czwartek, 2 lipca 2015

Sezon 3 - Rozdział 41 - Widzę, jak przeze mnie cierpisz

Czy Pablo i Angie w końcu do siebie wrócą?
A może znowu coś stanie na ich drodze?
Tego dowiecie się już teraz! ;)
Następnego razu przed przyjazdem do Pabla, zadzwoniłam do niego i zapytałam się go, czy mogę przyjechać. Nie chciałam wyjść na wścibską. Chciałam się tylko upewnić, czy nie będę przeszkadzać. On chyba nieco inaczej to odebrał...
- Żartujesz sobie, prawda?
- Nie. Po prostu grzecznie się pytam, czy mogę cię odwiedzić.
- Teraz przed każdą wizytą będziesz do mnie dzwonić, tak?
- No tak. Dajmy na to, że znowu umówisz się z Brendą, a ja w tym czasie przyjadę i znowu wam przeszkodzę.
- Ale Brenda o wszystkim wie i nie ma nic przeciwko temu.
- Ja zwyczajnie nie chcę przeszkadzać, czy tak ciężko ci to zrozumieć? - spytałam. - Dobra, koniec tematu. W takim razie przyjadę. Będę u ciebie za godzinę. Cześć. - rozłączyłam się.
Wsiadłam do samochodu i zaczęłam jechać. Obiecałam Martinie, że przy okazji odwiozę ją i Toma w tamte okolice, ponieważ została tam niedawno otwarta kręgielnia i chcieli ją wypróbować. Moja córka od razu po szkole poszła do swojego chłopaka, więc oboje siedzieli u niego w domu. Podjechałam i zadzwoniłam do nastolatki, aby zakomunikować jej, że już pojawiłam się pod domem Toma. Nie zdążyłam się nawet z nią połączyć, gdyż mama chłopaka wyszła z budynku i podeszła do mojego samochodu, aby powiedzieć mi, że nasze dzieci wyszły na spacer, ale lada moment powinni wrócić.
- Niech pani wejdzie do nas. Co będzie pani tak tu w aucie sama czekać? Zapraszam na kawę. - powiedziała.
Nie ukrywałam, że nieco mi się śpieszyło, ale co miałam zrobić? Nie wiedziałam, za ile Martina z Tomem wrócą. Poszłam za kobietą, która z wyglądu wydawała się być młodszą ode mnie. Zaprowadziła mnie do salonu, który był naprawdę ogromny. Gdy usiadłam na kanapie, poszła do kuchni, aby zrobić nam kawę. Wtedy zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Było one urządzone w nowoczesnym stylu. Pierwsze co rzucało się w oczy to kilkudziesięciu calowy telewizor, na przeciwko którego siedziałam. W prawej ścianie było duże wyjście na taras, z którego widać było całych ich ogród.
- Może pójdziemy usiąść na zewnątrz? - zaproponowała kobieta.
W odpowiedzi przytaknęłam. Wzięłam swoją kawę i wyszłyśmy na taras. Tam usiadłam na bujanej huśtawce, która była bardzo podobna do tej, którą mieliśmy u siebie w domu.
- Miło mi w końcu panią poznać. - zaczęła rozmowę. - Martina nie raz wspominała, że ma wspaniałą mamę i Tom też zawsze dobrze o pani mówił. - powiedziała. - Tak w ogóle, gdzie moje maniery. Nie przedstawiłam się. Nazywam się Alejandra Jaquez. - podała mi rękę.
- Angeles Galindo. Dla znajomych Angie.
