Dzień dobry! :D
Zapraszam na rozdział.
W nocy parę razy musiałam wstawać do łazienki. I gdy tylko zasypiałam, od razu budziły mnie mdłości, które nie dawały mi dobrze zasnąć. Chciałam to robić po cichu, lecz niestety się nie dało. Za każdym razem Pablo pukał do drzwi od toalety pytając się, czy wszystko dobrze.Zapraszam na rozdział.
- Kochanie, a czy to możliwe, żebyś... zaszła w ciążę? - zapytał za którymś razem.
- Nie wydaje mi się. - odpowiedziałam kładąc się do łóżka. - Raczej zjadłam coś nieświeżego. Tak, na pewno było to coś zepsutego. - zapewniałam go.
- Jednak na wszelki wypadek kupię ci jutro test, dobrze? - nalegał.
- Jak wolisz...
Od tamtej rozmowy wstawałam do łazienki jeszcze siedem razy w ciągu trzech godzin. Później, kiedy mój organizm był już doszczętnie wyczerpany, udało mi się zasnąć, nie budząc się już w ogóle.
Nad ranem obudziłam się jeszcze z większym bólem głowy, niż po południu, kiedy się kładłam. Próbowałam się w jakikolwiek sposób podnieść, ale okazało się, że jest to o wiele trudniejsze niż myślałam. W końcu udało mi się usiąść. Rozejrzałam się dookoła. Byłam sama w sypialni, która wydawała mi się tak wielka, jak nigdy. Zobaczyłam, że na stoliku nocnym po mojej stronie leży kartka. Wzięłam ją do ręki, lecz zanim udało mi się skupić na tyle, aby ją przeczytać minęła dłuższa chwila.
Najdroższa!
Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe tego,
że nie zabrałem Cię ze sobą do pracy, ani że nie zostałem razem z Tobą w domu.
Sama doskonale wiesz, jak jest.
Postaram się wrócić jak najszybciej.
Gdy tylko się obudzisz, zadzwoń do mnie. Nie patrz na zegarek.
Odbiorę nawet na lekcji, gdyż okropnie się o Ciebie martwię.
Pablo.
W tamtym momencie uświadomiłam sobie, że aby wykonać telefon, najpierw muszę go odnaleźć, z czym również był niemały problem. Kiedy stanęłam na dwóch nogach uświadomiłam sobie, jak bardzo wszystko mnie boli. Zrobiłam dwa kroki, lecz nie wiele brakowało, a bym się przewróciła. Na całe szczęście w ostatniej chwili zdążyłam złapać równowagę. Chciałam zrezygnować. Wrócić do łóżka, położyć się i dalej spać. Jednak wiedziałam, że mój mąż nie będzie spokojny dopóki do niego nie zadzwonię. Zerkałby tylko w telefon i denerwowałby się. Wyciągnęłam rękę w stronę ściany. Gdy poczułam pod nią zimną, lecz stabilną konstrukcję zaczęłam powoli iść w stronę szuflady, na której leżała moja torebka, w której wnętrzu najprawdopodobniej był mój telefon. Udało mi się. Oparłam się na szafce i cały swój ciężar ciała próbowałam przenieść właśnie na nią. Zaczęłam grzebać w środku mojej torby. Komórkę znalazłam bez trudu. Była na wierzchu. Zacisnęłam ją w dłoni i starałam się szybkim krokiem dojść do łóżka tak, aby całą trasę mieć już za sobą. Nie pamiętam, czy mi się to udało bez potykania się, ale chyba dałam radę. Położyłam się wygodnie i wtedy zrobiło mi się trochę lepiej. Odblokowałam ekran. 14 nowych wiadomości. Spojrzałam na zegarek w prawym górnym rogu. 13:48. Nie dziwiłam się, iż było ich aż tyle. Zerknęłam na trzy ostatnie. "Obudziłaś się? Jak się czujesz?", "Kochanie, wszystko w porządku? Zadzwoń.", "Angie, jeśli to czytasz zadzwoń do mnie, proszę. Teraz.". Weszłam w ostatnio wykonywane połączenia. Oczywiście, tak jak zawsze, pierwszy na liście był Pablo. Nacisnęłam słuchawkę. Nie usłyszałam ani jednego sygnału. Od razu odebrał.- Już się bałem, że nie zadzwonisz. - powiedział. - Jak się czujesz? Ból głowy przeszedł?
