Hola! :)
Rozdział w środę - nieprawdopodobne, a jednak ^^
Zapraszam! :D
Jeśli chcecie wiedziec, jaka piosenka
towarzyszyła mi przy pisaniu to zapraszam ;).
"Tak, kocham Pabla! Zgadłeś! Sądziłam, że mogę o nim zapomnieć, ale jednak byłam w błędzie... Nie wiedziałam, że można kogoś tak bardzo pokochać, jak ja jego... Nie wiedziałam, że nasza miłość będzie w stanie przetrwać tak ogromną rozłąkę... Nie wiedziałam, że mogę myśleć o nim cały czas i zastanawiać się, czy on nadal mnie kocha... Nie wiedziałam, że moje życie bez niego będzie szare... Nie wiedziałam, że będę wyczekiwać kiedy znowu go zobaczę... Nie wiedziałam. Wybacz."- Edward, ale o czym ty mówisz? Przecież wiesz, że cię kocham.
- Ale kochasz też mojego brata. Kochałaś, kochasz i będziesz kochać. Nie zaprzeczaj, bo sama dobrze wiesz, że tak jest. Dlatego proszę cię, powiedz mi prawdę. Już parę razy cierpiałem z powodu kobiet, dlatego nie chcę się kolejny raz zawieść.
Jak miałam mu powiedzieć, że nadal kocham Pabla? No jak? Tym bardziej, że bałam się powiedzieć to sama do siebie, a co dopiero do kogoś... Ale w sumie, rozumiałam go. On jak się w coś angażuje, to całym sobą, a nie tylko częścią...
- Przecież Pablo to już przeszłość... Prawdą jest, że jest on częścią mojego życia i zawsze będzie, bo przecież znamy się już tak długo, ale chemia pomiędzy nami wygasła... i raczej już nie wróci... Dlatego, proszę cię, nie stawiaj mnie w takiej beznadziejnej sytuacji, jaką przed chwilą mnie postawiłeś. Kocham cię, rozumiesz? - dotknęłam jego prawego policzka moją zimną dłonią i spojrzałam mu w oczy. - I może masz rację, nadal o nim pamiętam, ale dobrze to ująłeś. Staram się o nim zapomnieć. Gdyby mi na tobie nie zależało, nie starałabym się aż tak bardzo.
- Przepraszam. Masz rację. Zachowałem się jak ostatni kretyn, ale nadal nie mogę w to uwierzyć...
- Uwierzyć, w co?
- W to, że jesteś tylko moja...Widzisz, bo to jest tak, jak ze skarbem. Wygrywasz coś wspaniałego w konkursie i przez pewien czas nie wierzysz w to, że on już należy do ciebie. I ty właśnie jesteś takim moim skarbem. Nadal nie wierzę, że cię mam.
Zarumieniłam się. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie słyszałam.
- Nie sądzisz, że już czas w to uwierzyć? Wygrałeś już dawno. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - pocałowaliśmy się, lecz nagle przerwał nam telefon Edwarda, który niespodziewanie zaczął dzwonić.
- Halo? Okej, już jadę. - rozłączył się.
- Z pracy? - zapytałam.
- Nie, Martina prosi, abym po nią pojechał.
- A ty oczywiście nie możesz odmówić, nie? - uśmiechnęłam się. - Przecież to parę ulic stąd. Może przyjść na pieszo.
- Ale po co, skoro ja tu jestem? Dziesięć minut i jestem już z powrotem. - zeszliśmy na dół. - Widziałaś moje klucze od samochodu?
- Dolna szafka, po lewo. - zerknął w owe miejsce.
- Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobił? - objął mnie.
- Zginąłbyś.
- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne.
- Może i śmieszne, ale i prawdziwe. Dobra, jedź, bo już późno, a Martina ma jutro szkołę.
- Za moment jestem.
- Jedź ostrożnie. - cmoknęliśmy się jeszcze na do widzenia.
