niedziela, 31 maja 2015

Sezon 3 - Rozdział 33 - Dwa słowa potrafią zmienić tak wiele...

Miłego czytania! <3
Następnego dnia ciężko było mi wstać z łóżka. Moja córka miała rację. Nie potrzebnie siedziałam do późna przeglądając rachunki. Gdy otworzyłam oczy nieco się zmartwiłam. Zamiast Edwarda obok mnie zobaczyłam na szafce kartkę. Pewnie gdyby nie moja ciekawość, nie podniosłabym się tak szybko. Podeszłam do komody, wzięłam kartkę do ręki i zaczęłam czytać.
Zawiodłem. Wiem, przepraszam.
Na koncercie będę. Obiecuję.
Tamtego dnia miał być w domu... Miał wziąć sobie wolne w pracy i spędzić go ze mną i Martiną, nie tylko na koncercie, ale w domu również... Westchnęłam, zgniotłam kartkę i odłożyłam na miejsce. Zeszłam na dół do kuchni. Tam z wielkim uśmiechem przywitała mnie córka.
- Cześć mamo. Przygotowałam ci śniadanie. - wskazała na stół.
- Dziękuję bardzo. - usiadłam i zaczęłam jeść.
- Radzę ci się pospieszyć, bo nie możemy się spóźnić do Studia.
- Wiem. Dzisiaj bardzo ważny dzień.
- A co z Edwardem? Jeszcze śpi? Lepiej pójdę go obudzić, bo jeszcze się przez niego spóźnimy.
- Nie, naprawdę nie musisz. - powstrzymałam ją. - On już od dawna nie śpi, a nawet powiem ci, że pojechał do pracy...
- Co? Przecież miał zostać dzisiaj z nami... - zmartwiła się.
- Ale może to było coś bardzo ważnego? Obiecał, że na koncercie się pojawi.
- Wierzysz w to? Ja jakoś nie. Tata by nigdy tak nie zrobił... On był na każdym występie i...
- Pablo miał inną pracę. - przerwałam jej.
- Teraz się to zmieni. Tata wyjeżdża i mogę się już z nim nigdy nie zobaczyć.
- Robi to, ponieważ wie, że tak będzie lepiej.
- Lepiej? Lepiej będzie jeśli zapomnę o tacie? Tylko powiedz mi, jak to zrobię, bo ja jakoś sobie tego nie wyobrażam.
- Martina...
- Mamo, ja na prawdę o nim nie zapomnę. To jest mój tata. To jest tak, jakbym miała zapomnieć jak mam na imię. To jest coś niemożliwego. - spojrzała na mnie z żalem. - Nie będę się już z tobą dzisiaj o to kłócić. Nie chcę cię denerwować, tym bardziej, że dzisiaj jest ten koncert...
- Dziękuję. - powiedziałam kończąc posiłek. - Pójdę na górę się przebrać. Jeśli chcesz, to na mnie zaczekaj i pójdziemy razem do Studia, a jeśli nie to idź sama. - powiedziałam wchodząc po schodach.
Weszłam na górę i cały czas przypominałam sobie słowa wypowiedziane przez moją córkę. Może miała rację? Niemożliwe jest zapomnieć o tak ważnej osobie... Przecież Pablo nauczył mnie wiele wspaniałych rzeczy, sprawił, że życie nabrało kolorów... Pokazał mi, czym jest prawdziwa miłość... Nie da się o tym ot tak zapomnieć. Usiadłam przed lustrem i zaczęłam rozczesywać włosy. Nie były one bardzo potargane. Szybko uporałam się z fryzurą jak i z makijażem. Następnie stanęłam przed otwartą szafą. Po krótkim namyśle wyciągnęłam z niej niebieską sukienkę, która dosięgała mi do kolan. Lubiłam ją. Nawet bardzo. Była wygodna i według Pabla świetnie w niej wyglądałam. Gdy skończyłam się szykować, zeszłam na dół. Martiny już tam nie było. Widocznie wolała iść sama, albo przyszedł po nią Tom. Wzięłam do ręki torebkę i wyszłam. Spacerowałam powoli, bo miałam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia koncertu, a do Studio nie miałam daleko. Niestety doszłam tam o wiele szybciej niż się spodziewałam, aczkolwiek zaraz przy wejściu spotkałam się z młodszym Galindo.
- Witaj, Angie. - przywitał się Pablo.
- Cześć. - uśmiechnęłam się.
- Jak tam? Stresujesz się przed koncertem?
- Tak. Chyba nawet bardziej niż dzieciaki razem wzięte. - zaczęliśmy się śmiać.
- A jak się czujesz? Jak twoje samopoczucie? - wiedziałam co dokładnie ma na myśli.
- Szczerze? - mina mi nieco posmutniała. - Kiepsko. Edward spędzić ze mną cały dzień, ale poszedł do pracy, pokłóciłam się rano z Martiną i jeszcze ta świadomość, że ty dzisiaj wyjeżdżasz... Właściwie dokąd jedziesz? - spytałam.
- Chyba najlepiej będzie jeśli ci nie powiem. Wybacz, ale uważam, że to lepsze rozwiązanie. - odpowiedział.
- Jasne... Może i masz rację? - westchnęłam.
- Ale nie myśl o tym na razie. Mamy jeszcze pół doby, aby się sobą nacieszyć. Po prostu przeżyjmy ten dzień tak, jakby był on naszym ostatnim. - uśmiechnął się. - To co? Idziemy?
- Tak. - ruszyliśmy w stronę sali.
Gdy weszliśmy do niej, ujrzeliśmy ją zupełnie odmienioną. Została inaczej przystrojona, dostawiono o wiele więcej krzesełek i głośników. Dopiero, gdy w niej posprzątano, dostrzegłam, że jest ona naprawdę wielka. Przez scenę weszliśmy za kulisy. Tam czekali już na nas wszyscy występujący. Byli bardzo zdenerwowani. Oprócz tego, było tam okropnie głośno, dzieciakom pogubiły się kostiumy, a dziewczynom rozmazał się makijaż, ale w samą porę zdążyliśmy się z tym uporać.
- Dzieciaki, chodźcie tu. - poprosił Pablo. - Zaraz zacznie się koncert, ale przed tym chcielibyśmy wam podziękować, za wszystko, co zrobiliście, aby dzisiejszego dnia wyjść na scenę i wypaść jak najlepiej. Jesteśmy dumni, że mamy tak wspaniałych uczniów.
- Bardzo się staracie i doceniamy to. Jesteście naprawdę świetni i wiemy, że na każdym występie dajecie z siebie wiele, a nawet wszystko co możecie. Mimo paru potknięć na początku, zachowaliście się jak profesjonaliści. - odparłam.
- Dziękujemy. - dookoła rozległy się okrzyki radości.
- A teraz idźcie na scenę i róbcie to co kochacie. Pamiętajcie, juntos somos mas! - dzieciaki po kolei zaczęły wybiegać i zaczęło się show.
Całe przedstawienie zaczynało się od grupowej piosenki "Friends 'till the end". To był bardzo dobry pomysł, aby od niej zacząć, gdyż po niej uczniowie rozluźnili się i zaczęli traktować ten koncert jako jedną wielką zabawę. Piosenki przewijały się jedna za drugą bardzo szybko i sprawnie. W między czasie zerkałam na widownie, aby sprawdzić, czy Edward się pojawił, aczkolwiek łatwo się domyślić, że nie... Zawiódł mnie... Może chciał się odegrać? Albo praca jest dla niego ważniejsza ode mnie... Zaraz miała wejść na scenę Paula z Tomem. Przechodząc obok niej usłyszałam fragment jej rozmowy z moją córką, który wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- To powinno być twoje pięć minut na scenie, nie moje. Wyjdź tam i zaśpiewaj.
- Ale dobrze wiesz, że ja nie mogę.
- Nogę masz już zdrową, a mną się nie przejmuj. I tak się cieszę, że miałam okazję zastępować cię na próbach.
- Paula, ty sobie żartujesz, prawda?
- Nie. No idź już. Widownia czeka i Tom też.
- Dziękuję. - przytuliły się.
Znalezione obrazy dla zapytania angie y pabloMartina weszła na scenę i zaczęła śpiewać. Nawet nie wyobrażacie sobie zdziwienia chłopaka. Był zaskoczony, a jednocześnie zadowolony. Ich melodyjne głosy idealnie pasowały do siebie, jak i do tej piosenki. Wszyscy słuchali ich z wielką uwagą. Z oczu leciały mi łzy, aczkolwiek nie znaczyły one smutku. Moja córka właśnie lśniła na scenie i była szczęśliwa, a ja cieszyłam się razem z nią. Nagle poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem. Obróciłam głowę do tyłu. Tak, był to Pablo. Wtuliłam się w niego i delikatnie ruszaliśmy się w rytm muzyki. Przymknęłam oczy. "Chcę cię przytulic, chcę cię pocałować... Chcę ciebie mieć blisko siebie... Przecież to co czuję, to miłość..."*. Piosenka się skończyła, a na sali rozległy się ogromne oklaski. My również zaczęliśmy im bić brawo. Martina razem z Tomem zeszli ze sceny, światła na chwilę zgasły, a gdy zapaliły się z powrotem na scenie znalazła się kolejna osoba.
- To było świetne. Gratuluję! - powiedziałam, gdy tylko moja córka razem z chłopakiem do nas podeszli.
- Naprawdę wam się to udało. - dopowiedział Pablo.
- Dziękujemy.
- Tom leć się przebrać, bo zaraz "Mil vidas atras". - pogoniłam go.
Chłopak razem z Martiną oddalili się od nas. Zaproponowałam, abyśmy posłuchali następnych paru piosenek nie zza kulis, a z publiczności. Galindo zgodził się i chwilę później znaleźliśmy się pośród tłumu ludzi, który świetnie się bawił. Piosenka skończyła się. Teraz na scenę wszedł Tom razem ze swoim zespołem i zaczęli śpiewać jak i grać. Widziałam, że nastolatek co chwila zerkał w prawą stronę. Tam stała nasza córka, a on chciał występować tylko dla niej...
- Angie. - usłyszałam.
Obróciłam się w bok. Swoim wzrokiem napotkałam spojrzenie Pabla. Nagle poczułam, że ogarnia mnie ciepło. Zbliżyliśmy się nieco do siebie. "Ty dajesz ciepło mojemu wszechświatowi... To bezwarunkowa miłość, którą czuję, gdy jestem z tobą..." **.
- Nim wyjadę muszę ci coś powiedzieć. - zaczął. - Wczoraj rozmyślałem nad tym wszystkim bardzo dokładnie. Zastanawiałem się, czy to co odczuwałem w stosunku do ciebie nie było spowodowane zazdrością, ale stwierdziłem, że się pomyliłem i wiem, że teraz pewnie namieszam, ale jeśli wyjechałbym nie mówiąc ci tego, to nigdy bym sobie nie darował... Angie, ja... - czułam, że obejmuje moją twarz swoimi dłońmi. - Kocham cię.
Wtedy poczułam, że w środku rozpadam się na tysiące małych kawałków. Odsunęłam się od niego. Nie chciałam, aby wyjeżdżał, ale wolałam abyśmy zostali przyjaciółmi. Spojrzałam się na scenę. Zespół chłopaków właśnie skończył śpiewać. W sali rozległy się oklaski. Zerknęłam w stronę drzwi i zaczęłam biec w ich kierunku. Za plecami usłyszałam tylko pojedyncze wołania: "Mamo!", ale zignorowałam je. Wybiegłam ze Studia. Chciałam znaleźć się jak najdalej od Pabla. Dlaczego tak dziwnie zareagowałam? Nie wiem... Przecież też mi na nim zależało... W głowie miałam setki różnych myśli. "Czemu on mi to powiedział? Co teraz? Czy zostanie jednak w mieście? A może wyjedzie i będę mogła żyć spokojnie z Edwardem?". Łzy spływały jedna za drugą po moich policzkach. Szłam szybko przed siebie nie oglądając się w inne strony. Słyszałam, że ktoś za mną biegnie i woła mnie, ale nie reagowałam na to. Byłam prawie pewna, że jest to Pablo. Nagle usłyszałam, że wykrzyknął moje imię trzy razy głośniej, a po chwili poczułam mocne uderzenie przez które upadłam na ziemię...

