Cześć wszystkim!
Zapraszam na nowy rozdział.
Miłej lektury :D
- Angeles... - usłyszałam. - Angie... kochanie... wstawaj. Już dwunasta.Zapraszam na nowy rozdział.
Miłej lektury :D
- Tak, tak... - mruknęłam obracając się na drugi bok.
Dzień wcześniej, gdy Pablo poszedł z Tomem na mecz ja zdecydowałam, że spędzę ten czas aktywnie. Spakowałam swoje dresy, buty sportowe, butelkę wody oraz ręcznik i wybrałam się do pobliskiej siłowni na zajęcia fitnessu. Kiedy wróciłam do domu kilka godzin później byłam tak zmęczona, jak i wykończona, że miałam problem z wejściem na piętro. Gdy cudem się tam wdrapałam od razu położyłam się na łóżku i zasnęłam. Po jakimś czasie obudził mnie mój mąż, gdyż martwił się o mnie. Wytłumaczyłam mu, co robiłam, a następnie poszłam wziąć kąpiel w wannie. Wszystko okropnie mnie bolało. Uświadomiłam sobie, jak dawno nie dbałam o swoją kondycję fizyczną. Kilkanaście lat temu biegałam każdego dnia z Galindo, ale to było wtedy, gdy byliśmy jeszcze przyjaciółmi, czyli naprawdę dawno.
- Wiem, że nie masz siły, ale nie możesz całego dnia spędzić w łóżku. - powiedział.
- Ale mam wszędzie zakwasy... - wymruczałam.
- No właśnie. Musisz się poruszać, żeby je rozchodzić.
- Na prawdę nie mam siły... - odparłam.
- Dobrze, poleż sobie jeszcze. Przyniosę ci śniadanie. - odparł całując mnie w czoło.
- Dziękuję. - rzuciłam i schowałam głowę w poduszkę.
Miałam wrażenie, że każda, nawet najmniejsza cześć ciała, odczuwała ogromny ból, ale mimo to czułam się świetnie. W końcu zrobiłam coś dla siebie. Pomimo, iż nie mogłam ruszyć nawet palcem byłam z siebie dumna. Kilka minut później w pokoju ponownie pojawił się Pablo, który niósł w ręce tackę z jedzeniem. Poprosił, abym usiadła. Przyznam, że miałam z tym większy problem, ale jakoś dałam radę. Podał mi moje śniadanie, a następnie usiadł obok mnie.
- Myślisz, że będziesz w stanie się dzisiaj stąd ruszyć? - zapytał.
- Jak bardzo się postaram, to może mi się uda, a co? - odpowiedziałam.
- Bo chciałem dzisiaj wyjść z tobą wieczorem.
- A możemy? - rzuciłam.
- Dlaczego niby nie? - zdziwił się.
- No bo Tom...
- Tom tutaj mieszka, więc nic się nie stanie, jak zostanie na parę godzin sam. Po za tym, on wychodząc ze znajomymi nie zastanawia się nad tym, czy nam nie będzie z tego powodu przykro.
- On ma osiemnaście lat, a my ponad dwa razy więcej.
- I co z tego? - spytał. - Jeśli jeszcze mamy siłę możemy się bawić.
- W takim razie, gdzie chciałbyś iść?
- Dzisiaj w parku jest festiwal. Będą koncerty na żywo, jakieś stoiska i inne atrakcje.
- Naprawdę nie uważasz, że jesteśmy na to za starzy? - odrzekłam z uśmiechem.
- Nie. - odparł. - Wyglądamy młodo. - stwierdził. - Tylko, co z tymi twoimi zakwasami? Bo jeśli nie możesz ruszyć się z łóżka, to raczej nici z naszych planów.
Nagle nabrałam ogromnej ochoty, aby się tam pojawić. Nie wykluczone, że to mogła być ostatnia okazja, aby trochę poszaleć nim mój mąż wyjedzie z kraju. Na prawdę chciałam tam być. Jedyny problem był w tym, że okropnie wszystko mnie bolało.
- Spróbuję je rozruszać jak tylko zjem śniadanie. - powiedziałam.
- W takim razie świetnie. - odparł. - Ja teraz pójdę zacząć robić obiad, bo Tom wraca ze Studia za dwie godziny i dobrze byłoby, gdyby jedzenie już wtedy było gotowe. Później możemy przejść się jeszcze do Martiny, żeby sprawdzić, czy wszystko jest u niej w porządku.
- A o której chcesz iść do parku? - zapytałam.
- Myślę, że o osiemnastej, ponieważ od tej godziny są przewidziane najlepsze atrakcje. W każdym razie tak pisało na plakacie.
