale całkiem miłe było z ich strony, że postanowili mi zrobić taką niespodziankę. Poczułem się doceniany przez nich. Dostałem przepiękną kartkę z podpisami wszystkich członków Studia. Były tam wpisy uczniów, i nauczycieli, a nawet osób trzecich. Później każdy z nas zajął miejsce i został puszczony filmik, który ukazywał moją przygodę w tej szkole od momentu odkąd się tutaj pojawiłem aż teraz. Po seansie do sali wjechał ogromny tort, który został pokrojony na tyle kawałków, aby każdy dostał chociaż po jednym.
- Pamiętaj, że my będziemy tutaj na ciebie czekać! - powiedziała jedna z uczennic.
- Dokładnie, nie ma opcji, że nie wrócisz nim ukończę tę szkołę. - rzucił któryś z chłopaków.
Uśmiechnąłem się do nich w odpowiedzi. Siedzieliśmy razem do późna. Śpiewaliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Nawet Gregorio przestał być taki oziębły. Wróciliśmy do domu, gdy na dworze było już ciemno. Moja żona od razu skierowała się do łazienki. Ja również to zrobiłem. Wziąłem szybki prysznic i poszedłem do sypialni. Położyłem się w łóżku i czekałem aż ona też to zrobi. Jednak długo nie przychodziła. Miałem już wstać, zapukać i zapytać czy wszystko gra, ale w porę usłyszałem, że drzwi od łazienki się otwierają, więc wiedziałem, że zaraz się tutaj pojawi. I tak się stało. Weszła do pokoju, podeszła do łóżka, położyła się i zakryła kołdrą. Widocznie była bardzo zmęczona. Chciałem z nią jeszcze trochę porozmawiać, ale wiedziałam, że następny dzień będzie bardzo ciężki, więc chciałem też, żeby się wyspała. Zamknąłem oczy i pomyślałem, że może mnie również się to uda. Niestety, na próżno. Myśl o tym, że to jest ostatnia noc z moją ukochaną u boku była okropna.
- Śpisz? - szepnąłem jej na ucho.
- Nie. - odpowiedziała. - Nie mogę zasnąć.
- Ja też. - odrzekłem przyciągając ją do siebie.
Przez pewien moment żadne z nas nie odezwało się nawet słowem. Leżeliśmy objęci i na tamtą chwilę w zupełności nam to wystarczało. Angie położyła swoją dłoń na mojej klatce piersiowej. Nie trudno było mi się domyślić po co to zrobiła.
- Myślisz, że od jutra wiele się zmieni? - spytała cicho.
- Zależy dla kogo. Dla mnie bardzo wiele. Niby nie wyjeżdżam na zawsze, ani na jakąś wojnę, z której mogę nie wrócić, ale żyjąc cały czas z tobą, z Martiną w tym samym mieście przez całe życie będzie mi ciężko się od tego odzwyczaić.
- Będzie mi tak wiele brakować.. Chyba sama jeszcze do końca nie jestem w stanie pojąć ilości rzeczy, które się zmienią. - wciągnęła głośno powietrze. - Nie będzie cię przy mnie o szóstej nad ranem. Gdy się obudzę nie zobaczę, ani twojej twarzy, ani sylwetki. Będę sama. W Studio na twoim miejscu będzie siedział German, z czym będę miała ogromny problem, bo ciężko mi będzie do tego przywyknąć. Nie będę mogła się do ciebie przytulić w momencie, w którym będę smutna... - z każdą chwilą mówiła coraz ciszej wtulając swoją twarz w moje ciało.
- Nie płacz... - szepnąłem jej delikatnie do ucha.
- Nie płaczę. - odparła nieśmiało zerkając w moją stronę. - Obiecałam ci, że powstrzymam łzy, aż do ostatniego momentu i chcę, żeby tak było.
- Jesteś o wiele silniejsza niż na początku. Kiedy cię poznałem, każde niewłaściwe słowo, gest potrafiło cię zniszczyć. A teraz? Potrafisz znieść tak wiele. - mruknąłem. - Zmieniłaś się. I to bardzo. Dopiero teraz sobie uświadomiłem, jak bardzo.