Gdy wyszedł, ledwo zdążyłam wejść na górę i usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam ponownie i otworzyłam. Pierwsze co pomyślałam to, że tak szybko wrócili, aczkolwiek pomyliłam się.
- Pablo, cześć. Co ty tutaj robisz?
- Edward do mnie dzwonił, żebym przyjechał, więc jestem. Mogę wejść?
- Jasne, tylko wiesz... Chwilowo go nie ma. Pojechał po Martinę, bo poszła do Pauli, ale zaraz wróci, więc wchodź.
Wszedł do środka i weszliśmy do salonu. Usiadł na sofie, natomiast ja usiadłam na fotelu, aby tym razem uniknąć nieszczęsnych mini-zderzeń. Po chwili po całym domu rozległ się odgłos mojego telefonu. Ktoś do mnie dzwonił. Zastanawiałam się przez chwilę, gdzie on się podział, ale szybko przypomniałam sobie, że leży na szafce... w sypialni... na górze...
- Pójdę odebrać. - oznajmiłam i wbiegłam po schodach.
Wszedł do środka i weszliśmy do salonu. Usiadł na sofie, natomiast ja usiadłam na fotelu, aby tym razem uniknąć nieszczęsnych mini-zderzeń. Po chwili po całym domu rozległ się odgłos mojego telefonu. Ktoś do mnie dzwonił. Zastanawiałam się przez chwilę, gdzie on się podział, ale szybko przypomniałam sobie, że leży na szafce... w sypialni... na górze...
- Pójdę odebrać. - oznajmiłam i wbiegłam po schodach.
Na ekranie wyświetliło się zdjęcie, jak i numer mojej córki. Przypomniałam sobie wtedy, że Edward parę chwil temu pojechał po nią do Pauli, a jeszcze ich nie ma... Co prawda, nie minęło za dużo czasu, ale normalnie już by wrócili.
- Halo? Martina? Gdzie jesteście? - spytałam.
- Edwardowi się popsuł samochód. Musimy go odstawić do mechanika. Będziemy za jakieś pół godziny.
- Naprawdę? Jaki niefart. To ja na was czekam w domu. Zrobię wam jakąś kolację.
- Dobrze. Dzięki mamo. - rozłączyła się.
Zablokowałam telefon i odwróciłam się w stronę drzwi. Już miałam wychodzić, gdy zobaczyłam w nich Pabla. Łatwo się domyślić, że lekko się go przestraszyłam.
- Dużo się tutaj nie zmieniło od kiedy ja tu sypiałem. - stwierdził podchodząc do mnie.
Nagle zobaczył na mojej szafce nocnej nasze zdjęcie z wakacji, które było zrobione jakiś czas temu. Podszedł do niego i wziął je w rękę.
- Nadal je tutaj trzymasz? - uśmiechnął się.
- Tak jakoś... Bez niego strasznie jest strasznie pusto. - odstawił je z powrotem.
- Możesz je przecież zastąpić zdjęciem z moim bratem.
- Nie mamy wspólnych zdjęć. - odparłam krótko.
- Jak to? - zdziwił się. - Przecież z Edwarda to taki model jest... - zaśmiałam się.
- Może i jest, ale nie ma czasu, aby ze mną pozować. Cały czas pracuje. Widujemy się w nocy po dziesiątej, gdy wróci i ja jeszcze nie śpię. Czasami ma wolne weekendy, ale bardzo rzadko...
- Jesteś z nim szczęśliwa? - zapytał nagle Pablo.
- Mimo tego, że prawie się z nim nie widuję? Tak, bo w końcu nauczyłam się doceniać spędzone z nim chwile. - podszedł do mnie. - Dlaczego pytasz?
- Tak po prostu. Nie wiem, co by było, gdybyś nie była. W końcu to jest mój młodszy braciszek i zawsze powinienem trzymać jego stronę, ale gdyby to on był źródłem twojego nieszczęścia... Byłoby mi wtedy ciężko w jakikolwiek bronić go mówiąc, że dobrze postępuje. - uśmiechnęłam się. - Idziemy na dół?