* - fragment "Nuestro camino"
** - fragment "Mil vidas atras"

Cześć! Jak Wam się podoba rozdział?
W ogóle zagląda ktoś tu jeszcze? ;D
Muszę Wam powiedzieć, że blog niedługo przejdzie małe zmiany,
ale nie zdradzę dokładnie kiedy ;)

Besos! :*
bloggerka

niedziela, 24 maja 2015

Sezon 3 - Rozdział 32 - Nie zrań jej

Czy Pablo i Angie do siebie wrócą?
A może się ze sobą pokłócą?
Tego dowiecie się już teraz! :D
Obudziłam się. Doskonale pamiętałam, co się wczoraj wydarzyło. Przewróciłam się na drugi bok i zaczęłam sobie to wszystko przypominać. Każdy jego najmniejszy pocałunek, dotyk, ruch... To, jak namiętnie oddawałam mu wszelkie jego muśnięcia moich ust... Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się sama do siebie. Tak, byłam szczęśliwa. Może nie powinnam się do tego przyznawać? Schowałam się bardziej pod kołdrę i zamknęłam oczy. Nagle usłyszałam trzask talerzy z kuchni. Podniosłam się z kanapy i rozejrzałam po pokoju. Na fotelu leżała jego granatowa koszula. Założyłam ją na siebie, zapięłam wszystkie guziki, a następnie ruszyłam do pomieszczenia, z którego dochodziły dźwięki. Stanęłam w drzwiach. On stojący przy kuchence, poranne promienie słoneczne przedostające się przez uchylone okno oraz zapach świeżo zaparzonej kawy... W tamtej chwili odczuwałam ogromną radość.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Witaj. - nie wyglądał na zadowolonego.
Podeszłam do niego bliżej. Widziałam, że przygotowuje dla nas śniadanie, ale robił to bardzo nerwowo. Położyłam rękę na jego ramieniu, a on, jakby sparaliżowany, przestał gotować i odwrócił głowę w moją stronę. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Widziałam w nich smutek, przygnębienie, złość... Dlaczego?
- Gniewasz się na mnie? - spytałam.
- Nie... Czemu tak sądzisz?
- Bo widzę, że jesteś zły.
- Zgadłaś, ale to nie z twojej winy. Jestem zły sam na siebie.
- Z jakiej przyczyny?
- Nie domyślasz się? - zapytał obejmując mój policzek.
Kiwnęłam głową przecząco. O co mu mogło chodzić? I dlaczego niby miałabym wiedzieć?
- Przez swoją głupotę właśnie straciłem ostatnią szansę, aby móc być blisko ciebie. To było jedyne, na czym tak naprawdę mi zależało. Obiecałem, że już cię więcej nie skrzywdzę, ale nie dotrzymałem słowa, więc odejdę. Zależy mi na tobie i robię to, abyś była szczęśliwa. - odpowiedział.
- Ale nie widzisz, że teraz jestem?
- Uwierz, to chwilowe. Gdy wrócisz do domu będziesz myślała o tym zupełnie inaczej... Znienawidzisz mnie.
- Jak możesz tak myśleć? Przecież dobrze wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważny...
- Nie zmienisz mojej decyzji. Po za tym, obiecałem ci, że zostawię cię w spokoju... Nie potrafię... - zawahał się. - Nie potrafię patrzeć jak cierpisz i to z mojej winy...
- A co jeśli ci wybaczę? Wybaczę ci to, co zdarzyło się wczoraj oraz to... - zbliżyłam swoje usta do jego.
Zatopiliśmy swoje wargi w pocałunku. Był on do pewnego czasu nieśmiały i delikatny. Chwilę później mężczyzna odwrócił się do mnie oraz objął. Nasze usta zaczęły się ze sobą coraz szybciej dotykać. Z każdą sekundą moje bicie mojego serca coraz bardziej przyśpieszało. Poczułam, że przesunęliśmy się pod ścianę. Byłam do niej przyciśnięta. Nagle nasze wargi zaczęły zwalniać, a po chwili poczułam, że nie potrącają się już ze sobą. Mimo to, on nadal dotykał moich policzków i stykaliśmy się czołami. Położyłam swoją dłoń na jego piersi. Serce również biło mu bardzo szybko. Czułam się jednocześnie bezsilna i bezpieczna. Wiedziałam, że gdy on jest obok, to nic złego mi się nie stanie, bo on zawsze mnie obroni, ale mimo to każde jego muśniecie sprawiało, że odczuwałam bezradność. On mógł ze mną zrobić dosłownie wszystko. Nie umiałam się przed nim obronić.
- Teraz już wiesz, dlaczego nie mogę dłużej zostać. Im bliżej ciebie jestem, tym mniej potrafię się kontrolować. - złapał mnie za rękę, którą trzymałam na jego torsie. - Każdy, nawet twój najmniejszy dotyk sprawia, że z coraz większym trudem przychodzi mi, aby go nie odwzajemnić. Najgorsze w życiu jest to, kiedy masz ochotę przytulic pewną osobę, ale już nie możesz tego zrobić...* Ja mam tak z tobą... Za każdym razem, gdy cię widzę, muszę się skupić na tym, aby cię nie skrzywdzić... - odsunął się ode mnie i wziął głęboki wdech.
Widziałam, że w środku walczy sam ze sobą. Jego serce toczyło bitwę z rozumem. Przyglądałam mu się uważnie. I co teraz? Nie miałam żadnego pomysłu, jak to mogło się dalej potoczyć. Bałam się. Nie wiem, dlaczego. Nagle poczułam, że po moim policzku spływa powoli pojedyncza łza. Podniosłam szybko do niej dłoń i wytarłam ją.
- Nie płacz, proszę. I tak już ledwo nad sobą panuję. - poprosił mężczyzna.
- Co teraz? - zapytałam wprost.
- Usiądźmy przy stole i zjedzmy śniadanie tak, jakby nigdy nic? - zaproponował.
- Nie wiem, czy potrafię. - odparłam.
- Spróbujmy. Mnie też nie będzie łatwo. - postawił na stole dwa talerze.
Usiadłam na jednym z czterech krzeseł i wpatrywałam się w każdy jego ruch. Obserwowałam to, jak nalewa kawę, wyciąga cukier z szafki, czy masło z lodówki. Gdy podał wszystko na stół, usiadł na przeciwko mnie. Wtedy zerkałam na niego nieśmiało. Jedliśmy w absolutnej ciszy. Kiedy zakończyliśmy posiłek zaproponowałam, że pozmywam, aczkolwiek on nie zgodził się.
- Ja to zrobię. - odpowiedział.
Wkładając talerz do zlewu, niefortunnie nadziałam się na noża, który już się tam znajdował. Oczywiście ja nie mogłam się delikatnie zaciąć, tylko musiałam rozciąć sobie pół dłoni.
- Chodź do łazienki. - powiedział mężczyzna.
Chwilę potem znaleźliśmy się w ubikacji. On przemył mi ostrożnie rękę i zabandażował. Chyba dobrze, że tak się stało, ponieważ sytuacja się trochę rozluźniła.
- Dlatego nie chcę, żebyś zmywała. - uśmiechnął się.
- Ty chyba naprawdę masz zawsze rację. - odpowiedziałam.
- Powinno się trzymać. - powiedział kończąc opatrunek. - Ubierz się, zawiozę cię do domu.
Tak naprawdę, to nie chciałam tam wracać... Tutaj, z nim czułam się szczęśliwa i było mi dobrze, ale nie chciałam się kłócić, ani zaczynać ponownie tego delikatnego tematu. Ruszyłam ku wyjściu, a on stał i pakował rzeczy z powrotem do apteczki.
- Wiesz co? - odwróciłam się w jego stronę. - Ta koszula bardzo ci pasuje. - powiedział.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
Wróciłam do salonu i odnalazłam swoje ubrania. Słyszałam, że toaleta jest jeszcze zajęta, więc usiadłam na kanapie, aby zaczekać, aż będę mogła do niej wejść. Spojrzałam się na nią z żalem. Przypomniałam sobie to, co wydarzyło się dosłownie kilka godzin temu. Zamknęłam oczy. Nasze namiętne pocałunki... Położyłam głowę na poduszce. Znowu czułam jego dotyk z tamtej nocy... To, jak jego palce delikatnie dotykają mojej twarzy... To, jak jego usta delikatnie muskają mój kark... Nagle poczułam, jakby jego dłoń powoli przesuwała się wzdłuż mojej ręki. Tego sobie nie wyobrażałam. Otworzyłam oczy. To działo się naprawdę.
- Muszę cię odwieźć do domu. - powiedział.
- Ja nie chcę tam wracać...
- Tam czeka na ciebie twój narzeczony. Powinnaś z nim porozmawiać.
- Ale właśnie tego nie chcę. Wiem, że jest na mnie zdenerwowany. On mnie znienawidzi... Obiecałam mu, że nigdy go nie zranię...
- Będzie dobrze, zobaczysz. - złapał mnie za rękę. - Właśnie o tym mówiłem. Ja postąpiłem tak samo jak ty. Złamałem obietnicę i teraz muszę podjąć tego konsekwencję.
- Tylko, że ty to robisz mimo tego, iż ci wybaczyłam, a mój narzeczony nigdy mi tego nie wybaczy.
- Uwierz, wybaczy. - pocałował mnie w czoło.