- To może tak od razu przejdźmy na "ty"? Po co te formalności, skoro i tak jesteśmy w podobnym wieku?
- Oczywiście. - zgodziłam się biorąc łyka kawy. - Nasze dzieci dawno wyszły?
- Jakieś pół godziny temu. Mówiły, że są z tobą umówione, więc pewnie zaraz przyjdą. Pewnie ci się śpieszy?
- No... tak... - odpowiedziałam nieśmiało.
Zdążyłyśmy urządzić sobie piętnastominutową pogawędkę nim Martina z Tomem zdążyli wrócić ze spaceru. Dowiedziałam się, że Alejandra jest z wykształcenia psychologiem i taki zawód wykonuje, a jej mąż Jonatan jest z pochodzenia Hiszpanem i pracuje jako szef jednej z najpopularniejszych marek sportowych w Argentynie. Zaczęłam jej opowiadać co nieco o sobie. Powiedziałam jej, że pracuję w Studio jako nauczycielka śpiewu, a mój mąż jest jego dyrektorem.
- Pablo Galindo jest twoim mężem? - zdziwiła się. - Myślałam, że to zbieżność nazwisk.
- Nie. Jesteśmy małżeństwem od kilkunastu dobrych lat. Znacie się? - spytałam.
- Tak. Byliśmy razem w jednej grupie w Studio. Pamiętam, że on zawsze miał wiele dziewczyn, ale któregoś razu poznał taką jedną i trzymał się tylko z nią. Chyba nawet do końca szkoły. Ale my wszystkie jej zazdrościłyśmy. - uśmiechnęła się. - Miała szczęście. To był taki szkolny przystojniak. Każda chciała z nim chodzić. Ciekawe, co to była za jedna.
- Ona ma szczęście. - powiedziałam. - Właśnie na nią patrzysz. - kąciki ust lekko mi się uniosły.
- To naprawdę ty? - zaczęłyśmy się śmiać. - Jejku, serio? I tyle lat jesteście razem? Gratuluję wam. Mało jest takich związków, które nie rozpadają się po takim długim czasie.
Żeby ona tylko wiedziała, jak to wygląda w tym momencie... Miała rację, nie wiele jest takich par, które są ze sobą tak długo, ale już nie raz byliśmy ze sobą krok od rozstania... Jednak nigdy tak naprawdę nie mogliśmy o sobie zapomnieć... To chyba coś znaczy. Nagle usłyszałyśmy trzask drzwiami.
- O, pewnie dzieci wróciły. - powiedziała Alejandra.
Miała rację. Dosłownie chwilę po tym, co powiedziała podeszła do nas zdziwiona Martina ze swoim chłopakiem.
- Mamo, a co ty tutaj robisz? - spytała.
- Siedzę i piję kawę. Przyjechałam jakieś pół godziny temu, ale was nie było, więc mama Toma zaprosiła mnie na coś ciepłego do picia.
- Pół godziny temu? Ale my umawiałyśmy się na w pół do.
- Naprawdę? - zerknęłam na ostatniego SMS'a od mojej córki. - Rzeczywiście... - jak ja mogłam się tak pomylić?
- No nic się nie stało. - odparła mama nastolatka. - Przynajmniej się już trochę poznałyśmy i porozmawiałyśmy.
- Tak. - przytaknęłam. - Przepraszam, ale musimy się zbierać. Jestem już nieźle spóźniona. Dzięki za kawę. Miło było cię poznać.
- Wzajemnie. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.
- Ja też. Jeszcze raz dzięki. Do zobaczenia. - pożegnałam się i wyszliśmy w trójkę z ogromnego domu.

