Hola chicos!
Rozdział 99.
Miłego czytania ;)
Moje życie od paru dni toczyło się swoim dawnym, spokojnym rytmem. Wróciłam do pracy tak, jak mój mąż. Kiedy po raz pierwszy przekroczyłam mury Studia nie mogłam uwierzyć, że w końcu byłam tam z powrotem. Cieszyłam się z tego niezmiernie. Bardzo lubiłam moją pracę. Była dla mnie wręcz idealna.Rozdział 99.
Miłego czytania ;)
- Angie, mogłabyś zerknąć na te partytury? - usłyszałam.
Podniosłam głowę znad keyboardu. W drzwiach stał Tom trzymając w ręku kawałek papieru, który nieśmiało mi podał.
- To jest to, nad czym pracowałeś nad jeziorem? - spytałam.
- Tak. Nieco to pozmieniałem. Ta wersja wydaje mi się lepsza, ale chciałbym, żeby ocenił ją profesjonalista. - uśmiechnął się. - Po za tym wiem, że nie dałabyś mi spokoju jeśli bym ci tego nie pokazał.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - zaśmiałam się, lecz mój śmiech został zagłuszony przez dzwonek oznaczający koniec przerwy. - Mogę to na razie wziąć? Jak będę miała chwilę to ci oddam.
- Jasne. Przecież możesz mi dać to dzisiaj w domu. - odparł.
- A teraz śmigaj na lekcje, bo Gregorio się zapewne nie ucieszy z twojego spóźnienia.
- I tak mam już przerąbane, bo się nie przebrałem, ale dzięki. - stwierdził. - Miłej lekcji, cześć. - rzucił przez wychodząc przez drzwi.
Kiedy w sali zgromadziły się już dzieciaki zaczęłam lekcję. Temat był dość trudny, ale z tak wspaniałymi uczniami omówienie go nie było niczym uciążliwym i niemożliwym. Zrobiliśmy parę ćwiczeń i nim się obejrzałam skończyłam swoje ostatnie tamtego dnia zajęcia. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i udałam się do pokoju nauczycielskiego. Odłożyłam dziennik i zerknęłam na zegarek. Następnie zerknęłam na grafik nauczycieli i odszukałam w nim swojego męża. Kończył dopiero za trzy godziny. Nie sądziłam, że opłaca mi się na niego czekać, ale stwierdziłam, że mogę zostać jeszcze chwilę i nadrobić braki w papierach. Sięgnęłam z półki grubą, wypchaną po brzegi teczkę, na której czarnym markerem było napisane moje imię. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej najważniejsze dokumenty. Zaczęłam je przeglądać i segregować na dwie grupy. Po jednej stronie kładłam takie, które były już idealnie powypełniane i nie musiałam się nad nimi męczyć, a po drugiej stronie znajdowały się te, które miały nawet jakieś malutkie braki. Łatwo się domyślić, która z tych stert była większa. Wzięłam pierwszą kartkę i zaczęłam ją analizować. Skupiałam się starając się wykonać wszystko z jak największą dokładnością. Kiedy skończyłam sięgnęłam kolejny dokument... i następny... i następny... i następny... Z tej czynności wyrwał mnie mój mąż, który wszedł do pokoju.
- O widzę, że wzięłaś się za nadrabianie. - powiedział. - Nie masz może ochoty zrobić tego również z moją dokumentacją?
- Nie, dziękuję. - odparłam siadając wygodniej na krześle. - Wszystko mnie boli. Czuję się, jakbym siedziała tutaj już drugi dzień nie robiąc kompletnie nic innego tylko wypełniając te wszystkie malutkie rubryczki i w kółko się podpisując.
- Zamierzasz iść ze mną do domu, czy wolisz tutaj zostać i kończyć swoją zaczętą pracę? - zapytał.
- A to ty już skończyłeś? - spytałam zdziwiona.
- Tak. - odpowiedział.
- Już minęły trzy godziny lekcyjne?
- Nawet cztery. Miałem dzisiaj zastępstwo. - dodał.
- W takim razie idę z tobą do domu. Mam już dość. Przed oczami mam same literki i cyferki. Brr... - odparłam wstając od stołu. - Zaczekaj chwilę, muszę to jeszcze posprzątać.
- Zostaw to, ja się tym zajmę. - powiedział. - Za to ty przeszłabyś się do Resto i odebrałabyś moje zamówienie.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się. - Zamawiałeś na 'Galindo' czy 'Pablo'?
