sobota, 23 kwietnia 2016

Sezon 3 - Rozdział 99 - Angie, czy ja ci może w czymś przeszkadzam?

Hola chicos!
Rozdział 99.
Miłego czytania ;)
Moje życie od paru dni toczyło się swoim dawnym, spokojnym rytmem. Wróciłam do pracy tak, jak mój mąż. Kiedy po raz pierwszy przekroczyłam mury Studia nie mogłam uwierzyć, że w końcu byłam tam z powrotem. Cieszyłam się z tego niezmiernie. Bardzo lubiłam moją pracę. Była dla mnie wręcz idealna.
- Angie, mogłabyś zerknąć na te partytury? - usłyszałam.
Podniosłam głowę znad keyboardu. W drzwiach stał Tom trzymając w ręku kawałek papieru, który nieśmiało mi podał.
- To jest to, nad czym pracowałeś nad jeziorem? - spytałam.
- Tak. Nieco to pozmieniałem. Ta wersja wydaje mi się lepsza, ale chciałbym, żeby ocenił ją profesjonalista. - uśmiechnął się. - Po za tym wiem, że nie dałabyś mi spokoju jeśli bym ci tego nie pokazał.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - zaśmiałam się, lecz mój śmiech został zagłuszony przez dzwonek oznaczający koniec przerwy. - Mogę to na razie wziąć? Jak będę miała chwilę to ci oddam.
- Jasne. Przecież możesz mi dać to dzisiaj w domu. - odparł.
- A teraz śmigaj na lekcje, bo Gregorio się zapewne nie ucieszy z twojego spóźnienia.
- I tak mam już przerąbane, bo się nie przebrałem, ale dzięki. - stwierdził. - Miłej lekcji, cześć. - rzucił przez wychodząc przez drzwi.
Kiedy w sali zgromadziły się już dzieciaki zaczęłam lekcję. Temat był dość trudny, ale z tak wspaniałymi uczniami omówienie go nie było niczym uciążliwym i niemożliwym. Zrobiliśmy parę ćwiczeń i nim się obejrzałam skończyłam swoje ostatnie tamtego dnia zajęcia. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i udałam się do pokoju nauczycielskiego. Odłożyłam dziennik i zerknęłam na zegarek. Następnie zerknęłam na grafik nauczycieli i odszukałam w nim swojego męża. Kończył dopiero za trzy godziny. Nie sądziłam, że opłaca mi się na niego czekać, ale stwierdziłam, że mogę zostać jeszcze chwilę i nadrobić braki w papierach. Sięgnęłam z półki grubą, wypchaną po brzegi teczkę, na której czarnym markerem było napisane moje imię. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej najważniejsze dokumenty. Zaczęłam je przeglądać i segregować na dwie grupy. Po jednej stronie kładłam takie, które były już idealnie powypełniane i nie musiałam się nad nimi męczyć, a po drugiej stronie znajdowały się te, które miały nawet jakieś malutkie braki. Łatwo się domyślić, która z tych stert była większa. Wzięłam pierwszą kartkę i zaczęłam ją analizować. Skupiałam się starając się wykonać wszystko z jak największą dokładnością. Kiedy skończyłam sięgnęłam kolejny dokument... i następny... i następny... i następny... Z tej czynności wyrwał mnie mój mąż, który wszedł do pokoju.
- O widzę, że wzięłaś się za nadrabianie. - powiedział. - Nie masz może ochoty zrobić tego również z moją dokumentacją?
- Nie, dziękuję. - odparłam siadając wygodniej na krześle. - Wszystko mnie boli. Czuję się, jakbym siedziała tutaj już drugi dzień nie robiąc kompletnie nic innego tylko wypełniając te wszystkie malutkie rubryczki i w kółko się podpisując.
- Zamierzasz iść ze mną do domu, czy wolisz tutaj zostać i kończyć swoją zaczętą pracę? - zapytał.
- A to ty już skończyłeś? - spytałam zdziwiona.
- Tak. - odpowiedział.
- Już minęły trzy godziny lekcyjne?
- Nawet cztery. Miałem dzisiaj zastępstwo. - dodał.
- W takim razie idę z tobą do domu. Mam już dość. Przed oczami mam same literki i cyferki. Brr... - odparłam wstając od stołu. - Zaczekaj chwilę, muszę to jeszcze posprzątać.
- Zostaw to, ja się tym zajmę. - powiedział. - Za to ty przeszłabyś się do Resto i odebrałabyś moje zamówienie.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się. - Zamawiałeś na 'Galindo' czy 'Pablo'?
- Na nazwisko.
- Widzimy się przy wyjściu. - rzuciłam i wyszłam.
Cieszyłam się, że Pablito zaproponował, że za mnie posprząta. Przynajmniej ja mogłam wyjść i wziąć kilka głębszych oddechów na świeżym powietrzu. Kiedy znalazłam się przed budynkiem naszej szkoły od razu skierowałam się w stronę baru brata Francesci, który jako jedyny z ich rodziny postanowił zostać w kraju. Uwielbiałam jedzenie z jego restauracji i ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że Luca zostaje, a Resto nie zostanie zamknięte. Weszłam do lokalu i podeszłam do kasy.
- Dzień dobry. Przyszłam odebrać zamówienie na nazwisko "Galindo".
- Dwa razy pizza hawajska, raz makaron ze szpinakiem i raz danie dnia? - spytał mnie obsługujący.
- Ym, tak. - powiedziałam nie znając poprawnej odpowiedzi.
Mężczyzna na chwilę zniknął w kuchni, a po chwili powrócił z całym jedzeniem. Podał mi torbę, którą złapałam do ręki, a ja podałam mu banknot i wyszłam przed bar, gdzie już czekał na mnie mój mąż. Wziął ode mnie zamówienie, a ja zabrałam od niego moją teczkę z dokumentami.
- Jeśli mogę zapytać, po co ci aż tyle jedzenia? - zapytałam.
- Na dzisiejszy obiad.
- Przecież ugotowałabym coś. - rzuciłam.
- Nie mamy za dużo czasu. Za godzinę jest zebranie.
- Zebranie? - zdziwiłam się. - Jakie zebranie?
- W sprawie nowego dyrektora.
- Rzeczywiście! - przytaknęłam. - Wyleciało mi z głowy, przepraszam. Dobrze, że ty pamiętałeś.
- Muszę ci kupić jakiś kalendarz, bo jak wyjadę, to będziesz zapominała dosłownie o wszystkim.
- To bardzo dobry pomysł. - pochwaliłam go.
Nie minęło dużo czasu nim znaleźliśmy się w domu. Chyba trafiliśmy w najmniej odpowiednim momencie, gdyż gdy tylko otworzyłam drzwi usłyszałam krzyk mojej córki.
- Nie chcę tego słuchać! - krzyczała, lecz gdy usłyszała, że już przyszliśmy przestała i przyszła do nas. - Cześć mamo, cześć tato.
- Cześć kochanie. - przywitałam się. - Tata kupił ci pizzę hawajską na obiad. Tomowi z resztą też. Jak będziecie mieli ochotę to sobie przygrzejcie.
- A wy się dokądś wybieracie? - zapytała zdziwiona.
- Tak, za niecałą godzinę mamy zebranie w Studio odnośnie nowego dyrektora. - odpowiedziałam. - Słyszysz Tom? - spytałam nieco głośniej, żeby mnie usłyszał.
- Tak, tak. - rzucił wchodząc do przedpokoju. - Angie pomyślałem, że mógłbym się przejść na jakieś zakupy.
- Jasne, nie ma sprawy. Ile pieniędzy potrzebujesz?
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Po prostu się pytam, czego potrzebujemy.
- Wiesz, w tej chwili nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi. - odparłam nieco zmieszana.
- Chciałem zrobić zakupy spożywcze, ale zbytnio się nie orientuję czego brakuje. Jakiś makaron? Albo warzywa?
- O takie zakupy ci chodzi. - zaśmiałam się cicho. - Nie musisz iść. Sama się wybiorę jutro po zajęciach.
- Ale dla mnie to żaden problem. Przynajmniej w jakimś stopniu będę mógł się wam odwdzięczyć.
- Ach, już przestań. - powiedziałam. - Ale jeśli tak bardzo ci zależy, to na parapecie w kuchni jest lista zakupów. Jednak najpierw powinieneś coś zjeść. Pablo zajmuje się podgrzewaniem jedzenia, więc jak chcesz, to powiem mu, żeby twoją pizzę również przygrzał.
- Okej. - przytaknął. - W takim razie wyjdę, gdy wy będziecie na zebraniu.
Kilka chwil później znaleźliśmy się w jadalni przy jednym stole jedząc obiad. Rozmawialiśmy głównie o Studio i o tym, jak każdemu z nas minął dzisiejszy dzień. Razem z moim mężem musieliśmy śpieszyć się z posiłkiem, żeby przypadkiem nie spóźnić się na spotkanie, bo inaczej wykład od Gregoria byłby nie do zniesienia. Kiedy nasze talerze były już puste zerwaliśmy się z krzeseł i pożegnaliśmy się z nastolatkami wybiegając z domu, ponieważ godzina była już bardzo późna. Wbiegliśmy do pokoju nauczycielskiego dosłownie w ostatniej chwili.
- O proszę. - zaczął nauczyciel tańca. - Państwo Galindo jak zwykle pojawiają się w ostatniej chwili. Jaki wy przykład dajecie uczniom? Już wiem, dlaczego tak wiele z nich spóźnia się na moje zajęcia. Uczą się od was. - rzucił z wyrzutem. - A tak na marginesie. Dobraliście się idealnie, bo nigdy was nie lubiłem.
- Gregorio, przestań. - wtrącił nagle Beto. - Przypomnę ci, że jeszcze zastępca Pabla nie przyjechał, więc nie powinieneś się ich czepiać.
Zajęliśmy swoje miejsca i już miałam się pytać, czy nie zrobić nikomu kawy, gdy w sali pojawił się German.
- Przepraszam wszystkich za spóźnienie. - odparł siadając na krześle obok mnie. - Miałem mały problem rodzinny. - tłumaczył się jakby zmartwiony. - Wiem, że to nie najlepszy początek pracy, ale niestety, siła wyższa.
Słysząc te słowa odrobinę się przeraziłam. Czyżby coś działo się z Violettą? Albo z jej synem? W ciągu kilkunastu sekund przez myśl przeszła mi masa negatywnych scenariuszy, które naprawdę były okropne.
- Skoro już wszyscy jesteśmy, pozwólcie, że zacznę. - powiedział Pablo wstając.
I tutaj zaczęło się jakieś przemówienie na temat jego wyjazdu do Sewilli. Nie czułam się zobowiązana do słuchania, gdyż doskonale wszystko na ten temat wiedziałam. Po za tym, nie mogłam zbytnio skupić się na jego słowach po tym, co powiedział mój szwagier.
- Wszystko w porządku? - szepnęłam mu na ucho.
- Tak, nic takiego się nie stało. - odrzekł.
- Jesteś pewien? Nie wyglądasz najlepiej...
- Angie, czy ja ci może w czymś przeszkadzam? - usłyszałam nagle. - Jeśli nie masz ochoty słuchać tego, co mówię, to proszę, wyjdź.
- Nie, nie... Przepraszam. - powiedziałam i spojrzałam się nieśmiało na mojego męża.
Miałam wrażenie, że na twarzach wszystkich obecnych tutaj nauczycieli wymalowało się przeogromne zdziwienie. Dlaczego? Przecież nic takiego się nie stało... Pablo po prostu zwrócił mi uwagę, bo odrobinę mu przeszkadzałam i tyle... To całkiem normalne. Też bym tak zrobiła... Nie, chwila. Ja bym tak nigdy nie zrobiła.
- Wszyscy zapewne znacie Germana Casttio. Jest ojcem jednej z naszych najlepszych absolwentek i nie raz mogliśmy liczyć na jego pomoc finansową na licznych występach i spektaklach. Mam ogromną przyjemność oznajmić, że to on zajmie moje miejsce podczas mojej nieobecności.
W sali rozległy się oklaski. Mój szwagier wstał i przywitał się ze wszystkimi.
- Niezmiernie się cieszę, że będę miał okazję uczyć w tak cudownym miejscu jak to. Co prawda, nie mam aż tak ogromnego doświadczenia muzycznego, jak i tanecznego jak Pablo, ale mimo to, mam nadzieję, że poradzę sobie z tym zadaniem. Bycie dyrektorem w takiej placówce jak ta będzie przyjemnością.
Zebranie trwało dobre dwie godziny. Wszyscy chcieli bliżej poznać Casttio, a przez to, że mój mąż nadal był dyrektorem musieliśmy zostać do samego końca. Oprócz tego pojawiły się nowe pomysły na przedstawienie na koniec roku, które trzeba było gdzieś zapisać. Zostały również omówione zmiany, jakie zajdą po zmianie dyrektora oraz kilka problemów jakie pojawiły się w ostatnim czasie. Gdy wszyscy opuścili teren szkoły razem z Pablem kończyliśmy sprzątanie sali po zebraniu i mieliśmy się zaraz udać do domu.
- Wybranie Germana na dyrektora Studia to był bardzo dobry pomysł, nie uważasz? - zaczął. - Nie to, żebym się przechwalał swoimi świetnymi pomysłami, ale ten był wyjątkowo udany.
- Mhm... - mruknęłam w odpowiedzi.
- Coś się stało? Coś z Violettą? - zapytał.
- Nie. - rzuciłam.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Dlaczego zwróciłeś mi uwagę przy wszystkich? I to jeszcze na dodatek w taki sposób? Nie rozumiem tego. Wiem, że nie powinnam była rozmawiać ze swoim szwagrem podczas zebrania, ale to nie powód, żeby wypraszać mnie z sali.
- O to ci chodzi. - zaśmiał się. - Nie gniewaj się. Chciałem wyjść na bardziej stanowczego i władczego. Nie chciałem cię urazić. Musiałem pokazać innym jak dobrego dyrektora tracą. - uśmiechnął się uwodzicielsko. - Po za tym, podobno dziewczyny lecą na takie zachowanie.
- Chciałeś się bardziej przypodobać naszej najmłodszej nauczycielce Anie, tak? - spytałam, gdy podszedł do mnie bliżej.
- Nie, nie jej. - odparł łapiąc mnie za dłoń. - Chciałem się jeszcze bardziej przypodobać nauczycielce śpiewu. Leci na mnie od bardzo dawna, a ja uwielbiam kiedy chodzi w okół mnie i okazuje mi swoje uczucia.
- Proszę, proszę. Bawisz się jej uczuciami.
- A czy nadal nazwiesz to zabawą jeśli zdradzę ci w sekrecie, że ja również bardzo ją kocham?
- Ma dziewczyna szczęście... - stwierdziłam zaciskając złapaną przez niego rękę w pięść.
Nasze usta zetknęły się w delikatnym i szybkim pocałunku, po którym patrzyliśmy sobie jeszcze dłuższą chwilę w oczy. Słyszałam jak moje serce mocno bije.
- Powiem ci coś jeszcze. - dodał. - Czuję się przez nią kochany. Kiedy na mnie patrzy, kiedy mnie dotyka, kiedy do mnie mówi wiem, że robi to z miłością. Każdy najmniejszy gest wobec mnie. I to sprawia, że jestem szczęśliwy.
W tamtym momencie wypuściłam jego dłoń z uścisku i przytuliłam się do niego. Wtuliłam głowę w jego pierś, a on objął mnie rękoma.
- Będzie mi ciebie tutaj strasznie brakować... - szepnęłam starając się nie rozpłakać.
- Obiecaj mi jedno. - poprosił. - Obiecaj, że do czasu, dopóki nie wyjadę nie będziesz płakać. I tak samo, gdy wyjadę. Nie płacz długo, bo myśl o tym, że łzy spływają po twoich policzkach, a ja nie mogę z tym nic zrobić będzie okropna.
- Obiecuję. - odrzekłam i przetarłam oczy. - To co? Może tutaj posprzątamy i wrócimy do domu? Martina z Tomem pewnie na nas czekają. A nawet jeśli nie, to przydałoby się przerwać ich kolejną kłótnię.
- Masz rację. - przytaknął zbierając wszystkie papiery ze stołu. - Nie uważasz, że to bardzo dorosłe z ich strony, że nie chcą się przy nas kłócić? Zawsze, gdy jesteśmy w pobliżu urywają temat.
- Tak. Jednak mam nadzieję, że to nie potrwa za długo. Krzywdzą tym siebie, a wiedzą, że żyją pod jednym dachem i są skazani na swoje towarzystwo.
- Czasami zastanawiam się, czy zrobiliśmy dobrze przygarniając go do siebie, lecz po krótszej chwili namysłu stwierdzam, że to był dobry wybór. Mimo, że nie potrafię wytłumaczyć tego w logiczny sposób, to nie żałuję, że mu pomogliśmy.
Nie odpowiedziałam nic. Najzwyczajniej w świecie się uśmiechnęłam i wróciłam do pracy.