- To źle?
- Nie wiem. Angie, którą poznałem trzydzieści lat temu była nieśmiałą nastolatką, która bała się wszystkiego dookoła.
Oprócz tego zawsze wszystko psuła i ciągle chodziła przybita. Natomiast ta Angie, którą widzę dziś, jest dorosłą kobietą, która nie boi się walczyć o swoje i każdego dnia na jej twarzy widać uśmiech. Wydawałoby się, że ta druga wersja jest tą lepszą, ale ja nie potrafię wybrać pomiędzy nimi. Oby dwie były, są i będą dla mnie ważne. Nawet, jeśli zmieniłabyś się tak, że wszyscy dookoła odeszliby od ciebie ja i tak bym został. Zawsze znajdę w tobie coś, co sprawi, że będę chciał mieć cię przy sobie.
Mówiłem to, co myślałem. Naprawdę tak było. Zależało mi na niej w tak dużym stopniu, że nie byłem w stanie tego pojąć. Nawet nie wiem, w którym momencie jej życie stało się dla mnie o wiele ważniejsze niż moje własne.
- Jesteś dla mnie wszystkim... - powiedziałem bardzo cicho.
Moja żona nieśmiało zaczęła zbliżać swoje wargi do moich. Od zawsze uważałem to za urocze, bo uwielbiałem, gdy chciała mnie całować, ale nie wiedziała czy ja również tego chce. Co prawda, nie byłoby takiego momentu, żebym odmówił jej pocałunku, ale mimo to uważałem to za kochane. Nasze usta zbliżyły się do siebie. Delikatnie ją całowałem, a ona odwzajemniała moje pocałunki. Z dużą czułością gładziłem jej ręce w czasie, kiedy ona trzymała swoją dłoń nadal na mojej piersi.
- Proszę, pozwól mi tej nocy być najbliżej, jak to tylko możliwe... - wyszeptałem jej do ucha.
Chwilę później dostałem odpowiedź w formie odkiwnięcia głową. Nie czekając długo zacząłem oddawać jej namiętne pocałunki. Naprawdę chciałem być tej nocy blisko, żeby móc się nacieszyć nią, póki była przy mnie. Po pewnym czasie leżała wtulona we mnie próbując zasnąć. Uwielbiałem, gdy w nocy przytulała się do mnie, jak małe dziecko do pluszowego misia. Czułem się wtedy ważny i potrzebny.
- Myślisz, że sobie poradzimy? - spytała nagle.
- Pamiętasz co mówiłaś? - odparłem. - Jakiś czas temu wypowiedziałaś słowa, które do tej pory utknęły mi w pamięci i będę się starał ich przestrzegać.
- Nie pamiętam. O które słowa ci chodzi?
- "Udawaj, że nic się nie wydarzy do czasu, aż się wydarzy. A kiedy się wydarzy udawaj, że to po prostu zwykła codzienność". - zacytowałem. - Wziąłem to sobie do serca, bo jest w tym coś, co pomoże mi normalnie funkcjonować, kiedy ciebie nie będzie obok. - zapewniłem ją. - Rozmawiałem wczoraj z moim bratem. Powiedział, że przyjedzie cię odwiedzić. - dodałem zmieniając temat.
- Kiedy?
- Dokładnie nie wiem. Prawdopodobnie niedługo, bo stwierdził, że chce sprawdzić jak się czujesz.
- Podziwiam go. Nie chcę wyjść na bezuczuciową osobę, ale pomimo, że złamałam mu serce, on nadal chce się o mnie troszczyć. Wykorzystałam go w najgorszy możliwy sposób, a jemu mimo to, wciąż zależy.
- Bo to miłość, Angie. - rzuciłem. - Kiedy jakiś czas temu się rozstaliśmy pomimo tego, że byłem na ciebie wściekły nie mogłem przestać o tobie myśleć. Cały czas zastanawiałem się gdzie jesteś i czy wszystko z tobą w porządku.