- Widzimy się przy wyjściu. - rzuciłam i wyszłam.
Cieszyłam się, że Pablito zaproponował, że za mnie posprząta. Przynajmniej ja mogłam wyjść i wziąć kilka głębszych oddechów na świeżym powietrzu. Kiedy znalazłam się przed budynkiem naszej szkoły od razu skierowałam się w stronę baru brata Francesci, który jako jedyny z ich rodziny postanowił zostać w kraju. Uwielbiałam jedzenie z jego restauracji i ucieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że Luca zostaje, a Resto nie zostanie zamknięte. Weszłam do lokalu i podeszłam do kasy.
- Dzień dobry. Przyszłam odebrać zamówienie na nazwisko "Galindo".
- Dwa razy pizza hawajska, raz makaron ze szpinakiem i raz danie dnia? - spytał mnie obsługujący.
- Ym, tak. - powiedziałam nie znając poprawnej odpowiedzi.
Mężczyzna na chwilę zniknął w kuchni, a po chwili powrócił z całym jedzeniem. Podał mi torbę, którą złapałam do ręki, a ja podałam mu banknot i wyszłam przed bar, gdzie już czekał na mnie mój mąż. Wziął ode mnie zamówienie, a ja zabrałam od niego moją teczkę z dokumentami.
- Jeśli mogę zapytać, po co ci aż tyle jedzenia? - zapytałam.
- Na dzisiejszy obiad.
- Przecież ugotowałabym coś. - rzuciłam.
- Nie mamy za dużo czasu. Za godzinę jest zebranie.
- Zebranie? - zdziwiłam się. - Jakie zebranie?
- W sprawie nowego dyrektora.
- Rzeczywiście! - przytaknęłam. - Wyleciało mi z głowy, przepraszam. Dobrze, że ty pamiętałeś.
- Muszę ci kupić jakiś kalendarz, bo jak wyjadę, to będziesz zapominała dosłownie o wszystkim.
- To bardzo dobry pomysł. - pochwaliłam go.
Nie minęło dużo czasu nim znaleźliśmy się w domu. Chyba trafiliśmy w najmniej odpowiednim momencie, gdyż gdy tylko otworzyłam drzwi usłyszałam krzyk mojej córki.
- Nie chcę tego słuchać! - krzyczała, lecz gdy usłyszała, że już przyszliśmy przestała i przyszła do nas. - Cześć mamo, cześć tato.
- Cześć kochanie. - przywitałam się. - Tata kupił ci pizzę hawajską na obiad. Tomowi z resztą też. Jak będziecie mieli ochotę to sobie przygrzejcie.
- A wy się dokądś wybieracie? - zapytała zdziwiona.
- Tak, za niecałą godzinę mamy zebranie w Studio odnośnie nowego dyrektora. - odpowiedziałam. - Słyszysz Tom? - spytałam nieco głośniej, żeby mnie usłyszał.
- Tak, tak. - rzucił wchodząc do przedpokoju. - Angie pomyślałem, że mógłbym się przejść na jakieś zakupy.
- Jasne, nie ma sprawy. Ile pieniędzy potrzebujesz?
- Nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy. Po prostu się pytam, czego potrzebujemy.
- Wiesz, w tej chwili nie za bardzo rozumiem o co ci chodzi. - odparłam nieco zmieszana.
- Chciałem zrobić zakupy spożywcze, ale zbytnio się nie orientuję czego brakuje. Jakiś makaron? Albo warzywa?
- O takie zakupy ci chodzi. - zaśmiałam się cicho. - Nie musisz iść. Sama się wybiorę jutro po zajęciach.
- Ale dla mnie to żaden problem. Przynajmniej w jakimś stopniu będę mógł się wam odwdzięczyć.
- Ach, już przestań. - powiedziałam. - Ale jeśli tak bardzo ci zależy, to na parapecie w kuchni jest lista zakupów. Jednak najpierw powinieneś coś zjeść. Pablo zajmuje się podgrzewaniem jedzenia, więc jak chcesz, to powiem mu, żeby twoją pizzę również przygrzał.
- Okej. - przytaknął. - W takim razie wyjdę, gdy wy będziecie na zebraniu.
Kilka chwil później znaleźliśmy się w jadalni przy jednym stole jedząc obiad. Rozmawialiśmy głównie o Studio i o tym, jak każdemu z nas minął dzisiejszy dzień. Razem z moim mężem musieliśmy śpieszyć się z posiłkiem, żeby przypadkiem nie spóźnić się na spotkanie, bo inaczej wykład od Gregoria byłby nie do zniesienia. Kiedy nasze talerze były już puste zerwaliśmy się z krzeseł i pożegnaliśmy się z nastolatkami wybiegając z domu, ponieważ godzina była już bardzo późna. Wbiegliśmy do pokoju nauczycielskiego dosłownie w ostatniej chwili.