- Tak.
Chwilę później znaleźliśmy się w kuchni. Zajrzałam do lodówki, ponieważ miałam przygotować posiłek dla Martiny i Edwarda.
- Zostaniesz na kolacji, prawda?
- Bardzo chętnie. - odparł.
- No i takiej odpowiedzi oczekiwałam. - kąciki ust mi się uniosły.
- Pomóc ci w czymś? - zapytał.
- Nie musisz. Poradzę sobie. - miałam zamiar obrać ogórka, gdy bardzo niefortunnie zacięłam się nożem.
- No właśnie widzę. Pokaż palca. - podszedł i chwycił moją dłoń. - Jak na przecięcie się nożem podczas krojenia warzyw, to nie wygląda za dobrze. Gdzie masz jakieś plastry?
- Tutaj. W apteczce. Jest nad zlewem po prawo.
Pablo sięgnął z niej potrzebne rzeczy, przemył palca i założył na niego opatrunek.
- Dzięki za pomoc. - powiedziałam.
- Nie ma za co. Wiesz przecież, że zawsze chętnie ci pomogę. - puścił mi oczko. - Nie rozumiem tylko, jak można zrobić sobie tak wielką ranę przy obieraniu jarzyn.
- Oj tam, oj tam... Już się nie czepiaj. Przypadki chodzą po ludziach.
I dokładnie w momencie, gdy skończyłam mówić, światło nam zgasło.
- Tym razem, to nie ja! - odparłam. - A tak właściwie, co się stało?
- Widocznie wyłączyli prąd... - wyjrzał przez okno. - Na całej ulicy, albo w całym osiedlu...
- No to ekstra. Jak ja mam teraz skończyć gotować?
- Masz jakieś świeczki?
- Mam. Są na górze w sypialni.
- To idź po nie, a ja tutaj zaczekam. Chociaż może lepiej nie... Pójdziemy po nie razem, bo jeszcze mi ze schodów spadniesz.
- Na bardzo śmieszne...
- Ale i tak nie dam ci gotować przy świeczkach, bo stracisz całą dłoń.
- Jakie ty masz poczucie humoru. - no dobra, przyznaję, to było odrobinę zabawne. - Idziemy?
- Tak. Idź przodem. Jak coś, to będę cię łapał.
Na górę weszłam bez większego problemu. Było tam jeszcze ciemniej niż na dole, bo w korytarzu nie ma okien. Jeżdżąc rękami po ścianie natrafiłam na klamkę. Nacisnęłam ją i znaleźliśmy się w sypialni. Było w niej o wiele jaśniej, gdyż było tam okno balkonowe, które dawało nam umiarkowane światło z dworu.
- Masz telefon przy sobie? - zapytałam.
- Nie, zostawiłem na dole. A po co ci?
- Poświeciłbyś mi, bo ciężko tak znaleźć świeczki bez patrzenia.
- Mam zapalniczkę w kieszeni.
- Dlaczego ją nosisz? Zacząłeś palić? - co prawda nie widziałam za dużo, ale zauważyłam, że odwrócił głowę w moją stronę. - Ym, a nie podpalisz nic tą zapalniczką? - szybko zmieniłam temat.
- Raczej nie powinienem. Będę ostrożny.
- Bo wiesz... pożar to chyba ostatnie czego mi dziś potrzeba.
- No jasne, rozumiem.
Nagle w pokoju rozległo się światło od ognia z zapalniczki. Zaczęłam szybko przeszukiwać szufladę, żeby jak najprędzej odnaleźć szukane przedmioty. Gdy je znalazłam, podpaliłam dwie i postawiłam na komodzie, a Pablo zgasił zapalniczkę.
- Dzięki za pomoc. - powiedziałam i spojrzałam mu się w oczy.