Godzinę później znalazłam się u siebie w domu. Teraz czekała mnie jedna z trudniejszych rozmów mojego życia. Gdy weszłam do środka nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, ku moim oczom ukazał się Edward. Patrzył na mnie ze smutkiem.
- Ja ci to wszystko wytłumaczę. - powiedziałam, ale on mnie zignorował i poszedł do kuchni, a ja ruszyłam za nim. - Wiem, że to bardzo dziwna sytuacja... Nie było mnie na noc w domu i wracam na drugi dzień, a do tego masz pewność, że... - wyszedł i poszedł do innego pomieszczenia.
Robił tak co chwila. W środku zdania sobie po prostu wychodził. Nie interesowało go w ogóle to, co do niego mówiłam. Rozumiem, że był na mnie zdenerwowany, ale żeby aż tak? Gdy się go o cokolwiek pytałam, nie odpowiadał mi, a najgorsze było to, że na to wszystko patrzyła moja córka...
- Dlaczego się do mnie nie odzywasz?! - zdenerwowałam się wieczorem.
- Uznałem, że lepiej będzie, jeśli będę cię ignorował, niż się z tobą kłócił znowu o mojego brata. - odpowiedział i poszedł do sypialni.
Może i miał rację? To wcale nie był taki głupi pomysł, ale mimo wszystko powinien chociaż spróbować mnie wysłuchać... Usiadłam na tarasie i spojrzałam w niebo. Otoczyły mnie wspomnienia. Niestety te związane z Pablem... "Możesz o mnie zapomnieć! Nie będę ci już więcej uprzykrzał życia", "- To prawda? - rzucił nagle. - Ale co? - Że spotykasz się z Edwardem?", "- Pablo... - zaczęłam. - Ja cię potrzebuję...", "W końcu to jest mój młodszy braciszek i zawsze powinienem trzymać jego stronę, ale gdyby to on był źródłem twojego nieszczęścia... Byłoby mi wtedy ciężko bronic go mówiąc, że dobrze postępuje...","Wiem, że mówiłem, że nie potrafię być twoim przyjacielem, aczkolwiek chcę. Chcę spróbować, bo nie chcę cię stracić...", "Nasza córka wie, co do siebie tak naprawdę czujemy. I ona zdaje sobie z tego sprawę lepiej niż my...". Dlaczego to aż tak musi bolec? Stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli znajdę sobie jakąś pracę, to przynajmniej nie będę o nim myślała, tylko się na niej skupię. Wzięłam wszystkie papiery ze Studio jakie miałam w domu, usiadłam w salonie i zaczęłam je wypisywać. To rzeczywiście skutkowało. Byłam tak pochłonięta obliczeniami, że skupiałam się tylko na tym, a czas leciał mi bardzo szybko. Nie wiadomo kiedy weszła do pokoju Martina, która przyszła, aby przerwać mi liczenie.
- Mamo, może idź już spać, co? Jutro koncert, musisz być wypoczęta.
- Nie mogę. Jak się położę, to zacznę myśleć o tym, co się dzisiaj wydarzyło, a tego nie chcę.
- Zamierzasz całą noc spędzić wypisując jakieś cyferki, tak?
- A mam jakieś wyjście? Nie chcę o tym myśleć... Mam dość. Wiem, że zraniłam Edwarda, ale dlaczego mnie to nie boli, aż tak bardzo jak powinno? I dlaczego nie mam prawie wcale wyrzutów sumienia? Powinnam się teraz martwic o nasz związek, a zamiast tego cały czas myślę o Pablu. Co on w tej chwili robi, czy może przypadkiem nie myśli o mnie...
- Kochasz go. - rzuciła moja córka.
- Co?
- Tak, dobrze usłyszałaś. Kochasz go. To jest miłość.
- Ale tylko jako przyjaciela. Nic więcej.
- Nie ściemniaj, proszę! Sama doskonale wiesz, jak jest. Gdybyś rzeczywiście kochała go tylko jako przyjaciela, to nie przejmowałabyś się teraz tym, że on o tobie może myśli, a może nie. Mówiłam wam już, że jeszcze nie jest za późno. Wiesz, że wystarczą dwa słowa, aby jutro wieczorem nigdzie nie wyjeżdżał i został w domu?
- Proszę cię, nie mów tak! Ostatnio, gdy z nim rozmawiałam... - zawahałam się. - Upewniłam się, że on nic do mnie nie czuje... - skłamałam.
- Czy jesteś tego pewna? Na sto procent? Bo wiesz, wydaje mi się, że jest zupełnie inaczej...
Znalezione obrazy dla zapytania pablo i angie- Tak, jestem pewna. Po za tym on odnalazł swoje szczęście u boku jakiejś innej...
W tamtym momencie przypomniałam sobie o Sarze, którą miałam okazję niedawno poznać. Ciekawe, jak zareaguje na wieść, że Pablo ją zdradził... A może on jej nie powie? Chyba jednak lepiej byłoby, gdyby się dowiedziała... Ale tak właściwie, to nie chciałabym, aby się z nią kłócił na mój temat...
- Dobrze, w takim razie rób jak chcesz. - powiedziała idąc na górę. - Tylko pamiętaj, że jutro musisz być na dziewiątą w Studio.
Dopiero wtedy poczułam, że naprawdę jestem zmęczona i potrzebuję snu. Odłożyłam sterty papierów na bok i weszłam na piętro. Wzięłam szybki prysznic i wskoczyłam do łóżka.
- Pamiętaj, że on leży pod tymi samymi gwiazdami. - usłyszałam głos Edwarda.
- Ja cię naprawdę przepraszam. Mówiłam ci, że możesz mi ufać, ale zawiodłam. Rozumiem, że muszę teraz podjąć tego konsekwencję, ale chcę, żebyś wiedział, że poczekam, aż one miną, ponieważ zależy mi na tobie. Gdyby tak nie było, to w ogóle bym ci się nie tłumaczyła.
- Nie wiem, czy powinienem ci to pokazywać, ale przeczytaj. - podał mi do ręki swój telefon. - To jest wiadomość od mojego brata, którą dostałem nim zjawiłaś się w domu.
Pewnie jesteś na mnie wściekły, ale rozumiem to.
Jutro jest mój ostatni dzień w Buenos Aires.
Chciałbym, aby ona o mnie zapomniała i abyście byli szczęśliwi.
Jest kimś naprawdę wyjątkowym.
Nie zrań jej.
Czytając tego SMS'a czułam się okropnie. "Nie zrań jej." - dlaczego te słowa doprowadziły mnie do łez? On naprawdę chce, żebym była szczęśliwa, ale wyjeżdżając rani mnie i to bardzo mocno.
- Widzisz? Zależy ci na nim bardziej niż na mnie...
- Dlaczego tak twierdzisz?
- Bo gdyby tak nie było, to byś się nie rozpłakała czytając tą wiadomość.
- Edward, ale to nie tak... Ja cię kocham...
- Tak nagle? Teraz, gdy Pabla nie ma i nie ma się kto tobą zająć?
- Nie! Kochałam cię już od dawna, tylko ty tego nie widziałeś, bo cały czas zastanawiałeś się co będzie, jak Pablo jednak wróci i przeprosi. Bałeś się, że mnie stracisz i nie widziałeś, że naprawdę się w tobie zakochałam. Ale teraz powinieneś to dostrzec. Twój brat opuszcza miasto tylko dlatego, żebyś był pewien moich uczuć, a ty jeszcze się z nim kłócisz.
Nagle poczułam dotyk jego ust. Delikatnie mnie pocałował.
- Pablo miał rację. Jesteś najlepszym co mi się w życiu przytrafiło. Nie mogę cię ranić, a już na pewno nie mogę dać ci odejść bez walki. - powiedział. - Chodźmy spać. Jutro ważny dzień dla ciebie i Studia. - objął mnie ramieniem.
Wtuliłam się w niego, aczkolwiek jego dotyk nie koił tak, jak dotyk jego brata. Poczułam, jak bardzo brakuje mi jego bliskości, albo jednego słowa na dobranoc. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jak bardzo będę tęsknić za Pablem, gdy wyjedzie... Sięgnęłam na chwilę do ręki telefon. "0 nowych wiadomości"... Szkoda, bo myślałam, że może do mnie też coś napisał...

