piątek, 4 września 2015

Sezon 3 - Rozdział 54 - Coś, do czego nie chcę wracać

W ten piątkowy wieczór
mam przyjemność zaprosić Was na rozdział 54 ;D.
Następnego dnia nad ranem obudziłam się z nie najlepszym humorem. Nie miałam ochoty w ogóle wstawać z łóżka. Może to była wina wczorajszego wydarzenia? Może pogody, która nie należała do najładniejszych? A może, i tego, i tego? Nie wiem, ale wiedziałam, że ten dzień nie będzie należał do najprzyjemniejszych.
- Angeles, może już wstaniemy? Chyba nie zamierzasz spędzić całego dnia leżąc i patrząc się w sufit?
- Nie. Zamierzam leżeć i patrzeć się na ciebie. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- A czy ja mam w sobie coś wyjątkowego, abyś zerkała na mnie cały dzień? - zaśmiał się.
- Oczywiście, że tak. - odparłam. - Ciemne włosy, które uwielbiam targać robiąc ci tym na złość, brązowe oczy, które potrafią wyrazić więcej niż słowa, dłonie, które, gdy splatają się z moimi, sprawiają, że nie odczuwam strachu, ręce, które często mnie obejmują sprawiając, że jest mi cieplej oraz usta, które gdy łączą się z moimi potrafią sprawić, że zapominam o wszystkim i cała reszta nie ma wtedy znaczenia.
Pablo spojrzał się na mnie po czym delikatnie pocałował. Następnie uśmiechnął się i objął ramieniem. Wtuliłam się w niego i przymknęłam oczy. Chciałam zasnąć, bo wiedziałam, że w tamtym momencie przyśniłby mi się jakiś cudowny sen, aczkolwiek było to niemożliwe, gdyż obudziłam się kilka minut wcześniej. Zaczęły nachodzić mnie wspomnienia. W szczególności te, gdy spędzałam noce samotnie... Ten moment, kiedy mój mąż przyjechał do mnie w środku nocy, ponieważ chciał się ze mną zobaczyć. Wiedział, że śpię, ale mimo to musiał się tutaj pojawić. Chciał się upewnić, że nie dzieje mi się żadna krzywda. Nagle moje rozmyślenie przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy się na siebie. Ja zerkałam na niego proszącym wzrokiem, aby namówić go to tego, by poszedł otworzyć. Westchnął głośno po czym zsunął z siebie kołdrę i wyszedł z sypialni. Na schodach było słychać jego kroki, a później usłyszałam jeszcze, jak przekręca zamek w drzwiach, by je otworzyć. Obróciłam się na drugi bok, ale chwilę później było słychać, jak mnie woła. Zastanawiałam się, kto mógł stać za drzwiami skoro ja byłam do tego potrzebna. Po szybkiej walce z lenistwem wstałam z łóżka, założyłam kapcie na nogi i zeszłam na dół. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam tam tylko mojego męża.
- Po co mnie wołałeś? - spytałam. - Kto przyszedł?
- Zaraz zobaczysz. - odpowiedział dość nietypowym tonem.
- Coś knujesz, prawda? - kąciki ust lekko mi się uniosły. - Tylko proszę, nie mów, że to ktoś bardzo ważny, bo ja w tym momencie wyglądam jak wyglądam.
- Ty zawsze jesteś piękna. - powiedział przyciągając mnie do siebie.
Nasze usta po raz kolejny miały się ze sobą zetknąć, ale usłyszeliśmy nagle rzekome kaszlnięcie, które miało na celu poinformować nas, że ktoś znajduje się w pomieszczeniu. Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy w stronę drzwi.
- Edward? Co ty tutaj robisz? - zapytałam. - Cześć. Dawno cię nie widziałam. - przywitałam się.
- Ja was również, dlatego wpadłem was odwiedzić. - odparł. - Jak dobrze jest was widzieć w końcu razem szczęśliwych.
