Cześć :)
Po dwutygodniowej przerwie
zapraszam na rozdział.
- Mamo, wszystko gra? - zapytała Martina wchodząc do mojej sypialni.- Tak, tak... Wszystko jest w najlepszym porządku... - odpowiedziałam.
- Przecież widzę, że płakałaś.
- Nie będę cię okłamywała. - stwierdziłam. - Jest źle. Nawet bardzo. Nie chciałam cię do tego mieszać, bo nie chciałam, żebyś się martwiła, ale sprawy zaszły już za daleko, aby ci o tym nie mówić. - zaczęłam. - Tata wyjeżdża.
- Ale jak to? Dlaczego? Zupełnie tego nie rozumiem. - widziałam w jej oczach łzy.
- Ja tak samo, ale stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli uszanujemy jego decyzję i damy mu w spokoju stąd wyjechać...
- Wiesz, że właśnie pozwalasz uciec miłości swojego życia?
- Nie. To już nie jest miłość mojego życia. To już nie ten sam Pablo. Tamten Pablo, który mnie kochał najszczerszą miłością zginął w wypadku, a ta jego nowa wersja... Starała się mnie pokochać, ale jej to nie wyszło... Dlatego pogodziłam się z jego decyzją. Dla mnie Pablo, twój tata nie żyje.
- Jak ty możesz tak mówić?! - oburzyła się nastolatka. - Tata żyje! Kocha cię! Bardzo cię kocha! Musi minąć tylko trochę czasu...
- Trochę czasu? Minął miesiąc, a on nadal nic nie pamięta. Lekarze nie wykluczali, że może być tak, iż pamięć w ogóle mu nie powróci. Właśnie tak chyba się stało. I to wszystko z mojej winy... - zaczęłam szlochać.
- Nie mów tak, mamo. - przytuliła mnie. - Nie możesz się za to obwiniać.
- Mogę. To przeze mnie był ten wypadek. To przeze mnie on wylądował w szpitalu... Gdybym wtedy nie uciekła... Albo chociaż, gdybym to ja wtedy wpadła pod ten samochód...
- Nawet tak nie myśl. Tata tego nie chce, jasne? Tata chce, abyś cieszyła się życiem, a to, że chwilowo nie może się nim cieszyć razem z tobą, to zwykły niefart.
- Może i masz rację? - uspokoiłam się. - Ciężko mi zaakceptować to, że znalazł szczęście u boku innej kobiety... że już nie pamięta tego, ile dla niego znaczę...
- Przypomni sobie. Na pewno. Wasze uczucie było ogromne i i zajmie mu trochę czasu nim je pojmie. - uśmiechnęła się.
- Nie rób mi nadziei, proszę. - kąciki ust mi się uniosły. - Musimy się nauczy żyć bez niego. Kiedyś i tak nadszedłby taki czas.
- Ale jeszcze na niego nie pora. - odparła. - Dobrze, już się nie odzywam. Tylko proszę, przestań płakać, bo jak tak na ciebie patrzę, to czuję, że zaraz też się rozpłaczę.
- W takim razie już skończyłam. - na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
(*widziane oczami Martiny* ~ parę godzin później)
- Tom, nie możemy się dzisiaj spotkać. Jadę do taty. Nie, pamięć mu jeszcze nie wróciła, ale muszę z nim poważnie porozmawiać. Widzimy się jutro w Studio. Pa, kocham cię. - rozłączyłam się.
Byłam w autobusie, w drodze do mojego ojca. Zupełnie nie zgadzałam się ze zdaniem mojej mamy, ale nie chciałam jej jeszcze bardziej dobijać. Stwierdziłam, że powinnam porozmawiać z tatą. Miałam nadzieję, że przemówię mu chociaż trochę do rozsądku. Pojazd zatrzymał się na przystanku, na którym powinnam wysiąść. Przez to, że się zamyśliłam, niewiele brakowało, a znalazłabym się paręnaście kilometrów dalej. Szybko doszłam do jego domu, gdyż mieszkał niedaleko. Zapukałam do drzwi. Minęła chwila, nim mi je otworzył.
- Cześć. - przywitałam się.
- Nie spodziewałem się ciebie.
- Wiem i właśnie o to chodziło. - powiedziałam wpraszając się do środka. - Musimy pogadać.
- Chwilowo jestem zajęty. Mam gościa.