* - źródło: besty.pl

I jak Wam się podoba? :D
Co prawda, Pablo jeszcze nie jest z Angie, aczkolwiek są już ze sobą bardzo blisko ^_^

Do zobaczenia niebawem!
bloggerka

Ps. Tych co jeszcze nie głosowali w ankiecie zachęcam, aby to zrobili ;)

niedziela, 17 maja 2015

Sezon 3 - Rozdział 31 - Spotkanie, które zmieniło wiele

Buenas noches! :)
Zapraszam na 31 rozdział! :D
Kolejny dzień prób... Do występu coraz bliżej, ale i tak jest dobrze. Paula naprawdę świetnie spisuje się w roli Martiny. Jedyne czego jeszcze nie opanowała to śpiewanie z Tomem "Nuestro camino", bo za bardzo się wstydzi, ale i tak mogło być gorzej. Z dnia na dzień jest coraz lepiej i o to nam chodzi. Tego dnia przyszłam do Studia trochę wcześniej, gdyż stwierdziłam, że bardzo dobrym pomysłem będzie przygotowanie dla wszystkich uczniów małej niespodzianki. Oni też przecież muszą czasami odpocząć.
- Hej, Angie. Co ty tutaj robisz tak wcześnie? - zapytał mnie Pablo.
- Cześć. - przywitałam się. - Stwierdziłam, że można by zrobić uczniom małą niespodziankę. Znalazłam film, który parę lat temu zmontował Maxi z trasy Violetty, Diego i reszty uczniów. Nie trwa on długo, a uważam, że mógłby on zmotywować dzieciaki do pracy, aby wiedziały, do czego dążą. Chciałam im to wyświetlić przed rozpoczęciem próby, co ty o tym sądzisz?
- To genialny pomysł. - odpowiedział Pablo. - Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc.
- Bardzo chętnie.
Weszliśmy do sali, w której odbywały się próby do koncertu. Naszykowaliśmy rzutnik, przygotowaliśmy film i okazało się, że niepotrzebnie przychodziłam aż tak wcześnie, bo wyrobiliśmy się pół godziny przed próbą. Usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać.
- Jak tam się ma nasza córka?
Znalezione obrazy dla zapytania pablo i angie
- Coraz lepiej, ale mimo to, nadal jest przejęta tym, że nie może wziąć udziału w przedstawieniu, ale nie dziwię się jej. Przecież tak bardzo jej na tym zależało...
- Wiem. Musi bardzo to przeżywać... A jak zareagowała na to, że to Paula będzie ją zastępować? Zdenerwowała się jeszcze bardziej?
- Wręcz przeciwnie! Ucieszyła się, że to właśnie ona. Zaraz po tej informacji zadzwoniła do niej i złożyła jej gratulacje.
- To dobrze. Bałem się, że będzie wściekła.
- Nie, ona taka nie jest.
- No tak, przecież ma to po tatusiu.
- Po tatusiu?! Chyba po mamie! - zaczęłam się śmiać. - Ty byłeś tak profesjonalny, że nikt nigdy nie musiał cię zastępować.
- Heh... - uśmiechnął się. - Wiesz co? Wpadłem na pewny pomysł.
- Mów, słucham.
- Może wpadniecie do mnie dzisiaj na kolację? Weź Edwarda, Martinę i Toma, o ile będą chcieli.
- Wiesz, że to jest świetny pomysł? Z przyjemnością się zjawimy. - ucieszyłam się.
- To wpadnijcie koło piątej.
- Jasne. Będziemy.
Nagle do klasy zaczęli schodzić się powoli uczniowie. Skończyliśmy naszą rozmowę i wzięliśmy się do pracy.

