Hej! ^_^
Wiem, że już jest późno
(nie tak bardzo, ale ciii... xD),
(nie tak bardzo, ale ciii... xD),
mimo to, zapraszam na rozdział 22! ;)
Wyszłam z jego domu i szłam przed siebie. Był już późny wieczór, padał deszcz, ale nie chciałam wracać do domu taksówką... Chciałam znaleźć się w nim jak najpóźniej to możliwe... Czułam się zdradzona, ale dlaczego? Przecież już nie byliśmy razem... On pozwolił mi być szczęśliwą z Edwardem, to czemu ja mam mu zabraniać spotykać się z innymi dziewczynami? "Ja nie potrafię być twoim przyjacielem." - owe słowa chodziły mi cały czas po głowie. Nie mogłam z niej również wyrzucić sylwetki tej całej Sary... Miała długie, brązowe, proste, rozpuszczone włosy, chude i długie nogi, ale mimo to nie mogłam sobie przypomnieć jej twarzy... Gdybym wiedziała, że ona tam jest, w życiu nie pozwoliłabym Pablowi mnie pocałować. Niby nadal coś do mnie czuje, ale tak naprawdę spotyka się z inną... A może on chce tylko zamieszać w mojej głowie i na końcu się ulotnić? Ale przecież on by mi tego nie zrobił... Spędziłam z nim większość mojego życia i nigdy nawet przez myśli mu nie przeszło, aby mnie w jakikolwiek sposób zranić... Szłam coraz wolniej mimo, że wiedziałam, że i tak będę w domu bardzo późno. Na dworze coraz mocniej padało, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Moje ubranie wraz z włosami były już mokre, a makijaż lekko się rozmazał... Ale czy od deszczu? Ciężko mi było już rozróżnić, co było kroplami deszczu, a co moimi łzami. Dlaczego płakałam? Im intensywniej myślałam, tym bardziej nic nie rozumiałam... Nagle usłyszałam swój dzwonek telefonu... Wyjęłam go z torebki i sprawdziłam, kto dzwoni. Była to moja córka. Gdyby był to Edward pewnie bym nie odebrała... Raczej na pewno bym tego nie zrobiła...- Halo?
- Mamo za ile będziesz w domu? Jak tam ci poszło?
- Nie wiem córciu, ale już wracam. - nie za bardzo chciałam jej odpowiadać na to drugie pytanie.
- Idziesz na pieszo?
- Tak, ale nie przejmuj się tym. Miałam ochotę na długi spacer.
- Dobrze, tylko wróć niedługo, bo już jest naprawdę późno. Edward już wyjechał do pracy i siedzę sama.
- W takim razie pośpieszę się. Zamknij drzwi na klucz, tak na wszelki wypadek. Idź już spać. Dobranoc.
- Pa mamo. - rozłączyłam się.
Chwilę po tym usłyszałam za sobą, że ktoś krzyczy moje imię. Obróciłam się. Był to Pablo. "O Boże... Mam go już serdecznie dość..." - pomyślałam na sam jego widok. Widać, że mu zależy, ale raczej już nie ma się o co starać...
- Angie, zaczekaj! Wyszedłem zaraz za tobą, ale nie mogłem cię dogonić. Czekaj! - podbiegł do mnie. - Sara nie jest tym, kim myślisz, że jest.
- A skąd ty możesz wiedzieć, co ja myślę?
- Daj mi to wytłumaczyć.
- Masz minutę. - powiedziałam, lecz po chwili się zawahałam. - A wiesz co? Nie obchodzi mnie to. Powiedziałam ci, czego chcę. Chcę, abyś zostawił mnie w spokoju. Nic już dla mnie nie znaczysz, rozumiesz? Jesteś zerem. Jedyne, co mnie z tobą od dziś będzie łączyć, to tylko Martina, jasne? Nawet wolałabym, aby to German okazał się jej ojcem. Nie dzwoń do mnie, bo i tak nie odbiorę. Nie pisz do mnie, bo i tak nie odpiszę. Żegnaj. - zaczęłam odchodzić.
Wtem znalazłam się w podobnej sytuacji, jak u niego w domu. Złapał mnie za rękę i przyciągnął ku sobie. Znowu próbował mnie uwieść swoim wzrokiem, lecz tym razem nie pozwoliłam mu się pocałować.