Hejka! Podobał się rozdział? Mam nadzieję, że tak. German jako nowy dyrektor Studia... Co o tym myślicie? ;)
Mam do Was pytanie. Takie może trochę z innej beczki, ale i tak je zadam. Czy znalazła się tutaj taka osoba, która jeszcze nie widziała najnowszego teledysku Jorge Blanco? Jeśli tak, to obejrzyjcie go sobie, bo jest naprawdę świetny. Co prawda, spodziewałam się, że piosenka będzie nieco inna, ale i tak bardzo mi się podoba *.*

Do zobaczenia w 100 rozdziale! ♥
bloggerka

środa, 20 kwietnia 2016

Sezon 3 - Rozdział 98 - Lubię widzieć, kiedy jesteś szczęśliwa

Cześć wszystkim!
Rozdział 98.
Miłej lektury! ;)
Obudziłam się. Z tego, co się orientowałam była wczesna godzina. Słońce delikatnie przebijało się przez materiał namiotu. Wyciągnęłam rękę w celu odnalezienia telefonu. Po chwili znalazłam go pod poduszką. Nacisnęłam guzik blokady i jasne światło ekranu nieco mnie poraziło. Spojrzałam na zegarek. Była 5:57. W domu nigdy nie potrafiłabym wstać o tak wczesnej porze. Teraz jednak spałam na dworze, na świeżym powietrzu. Pomimo tego, że była jeszcze wczesna godzina ja już czułam się odprężona i wypoczęta. Odłożyłam komórkę na swoje miejsce i powoli wysuwałam się z uścisku mojego męża nie chcąc go obudzić. Jednak nie do końca mi się to udało. Pablo obudził się po moich dwóch ruchach.
- Dzień dobry kochanie, a dokąd to się wybierasz? - przywitał się.
- Idę się przejść. Nie chciałam cię obudzić. - powiedziałam.
- Nie wiem, czy mogę cię puścić. Jeszcze jakieś dzikie zwierzę cię napadnie i co wtedy zrobię? Będę rozpaczał do końca życia, że pozwoliłem ci wtedy wyjść.
- Och, już nie przesadzaj. - posłałam mu głupowaty uśmiech. - Jeśli coś by mi się działo obiecuję, że będę krzyczeć.
- Obiecujesz? - spytał.
- Obiecuję. - powtórzyłam, a on wtedy nieco się ode mnie odsunął.
Usiadłam i rozpięłam wejście do namiotu, po czym z niego wypełzałam i zamknęłam je za sobą. Dopiero, kiedy stanęłam na dwóch nogach poczułam, że w środku, pod kołdrą było cieplej. No, ale cóż. Nie było tam aż tak bardzo zimno. Pobiegłam na boso do samochodu, w którym zostawiliśmy nasze rzeczy. Odnalazłam swoją torbę i wyciągnęłam z niej potrzebne mi ubrania. Przebrałam się na szybko w aucie. Kiedy skończyłam, zaczęłam żałować, iż nie wzięłam ze sobą telefonu, bo nie mogłam sprawdzić godziny. Nie chciałam wrócić do namiotu, żeby nie obudzić Pabla, a tym bardziej nie chciałam wchodzić do domku, żeby przypadkiem Martina, albo Tom się nie przebudzili. Przez dłuższy moment siedziałam w pojeździe i zastanawiałam się, co mogę zrobić. Wpadłam na pomysł, który z początku wydawał mi się odrobinę głupi, ale ta myśl po chwili przepadła. Sięgnęłam gitarę z bagażnika, ściągnęłam buty i ruszyłam.w stronę plaży. Słońce zaczynało coraz mocniej świecić. Piasek pod moimi stopami był podmywany przez wodę. Szłam uśmiechnięta przed siebie. Tak naprawdę, nie wiedziałam dokąd zmierzam. Po prostu chciałam odejść na tyle daleko, żeby nikt mnie nie słyszał, ani nie widział. Chciałam przez parę chwil posiedzieć sama ze sobą. Kilka minut później obejrzałam się za siebie. Nie widziałam nikogo, ani niczego. Samochód zniknął, domek zniknął. Namiot również. Mimo to, nadal wydawało mi się, że jestem ciągle za blisko. Przeszłam jeszcze kawałek i usiadłam po turecku na piasku. Złapałam kilka głębszych wdechów i wyciągnęłam instrument z pokrowca. Szarpnęłam za każdą strunę po kolei. Nie był roztrojony. Popatrzyłam się przed siebie. Otaczała mnie naprawdę piękna okolica. Na lewo była plaża, na prawo była plaża... Przede mną woda, a za mną pola... Złapałam akord i zaczęłam grać. Na razie grałam samą melodię, nie myśląc o tym, do jakiej piosenki ona należy. Dopiero po paru sekundach zaczęłam śpiewać, lecz także do pewnego czasu bezmyślnie. Nie skupiałam się na słowach. Dopiero, gdy usłyszałam, że ktoś się do mnie dołączył, dotarło do mnie to, co śpiewam. Była to piosenka "Ahí estare", a przyłączył się do mnie mój mąż. Kiedy rozpoznałam go po głosie starałam na tyle obrócić głowę, aby go zobaczyć. Nie udało mi się to. Po sekundzie stwierdziłam, że to bez sensu i z powrotem patrzyłam przed siebie, bo wiedziałam, że i tak zaraz do mnie podejdzie.
- Ahí estare...
- Siempre a tu lado...
- Ahí estare. - zakończyłam piosenkę ostatnim akordem.
- Mam ogromny sentyment do tej piosenki. - zaczął. - Ma ona naprawdę dobry tekst, tak samo jak przesłanie. Nietrudno ją zagrać, dlatego może to zrobić każdy przeciętny gitarzysta lub pianista. Nie trzeba mieć również nie wiadomo jak wybitnego głosu, aby dobrze ją zaśpiewać. Pochodzi z mojej młodości, a do tej pory powstają jej covery. No i przede wszystkim najważniejsze, ona jest nasza. Tą piosenkę wykonaliśmy razem po raz pierwszy. Graliśmy ją razem już kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset razy, lecz żaden z nich nie utknął mi w pamięci tak, jak tamten. - powiedział siadając obok mnie.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałam nieco zdziwiona zmieniając nieumyślnie temat. - Przecież miałeś spać w namiocie.
- Tak, ale jakoś tak... Coś podpowiadało mi, żebym za tobą poszedł. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Nie. - odrzekłam. - Po prostu nieco mnie zaskoczyłeś.
- Uwielbiam cię zaskakiwać. - stwierdził. - Lubię widzieć, kiedy jesteś szczęśliwa. Lubię, gdy w twoich oczach widać małą iskrę, która sprawia, że całe oczy ci się świecą. Lubię, gdy policzki ci się rumienią, a kąciki ust unoszą się ku górze. Lubię słyszeć twój śmiech. A gdy potrafię zrobić coś, że to wszystko się dzieje cieszę się tym.
Nie miałam pojęcia, co mogę mu odpowiedzieć. To co przed chwilą mi powiedział wydawało mi się tak piękne, a ja nie chciałam popsuć tej chwili niepotrzebnymi słowami. Wyciągnęłam ręce w jego stronę i mocno go do siebie przytuliłam. Wydawał się być nieco zdziwiony moim zachowaniem, lecz po chwili je odwzajemnił.
- Jesteś cudowny. - szepnęłam.
Pablo pocałował mnie w czoło, a następnie wziął ode mnie gitarę. Zaczął grać melodię do "Nuestro camino". Śpiewałam patrząc mu w oczy. Gdy piosenka się skończyła mój mąż zagrał jeszcze drugą... i trzecią... i czwartą... i tak dalej. Nim się obejrzałam na dworze zrobiło się bardzo ciepło. Prawdopodobnie dochodziło już południe. Martina z Tomem zapewne już nie spali i trzeba było do nich wracać. Schowaliśmy instrument do pokrowca i zaczęliśmy otrzepywać się z piasku.
- Ale gorąco... - mruknęłam.
- Nie dziwię się, skoro założyłaś dżinsy. - powiedział.
- Jak wstałam było o wiele zimniej niż teraz. Myślałam, że zdążę wrócić zanim zrobi się ciepło.
- Jak chcesz, mogę pomóc ci się ochłodzić. - zaproponował.
- Oj bardzo chętnie. Nie mam pojęcia jak chcesz to zrobić, ale tak. Zaraz się roztopię.
Dopiero, gdy to powiedziałam dotarło do mnie, jak ogromny błąd popełniłam. Pablo rzucił gitarę na piasek i wziął mnie na ręce. Biegł ze mną w stronę jeziora.
- Nie! Nie Pablito, proszę! Nie w ubraniach! - krzyczałam. - Postaw mnie! Postaw mnie, proszę!
Dosłownie milimetr przed wodą zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- Postawię cię pod jednym warunkiem. - zapowiedział.
- Jakim?
- Ściągniesz z siebie te nieszczęsne dżinsy oraz bluzkę i wskoczysz ze mną do wody.
- W życiu! - odparłam.
- Zawsze możesz zdjąć z siebie coś więcej.
- Pablo! - szturchnęłam go w ramię.
- No to jak robimy? Mam z tobą teraz wejść, czy zrobisz to sama?
- Sama, tylko proszę cię, postaw mnie w końcu.
- Na pewno?
- Na pewno. - odpowiedziałam.
Mój mąż postawił mnie na ziemi i ściągnął z siebie koszulkę. Gdy tylko poczułam piasek pod stopami zaczęłam uciekać, ale przez to, że powierzchnia pod moimi nogami nie była ubita kilka razy prawie się przewróciłam. Niestety, jak się okazało, Galindo biegał szybciej ode mnie. Poczułam jak łapie mnie za nadgarstek, a następnie przyciąga do siebie i bierze na ręce. Zaczął ponownie iść w stronę brzegu. Tym razem mimo moich próśb nie zatrzymał się. Wszedł do wody i gdy dosięgała mu ona do pasa zaczął opuszczać mnie tak, abym się zamoczyła.
- Pablito, proszę. - powiedziałam całkiem poważnie. - Odstaw mnie z powrotem na piasek.
- Nie. Obiecałaś mi coś i nie dotrzymałaś słowa. Teraz musisz ponieść tego konsekwencje.
