środa, 9 września 2015

Sezon 3 - Rozdział 55 - Propozycja nie do odrzucenia?

Cześć!
Mam nadzieję, że nie jesteście jeszcze
na tyle zawaleni nauką, aby nie przeczytać rozdziału ;).
Zapraszam <3.
- Angie, nadal bardzo cię kocham i zależy mi na tobie, jak na nikim innym.
- Wiesz, że jestem z Pablem... - powiedziałam łamiącym się głosem.
- Wiem, ale wystarczy jedno słowo i będziesz z powrotem moja. - położył mi dłoń na policzku. - Najgłupszą rzeczą, jaką zrobiłem w życiu było to, że oddałem cię mojemu bratu. Tak po prostu. Pozwoliłem mu być z tobą szczęśliwym skazując tym samym siebie na wieczne utęsknienie.
Zauważyłam, że jego usta powoli zbliżają się do moich, ale mimo to nie zrobiłam nic, żeby go powstrzymać. Najzwyczajniej pozwoliłam mu się pocałować.
- Angie... Angie... Angeles... Wszystko w porządku? - usłyszałam.
Nie zdążyłam się jeszcze zbyt dobrze przebudzić, aby odpowiedzieć, ale chyba nic mi nie było. W każdym razie nie rozumiałam kompletnie skąd to pytanie. Dopiero po chwili zebrałam się w sobie, aby wydusić jakiekolwiek słowo.
- Tak... - przetarłam oczy.
- Śnił ci się koszmar, zgadłem? - dopiero wtedy rozpoznałam głos mojego męża.
- Nie wiem, nie pamiętam. - odpowiedziałam.
- Od jakiś trzydziestu minut cały czas drżałaś, a przed chwilą wykonałaś gwałtowny ruch. Chyba nie masz mi za złe, że cię obudziłem?
- Nie, nie. Zrobiłeś dobrze. Dziękuję. - odparłam. - Ostatni koszmar miałam w nocy przed twoim wyjazdem. Gdy ciebie nie było nękały mnie one codziennie. Czasami nawet bałam się zasnąć, bo zdarzało się tak, że nie potrafiłam rozróżnić jawy od mojej bujnej wyobraźni, która płatała mi figle w nocy. Dobrze, że już jesteś.
- A co ci się śniło, jeśli mogę zapytać?
- Przyśniło mi się, że... wyjechałeś. Zostawiłeś mnie samą mimo, że próbowałam cię przed tym powstrzymać, a na dodatek nigdy nie przypomniałeś sobie niczego. - odpowiedziałam.
- Na razie się nigdzie nie wybieram, więc nie musisz się o to bać. - powiedział przysuwając się do mnie bliżej. - I nie zmierzam również tracić pamięci.
- W takim razie mogę spać spokojnie. - odparłam wtulając się w niego.
Przymknęłam oczy i zaczęłam już zasypiać, gdy nagle zadzwonił budzik, który przerwał całą sielankę.
- Pośpij sobie jeszcze trochę. - zaproponował mój mąż. - Ja wszystko naszykuję. Obudzę cię za piętnaście minut.
- Dzięki. -  powiedziałam obracając się na drugą stronę.
O dziwo, owe kilka minut okropnie mi się dłużyło. Nie chciałam spoglądać na zegarek, ale miałam wrażenie, że jestem już spóźniona. Leżałam swobodnie bez ruchu, a że była poranna godzina oczy zaczęły mi się przymykać. Gdy moje powieki stały się potwornie ciężkie do sypialni wszedł mój mąż oznajmiając, że najwyższa pora już wstać. Całe szczęście, że lubiłam swoją pracę, ponieważ gdybym za nią nie przepadała, to w ogóle nie zwlekłabym się z łóżka. Poszłam do łazienki i przemyłam twarz wodą, aby się rozbudzić. Kiedy skończyłam wykonywać poranne czynności zeszłam na dół, a tam czekało już na mnie pięknie przygotowane śniadanie.
- Zaglądałeś do Martiny, żeby sprawdzić czy już wstała? - spytałam podnosząc do ust pierwszą kanapkę.
- Tak. Jest w łazience na dole. Zaraz powinna wyjść.
Dosłownie chwilę po tym zdaniu w kuchni pojawiła się nasza córka ze swoją torbą przełożoną przez ramię, w której zapewne znajdowały się przybory potrzebne jej do Studia. Zjedliśmy śniadanie razem w trójkę, a gdy mieliśmy już wychodzić w przedpokoju pojawił się Edward z zaspaną miną.
- Dokąd idziecie? - zapytał ziewając.
- Do Studia. Idź jeszcze spać. - powiedział Pablo. - A jak nie, to w szafce po lewo jest kawa.
- Dzięki, brat. - powiedział nim opuściliśmy dom.
Piętnaście minut później znaleźliśmy się pod szkołą. Przy wejściu do budynku każdy poszedł w swoją stronę. Martina do swoich znajomych, mój mąż do gabinetu dyrektora, a ja do pokoju nauczycielskiego. Gdy weszłam do środka, okazało się, że nikogo tam nie ma, więc odłożyłam tam tylko swoje rzeczy i ruszyłam do klasy na lekcję.

