Czego dowiedział się Pablo przez telefon?
Jak na to zareagowała Angie?
Tego dowiecie się już teraz! ;)
- Angie... - dopiero wtedy zrozumiałam, że to co chce mi powiedzieć jest bardzo ważne. - Olga nie żyje.Jak na to zareagowała Angie?
Tego dowiecie się już teraz! ;)
- Co? - zaczęłam się śmiać. - Kiepski żart, serio. Mogłeś się bardziej wysilić.
- Nie kochanie. To nie jest żart. Ja mówię poważnie. - powiedział to tonem, który w zupełności mnie przekonał do tego, że mówi prawdę.
- Ale... Jak...? Dlaczego...? - wybełkotałam gdy z oczu leciały mi pierwsze łzy.
Pablo podszedł do mnie. Pewnie zamierzał mnie przytulić, ale ja zrobiłam to pierwsza. Gdy był blisko mnie, energicznie wstałam i mocno się w niego wtuliłam. On objął mnie swoimi rękoma, a ja położyłam mu dłonie na klatce piersiowej i zaciskałam je na jego koszuli. Miałam nadzieję, że to była pomyłka... że nie dzwonił do nas German, tylko ktoś po prostu pomylił numery... że to nie o naszą Olgę chodzi... Dlaczego odeszła? Przecież jeszcze dzień wcześniej się z nią widziałam i trzymała się dobrze. Była naładowana pozytywną energią, którą zarażała wszystkich dookoła, a na twarzy jak zwykle widniał jej uśmiech. Czemu to właśnie ona musiała teraz opuścić ten świat? Śmiało mogę ją nazwać przyjaciółką. Przecież, gdy mieszkałam w domu Casttio zawsze wspierała mnie, doradzała mi i to właśnie również po części jej zawdzięczam to, że moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej... Była naprawdę dobrą osobą. Nigdy nikomu nie życzyła źle i gdyby mogła, zrobiłaby wszystko, aby uszczęśliwić drugą osobę. A teraz jej nie ma... I już nigdy jej nie będzie... Już nigdy nie wypiję kawy zrobionej przez nią, nie usłyszę od niej miejskich plotek, czy już nigdy nie będę mogła przyjść się jej wyżalić...
- Może pojedziemy do szpitala? - zaproponował mój mąż po pewnym czasie. - Tam wszyscy są. Jest tam German, Violetta...
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. - powiedziałam przez łzy. - Nie dam rady...
- Wiesz co, Angie? - spytał rozluźniając nieco uścisk. - Uważam, że w takich chwilach powinniśmy być przy nich. Oni potrzebują wsparcia tak, jak ty przed chwilą.
- Tak... - mruknęłam. - Pojedźmy tam. - odparłam przecierając chusteczką oczy.
Pablo przyciągnął mnie do siebie z powrotem, przytulił, pocałował w czoło, a następnie wziął za rękę po to, aby pójść ze mną do samochodu. Chwilę później byliśmy już w drodze do pobliskiego szpitala, w którym zapewne przebywała właśnie rodzina Casttio. Podczas jazdy spoglądałam cały czas za okno. Nie chciałam, aby mój mąż widział, jak w niektórych momentach do oczu ponownie napływają mi łzy. Siedziałam i przypominałam sobie nasze wspólne herbatki z pogaduszkami. I pomyśleć, że to już odeszło... Jedyna myśl, jaka mnie w tym wszystkim pocieszała to taka, że przynajmniej jest teraz ze swoim Ramallo. I będzie już zawsze. Nic, ani nikt ich już nie rozdzieli. Nagle poczułam, że moja dolna warga delikatnie drży. Czułam, że za moment znowu nie zapanuję nad swoimi emocjami. Nie minęła chwila, a odczułam również ciepły dotyk czyjejś dłoni na mojej. Doskonale wiedziałam, że należy on do Pabla. Później poczułam, że splata swoje palce między moje i mocno zaciska.
- Ona nie chciałaby, abyś płakała. - powiedział, a następnie pocałował mnie w zaciśniętą przez niego rękę.
