Cześć wszystkim!
Rozdział 100.
Miłego czytania :)
Obudziłam się. Powoli otwierałam oczy ziewając. Na dworze była ładna pogoda. Promienie słońca odrobinę mnie raziły. Obróciłam się na drugi bok i ku mojemu zaskoczeniu nie zobaczyłam mojego męża. Następnie usiadłam, aby rozejrzeć się po sypialni. Okazało się, że w niej również go nie było. Z powrotem się położyłam zakrywając twarz kołdrą. Chciałam jeszcze na chwilę zasnąć, lecz nagle przeszkodził mi w tym dźwięk otwieranych drzwi. Energicznie, jednym ruchem ręki ściągnęłam z siebie pościel i zerknęłam w tamtą stronę.Rozdział 100.
Miłego czytania :)
- Dzień dobry kochanie, już nie śpisz? - zapytał mój mąż.
- Nie, przed chwilą wstałam. - odpowiedziałam. - A ty tak wcześnie na nogach?
- Stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli zacznę pakować się od samego rana. Wtedy prawdopodobieństwo, że czegoś zapomnę jest mniejsze.
- No tak... - mruknęłam pod nosem.
Tamten dzień to był przedostatni dzień Pabla w Buenos Aires. Następnego dnia miał o wczesnej, porannej porze samolot do Europy, którym miał dostać się prosto do Hiszpanii.
- Może ci w czymś pomóc? - zaproponowałam siadając na krawędzi łóżka zawinięta w kołdrę.
- Na razie nie musisz. Pośpij sobie jeszcze trochę. Poradzę sobie sam.
- Ale ja nie chcę, żebyś radził sobie sam. Chcę ci pomóc, bo gdy wyjedziesz nie będę mogła tego zrobić. - odparłam, a wtedy on spojrzał się na mnie.
Przestał wykonywać czynność, którą był właśnie zajęty i podszedł do mnie. Usiadł obok mnie i złapał moją dłoń zaciskając ją pomiędzy swoimi dwiema.
- Nawet nie myślałem, że spojrzysz na to pod tym kątem. - rzucił. - Możesz mi pomóc z ubraniami, ale pod jednym warunkiem. - zapowiedział.
- Jakim? - zapytałam wzdychając.
- Uśmiechniesz się. I do końca dnia utrzymasz ten uśmiech na swojej twarzy, jasne?
- Dobrze. - odpowiedziałam unosząc kąciki ust.
Mój mąż czysto teoretycznie miał tego dnia wolne. Nie musiał iść do pracy. Wszystkim zależało, aby dobrze przygotował się do lotu i przeprowadzki, lecz on jak zwykle musiał w tej kwestii postawić na swoje i godzinę później szedł razem ze mną i dzieciakami do Studia. Weszliśmy do budynku równo z dzwonkiem, z resztą robiliśmy tak każdego dnia. Jeśli jakiś uczeń zostałby poproszony o wskazanie najbardziej niepunktualnego nauczyciela, chyba nie miałby większego problemu z wyborem. Zaczęła się lekcja, która toczyła się normalnie. Później kolejna... i kolejna.. Myślałam, że wszystkie przebiegną w ten zwykły, codzienny, spokojny sposób. Dopiero na ostatniej godzinie uświadomiono mi, że jestem w błędzie. Gdy weszłam na przerwie do pokoju nauczycielskiego zjawiła się w nim moja córka, która poprosiła mnie na chwilę do sali występowej. Zgodnie z jej prośbą udałam się tam. Ku mojemu zaskoczeniu cała sala była przyozdobiona balonami, serpentynami i podobnymi rzeczami. Na środku stał projektor, z którego zapewne miał zostać wyświetlony film. Byłam bardzo ciekawa wyjaśnień ze strony uczniów, lecz doskonale wiedziałam po co to wszystko zostało przygotowane. Jak się okazało, nie pomyliłam się. To wszystko było dla Pabla. Gdy rozległ się dzwonek oznajmujący, że właśnie zaczęła się kolejna lekcja do pomieszczenia wszedł mój mąż, który był bardzo zdziwiony całą niespodzianką. Kiedy tylko się pojawił dzieciaki krzyknęły głośne "dziękujemy". Następnie w paru słowach złożyli mu podziękowania, wręczyli jakąś kartkę, której nie miałam okazji się do tej pory przyjrzeć i kazali wszystkim zająć miejsca. Chwilę później puścili krótki film podsumowujący życie Studia od momentu, od kiedy został on jego dyrektorem aż do tamtej chwili. Przez całą projekcję uśmiech nie schodził mi z twarzy. On tak wiele zrobił dla tego miejsca, a teraz jedzie chcąc je jeszcze bardziej rozwinąć. Nie każdy byłby w stanie tak się poświecić dla swojej pracy. Ale on potrafił to zrobić, bo bardzo mu na niej zależało.