- No dobrze. - mruknęłam.
Porozmawialiśmy jeszcze przez moment, a następnie mój mąż wyszedł z sypialni i udał się do kuchni, natomiast ja, gdy skończyłam posiłek wstałam z łóżka i próbowałam się trochę poruszać. Z każdym ruchem zakwasy coraz bardziej przypominały mi o swoim istnieniu, ale starałam się je ignorować. Zrobiłam kilkanaście przysiadów i skłonów, co sprawiło, że poczułam się nieco lepiej. Powtórzyłam owe ćwiczenia jeszcze kilka razy, po czym sięgnęłam tackę, na której Pablo podał mi jedzenie i zeszłam z nią na dół. Naczynia włożyłam do zmywaki i usiadłam na krześle przy stoliku.
- I jak tam? Ćwiczyłaś? - spytał Galindo.
- Tak. Trochę mi przeszło. Za jakieś pół godziny zrobię znowu kilka ćwiczeń. I znowu. I znowu. I znowu. No i może w końcu przejdzie.
- Na pewno przejdzie. - zapewniał.
- Co dzisiaj gotujesz? - zapytałam.
- Lazanię. - odpowiedział. - Podobno Tom bardzo ją lubi.
- Albo mi się wydaję, albo zacząłeś go z powrotem lubić. - rzuciłam z uśmiechem.
- No może... - odparł. - Zawsze go lubiłem, tylko nie podobało mi się to, że skrzywdził moją córkę. Po za tym jest całkiem spoko.
- Całkiem spoko? - powtórzyłam nie dowierzając.
- Tak.
Tamtego dnia już więcej nie rozmawialiśmy na ten temat. Po jego odpowiedzi spytałam, czy mogę mu w czymś pomóc, a on przydzielił mi zadanie. We dwoje gotowanie minęło nam znacznie szybciej i przyjemniej. Jak się okazało, były chłopak naszej córki skończył zajęcia wcześniej, gdyż Gregorio musiał pilnie wyjść zwalniając grupę z ostatniej godziny lekcyjnej. Zjedliśmy obiad słuchając opowieści Jaqueza o tym, co wydarzyło się tamtego dnia w Studio. Bardzo lubiłam ich słuchać, bo mimo, że nie przebywałam tam ostatnio, to przynajmniej wiedziałam, co się tam działo. Kiedy zjedliśmy posiłek, zgodnie z planami mojego męża udaliśmy się do szpitala, aby odwiedzić Martinę. Gdy rozmawialiśmy z lekarzem okazało się, że nic się nie zmieniło. Z jednej strony to dobrze, bo jej stan się nie pogorszył, a z drugiej źle, gdyż się nie polepszył. Mimo to wiedziałam, że niebawem będzie lepiej, bo przecież musi. Wróciliśmy do domu o szesnastej. Miałam jeszcze dwie godziny do naszego wyjścia, w związku z czym postanowiłam zadzwonić do Lucasa. Wysłałam mu SMSa z pytaniem, czy możemy porozmawiać przez wideo-rozmowę, na co on odpisał twierdząco. Włączyłam laptop i rozmawiałam z nim bardzo długo. Skończyłam, gdy zbliżała się osiemnasta. Postanowiłam się przebrać w coś lżejszego niż to, co miałam na sobie, bo byłam pewna, że będzie mi gorąco. Założyłam przewiewną bluzkę oraz dżinsy. Na nogach miałam jedne z moich ulubionych par trampek, a torebki nie brałam w ogóle, gdyż tylko by mi przeszkadzała. Wiedziałam, że wszystko co będzie nam potrzebne weźmie Pablo.
- Możemy iść? - zapytał wchodząc do przedpokoju.
- Jasne. - odpowiedziałam.
Wyszliśmy z domu i zamknęliśmy go na klucz, gdyż nikogo w nim nie było. Tom również zdecydował się gdzieś wyjść. Następnie wolnym krokiem udaliśmy się w stronę parku, który znajdował się bardzo blisko naszego miejsca zamieszkania. Tak naprawdę, już stamtąd można było usłyszeć muzykę. Niezmiernie cieszyłam się, że wybieramy się na festiwal, lecz mimo to była w tym wszystkim jedna rzecz, która mi przeszkadzała. Mianowicie mój wiek. Na co dzień nie czułam się bardzo staro, ale w takich momentach jak te miałam wrażenie, że będę jedną z najstarszych osób podczas tego typu wydarzeń.
- Angie, coś się stało? - spytał nagle mój mąż.
- Nie, skąd taki pomysł? - odparłam.
- Bo wyglądasz na nieco przybitą. - stwierdził.