Dzień minął mi bardzo szybko. Około czwartej po południu byłam już z powrotem. Wróciłam do niego razem z Pablem, ponieważ akurat udało nam się wyjść o tej samej porze, co bardzo rzadko się zdarzało. W domu czekała na nas nasza córka razem z młodszym bratem Galindo i gotowym obiedzie na stole przygotowanym przez ich oboje.
- Sałatkę zrobiłam zupełnie sama. - pochwaliła się Martina. - Chciałam się jeszcze zająć mięsem, ale Edward mnie do niego nie dopuścił.
- Ale nie jest złe, prawda? - wtrącił się wspomniany brat mojego męża.
- Nie. Ogólnie całe danie jest pyszne. - stwierdziłam.
Rozmawialiśmy podczas jedzenia, gdyż naprawdę mieliśmy o czym. Podoba mi się jedzenie w luźnej, rodzinnej atmosferze i moglibyśmy jeść tak częściej.
- Tato, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. - zaczęła Martina.
- Słucham.
- Otóż, chciałabym, abyś zaakompaniował mi na moim pewnym występie.
- W jakim sensie? - spytał Pablo.
- W pobliskim teatrze organizowany jest kasting do musicalu. Wysłałam im jakiś czas temu swoje nagranie, które widocznie im się spodobało i przeszłam dalej. Wybrałam już piosenkę i chciałam, abyś był tam ze mną i zagrał ją na pianinie.
- Czekaj, czekaj... Dlaczego ja pierwsze słyszę o jakimkolwiek kastingu poza Studiem?
- Bo kiedy były zapisy, to chwilowo nie miałam ojca, ale mama się zgodziła. - odpowiedziała. - To co? Wchodzisz w to? Będziemy świetnym duetem.
- Absolutnie nie.
- Dlaczego nie? Tato, to naprawdę świetna okazja! Tym bardziej, że to bardzo ważny dla mnie dzień i chciałabym, żebyś przeżył go ze mną.
- Przeżyję stojąc na zewnątrz i trzymając kciuki. - odparł stanowczo. - Dlaczego nie możesz poprosić o to Toma?
- Bo Tom również bierze udział i nie może mi pomóc w moim przesłuchaniu. - powiedziała Martina. - Tatusiu, proszę...
- Nie. Jeszcze popsuję ci cały występ, a później będziesz na mnie zła, że to przeze mnie nie przeszłaś dalej. Po za tym, może tego nie wiesz, ale ja strasznie denerwuję się występami przed samą komisją.
- Ale tam nie będzie tyko komisji. Będzie jeszcze publiczność, bo to jest kasting otwarty, że inni będą mogli go oglądać.
- To tym gorzej. - rzucił mój mąż.
- Tato... Przecież ty świetnie grasz. A nawet jeśli się pomylisz, to nic się nie stanie. Wolałabym się nie dostać, ale być tam z tobą niż dostać, ale bez twojej pomocy.
- Tak, tak, oczywiście. Nie Martina. Poproś kogoś innego o pomoc.
- Ja bardzo chętnie bym ci pomógł, ale będę wtedy na szkoleniu. - powiedział z żalem Edward.
- No widzisz, tato. Zostałeś mi tylko ty.
- A mama?
- Nie jestem mężczyzną. Nie będzie to wtedy tak nastrojowo wyglądać. - odparłam.
- To poproś jakiegoś swojego kolegę z grupy. - zaproponował Pablo.
- Ale to nie jest to samo... Tato...
- Powiedziałem nie. I nie wracajmy już do tego tematu.
Resztę posiłku moja córka i mój mąż spędzili przysłuchując się rozmowie pomiędzy mną a młodszym bratem Galindo. I nie dlatego, że nie dopuściliśmy ich do słowa, tylko dlatego, że byli na siebie obrażeni, a w naszej rodzinie, gdy ma się na jedną osobę focha, to tak naprawdę ma się na wszystkie. Po skończeniu obiadu Martina od razu poszła do siebie, a mężczyźni pomogli poznosić mi naczynia do kuchni i towarzyszyli mi przy ich zmywaniu.
- Dlaczego nie chciałeś się zgodzić? - spytałam. - Przecież nie masz nic do stracenia, a po za tym, ty nigdy nie stresujesz się przed występami, więc ten argument nie był za mocny.
- Dawno nie występowałem, więc pewnie odczuwałbym stres.
- Jasne. Tyle się w życiu na występowałeś, że nawet już pewnie nie pamiętasz co tak dokładnie znaczy to słowo. - rzuciłam.
- Po prostu nie chcę. Nie muszę się wam z niczego tłumaczyć. - odpowiedział.