- A możemy to załatwić w jakikolwiek inny sposób? Nie wrzucaj mnie.
- Niestety, nie. To jest jedyna metoda. - rzucił i wypuścił mnie z uścisku.
Nagle, w jednej chwili, poczułam zimną wodę na całym ciele. Nie ukrywam, było to przyjemne, nawet bardzo. Od kilkudziesięciu minut było mi okropnie gorąco, a teraz, gdy poczułam na sobie to zimno zrobiło mi się lepiej. Poczułam dno pod nogami i się od niego odepchnęłam. Gdy wynurzyłam głowę złapałam kilka głębszych wdechów i przetarłam oczy, po czym je otworzyłam. Mój mąż kilkadziesiąt centymetrów uśmiechając się szyderczo.
- Jak mogłeś?! - krzyknęłam zdenerwowana i chlapnęłam w niego wodą z całej siły.
- Spokojnie, nie tak agresywnie kochanie. - rzucił podpływając do mnie.
- Moje ubranie jest teraz całe mokre!
- W takim razie rozbierz się i powieś je na drzewie. Niedługo powinno wyschnąć.
- Jeszcze czego... - mruknęłam.
- Dlaczego się wściekasz? Przecież chciałaś, żebym pomógł ci się ochłodzić. I chyba to zrobiłem. Nie jest ci chłodniej?
- Jest, ale nie chodziło mi o coś takiego!
- Angie, uspokój się. Przecież nic się nie stało.
- Nic się nie stało? - powtórzyłam. - Jestem cała przemoczona i nie mam już żadnych ubrań na przebranie! To się stało!
Pablo ujął moją twarz w dłonie i spojrzał mi się w oczy. Nie czekając długo pocałował mnie. Nagle cała złość na niego zniknęła. Rozpłynęła się nie wiadomo gdzie.
- Jesteś okropny... - mruknęłam, gdy odsunął się nieco ode mnie.
- Dlaczego? - spytał śmiejąc się.
- Bo doskonale wiesz, że nie potrafiłabym się na ciebie długo gniewać. Tym bardziej po buziaku. Znasz moje słabe strony i to wykorzystujesz.
- Hah... - zaśmiał się cicho. - To co? Popływasz teraz trochę ze mną?
- A mam inne wyjście? - rzuciłam jakby od niechcenia.
Zaczęliśmy bawić się w wodzie. Chlapaliśmy, udawaliśmy, że się topimy, robiliśmy konkursy, kto dłużej wstrzyma oddech... Ponownie czas minął mi strasznie szybko. Dopiero gdy zaczęło mi się robić odrobinę zimno rozejrzałam się i zauważyłam, że słońce zaczęło jakiś czas temu zachodzić. Dopłynęłam do brzegu, na którym leżał nasz instrument i ubrania mojego męża.
- Ściągnij to z siebie. - powiedział podchodząc do mnie. - I załóż to. - podał mi swoją koszulkę.
- Ekm, chyba mam mały problem. - zaczęłam. - Nie mogę ściągnąć spodni.
- A mówiłem ci, żebyś nie pływała w dżinsach? Ale ty jak zwykle musiałaś wiedzieć lepiej. - westchnął podchodząc do mnie.
Mój mąż pomógł mi uporać się z tym problemem. Kiedy miałam już na sobie jego bluzkę on wziął gitarę na plecy, a moje przemoczone ubrania zawinął wokół gryfu instrumentu, tak żeby nie musiał ich nieść w ręku. Następnie złapał mnie za dłoń i zaczęliśmy wracać. Dotarliśmy na miejsce szybko. Na ławce siedział Tom z gitarą, a w okół samochodu kręciła się nasza córka, która, gdy tylko nas zobaczyła, od razu do nas podbiegła.
- Mamo! Tato! Gdzie wy byliście? Martwiłam się o was. Nie było was cały dzień. - pytała. - I dlaczego masz na sobie koszulkę taty, a twoje ubrania są mokre i wiszą na pokrowcu?
- Wybraliśmy się rano na spacer. Taki trochę bardzo daleki i dlatego tyle nas nie było. A z tymi ubraniami to był taki wypadek, że wpadłam do jeziora. Nic wielkiego. - uśmiechnęłam się. - Ale widzę, że jeszcze żyjecie, czyli nic złego się nie stało, gdy nas nie było?
- Nie, wszystko było w porządku. Tom skoczył do sklepu i kupił nam coś na kolację.
- To świetnie, jestem strasznie głodny. - powiedział Pablo.
- W takim razie chodźcie. Mieliśmy zaraz rozpalać ognisko.
Poszliśmy za Martiną. Kiedy znaleźliśmy się pod domkiem, ruszyłam do samochodu w celu znalezienia jakiś ubrań. Niestety, okazało się, że miałam rację. Nie miałam nic do przebrania oprócz piżamy. Stwierdziłam, że mogę się już w nią przebrać, bo i tak nikt mnie tutaj nie widzi. Założyłam ją na siebie i wróciłam do wszystkich. Moja córka razem ze swoim ojcem przygotowywali posiłek na tarasie, a nastolatek nadal siedział w tym samym miejscu i szarpał struny instrumentu. Skierowałam się w jego stronę. Usiadłam obok niego, lecz ten nie zwrócił na mnie uwagi. Grał nieznaną mi dotąd melodię.
- To twoje? - spytałam.
- Tak. Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie i w końcu mogę to przenieść na papier. - odpowiedział. - Podoba ci się?
- Jasne. Jest świetne. Zagraj jeszcze raz.
Chłopak wykonał moją prośbę. Kiedy skończył uśmiechnęłam się do niego, lecz po jego minie widziałam, że mu humor nie sprzyja.
- Coś się stało? - zapytałam niepewnie.
- Nie, wszystko jest w porządku.
- Przecież widzę, że coś nie gra. - zaczęłam. - Powiesz mi o co chodzi?
- Yhm... - westchnął. - Mam pewien problem...
- Angie! Tom! Kolacja! - krzyknął Pablo, przez co przeszkodził nastolatkowi w mówieniu.
- Porozmawiamy o tym później, a teraz chodź. - odparłam wstając.
Były chłopak mojej córki chwycił gitarę i ruszył razem ze mną w stronę ogniska. Zajęliśmy wolne miejsca i zaczęliśmy jeść. Posiłek bardzo mi smakował. Może to dlatego, że byłam bardzo głodna, ale może też dlatego, że był przyrządzony w wyborny sposób. Co chwila spoglądałam na nastolatków, gdyż wydawali mi się podejrzani. Coś musiało między nimi zajść, tylko nie wiedziałam co. Miałam wrażenie, że atmosfera jest odrobinę napięta.
- Co robiliście jak nas nie było? - zapytałam.
- Nic. - rzuciła w odpowiedzi moja córka.
- Nic? Jak to nic? Przecież musieliście coś robić. - stwierdził mój mąż.
- Ja komponowałem, a Martina kręciła się w około. - odparł Tom.
- Dla jasności, sprzątałam. - dorzuciła młoda Galindo.
Po jej słowach rozmowa się urwała. Gdy skończyliśmy jeść kolację dziewczyna udała się do domu, gdyż stwierdziła, że jest już bardzo zmęczona. Jaquez mruknął coś pod nosem i przeprosił nas, gdyż stwierdził, że boli go głowa. Zostaliśmy sami we dwoje. Ogień się już prawie wypalił. Świeciły się jeszcze ostatnie iskierki.
- Coś musiało się stać. - powiedziałam przerywając ciszę.
- O tym samym pomyślałem. - rzucił. - Spróbuję z nimi pogadać. Może czegoś się dowiem.
- A według mnie nie powinniśmy się wtrącać. - stwierdziłam. - To ich problem i oni muszą się sami z nim uporać. Chyba, że poprosili by nas o pomoc.
- Ja mam odmienne zdanie. - zapewnił.
- No cóż, zrobisz to, co będziesz uważał za słuszne. - stwierdziłam. - A teraz wybacz, ale ja również czuję się już zmęczona. Wstałam wcześnie rano i chciałabym to odespać.
- Jasne. Idź się już połóż. Ja wygaszę to zupełnie, żeby przypadkiem się nie rozpaliło, przebiorę się i przyjdę do ciebie.
Ruszyłam w stronę namiotu i gdy tylko się w nim znalazłam owinęłam się śpiworem chcąc zasnąć, lecz jak na złość kompletnie mi to nie wychodziło. W momencie, kiedy moja głowa miała kontakt z poduszką rozbudziłam się, a myśl o tym, że przed chwilą byłam zmęczona zniknęła. Wydawało mi się, że całą wieczność musiałam czekać na swojego męża. Gdy w końcu się pojawił niezmiernie się ucieszyłam, bo nie miałam ochoty siedzieć w takiej ciszy. Kiedy tylko się położył odwróciłam się w jego stronę.
- Pablo... - szepnęłam.
- Myślałem, że śpisz. - powiedział zerkając na mnie.
- Nie śpię. Nie mogę zasnąć. - rzuciłam. - Dziękuję ci za dzisiaj. Wiem, że byłam zła, że wrzuciłeś mnie do tej wody, ale tak serio to świetnie się bawiłam.
- Cieszę się, że ci się podobało. - jego kąciki ust delikatnie się uniosły.
- Wiesz co mnie martwi? To, że został nam tylko tydzień. Wiem, że nie wyjeżdżasz na zawsze i że będziemy ze sobą w kontakcie, ale to nie będzie to samo. Przez telefon nie będę mogła cię przytulić i nacieszyć się twoim ciepłem... - wzięłam głębszy wdech. - Zdaję sobie sprawę z tego, że sama się w to wszystko wpakowałam, bo to ja namówiłam cię na ten wyjazd, ale wiem, że było warto. W końcu spełnisz swoje marzenia. Może niedokładnie w taki sposób, jak chciałeś, ale chociaż w połowie.
- Nie wiem, czy wiesz, ale od parudziesięciu lat, to ty byłaś, jesteś i będziesz moim największym marzeniem. - odparł. - Ale masz trochę racji. Wiem, że wyjazd może być dla nas ciężki, ale dla mnie praca w Hiszpanii jest wspaniałą okazją. Dziękuję, że mnie do tego namówiłaś.
- Dla ludzi, których się kocha, chce się jak najlepiej. - rzuciłam, a on przytulił mnie do siebie.
Po kilku minutach zasnęłam.