- O proszę. - zaczął nauczyciel tańca. - Państwo Galindo jak zwykle pojawiają się w ostatniej chwili. Jaki wy przykład dajecie uczniom? Już wiem, dlaczego tak wiele z nich spóźnia się na moje zajęcia. Uczą się od was. - rzucił z wyrzutem. - A tak na marginesie. Dobraliście się idealnie, bo nigdy was nie lubiłem.
- Gregorio, przestań. - wtrącił nagle Beto. - Przypomnę ci, że jeszcze zastępca Pabla nie przyjechał, więc nie powinieneś się ich czepiać.
Zajęliśmy swoje miejsca i już miałam się pytać, czy nie zrobić nikomu kawy, gdy w sali pojawił się German.
- Przepraszam wszystkich za spóźnienie. - odparł siadając na krześle obok mnie. - Miałem mały problem rodzinny. - tłumaczył się jakby zmartwiony. - Wiem, że to nie najlepszy początek pracy, ale niestety, siła wyższa.
Słysząc te słowa odrobinę się przeraziłam. Czyżby coś działo się z Violettą? Albo z jej synem? W ciągu kilkunastu sekund przez myśl przeszła mi masa negatywnych scenariuszy, które naprawdę były okropne.
- Skoro już wszyscy jesteśmy, pozwólcie, że zacznę. - powiedział Pablo wstając.
I tutaj zaczęło się jakieś przemówienie na temat jego wyjazdu do Sewilli. Nie czułam się zobowiązana do słuchania, gdyż doskonale wszystko na ten temat wiedziałam. Po za tym, nie mogłam zbytnio skupić się na jego słowach po tym, co powiedział mój szwagier.
- Wszystko w porządku? - szepnęłam mu na ucho.
- Tak, nic takiego się nie stało. - odrzekł.
- Jesteś pewien? Nie wyglądasz najlepiej...
- Angie, czy ja ci może w czymś przeszkadzam? - usłyszałam nagle. - Jeśli nie masz ochoty słuchać tego, co mówię, to proszę, wyjdź.
- Nie, nie... Przepraszam. - powiedziałam i spojrzałam się nieśmiało na mojego męża.
Miałam wrażenie, że na twarzach wszystkich obecnych tutaj nauczycieli wymalowało się przeogromne zdziwienie. Dlaczego? Przecież nic takiego się nie stało... Pablo po prostu zwrócił mi uwagę, bo odrobinę mu przeszkadzałam i tyle... To całkiem normalne. Też bym tak zrobiła... Nie, chwila. Ja bym tak nigdy nie zrobiła.
- Wszyscy zapewne znacie Germana Casttio. Jest ojcem jednej z naszych najlepszych absolwentek i nie raz mogliśmy liczyć na jego pomoc finansową na licznych występach i spektaklach. Mam ogromną przyjemność oznajmić, że to on zajmie moje miejsce podczas mojej nieobecności.
W sali rozległy się oklaski. Mój szwagier wstał i przywitał się ze wszystkimi.
- Niezmiernie się cieszę, że będę miał okazję uczyć w tak cudownym miejscu jak to. Co prawda, nie mam aż tak ogromnego doświadczenia muzycznego, jak i tanecznego jak Pablo, ale mimo to, mam nadzieję, że poradzę sobie z tym zadaniem. Bycie dyrektorem w takiej placówce jak ta będzie przyjemnością.
Zebranie trwało dobre dwie godziny. Wszyscy chcieli bliżej poznać Casttio, a przez to, że mój mąż nadal był dyrektorem musieliśmy zostać do samego końca. Oprócz tego pojawiły się nowe pomysły na przedstawienie na koniec roku, które trzeba było gdzieś zapisać. Zostały również omówione zmiany, jakie zajdą po zmianie dyrektora oraz kilka problemów jakie pojawiły się w ostatnim czasie. Gdy wszyscy opuścili teren szkoły razem z Pablem kończyliśmy sprzątanie sali po zebraniu i mieliśmy się zaraz udać do domu.
- Wybranie Germana na dyrektora Studia to był bardzo dobry pomysł, nie uważasz? - zaczął. - Nie to, żebym się przechwalał swoimi świetnymi pomysłami, ale ten był wyjątkowo udany.