Widziałem po jej twarzy, że chciała mi coś powiedzieć, lecz mimo to nie usłyszałem z jej ust ani jednego słowa. Po chwili namysłu pocałowała mnie w policzek, a ja pogładziłem ją po głowie. Później leżeliśmy już tylko w ciszy. Przez cały czas przyglądałem się jej dyskretnie.
- Tak okropnie nie chcę cię tutaj zostawiać samej. Boję się, że podczas mojej nieobecności wydarzy się coś złego, a ja będę za daleko, żeby móc ci pomóc. Nigdy chyba nie zrozumiesz tego, jak bardzo mi na tobie zależy. Z resztą nie musisz. Wystarczy mi to, że jesteś przy mnie. - wyszeptałem, gdy zasnęła.
Minęło jeszcze sporo czasu nim mnie również się to udało, lecz nie miałem z tym większego problemu. Wpatrywałem się w moją miłość, która zasnęła wtulona we mnie ze słodkim uśmiechem. Gdy tak na nią patrzyłem w końcu oczy zaczęły mi się zamykać i zasnąłem.
"Nigdy nie pokochasz siebie, choć w połowie tak mocno, jak ja kocham ciebie. Nigdy nie będziesz traktować siebie w odpowiedni sposób, kochanie, pomimo, iż ja chcę, żeby tak było. Jeśli pokażę ci, że jestem tutaj dla ciebie, może pokochasz siebie tak, jak ja kocham ciebie... (...) Jestem zakochany w tobie i we wszystkich tych małych rzeczach..."*
Pierwsze co zrobiłem po przebudzeniu, to zerknąłem na zegarek w celu sprawdzenia godziny. Do budzika zostało jeszcze kilka minut w związku z czym stwierdziłem, że jeszcze poleżę i dam mojej żonie parę dodatkowych minut snu. Miałem wrażenie, że przez całą noc nie poruszyliśmy się ani o milimetr. Leżeliśmy tak, jak zasypialiśmy. Ona wtulała się we mnie, a ja obejmowałem ją ręką. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się do siebie. Wyglądała tak uroczo i niewinnie. No i najważniejsze - była tylko moja. Nagle usłyszałem odgłos budzika. Ruszyłem się delikatnie, aby go wyłączyć, lecz gdy to zrobiłem ona zadrżała i zacisnęła dłoń, którą trzymała na mojej piersi, w pięść.
- Angeles... kochanie... - mruknąłem, żeby dać jej znać, że już pora wstawać.
Angie otworzyła oczy i nasze spojrzenia od razu się ze sobą spotkały. Widziałem, jak bardzo jest smutna. Może próbowała to ukryć, lecz ja i tak to zauważyłem.
- Najdroższa...
- Wiem, wiem... Musimy już wstać, żeby się nie spóźnić. Rozumiem.
- Dla mnie to jest tak samo trudne jak dla ciebie. A nawet bardziej, bo to ja cię zostawiam. Taka jest kolej rzeczy. Coś się musi skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć.
Szybko odwróciła wzrok. Czyżbym powiedział coś, czego nie powinienem? Po chwili wysunęła się z moich objęć i usiadła
na łóżku głośno wzdychając. Zrobiłem to samo. Usiadłem i położyłem jej dłoń na ramieniu.
- Jesteś bardzo dzielna. - powiedziałem, po czym delikatnie musnąłem ustami jej kark.