Dzień dobry! Jak tam wam życie mija? Mam szczerą nadzieję, że dobrze ;)
I co mogę tutaj jeszcze napisać? Pisanie, że zostały tylko dwa rozdziały do setki jest bez sensu, bo wydaje mi się, że większość z Was potrafi to sama policzyć, ale mimo to, zrobię to i oznajmię wszem i wobec, że do końca pozostało już bardzo niewiele. Teraz nasuwa się pytanie - powinnam się śmiać czy raczej płakać? Bo jak na chwilę obecną mam dość mieszane uczucia :')

Do zobaczenia! ;*
bloggerka

Ps. Ponad 90 tysięcy wyświetleń! Wow, dziękuję. To jest coś niesamowitego ♥

niedziela, 17 kwietnia 2016

Sezon 3 - Rozdział 97 - Chyba nigdy nie przestanę cię podziwiać

Hejka wszystkim!
Zapraszam na nowy rozdział.
Miłego czytania! :D
Od chwili odkąd moja córka wyszła ze szpitala minęło półtora tygodnia. Byłam okropnie z tego powodu szczęśliwa. Gdy wróciła do domu atmosfera zrobiła się weselsza. Uśmiech nawet przez sekundę nie schodził mi z twarzy. Mówiła, że czuje się dobrze i również tak wyglądała. Co prawda, nie mogła jeszcze wrócić do Studia i musiała się nieco ograniczać, lecz mimo to wszyscy byliśmy dobrej myśli. Skoro przeżyła wypadek, dwie ciężkie operacje, stan krytyczny i masę leków, które musiała połykać to obecnie była w naprawdę świetnej sytuacji. Co do jej stosunków z Tomem nie było już tak kolorowo.
Nie pogodzili się tak, jak myślałam ja, jak i Pablo. Pomimo tego nie mieli ze sobą bardzo złego kontaktu. Potrafili rozmawiać i prawie w ogóle się nie kłócili, a nawet jeśli to robili to wtedy, kiedy my byliśmy od nich daleko.
- Mamo, kiedy będę mogła wrócić do szkoły? - zapytała przy śniadaniu.
- Leo mówi, że najwcześniej za pół miesiąca. Musi być pewny, że wszystko jest z tobą dobrze.
Na jej twarzy wymalował się smutek. Nie zdziwiło mnie to. Wiedziałam, że zależało jej na tym, żeby jak najszybciej wrócić do zwykłego trybu życia. Nagle do pomieszczenia wszedł mój mąż posyłając mi uśmiech. Doskonale wiedziałam co ma na myśli.
- Mamy dla was małą niespodziankę... - zaczął. - Rozmawialiśmy z lekarzem na pewien temat. Wpadliśmy na pomysł, ale nie chcieliśmy wam o nim mówić dopóki nie zostałby on zatwierdzony przez doktora.
- O co chodzi tato? - dopytywała nastolatka. - Możesz w końcu powiedzieć?
- Otóż w ten weekend wyjeżdżamy. - powiedział. - Co prawda, niedaleko, bo tylko nad jezioro mojego ojca, ale zawsze coś.
- Naprawdę? - ucieszyła się. - Na całe trzy dni? My wszyscy?
- Tak. - odparłam.
- Ja też? - zapytał nieśmiało Jaquez.
- Ty również. Chyba, że nie chcesz. Nie będziemy cię do niczego zmuszać. - rzucił Galindo.
- Nie. Bardzo chętnie pojadę. - zapewniał chłopak.
- W takim razie świetnie! - cieszyła się Martina. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Tak bardzo wam dziękuję!
Nasza córka była tym wyjazdem okropnie podekscytowana. Pewnie to dlatego, że nareszcie mogła się ruszyć z domu. Ja osobiście nie byłam zbytnio do tego przekonana. Dochodziłam do wniosku, że skoro nie może jeszcze wrócić do Studia powinna zostać w domu. No, ale mój mąż się uparł, a z nim naprawdę nie warto się kłócić. Lecz kiedy poinformowaliśmy ją o tym kompletnie zmieniłam zdanie. Była szczęśliwa, a jeśli mogłam tym sprawić jej radość to również ja ogromnie się z tego cieszyłam.
- O której wyjeżdżamy? Z rana, prawda? Muszę iść się zaraz spakować. Tylko, gdzie jest moja torba? A gdzie będzie spał Tom? Przecież w domku są tylko dwa łózka. Jedno wasze, a drugie moje. Na dodatek, moje jest jednoosobowe...
- Spokojnie kochanie. - przerwał jej jej ojciec. - My z mamą będziemy spali pod namiotem, a wy będziecie mieli wtedy o dwa miejsca więcej.
- Pod namiotem? - spytała pełna nadziei.
- Niestety córciu, ale ty musisz spać w środku. Tam będzie cieplej, a ty nie możesz pod żadnym pozorem się przeziębić.
- Tato, przecież jest lato. Na dworze jest powyżej trzydziestu stopni, w nocy nie schodzi poniżej dwudziestu pięciu. Musiałabym... Tak właściwie nie wiem, co musiałabym zrobić, żeby się rozchorować. - powiedziała. - A do wody chociaż będę mogła wejść?
- Lepiej nie. - odparłam.
- Wiesz, że nie robimy ci tego na złość. - wtrącił Galindo. - Po prostu nie chcemy, żebyś była chora.
- Tak, tak... rozumiem... - posmutniała. - No, ale przynajmniej w końcu się ruszę z domu.
- Dokładnie. - próbowałam ją pocieszyć. - Obiecuję, że jeśli w pełni już wyzdrowiejesz wybierzemy się tam ponownie i wtedy będziesz mogła robić wszystko, na co tylko będziesz miała ochotę.
- Trzymam cię za słowo mamo. - uśmiechnęła się. - A teraz wybaczcie, ale muszę iść się pakować.
- Przecież jedziemy dopiero jutro. - zdziwił się Tom.
- Ale później nie zdążę! - krzyknęła będąc już na schodach.
- Ona tak zawsze? - spytał nastolatek.
- Ym, tak. - odpowiedział mój mąż. - Wyjedziemy jutro po południu, jak tylko wrócisz ze szkoły, więc najlepiej byłoby, gdybyś spakował już dzisiaj rzeczy, które nie będą ci w ciągu dnia potrzebne, a rano dopakujesz resztę i naszykujesz nam swój bagaż.
- Jasne. - przytaknął. - Nie będę chyba potrzebował tam zbyt wielu rzeczy. - stwierdził wstając od stołu. - Muszę już iść, bo inaczej się spóźnię. Cześć. - rzucił wychodząc.
Zostaliśmy w pomieszczeniu sami. Ja kończyłam jeść śniadanie, a Pablo dopijał ostatnie łyki kawy ze swojego kubka.
- Cieszę się, że Leo zgodził się na ten wyjazd. - zaczęłam. - Mimo, że od początku byłam tego przeciwniczką, to teraz jednak się cieszę, że jedziemy. Spędzimy trochę czasu razem.
- Widzisz? Ja zawsze mam doskonałe pomysły. - uśmiechnął się.
- Och, tak. Wybacz, ale zapomniałam. - zaśmiałam się. - Ale wracając. Dobrze, że tam jedziemy. Dawno nas tam nie było. Ciekawa jestem, jak bardzo ten teren jest teraz zaniedbany.
- Czy będziesz bardzo zdziwiona, jeśli ci powiem, że wcale? - spytał.
- Tak. Będę nawet bardzo zdziwiona. - odpowiedziałam. - Przecież to niemożliwe. Od wieków nikt się tam nie pojawił. No chyba, że ja o czymś nie wiem.
- Ekm, no tak się składa, że widocznie ci nie powiedziałem... - stwierdził. - Mój ojciec wynajmuje tam jakąś ekipę ogrodników, którym płaci, a oni o to dbają. Nie pojawiają się tam często, bo tak raz na miesiąc, góra dwa. - odrzekł. - Nie mówiłem ci, bo stwierdziłem, że to w sumie nie jest nic ważnego i nie musisz o tym wiedzieć.
- Naprawdę? To takie trochę... dziwne? Nie, nie jest dziwne. Brakuje mi słowa, żeby to określić. - powiedziałam. - Przynajmniej jak tam przyjedziemy to będziemy mieli pewność, że jesteśmy na działce wypoczynkowej, a nie w dżungli pełnej różnych roślin i zwierząt.
- No widzisz? Są tego jakieś plusy. - uśmiechnął się. - Powinienem ci jeszcze coś powiedzieć.
- Czy to coś bardzo złego? - spytałam po zobaczeniu jego smutnego wyrazu twarzy.
- Nie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zdecydowałem, że od poniedziałku wracam do pracy.
- Opłaca ci się? Przecież za półtora tygodnia wyjeżdżasz do Europy.
- Tak, właśnie dlatego chcę wrócić. Nie chciałbym wyjechać bez pożegnania. Chciałbym jeszcze z nimi odrobinę popracować, bo mimo, że wiem, iż tam również będę miał tak zdolnych uczniów to będzie mi brakowało tych naszych.
- W takim razie ja też wrócę. - odparłam.
- Wiesz, że jeśli nie chcesz, to nie musisz? Jeśli wolisz, możesz zostać tutaj w domu razem z naszą córką.
- No tak, ale chciałabym jeszcze popracować trochę z naszym obecnym dyrektorem zanim wyjedzie on do Hiszpanii. - rzuciłam mu uśmiech. - Słabo go znam, ale wiem, że nie znajdą nawet w połowie tak dobrego w tym zawodzie człowieka na jego miejsce.
- Oj, żebyś się tylko nie zdziwiła. - zaśmiał się. - Pomożesz mi z tymi naczyniami?
- Oczywiście. - odpowiedziałam zbierając talerze ze stołu.