- Ale ja jestem twoją córką i jestem ważniejsza niż inni. - odpowiedziałam chamsko.
Weszłam do salonu, bo domyśliłam się, że w tamtym pomieszczeniu siedział, wspomniany przez mojego tatę, gość. Nie pomyliłam się. Na kanapie siedziała niska kobieta o krótkich, kręconych, brązowych włosach popijając wino. Spojrzałam na tatę surowym wzrokiem.
- Brenda, to jest moja córka, Martina. - przedstawił mnie.
- Cześć, miło mi cię poznać. - przywitała się.
Nie odpowiedziałam jej. Po co miałabym to robić, skoro weszła do naszego życia i zrobiła w nim niemały bałagan?
- Wybaczy pani, ale muszę porozmawiać z tatą. - powiedziałam stanowczo.
- Oczywiście. Zostawię was samych. - odpowiedziała. - Widzimy się jutro. - zwróciła się do mojego taty. - Do zobaczenia. - opuściła budynek.
- Myślisz, że możesz sobie tak po prostu tutaj przyjeżdżać i przeszkadzać? - ojciec odparł nieco zdenerwowany. - Chyba nikt cię nie wychował.
- Mylisz się. Wychowałeś mnie na dobrą dziewczynę, ale jeśli ktoś krzywdzi moją rodzinę, to jak mam być miła i sympatyczna? - spojrzał się na mnie nieco dziwnym wzrokiem. - Tak, dobrze słyszysz. Moja mama przez ciebie przepłakała całą noc i poranek. Starała się jak mogła, abyś zobaczył w niej tę kobietę, w której zakochałeś się kilkanaście lat temu, ale ty tego nie doceniałeś. Nawet ośmielę się stwierdzić, że nie próbowałeś w niej tego dostrzec. Teraz sobie wyjeżdżasz. Tak po prostu. Nie myśląc o niej w ogóle. Jesteś okropny. Mama miała rację. Mój tata zginął w tym wypadku i chyba trzeba się pogodzić z jego śmiercią.
- Nie wiesz wszystkiego!
- Niby czego? Chyba czas najwyższy, abym się dowiedziała.
- Byłem u niej. Dzisiaj w nocy.
- Oczywiście. Uważaj, bo uwierzę.
- Jeśli nie wierzysz, możesz się jej zapytać. Rozmawiałem z nią. Ona mówiła, że już o mnie zapomniała i kazała mi się już więcej nie pokazywać, bo nie chce się znowu we mnie zakochać.
- A może wtedy oczekiwała, że powiesz jej, że kochasz ją najmocniej na świecie i przepraszasz?
- Miałem skłamać?
- A skłamałbyś? Zastanów się nad tym. - odparłam podchodząc do keyboardu.
Zaczęłam grac piosenkę, na której wybiegli oboje z koncertu oraz on wyznał mamie miłość. "Powiedz, że to prawda, że przybywasz zmieniać pocałunkiem cały mój świat... Nie wiem, jak wyrazić słowami, że kiedy patrzę w twoje oczy wiem, że kochałem cię przez tysiąc poprzednich żyć..."*. Cały czas nieśmiało zerkałam w jego stronę. Wyglądał na zamyślonego. Moi rodzice wiązali z tą piosenką wiele wspomnień... Gdy skończyłam grać, tata spojrzał się na mnie tak, jak wcześniej, z małą iskierką złości, ale również żalu.
- Nadal nic? - nie mogłam w to uwierzyć.
Nie odpowiedział. Czyżby się rozmyślił? Przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Odwiozę cię do domu. - powiedział biorąc kluczyki z szafki.
(*widziane oczami Angie*)
Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Ucieszyłam się, że Martina wróciła dzisiaj od Toma nieco wcześniej. Tego dnia, jak nigdy potrzebowałam towarzystwa, a ona była jedyną osobą, której mogłam się w tamtej chwili wyżalić.
- Fajnie, że wróciłaś dzisiaj wcześniej. - powiedziałam, gdy weszła do środka.
- Ja też. Na dodatek nie jestem sama. - uśmiechnęła się.
W tamtej chwili do przedpokoju wszedł Pablo, który zamierzał oddać naszej córce torebkę, którą zostawiła u niego w samochodzie.
- To ja was zostawię... - powiedziała wchodząc szybszym krokiem na górę.
- Co Martina robiła u ciebie w samochodzie? - spytałam.