Tym razem widziałam jego twarz dokładniej. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę. W jego spojrzeniu było coś takiego... Coś, co nie pozwalało mi myśleć logicznie... Coś, co sprawiało, że mogłam myśleć tylko o nim... Gdy przygryzłam dolną wargę poczułam, że jesteśmy bardzo blisko siebie. Słyszałam, jak oddycha. Nieśmiało zerkałam w podłogę, a on ujął moją brodę i uniósł moją głowę nieco wyżej tak, że znowu wpatrywałam mu się w oczy. Swoimi dłońmi objął moją szyję. Zaczęliśmy przybliżać ku sobie twarze, coraz bliżej... i bliżej... aż w końcu złączyły się w jednym pocałunku. Mimo, że był on krótki, był namiętny... A może mi się tylko wydawało, bo tak bardzo pragnęłam przypomnieć sobie smak jego ust? Oddalił je o parę milimetrów od moich i uśmiechaliśmy się do siebie. Nasze uśmiechy robiły się coraz szersze. Nagle ktoś zapalił światło, ale nawet wtedy nie odskoczyliśmy od siebie. Dopiero gdy usłyszeliśmy czyiś głos powoli się od siebie odsunęliśmy.
- Naprawdę? Jaki niefart. To ja na was czekam w domu. Zrobię wam jakąś kolację.
- Dobrze. Dzięki mamo. - rozłączyła się.
Zablokowałam telefon i odwróciłam się w stronę drzwi. Już miałam wychodzić, gdy zobaczyłam w nich Pabla. Łatwo się domyślić, że lekko się go przestraszyłam.
- Dużo się tutaj nie zmieniło od kiedy ja tu sypiałem. - stwierdził podchodząc do mnie.
Nagle zobaczył na mojej szafce nocnej nasze zdjęcie z wakacji, które było zrobione jakiś czas temu. Podszedł do niego i wziął je w rękę.
- Nadal je tutaj trzymasz? - uśmiechnął się.
- Tak jakoś... Bez niego strasznie jest strasznie pusto. - odstawił je z powrotem.
- Możesz je przecież zastąpić zdjęciem z moim bratem.
- Nie mamy wspólnych zdjęć. - odparłam krótko.
- Jak to? - zdziwił się. - Przecież z Edwarda to taki model jest... - zaśmiałam się.
- Może i jest, ale nie ma czasu, aby ze mną pozować. Cały czas pracuje. Widujemy się w nocy po dziesiątej, gdy wróci i ja jeszcze nie śpię. Czasami ma wolne weekendy, ale bardzo rzadko...
- Jesteś z nim szczęśliwa? - zapytał nagle Pablo.
- Mimo tego, że prawie się z nim nie widuję? Tak, bo w końcu nauczyłam się doceniać spędzone z nim chwile. - podszedł do mnie. - Dlaczego pytasz?
- Tak po prostu. Nie wiem, co by było, gdybyś nie była. W końcu to jest mój młodszy braciszek i zawsze powinienem trzymać jego stronę, ale gdyby to on był źródłem twojego nieszczęścia... Byłoby mi wtedy ciężko w jakikolwiek bronić go mówiąc, że dobrze postępuje. - uśmiechnęłam się. - Idziemy na dół?
- Tak.
Chwilę później znaleźliśmy się w kuchni. Zajrzałam do lodówki, ponieważ miałam przygotować posiłek dla Martiny i Edwarda.
- Zostaniesz na kolacji, prawda?
- Bardzo chętnie. - odparł.
- No i takiej odpowiedzi oczekiwałam. - kąciki ust mi się uniosły.
- Pomóc ci w czymś? - zapytał.
- Nie musisz. Poradzę sobie. - miałam zamiar obrać ogórka, gdy bardzo niefortunnie zacięłam się nożem.
- No właśnie widzę. Pokaż palca. - podszedł i chwycił moją dłoń. - Jak na przecięcie się nożem podczas krojenia warzyw, to nie wygląda za dobrze. Gdzie masz jakieś plastry?
- Tutaj. W apteczce. Jest nad zlewem po prawo.
Pablo sięgnął z niej potrzebne rzeczy, przemył palca i założył na niego opatrunek.