Miałam nadzieję, że tego nie zauważy, ale jednak się pomyliłam.
- Czasami mam po prostu takie dni, gdy wydaje mi się, że jestem już za stara na to, co robię.
- Kochanie, przecież nie jesteś taka stara. - powiedział. - Przypomnę ci, że nie masz siedemdziesięciu lat.
- Ale mimo to myślę, że niektóre rzeczy powinnam była zrobić w wieku dwudziestu lat, a nie teraz.
- Wiesz dlaczego tak myślisz? - zaczął. - Bo zdecydowałaś się na dziecko w dość późnym wieku.Zanim Martina stała się
na tyle samodzielna, aby mogła się sama sobą zająć, ty musiałaś poświęcać swój czas tylko jej. I ostatnie młode lata spędziłaś bawiąc się z nią lalkami i odrabiając lekcję. - powiedział. - Nie jesteś stara. Nawet tak o sobie nie myśl. Możemy wrócić do tego tematu, ale wtedy kiedy naprawdę taka już będziesz. Za trzydzieści, czterdzieści lat, ale nie wcześniej.
Nie odpowiedziałam nic, gdyż w tamtym momencie weszliśmy już na teren festiwalu. Wejście było darmowe i niepotrzebny był do tego bilet. Ku mojemu zaskoczeniu nie było tam aż tak wielu ludzi jak się spodziewałam.
- To na co masz ochotę? - spytał.
Nie mogłam się zdecydować, więc on zrobił to za mnie. Pierw poszliśmy po kolorowe waty cukrowe, następnie po jakieś zimne napoje. Później na karuzelę i kolejkę górską. Ponownie czułam się tak, jakbym miała dwadzieścia lat. Przestałam się wszystkim przejmować i zaczęłam się bawić. Kiedy zbliżała się godzina dwudziesta druga na scenie miał wystąpić gość specjalny, czyli ktoś na kogo wszyscy czekali. Nikt tak naprawdę nie wiedział kto to jest, oczywiście z wyjątkiem samych organizatorów i osoby, czy też zespołu występującego. Stanęliśmy przy scenie. Co prawda nie udało nam się dostać pod same bramki, ale byliśmy bardzo blisko. Jednocześnie nie było ciasno, bo w miejscu, w którym byliśmy ludzie nie stali jeden obok drugiego, tak jakby byli do siebie poprzyklejani, a było między nimi nieco przestrzeni. Moje zaskoczenie było przeogromne kiedy pojawił się prowadzący i zapowiedział występ gwiazdy wieczoru, którą była... Violetta! Zaczęłam bić jej brawo. Gdy pojawiła się na scenie pierwszą piosenką jaką wykonała było "En Gira". Zaraz po niej przywitała się z nami i powiedziała kilka słów od siebie. Koncert trwał w najlepsze. Razem z Pablem tańczyliśmy i śpiewaliśmy piosenki najgłośniej jak się dało.
- "Oh baby, I wish I could tell you, how I feel, but I can't, cause I'm scared to. Oh boy, I wish I could say... That underneath it all!* - krzyczałam na piosence, która okazała się być przedostatnią.
Kiedy całe show się kończyło, a na scenie brzmiały ostatnie nuty "En mi mundo", mój mąż złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Nie czekają na nic pocałował mnie. Dopiero kiedy cały utwór dobiegł końca nasz pocałunek się zakończył. Uśmiechnęłam się do niego.
- Wracamy? - spytał się krzycząc mi do ucha.
Kiwnęłam mu głową w odpowiedzi. Przez kilka minut próbowaliśmy wydostać się z tłumu, a gdy w końcu weszliśmy na mniej zatłoczoną ulicę, która znajdowała się po za parkiem wyjęłam telefon i napisałam do mojej siostrzenicy SMSa z bardzo krótką wiadomością - "Cudowny koncert. Gratuluję.". Kiedy doszliśmy do domu nacisnęliśmy klamkę, ale okazało się, że jest zamknięte. Albo Tom jeszcze nie przyszedł, albo leżał już u siebie w pokoju i spał. Miałam nadzieję, że raczej to ten drugi scenariusz jest prawdziwy, ponieważ następnego dnia miał szkołę. Weszliśmy do środka, a ja po cichu ruszyłam w stronę drzwi od pokoju gościnnego, aby sprawdzić, czy były chłopak naszej córki tam jest. Otworzyłam je i zapaliłam delikatniejsze światło, ale jego tam nie było. Wróciłam do Pabla i powiedziałam mu o tym.
- Nie stresuj się Angie. Może po prostu jest z kolegami w jakimś klubie? Na pewno nic mu nie jest. - stwierdził.