Gdy znaleźliśmy się na miejscu, zaparkowaliśmy samochód jak najbliżej budynku i weszliśmy do środka. Tam bezproblemowo odnaleźliśmy znajome twarze. Podeszliśmy do mojego szwagra.
- Jak się macie? - spytał mój mąż. - Trzymacie się jakoś?
- Ze mną nie jest tak źle. Gorzej z Violą. - odpowiedział German. - Od godziny bez przerwy płacze. Dzwoniła do Diego, a gdy on tylko usłyszał, że jest zapłakana zdecydował, iż wsiądzie w pierwszy lepszy samolot, weźmie Facundo i przyleci.
- A gdzie ona jest? - spytałam. - Może ja jej jakoś pomogę.
- Tam siedzi. - wskazał krzesło, które stało przy sali, w której leżała gosposia. - Nie ruszyła się stamtąd odkąd tylko się dowiedziała. Próbuje sobie wmówić, że to zły sen, a kiedy tylko ja do niej podchodzę robi się odrobinę agresywna, więc uważaj.
- To ty idź z nią porozmawiać, a ja pojadę po Martinę. - zaproponował Pablo.
- Zabiorę się z tobą. Tak dla towarzystwa. - powiedział mój szwagier.
Oboje zniknęli za zakrętem, a ja wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do mojej siostrzenicy. Gdy znalazłam się obok niej, usiadłam na sąsiednim krześle i zaczęłam rozmowę.
- Brzydka dziś pogoda, nieprawdaż?
- Angie, ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego ona umarła. Przecież jeszcze zanim wyszłam na spotkanie z tobą rozmawiałam z nią i wyglądała oraz zachowywała się tak jak zawsze. Była uśmiechnięta i nuciła pod nosem nasze piosenki... Później ten telefon... Wszystko działo się tak szybko... - szlochała coraz głośniej. - Przecież ona była dla mnie jak mama... Pomagała mi w pracach domowych, gotowała pyszne obiady, zabierała na zakupy...
- Nie musisz nic mówić. Wszystko rozumiem. - powiedziałam kładąc jej rękę na ramieniu. - Pamiętasz, jak wypytywała mnie, jaki tort ma mi upiec na wesele i któregoś dnia, gdy razem z Pablem przyszłam was odwiedzić pokazała mi swoje kilkanaście propozycji, które upiekła? - uśmiechnęłam się przez łzy. - Zrobiła wtedy chyba jedenaście tortów trzypiętrowych i potem trzeba było to wszystko jeść, żeby się nie popsuło.
- Albo jak założyła razem z Ramallo i Beto zespół i mieli codziennie próby w naszym salonie. - Violetta podniosła głowę. - Tata nie mógł tego znieść. Zawsze groził im, że "jeszcze jedna próba, a zostaną bezrobotni". - zaśmiałyśmy się.
- Olga była naprawdę cudowną osobą i pewnie nie chce, żebyśmy teraz płakały z jej powodu. - powtórzyłam jej słowa Pabla z samochodu. - Jeśli czujesz się stale zagubiony podróżując do świata z przeszłości... Jeśli wypowiesz moje imię znajdę cię...* - zaczęłam śpiewać. - Jeśli wierzysz, że wszystko w dal odeszło, że twe niebieskie niebo jest pochmurne... Jeśli wypowiesz moje imię znajdę cię...*
Po chwili dołączyła do mnie Viola i śpiewałyśmy razem. "Jest tak silne w to co wierzę i czuję, że już nic nie powstrzyma tego momentu. Przeszłość jest wspomnieniem i marzenia rosną, wciąż rosną, bardzo."* W tamtym momencie na korytarz wtargnęli German wraz z Pablem i zapłakaną Martiną. Pewnie słyszeli nas, jak śpiewamy, idąc, gdyż kiedy stanęli obok nas przyłączyli się. "Zaraz zobaczysz, jak się rodzisz na nowo... Poczuj, że wciąż próbujesz... Gdy jesteśmy razem! Coś się rozpala na nowo... Poczuj, że wciąż próbujesz... Gdy jesteśmy razem!"* Kiedy piosenka się skończyła wszyscy się do siebie przytuliliśmy.