W tamtej chwili uświadomiłam sobie, że ja i Pablo stoimy bardzo blisko siebie. On obejmuje mnie ręką, a ja trzymam głowę na jego ramieniu. Energicznie ją podniosłam i odsunęłam się kilka centymetrów od mojego męża. Nie chciałam zmuszać Edwarda do tego, aby na to patrzył. Wiedziałam, co dla niego znaczę i pamiętałam, że jeszcze niedawno to on stał na miejscu swojego brata.
- Słyszałem, że miałeś wypadek. - zwrócił się do Pabla. - Tak to jest jak się wbiega pod samochody. Jak się teraz czujesz? Wszystko już w porządku?
- Powiedzmy... - odpowiedział. - Daruj sobie rolę troskliwego braciszka, bo dobrze wiem, że cię to nie obchodzi. - w pomieszczeniu rozległ się śmiech.
- Ale tak na serio, to jak się masz? Okej?
- Tak. Nic mi nie jest.
- To dobrze. - uśmiechnął się.
- Na ile zostajesz w Buenos Aires? - zapytałam.
- Na dwa dni. Pojutrze mam stąd pociąg do Córdoby i stwierdziłem, że przed wyjazdem was odwiedzę.
- Do Córdoby? Po co tam jedziesz? - zdziwiłam się.
- Na dwutygodniowe szkolenie. - powiedział. - Szef wymyślił sobie, że każdy musi je przejść, żeby nie zostać bezrobotnym.
- A gdzie planujesz mieszkać przez te dwa dni? - zainteresował się Pablo. - Chyba nie powiesz, że w hotelu? Wiesz dobrze, że nasz dom zawsze jest dla ciebie otwarty.
- Tak, tak. Serdecznie wam za to dziękuję, ale jednak wolę raz skorzystać z usług hotelowych.
- Źle ci u nas?
- Nie. Jest naprawdę dobrze.
- To dlaczego wolisz spać tam niż tutaj?
- Nie chcę wam stwarzać dodatkowych problemów.
- Brat, teraz to serio żartujesz. Zostajesz tutaj. Gdzie masz bagaże?
- W samochodzie... - odpowiedział nieśmiało Edward.
- W takim razie my po nie pójdziemy, a ty Angie poszłabyś zerknąć w jakim stanie jest nasz pokój gościnny, dobrze?
- Jasne. - odparłam.
Ruszyłam wzdłuż korytarza i otworzyłam pierwsze drzwi po lewej stornie. Weszłam do pomieszczenia i uchyliłam w nim okno, bo było tam odrobinę duszno. Rozejrzałam się dookoła, ale wszystko leżało tam na swoim miejscu. Praktycznie nikt nie korzystał z tego pokoju, więc dlatego było tam czysto. Podniosłam z grzejnika ścierkę i przetarłam nią po parapecie i dwóch półkach, gdy wtargnęli tam bracia Galindo z trzema walizkami. Wyszłam zostawiając ich tam samych. Weszłam po schodach na górę, aby pójść do łazienki i przebrać się oraz wziąć poranny prysznic. Kiedy rozczesywałam włosy rozległo się pukanie do drzwi.
- Angie, mogę? - po głosie rozpoznałam, że był to Pablo.
- Tak. - odpowiedziałam krótko przekręcając zamek.
Mój mąż wszedł do środka i otworzył półkę. Po przeglądnięciu całej jej zawartości zamknął ją i zerknął do drugiej.
- Nie wiesz, gdzie jest mój szampon go włosów? - zapytał.
- Chyba stoi pod prysznicem. - powiedziałam nie przerywając czynności, którą wykonywałam.
- Dzięki. - odparł. - Nie jesteś na mnie zła, że zaprosiłem swojego brata pod nasz dach na parę nocy?
- Nie, a dlaczego miałabym być?
- Ponieważ nie wyglądałaś na zadowoloną, gdy mu to proponowałem.
- Wydawało ci się. - rzuciłam. - Przekażesz Martinie, że on u nas nocuje? Żeby nie była zdziwiona jak go tutaj zobaczy.
- Ona jest w ogóle w domu? Jeszcze się z nią dzisiaj nie widziałem.
- Bo pewnie jeszcze śpi. Wiesz dobrze, że ona uwielbia długo spać.
- Rzeczywiście. Jak tylko wstanie to jej powiem. - zapewnił mnie. - A ty się dokądś wybierasz?
- Nie, dlaczego tak sugerujesz?
- Makijaż, nowa fryzura i te ubrania...
- A to już nie można się wystroić tak po prostu dla swojego ukochanego? - spytałam z uśmiechem.