- Tak. Pablo nie musisz się aż tak o mnie martwić. - skłamałam.
- Prawda, nie muszę, ale wolę mieć pewność, że wszystko jest okej. - odpowiedział. - Jadłaś coś?
- Nie, zaraz miałam sobie coś przygotować.
- Przygotowałem ci rano kanapki. Są w lodówce. Mam nadzieję, że będą ci smakować.
- Na pewno będą wyborne. - odparłam.
- Ale serio dobrze się już czujesz? Nic cię nie boli?
- Nie. - starałam się odpowiadać najnaturalniej jak potrafiłam. - Możesz pracować spokojnie. - stwierdziłam. - Dziękuję za to, że dałeś mi wolne i że przyjechałeś wczoraj wcześniej do domu specjalnie dla mnie.
- Kocham cię. - czułam, że na jego twarzy wymalował się uśmiech.
- Ja ciebie też. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Dlaczego kłamałam? Nie mam pojęcia. Chyba nie chciałam, żeby zarywał przeze mnie prace, albo wydawało mi się, że i tak przysporzyłam mu w ostatnim czasie za dużo kłopotów. W każdym razie wiem jedno - ta rozmowa wymagała ode mnie wiele wysiłku. Każde słowo z niebywałą trudnością przechodziło mi przez usta. Na dodatek musiałam jeszcze udawać wesołą i pełną sił... Pomyślałam o tym, co przed Pablo powiedział mi chwilę wcześniej. "Zjadłaś coś?". W ogóle nie miałam apetytu, a poza tym wiedziałam, że moja wyprawa do kuchni, która znajdowała się na parterze i aby do niej dotrzeć musiałam pokonać około trzydziestu stopni, może być w skutkach tragiczna. "A co jeśli zapyta mnie, dlaczego nie zjadłam tego, co mi przyrządził?" - myślałam. Nie wymyśliłam nic. Próbowałam, ale nie mogłam się zupełnie skupić. Nagle usłyszałam piszczenie. Na początku było ono słabe, lecz z każdą minutą nasilało się coraz bardziej. Przewróciłam się na drugi bok i dłońmi zakrywałam uszy myśląc, że spowoduje to ustanie nieprzyjemnego dźwięku. Jednak nie. Z chwili na chwilę coraz ciężej było mi go znieść. Zaciskałam oczy myśląc, że to w czymś pomoże. Zaczęłam krzyczeć. Pomyślałam, że może w ten sposób jakoś go zagłuszę. Jednak bezskutecznie. Poczułam nagle jak ktoś dotyka mojej ręki. Mówił coś do mnie, ale nie umiałam tego zrozumieć. Obróciłam się w jego stronę. Był to mój mąż. Siedział na środku łóżka najprawdopodobniej próbując dowiedzieć się, co się dzieje. Chwyciłam się jego koszuli i usiadłam, aby zatopić się w jego ramionach. Objął mnie swoimi rękoma dając tym samym poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa. Nagle, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki cały hałas ucichł. Wtedy usłyszałam, jak głośno szlochałam. Starałam się powoli uspokajać i dopóki Pablo trzymał mnie przy sobie było to proste.
- Cii... - mruczał pod nosem mój mąż jednocześnie delikatnie bujając nas na boki.
- Dziękuję. - odparłam, gdy czułam, że jest już lepiej.
- Wiem, że pewnie tego nie chcesz, ale muszę zapytać. - zaczął. - Co się tu działo Angie? Co się tutaj wydarzyło? Dlaczego tak okropnie krzyczałaś?
Nie wiem, dlaczego nie odpowiedziałam mu wprost. Przecież to, co się stało nie było moją winą i nie było to nic wstydliwego.
- Najdroższa... Czy ktoś wyrządził ci jakąkolwiek krzywdę podczas mojej nieobecności? - spytał.