Chciałem z nią tutaj zostać. Chciałem z nią zostać w tym kraju, mieście, domu, sypialni, łóżku. Gdybym mógł spędziłbym cały dzień leżąc z nią i trzymając ją w objęciach. Tak naprawdę, nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia, gdyż ona nim była. Tak, ona była moim szczęściem. Moim całym szczęściem. Niestety, tamtego dnia było to nie możliwe. Gdy tylko złożyłem drobny pocałunek na jej ciele przesunąłem się i wstałem. Podszedłem do szafki i wyjąłem z niej ubrania, które miałem założyć tamtego dnia. Zaraz po tym wyszedłem do łazienki. Kiedy się w niej znalazłem od razu zamknąłem za sobą drzwi. Wszystkie rzeczy jakie trzymałem w ręku rzuciłem na podłogę i oparłem się o zlew patrząc się na swoje odbicie w lustrze. Chciało mi się płakać, ale wiedziałem, że nie mogę. Skoro poprosiłem moją żonę, aby wstrzymała łzy jak najdłużej to ja również powinienem był się do tego przystosować. Odkręciłem wodę i przepłukałem twarz kilka razy. Następnie zabrałem się do codziennych, porannych czynności. Wziąłem prysznic, umyłem głowę, przebrałem się i ułożyłem włosy. Gdy skończyłem wyszedłem z pomieszczenia i poszedłem do sypialni, aby spakować do walizki te rzeczy, których potrzebowałem jeszcze tamtejszego ranka, a były mi potrzebne w nowym domu. Zaraz po tym usłyszałem, jak Angie woła wszystkich na śniadanie. Zszedłem na dół jako ostatni. Gdy pojawiłem się w jadalni, moja żona wraz z dziećmi siedziała przy stole i zajadali się w najlepsze. Zająłem swoje miejsce, obok niej, a na przeciwko Martiny i również zacząłem jeść. Rozmowa od początku jakoś nam się nie kleiła, ale później nawiązaliśmy ze sobą lepszy kontakt.
- Na którą musimy być na lotnisku? - zapytał Jaquez przeżuwając kanapkę z pomidorem.
- O siódmej trzynaście mój samolot odlatuje, więc najpóźniej o szóstej.
- O której masz przewidziany powrót? - spytała Angie.
- O trzeciej w nocy czasu środkowoeuropejskiego. Jeśli się nie mylę, to wtedy będzie tutaj jedenasta.
- Mimo to, napisz do nas, kiedy będziesz już u siebie. Żebyśmy wiedzieli, że bezpiecznie dotarłeś do domu. - poprosiła moja córka.
- Nie martw się Martinko, napiszę. Pierwsze co zrobię w Sewilli to wyciągnę komórkę i dam wam znać, że żyję.
Kończyliśmy śniadanie rozmawiając na temat zawartości moich walizek. Dzieciaki wypytywały się mnie o każdą poszczególną rzecz, czy przypadkiem jej nie zapomniałem. Pierwsza od stołu wstała moja żona, gdyż jako jedyna była jeszcze w piżamie. Zaraz po tym ja również wstałem i zacząłem wynosić wszystkie naczynia do kuchni.
- Tato, zostaw. Ja się później tym zajmę. - odparła, lecz mimo to postanowiłem się tym zająć.
Robiłem to z jej pomocą. Gdy skończyliśmy zanieśliśmy moje walizki do garażu i staraliśmy się włożyć je do samochodu. Pomimo tego, że pomagał nam w tym Tom jakoś przez dłuższą chwilę nie mogliśmy sobie z tym poradzić, ale w końcu nam się udało.
- Na pewno wszystko spakowałeś? - zapytała moja żona stojąc w drzwiach.
- Raczej tak. Dużo rzeczy muszę zostawić, bo inaczej się nie zabiorę, ale te najpotrzebniejsze mam. Najwyżej, jeśli czegoś zapomnę to sobie kupię. Chyba, że będzie to coś, czego tam nie dostanę, to poproszę was, abyście mi to przysłali. - rzuciłem zerkając na walizki. - Wydaje mi się, że powinniśmy już jechać.
- Tak, racja. - kiwnęła głową. - Wskakujcie. Pójdę tylko po dokumenty i ruszamy.