- Chciałabym, żeby tak było. Nie chcę być w swojej skórze, kiedy jego matka dowie się, że zgubiliśmy jej syna.
- Ja też nie, ale nie martw się, nigdy do takiej sytuacji nie dojdzie. To duży chłopak, da sobie radę. - odpowiedział. - Lepiej mi powiedz, czy podobało ci się dzisiaj.
- Tak, bardzo. Dziękuję. - odparłam. - Wiedziałeś, że wystąpi tam dzisiaj Viola?
- Szczerze? - rzucił. - Tak. Dzwoniła do ciebie, żeby ci powiedzieć, a że ty nie odbierałaś, to zadzwoniła do mnie. Stwierdziłem, że nie będę ci mówić i zrobię ci niespodziankę. - powiedział. - Udało się?
- Jak najbardziej. - stwierdziłam z uśmiechem całując go w policzek. - Teraz jestem okropnie zmęczona. Wyskakałam się okropnie. Chyba nie pogniewasz się, jeśli pójdę już spać?
- Nie. - odrzekł. - Też jestem wykończony.
Weszłam na górę i wzięłam szybki prysznic. Później skierowałam się do sypialni, która była pusta, gdyż mojego męża jeszcze w niej nie było. Pojawił się on w niej parę minut po mnie. Położył się obok, przykrył kołdrą i przytulił się do mnie. Wydawało mi się, że zasnął bardzo szybko. Pomimo, że byłam wykończona, nie mogłam zmrużyć oka, ponieważ martwiłam się o Toma. Wiedziałam, że on już jest prawie dorosły, ale myśl, że coś może mu się stać okropnie mnie przerażała. I chyba nie tylko dlatego, że jego rodzice, a w szczególności Alejandra, nigdy by mi tego nie wybaczyli. Po prostu bałam się, że coś mu się stanie. Po jakimś czasie usiadłam na łóżku i sprawdziłam telefon. Minęło niewiele, bo raptem czterdzieści minut odkąd weszliśmy do domu, a chłopaka nadal nie było. Stwierdziłam, że spróbuję do niego zadzwonić. Wstałam i wyszłam za drzwi, żeby nie obudzić mojego śpiącego męża. Na korytarzu oparłam się o ścianę i wybrałam numer do Jaqueza. Pierwszy sygnał... drugi... trzeci... czwarty... piąty... szósty... poczta głosowa. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i ponownie wybrałam do niego numer. Sytuacja się powtórzyła. "Pewnie mnie nie słyszy, bo jest z kolegami i jest głośno." - pomyślałam. Wróciłam z powrotem do łóżka.
- Gdzie byłaś? - zapytał Pablo.
- Dzwoniłam do Toma, bo jeszcze nie przyszedł. - odpowiedziałam.
- Nie powinnaś się o niego martwić. Da sobie radę. Musi się wyszaleć.
Miałam ochotę rzucić mu złośliwy komentarz, ale stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli sobie daruję. Nie chciało mi się z nim kłócić w środku nocy. Przytuliłam się do niego zamykając oczy z nadzieją, iż zaraz zasnę. Było to bardzo trudne, gdyż w miałam same najgorsze scenariusze, ale mój mąż miał rację. Nastolatek sobie poradzi. Z trudem po dłuższej chwili zasnęłam. Spałam może kilka, kilkanaście minut, gdy nagle obudził mnie dzwonek telefonu. Sięgnęłam go i zerknęłam na
ekran. Wyświetliło się imię byłego chłopaka mojej córki.
- Halo? - odebrałam jednocześnie zaspana, a z drugiej strony pełna nadziei.
- Czy rozmawiałam z panią Angeles Galindo?
- Tak. - odpowiedziałam. - Kto mówi? - spytałam.
- Dobry wieczór Angie. To ja, Leo. - usłyszałam.
- Leo? - zdziwiłam się. - Czy coś się stało z Tomem? - przeraziłam się.
* - fragment "Underneath it all".
Hej! Jak myślicie, co się stało z Tomem? Dlaczego Leo dzwonił z jego telefonu? Tego dowiecie się już w następnym rozdziale, który mam nadzieję, pojawi się już niedługo ;)
Co mogę jeszcze dodać? Jedyne, co przychodzi mi na myśl to fakt, że do końca pozostało jeszcze tylko pięć rozdziałów. Trochę ciężko mi w to uwierzyć. Pamiętam jeszcze jak pisałam pierwszy sezon, a tu już końcówka trzeciego. Łezka się w oku kręci :')
Do zobaczenia! :*
bloggerka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)