W związku z tym, że miałam półgodzinne opóźnienie uzgodniłam z moją córką, że wysiądą razem ze mną przy mieszkaniu Pabla i sobie dojdą kawałek do miejsca, w którym chcieli się znaleźć. Równo o godzinie na którą się umówiliśmy zapukałam do drzwi. Tym razem mój mąż otworzył mi bez zbędnych niespodzianek.
- Cześć. - przywitałam się. - Co będziemy dzisiaj robić? - zapytałam. - Może się gdzieś przejdziemy? - zaproponowałam. - Jest bardzo ładna pogoda.
- Jasne. Dokąd?
- A to już moja sprawa. - uśmiechnęłam się. - Lubiłeś to miejsce i często tam chodziłeś. - podpowiedziałam mu.
Wyszliśmy z domu i szliśmy wzdłuż ulicy. Oczywiste było, że zmierzaliśmy do jednego z pobliskich parków. Usiedliśmy na najbliższej ławce, niedaleko oczka wodnego. Od razu przypomniał mi się moment, gdy mnie pocieszał... "Znowu jesteś przy mnie, gdy potrzebuję, aby ktoś mnie pocieszył...".
- Często tutaj chodziliśmy?
- Tak. Nawet tutaj niedaleko się poznaliśmy. Grałeś na gitarze.
- Grałem na gitarze, tak? - mruknął sam do siebie.
Wstał i odszedł. Nie wiedziałam dokąd. Zupełnie też nie wiem, dlaczego nie zapytałam się gdzie idzie, ani w jakim celu. Siedziałam spokojnie i czekałam, bo wiedziałam, że wróci. Nie pomyliłam się. Wrócił parę minut później z gitarą w ręku.
- Skoro poznaliśmy się, gdy grałem na gitarze, to może chociaż to coś pomoże. - usiadł obok mnie i zapadła cisza.
Próbował się skupić i sobie przypomnieć jakąkolwiek piosenkę, ale nie potrafił. Zapewne pamiętał tylko "Abrazame y veras", ale widocznie zależało mu, aby przypomnieć sobie coś więcej.
- Nie umiem... - powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
Nagle złapał akord i zaczął grać. Poznałam tę melodię od razu. Zaczęłam śpiewać. "Wszystko jest możliwe. Szukam w moim przeznaczeniu magicznego marzenia, ponieważ ja nauczyłam się mówić żegnaj... Nigdy się nie poddam. Idę swoją drogą będąc sobą, ponieważ ja nauczyłam się mówić żegnaj..."* Potem on przyłączył się do mnie. "Brakuje mi odwagi, aby dorosnąć... Brakuje mi odwagi, aby rozdzielić się... Brakuje mi odwagi, aby powiedzieć żegnaj..."* Przypomniałam sobie w tamtym momencie pewną chwilę, której miałam nadzieję, że on sobie jej nie przypomni. Tamten deszczowy dzień... Gdy namiętnie się całowaliśmy, później wybiegłam z jego domu, a on pobiegł za mną... Zaczęłam się z nim kłócić... "Wydaje ci się. Nie zmieniłam się. Po prostu nauczyłam się mówić żegnaj i to cię boli...". Nie chciałam, aby przypominał sobie w tamtym czasie takie rzeczy, gdyż nasze relacje były jak cieniutka nitka, którą każdy błędny krok mógł przerwać. Nie potrzebowałam tego teraz. Chciałam odbudować swoje relacje z nim.
- Staram się jak potrafię, ale nie mogę niczego sobie przypomnieć. To już zaczyna mnie denerwować. - powiedział. - Widzę, jak przeze mnie cierpisz. Przez moją niepamięć. Nie chcę tego, ale nie chcę też cię okłamywać, że wszystko pamiętam skoro tak nie jest. Zawsze jak mnie widzisz i dowiadujesz się, że nadal nic nie pamiętam, masz w oczach łzy. Może myślisz, że tego nie widzę, ale mylisz się. Nawet nie zdaję sobie sprawy z tego, jaki wielki ból musisz odczuwać... Dlatego zdecydowałem, że wyjadę.
- Co? - nie mogłam uwierzyć w to co powiedział.
- Tak, dobrze słyszysz. Wyjeżdżam.

* - fragment "Aprendi a decir adios"

Pam, pam, pam! Dokąd, w jakim celu i na jak długo Pablo wyjeżdża?
Jak zareagowała na to Angie? Tego dowiecie się już w następnym rozdziale ;)

Miłego dnia! :D
bloggerka

4 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)