- Daj mi spokój, rozumiesz?! - wrzasnęłam, a nieco oddalił się ode mnie, ale nadal obejmował. - Pozwól mi po prostu odejść... - powiedziałam nieśmiało.
- Zmieniłaś się. - odparł.
- Wydaje ci się. Nie zmieniłam się. Po prostu nauczyłam się mówić żegnaj. I to cię boli. - wtedy wypuścił mnie ze swoich objęć.
Zaczęłam iść w stronę, w którą zmierzałam wcześniej. Tym razem zmieniłam tempo na bardzo szybkie, lecz co chwila oglądałam się do tyłu, aby sprawdzić, czy on przypadkiem nie idzie za mną. Nie szedł. Stał w miejscu. Dopiero po paru chwilach odwrócił się i powolnym krokiem zmierzał ku swojemu domowi. Nie wiedziałam, czy robię dobrze, ale miałam przeczucie, że tak, a myśl o Sarze cały czas mnie w tym umacniała. Całą drogę utrzymywałam to samo tempo. Przez ponowne spotkanie się z nim zmieniłam swoje zdanie i chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Z daleka od niego. W połowie drogi zdecydowałam, że jednak skorzystam z autobusu. Stanęłam na przystanku i sprawdziłam rozkład jazdy. Udało mi się złapać jeszcze ostatni tego dnia kurs, ale i tak musiałam na niego poczekać parę minut. Usiadłam na ławce, która na moje szczęście była zadaszona. Dopiero wtedy, gdy deszcz przestał na mnie kapać, poczułam, jaka jestem mokra, przez co zrobiło mi się zimno. Odgarnęłam mokre włosy z twarzy i wycisnęłam z nich wodę. Sięgnęłam paczkę chusteczek higienicznych i małe lusterko z torby, aby chociaż odrobinę zmyć rozmazany makijaż, lecz tego już nie zdążyłam zrobić, ponieważ przyjechał mój autobus. Wsiadłam do niego i kupiłam bilet. Usiadłam na pierwszym wolnym siedzeniu, a że było ich wiele, bo mało osób jeździ o tej porze środkami komunikacji miejskiej. Siedziałam bardzo blisko kierowcy, który cały czas dziwnie na mnie spoglądał, ale ja starałam się to ignorować. Wbiłam wzrok w szybę i przypominałam sobie wszystkie wspólne chwile z Pablem... Ledwo powstrzymywałam kolejne łzy w oczach. Wiem, że musiałam wyglądać naprawdę dziwnie, ale w tamtej chwili za bardzo mnie to nie obchodziło. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, we własnym łóżku i móc się porządnie wypłakać. Gdy autobus zatrzymał się na ostatnim przystanku wysiadłam z niego, lecz czekało mnie jeszcze do przejścia około sześciu kilometrów, ale to i tak nie dużo w stosunku do tego, ile wcześniej zamierzałam. Jak na ironię, zaczynało coraz mocniej padać, a samochody przejeżdżające ulicą ignorowały mnie i jechały z takim rozpędem, że przez masę kałuż na drodze byłam cały czas zachlapywana błotem, lecz tym razem jakoś nie ruszało mnie to. Nagle jedno z aut zwolniło przy mnie, szyba się uchyliła i ku moim oczom ukazała się postać, którą skądś kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
- Przepraszam, mogę w czymś pani pomóc? - zapytał mnie mężczyzna.
- Kim pan jest?
- Przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Nicolas...
- Już wiem, skąd pana znam! Pan jest ojcem Alex'a, znaczy Clementa!
- Tak, dokładnie, a pani to...?
- Angie Gali... - nie chciałam sobie przypominać tego nazwiska, bo jak na obecną chwile to nie najlepiej mi się kojarzyło. - Galindo. Nauczycielka śpiewu w dawnym Studio On Beat.
- A rzeczywiście. Kojarzę panią. Może gdzieś panią podwieź? Już późna pora, a na dodatek pada...
- A wie pan co? Bardzo chętnie. - odparłam i ruszyłam w stronę drzwi od strony pasażera.
- Więc niech pani prowadzi.