- Pamiętaj, że my będziemy tutaj na ciebie czekać! - powiedziała jedna z uczennic.
- Dokładnie, nie ma opcji, że nie wrócisz nim ukończę tę szkołę. - rzucił jakiś chłopak.
Siedzieliśmy w tej sali jeszcze kilka godzin. Po filmie do klasy wjechał tort, który został pokrojony tak, żeby każdy z uczniów i nauczycieli dostał kawałek. Co najdziwniejsze, tego dnia nawet Gregorio oszczędził nam swoich zbędnych komentarzy. Pośpiewaliśmy sobie razem i pełni pozytywnej energii wróciliśmy do domu. Była już wtedy późna godzina, lecz wszystko na następny dzień zostało już przygotowane. Od razu skierowałam się do łazienki, wziąć prysznic. Spieszyłam się, bo chciałam jeszcze trochę porozmawiać z Pablem, lecz gdy z niej wyszłam w sypialni światło już było zgaszone, a mój mąż leżał zakryty kołdrą. Nie wiedziałam czy śpi, ale jeśli spał, to nie chciałam go budzić i po prostu położyłam się obok starając się zasnąć, lecz nie wychodziło mi to. Cały czas męczyła mnie myśl, że ta nocka była ostatnią nocką z nim obok. Świadomość, że taka następna wydarzy się dopiero za pół roku, gdy przyjedzie tutaj na wakacje była okropna. O ile, w ogóle przyjedzie. Sam twierdził, że to będzie bardzo ciężki początek i nie wie, czy mu się to uda...
- Śpisz? - usłyszałam nagle wyszeptane mi do ucha słowo.
- Nie. - odpowiedziałam. - Nie mogę zasnąć.
- Ja też. - odparł przyciągając mnie do siebie.
Przez dłuższą chwilkę żadne z nas nic nie mówiło. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Następnie wzięłam głośny oddech. W pomieszczeniu było na tyle cicho, że mogłam usłyszeć bicie jego serca, które również czułam trzymając dłoń na jego klatce piersiowej.
- Myślisz, że od jutra wiele się zmieni? - spytałam cicho.
- Zależy dla kogo. Dla mnie bardzo wiele. Niby, ani nie wyjeżdżam na zawsze, ani na jakąś wojnę, z której mogę nie wrócić, ale żyjąc cały czas z tobą i z Martiną w tym samym mieście przez całe życie będzie mi ciężko się od tego odzwyczaić.
- Będzie mi tak wiele brakować.. Chyba sama jeszcze do końca nie jestem w stanie pojąć ilości rzeczy, które się zmienią. - powiedziałam. - Nie będzie cię przy mnie o szóstej nad ranem. Gdy się obudzę nie zobaczę, ani twojej twarzy, ani sylwetki. Będę sama. W Studio na twoim miejscu będzie siedział German, z czym będę miała ogromny problem, bo ciężko mi będzie do tego przywyknąć. Nie będę mogła się do ciebie przytulić w momencie, w którym będę smutna... - mówiłam coraz mocniej wtulając twarz w jego ciało.
- Nie płacz... - szepnął mi delikatnie do ucha.
- Nie płaczę. - odparłam nieśmiało na niego spoglądając. - Obiecałam ci, że powstrzymam łzy, aż do ostatniego momentu i chcę, żeby tak było.