Pojawiliśmy się pod jego domem równo o siedemnastej. Gdy tylko otworzył drzwi można było poczuć zapachy z kuchni. Chyba bardzo się przykładał do gotowanego przez siebie posiłku, a przecież nawet nie musiał, bo dobrze wiedzieliśmy, że oprócz pasji do muzyki i tańca jego drugim zamiłowaniem jest kulinaria. To on zazwyczaj gotował w domu obiady, a ja robiłam to tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy Pablo nie miał na to czasu.
- Witajcie! Jak miło, że jesteście! - przywitał nas z ogromnym uśmiechem na twarzy. - A gdzie się podział mój brat?
- Edward niestety musiał pojechać do pracy. Nagłe wezwanie. Kazał przeprosić, za to, że nie mógł się pojawić.
- No trudno. Nie ukrywam, ale zależało mi, aby się pojawił. Dawno nie mieliśmy okazji, aby ze sobą porozmawiać.
- Porozmawiacie innym razem. Na pewno trafi się jeszcze wiele okazji. - uśmiechnęłam się.
- Pewnie masz rację. - odparł. - Wejdźcie do salonu. Nakryłem już stół i już podaję posiłek.
Znalezione obrazy dla zapytania pablo i angieTom razem z Martiną weszli do wskazanego przez Galindo pokoju, a ja poszłam za nim do kuchni, aby pomóc mu w noszeniu dań. Chwilę potem wszyscy siedzieliśmy już wspólnie przy stole i zajadaliśmy się pysznościami, jakie przygotował nam Pablo. Gdy wszyscy skończyli jeść, Martina zaproponowała, że może byśmy coś zaśpiewali. Wszyscy zgodnie przytaknęli. Moja córka usiadła przy pianinie i zaczęła grac oraz śpiewać. "Tysiąc kolorowych marzeń... Nie ma lepszych, ani gorszych... Tylko miłość, miłość, miłość i tysiąc piosenek... Nie ma ras, ani powodów... Nie ma lepszych, ani gorszych tylko miłość, miłość, miłość i tysiąc opcji,  aby stać się lepszym."*. Następnie Tom wziął gitarę, która stała w rogu salonu, a Pablo zniknął na chwilę z pokoju, aby po chwili wrócić z drugą i tamburynem, który mi podał. Zaczęliśmy dalej śpiewać razem. "Weź mnie dziś za rękę, podejdź tu... Resztę zrobi twoje serce... Nie ma niczego, czego nie możesz osiągnąć... Gdy latasz wysoko."*  Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio razem, w czwórkę cokolwiek graliśmy razem. Jejku, jak dawno to było. Bawiłam się przy tym świetnie. Uwielbiałam śpiewać, a robiąc to z moją rodziną było jeszcze lepiej. "Są piosenki... By być lepszym... By być lepszym!"* Po skończeniu zaczęliśmy sobie bić brawo.
- To było super! - powiedziałam.
- W takim razie zaśpiewajmy jeszcze coś. - zaproponował Tom. - Co wy na to?
- Bardzo chętnie.
Martina ponownie zaczęła grac, a my chwilę potem przyłączyliśmy się do niej. Prześpiewaliśmy sobie tak resztę wieczoru, a następnie Pablo podał deser, który zjedliśmy oglądając nasze zdjęcia. Na jednym z nich grałam na gitarze, co bardzo zdziwiło moją córkę.
- Mamo, to ty grałaś? - spytała.
- Tak. - uśmiechnęłam się. - Naprawdę nie wiedziałaś?
- Nie... Wiedziałam, że tata gra i grał, ale że ty? - odpowiedziała. - A zagrałabyś nam coś teraz?
- Nie wiem, czy jeszcze potrafię...
- No proszę... - podała mi gitarę do ręki.
- Ale co mam zagrać? - zastanawiałam się. - O, już chyba wiem. To jest nawet proste.
"Chcę patrzeć na ciebie... Chcę o tobie śnić... Przeżyć z tobą każdą moją chwilę... Chcę cię przytulić... Chcę pocałować... Pragnę mieć ciebie blisko siebie... Jesteś wszystkim, czego potrzebuję... Przecież to co czuję, to miłość..."** Nagle usłyszałam oklaski, które zaczęła mi bić Martina razem z Tomem i Pablem.
- Było aż tak źle? - zapytałam.
- Nie. Cudownie grasz, mamo. - uśmiechnęła się nastolatka.
- Naprawdę, świetnie pani idzie. - odparł chłopak mojej córki.
Podziękowałam im i wróciliśmy do oglądania zdjęć. Zbliżaliśmy się już do tych, które były robione niedawno. Natrafiliśmy akurat na fotografię, którą zrobiliśmy, gdy German zaprosił nas do siebie. Byliśmy tam wtedy całą rodziną. Ja, Pablo, Martina, Tom, Violetta, Diego, Facundo, German, Priscilla, Ludmiła, Federico... Rzadko spotykaliśmy się w takich grupkach, więc to było naprawdę niezapomniane przeżycie. Chciałam przewrócić stronę w albumie, ale moja córka mi na to nie pozwoliła.
- Pamiętacie nasze wspólne obiady, które były jeszcze parę miesięcy temu? Wiecie, że nadal mogłoby być tak samo?
- Martina, nie zaczynaj. - rzucił Tom.
- A właśnie, że zacznę. Zupełnie was nie rozumiem. Udajecie, że do siebie czujecie tylko przyjaźń, a dobrze wiecie, że jest zupełnie inaczej!
- Martina... - jej chłopak próbował ją uspokoić.
- Czy wy naprawdę tego nie widzicie? Sami dobrze wiecie, że nie potraficie bez siebie żyć, więc dlaczego trzymacie się na dystans? - widziałam w jej oczach łzy.
- Córeczko, przecież sama wiesz, jak jest. Tłumaczyłam ci to. - odpowiedziałam.
- Tak, ale z czasem widzę, że albo mnie okłamałaś, albo sama nie wiedziałaś co mówiłaś. Mamo, nie jest jeszcze za późno. - spojrzała na mnie. - Porozmawiajcie. - wstała i sięgnęła kule. - Będziemy z Tomem w parku. - chłopak również się podniósł i pomógł dziewczynie wyjść.
Siedzieliśmy w wielkiej ciszy. Nie wiedziałam, czy powinnam kontynuować ten temat, czy zacząć rozmawiać o czymś innym, a może postąpić tak jak moja córka, czyli opuścić dom Pabla. Bałam się zerknąć w jego stronę. Jemu też ta sytuacja za bardzo nie odpowiadała. Myśli krążące po mojej głowie zaczynały mnie przerażać... Było ich tak wiele, a każda dotyczyła osoby siedzącej obok mnie. Bałam się zacząć mówić. Obawiałam się, że coś źle powiem, a przeczuwałam, iż w tamtym momencie wpłynęłoby to na resztę mojego życia. W tamtej chwili poczułam, że złapał mnie za rękę. Dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć w jego stronę, lecz dopiero po fakcie stwierdziłam, że to był błąd.
- Pablo... - to było jedyne co udało mi się powiedzieć.
- Nie musisz nic mówić. Czujesz się w tej sytuacji pewnie tak samo dziwnie jak ja. Wiesz co mnie przeraża? - zapytał. - To, że nasza córka wie, co do siebie tak naprawdę czujemy. I ona zdaje sobie z tego sprawę lepiej, niż my. - poczułam jego ciepłą dłoń na swoim policzku. - Tęsknię.
To jedno słowo sprawiło, że w środku rozsypałam się na tysiące malutkich kawałków, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. Było to bardzo trudne do zrealizowania. Nagle poczułam, że puścił moją dłoń i... zaczął oddawać mi delikatne pocałunki w usta.

* - fragment "Ser mejor"
** - fragment "Nuestro camino"

Witam wszystkich! :)
Jak Wam weekend minął? Mnie strasznie szybko ;___;
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał,
wiem, że krótki i mogły przewinąć się błędy (za co przepraszam),
ale mimo wszystko przynajmniej się pojawił! ;D
Jak myślicie? Czy w końcu Pangie wróci do siebie?
A może czeka ich teraz jeszcze więcej kłopotów?
Dowiecie się tego już niedługo! ;)