- Odwiozłem ją do domu. Nie mogę? Przecież jestem jej ojcem i mam do tego prawo.
- Jasne, możesz... Zdziwiło mnie to nieco, bo mówiła, że idzie do Toma... znaczy, do swojego chłopaka.
- Widocznie cię okłamała. Była u mnie.
- I co niby robiliście?
- Rozmawialiśmy. - odpowiedział. - Wiem, że nie chcesz, żeby to się tak skończyło.
- Pomyłka.
- Nie zaprzeczaj. Powiedziała mi, że płakałaś.
- Tak, płakałam, ale ja nie chcę, aby to się w ogóle skończyło. Nie potrafię o tobie zapomnieć. Już nie raz próbowałam, ale nigdy mi to nie wychodziło. - odparłam. - Żałuję, że wtedy to nie ja wpadłam pod ten samochód...
- Poświęciłem się dla ciebie. Powinnaś to docenić.
- Wolałabym zginąć niż żyć bez ciebie. - powiedziałam najciszej jak potrafiłam. - Ale już jest za późno. Czasu nie cofnę, trzeba żyć dalej, nieważne, jak bardzo będzie to bolało.
- Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Ale nie zrobisz nic, żebym przestała odczuwać ból. - podsumowałam. - Jakbyśmy się już nie spotkali, a ty byś sobie mnie przypomniał, zapamiętaj to, co ci teraz powiem. - poprosiłam. - Mimo, że cię kocham, to zostań z nią. Nie mieszaj już w moim życiu. Mam dość. Chcę w końcu zacząć się uśmiechać. Zawsze twoja, Angie.
Nagle poczułam jego ręce na swoich biodrach. Przyciągnął mnie ku sobie. Stykaliśmy się czołami. Nasze usta dzieliły milimetry. Starałam się opanować, ale nie umiałam. Przymknęłam delikatnie oczy. Z policzka spłynęła mi pojedyncza łza, która nie umknęła jego uwadze.
- Dlaczego? - spytał.
- Bo mnie krzywdzisz. - odpowiedziałam krótko.
- Dlaczego nic nie powiesz?
- Bo nie chcę. Mimo, że twoja bliskość mnie rani, to okropnie jej potrzebuję.
Czułam, że wprawiłam go w zakłopotanie. Nie wiedział, co ma w tamtej chwili zrobić. Poczułam, iż nieco odsunęliśmy się od siebie, a on wtedy mnie przytulił. Wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać. W końcu od tak dawna odczuwałam to bezpieczeństwo... To coś, co sprawiało, że cała reszta już zupełnie nie miała znaczenia... Że cały świat nagle przestawał istnieć... Coraz to z większym trudem przychodziło mi jakiekolwiek opanowanie się.
- Wypłacz się... Chyba właśnie tego potrzebujesz... - pocałował mnie policzek. - I nie płacz już więcej z mojego powodu, najdroższa. Nie jestem tego wart...
* - refren piosenki "Mil vidas atras".
Hej! Dawno nie było rozdziału, no nie?
Tak jak wspomniałam w poprzednim poście,
dużo w te wakacje podróżuję i nie mogę dodawać rozdziałów regularnie,
ale mam nadzieję, że nadrobię te dwa tygodnie przed następnym wyjazdem ;).
Miłego dnia! :*
bloggerka
Super rozdzial :)
OdpowiedzUsuńKejla <3
P.S. Ciekawi mnie gdzie tak podrozujesz. ;)
Dzięki :D.
UsuńPodróżuję po Polsce. Odwiedzam głównie te większe miasta ;)
Hejka :)
OdpowiedzUsuńDziś znalazłam twojego bloga :)
i na razie przeczytałam tylko ten rozdział, ale postaram się nadrobić zaległości :)
Rozdział świetnyy <33 super, fantastyczny, cudny ♥
Czekam na neext <3
Twoja nowa czytelniczka,
~Patiii ♥
Ps. wczoraj założyłam bloga, może wpadniesz ?
amor-u-odio.blogspot.com
i jeszcze zapraszam na moje inne blogi :
diescesca-forever.blogspot.com
end-of-love-the-beginning-of-jealousy.blogspot.com
Cześć :)
UsuńCieszę się, że rozdział ci się spodobał i mam nadzieję, że reszta również przypadnie ci do gustu ;D
W wolnej chwili wpadnę :)