Następnego dnia Martina od rana nie mogła się doczekać wyjazdu. Cały czas próbowała się czymś zająć, lecz mimo to czas okropnie jej się dłużył, a czynności, które robiła szybko się nudziły. Ja natomiast miałam na odwrót. Mimo, że chciałam zdążyć ze wszystkim, co miałam tamtego dnia do zrobienia, nie udawało mi się to. Co chwila zerkałam na zegarek i coraz bardziej się martwiłam, gdy uświadamiałam sobie, co jeszcze mnie czeka. Gdy w końcu Tom wrócił ze Studia moja córka wbiegła na górę, żeby mnie o tym poinformować.
- Mamo, mamo! Tom już jest! Za ile jedziemy?
- Pewnie za kilkanaście minut. - odpowiedziałam. - Pytałaś tatę?
- Powiedział, że to zależy od ciebie.
- W takim razie skończę pisać mail'a do Lucasa i możemy jechać.
- Tylko się pośpiesz. - poprosiła.
- Dobrze, zaraz zejdę na dół. Możecie w tym czasie zanieść bagaże do samochodu.
- One są już tam od dawna. - zapewniła mnie.
Skończyłam wiadomość słowami: "Buziaki, Angie" i zamknęłam laptop. Odłączyłam telefon z ładowarką od kontaktu i włożyłam do kieszeni. Gdy pojawiłam się na dole chwyciłam jeszcze do ręki jabłko i ruszyłam do garażu, gdyż jak się okazało, wszyscy byli już w aucie gotowi do wyjazdu. Wsiadłam do pojazdu i gdy tylko zapięłam pasy ruszyliśmy w drogę. Mijała nam ona bardzo przyjemnie. Śpiewaliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się... Poczułam wtedy, jak bardzo mi tego wszystkiego brakowało przez ostatnie kilka miesięcy.
- Mamo, znasz kogoś takiego jak Maksymilian Ponte? - spytała nastolatka.
Musiałam przez chwilę przeskanować swoją bibliotekę nazwisk ludzi jakich znałam zanim odpowiedziałam jej na to pytanie.
- Tak, kochanie. Skąd to pytanie?
- Dał mi follow i jest jakimś zweryfikowanym kontem. Ma ponad osiemset tysięcy obserwujących, a ja go nawet nie kojarzę. Kto to jest?
- Przyjaciel Violetty. Był z nią w jednej grupie w Studio.
- Chwila... - mruknęła patrząc się w telefon. - Jest producentem muzycznym?!
- Z tego co kojarzę, to tak. Wydał chyba wszystkie płyty Violi i Francesci.
- Napisał do mnie wiadomość! - krzyknęła uradowana.
- Co napisał? - zapytał Pablo.
- "Jak tam?". - zacytowała. - On mnie zna?
- Można tak powiedzieć. Urodziłaś się, kiedy on był w ostatniej klasie, więc może cię kojarzyć.
- Oh mío Dios! - cieszyła się.
Niecałą godzinę później dojechaliśmy na miejsce. Mój mąż miał rację. Wszystko było zadbane. Trawa została skoszona, żywopłot przycięty, a w domku było nawet odkurzone. Wnieśliśmy wszystkie rzeczy do środka. Pierwsze co zrobiłam to poszłam się przebrać, bo w dżinsach było mi nieco za gorąco. Żadne z nas nie wzięło kostiumów kąpielowych, aby Martinie nie zrobiło się przykro, że ona nie może się kapać. Założyłam krótkie spodenki i bluzkę na ramiączka, a następnie wyszłam z łazienki i zaczęłam szukać reszty mojej rodziny. Znalazłam ich na pomoście nad wodą. Siedzieli obok siebie trzymając spuszczone z niego nogi.
- Co robimy? - zapytałam siadając obok mojego męża.
- Tom pomyślał, że moglibyśmy przejść się na spacer wzdłuż brzegu, a później rozpalić ognisko i trochę pośpiewać.
- Mamy gitarę? - spytałam.
- Tak. Przywieźliśmy jedną, a z tego co pamiętam, w domku była druga.
Jeszcze przez chwilę żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. Dopiero po paru minutach Martina wstała i powiedziała, żebyśmy już szli, bo niedługo zrobi się ciemno. Tak też zrobiliśmy. Ściągnęliśmy buty, które zostawiliśmy przy samochodzie i ruszyliśmy w drogę. Ja z moim mężem szliśmy z tyłu trzymając się za ręce, a nastolatki szły przed nami rozmawiając o czymś mało ważnym. Jednak po jakimś czasie zdecydowali się, że to nas puszczą przodem. Nie mogłam ich już wtedy zbytnio obserwować, ale i tak nie zamierzałam tego robić, gdyż byłam zajęta rozmową z Galindo.
- Cieszę się, że tutaj jesteśmy.
- Ja również. Chciałem spędzić razem z wami kilka chwil zanim wyjadę.
- Chyba nigdy nie przestanę cię podziwiać. - uśmiechnęłam się.
- Mamo, to prawda, że rodzice Toma zgodzili się, żeby został u nas do końca roku szkolnego? - przerwała mi nagle moja córka.
- Tak. Stwierdzili, że nie ma sensu, żeby kilka miesięcy przed jego końcem zmieniał szkołę. - odpowiedziałam.
- To świetnie! - ucieszyła się i z tego co zauważyłam, rzuciła mu się na szyję.
Około godziny dziewiątej wróciliśmy z powrotem na nasz pomost. Każdy z nas wziął swoją parę butów i ruszyliśmy do ogniska. Pablo razem z byłym chłopakiem naszej córki rozpalili ogień, a my przygotowałyśmy przekąski. Następnie usiedliśmy wszyscy dookoła i smażyliśmy sobie kiełbaski. Niestety, miałam pecha i swoją okropnie przypaliłam, ale i tak była pyszna. Po zjedzonym posiłku sięgnęliśmy instrumenty i muzykowaliśmy dopóki nie zachciało nam się spać. Gdy stwierdziliśmy, że potrzebujemy już snu ruszyliśmy do łóżek. Martina do naszego, Tom do Martiny, a ja z Galindo do namiotu. Przebrałam się w piżamę w namiocie, gdy mój mąż gasił resztki ognia. Kiedy do mnie przyszedł leżałam już gotowa do snu.
- Coś czuję, że dzisiaj w nocy ktoś tutaj się zejdzie. - oznajmił wchodząc do środka.
- Sądzisz, że porozmawiają ze sobą i wrócą do siebie? - spytałam.
- Nie do końca o taki sposób mi chodziło, ale jesteś blisko.
- Pablo, chyba nie myślisz, że oni...
- Owszem, myślę. - przerwał mi.
- Jesteś okropny. - powiedziałam. - Przecież oni są ze sobą skłóceni.
- Skłóceni? Jeśli myślisz, że ich relacja tak wygląda, to niestety muszę cię zmartwić, ale nie masz racji. - stwierdził. - Naprawdę tego nie widzisz?
- Widzę, ale znam naszą córkę i wiem, że ona nie byłaby w stanie tego zrobić.
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tak. Nie. Nie wiem. - odparłam. - Dobrze, może masz trochę racji. A z resztą skończmy ten temat. To nie nasza sprawa, co oni tam robią.
- Wiesz co ci powiem? - spytał. - Uwielbiam to jak udajesz, że w ogóle cię coś nie obchodzi, a tak naprawdę na myśl o tym nie możesz usiedzieć w miejscu.
- A wiesz co ja ci powiem? Że jesteś potworny. - powiedziałam zaciągając śpiwór na twarz i obracając się plecami do niego.
- Angie, daj spokój. Tak tylko żartowałem. Nie myślę tak na serio. - mówił przysuwając się do mnie.
Tak naprawdę nie byłam na niego obrażona, ale stwierdziłam, że nie będę się do niego odzywać. Chciałam mu w ten sposób pokazać, że denerwuje mnie jego takie zachowanie. Kiedy położył na moim brzuchu swoją dłoń energicznie złapałam ją swoją ręką i odsunęłam od siebie jak najdalej mogłam.
- Kochanie, nie gniewaj się, proszę. - szepnął.
Dopiero wtedy zauważyłam, że on na poważnie się tym przejął, lecz mimo to byłam stanowcza i nadal z nim nie rozmawiałam.
- Angeles.. - mruknął mi na ucho.
Miałam nadzieję, że zaraz mi da spokój i będę mogła zasnąć, lecz się pomyliłam. Przytulił się do mnie, a ja zaczęłam próbować wyrwać się z jego uścisku, ale nie potrafiłam. Bardzo mocno mnie trzymał. Miał o wiele więcej siły ode mnie.
- Nigdzie mi nie uciekniesz. - usłyszałam.
Obróciłam niepewnie twarz w jego stronę, a on od razu mnie pocałował. Nasze usta topiły się we wspólnych pocałunkach.
Przez chwilę byłam nieco zdziwiona, ale nie mogłam się temu oprzeć i zaczęłam je odwzajemniać. Jego dłoń powędrowała wzdłuż mojego ciała w górę aż do mojej twarzy, gdzie zetknęła się z policzkiem, na którym już została. Po dłuższej chwili obrócił się w taki sposób, że był nade mną. Miałam wrażenie, że całuje mnie z jeszcze większą namiętnością niż wcześniej. Nagle rozłączył nasze wargi i spojrzał na mnie.
- Już wszystko gra? - zapytał.
Nie odpowiedziałam nic. Leżałam wpatrzona w jego oczy. Nie chciałam, żeby mógł z mojej twarzy odczytać jakąkolwiek emocję. Starałam się nie uśmiechać, ale czułam, że nie za bardzo mi to wychodzi. Przygryzłam dolną wargę, a on się zaśmiał.
- Co? - rzuciłam.
- Nic. Znam cię. - odparł. - I doskonale wiem, że wcale nie byłaś na mnie zła.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale wiedziałam co. Najzwyczajniej w świecie odwróciłam wzrok spoglądając na jego śpiwór. Wtem on ponownie delikatnie musnął moje usta swoimi.
- Kocham cię... - wyszeptał tak cicho, że prawie tego nie usłyszałam.