Do zobaczenia niedługo! :*
bloggerka

niedziela, 10 maja 2015

Sezon 3 - Rozdział 30 - Nieszczęśliwa próba

Nowy rozdział! :D
Następnego dnia w Studio od samego rana mieliśmy próby. Koncert zbliżał się wielkimi krokami, a wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Gdy weszłam do pokoju nauczycielskiego zobaczyłam tam wszystkich nauczycieli oprócz Pabla... Ciekawe dlaczego go nie było. "Pewnie znowu musi wyjechać w 'prywatnych' sprawach... Ile tym razem nie będę się z nim widziała? Dwa, trzy czy cztery tygodnie?" - pomyślałam. Byłam na niego zła, bo przez nasze prywatne sprawy szkodziliśmy tylko przedstawieniu. Widocznie nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest potrzebny na próbach... Zajęłam swoje miejsce i wsłuchałam się dyskusji prowadzonej przez moich znajomych z pracy.
- Jak dla mnie przesadzasz Gregorio! - stwierdził Beto.
- Zgadzam się w stu procentach. Nie możesz go wywalić tylko dlatego, że odmówił zaliczenia. Tym bardziej, że chłopak miał jeszcze tydzień temu nogę w gipsie.
- Ale to nie jest powód, żeby nie zaliczać! - wrzasnął zdenerwowany nauczyciel tańca.
- Jeszcze nie daj Boże postawiłby nie tak stopę i tym razem chodziłby w gipsie przez rok! Masz mu natychmiast wykreślić tą ocenę!
- To jest mój uczeń i pozwól, że ja będę decydował o jego ocenach, a nie ty!
Tak... Gregorio znowu koloryzował, ale chyba wszyscy się już do tego przyzwyczaili. Nie chciałam się z nimi sprzeczać, więc tylko grzecznie zapytałam:
- O którym chłopaku mówicie?
- Marcus Luego, z grupy z rozszerzonym tańcem. - odpowiedział Beto.
Nauczyciele dalej się ze sobą kłócili, a ja wstałam, sięgnęłam dziennik i wykreśliłam mu ocenę z zaliczenia. Gregorio nawet nie zauważył. Był tak pochłonięty ową dyskusją, że nic innego go nie obchodziło. Wyszłam z pokoju, ponieważ stwierdziłam, że dłuższe siedzenie tam nie ma najmniejszego sensu. Gdy zamknęłam za sobą drzwi zobaczyłam, że do Studia właśnie wszedł Pablo.
- Cześć. - przywitałam się.
- Hej.
- Myślałam, że już dzisiaj nie przyjdziesz.
- Ale jestem. - uśmiechnął się. - Dużo mnie ominęło z zebrania?
- Tak właściwie, to nic. Wszyscy kłócą się z Gregorio, bo postawił Marcusowi niesłuszną ocenę z zaliczenia, ale już rozwiązałam problem.
- Aha... - pewnie i tak nic nie zrozumiał.
- Wybacz, ale muszę lecieć na próbę. Jak będziesz miał chwilę, to wpadnij. Przyda nam się twoja pomoc. - zaczęłam iść w stronę sali, aczkolwiek poczułam, że Galindo złapał mnie za rękę i przyciągnął ku sobie.
- Wiem, że nie najlepiej się zachowałem, gdy się z tobą żegnałem. Przepraszam. Mówiłem ci to już wiele razy, ale powtórzę po raz kolejny. Zależy mi na tobie i nie chcę, abyśmy się kłócili.
- Tak, wiem... Ja również przepraszam.
- Ty nie masz za co. Kochasz go i ja to rozumiem. Ciężko mi przychodzi uszanowanie tej decyzji, ale ja tutaj nie mam nic do gadania.
- Mimo wszystko przepraszam, że powiedziałam ci w ten sposób...
- "W ten sposób"? Dowiedziałem się tego tak, jak powinienem. Od ciebie, przy szczerej rozmowie, ale jeśli to cię pocieszy, to wybaczę ci, jeśli ty zrobisz to samo. - uśmiechnął się. - Zgoda?
- Zgoda. - przytuliłam go.
- A teraz leć już na próbę, bo się spóźnisz. Za godzinę do was dołączę.
- Dobrze, czekamy. Do zobaczenia. - pożegnałam się i ruszyłam w stronę sali.
Gdy weszłam ujrzałam dzieciaki, które były pełne energii i gotowe do próby. Bardzo się z tego ucieszyłam, bo pracowanie z takimi osobami to naprawdę przyjemność. Po krótkim wstępie z mojej strony zaczęliśmy bez zbędnego przedłużania. Zaczęło się od "Ser mejor" przez "Supercreative", "Entre dos mundos" i "Ahi estare". W międzyczasie na sali pojawił się Pablo, który pomagał uczniom doskonalić szczegóły. Piosenki przemijały jedna za drugą bardzo szybko, przez co cała próba szła żwawo i bez problemów. Pojawiły się dopiero w środku całej próby, gdy przyszła kolej na moją siostrzenicę i jej męża. Cały czas krzątali się między uczniami, a jak byli potrzebni na scenie, to zniknęli.
- A gdzie się podziała Violetta i Diego? Teraz ich piosenka.
- Zaśpiewajcie za nich! - krzyknęła Martina.
- Śpiewamy? - spojrzałam się na Pabla.
- W sumie to tylko próba, więc co nam szkodzi? - odpowiedział z uśmiechem.
Weszliśmy na scenę. Galindo wziął dwa mikrofony z czego jeden podał mnie. Czułam się na początku nieco niezręcznie, ale przecież to tylko piosenka. Nagle usłyszeliśmy, że podkład zaczyna grac. W oryginale Diego śpiewał pierwsze wersy, więc teraz zaczynał Pablo. Nagle po całej sali rozległ się jego głos. "Nie jestem ptakiem, który lata... I nie maluję obrazów. Nie jestem rzeźbiarzem poetą... Jestem tylko tym, kim jestem.". Teraz była kolej na mnie. Podniosłam mikrofon na wysokość moich ust i zaczęłam śpiewać. "Z gwiazd nie potrafię czytać... I księżyca nie obniżę. Nie jestem niebem, ani słońcem... Jestem tylko sobą.". Nie wiem dlaczego, całą piosenkę przyglądałam się właśnie jemu... Gdy zaczął się refren, on również się na mnie spojrzał. "Możemy malować kolorami duszy. Możemy krzyczeć "yeee". Możemy latać nie mając skrzydeł. Bądź słowami mojej piosenki i rzeźbij mnie w swoim głosie...". Teraz ponownie była jego kolej. Wsłuchiwałam się w każde zaśpiewane przez niego słowo z ogromną dokładnością. Nie wiem, co mi nagle odbiło, ale podeszłam do niego bliżej i złapałam go za rękę. "To nie przeznaczenie, ani szczęście sprawiło, że przyszłaś do mnie. Wyobrażamy sobie, że to magia przyprowadziła cię tu!". Od tamtego momentu czułam, że on śpiewa tę piosenkę tylko dla mnie. Cały czas utrzymywaliśmy ze sobą kontakt wzrokowy. "Bądź słowami mojej piosenki i rzeźbij mnie w swoim głosie...". Na sali rozległy się oklaski, ale my nadal patrzyliśmy sobie w oczy. Nagle on uśmiechnął się szerzej. Przytuliłam się do niego. Ściskałam go mocno. Prawie z całej siły. Czułam, że pojedyncza łza spływa mi po policzku. Tylko dlaczego? Ona oznaczała szczęście, czy smutek? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi.
- Było świetnie. - mruknął mi na ucho. - Chyba im też się podobało.
Odsunęłam się od niego i przetarłam oczy.
- Brawo! - usłyszałam krzyk.
- Edward! - zdziwiłam się. - Co ty tutaj robisz?
- Przyszedłem pooglądać waszą próbę. Mogę, prawda?
- Tak... Oczywiście. - chyba łatwo się domyślić, że nie spodziewałam się go tutaj. - Dobrze dzieciaki, teraz następna piosenka. Dziewczyny gotowe? - powiedziałam schodząc razem ze starszym Galindo ze sceny.
- Jasne. - odpowiedziały.
- W takim razie zaczynajcie. - uśmiechnęłam się do nich. - Od jak dawna tu jesteś? - spytałam podchodząc do Edwarda.
- Od paru minut. Martina już śpiewała solową piosenkę?
- Nie. - odrzekłam.
- To dobrze, bo już się bałem, że się spóźniłem. - powiedział. - Nic nie mówiłaś, że będziecie występowali z Pablem na koncercie.
- Że ja i Pablo? Że my niby występujemy? Nie...
- W takim razie, dlaczego razem śpiewaliście?
- Bo ktoś musiał zastąpić Violettę i Diego.
- Po co ich zastępowaliście, skoro oni tutaj są?
- Ale nie było ich wcześniej. - wiedziałam, że zaraz zrobi mi scenę zazdrości. - Edward, nie kłóćmy się tutaj. Po za tym, my tylko śpiewaliśmy i nic więcej. Z resztą sam widziałeś. - powiedziałam szeptem.
- Hejo, brat! - podszedł do nas Pablo. - Jak ci się podobał występ twojej żony?
- Była naprawdę genialna. - młodszy Galindo objął mnie ramieniem. - Nie to, co ty. Ona przynajmniej ma talent. - chwila, co? - No przecież żartowałem! Oboje byliście świetni.
- Heh... Dzięki. - odparł mój były. - Może po próbie wyjdziemy do Resto na jakiś luch? - zaproponował. - Co wy na to?
- Ja bardzo chętnie. - odpowiedziałam.
- W sumie, czemu nie? - uśmiechnął się Edward.
Znalezione obrazy dla zapytania algo se enciendeAkurat, gdy skończyliśmy rozmawiać, przyszła kolej na kolejny występ. Była to piosenka grupowa, "Ven y canta" napisana przez Pabla. Podśpiewywałam ją sobie pod nosem. Spojrzałam na repertuar. "Jeszcze tylko siedem piosenek. Zleci szybko." - pomyślałam, ale pomyliłam się, ponieważ nie pomyślałam, że może zdarzyć się jakiś nieszczęśliwy wypadek. Zostały jeszcze dwie piosenki do końca. "En mi mundo" śpiewana przez moją córkę i finałowe "Esto no puede terminar". Martinie szczęście chyba nie sprzyjało, bo śpiewając drugą zwrotkę najprawdopodobniej o coś się potknęła i skręciła nogę. Próba przez to zakończyła się wcześniej, ale musiałam z nią pojechać do szpitala. Wybrał się tam razem ze mną Pablo, Edward i Tom. Okazało się, że skręciła kostkę. Nie był to jakiś poważny uraz, ale musiała mieć nogę w szynie przez dwa tygodnie... Niby nic strasznego, ale zależało jej na występie na koncercie, ale ten mały wypadek już ją z tego wykluczył. Wiedziała, że mogło być gorzej, ale łatwo się domyślić, że ta informacja raczej nie mogła wywołać uśmiechu na jej twarzy. Odwieźliśmy ją i Toma do naszego domu. Edward również zdecydował, że zostanie z nimi, więc ja i Pablo wróciliśmy do Studio, aby przećwiczyć jeszcze ostatnią piosenkę i znaleźć zastępstwo za moją córkę. Uczniowie razem z Violą i Diego zaśpiewali "Esto no puede terminar", a później zaczęliśmy się naradzać.
- Po dłuższym przemyśleniu zdecydowaliśmy, że najlepszym zastępstwem za Martinę będzie Paula. - spojrzałam się na przyjaciółkę mojej córki.
- Ja? - dziewczyna nie mogła w to uwierzyć.
- Tak. Byłaś z Martiną na wszystkich próbach jej solowych piosenek, więc na pewno znasz choreografię i teksty, a nawet jeśli nie, to nie zajmie nam to dużo czasu, aby cię tego nauczyć. - stwierdził Pablo.
- Ale ja nie dam rady...
- Dasz radę, tylko musisz trochę bardziej w siebie uwierzyć. - powiedziałam. - Na dzisiaj to już koniec. Możecie już wrócić do domów i trochę po odpoczywać, bo jutro kolejny dzień prób. Widzimy się o dziewiątej i nie zaśpijcie. Paula... - zwróciłam się bezpośrednio do dziewczyny. - Mogłabyś zostać jeszcze chwilę?
- Oczywiście. - odpowiedziała.
Gdy wszyscy opuścili salę zaczęłam jej opowiadać razem z Pablem, jak będzie wyglądała jej rola.
- Jak dobrze wiesz, Martina śpiewała cztery piosenki: "En mi mundo", "Habla si puedes", "Codigo amistad" i "Nuestro camino" z Tomem. Co prawda, "Codigo amistad" śpiewałyście we trzy, razem z Aną, aczkolwiek pomyśleliśmy z Pablem, że ty przejmiesz wersy Martiny, Ana twoje, a wersy Any przejmie jakaś inna dziewczyna, jeszcze nie wiemy która...
- Myśli pani, że dam radę? Przecież ja się zawsze tak stresuję przed tymi występami...
Odkąd pamiętam Paula była bardzo nieśmiała i wstydliwa. Również mało wierzyła w siebie, więc pewnie dlatego miała tyle wątpliwości.
- Oczywiście, że dasz! - zapewniał ją Pablo. - Masz ogromny talent tylko boisz się pokazywać go publicznie, a przecież my jesteśmy tutaj, by pomóc ci się rozwinąć, tak? - uśmiechnął się do niej.
- A Martina wie, że ja ją zastępuję? Tom wie, że będzie ze mną śpiewał?
- Jeszcze nie, ale zaraz jak pojedziemy do domu, to jej powiemy. - odparłam.
- To proszę jej również przekazać, że życzę jej szybkiego powrotu do zdrowia, dobrze?
- Jasne. - przytaknęłam. - A teraz leć do domu, bo musisz odpocząć. Czeka cię jutro męczący dzień.
- Dziękuję bardzo, do widzenia. - pożegnała się i wyszła.
- Myślisz, że to był dobry pomysł? - zapytałam Pabla.
- No pewnie. Kto lepiej ją zastąpi niż jej najlepsza przyjaciółka?
- Masz rację... - odparłam. - Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne przeczucie, że ten koncert nam się nie uda...
- Nawet tak nie mów, rozumiesz? Uda się, ba! Nawet będzie jednym z najlepszych.
- Skoro tak mówisz... - powiedziałam niepewnie.
- Mnie nie wierzysz? - spytał z uśmiechem.
- Mam prośbę... - zaczęłam.
- Słucham.
- Przytuliłbyś mnie? Ale tak bardzo, bardzo mocno?
Nawet nie musiałam czekać na odpowiedz. Potrzebowałam tego uścisku. Od razu się uśmiechnęłam. Dopiero wtedy poczułam, że jednak może coś z tego będzie...