Pomimo, że na czas płynął mi strasznie szybko na lotnisku byliśmy bardzo wcześnie. Dotarliśmy tam o wiele szybciej niż się tego spodziewałem, co jednak mnie martwiło. Weszliśmy do budynku i zerknąłem na zegarek. Do lotu pozostało mi wiele chwil. Postanowiłem, że posiedzę jeszcze trochę z moją rodziną nim przejdę przez bramki, które oddzieliłyby mnie od nich. Usiedliśmy w poczekalni i zaczęliśmy rozmawiać. Unikaliśmy tematu mojego wyjazdu. Nie wiem, czy dzieciaki wraz z Angie robili to specjalnie, ale nie zdziwi mnie, jeśli tak. Z resztą, ja sam nie za bardzo chciałem o tym rozmawiać. Nagle niespodziewanie nadszedł moment, w którym przez głośniki można było usłyszeć, że mój samolot odlatuje za niecałą godzinę. Zrozumiałem wtedy, że już najwyższy czas się pożegnać. Podniosłem się powoli z krzesła i od razu moja córka do mnie podeszła.
- Wiesz, że wszyscy będziemy tutaj za tobą bardzo tęsknić? - zaczęła jeszcze z uniesionymi kącikami ust. - Kocham cię tato. Przyjeżdżaj jak najszybciej. - dodała nieco posmutniałym tonem.
- Ja też cię kocham córeczko. - odrzekłem. - I nie martw się, przyjadę. - obiecałem, a następnie przytuliłem ją mocno do siebie. - Zawsze będziesz moją małą dziewczynką...
Pocałowałem ją w czoło, a ona przez łzy uśmiechnęła się do mnie.
- Tato, nie przy chłopakach. - powiedziała śmiejąc się i przecierając oczy.
Następnie podszedłem do Toma. Chłopak również wyglądał na lekko przybitego.
- Opiekuj się nią. - rzuciłem.
- Słucham? - zapytał nieco zdziwiony.
- Opiekuj się nią. Moją Martiną. Wiem, że mogę ci zaufać w tej kwestii, więc chcę, żebyś to ty się nią zajął.
- Dzięki. - uśmiechnął się. - Nie musisz się o nią martwić.
- Wiem. - odparłem.
Po niezręcznej sekundzie ciszy przytuliliśmy się do siebie. O dziwo, nie było to dla mnie ani trochę niezręczne. Bardzo lubiłem tego chłopaka, a przez to, że przez ostatni okres czasu mieszkał pod moim dachem, miałem okazję go trochę bliżej poznać. Moje zdanie na jego temat znacznie się od tamtej pory zmieniło. Przekonałem się, że tak naprawdę nigdy nie chciał skrzywdzić mojej córki. Zawsze chciał dla niej najlepiej, ale czasami mu to nie wychodziło.
- Miłej podróży. - dodał, gdy się od siebie odsunęliśmy.
Teraz czekała mnie najtrudniejsza rozmowa. Musiałem zamienić kilkadziesiąt słów z moją żoną. Wiedziałem, że to, ani dla mnie, ani dla niej nie będzie łatwe. Gdyby nie ona, nigdy nie zdecydowałbym się na ten wyjazd. Z jednej strony byłoby to dobre, lecz z drugiej naprawdę cieszyłem się, że trafiła mi się tak wspaniała okazja. Potrafiłem zrozumieć to, że ona wolała tutaj zostać i nie wymagałem od niej zmiany tej decyzji. Jednak myśl, że ona zostanie sama i gdy będzie mnie potrzebować, to nie będzie mnie obok, była okropna.
- To co? - zacząłem, gdy podeszła do mnie bliżej. - Chyba pora się pożegnać.
- Chyba tak. - odpowiedziała w miarę spokojnie, lecz po chwili rzuciła mi się w ramiona. - Trzymaj się. Będę za tobą strasznie tęsknić. - powiedziała łamiącym się głosem.
- Mogę cię o coś poprosić? - zapytałem, a ona odmruknęła mi w odpowiedzi. - Nie ważne, co by się nie wydarzyło obiecaj mi, że zawsze będziesz walczyć o swoje szczęście. Nawet jeśli nie będę nim już ja.
- Ale Pablo...
- Po prostu mi to obiecaj. Gdyby nasze drogi się rozeszły, chcę mieć pewność, że będziesz radosna, a uśmiech rzadko kiedy będzie ci schodził z twarzy.