Wytłumaczyłam mu, którędy musi jechać, aby trafić pod mój dom. Bardzo miłe z jego strony było to, że zechciał mi pomóc.
- A pan nie wyjechał z synem i Jade do Francji?
- Po pierwsze nie pan, tylko Nicolas, a po drugie wyjechałem, ale wróciłem dosłownie na dwa dni. Musiałem coś załatwić.
- Aha. Czasami fajnie odwiedzić stare śmieci, nie? - uśmiechnęłam się. - Jak tam wam się żyje? Co słychać u Jade?
- Wszystko w porządku. Robi karierę we Francji jako śpiewaczka operowa.
I kto by się tego po niej spodziewał? Jade i opera? Jade i śpiewanie?! To było bardzo dziwne, ale dobrze, że przynajmniej jej się w życiu wiodło. Znalazła sobie bardzo miłego i bogatego męża, z czego pewnie zadowolony jest również Matias, z Clementem też się świetnie dogaduje i zapomniała o Germanie. Dlaczego ja tak nie potrafię? Nie potrafię zapomnieć o Pablu i zacząć żyć na nowo z Edwardem?
- To tutaj. Dziękuję za pomoc. - odparłam.
- Ależ nie ma za co. - powiedział i gdy już miałam wysiąść zwrócił się do mnie ponownie. - Angie, zaczekaj no chwilę...
- Tak? - spytałam.
- Wiesz, że musisz mi za to zapłacić? - nie ukrywam, że zdziwiło mnie odrobinę to pytanie.
- Jasne... - powiedziałam zerkając do torebki. - Ile?
- Nie chodzi mi o pieniądze... - powiedział i zaczął mnie całować.
Zaczęłam krzyczeć, lecz po chwili zrozumiałam, że to bez sensu, więc stwierdziłam, iż dobrze będzie jak zacznę się szarpać, wyrywać i kopać. To rzeczywiście poskutkowało. Udało mi się wydostać z jego samochodu i szybko podbiegłam do drzwi. Nerwowo zaczęłam szukać kluczy w torbie. Uspokoiłam się nieco, gdy zobaczyłam, że auto odjeżdża, lecz mimo to w pośpiechu wbiegłam do domu. Jedyne co zrobiłam to zamknęłam za sobą drzwi na klucz, ściągnęłam buty i pobiegłam na górę. Tam weszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Zaczęłam płakać. I nie chodziło mi głównie o Nicolasa... Płakałam z powodu Pabla. Nie mogłam uwierzyć, że mnie tak oszukał, ale mimo to, jednocześnie chciałam, aby był tutaj teraz przy mnie i mocno mnie przytulił... Starałam się jak tylko mogłam, aby tak głośno nie szlochać, ale to było bardzo trudne zadanie... Do pewnego czasu czułam, że jestem sama, lecz po chwili, tak nie wiadomo skąd, przestałam płakać i uspokoiłam się. "Przecież nie jesteś sama. Masz Edwarda, Martinę... Oni cię kochają i nigdy nie oszukają..." - coś mi podpowiadało. Wtedy poczułam ostrą niechęć do Pabla... Zrozumiałam, jak bardzo mnie zranił i, że już na mnie nie zasługuje... Czułam, że w końcu zaczęłam wchodzić na dobrą drogę i, że zacznę się z powrotem uśmiechać...
Pam, pam, pam...! Czy Angie naprawdę zapomni o Pablu?
Czy będzie szczęśliwa z Edwardem? Tylko ja to wiem! ;D
Tak w ogóle, to chciałam Was przeprosić, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale jakoś ostatnio strasznie brakuje mi czasu :/
Pewnie nie tylko ja nie mogę się już doczekać czerwca, gdy nie ma normalnych lekcji w szkole, jest ciepło i coraz bliżej do wakacji <33
Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka
Super rozdział
OdpowiedzUsuńKejla <3
Dzięki wielkie :)
UsuńNo nieźle, nieźle ;) Oni będą razem i już! :D Nie ma innej opcji. Nie wyobrażam sobie tego, że o sobie zapominają, czy coś takiego ;__; Życzę weny i wszystkiego co potrzebne! :)
OdpowiedzUsuńJeszcze zobaczymy... ;D
UsuńDzięki i wzajemnie ;*