- Jesteś o wiele silniejsza niż na początku. Kiedy cię poznałem, każde niewłaściwe słowo, gest potrafiło cię zniszczyć. A teraz? Potrafisz znieść tak wiele. - mruknął. - Zmieniłaś się. I to bardzo. Dopiero teraz sobie uświadomiłem, jak bardzo.
- To źle?
- Nie wiem. Angie, którą poznałem trzydzieści lat temu była nieśmiałą nastolatką, która bała się wszystkiego dookoła.
Oprócz tego zawsze wszystko psuła i ciągle chodziła przybita. Natomiast ta Angie, którą widzę dziś, jest dorosłą kobietą, która nie boi się walczyć o swoje i każdego dnia na jej twarzy widać uśmiech. Wydawałoby się, że ta druga wersja jest tą lepszą, ale ja nie potrafię pomiędzy nimi wybrać. Oby dwie były, są i będą dla mnie ważne. Nawet, jeśli zmieniłabyś się tak, że wszyscy dookoła odeszliby od ciebie, ja i tak bym został. Zawsze znajdę w tobie coś, co sprawi, że będę chciał mieć cię przy sobie.
Czułam, że oczy robią mi się mokre. Nie przez fakt, że to jest nasza ostatnia nocka razem. On tak pięknie o mnie mówił. Cudownie było słuchać, że aż tak mu na mnie zależy. Nigdy nie wymagałam od drugiej osoby, aby opowiadała mi o swoich uczuciach wobec mnie. Wystarczyłyby mi czasem dwa słowa, jakieś gesty. Ale mimo to mój mąż wychodził ponad normę. Nie przeszkadzało mi to. Leżąc w jego ramionach i słuchając tego wszystkiego czułam, że to jest mój książę. Ten jedyny, odpowiedni, z którym powinnam spędzić życie. Sprawiał, że czułam się szczęśliwa.
- Jesteś dla mnie wszystkim... - odrzekł prawie niesłyszalnie.
Nieśmiało zaczęłam zbliżać swoje usta do jego nie przerywając przy tym naszego kontaktu wzrokowego. Nasze wargi delikatnie się ze sobą zetknęły. Zaczęliśmy oddawać sobie pocałunki. Pablo gładził moją rękę, a trzymałam dłoń na jego klatce piersiowej czując, jak się podnosi i opada z każdą chwilą coraz szybciej.
- Proszę, pozwól mi tej nocy być najbliżej, jak to tylko możliwe... - wyszeptał mi do ucha, a ja kiwnęłam głową w odpowiedzi.
Nie czekał długo. Od razu po tym, jak pokazałam mu, że nie mam nic przeciwko zaczął oddawać mi namiętne pocałunki. Jego serce tak szybko bilo... Czułam jego ciepło na każdej części ciała. Chciałam, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Pragnęłam się tym w pełni nacieszyć, gdyż wiedziałam, że taki moment nie powtórzy się szybko. Zależało mi na tym, aby mieć swojego męża jak najdłużej przy sobie, bo zdawałam sobie sprawę z tego, iż następnej nocy będzie mi go okropnie brakować. Nie wiem, ile czasu minęło nim zasypiałam wtulona w jego ciało. Może godzina, dwie... Albo niecałe piętnaście minut... Na prawdę, nie wiem. Nie myślałam wtedy o czasie. Wydawało mi się, że niewiele, ale pewnie tamtej nocy zegarek śpieszył się bardziej niż zazwyczaj.
- Myślisz, że sobie poradzimy? - zaczęłam.
- Pamiętasz co mówiłaś? - zapytał. - Jakiś czas temu wypowiedziałaś słowa, które do tej pory utknęły mi w pamięci i będę się starał ich przestrzegać.
- Nie pamiętam. O które słowa ci chodzi?
- "Udawaj, że nic się nie wydarzy do czasu, aż się wydarzy. A kiedy się wydarzy udawaj, że to po prostu zwykła codzienność". - zacytował. - Wziąłem to sobie do serca, bo jest w tym coś, co pomoże mi normalnie funkcjonować, kiedy ciebie nie będzie obok. - odparł. - Rozmawiałem wczoraj z moim bratem. Powiedział, że przyjedzie cię odwiedzić. - dodał zmieniając temat.
- Kiedy? - spytałam.