- Dzięki za pomoc. - powiedziałam.
- Nie ma za co. Wiesz przecież, że zawsze chętnie ci pomogę. - puścił mi oczko. - Nie rozumiem tylko, jak można zrobić sobie tak wielką ranę przy obieraniu jarzyn.
- Oj tam, oj tam... Już się nie czepiaj. Przypadki chodzą po ludziach.
I dokładnie w momencie, gdy skończyłam mówić, światło nam zgasło.
- Tym razem, to nie ja! - odparłam. - A tak właściwie, co się stało?
- Widocznie wyłączyli prąd... - wyjrzał przez okno. - Na całej ulicy, albo w całym osiedlu...
- No to ekstra. Jak ja mam teraz skończyć gotować?
- Masz jakieś świeczki?
- Mam. Są na górze w sypialni.
- To idź po nie, a ja tutaj zaczekam. Chociaż może lepiej nie... Pójdziemy po nie razem, bo jeszcze mi ze schodów spadniesz.
- Na bardzo śmieszne...
- Ale i tak nie dam ci gotować przy świeczkach, bo stracisz całą dłoń.
- Jakie ty masz poczucie humoru. - no dobra, przyznaję, to było odrobinę zabawne. - Idziemy?
- Tak. Idź przodem. Jak coś, to będę cię łapał.
Na górę weszłam bez większego problemu. Było tam jeszcze ciemniej niż na dole, bo w korytarzu nie ma okien. Jeżdżąc rękami po ścianie natrafiłam na klamkę. Nacisnęłam ją i znaleźliśmy się w sypialni. Było w niej o wiele jaśniej, gdyż było tam okno balkonowe, które dawało nam umiarkowane światło z dworu.
- Masz telefon przy sobie? - zapytałam.
- Nie, zostawiłem na dole. A po co ci?
- Poświeciłbyś mi, bo ciężko tak znaleźć świeczki bez patrzenia.
- Mam zapalniczkę w kieszeni.
- Dlaczego ją nosisz? Zacząłeś palić? - co prawda nie widziałam za dużo, ale zauważyłam, że odwrócił głowę w moją stronę. - Ym, a nie podpalisz nic tą zapalniczką? - szybko zmieniłam temat.
- Raczej nie powinienem. Będę ostrożny.
- Bo wiesz... pożar to chyba ostatnie czego mi dziś potrzeba.
- No jasne, rozumiem.
Nagle w pokoju rozległo się światło od ognia z zapalniczki. Zaczęłam szybko przeszukiwać szufladę, żeby jak najprędzej odnaleźć szukane przedmioty. Gdy je znalazłam, podpaliłam dwie i postawiłam na komodzie, a Pablo zgasił zapalniczkę.
- Dzięki za pomoc. - powiedziałam i spojrzałam mu się w oczy.
Tym razem widziałam jego twarz dokładniej. Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy przez dłuższą chwilę. W jego spojrzeniu było coś takiego... Coś, co nie pozwalało mi myśleć logicznie... Coś, co sprawiało, że mogłam myśleć tylko o nim... Gdy przygryzłam dolną wargę poczułam, że jesteśmy bardzo blisko siebie. Słyszałam, jak oddycha. Nieśmiało zerkałam w podłogę, a on ujął moją brodę i uniósł moją głowę nieco wyżej tak, że znowu wpatrywałam mu się w oczy. Swoimi dłońmi objął moją szyję. Zaczęliśmy przybliżać ku sobie twarze, coraz bliżej... i bliżej... aż w końcu złączyły się w jednym pocałunku. Mimo, że był on krótki, był namiętny... A może mi się tylko wydawało, bo tak bardzo pragnęłam przypomnieć sobie smak jego ust? Oddalił je o parę milimetrów od moich i uśmiechaliśmy się do siebie. Nasze uśmiechy robiły się coraz szersze. Nagle ktoś zapalił światło, ale nawet wtedy nie odskoczyliśmy od siebie. Dopiero gdy usłyszeliśmy czyiś głos powoli się od siebie odsunęliśmy.