- Angie, ja pozmywam. Zostaw. - podszedł do mnie Edward. - Z tego, co się orientuję, to miałaś iść na górę i zrobić pranie. - wziął ode mnie płyn do naczyń.
Doskonale wiedziałam o co mu chodziło. Po pierwsze, chciał porozmawiać ze swoim bratem i spróbować go przekonać do zagrania na tym pianinie, a drugie co miał na myśli to, że Martina najprawdopodobniej leży teraz u siebie w pokoju na łóżku i płacze w poduszkę. Wytarłam ręce w ścierkę i poszłam na piętro. Zapukałam delikatnie do drzwi, po czym lekko je uchyliłam. Byłam blisko. Siedziała skulona na swojej kanapie i schowała nogi pomiędzy kolana.
- Nie płacz, córeczko... - poprosiłam siadając obok.
- Dlaczego tata taki jest? Dlaczego nie chce mi pomóc? Przecież jeśli nic go to nie kosztuje... A po za tym ja nie będę na niego zła, jeśli mu coś nie wyjdzie... - powiedziała szlochając. - Dlaczego...?
- Nie przejmuj się. Porozmawiam z nim i spróbuję go do tego przekonać. Mam nadzieję, że mi się to uda, ale na wszelki wypadek pomyśl o kimś, kto mógłby zagrać, jeśli on by się nie zgodził.
- Ale ja na prawdę nie mogę nikogo innego o to poprosić. Nikt nie jest odpowiedni...
Wtem wpadłam na genialny pomysł. Znalazłam dla mojej córki idealnego pianistę, który jednocześnie był najsłabszym punktem mojego męża.
- A wujek German? - zaproponowałam. -  On na pewno się zgodzi, a gra również bardzo dobrze. Przez parę lat był pianistą w Studio, ale zrezygnował. Szkoda, bo ma talent.
- Mówisz? W takim razie, jeśli nie uda ci się taty do jutra przekonać, to do niego zadzwonię. -odparła. - Ale myślisz, że będzie to konieczne?
- Naprawdę nie wiem. Jego zachowanie również mnie zdziwiło tak, jak ciebie. Ja porozmawiam z nim jeszcze wieczorem, a Edward właśnie przeprowadza z nim męsko-ojcowską pogawędkę. Myślę, że jest spora szansa na to, że się uda, ale nie nastawiaj się za bardzo, żeby się później nie rozczarować.
- Tak, wiem. Dziękuję mamo. - przytuliła się do mnie.
- Kocham cię córeczko i chcę dla ciebie jak najlepiej. - powiedziałam. - Może tata po prostu boi się tego, że wychodząc po za progi Studio niedługo również wyjdziesz po za mury tego domu i zupełnie się usamodzielnisz?
- Nie patrzyłam na to z tej strony. Mimo, że mam okazję być na niego obrażona, to jakoś nie umiem.
Nagle przerwało nam pukanie do drzwi. Do pokoju wszedł Pablo, który usiadł obok nas.
- Martina, chciałbym cię przeprosić. - zwrócił się do córki. - Nie potrzebnie podniosłem głos. Jesteś moją malutką córką i bardzo cię kocham. Nie chcę, żebyśmy byli ze sobą skłóceni.
- To znaczy, że zgadzasz się zagrać?
- Tego nie powiedziałem. Naprawdę nie chcę, abyśmy się znowu o to teraz kłócili. Wybaczysz mi?
- Tobie tato? Zawsze. - odpowiedziała przytulając się do niego.
- A teraz chodźcie na dół, bo Edward przygotował deser i kazał was zawołać. - oznajmił mój mąż.
Nie minęła sekunda, a my znaleźliśmy się już w salonie zajadając się przepyszną galaretką z lodami i owocami.

I jak rozdział? Myślicie, że Pablito w końcu ulegnie i zgodzi się zagrać na występie Martiny?
Miejmy nadzieję, że tak się stanie ;).
Jak tam radzicie sobie w szkole? Ja JESZCZE nie mam tyle nauki. Całe szczęście. Przynajmniej chodzę wyspana ^_^
Jeśli jednak Wy już musicie zarywać noce, to Wam współczuję, bo serio wiem co to znaczy. To jest masakryczne ;___;

Buenas noches! :*
bloggerka

4 komentarze:

  1. super rozdzial.Nie jest zle dzisiaj dopiero dostalam zadanie z angielskiego brat byl pod wrazeniem wiec na razie daje rade
    Kejla <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał :D.
      To świetnie, oby jak najdłużej ;).

      Usuń
  2. super rozdział czekam na next

    OdpowiedzUsuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)