- Co robimy? - spytał mój szwagier. - Będziemy tutaj tak stać? Może wpadniecie do nas?
- Nie, dziękujemy. - odmówiłam. - Musimy wracać do siebie. Może innym razem. - powiedziałam obejmując moją córkę.
Wyszliśmy ze szpitala i ruszyliśmy każdy do swojego samochodu. Przytuliłam moją córkę co sprawiło, że odrobinę się uspokoiła. Widać, że również przejęła się śmiercią byłej gosposi w domu Casttio.
- Będziemy tęsknić. - szepnęłam zerkając w niebo.
Pożegnaliśmy się z Germanem i Violettą po czym wsiedliśmy do naszego samochodu i ruszyliśmy do domu. Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu. Pablo ponownie złapał mnie za dłoń i przyłożył ją delikatnie do swojego policzka wykonując nieduże ruchy. Moja ręka ocierała się o jego niewielki zarost, ale nie przeszkadzało mi to, a nawet wręcz przeciwnie - było to przyjemne. Przymknęłam oczy. Czułam, że zasypiam, kiedy nagle dotarliśmy do domu. Martina poszła wziąć długą kąpiel w wannie, a ja i mój mąż usiedliśmy na kanapie pijąc kawę.
- German był nam bardzo wdzięczny, że przyjechaliśmy. Wiedział, że chociaż odrobinę uda ci się poprawić Violetcie humor.
- A wiesz co ja zrobiłam? - uśmiechnęłam się. - Ja tylko powtórzyłam jej to, co ty powiedziałeś mi w samochodzie. Można powiedzieć, że to również twoja zasługa. - odparłam odstawiając kubek z gorącym napojem na ławę. - Ale naprawdę była załamana. Wyciągnęłam ją trochę z tego dołka. - powiedziałam kładąc mu głowę na kolanach.
- Fajnie, że ma taką ciocię jak ty. - stwierdził zaczynając bawić się moimi włosami. - Wie, że zawsze może na ciebie liczyć, że ją pocieszysz i wysłuchasz. Że ma kogoś komu ufa i gdy pokłóci się z tatą czy z mężem może do ciebie zadzwonić, a ty jej doradzisz. Nawet ta odległość między wami nie ma takiego znaczenia. - on również odstawił swoją kawę i złapał mnie za rękę.
- Myślisz, że poradzimy sobie bez Olgi? - spytałam zerkając na niego.
- Chyba nie mamy wyjścia, najdroższa. - swoją drugą dłoń położył na moim policzku.
Utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy przez długi czas. Nawet, gdy obróciłam się na bok. Mój mąż puścił moją rękę i zaczął gładzić mnie po głowie szepcąc czułe słówka na ucho. W pewnym momencie zasnęłam.
- Angie, chciałabym wam podziękować, za tyle lat spędzonych razem. To był naprawdę wspaniale wykorzystany czas i cieszę się, że poznałam takich ludzi jak wy. Proszę, nie płaczcie za mną. Jestem tutaj szczęśliwa. Pamiętaj, że czuwam nad wami z góry. Będę starała się o to, abyście również byli i osobiście dopilnuję tego, abyś już nigdy nie rozstała się z Pablem i nie cierpiała z powodu waszych kłótni.
* - fragment polskiej wersji "Algo se enciende" by Sharon.
I jak Wam się podoba pierwszy rozdział dodany w roku szkolnym? :)
A tak w ogóle, jak tam w szkole? Macie jej już dość tak samo jak ja?
Jak dla mnie, to będzie baaardzo długi rok szkolny... ;___;
Byle do weekendu! ;*
bloggerka
Jaaakos idzie. Narazie sie zapoznajemy. Niedlugo bedzie wyjazd integracyjny ale to oczywiscie po lekcjach. Wychowawczyni suuuper. Ekonomy rzadza!!!!!
OdpowiedzUsuńKejla <3
To dobrze, że się tam jakoś odnalazłaś :).
Usuń