- Mhm... - mruknęłam w odpowiedzi.
- Coś się stało? Coś z Violettą? - zapytał.
- Nie. - rzuciłam.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Dlaczego zwróciłeś mi uwagę przy wszystkich? I to jeszcze na dodatek w taki sposób? Nie rozumiem tego. Wiem, że nie powinnam była rozmawiać ze swoim szwagrem podczas zebrania, ale to nie powód, żeby wypraszać mnie z sali.
- O to ci chodzi. - zaśmiał się. - Nie gniewaj się. Chciałem wyjść na bardziej stanowczego i władczego. Nie chciałem cię urazić. Musiałem pokazać innym jak dobrego dyrektora tracą. - uśmiechnął się uwodzicielsko. - Po za tym, podobno dziewczyny lecą na takie zachowanie.
- Chciałeś się bardziej przypodobać naszej najmłodszej nauczycielce Anie, tak? - spytałam, gdy podszedł do mnie bliżej.
- Nie, nie jej. - odparł łapiąc mnie za dłoń. - Chciałem się jeszcze bardziej przypodobać nauczycielce śpiewu. Leci na mnie od bardzo dawna, a ja uwielbiam kiedy chodzi w okół mnie i okazuje mi swoje uczucia.
- Proszę, proszę. Bawisz się jej uczuciami.
- A czy nadal nazwiesz to zabawą jeśli zdradzę ci w sekrecie, że ja również bardzo ją kocham?
- Ma dziewczyna szczęście... - stwierdziłam zaciskając złapaną przez niego rękę w pięść.
Nasze usta zetknęły się w delikatnym i szybkim pocałunku, po którym patrzyliśmy sobie jeszcze dłuższą chwilę w oczy. Słyszałam jak moje serce mocno bije.
- Powiem ci coś jeszcze. - dodał. - Czuję się przez nią kochany. Kiedy na mnie patrzy, kiedy mnie dotyka, kiedy do mnie mówi wiem, że robi to z miłością. Każdy najmniejszy gest wobec mnie. I to sprawia, że jestem szczęśliwy.
W tamtym momencie wypuściłam jego dłoń z uścisku i przytuliłam się do niego. Wtuliłam głowę w jego pierś, a on objął mnie rękoma.
- Będzie mi ciebie tutaj strasznie brakować... - szepnęłam starając się nie rozpłakać.
- Obiecaj mi jedno. - poprosił. - Obiecaj, że do czasu, dopóki nie wyjadę nie będziesz płakać. I tak samo, gdy wyjadę. Nie płacz długo, bo myśl o tym, że łzy spływają po twoich policzkach, a ja nie mogę z tym nic zrobić będzie okropna.
- Obiecuję. - odrzekłam i przetarłam oczy. - To co? Może tutaj posprzątamy i wrócimy do domu? Martina z Tomem pewnie na nas czekają. A nawet jeśli nie, to przydałoby się przerwać ich kolejną kłótnię.
- Masz rację. - przytaknął zbierając wszystkie papiery ze stołu. - Nie uważasz, że to bardzo dorosłe z ich strony, że nie chcą się przy nas kłócić? Zawsze, gdy jesteśmy w pobliżu urywają temat.
- Tak. Jednak mam nadzieję, że to nie potrwa za długo. Krzywdzą tym siebie, a wiedzą, że żyją pod jednym dachem i są skazani na swoje towarzystwo.
- Czasami zastanawiam się, czy zrobiliśmy dobrze przygarniając go do siebie, lecz po krótszej chwili namysłu stwierdzam, że to był dobry wybór. Mimo, że nie potrafię wytłumaczyć tego w logiczny sposób, to nie żałuję, że mu pomogliśmy.
Nie odpowiedziałam nic. Najzwyczajniej w świecie się uśmiechnęłam i wróciłam do pracy.
Hejka! Podobał się rozdział? Mam nadzieję, że tak. German jako nowy dyrektor Studia... Co o tym myślicie? ;)
Mam do Was pytanie. Takie może trochę z innej beczki, ale i tak je zadam. Czy znalazła się tutaj taka osoba, która jeszcze nie widziała najnowszego teledysku Jorge Blanco? Jeśli tak, to obejrzyjcie go sobie, bo jest naprawdę świetny. Co prawda, spodziewałam się, że piosenka będzie nieco inna, ale i tak bardzo mi się podoba *.*
Do zobaczenia w 100 rozdziale! ♥
bloggerka