Nadal nie udzielałam odpowiedzi. Wolałam pozostać bez ruchu przy jego ciepłym ciele, którego bliskość, nie wiadomo czemu, ale w jakiś sposób mi pomogła.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że nie powinienem zostawiać cię w takim stanie samej! Dlaczego ja to zrobiłem?! No dlaczego? - mówił.
Dopiero, gdy zaczął siebie za wszystko obwiniać stwierdziłam, że nie pozwolę dalej mu się o to zadręczać. Tak na prawdę, w ogóle tego nie chciałam, ale potrzebowałam chwili, aby w głowie wszystko sobie jakoś pookładać.
- Nie... Nic mi nie jest... - wydukałam.
- To co się dzieje? Bolało cię coś? - zapytał troskliwie nie wypuszczając z uścisku.
- Tak... - mruknęłam.
- Zadzwonię po lekarza. Nie mogę patrzeć kiedy cierpisz i nie dajesz sobie pomóc.
- Nie zostawiaj mnie... Ten hałas wróci... Nie... nie chcę... - powtarzałam.
- Nie zostawię. Jestem tutaj, widzisz? Jestem cały czas przy tobie. Już nie musisz się o nic bać. Spokojnie najdroższa... - powiedział wyciągając telefon z kieszeni, ale jednocześnie przytulając mnie.
Połączył się z naszym rodzinnym lekarzem, ale na ich rozmowie się już nie skupiałam. Czułam jak odpływam. Cokolwiek to miało znaczyć. W tamtym momencie o tym nie myślałam.
- Kochanie, nie śpij, słyszysz? - delikatnie mną szturchnął. - Pobudka.
- Tak, tak... - przytaknęłam dla spokoju.
- Dlaczego mnie okłamałaś? Pytałem się kilka razy, czy wszystko jest dobrze.
- Nie chciałam ci robić problemu...
- Robić problemu? Angie, jesteś moją żoną. Powinnaś mi mówić o takich rzeczach.
- Skąd wiedziałeś, że... że...?
- Intuicja. - rzucił. - A tak po za tym, to nie brzmiałaś najlepiej przez telefon, a że akurat była dłuższa przerwa wsiadłem w samochód i przyjechałem. Nawet nie masz pojęcia jak przestraszyłem się słysząc twój krzyk. Okropnie się o ciebie bałem.
- Przepraszam... - wypowiedziałam resztką sił.
- Nie przepraszaj. Nie teraz. - rozkazał zdenerwowany.
Przyłożyłam swoją dłoń do jego policzka i poczułam, że jest on wilgotny. Domyślałam się dlaczego, jednak nie za bardzo w to wierzyłam.
- Płakałeś...? - wymruczałam.
- Kobieta, która jest moim całym światem właśnie leży i zwija się z bólu. Nie mam bladego pojęcia jak mogę jej pomóc, aby chociaż odrobinę to złagodzić. - odparł. - Kiedy cierpisz, ja również. Kocham cię całym moim sercem, Angie. - spojrzał w moją stronę.
Tego dnia zrobił to po raz pierwszy. Nie dziwię mu się. Nie chciał na mnie patrzeć. Nie chciał widzieć, jak cierpię, gdyż sam ciężko to znosił.
- Będzie dobrze... - powiedział. - Wierzę, że będzie. Musi być. - powiedział, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
Co się dzieje z Angie? Czy, aby na pewno wszystko będzie dobrze?
Co było przyczyną odczuwanego przez nią bólu?
Odpowiedzi na te pytania już w następnych rozdziałach! ;)
Jeśli mam być szczera, to uważam, że to jeden z lepszych rozdziałów, naprawdę.
Nie mam pojęcia dlaczego, ale pisało mi się go z niebywałą lekkością O.o
Miłego weekendu! :*
bloggerka
Ten rozdział byl twoim najlepszym. Dwa razy go czytałam 😃
OdpowiedzUsuńKejla<3
Wielkie dzięki ^_^
UsuńEj a co będzie w następnym, bo tak czytając spojler to trochę nie ogarnęłam 😊
OdpowiedzUsuńKejla <3
O to chodziło ;D.
UsuńNo, a tak na serio, to dzisiaj pojawi się nowy rozdział, więc będziesz miała okazję się dowiedzieć :).