Zapraszam na rozdział ^_^
- Znowu idziesz do Pabla? - zapytał zazdrosny Edward.- Tak. Przez to, że ostatnio nam przerwałeś, nie mieliśmy okazji dokończyć wypełniać papierów co do koncertu.
- Musisz jechać do niego? On nie mógł tutaj?
- Już ci kiedyś mówiłam, że możesz mi ufać, prawda? Chyba mnie nie słuchałeś. Wybacz, ale się spóźnię. - już miałam wyjść, gdy nagle złapał mnie za rękę.
- Zaczekaj chwilę. Nie miałem okazji wcześniej tego zrobić, ale nie mogę już dłużej czekać. Wiem, że nie możesz wziąć ślubu, ale mimo to chciałbym cieszyć się tobą każdego dnia. - uklęknął. - Angie... - wyciągnął pierścionek. - Kocham cię. Pragnę z tobą przeżyć z tobą wszystkie moje dni. Czy zgodzisz się być moją na zawsze?
No takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam... On w pewnym sensie... się oświadczył? I to właśnie mnie?
- Nie wiem, co powiedzieć... - raczej nie chciał usłyszeć takiej odpowiedzi.
- Wiem, że jestem gorszy od mojego brata. Moją pasją nie jest muzyka, nie jestem biologicznym ojcem Martiny, ale kocham ją jak córkę, pracuję do późna i nigdy nie mam czasu nigdzie z tobą wyjść, ale mimo to, będę troszczył się o ciebie i chronił, jak tylko potrafię.
Czy on musiał w takiej chwili porównywać się do Pabla? Kochałam go, ale w tamtej chwili w mojej głowie pojawiła się masa wątpliwości. Dla niego moje "tak" miało takie znaczenie, jakbyśmy w tamtej chwili stali przed księdzem. Jedno krótkie słowo, które mogło zmienić całą moją przyszłość...
- Ale zrozumiem, jeśli nie jesteś jeszcze gotowa... - odparł. - Wiedz, że będę czekał. Nie ważne ile, ale będę.
- Nie musisz. - odpowiedziałam. - Tak. Zgadzam się.
Nie byłam przekonana co do mojej decyzji, ale przecież nie mogłam mu odmówić... Już wiele przeżyliśmy razem, a w moim wieku już nie spotyka się wielkich miłości, więc nie miałam nic do stracenia. Ale... czy aby na pewno? Nawet nie chodzi o to, że nie byłam pewna co do moich uczuć wobec Edwarda, tylko do innej osoby, którą przez to jedno słowo mogłam stracić na zawsze... Mimo, że obiecała, iż nie odejdzie...
- Kocham cię. - wstał i namiętnie mnie pocałował.
- Ja ciebie też. - odparłam. - Wybacz, ale spóźnię się, a im szybciej wyjdę, tym szybciej wrócę.
- Jasne, rozumiem. - odpowiedział z uśmiechem. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się zgodziłaś. - wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
- Do zobaczenia później. - pocałowałam go w policzek i wyszłam.