Cześć i czołem! Co sądzicie o rozdziale? Mam nadzieję, że się podobał ^_^
Niestety, nie udało mi się wstawić w tym tygodniu dwóch rozdziałów, ale wierzę, że mi to wybaczycie. Tak samo, jak to, że dzisiejszy rozdział pojawił się tak późno :D
Jeśli są tutaj jacyś trzecioklasiści chciałabym życzyć Wam powodzenia na egzaminach. Jeśli chociaż trochę uważaliście na lekcjach będzie dobrze, zobaczycie. Trzymam za was kciuki ;)

Do następnego! ;*
bloggerka

niedziela, 10 kwietnia 2016

Sezon 3 - Rozdział 96 - Powiedz mi, bo jeśli tak, to chciałbym wiedzieć, jak mogę to naprawić

Cześć!
Zapraszam na rozdział 96.
- Z Tomem wszystko w porządku. - odpowiedział lekarz.
- W takim razie dlaczego dzwonisz z jego telefonu? On jest w szpitalu? A może to ty go gdzieś znalazłeś? - dopytywałam.
- On jest w szpitalu. - odrzekł Leo.
- Dlaczego tam jest? Coś się stało? - z każdą chwilą martwiłam się coraz bardziej.
- Spokojnie Angie, wszystko z nim dobrze. Nic mu nie jest. Po prostu przyszedł do Martiny.
- Jakie szczęście... - mruknęłam.
- Chciałem cię poinformować, że wasza córka się obudziła.
- Dlaczego...? - miałam zadać kolejne pytanie, lecz właśnie w tamtym momencie dotarło do mnie co powiedział doktor. - Chwila... że co?
- Tak, dobrze usłyszałaś. Obudziła i czeka na was.
- Niemożliwe! - krzyknęłam z wrażenia. - Zaraz tam będziemy! Powiedz jej, żeby się nie martwiła, będziemy jak najszybciej tylko się da. Już jedziemy! - mówiłam.
Kiedy się rozłączyłam wbiegłam do naszej sypialni nie myśląc o tym, że mój mąż może spać. Z resztą to nie miało większego znaczenia, gdyż i tak zaraz miałam go obudzić.
- Coś się stało? - zapytał zaspany.
- Nasza córka się obudziła! - odpowiedziałam mu pełna energii. - Wstawaj, musimy do niej jechać! No już, jak najszybciej!
Pablita ta informacja również rozbudziła, ponieważ szybko wstał z łóżka i podszedł szybszym krokiem do szafki z ubraniami. Wyciągnął z niej bluzę i jakieś dżinsy, które na siebie włożył. Ja natomiast musiałam się całkowicie przebrać. Ściągnęłam z siebie piżamę i założyłam pierwszą bluzkę i spodnie jakie tylko wpadły mi w ręce.
- Gdzie są klucze? - spytał mój mąż, kiedy zeszliśmy na dół.
- Sprawdź w mojej torbie. - rzuciłam zakładając w pośpiechu buty. - Są? - zapytałam po chwili.
- Tak. - odpowiedział. - Jak ty tam mieścisz tyle rzeczy? - zdziwił się.
- Kobieca magia. - odparłam z uśmiechem. - Możemy jechać?
- Jak najbardziej.
Kilka chwil później siedzieliśmy w samochodzie, w drodze do szpitala gdzie leżała nasza córka. Obudziła się. OBUDZIŁA SIĘ. Nadal nie potrafiłam przyswoić tej informacji. Nie mogłam się doczekać kiedy wejdę do niej na salę, a ona się chociażby do mnie uśmiechnie. Tak okropnie chciałam tam już być i zobaczyć, że naprawdę jest już dobrze. Wiedziałam, że w kiedyś tak będzie. Czyżbym nareszcie się doczekała?
- Jesteś pewna, że Martina się wybudziła? - spytał nagle mój mąż.
- Tak. Leo do mnie dzwonił z telefonu Toma. Powiedział, że chłopak tam jest, a nasza córka właśnie otworzyła oczy. Pablo, czy to nie cudowne?
- To jest cudowne. - odpowiedział. - Tylko nie wydaje mi się do końca zbyt wiarygodne. Może jestem w błędzie, ale mam jakieś złe przeczucia.
- Obyś się mylił. - rzuciłam.
- Oby tak było. - mruknął cicho.
Piętnaście minut później zaparkowaliśmy przed szpitalem i wysiedliśmy z auta idąc w kierunku drzwi. W szybkim tempie weszliśmy na piętro, na którym leżała najmłodsza dziewczyna z rodziny Galindo i szybko znaleźliśmy się pod jej salą. Zanim weszliśmy do środka zdecydowaliśmy się nieco wyciszyć i uspokoić, aby przypadkiem jej nie wystraszyć. Kiedy byliśmy już w miarę ogarnięci delikatnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka razem z Pablitem. Gdy znaleźliśmy się w środku wzrok naszej córki, jak i Toma skierował się w naszą stronę.
- Mama... tata... - usłyszałam. - Jak fajnie, że jesteście...
- Córciu... - wyszeptałam.
Nie mogłam powstrzymać łez. Podeszłam do niej i złapałam ją za dłoń chowając głowę w swojej ręce. Byłam tak bardzo szczęśliwa. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo.
- Nie płacz mamo. Przecież wszystko jest dobrze. - powiedziała.
Spojrzałam na nią i przejechałam palcami po jej policzku. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Gdybym mogła skakałabym wysoko w celu pokazania swojej radości.
- Tak się cieszę, że się już wybudziłaś. - powiedziałam. - Wiesz jak było nam wszystkim bez ciebie pusto?
- Jak tam księżniczko? - rzucił ojciec nastolatki podchodząc do łóżka, na którym leżała. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - odpowiedziała. - A co tam u ciebie? - dodała śmiejąc się.
- Po staremu. - odrzekł Pablito zerkając na Toma. - Czy ona...?
- Tak, wie już. - przerwał mu chłopak. - Mam nadzieję, że się nie gniewacie.
- Wyjaśniliście sobie już wszystko? - spytałam.
- Nie, za mało czasu spędziliśmy razem. - odparł nastolatek. - Ale na pewno jeszcze zdążymy to zrobić.
- Dokładnie. - przytaknął mój mąż. - Tom powiem ci, że Angie nie mogła w nocy spać, bo tak się o ciebie martwiła. Gdy tylko usłyszała jakiś odgłos to od razu miała wrażenie, że to ty i chciała iść to sprawdzić.
- Naprawdę? - zdziwił się siedemnastolatek. - Przepraszam, nie chciałem, żeby tak było. Po prostu chciałem dłużej posiedzieć z Martiną.
- Daj spokój. Pablo jak zawsze dramatyzuje. - stwierdziłam.
- Ja? Ja dramatyzuję? A kogo cały czas musiałem zapewniać, że z Tomem jest wszystko w porządku? Że jest dużym chłopcem i sobie poradzi?
- No dobrze, masz rację. - mruknęłam od niechcenia. - Kochanie, masz na coś ochotę? Potrzebujesz czegoś? Może ci coś przynieść? - zwróciłam się do swojej córki.
- Nie, dziękuję mamo. - odpowiedziała, a chwilę po tym w pomieszczeniu pojawił się lekarz.
- Dzień dobry, a raczej dobry wieczór. - przywitał się z nami. - Jeśli was obudziłem, najmocniej przepraszam, ale wydaje mi się, że było warto przerwać sen, nieprawdaż?
- Jak najbardziej. - wtrąciłam.
- No więc, co mogę wam powiedzieć? Martiny stan jest stabilny. Wszystko zaczyna wychodzić na prostą. Wybudziła się, a to już spory krok do przodu. Myślę, że niebawem będzie w pełni zdrowa.
- Kiedy będzie mogła wrócić do domu? - zapytał mój mąż.
- Nie jestem tego jeszcze pewien, ale wydaje mi się, że w ciągu dwóch, trzech tygodni. Oczywiście będziemy ją obserwowali i będę kontrolował czy wszystko jest w porządku. - powiedział. - Teraz niestety muszę poprosić was o opuszczenie pokoju, gdyż pacjentka musi odpocząć. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zdążyliście zamienić ze sobą zbyt wielu słów, ale takie są procedury. Wpadnijcie jutro rano.
- Oczywiście. - przytaknęłam.
Pożegnaliśmy się z naszą córką mocno ją wycałowując i przytulając, po czym wyszliśmy z pomieszczenia i we troje udaliśmy się do samochodu. Kilka minut później każdy z nas był już w swojej sypialni. Chciałam zamienić jeszcze parę słów z Tomem, ale wiedziałam, że jest on bardzo zmęczony i nie chciałam go jeszcze bardziej wymęczać. Po za tym na następny dzień musiał wstać do Studia, a zostało mu niewiele, bo tylko cztery godziny snu. Stwierdziłam, że przy śniadaniu zaproponuję mu, żeby został w domu i się wyspał. O ile w ogóle wstanie na śniadanie. A jeśli nie, to nie zamierzałam go budzić.
- Szalony dzień, nie? - rzucił Pablo wchodząc do pokoju.
- Tak. - odparłam. - Nie wierzę, że w końcu jest tak dobrze. Przecież jeszcze niedawno było źle. Ty byłeś chory, Martina była w stanie krytycznym... To co dzieje się teraz wydaje
mi się czymś wspaniałym.
- Bo to co się dzieje, jest wspaniałe. - stwierdził. - Nie każdy ma tyle szczęścia ile nasza córka.
- A co myślisz o jej związku z Tomem? - zapytałam. - Nie wyglądała, jakby była na niego zła.
- Może jednak zdążyli sobie coś wyjaśnić? Albo po prostu nie miała siły się z nim kłócić. Mimo to wiem, że się pogodzą i wrócą do siebie. Jestem tego pewien. Nie mogłoby być inaczej.
- Mam takie samo zdanie. Nawet jeśli to nie jest jej jedyny, ten na całe życie, to mam wrażenie, że to jeszcze nie jest pora na zakończenie tego rozdziału.
Nie odpowiedział nic. Kiwnął głową w tak dziwny sposób, że nawet nie wiedziałam, czy w ten sposób przyznaje mi rację, czy raczej próbuje pokazać, że się ze mną nie zgadza, ale nie miałam ochoty na dłuższą rozmowę. Chciałam już spać. Sen był mi w tamtym momencie bardzo potrzebny. Odrobinę byłam zdziwiona, że nie padłam jeszcze z przemęczenia, ale przecież nie mogłam przez nadmiar hormonów szczęścia, adrenaliny czy czegoś tam innego co tak bardzo mnie pobudziło. Wtuliłam się w swojego męża i zasnęłam.
- Myślałaś kiedyś jak to jest stracić bliską, bardzo ci bliską, osobę? Osobę, bez której nie wyobrażasz sobie swojego życia? Osobę, która była dla ciebie najważniejsza? Osobę, która znaczy dla ciebie wszystko? Osobę, która jest twoim całym światem? Nie? No więc właśnie. Pomyśl teraz, co czuję ja. Straciłem ją w bardzo młodym wieku. Była moim jedynym powodem do życia. Teraz już wiesz kim jestem?
Obudziłam się. Miałam nadzieję, że nie dawałam przez sen znaków, że śni mi się koszmar. Poleżałam chwilę i nasłuchiwałam czy Pablo śpi. Spał. Nie obudziłam go. Dobrze. Zamknęłam oczy i spróbowałam ponownie zasnąć. Udało mi się to szybciej niż się spodziewałam.
Był ciepły, kwietniowy dzień. Postanowiłam, że zrobię swojemu mężowi małą niespodziankę i odwiedzę go w Hiszpanii. Odkąd tylko wpadłam na ten pomysł byłam bardzo podekscytowana. Planowałam każdy najmniejszy szczegół. Postanowiłam, że Martinę zostawię samą z Tomem w naszym domu i polecę do Sewilli na dwa, trzy dni. Wzięłam wolne w Studio, kupiłam bilet na samolot i nim się obejrzałam już w nim siedziałam. Gdy wylądowałam i odnalazłam swoją walizkę pobiegłam złapać jakąś taksówkę. Podałam adres i dwadzieścia minut później znalazłam się pod jego domem. Nacisnęłam na odpowiedni guzik w domofonie, lecz bezskutecznie. Spróbowałam jeszcze dwa razy. Nic. Przez myśl mi przeszło, że mój ukochany może być w pracy. Pamiętałam, że kiedyś przysłał mi adres tamtejszego Studia, więc wyjęłam komórkę i zaczęłam go szukać. Zajęło mi to tylko parę chwil. Wsiadłam do samochodu i podałam kierowcy nowe miejsce, do którego miał mnie zawieźć. Dwie minuty później stałam przed europejskim Studio. Nie różniło się bardzo od tego latynoamerykańskiego. Nazwa taka sama, wygląd budynku również. Weszłam do środka i wcale nie zdziwiło mnie to, że pokój nauczycielski znajdował się dokładnie w tym samym miejscu, co w Argentynie. Zapukałam. Po chwili usłyszałam głośne "proszę".
- Dzień dobry. Nazywam się Angeles Galindo...
- Pani jest zapewne żoną naszego dyrektora? - spytał mnie jakiś wysoki facet wyglądający na bardzo młodego. - Nazywam się Petrucio. Uczę tutaj tańca. Bardzo miło mi panią poznać.
- Dziękuję. Mnie również. - odparłam. 
- Natomiast ja nazywam się Simon. - wtrącił drugi z mężczyzn przebywających w pomieszczeniu. - Uczę śpiewu. Z tego co mi wiadomo pani również się tym zajmuje.
- Tak. Można powiedzieć, że jestem pana argentyńską wersją. - zaśmiałam się. - Szukam mojego męża. Gdzie mogę go znaleźć?
- Z tego co mi wiadomo, Pablo jest teraz bardzo zajęty i nie wiem, czy wypada mu przeszkadzać... - stwierdził pierwszy z poznanych mi nauczycieli. - Oczywiście nie wydaje mi się, że jego ukochana osoba mogłaby mu przeszkodzić, ale...
- W takim razie chyba prościej będzie jeśli pan po prostu powie mi, gdzie on jest. - uśmiechnęłam się.
- U siebie, w gabinecie.
- Drugie drzwi po lewo?
- Naturalnie.
Opuściłam owe pomieszczenie i skierowałam się w stronę pokoju obok, w którym rzekomo miał być Galindo. Ucieszyłam się, że zaraz się z nim zobaczę. Po siedmiu miesiącach rozłąki w końcu mogłam go przytulić. Energicznie zapukałam, a następnie nacisnęłam klamkę. Ku moim oczom ukazał się obraz, który sprawił, że moje serce rozpadło się na miliardy małych kawałków.
- Angie! - rzucił Pablo odsuwając się szybko na drugi koniec gabinetu - Co ty tutaj robisz?
Gdy otworzyłam drzwi zobaczyłam swojego męża, który przyciskał do ściany jakąś kobietę. Jego dłonie błądziły gdzieś pod jej bluzką, a ona targała mu włosy. Oboje oddawali sobie namiętne pocałunki. Na jego karku dostrzegłam kilka śladów po szmince, a na jej szyi nie dało się nie zauważyć ogromnej malinki. Nie wykluczone, że gdybym się tam nie pojawiła mogłoby dojść do czegoś więcej.
- Zapewniam cię, że to nie tak, jak myślisz. - powiedział.
Nie mówiłam nic. Stałam tam i patrzyłam się na niego z żalem. Skłamał mnie... Oszukał mnie...
Ponownie się obudziłam, lecz tym razem nie podskoczyłam ze strachu. Gdy otworzyłam oczy poczułam, że po policzkach spływają mi łzy. Nie sądziłam, że przez sen można się popłakać, ale jak się okazało, jednak można. Z jednej strony w tamtym momencie chciałam przytulić się do swojego męża i usłyszeć od niego, jak bardzo mnie kocha, a z drugiej poczułam do niego ogromną niechęć. Tak, jakby to co mi się przyśniło, wydarzyło się naprawdę. A przecież tak się nie stało. Przynajmniej miałam taką nadzieję. Przetarłam oczy. Zerknęłam na zegarek, aby sprawdzić godzinę. Wybiła równo piąta nad ranem. Wiedziałam, że już nie zasnę, bo gdybym tylko zamknęła oczy to przed nimi pojawiłby mi się obraz tej kobiety i mojego męża. Dlaczego mi się to przyśniło? Przecież Pablo był wobec mnie wierny. O wiele bardziej niż ja wobec niego. Wierzyłam mu, że jeśli wyjedzie nasze uczucia nie wygasną. Ale... co ja na ten temat mogłam wiedzieć...
- Tylko proszę, nie mów, że śniło ci się coś dotyczącego Martiny. - usłyszałam nagle.
- Nie... - odpowiedziałam odsuwając się nieco od Galindo.
- W takim razie co? - spytał.
- Nie ważne. - rzuciłam oschle.
- Nabroiłem coś? Powiedz mi, bo jeśli tak, to chciałbym wiedzieć, jak mogę to naprawić.
- Nic nie zrobiłeś, po prostu... Po prostu zastanawia mnie jedna rzecz. - rzuciłam. - Czy uważasz, że byłbyś w stanie mnie zdradzić? Odpowiedz szczerze.
- Co? Chyba sobie żartujesz.
- Nie żartuję Pablo. Pytam całkiem szczerze. Czy sądzisz, że będąc w Sewilli mógłbyś mnie zdradzić?
- Pozwól, że ci coś wyjaśnię. - zaczął. - Będzie krótko i na temat. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Znaczysz dla mnie naprawdę wiele. Nie potrafiłbym cię świadomie
skrzywdzić. Nigdy. Przenigdy. Rozumiesz? - powiedział. - Mogę wiedzieć, co sprawiło, że masz wątpliwości co do mojej wierności?
- Sen... zły sen... - westchnęłam. - Przepraszam. Po prostu myśl o tym, że dotykasz inną... Że oddajesz jej pocałunki... Szepczesz jej na ucho coś, co do tej pory słyszałam tylko ja... - urwałam.
- Bardzo cię kocham. - odparł. - Bardzo Angeles. Nad życie. Nie ma takiego słowa, którym byłbym wstanie oznajmić ci, co do ciebie czuję.
- Tak, masz rację. - odrzekłam. - Przepraszam. Teraz mi głupio z tego powodu, że w ogóle przez myśl mi przeszło, że byłbyś w stanie zrobić coś takiego. Przepraszam.
- Uznam, że to nigdy nie miało miejsca, co ty na to? - zaproponował.
- Świetny pomysł. - uśmiechnęłam się. - Kocham cię. - dodałam.
Zaśmiał się cicho, a następnie położył swoją rękę na moim biodrze i przyciągnął mnie do siebie. Stykaliśmy się wszystkimi częściami ciała. Czułam na swojej twarzy jego regularny oddech. Pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Dobranoc najdroższa... - wyszeptał mi do ucha.
I ku mojemu zdziwieniu, jednak ponownie zasnęłam. Rozmowa z nim sprawiła, że poczułam się lepiej. Jak ja mogłam w ogóle w niego zwątpić? Przecież mój mąż jest ideałem mężczyzny chodzącym po tej ziemi. Nie wykluczone, że nie raz obok niego przeszła ładniejsza kobieta i przez myśl, mu przeszło coś, co nie powinno, ale mimo to był wierny. I to była jego zaleta. Potrafił być wierny, nawet w momentach, gdy pokazywałam mu, że ja tak nie umiem. Poprawka, kiedyś tak nie potrafiłam. Dzisiaj sobie nie wyobrażam, żebym mogła go skrzywdzić w ten sposób.
- Żebyś tylko zdawała sobie sprawę, ile tak naprawdę dla mnie znaczysz, wszystko byłoby prostsze... - szepnął, gdy zapewne myślał, że śpię.
Delikatnie uniosłam kąciki ust, gdyż nie chciałam mu pokazywać, że jednak jest inaczej. Ponownie zrobiło mi się głupio. Zbyt często dawałam mu powody do tego, żeby myślał, że już mi na nim nie zależy, albo, że nie zdaję sobie sprawy z tego, co on do mnie czuje. On przez cały czas dawał mi poczuć się kochaną przez drugą osobę, a ja? Czy ja w ogóle kiedykolwiek sprawiłam, że poczuł się kochany i doceniony? Miałam nadzieję, że tak, ale nie wiedziałam tego na pewno.