- Dokładnie nie wiem. Prawdopodobnie niedługo, bo stwierdził, że chce sprawdzić jak się czujesz.
- Podziwiam go. Nie chcę wyjść na bezuczuciową osobę, ale pomimo, że złamałam mu serce, on nadal chce się o mnie troszczyć. Wykorzystałam go w najgorszy możliwy sposób, a jemu mimo to, wciąż zależy.
- Bo to miłość, Angie. - rzucił. - Kiedy jakiś czas temu się rozstaliśmy pomimo tego, że byłem na ciebie wściekły nie mogłem przestać o tobie myśleć. Cały czas zastanawiałem się gdzie jesteś i czy wszystko z tobą w porządku.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, lecz do końca nie wiedziałam co. Pocałowałam go w policzek, po czym on pogłaskał mnie po głowie. Leżeliśmy w ciszy. Już prawie zasnęłam, kiedy nagle usłyszałam jak coś szepcze. Z początku myślałam, że kieruje swoje słowa do mnie, lecz później dotarło do mnie, że rzeczywiście były one skierowane do mnie, ale najprawdopodobniej nie chciał, abym je usłyszała. Pewnie wypowiedział je na głos tylko dlatego, że myślał, iż śpię.
- Tak okropnie nie chcę cię tutaj zostawiać samej. Boję się, że podczas mojej nieobecności wydarzy się coś złego, a ja będę za daleko, żeby móc ci pomóc. Nigdy chyba nie zrozumiesz tego, jak bardzo mi na tobie zależy. Z resztą nie musisz. Wystarczy mi to, że jesteś przy mnie.
Na tym zakończył. Możliwe, że później mówił coś jeszcze, lecz nie było mi dane to usłyszeć, gdyż zmęczenie i myśl o tym, że następnego dnia muszę bardzo wcześnie wstać sprawiły, że zasnęłam.
"Tylko dla twoich oczu, pokażę ci moje serce. Kiedy jesteś samotny i nie wiesz, kim jesteś. Brakuje połowy mnie, gdy jesteśmy osobno. Teraz mnie znasz, tylko dla twoich oczu. Mam blizny nawet, jeśli nie zawsze są one widoczne. Ból staje się mocny, ale teraz jesteś tutaj i nie czuję nic...".*
Usłyszałam dźwięk budzika. Mimo to trzymałam oczy mocno zaciśnięte w nadziei, że zaraz z powrotem zasnę, a to wszystko, co ma się stać jednak się nie wydarzy. Po chwili poczułam, że mój mąż próbuje wstać na tyle delikatnie, aby mnie przy tym nie obudzić. Kiedy odrobinę się poruszył zacisnęłam dłoń, która leżała na jego klatce piersiowej, w pięść. Po tym geście znieruchomiał. Nie chciałam, żeby wstał. Pragnęłam poleżeć z nim jeszcze chwilę w łóżku...
- Angeles... kochanie... - usłyszałam cichy szept.
Otworzyłam oczy nawiązując z nim od razu kontakt wzrokowy. Patrzył się na mnie z troską. Doskonale wiedziałam, że w momencie, gdy on wsiądzie do samolotu, a ja zostanę w holu na lotnisku, on zacznie się o mnie martwić. Mimo, że byłam dorosła on i tak chciał być blisko, żeby w każdej chwili mógł mi pomóc. A teraz? A teraz to wszystko miało się zmienić.
- Najdroższa...
- Wiem, wiem... Musimy już wstać, żeby się nie spóźnić. Rozumiem.
- Dla mnie to jest tak samo trudne jak dla ciebie. - powiedział. - A nawet bardziej, bo to ja cię zostawiam. Taka jest kolej rzeczy. Coś się musi skończyć, żeby coś innego mogło się zacząć.
Energicznie odwróciłam wzrok. Obiecałam mu, że nie będę płakać. I nie płakałam. Ale wiedziałam, że gdy tylko na niego spojrzę ogarnie mnie głęboki smutek. Jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to nieuniknione. Nie mogłabym spędzić
całego poranka kompletnie unikając z nim kontaktu. Głęboko westchnęłam i usiadłam wypuszczając go z uścisku. Zaraz po tym on zrobił to samo kładąc mi dłoń na ramieniu. Zbliżył swoją twarz do mojej.