- O, prąd już wrócił. - czułam się trochę niezręcznie. - Od jak dawna tu stoicie?
- Brat, chyba mamy parę spraw do omówienia. - powiedział Edward stojąc w drzwiach.
- Brat, chyba mamy parę spraw do omówienia. - powiedział Edward stojąc w drzwiach.
- Dotyczących...?
- Dotyczących Angie.
Zobaczyłam, że zaraz za młodszym Galindo stoi Martina. Uśmiechnęła się do mnie i poszła do siebie. Pośliniłam palce, aby zgasić świeczki stojące obok nas. Czułam się zestresowana. Wiem, że musiałam go okropnie zranić. Odczuwałam jeszcze większe poczucie winy, gdy przypominałam sobie o naszej rozmowie. Mój chłopak też pewnie musiał się czuć niezręcznie... Zobaczył nas w takiej sytuacji... I to jeszcze w takim nastroju przy świecach...
- To może ja wyjdę? - zaproponowałam.
- Nie. My pójdziemy na dół. - powiedział Edward.
Chwilę potem byli już na parterze, a ja położyłam się na łóżku. Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nie myślałam w tamtym momencie o tym, że najprawdopodobniej widział nas brat Pabla. Odczuwałam szczęście i radość. Dotknęłam delikatnie opruszkami palców swoich ust, lecz szybko je cofnęłam. Ja i Pablo... pocałowaliśmy się... czy to coś oznacza? A jeśli tak, to co z Edwardem? Czy to jest już nasz koniec?
Ten rozdział podoba mi się o wiele bardziej od ostatniego, Wam też? ^.^
Jak myślicie? Pangie come back? ;D
Wszystko się już niedługo okaże! ;)
Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka
Ciekawostka: Tytuł rozdziału po hiszpańsku brzmi: "Con solo una mirada, vas a quedar de mi, por siempre enamorada" i jest to cytat z piosenki "Yo soy asi" :D.
Zobaczyłam, że zaraz za młodszym Galindo stoi Martina. Uśmiechnęła się do mnie i poszła do siebie. Pośliniłam palce, aby zgasić świeczki stojące obok nas. Czułam się zestresowana. Wiem, że musiałam go okropnie zranić. Odczuwałam jeszcze większe poczucie winy, gdy przypominałam sobie o naszej rozmowie. Mój chłopak też pewnie musiał się czuć niezręcznie... Zobaczył nas w takiej sytuacji... I to jeszcze w takim nastroju przy świecach...
- To może ja wyjdę? - zaproponowałam.
- Nie. My pójdziemy na dół. - powiedział Edward.
Chwilę potem byli już na parterze, a ja położyłam się na łóżku. Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nie myślałam w tamtym momencie o tym, że najprawdopodobniej widział nas brat Pabla. Odczuwałam szczęście i radość. Dotknęłam delikatnie opruszkami palców swoich ust, lecz szybko je cofnęłam. Ja i Pablo... pocałowaliśmy się... czy to coś oznacza? A jeśli tak, to co z Edwardem? Czy to jest już nasz koniec?
Ten rozdział podoba mi się o wiele bardziej od ostatniego, Wam też? ^.^
Jak myślicie? Pangie come back? ;D
Wszystko się już niedługo okaże! ;)
Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka
Ciekawostka: Tytuł rozdziału po hiszpańsku brzmi: "Con solo una mirada, vas a quedar de mi, por siempre enamorada" i jest to cytat z piosenki "Yo soy asi" :D.
No, majstersztyk! XD Mówię serio, żeby nie było. :) Żal mi Edwarda, jak możesz?! :'( Kibicuję Pangie i czekam na next! Besos! :-*
OdpowiedzUsuńHa! Wiedziałam :)
OdpowiedzUsuńKejla <3
:D
UsuńDzisiaj rozdział Dodasz?
OdpowiedzUsuńTak, ewentualnie jutro :)
Usuń