- Ja nie mam nic przeciwko. - pocałował mnie w policzek. - Kocham cię. - szepnął mi na ucho po czym wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Tak naprawdę nie chciałam, aby Edward zostawał u nas na noc. Miałam co do tego odrobinę złe przeczucia, ale przecież mogłam się mylić. W końcu pomiędzy nami już nic nie było, a on doskonale wiedział, co łączy mnie z jego bratem i że nie warto to psuć, bo to jest ewidentnie bez sensu. Może po prostu trochę za bardzo koloryzowałam? Przecież Pablo miał być cały czas obok nas, więc do niczego nie mogłoby dojść. Z resztą, do czego niby miało by dojść
skoro jesteśmy tylko przyjaciółmi? Nagle usłyszałam jak po domu roznosi się dźwięk pianina. Czym prędzej skończyłam czesać włosy i zeszłam na dół, bo to właśnie stamtąd on pochodził. Weszłam do salonu, gdyż stał tam na keyboard i zobaczyłam, iż za nim stoi młodszy Galindo. Grał on piosenkę skomponowaną przez moją siostrzenicę i Leóna. Podeszłam do niego bliżej i zaczęłam śpiewać. "Możemy malować kolorami duszy, możemy krzyczeć yeee,. możemy latać nie mając skrzydeł... Bądź słowami mojej piosenki i odnajdź mnie w swoim głosie..."*
- Nie wiedziałam, że potrafisz grać. - odparłam.
- Gdy byłem młody marzyło mi się zostać sławnym muzykiem i uczyłem się trochę grać. - odpowiedział. - Masz naprawdę ładny głos. Jeszcze nigdy nie słyszałem jak śpiewasz.
- Dziękuję. Tobie gra też wyszła świetnie.
- Dzięki. - uśmiechnął się.
- Edward, powiedz mi... Czy ty kiedykolwiek byłeś w Studio?
- Tak. Dwa razy. Raz na próbie do koncertu, a drugi raz na koncercie.
- Rzeczywiście. - przytaknęłam. - Ale jeszcze nigdy nie widziałeś, jak wygląda ono "od kuchni"?
- No nie. - odpowiedział.
- A miałbyś ochotę? Jeśli tak, to z przyjemnością ja z Pablem pokażemy ci mury naszej szkoły.
- Bardzo chętnie. - ucieszył się.
W tamtym momencie do pokoju wtargnął mój mąż, który chciał dowiedzieć się o czym rozmawialiśmy nim wszedł.
- Zaproponowałam twojemu bratu, że pokażemy mu jutro Studio. - powiedziałam.
- To jest bardzo dobry pomysł. - zgodził się ze mną mój mąż. - Słyszałem przed chwilą jak całkiem nieźle wyszedł wam duet. Edward ci się chwalił, że potrafi grać jeszcze na gitarze?
- Naprawdę? - ponownie się zdziwiłam. - Nie. Dlaczego nic nie mówiłeś? - zerknęłam na młodszego Galindo.
- Tak jakoś wyszło...
- "Tak jakoś wyszło"? Masz tutaj gitarę i pokazuj co potrafisz. - podałam mu instrument do ręki.
Szybko z Pablem wychwyciliśmy melodię i zaczęliśmy śpiewać. "Posłuchaj mnie dobrze. Oddychaj i nie bądź jak papier. Jeśli wierzysz, że tak może być, spróbuj ponownie nie poddawaj się, nie przez przypadek."** W tamtym momencie weszła do salonu nasza córka. Pomimo tego, że była zaspana przyłączyła się do wspólnego śpiewania. "Spójrz w niebo, zastosuj zmianę. Pomyśl, czego chcesz i idź tego szukać. Zawsze możesz wrócić, by znów spróbować. Jeszcze raz... Ty możesz. Jeszcze raz... Jeśli chcesz."**
- Jak ja uwielbiam kiedy sobie tak wszyscy rodzinnie śpiewamy. - powiedziałam.
- Nie wiedziałam wujku, że grasz na gitarze. - wtrąciła się Martina.
- Nie było okazji, żebym ci powiedział. - odpowiedział. - To co? Śpiewamy dalej? - zaczął grać następną piosenkę z repertuaru mojej siostrzenicy.

* - refren "Podemos".
* - fragment "Veo, veo".

I jak Wam się podoba? Powrót Edzia, rodzinne śpiewanie i troszkę romantycznej wersji Pangie *.*
Myślicie, że Edward zacznie wszystko psuć? :D
Mogę Wam tylko obiecać, że nie będzie krytycznie ;).

Miłego weekendu! <3
bloggerka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)