- Jesteś bardzo dzielna. - odrzekł, po czym delikatnie musnął ustami mój kark.
Gdy to zrobił powoli odsunął się ode mnie i stanął na podłodze. Wyjął ostatnie ubrania, które zostały mu w szafce i poszedł z nimi do łazienki. Kiedy zamknął za sobą drzwi ja również wstałam i skierowałam się do pokoju mojej córki. Dzień wcześniej poprosiła mnie, żebym ją obudziła, bo chciała razem z nami pojechać na lotnisko. Tak samo Tom. Gdy udało mi się rozbudzić dziewczynę opuściłam jej pokój i ruszyłam na dół po schodach do jej chłopaka, który spał w gościnnym. Z nim miałam nieco większy problem niż z Martiną, ale mimo to i tak udało mi się go obudzić. Następnym moim celem była kuchnia, do której poszłam, żeby przygotować nam wszystkim jakieś śniadanie. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej kilka warzyw, które obrałam i pokroiłam, a następnie położyłam na talerzu. Wyciągnęłam również ser, wędlinę i ugotowałam kilka jajek na twardo. Oprócz tego wstawiłam wodę w czajniku i nakryłam stół. Kiedy wszystko było już gotowe krzyknęłam głośno, żeby powiadomić wszystkich o śniadaniu.
- Na którą musimy być na lotnisku? - zapytał Jaquez jedząc kanapkę z pomidorem.
- O siódmej trzynaście mój samolot odlatuje, więc najpóźniej o wpół do szóstej powinniśmy tam być.
- O której masz przewidziany powrót? - spytałam.
- O trzeciej w nocy czasu środkowoeuropejskiego. Jeśli się nie mylę, to wtedy będzie tutaj jedenasta.
- Mimo to, napisz do nas, kiedy będziesz już u siebie. Żebyśmy wiedzieli, że bezpiecznie dotarłeś do domu. - poprosiła nasza córka.
- Nie martw się Martinko, napiszę. Pierwsze co zrobię w Sewilli to wyciągnę komórkę i dam wam znać, że żyję.
Kończyliśmy śniadanie rozmawiając o wyjeździe Pabla. Nastolatki wypytywały się go czy spakował poszczególne rzeczy, aczkolwiek on i tak za każdym razem odpowiadał twierdząco. Najwcześniej od stołu wstałam ja, gdyż musiałam jeszcze pójść się przebrać, bo jako jedyna z nich byłam jeszcze w piżamie. Gdy weszłam do łazienki zmieniłam tylko ubranie i przeczesałam włosy szczotką, ponieważ wiedziałam, że gdy wrócę do domu ponownie położę się do łóżka spać. Tak samo jak Martina i Tom. Zdecydowałam, że tego dnia nie będą musieli iść do Studia chyba, że by chcieli. Oboje odparli, że zobaczą, jak bardzo będą zmęczeni. Jednak już przy śniadaniu było widać, że możliwe będzie, iż usną nawet w drodze powrotnej w samochodzie mimo, że lotnisko nie było daleko. Kiedy zeszłam na dół nie zastałam nikogo w jadalni. Ruszyłam w stronę garażu, co okazało się być dobrym celem, ponieważ wszyscy byli właśnie tam. Pakowali bagaże mojego męża do samochodu. Nie miał ich dużo. Zaledwie dwie walizki i torbę podręczną, ale nie dziwiłam mu się. Nie chciało mu się tego wszystkiego dźwigać. Co prawda, samolotem dolatywał do samej Sewilli, aczkolwiek droga z lotniska w Hiszpanii do jego nowego mieszkania była nieco mniej przyjemna. Miał kilka przesiadek, więc posiadanie większej liczby bagaży byłoby raczej mało wygodne.
- Na pewno wszystko spakowałeś? - zapytałam stojąc w drzwiach.
- Raczej tak. Dużo rzeczy muszę zostawić, bo inaczej się nie zabiorę, ale te najpotrzebniejsze mam. Najwyżej, jeśli czegoś zapomnę to sobie kupię. Chyba, że będzie to coś, czego tam nie dostanę, to poproszę was, abyście mi to przysłali. - rzucił zerkając na walizki. - Wydaje mi się, że powinniśmy już jechać.