Miałam jechać samochodem, ale stwierdziłam, że wolę się przejść. Nie miałam na to za dużo czasu, więc wysłałam starszemu Galindo SMS, iż będę godzinę później. Musiałam sobie wszystko w głowie poukładać, bo nadal do mnie nie docierało, że od paru minut jestem w poważnym związku, prawie małżeństwie. Nagle zrozumiałam, że Edward z czasem pewnie będzie chciał, abyśmy się z Pablem rozwiedli, bo on będzie chciał wziąć ze mną prawdziwy ślub. I co wtedy będzie? Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. Przecież było dobrze, tak jak było... W tym wieku ludzie raczej już nie romansują aż tak. Nie mogłam sobie wybaczyć, że zgodziłam się tak szybko. Powinnam była to przemyśleć dokładnie, a nie rzucać słowa na wiatr. Miałam wątpliwości. Tylko dlaczego? Przecież go kochałam. Coś w środku mnie podpowiadało, że gdyby to było szczere uczucie, to one nigdy by się nie pojawiły... W mojej głowie pojawił się obraz ze ślubu z Pablem, a raczej z Germanem. Uśmiechnęłam się. Zgodziłam się na tą ceremonię tylko dlatego, że chciałam zrobić Galindo na złość, a wyszło coś zupełnie innego... Pablo wszedł do kościoła spóźniony i myślałam, że chce przerwać ślub, ale on tylko usiadł z brzegu. To ja go przerwałam, bo dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo go kocham. Nigdy nie zapomnę jego ostatnich słów skierowanych do mnie w kaplicy. "Już jestem z tobą na dobre i na złe...". Czułam, że moje oczy robią się wilgotne, a z każdym krokiem zaczynałam zwalniać. Zostałam otoczona przez wspomnienia, a to była ostatnia rzecz, jakiej w tamtej chwili potrzebowałam. "Kocham cię i to się nigdy nie zmieni.", "Feliz Navidad, najdroższa.", "To dzięki tobie dziś jestem tym, kim jestem. Gdybym cię nie poznał, moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Byłoby czarno-białe i nudne.". Dlaczego przeszłość, która była naprawdę świetna, tak bardzo mnie teraz boli? Byłam już blisko domu Pabla. Sięgnęłam z torebki chusteczkę i przetarłam nią oczy. Nie chciałam, aby widział, że płakałam. Spojrzałam w lusterko. Oczy miałam spuchnięte i czerwone od łez. Usiadłam na ławce, aby chwilę ochłonąć. Nagle poczułam, że ktoś złapał mnie za ramię. Szybko założyłam okulary przeciwsłoneczne, aby nie było po mnie widać, że się wcześniej rozpłakałam.
- Co ty tutaj robisz? - tak... to był on... poznałam po głosie.
- Musiałam na chwilę usiąść i odpocząć. - starałam się zachować jak najnormalniejszy ton głosu.
- Angie, co się dzieje? - dlaczego on zawsze musi wiedzieć, że coś jest nie tak?
- A coś się dzieje? - starałam się uśmiechnąć. - U mnie wszystko w najlepszym porządku.
- W takim razie zdejmij okulary.
- Słońce będzie mnie razić.
- Siedzimy w cieniu, a po za tym nic ci się nie stanie jak na chwilę je ściągniesz.
Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale zdjęłam je i pokazałam mu swoją twarz.
- Mnie nie oszukasz... - mruknął przysuwając się bliżej. - Co jest?
- Nic, naprawdę.
- Jeśli nie chcesz, to nie mów, ale byłoby ci lżej. - objął mnie ramieniem.
Znowu czułam, że coś we mnie ponownie pęka, lecz tym razem nie rozpłakałam się tylko wtuliłam się w niego bardziej.
- Znowu. - powiedziałam.
- Co znowu?
- Znowu jesteś przy mnie, gdy potrzebuję, aby ktoś mnie pocieszył.
Zaśmiał się cicho.
- To idziemy do mnie? - zaproponował.
- Jasne. - wstałam z ławki. - Tylko mam prośbę... - zaczęłam. - Moglibyśmy udawać, że to się nie zdarzyło? Tak będzie prościej... - nie wiem, dlaczego o to poprosiłam.
- Oczywiście. - odpowiedział. - W takim razie ja polecę pierwszy do domu, a ty sobie dojdziesz tak, jakbyśmy się tutaj nie spotkali. Co ty na to?
- Świetny pomysł. - odrzekłam.
Chwilę potem zniknął za zakrętem. Zaczęłam powoli iść w stronę jego miejsca zamieszkania. Może i ta propozycja wydawała się dziwna, ale jakoś ulżyło mi, gdy się zgodził. Gdy doszłam, zapukałam do drzwi, a on otworzył i przywitał się tak, jakbyśmy się wcześniej nie widzieli.
- Witaj, Angie.
- Dzień dobry, Pablo. - uśmiechnęłam się wchodząc przez próg.
- Zapraszam do salonu. Rozłożyłem tam już wszystkie potrzebne nam dokumenty.