Dzień dobry wszystkim! Jak się macie? Mam nadzieję, że rozdział się podobał ;)
A tak trochę z innej beczki - widział ktoś może nowy teledysk Tinity? Mnie osobiście bardzo się podoba i nie mogę się doczekać premiery jej płyty, jak i filmu <3
Nie mam pojęcia, co mogłabym jeszcze napisać, dlatego wstawię tutaj takie ładne selfie z planu Violetty 3 *.*


Widzimy się w następnym rozdziale! ;*
bloggerka

wtorek, 5 kwietnia 2016

Sezon 3 - Rozdział 95 - Naprawdę nie uważasz, że jesteśmy na to za starzy?

Cześć wszystkim!
Zapraszam na nowy rozdział.
Miłej lektury :D
- Angeles... - usłyszałam. - Angie... kochanie... wstawaj. Już dwunasta.
- Tak, tak... - mruknęłam obracając się na drugi bok.
Dzień wcześniej, gdy Pablo poszedł z Tomem na mecz ja zdecydowałam, że spędzę ten czas aktywnie. Spakowałam swoje dresy, buty sportowe, butelkę wody oraz ręcznik i wybrałam się do pobliskiej siłowni na zajęcia fitnessu. Kiedy wróciłam do domu kilka godzin później byłam tak zmęczona, jak i wykończona, że miałam problem z wejściem na piętro. Gdy cudem się tam wdrapałam od razu położyłam się na łóżku i zasnęłam. Po jakimś czasie obudził mnie mój mąż, gdyż martwił się o mnie. Wytłumaczyłam mu, co robiłam, a następnie poszłam wziąć kąpiel w wannie. Wszystko okropnie mnie bolało. Uświadomiłam sobie, jak dawno nie dbałam o swoją kondycję fizyczną. Kilkanaście lat temu biegałam każdego dnia z Galindo, ale to było wtedy, gdy byliśmy jeszcze przyjaciółmi, czyli naprawdę dawno.
- Wiem, że nie masz siły, ale nie możesz całego dnia spędzić w łóżku. - powiedział.
- Ale mam wszędzie zakwasy... - wymruczałam.
- No właśnie. Musisz się poruszać, żeby je rozchodzić.
- Na prawdę nie mam siły... - odparłam.
- Dobrze, poleż sobie jeszcze. Przyniosę ci śniadanie. - odparł całując mnie w czoło.
- Dziękuję. - rzuciłam i schowałam głowę w poduszkę.
Miałam wrażenie, że każda, nawet najmniejsza cześć ciała, odczuwała ogromny ból, ale mimo to czułam się świetnie. W końcu zrobiłam coś dla siebie. Pomimo, iż nie mogłam ruszyć nawet palcem byłam z siebie dumna. Kilka minut później w pokoju ponownie pojawił się Pablo, który niósł w ręce tackę z jedzeniem. Poprosił, abym usiadła. Przyznam, że miałam z tym większy problem, ale jakoś dałam radę. Podał mi moje śniadanie, a następnie usiadł obok mnie.
- Myślisz, że będziesz w stanie się dzisiaj stąd ruszyć? - zapytał.
- Jak bardzo się postaram, to może mi się uda, a co? - odpowiedziałam.
- Bo chciałem dzisiaj wyjść z tobą wieczorem.
- A możemy? - rzuciłam.
- Dlaczego niby nie? - zdziwił się.
- No bo Tom...
- Tom tutaj mieszka, więc nic się nie stanie, jak zostanie na parę godzin sam. Po za tym, on wychodząc ze znajomymi nie zastanawia się nad tym, czy nam nie będzie z tego powodu przykro.
- On ma osiemnaście lat, a my ponad dwa razy więcej.
- I co z tego? - spytał. - Jeśli jeszcze mamy siłę możemy się bawić.
- W takim razie, gdzie chciałbyś iść?
- Dzisiaj w parku jest festiwal. Będą koncerty na żywo, jakieś stoiska i inne atrakcje.
- Naprawdę nie uważasz, że jesteśmy na to za starzy? - odrzekłam z uśmiechem.
- Nie. - odparł. - Wyglądamy młodo. - stwierdził. - Tylko, co z tymi twoimi zakwasami? Bo jeśli nie możesz ruszyć się z łóżka, to raczej nici z naszych planów.
Nagle nabrałam ogromnej ochoty, aby się tam pojawić. Nie wykluczone, że to mogła być ostatnia okazja, aby trochę poszaleć nim mój mąż wyjedzie z kraju. Na prawdę chciałam tam być. Jedyny problem był w tym, że okropnie wszystko mnie bolało.
- Spróbuję je rozruszać jak tylko zjem śniadanie. - powiedziałam.
- W takim razie świetnie. - odparł. - Ja teraz pójdę zacząć robić obiad, bo Tom wraca ze Studia za dwie godziny i dobrze byłoby, gdyby jedzenie już wtedy było gotowe. Później możemy przejść się jeszcze do Martiny, żeby sprawdzić, czy wszystko jest u niej w porządku.
- A o której chcesz iść do parku? - zapytałam.
- Myślę, że o osiemnastej, ponieważ od tej godziny są przewidziane najlepsze atrakcje. W każdym razie tak pisało na plakacie.
- No dobrze. - mruknęłam.
Porozmawialiśmy jeszcze przez moment, a następnie mój mąż wyszedł z sypialni i udał się do kuchni, natomiast ja, gdy skończyłam posiłek wstałam z łóżka i próbowałam się trochę poruszać. Z każdym ruchem zakwasy coraz bardziej przypominały mi o swoim istnieniu, ale starałam się je ignorować. Zrobiłam kilkanaście przysiadów i skłonów, co sprawiło, że poczułam się nieco lepiej. Powtórzyłam owe ćwiczenia jeszcze kilka razy, po czym sięgnęłam tackę, na której Pablo podał mi jedzenie i zeszłam z nią na dół. Naczynia włożyłam do zmywaki i usiadłam na krześle przy stoliku.
- I jak tam? Ćwiczyłaś? - spytał Galindo.
- Tak. Trochę mi przeszło. Za jakieś pół godziny zrobię znowu kilka ćwiczeń. I znowu. I znowu. I znowu. No i może w końcu przejdzie.
- Na pewno przejdzie. - zapewniał.
- Co dzisiaj gotujesz? - zapytałam.
- Lazanię. - odpowiedział. - Podobno Tom bardzo ją lubi.
- Albo mi się wydaję, albo zacząłeś go z powrotem lubić. - rzuciłam z uśmiechem.
- No może... - odparł. - Zawsze go lubiłem, tylko nie podobało mi się to, że skrzywdził moją córkę. Po za tym jest całkiem spoko.
- Całkiem spoko? - powtórzyłam nie dowierzając.
- Tak.
Tamtego dnia już więcej nie rozmawialiśmy na ten temat. Po jego odpowiedzi spytałam, czy mogę mu w czymś pomóc, a on przydzielił mi zadanie. We dwoje gotowanie minęło nam znacznie szybciej i przyjemniej. Jak się okazało, były chłopak naszej córki skończył zajęcia wcześniej, gdyż Gregorio musiał pilnie wyjść zwalniając grupę z ostatniej godziny lekcyjnej. Zjedliśmy obiad słuchając opowieści Jaqueza o tym, co wydarzyło się tamtego dnia w Studio. Bardzo lubiłam ich słuchać, bo mimo, że nie przebywałam tam ostatnio, to przynajmniej wiedziałam, co się tam działo. Kiedy zjedliśmy posiłek, zgodnie z planami mojego męża udaliśmy się do szpitala, aby odwiedzić Martinę. Gdy rozmawialiśmy z lekarzem okazało się, że nic się nie zmieniło. Z jednej strony to dobrze, bo jej stan się nie pogorszył, a z drugiej źle, gdyż się nie polepszył. Mimo to wiedziałam, że niebawem będzie lepiej, bo przecież musi. Wróciliśmy do domu o szesnastej. Miałam jeszcze dwie godziny do naszego wyjścia, w związku z czym postanowiłam zadzwonić do Lucasa. Wysłałam mu SMSa z pytaniem, czy możemy porozmawiać przez wideo-rozmowę, na co on odpisał twierdząco. Włączyłam laptop i rozmawiałam z nim bardzo długo. Skończyłam, gdy zbliżała się osiemnasta. Postanowiłam się przebrać w coś lżejszego niż to, co miałam na sobie, bo byłam pewna, że będzie mi gorąco. Założyłam przewiewną bluzkę oraz dżinsy. Na nogach miałam jedne z moich ulubionych par trampek, a torebki nie brałam w ogóle, gdyż tylko by mi przeszkadzała. Wiedziałam, że wszystko co będzie nam potrzebne weźmie Pablo.
- Możemy iść? - zapytał wchodząc do przedpokoju.
- Jasne. - odpowiedziałam.
Wyszliśmy z domu i zamknęliśmy go na klucz, gdyż nikogo w nim nie było. Tom również zdecydował się gdzieś wyjść. Następnie wolnym krokiem udaliśmy się w stronę parku, który znajdował się bardzo blisko naszego miejsca zamieszkania. Tak naprawdę, już stamtąd można było usłyszeć muzykę. Niezmiernie cieszyłam się, że wybieramy się na festiwal, lecz mimo to była w tym wszystkim jedna rzecz, która mi przeszkadzała. Mianowicie mój wiek. Na co dzień nie czułam się bardzo staro, ale w takich momentach jak te miałam wrażenie, że będę jedną z najstarszych osób podczas tego typu wydarzeń.
- Angie, coś się stało? - spytał nagle mój mąż.
- Nie, skąd taki pomysł? - odparłam.
- Bo wyglądasz na nieco przybitą. - stwierdził.
Miałam nadzieję, że tego nie zauważy, ale jednak się pomyliłam.
- Czasami mam po prostu takie dni, gdy wydaje mi się, że jestem już za stara na to, co robię.
- Kochanie, przecież nie jesteś taka stara. - powiedział. - Przypomnę ci, że nie masz siedemdziesięciu lat.
- Ale mimo to myślę, że niektóre rzeczy powinnam była zrobić w wieku dwudziestu lat, a nie teraz.
- Wiesz dlaczego tak myślisz? - zaczął. - Bo zdecydowałaś się na dziecko w dość późnym wieku.Zanim Martina stała się
na tyle samodzielna, aby mogła się sama sobą zająć, ty musiałaś poświęcać swój czas tylko jej. I ostatnie młode lata spędziłaś bawiąc się z nią lalkami i odrabiając lekcję. - powiedział. - Nie jesteś stara. Nawet tak o sobie nie myśl. Możemy wrócić do tego tematu, ale wtedy kiedy naprawdę taka już będziesz. Za trzydzieści, czterdzieści lat, ale nie wcześniej.
Nie odpowiedziałam nic, gdyż w tamtym momencie weszliśmy już na teren festiwalu. Wejście było darmowe i niepotrzebny był do tego bilet. Ku mojemu zaskoczeniu nie było tam aż tak wielu ludzi jak się spodziewałam.
- To na co masz ochotę? - spytał.
Nie mogłam się zdecydować, więc on zrobił to za mnie. Pierw poszliśmy po kolorowe waty cukrowe, następnie po jakieś zimne napoje. Później na karuzelę i kolejkę górską. Ponownie czułam się tak, jakbym miała dwadzieścia lat. Przestałam się wszystkim przejmować i zaczęłam się bawić. Kiedy zbliżała się godzina dwudziesta druga na scenie miał wystąpić gość specjalny, czyli ktoś na kogo wszyscy czekali. Nikt tak naprawdę nie wiedział kto to jest, oczywiście z wyjątkiem samych organizatorów i osoby, czy też zespołu występującego. Stanęliśmy przy scenie. Co prawda nie udało nam się dostać pod same bramki, ale byliśmy bardzo blisko. Jednocześnie nie było ciasno, bo w miejscu, w którym byliśmy ludzie nie stali jeden obok drugiego, tak jakby byli do siebie poprzyklejani, a było między nimi nieco przestrzeni. Moje zaskoczenie było przeogromne kiedy pojawił się prowadzący i zapowiedział występ gwiazdy wieczoru, którą była... Violetta! Zaczęłam bić jej brawo. Gdy pojawiła się na scenie pierwszą piosenką jaką wykonała było "En Gira". Zaraz po niej przywitała się z nami i powiedziała kilka słów od siebie. Koncert trwał w najlepsze. Razem z Pablem tańczyliśmy i śpiewaliśmy piosenki najgłośniej jak się dało.
- "Oh baby, I wish I could tell you, how I feel, but I can't, cause I'm scared to. Oh boy, I wish I could say... That underneath it all!* - krzyczałam na piosence, która okazała się być przedostatnią.
Kiedy całe show się kończyło, a na scenie brzmiały ostatnie nuty "En mi mundo", mój mąż złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Nie czekają na nic pocałował mnie. Dopiero kiedy cały utwór dobiegł końca nasz pocałunek się zakończył. Uśmiechnęłam się do niego.
- Wracamy? - spytał się krzycząc mi do ucha.
Kiwnęłam mu głową w odpowiedzi. Przez kilka minut próbowaliśmy wydostać się z tłumu, a gdy w końcu weszliśmy na mniej zatłoczoną ulicę, która znajdowała się po za parkiem wyjęłam telefon i napisałam do mojej siostrzenicy SMSa z bardzo krótką wiadomością - "Cudowny koncert. Gratuluję.". Kiedy doszliśmy do domu nacisnęliśmy klamkę, ale okazało się, że jest zamknięte. Albo Tom jeszcze nie przyszedł, albo leżał już u siebie w pokoju i spał. Miałam nadzieję, że raczej to ten drugi scenariusz jest prawdziwy, ponieważ następnego dnia miał szkołę. Weszliśmy do środka, a ja po cichu ruszyłam w stronę drzwi od pokoju gościnnego, aby sprawdzić, czy były chłopak naszej córki tam jest. Otworzyłam je i zapaliłam delikatniejsze światło, ale jego tam nie było. Wróciłam do Pabla i powiedziałam mu o tym.
- Nie stresuj się Angie. Może po prostu jest z kolegami w jakimś klubie? Na pewno nic mu nie jest. - stwierdził.
- Chciałabym, żeby tak było. Nie chcę być w swojej skórze, kiedy jego matka dowie się, że zgubiliśmy jej syna.
- Ja też nie, ale nie martw się, nigdy do takiej sytuacji nie dojdzie. To duży chłopak, da sobie radę. - odpowiedział. - Lepiej mi powiedz, czy podobało ci się dzisiaj.
- Tak, bardzo. Dziękuję. - odparłam. - Wiedziałeś, że wystąpi tam dzisiaj Viola?
- Szczerze? - rzucił. - Tak. Dzwoniła do ciebie, żeby ci powiedzieć, a że ty nie odbierałaś, to zadzwoniła do mnie. Stwierdziłem, że nie będę ci mówić i zrobię ci niespodziankę. - powiedział. - Udało się?
- Jak najbardziej. - stwierdziłam z uśmiechem całując go w policzek. - Teraz jestem okropnie zmęczona. Wyskakałam się okropnie. Chyba nie pogniewasz się, jeśli pójdę już spać?
- Nie. - odrzekł. - Też jestem wykończony.
Weszłam na górę i wzięłam szybki prysznic. Później skierowałam się do sypialni, która była pusta, gdyż mojego męża jeszcze w niej nie było. Pojawił się on w niej parę minut po mnie. Położył się obok, przykrył kołdrą i przytulił się do mnie. Wydawało mi się, że zasnął bardzo szybko. Pomimo, że byłam wykończona, nie mogłam zmrużyć oka, ponieważ martwiłam się o Toma. Wiedziałam, że on już jest prawie dorosły, ale myśl, że coś może mu się stać okropnie mnie przerażała. I chyba nie tylko dlatego, że jego rodzice, a w szczególności Alejandra, nigdy by mi tego nie wybaczyli. Po prostu bałam się, że coś mu się stanie. Po jakimś czasie usiadłam na łóżku i sprawdziłam telefon. Minęło niewiele, bo raptem czterdzieści minut odkąd weszliśmy do domu, a chłopaka nadal nie było. Stwierdziłam, że spróbuję do niego zadzwonić. Wstałam i wyszłam za drzwi, żeby nie obudzić mojego śpiącego męża. Na korytarzu oparłam się o ścianę i wybrałam numer do Jaqueza. Pierwszy sygnał... drugi... trzeci... czwarty... piąty... szósty... poczta głosowa. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i ponownie wybrałam do niego numer. Sytuacja się powtórzyła. "Pewnie mnie nie słyszy, bo jest z kolegami i jest głośno." - pomyślałam. Wróciłam z powrotem do łóżka.
- Gdzie byłaś? - zapytał Pablo.
- Dzwoniłam do Toma, bo jeszcze nie przyszedł. - odpowiedziałam.
- Nie powinnaś się o niego martwić. Da sobie radę. Musi się wyszaleć.
Miałam ochotę rzucić mu złośliwy komentarz, ale stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli sobie daruję. Nie chciało mi się z nim kłócić w środku nocy. Przytuliłam się do niego zamykając oczy z nadzieją, iż zaraz zasnę. Było to bardzo trudne, gdyż w miałam same najgorsze scenariusze, ale mój mąż miał rację. Nastolatek sobie poradzi. Z trudem po dłuższej chwili zasnęłam. Spałam może kilka, kilkanaście minut, gdy nagle obudził mnie dzwonek telefonu. Sięgnęłam go i zerknęłam na
ekran. Wyświetliło się imię byłego chłopaka mojej córki.
- Halo? - odebrałam jednocześnie zaspana, a z drugiej strony pełna nadziei.
- Czy rozmawiałam z panią Angeles Galindo?
- Tak. - odpowiedziałam. - Kto mówi? - spytałam.
- Dobry wieczór Angie. To ja, Leo. - usłyszałam.
- Leo? - zdziwiłam się. - Czy coś się stało z Tomem? - przeraziłam się.

* - fragment "Underneath it all".

Hej! Jak myślicie, co się stało z Tomem? Dlaczego Leo dzwonił z jego telefonu? Tego dowiecie się już w następnym rozdziale, który mam nadzieję, pojawi się już niedługo ;)
Co mogę jeszcze dodać? Jedyne, co przychodzi mi na myśl to fakt, że do końca pozostało jeszcze tylko pięć rozdziałów. Trochę ciężko mi w to uwierzyć. Pamiętam jeszcze jak pisałam pierwszy sezon, a tu już końcówka trzeciego. Łezka się w oku kręci :')