- Tak, racja. - przytaknęłam kiwając głową. - Wskakujcie. Pójdę tylko po dokumenty i ruszamy.
Pobiegłam do kuchni i sięgnęłam papiery, które musiałam mieć podczas prowadzenia pojazdu. Kiedy je już miałam wróciłam do garażu i wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i ruszyliśmy. Zazwyczaj, kiedy jechaliśmy gdzieś we dwoje lub całą rodziną, to prowadził Pablo, lecz tym razem tak nie było. Wiedziałam, że czeka go długa droga do Hiszpanii i, że kiedy tam dojedzie to będzie wykończony. Dlatego też, wolałam tym razem oszczędzić mu tych kilkudziesięciu minut za kółkiem. Może to dałoby mu nie wiele, ale zawsze w jakiś sposób mu pomagałam.
Jak na złość na lotnisko dotarliśmy bardzo szybko. Zaparkowałam blisko wejścia, w związku z czym w budynku również znaleźliśmy się w rekordowym dla nas tempie. Zostało nam jeszcze więcej czasu niż sądziliśmy, więc mój mąż postanowił z nami jeszcze chwilę posiedzieć. Zaczęliśmy sobie opowiadać śmieszne historie, ciekawostki czy cokolwiek co przychodziło nam na myśl, a nie łączyło się z jego wyjazdem. Kiedy przez głośniki usłyszeliśmy, że do odlotu samolotu, którym będzie podróżował Galindo została niecała godzina zdecydowaliśmy, że pora już się rozstać. Pierw zamienił parę słów z Martiną po czym ją mocno uściskał i pocałował w czoło. Następnie podszedł do Toma. Rozmawiali przez moment, a następnie się przytulili. Nie słyszałam o czym mówili. Stałam kawałek dalej rozmyślając o tym, co za chwilę miało się wydarzyć. Nagle Pablo odwrócił się w moją stronę i wtedy do mnie dotarło, że to dzieje się naprawdę.
- To co? - zaczął, gdy podeszłam do niego bliżej. - Chyba pora się pożegnać.
- Chyba tak. - odpowiedziałam w miarę spokojnie po czym rzuciłam mu się w objęcia. - Trzymaj się. Będę za tobą strasznie tęsknić. - powiedziałam załamującym się głosem.
- Mogę cię o coś poprosić? - zapytał, a ja odmruknęłam w odpowiedzi. - Nie ważne, co by się nie wydarzyło obiecaj mi, że zawsze będziesz walczyć o swoje szczęście. Nawet jeśli nie będę nim już ja.
- Ale Pablo...
- Po prostu mi to obiecaj. Gdyby nasze drogi się rozeszły, chcę mieć pewność, że będziesz radosna, a uśmiech rzadko kiedy będzie ci schodził z twarzy.
- Obiecuję. - odrzekłam, gdy on wycierał mi łzy z policzka. - Ale w takim razie chciałabym również, żebyś ty też mi coś obiecał. - zaczęłam. - Obiecaj, że nigdy o sobie nie zapomnimy.
- Obiecuję. - powiedział. - Chyba najwyższa pora, żebym już poszedł. Inaczej spóźnię się na samolot.
- Racja, nie chciałabym, żeby to było z mojej winy.
Ponownie się do siebie przytuliliśmy. Ściskaliśmy się bardzo mocno. Ja pozwalałam łzą swobodnie spływać po policzkach, ale zdawałam sobie z tego sprawę, że jemu przychodzi z ogromnym trudem
to, żeby do tego nie dopuścić. Kiedy wypuszczaliśmy się na wzajem z uścisku spojrzeliśmy sobie w oczy. I wtedy jedna, malutka, drobniutka łezka spłynęła po jego twarzy. Zbliżyliśmy do siebie twarze. Nasze wargi stopiły się w pocałunku, który z jednej strony sprawiał mi radość, a z drugiej łamał mi serce. Wiedziałam, że jeszcze nie raz będę miała okazję poczuć jego usta na swoich, ale nie byłam tego pewna. Nie wiadomo co mogłoby się wydarzyć. Kiedy przestaliśmy on ponownie przyciągnął mnie do siebie i mocno ściskał w swoich ramionach.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - mówił przez łzy. - Zaraz będą wakacje i do was przyjadę. I znowu będziemy razem.