Weszłam do wskazanego przez niego pomieszczenia. Byłam tam dopiero drugi raz, więc czułam się jeszcze odrobinę speszona. Usiadłam na kanapie, a on chwilę później do mnie dołączył podając herbatę. Zaczęła się praca. Obiecałam sobie, że dzisiaj obejdzie się bez wina i dotrzymałam słowa, ale praca i tak znudziła nam się po paru godzinach. Postanowiliśmy sobie zrobić przerwę. Nawet nie wiem, jak chwilę potem znalazłam się w jego ramionach z albumem przed oczami.
- O, a pamiętasz to zdjęcie? - spytałam. - Ono jest z naszej pierwszej randki... - powiedziałam zerkając na fotografię z zachwytem.
- Jak mógłbym zapomnieć? Chciałbym, żeby było tak jak kiedyś...
Chwila, czy ja dobrze zrozumiałam? Czyżby on... tęsknił?
- Co masz na myśli?
- To, że brakuje mi tego... To były świetnie spędzone lata, ale wszystko się musi kiedyś skończyć, prawda? - uśmiechnął się jakby przez łzy. - Pamiętasz? Mieliśmy przetrwać wszystko...*
- Wiesz... - zaczęłam nieśmiało. - Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. - powiedziałam siadając.
Wzięłam od niego album, gdy nagle niewielka rzecz przykuła moją uwagę. Coś, co znajdowało się na jego palcu. Mianowicie obrączka. Nagle w głowie pojawiło się milion kolejnych pytań. Dlaczego, po co, jak? Złapałam go za rękę.
- Nosisz ją jeszcze? - spytałam.
- Tak. - odpowiedział krótko.
- Dlaczego? - nie wiedziałam dlaczego się go o to zapytałam, bo nie chciałam znać na to odpowiedzi.
- Angie... - westchnął. - Też mam ci coś do powiedzenia, ale skoro ty zaczęłaś, to mów.
- No więc... - nie wiedziałam, jak mam kontynuować. - Edward mi się dzisiaj oświadczył...
- Oświadczył? Przecież ty nie możesz wziąć ślubu. - widziałam w jego oczach złość.
- Wiem i on też to wie, ale mimo to chce, abyśmy byli razem. Na zawsze. - te słowa jakoś ciężko przechodziły mi przez gardło.
- Zgodziłaś się?
- Tak... - odparłam.
- W takim razie gratuluję. - powiedział nie podnosząc wzroku.
- Dziękuję... A co ty mi chciałeś powiedzieć?
- To już nie jest istotne. - odpowiedział. - Już późno. Zbieraj się odwiozę cię do domu.
Posłusznie wykonałam jego polecenie i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy w zupełnej ciszy. Pablo prowadził samochód z grobową miną, a ja nieśmiało się w niego wpatrywałam. Bałam się odezwać, aby czegoś źle nie powiedzieć, tym bardziej, że widziałam w jego oczach złość. Gdy dojechaliśmy też się nie odezwał. Zatrzymał się oraz czekał aż wysiądę i zejdę mu z oczu. Chwilę później zamknęłam za sobą drzwi od samochodu i odwróciłam się w kierunku domu, gdy nagle usłyszałam, jak on również opuszcza auto. Stanął bardzo blisko mnie i wpatrywał się we mnie, niczym w obrazek. Odczuwałam strach i lekkie przerażenie.
Spojrzał mi się prosto w oczy. Czułam, że tonę w jego spojrzeniu. Bezbronna, mała dziewczynka, która zagubiła się gdzieś po drodze... Miałam wrażenie, że nasze usta za chwilę się ze sobą połączą, aczkolwiek pomyliłam się.
- Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. - powiedział patrząc na mnie z żalem, a następnie oddalił się i odjechał.
* - źródło: besty.pl
Pam, pam, pam! I co teraz?
Czy to koniec Pangie? Czy Edward wszystko popsuł?
A może Pablo zawalczy jednak o Angie? :P
Tego dowiecie się niebawem! ;)
Tak w ogóle, to przepraszam, że rozdział taki krótki,
ale nie mogłam nic więcej ciekawego do niego wymyślić :/
Oprócz tego, niektóre zdania nie są poprawie gramatycznie,
a jeszcze inne pewnie nie mają sensu... xD
Mimo to, mam nadzieję, że jest znośny :D.
Do następnego! :*
bloggerka
Ps. Zachęcam do głosowania w nowej ankiecie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)