Do zobaczenia! :*
bloggerka

niedziela, 3 kwietnia 2016

Sezon 3 - Rozdział 94 - Byłem głupi, że chciałem oddać cię Germanowi

Hola a todos!
Rozdział 94.
Miłego czytania! <3
Od czasu wypadku Martiny minęły już dwa tygodnie. Tom mieszkał z nami przez pół tego czasu i muszę przyznać, że był on bardzo dobrym, żeby nie powiedzieć wzorowym, lokatorem. Nawet nie chodzi o to, że był zawsze chętny do pomocy i po sobie sprzątał. Jego obecność sprawiała, że w naszym domu było nieco weselej. Odkąd naszej córki w nim nie było miałam wrażenie, iż jest tutaj wręcz pusto, a on pomógł nam nieco coś z tym zrobić.
- Cześć Angie, co dzisiaj na śniadanie? - zapytał wchodząc do kuchni w piżamie.
- Masz ochotę na jajecznicę? - spytałam. - Właśnie robię sobie i Pablowi porcję. Jeśli chcesz, mogę dla ciebie też zrobić. Chyba, że masz chęć na coś innego.
- Nie, bardzo chętnie zjem jajka. - odparł. - W takim razie ile mam czasu zanim jedzenie będzie gotowe?
- Tak około dziesięciu, piętnastu minut. - odpowiedziałam. - Myślę, że zdążysz się ubrać.
- Okej, w takim razie zaraz przyjdę. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia.
Kilka minut później w kuchni pojawił się mój mąż. Ku mojemu zdziwieniu był już ubrany i gotowy do dzisiejszego dnia. Zupełnie jak nigdy.
- Dzień dobry kochanie. - przywitał się stając obok mnie. - Co tam dzisiaj gotujesz?
- Jajecznicę. - odrzekłam.
- Wspaniale. Jestem okropnie głodny. - stwierdził.
- Pablito, wszystko w porządku? - zapytałam z uśmiechem.
- Tak, dlaczego miałoby nie być?
- No wiesz... Zazwyczaj rano nie chce ci się z nikim gadać i masz problem z przebraniem się, gdyż uwielbiasz chodzić w dresach. Nie dziwię ci się, bo ja też tak mam, ale...
- Najdroższa, mam po prostu dzisiaj bardzo dobry humor. - rzucił kładąc ręce na moich biodrach. - Są takie momenty, kiedy mam chęć cieszyć się życiem.
- I właśnie teraz jest taki moment. - zakończyłam za niego.
- Dokładnie. - przytaknął zaczynając delikatnie całować mnie po karku. - Uwielbiam zapach twoich perfum... - wyszeptał mi do ucha.
- Pablo... - czułam, że się czerwienie. - Zaraz może tutaj wejść Tom.
- I co z tego? Kocham cię i niech on o tym wie... Niech wie o tym cały świat... - odparł nie przestając oddawać mi pocałunków.
Z każdą chwilą skupienie się nad przygotowywaniem śniadania było coraz trudniejsze. Po kilku sekundach zamknęłam oczy, a wtedy on obrócił mnie w swoją stronę oraz wyciągnął rękę w celu wyłączenia gazu, aby jajecznica się nam nie przypaliła. Jego usta zetknęły się z moimi.
- Angie, tak pomyślałem, że może... - usłyszałam nagle głos nastolatka, który urwał w połowie zdania. - Och, ekm... Przepraszam. - rzucił speszony stojąc w drzwiach od kuchni, a my odsunęliśmy się od siebie. - Ja zapomniałem telefonu z pokoju. Zaraz wrócę. - powiedział i zniknął.
- Mówiłam ci, że zaraz przyjdzie. - odrzekłam kończąc przygotowywać posiłek.
- No i co? Kochanie, przecież nic takiego się nie stało. - stwierdził śmiejąc się. - Myślisz, że on nigdy nie widział całujących się ludzi? I że sam się nigdy nie całował? Muszę cię zmartwić, ale założę się, że razem z Martiną na pewno robili razem już coś więcej niż tylko niewinne buziaki.
- Chyba nie masz na myśli...?
- Aż tak to nie. - przerwał mi uśmiechając się. - Miałem na myśli namiętnie pocałunki, czy obściskiwanie się. Chociaż kto wie. Może i do tego już doszło, ale moim zdaniem jeszcze nie.
- Teraz się z tego śmiejesz, ale założę się, że gdyby nasza córka przyszła i oznajmiła, iż jest w ciąży, nie byłoby ci do śmiechu. - rzuciłam wytykając mu język. - Osobiście nie jestem zwolenniczką par okazujących sobie uczucia w miejscach publicznych. Jakieś delikatne całusy są jeszcze w porządku, ale niektóre pary naprawdę przesadzają. Skoro ja tego nie lubię, to nie będę kazała innym patrzeć, jak ja sama to robię.
- Przecież nie robiliśmy nic złego. - odrzekł mój mąż. - Tylko cię pocałowałem. Po za tym, jesteśmy w domu, a nie w miejscu, gdzie jest dużo ludzi. Nie mogę cię całować w domu, nie mogę cię całować w miejscach publicznych. W takim razie gdzie mogę?
- Nie powiedziałam, że nie możesz tego robić w domu. - odparłam stanowczo. - Możesz. Tylko nie wtedy, kiedy wiemy, że zaraz ktoś się pojawi.
- Ale wiesz, że on może wejść do jakiegokolwiek pokoju kiedy tylko mu się zechce? Nie mamy pojęcia kiedy wejdzie do kuchni, salonu, jadalni, czy ogrodu.
- Za to wiesz, że nie wejdzie nam wieczorem do sypialni. Na pewno nie bez pukania. Czy do łazienki kiedy zobaczy, że jest zajęte.
- To co, teraz mogę pokazywać, jak bardzo cię kocham, tylko w łazience i w naszej sypialni, tak? - rzucił złośliwie. - Ta kłótnia jest bez sensu. Przecież doskonale, zarówno ty, jak i ja wiemy, że będziemy się całować kiedy tylko najdzie nas ochota, nie myśląc o tym, kto jest w pobliżu. - powiedział. - A tak na marginesie, to wiem, że to lubisz. - dodał uśmiechając się do mnie uwodzicielsko.
Nie odpowiedziałam nic. Uniosłam tylko delikatnie kąciki co chyba zauważył. Skończyłam robić jajecznicę i rozłożyłam ją na trzy talerze. Wszystkie postawiłam na stole i zawołałam nastolatka. Chwilę później każdy z nas siedział na swoim miejscu i jadł swoją porcję.
- Tak pomyślałem... - zaczął nieśmiało Tom. - To znaczy, o ile byście mieli chęć, żeby mi pomóc...
- Nie wstydź się. - odparłam. - Mów śmiało o co chodzi.
- No dobrze. - westchnął chłopak. - Czy mielibyście coś przeciwko, gdybym urządził Martinie taką małą niespodziankę, kiedy wróci ze szpitala? Oczywiście wiem, że jeszcze trochę czasu minie nim się tutaj pojawi, ale chciałbym to z wami już przedyskutować.
- Zależy co masz na myśli mówiąc "mała niespodzianka". - stwierdził Pablo.
- Chciałbym upiec jej tort, rozwiesić dekoracje w domu. Moglibyśmy również zagrać jej wspólnie jakąś piosenkę oraz kupiłbym jej jakiś prezent.
- No jasne. Nie ma problemu. - stwierdziłam.
- Tylko jest takie malutkie "ale"... - dodał niepewnie. - No bo jeśli nie uda nam się pogodzić nim ona wróci ze szpitala to będę musiał się stąd wyprowadzić, żeby jej nie denerwować. Wtedy najprawdopodobniej wyjadę do rodziców, a nawet jeśli nie, jeśli jakimś cudem zostanę w Buenos Aires, to ona nie będzie chciała mnie widzieć. Wówczas chciałbym was poprosić o to, żebyście wy zrobili to wszystko. Przygotuję wam rzeczy, które się przydadzą. Chciałbym, żeby była szczęśliwa, kiedy w końcu wróci do domu. Czy mógłbym na was liczyć?
Razem z Pablem spojrzeliśmy na siebie. Po jego minie wiedziałam, że myśli o tym samym co ja.
- Tom, no wiesz... - zaczęłam.
- Proszę, powiedźcie mi w jednym słowie. Mogę na was liczyć?
Ponownie zerknęłam na mojego męża który kiwnął głową w ten sam sposób, co wcześniej. Doskonale wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
- Tak. - odrzekłam.
- Dziękuję. - odparł uradowany. - Naprawdę. To dla mnie wiele znaczy.
- Domyślamy się. - rzucił Galindo. - A teraz radziłbym ci się pospieszyć, bo inaczej spóźnisz się do Studia, a chyba nie muszę ci przypominać co o tym, w jaki sposób Gregorio traktuje spóźnionych uczniów.
- Oczywiście, że nie. - uśmiechnął się chłopak. - Rzeczywiście, powinienem już wyjść. - stwierdził spoglądając na zegarek.
Nastolatek wziął kanapkę, która została mu ze śniadania, do ręki i wyszedł na korytarz, gdzie założył buty. Wychodząc
krzyknął do nas "cześć". Zostaliśmy sami i kończyliśmy posiłek w ciszy. Następnie ja udałam się do kuchni w celu pozmywania naczyń, które Pablo pomógł mi do niej zanieść. Nie wiem, co mój mąż w
tym czasie robił, ale kiedy ja skończyłam swoją pracę, znalazłam go na piętrze w łazience. Wydawało mi się, że porządkował rzeczy na półkach, albo czegoś na nich szukał.
- Pomóc ci w czymś? - spytałam stając w drzwiach.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie. - powiedział. - Ale za to możesz tutaj zostać i mi potowarzyszyć.
- A wiesz, że zrobię to z ogromną przyjemnością? - rzuciłam siadając na zamkniętym sedesie. - Co robisz?
- Sprawdzam te wszystkie pudełka, czy jeszcze coś w nich w ogóle jest. Jeśli są puste lub przeterminowane to wkładam je do worka, a jeśli są dobre, to je odstawiam na miejsce.
- Świetny pomysł. Zgaduję, że znalazłeś już masę nienadających się do użycia kremów i żeli.
- Tak, ale nie aż tak dużo jak myślałem, że znajdę. - zapewnił.
- Wiesz co... - zaczęłam. - Mimo, że tak naprawdę mam wiele rzeczy do zrobienia w domu i raczej nie narzekam na nadmiar wolnego czasu, to tęsknię za pracą. Przecież kiedyś spędzałam w Studio większość dnia i nie potrafiłam się z nim rozstać na dłużej niż jeden dzień. A teraz? Teraz co chwila biorę wolne.
- Myślisz nad powrotem? - zapytał zerkając na mnie, lecz po chwili powrócił do wykonywanej przez siebie czynności.
- Nie. Nie wrócę dopóki z Martiną nie będzie dobrze. Po prostu okropnie mi tego brakuje. Tej codziennej rutyny. Dobrze jest czasami od niej odpocząć, ale kiedy dłuższy czas jej nie ma to jakąś tam pustkę się odczuwa.
- Racja. - przytaknął. - Ale wiesz, co się nigdy nie zmieni? - spytał. - To, że to miejsce na zawsze zostanie w naszej pamięci. Oboje przeżyliśmy tam wiele cudownych chwil. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie bez niego. Pewnie nigdy nie pokochałbym muzyki, tańca... no i ciebie.
- Kochany jesteś, że tak mówisz. - powiedziałam przejeżdżając dłonią po jego policzku. - A tak wracając do naszej wcześniejszej rozmowy, to chciałam ci powiedzieć, że masz rację. - odparłam. - Za każdym razem, kiedy pocałujesz mnie przy kimś namiętnie będę ci to wypominać i mówić, że nie powinniśmy tak robić, a tak na prawdę będę myślała tylko o tym, że się całowaliśmy.
- Mówiłem? - zaśmiał się. - Najdroższa, czy wyrażasz zgodę, abym w tym, a nie innym momencie, cię pocałował?
- Ale, że teraz? - uśmiechnęłam się.
- Teraz, zaraz, już. - rzucił i nie czekając na odpowiedź zbliżył się do mnie. - Doskonale wiem, że tego chcesz.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć nasze wargi ponownie zaczęły się powoli ze sobą stykać. Owe pocałunki były delikatne i czułe. Uwielbiałam smak jego ust. Cieszyłam się, że mam je tylko dla siebie i nikt więcej nie ma prawa ich tknąć.
- Kocham cię. - odrzekłam, kiedy odsunęliśmy się od siebie. - Bardzo cię kocham.
- Ja ciebie również kochanie. - odpowiedział łapiąc mnie za ręce.
Patrzyliśmy sobie w oczy przez jakiś czas w kompletnej ciszy. Nie przeszkadzało mi to. Nawet bym powiedziała, że bardzo mi się to podobało. Uśmiechaliśmy się do siebie nawzajem. Kilka chwil później Pablo zaśmiał się i zerknął na chwilę na bok.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam.
- Cieszę się. - odparł.
- W takim razie z czego się cieszysz? - poprawiłam się.
- Z tego, że tak wspaniała kobieta jest moją żoną. - odrzekł. - Pamiętasz, co mówiłem jakiś czas temu Tomowi, gdy byliśmy u Martiny w szpitalu? Wtedy, kiedy prawie umarła?
- Chodzi ci o to, że o mnie walczyłeś?
- Prawie. - rzucił. - Mam na myśli tą dalszą część, gdzie powiedziałem, że kilka lat później trzymając w objęciach swój cały świat stwierdzi, że było warto.
- Sądzisz, że naprawdę opłacało się przeżyć tyle złych momentów, aby teraz móc się sobą cieszyć?
- No, a nie? Znaczy, według mnie. Wiem, że to jest standardowa gadka każdego zakochanego, ale ja naprawdę nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie. Byłem głupi, że chciałem cię oddać Germanowi, ale myślałem, a nawet głęboko wierzyłem w to, że to on da ci prawdziwe szczęście. Nigdy nie sądziłem, że w rzeczywistości to ja mogę być twoim powodem do uśmiechu.
- A jednak. - odparłam. - Powinnam cię przeprosić za to, jak potraktowałam cię kilkadziesiąt lat temu. Wtedy, gdy wyjechałam na poszukiwania Violetty. Do tej pory nie przeszło mi przez myśl, żeby się ciebie zapytać o to, co się wtedy u ciebie działo i jak się czułeś. Wiem, że zachowałam się fatalnie. Na chwilę obecną sama sobie nie potrafię tego wybaczyć. Wtedy liczyła się dla mnie tylko Viola dlatego wyjechałam bez słowa, ale nawet to mnie nie usprawiedliwia.
- Angie, mówisz tak, jakby to było przestępstwo, a przecież nic takiego się nie stało.
- Stało. Sam to z resztą zauważyłeś. Nasz związek przestał istnieć, a później zaczynało być tylko gorzej. Po powrocie do miasta nawet przez myśl mi nie przeszło, że nadal możesz coś do mnie czuć. Wiedziałam, że będziesz moim przyjacielem, ale nie myślałam o tym, że będziesz chciał naprawić nasz związek. - powiedziałam. - Co wtedy czułeś? - zapytałam. - Chciałabym wiedzieć. Co czułeś, gdy zobaczyłeś mnie wtedy po raz pierwszy, po sześciu latach rozłąki?
- Miłość, Angeles. - odpowiedział. - Wyjechałaś jako nastolatka, a wróciłaś jako dorosła kobieta. Myślałem, że już nigdy nie wrócisz, dlatego starałem się zapomnieć. Po jakimś czasie powiedzmy, że mi się to udało, lecz kilka miesięcy później zobaczyłem cię w Studio. Kiedy Antonio przedstawił cię jako nową nauczycielkę śpiewu moje serce zaczęło bić mocniej tak, jak wtedy gdy mieliśmy po szesnaście lat.
- Nie masz mi tego za złe, prawda?
- Nie mógłbym mieć ci tego za złe. - stwierdził. - Jesteś moim światem najdroższa. Wszystkim na czym tak naprawdę mi zależy. Oczywiście nie zapominając jeszcze o młodszej wersji ciebie, Martinie.
- Zawsze marzyłam o księciu na białym koniu, a dostałam nauczyciela z karierą nastoletniego tancerza. - zaśmiałam się. - Chyba lepiej, że tak się stało.
Nie odpowiedział nic. Patrzył się w moje oczy z zachwytem.
­- A wiesz co ja ci powiem? - odezwałam się po dłuższej chwili. - Że nawet lubiłam tę wersję niegrzecznego Pablita. Co prawda, nie miałam okazji za dobrze się z nim zapoznać, bo jakoś, kiedy go poznałam zaczął być nagle dobry i sympatyczny, ale to nie zmienia faktu, że był uroczy.
- Wolałabyś, żeby stary Pablo wrócił? - zapytał.
- Nie. Jest dobrze tak, jak jest. - odparłam przytulając się do niego.
- Też cię kocham. - powiedział ściskając mnie mocnej. - Wybacz, ale teraz chciałbym wrócić do pracy, żeby mieć wolne popołudnie.
- Zaplanowałeś coś? - zdziwiłam się.
- Dzisiaj jest jakiś mecz koszykówki na boisku przy pobliskim liceum. Tom mówi, że jego przyjaciel będzie grał i chciałby tam być. Po za tym stwierdziliśmy, że później moglibyśmy wybrać się do pizzerii razem z chłopakami z drużyny tego jego kolegi.
- Dałeś się wyciągnąć byłemu chłopakowi twojej córki na mecz i pizzę? Niemożliwe. - stwierdziłam.
- Nie byłemu, bo ich związek jest chwilowo... jakby w zawieszeniu i tak, dałem się wyciągnąć. Czy jestem aż tak złym człowiekiem?
- Nie. Chyba nie. - odparłam. - Powinieneś się cieszyć, bo albo zaczyna cię traktować jak swojego kumpla, albo tatę.
- Powiedziałbym bardziej jak teścia, ale no.
- Nie ważne. Korzystaj, bo nigdy nie miałeś syna, z którym mógłbyś wyjść i pogadać o sporcie oraz najeść się za dużo pizzy.
- Co racja, to racja. - rzucił i pocałował mnie w policzek.

Cześć! Jak Wam się podobał rozdział? Jak myślicie, czy Tom rzeczywiście zacznie traktować Pabla jak swojego tatę czy to było tylko jednorazowe zaproszenie? Tego dowiecie się niebawem ;)
Czy ktoś tutaj tak samo jak ja potrzebuje wakacji? Jejku, naprawdę mam już dość szkoły. Chciałabym móc się wreszcie wyspać, pojechać ze znajomymi nad rzekę, czy posiedzieć do późna na dworze. Chcę już czerwiec, a najlepiej lipiec U.u

Do następnego! :*
bloggerka