- Obiecuję. - odpowiedziała, gdy wycierałem jej łzy z policzka - Ale w takim razie chciałabym również, żebyś ty też mi coś obiecał. - dodała po chwili. - Obiecaj, że nigdy o sobie nie zapomnimy.
- Obiecuję. - zapewniłem ją. - Chyba najwyższa pora, żebym już poszedł. Inaczej spóźnię się na samolot.
- Racja, nie chciałabym, żeby to było z mojej winy.
Jeszcze raz przyciągnąłem ją ku sobie, abyśmy mogli się przytulić. Ściskaliśmy się bardzo mocno możliwe, że za bardzo, ale w końcu to miał być nasz ostatni uścisk przed moim wyjazdem. Łzy po jej policzkach spływały swobodnie. Angie nawet nie trudziła się, aby im na to nie pozwolić. Natomiast ja starałem się być twardy, lecz nie dawałem sobie z tym rady. Za bardzo mi na niej zależało, żeby odejść tak po prostu, jakbym nie miał w ogóle uczuć. Kiedy zaczęliśmy się od siebie odsuwać spojrzeliśmy sobie prosto w oczy. I wtedy właśnie jedna, mała łezka wypłynęła mi z oka sprawiając tym samym, że było mi coraz ciężej zatrzymać resztę. Moja żona zaczęła powoli przysuwać do mojej
twarzy swoją, więc ja również zacząłem to robić. Chwilę później nasze usta się złączyły. Czułem, że w środku rozpadam się na miliony, a nawet miliardy drobniutkich kawałeczków. Nie chciałem jej zostawiać. Była dla mnie zbyt ważna. Kiedy pocałunek się zakończył ponownie ją do siebie przytuliłem. Schowała swoją twarz w moje ramię i płakała w nie. Ja również nie powstrzymywałem już łez w tak dużym stopniu, jak jeszcze kilka minut temu. Czułem, że jedna za drugą spływają mi po policzkach, ale wtedy tak bardzo o tym nie myślałem.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - mówiłem z ogromną gulą w gardle. - Zaraz będą wakacje i do was przyjadę. I znowu będziemy razem.
Tak bardzo chciałem ją uspokoić. Chciałem, żeby przestała płakać, żeby pożegnała mnie z uśmiechem, lecz wiedziałem, że to niemożliwe. Delikatnie zwróciłem twarz w stronę jej twarzy i wsadziłem nos lekko pomiędzy jej pięknie pachnące włosy.
- Pamiętaj, kocham cię... - wyszeptałem jej cicho wprost do ucha.
Po tych słowach odsunęliśmy się od siebie. Ona podeszła do nastolatków, a ja wyciągnąłem rękę w ich stronę machając im na pożegnanie. Następnie przeszedłem przez bramki i skręciłem w odpowiedni korytarz. Dopiero wtedy do mnie dotarło, że moja sylwetka zniknęła im już z oczu. Przystanąłem na chwilę. Zacisnąłem mocno oczy i wziąłem głęboki wdech. Po tych czynnościach z powrotem ruszyłem przed siebie z myślą o niespodziance, jaką przygotowałem dla mojej ukochanej. Chciałem zobaczyć jej reakcje w momencie, gdy ją odkryje, lecz zdawałem sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej nastąpi to w momencie, gdy już będę siedział w samolocie.
- Trzymaj się najdroższa. Wierzę, że sobie poradzisz. - mruknąłem cicho, sam do siebie tak, żeby nikt więcej tego nie usłyszał.
* - fragment piosenki "Little things" One Direction.
Cześć! Jak Wam się podobała jednorazówka? Mam nadzieję, że była w porządku :D
Jak łatwo się domyślić, jest to ostatnia jednorazówka, jaka pojawiła się na tym blogu. Przed nami jeszcze tylko epilog, a po nim nastąpi definitywny koniec. Trochę przykre, ale jeszcze minie chwila zanim to się stanie ;)
Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka
Super, trochę szkoda że to już koniec, ale w sumie nie mogłaś pisać bloga cały czas
OdpowiedzUsuńKejla <3
Dzięki, cieszę się, że się podobał <3
UsuńNiestety, taka prawda :/