Cześć! :D
Jak Wam się rozdział podobał? Może być?
Wiem, że strasznie mało Pangie, aczkolwiek może niedługo coś z tym zrobię... ;)
Jejku, w końcu maj! Jeszcze miesiąc ostatnich popraw i testów, a później laba i wakacje ^_^
Nie mogę się już doczekać :')

Do następnego! :*
bloggerka

sobota, 2 maja 2015

Sezon 3 - Rozdział 29 - Zmiana?

Zapraszam na rozdział ^_^
- Znowu idziesz do Pabla? - zapytał zazdrosny Edward.
- Tak. Przez to, że ostatnio nam przerwałeś, nie mieliśmy okazji dokończyć wypełniać papierów co do koncertu.
- Musisz jechać do niego? On nie mógł tutaj?
- Już ci kiedyś mówiłam, że możesz mi ufać, prawda? Chyba mnie nie słuchałeś. Wybacz, ale się spóźnię. - już miałam wyjść, gdy nagle złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj chwilę. Nie miałem okazji wcześniej tego zrobić, ale nie mogę już dłużej czekać. Wiem, że nie możesz wziąć ślubu, ale mimo to chciałbym cieszyć się tobą każdego dnia. - uklęknął. - Angie... - wyciągnął pierścionek. - Kocham cię. Pragnę z tobą przeżyć z tobą wszystkie moje dni. Czy zgodzisz się być moją na zawsze?
No takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam... On w pewnym sensie... się oświadczył? I to właśnie mnie?
- Nie wiem, co powiedzieć... - raczej nie chciał usłyszeć takiej odpowiedzi.
- Wiem, że jestem gorszy od mojego brata. Moją pasją nie jest muzyka, nie jestem biologicznym ojcem Martiny, ale kocham ją jak córkę, pracuję do późna i nigdy nie mam czasu nigdzie z tobą wyjść, ale mimo to, będę troszczył się o ciebie i chronił, jak tylko potrafię.
Czy on musiał w takiej chwili porównywać się do Pabla? Kochałam go, ale w tamtej chwili w mojej głowie pojawiła się masa wątpliwości. Dla niego moje "tak" miało takie znaczenie, jakbyśmy w tamtej chwili stali przed księdzem. Jedno krótkie słowo, które mogło zmienić całą moją przyszłość...
- Ale zrozumiem, jeśli nie jesteś jeszcze gotowa... - odparł. - Wiedz, że będę czekał. Nie ważne ile, ale będę.
- Nie musisz. - odpowiedziałam. - Tak. Zgadzam się.
Nie byłam przekonana co do mojej decyzji, ale przecież nie mogłam mu odmówić... Już wiele przeżyliśmy razem, a w moim wieku już nie spotyka się wielkich miłości, więc nie miałam nic do stracenia. Ale... czy aby na pewno? Nawet nie chodzi o to, że nie byłam pewna co do moich uczuć wobec Edwarda, tylko do innej osoby, którą przez to jedno słowo mogłam stracić na zawsze... Mimo, że obiecała, iż nie odejdzie...
- Kocham cię. - wstał i namiętnie mnie pocałował.
- Ja ciebie też. - odparłam. - Wybacz, ale spóźnię się, a im szybciej wyjdę, tym szybciej wrócę.
- Jasne, rozumiem. - odpowiedział z uśmiechem. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się zgodziłaś. - wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
- Do zobaczenia później. - pocałowałam go w policzek i wyszłam.