Mocno zacisnęłam oczy w nadziei, że to wszystko okaże się snem. Nie byłam jeszcze gotowa na jego wyjazd. Miałam wrażenie, że nigdy on nie nadejdzie. Jednak nadszedł i stało się to o wiele szybciej niż powinno. Nie śniłam. To wszystko działo się tu i teraz.
- Pamiętaj, kocham cię... - wyszeptał mi cicho do ucha.
Po tych słowach odsunęliśmy się od siebie. Ja podeszłam do pozostałych, a Pablo wyciągnął rękę w naszą stronę, aby pomachać nam na pożegnanie. Gdy to zrobił przeszedł przez bramki i zniknął za ścianą. Wszyscy staliśmy w miejscu jeszcze przez dłuższą chwilę. Z jednej strony byłam w szoku, a z drugiej nadzieja, że zaraz ujrzę jego sylwetkę ponownie, nie gasła.
- Mamo, powinniśmy już wracać do domu... - powiedziała moja córka kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Tak, tak kochanie... - odparłam. - Chodźmy. - rzuciłam obracając się powoli w stronę wyjścia.
Wyszliśmy z budynku i ruszyliśmy w stronę samochodu. Gdy znaleźliśmy się obok niego otworzyłam torbę w celu odnalezienia w niej kluczyków. Jednak znalazłam tam coś, co o wiele bardziej przykuło moją uwagę.
- Masz kluczyki? - pytanie Toma wyrwało mnie zamyślenia.
- Ym, tak. - odpowiedziałam wyciągając je. - Zaczekajcie na mnie. Muszę jeszcze szybko coś załatwić. - otworzyłam auto i z powrotem wróciłam biegiem do poczekalni na lotnisku.
Kiedy się już tam znalazłam usiadłam na jednym z wielu wolnych krzeseł i ponownie otworzyłam swoją torebkę. Znalazłam w niej to samo, co wcześniej. Pluszowy miś. Wyciągnęłam go i patrzyłam się na niego chwilę. Trzymał on pomiędzy rękoma przenośny odtwarzacz muzyki, który był owinięty słuchawkami. Rozwinęłam je i włożyłam do uszu. Wcisnęłam guzik play, a chwilę później usłyszałam głos mojego męża. "Cześć najdroższa. Mam dla ciebie mały prezent, który mam nadzieję ci się spodoba. Jeśli kiedykolwiek będzie ci smutno, poczujesz się samotna, a mnie nie będzie obok po prostu włącz to. Wiem, że to najprawdopodobniej bardzo ci nie pomoże, ale może chociaż w małym stopniu przyczyni się do pojawienia się uśmiechu na twojej twarzy. Kocham cię.". Zaraz po tym z odtwarzacza zaczęła lecieć piosenka, która całkowicie była wykonana przez Pabla. Włączyłam spis całej playlisty i zobaczyłam, że nagrał takich piosenek trzydzieści. Specjalnie dla mnie. Przetarłam oczy w celu oczyszczenia ich z łez.
- Ja również bardzo cię kocham... - szepnęłam wpatrując się w misia.
* - fragment piosenki One Direction - "If I could fly".
Cześć wszystkim! Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał i, że uznacie, iż warto było na niego trochę poczekać :)
Jest nieco dłuższy od pozostałych, ale również nie jest bardzo długi. Uważam, że jego długość jest w sam raz. Oczywiście rozumiem, że ktoś się może ze mną nie zgadzać, bo to tylko moje zdanie, a co ja tam mogę wiedzieć ;D
Do zobaczenia! :*
bloggerka
Super rozdział.
OdpowiedzUsuńNie moge uwieżyć że to już koniec.
Majka<3
Dzięki.
UsuńJa również. To dwa i pół roku minęło zdecydowanie za szybko :')
Wspaniały rozdział 😉
OdpowiedzUsuńKejla<3
Dziękuję <3
Usuń