Miałam jechać samochodem, ale stwierdziłam, że wolę się przejść. Nie miałam na to za dużo czasu, więc wysłałam starszemu Galindo SMS, iż będę godzinę później. Musiałam sobie wszystko w głowie poukładać, bo nadal do mnie nie docierało, że od paru minut jestem w poważnym związku, prawie małżeństwie. Nagle zrozumiałam, że Edward z czasem pewnie będzie chciał, abyśmy się z Pablem rozwiedli, bo on będzie chciał wziąć ze mną prawdziwy ślub. I co wtedy będzie? Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Przecież było dobrze, tak jak było... W tym wieku ludzie raczej już nie romansują aż tak. Nie mogłam sobie wybaczyć, że zgodziłam się tak szybko. Powinnam była to przemyśleć dokładnie, a nie rzucać słowa na wiatr. Miałam wątpliwości. Tylko dlaczego? Przecież go kochałam. Coś w środku mnie podpowiadało, że gdyby to było szczere uczucie, to one nigdy by się nie pojawiły... W mojej głowie pojawił się obraz ze ślubu z Pablem, a raczej z Germanem. Uśmiechnęłam się. Zgodziłam się na tą ceremonię tylko dlatego, że chciałam zrobić Galindo na złość, a wyszło coś zupełnie innego... Pablo wszedł do kościoła spóźniony i myślałam, że chce przerwać ślub, ale on tylko usiadł z brzegu. To ja go przerwałam, bo dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo go kocham. Nigdy nie zapomnę jego ostatnich słów skierowanych do mnie w kaplicy. "Już jestem z tobą na dobre i na złe...". Czułam, że moje oczy robią się wilgotne, a z każdym krokiem zaczynałam zwalniać. Zostałam otoczona przez wspomnienia, a to była ostatnia rzecz, jakiej w tamtej chwili potrzebowałam. "Kocham cię i to się nigdy nie zmieni.", "Feliz Navidad, najdroższa.", "To dzięki tobie dziś jestem tym, kim jestem. Gdybym cię nie poznał, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Byłoby czarno-białe i nudne.". Dlaczego przeszłość, która była naprawdę świetna, tak bardzo mnie teraz boli? Byłam już blisko domu Pabla. Sięgnęłam z torebki chusteczkę i przetarłam nią oczy. Nie chciałam, aby widział, że płakałam. Spojrzałam w lusterko. Oczy miałam spuchnięte i czerwone od łez. Usiadłam na ławce, aby chwilę ochłonąć. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za ramię. Szybko założyłam okulary przeciwsłoneczne, aby nie było po mnie widać, że się wcześniej rozpłakałam.
- Co ty tutaj robisz? - tak... to był on... poznałam po głosie.
- Musiałam na chwilę usiąść i odpocząć. - starałam się zachować jak najnormalniejszy ton głosu.
- Angie, co się dzieje? - dlaczego on zawsze musi wiedzieć, że coś jest nie tak?
- A coś się dzieje? - starałam się uśmiechnąć. - U mnie wszystko w najlepszym porządku.
- W takim razie zdejmij okulary.
- Słońce będzie mnie razić.
- Siedzimy w cieniu, a po za tym nic ci się nie stanie jak na chwilę je ściągniesz.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale zdjęłam je i pokazałam mu swoją twarz.
- Mnie nie oszukasz... - mruknął przysuwając się bliżej. - Co jest?
- Nic, naprawdę.
- Jeśli nie chcesz, to nie mów, ale byłoby ci lżej. - objął mnie ramieniem.
Znowu czułam, że coś we mnie ponownie pęka, lecz tym razem nie rozpłakałam się tylko wtuliłam się w niego bardziej.
Znalezione obrazy dla zapytania angie i pablo w parku- Znowu. - powiedziałam.
- Co znowu?
- Znowu jesteś przy mnie, gdy potrzebuję, aby ktoś mnie pocieszył.
Zaśmiał się cicho.
- To idziemy do mnie? - zaproponował.
- Jasne. - wstałam z ławki. - Tylko mam prośbę... - zaczęłam. - Moglibyśmy udawać, że to się nie zdarzyło? Tak będzie prościej... - nie wiem, dlaczego o to poprosiłam.
- Oczywiście. - odpowiedział. - W takim razie ja polecę pierwszy do domu, a ty sobie dojdziesz tak, jakbyśmy się tutaj nie spotkali. Co ty na to?
- Świetny pomysł. - odrzekłam.
Chwilę potem zniknął za zakrętem. Zaczęłam powoli iść w stronę jego miejsca zamieszkania. Może i ta propozycja wydawała się dziwna, ale jakoś ulżyło mi, gdy się zgodził. Gdy doszłam, zapukałam do drzwi, a on otworzył i przywitał się tak, jakbyśmy się wcześniej nie widzieli.
- Witaj, Angie.
- Dzień dobry, Pablo. - uśmiechnęłam się wchodząc przez próg.
- Zapraszam do salonu. Rozłożyłem tam już wszystkie potrzebne nam dokumenty.
Weszłam do wskazanego przez niego pomieszczenia. Byłam tam dopiero drugi raz, więc czułam się jeszcze odrobinę speszona. Usiadłam na kanapie, a on chwilę później do mnie dołączył podając herbatę. Zaczęła się praca. Obiecałam sobie, że dzisiaj obejdzie się bez wina i dotrzymałam słowa, ale praca i tak znudziła nam się po paru godzinach. Postanowiliśmy sobie zrobić przerwę. Nawet nie wiem, jak chwilę potem znalazłam się w jego ramionach z albumem przed oczami.
- O, a pamiętasz to zdjęcie? - spytałam. - Ono jest z naszej pierwszej randki... - powiedziałam zerkając na fotografię z zachwytem.
- Jak mógłbym zapomnieć? Chciałbym, żeby było tak jak kiedyś...
Chwila, czy ja dobrze zrozumiałam? Czyżby on... tęsknił?
- Co masz na myśli?
- To, że brakuje mi tego... To były świetnie spędzone lata, ale wszystko się musi kiedyś skończyć, prawda? - uśmiechnął się jakby przez łzy. - Pamiętasz? Mieliśmy przetrwać wszystko...*
- Wiesz... - zaczęłam nieśmiało. - Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. - powiedziałam siadając.
Wzięłam od niego album, gdy nagle niewielka rzecz przykuła moją uwagę. Coś, co znajdowało się na jego palcu. Mianowicie obrączka. Nagle w głowie pojawiło się milion kolejnych pytań. Dlaczego, po co, jak? Złapałam go za rękę.
- Nosisz ją jeszcze? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział krótko.
- Dlaczego? - nie wiedziałam dlaczego się go o to zapytałam, bo nie chciałam znać na to odpowiedzi.
- Angie... - westchnął. - Też mam ci coś do powiedzenia, ale skoro ty zaczęłaś, to mów.
- No więc... - nie wiedziałam, jak mam kontynuować. - Edward mi się dzisiaj oświadczył...
- Oświadczył? Przecież ty nie możesz wziąć ślubu. - widziałam w jego oczach złość.
- Wiem i on też to wie, ale mimo to chce, abyśmy byli razem. Na zawsze. - te słowa jakoś ciężko przechodziły mi przez gardło.
- Zgodziłaś się?
- Tak... - odparłam.
- W takim razie gratuluję. - powiedział nie podnosząc wzroku.
- Dziękuję... A co ty mi chciałeś powiedzieć?
- To już nie jest istotne. - odpowiedział. - Już późno. Zbieraj się odwiozę cię do domu.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Pablo prowadził samochód z grobową miną, a ja nieśmiało się w niego wpatrywałam. Bałam się odezwać, aby czegoś źle nie powiedzieć, tym bardziej, że widziałam w jego oczach złość. Gdy dojechaliśmy też się nie odezwał. Zatrzymał się oraz czekał aż wysiądę i zejdę mu z oczu. Chwilę później zamknęłam za sobą drzwi od samochodu i odwróciłam się w kierunku domu, gdy nagle usłyszałam, jak on również opuszcza auto. Stanął bardzo blisko mnie i wpatrywał się we mnie, niczym w obrazek. Odczuwałam strach i lekkie przerażenie.
Spojrzał mi się prosto w oczy. Czułam, że tonę w jego spojrzeniu. Bezbronna, mała dziewczynka, która zagubiła się gdzieś po drodze... Miałam wrażenie, że nasze usta za chwilę się ze sobą połączą, aczkolwiek pomyliłam się.
- Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. - powiedział patrząc na mnie z żalem, a następnie oddalił się i odjechał.
* - źródło: besty.pl

Pam, pam, pam! I co teraz?
Czy to koniec Pangie? Czy Edward wszystko popsuł?
A może Pablo zawalczy jednak o Angie? :P
Tego dowiecie się niebawem! ;)

Tak w ogóle, to przepraszam, że rozdział taki krótki,
ale nie mogłam nic więcej ciekawego do niego wymyślić :/
Oprócz tego, niektóre zdania nie są poprawie gramatycznie,
a jeszcze inne pewnie nie mają sensu... xD
Mimo to, mam nadzieję, że jest znośny :D.

Do następnego! :*
bloggerka

Ps. Zachęcam do głosowania w nowej ankiecie :)