niedziela, 29 listopada 2015

Sezon 3 - Rozdział 71 - Zawsze to ty będziesz dla nich autorytetem

Cześć!
Zapraszam na rozdział 71 :).
Pomimo wielu zmian, dziwnych i nieprzyjemnych sytuacji oraz nieporozumień, moje życie zaczęło w końcu wychodzić na prostą. Pablo miał wyjechać, ale starałam się o tym nie myśleć. Było jeszcze do tego trochę czasu, więc wolałam się nim cieszyć. Od mojej ostatniej rozmowy z Germanem w szpitalu nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Na badaniach kontrolnych wychodziły mi same pozytywne wyniki. Martina świetnie sobie radziła z nauką, a na dodatek chodziła na próby do teatru. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak ogromnie się cieszyliśmy, kiedy okazało się, że ona zagra główną bohaterkę, a Tom bohatera. Coś niebywałego!
- ... i dlatego właśnie powinniście ćwiczyć śpiewanie w każdym wolnym momencie. - zakończyłam swój długi monolog. - Dziękuję wam bardzo. Koniec zajęć. Widzimy się jutro. - pożegnałam się z uczniami.
Dzieciaki zaczęły po kolei opuszczać salę. Chwilę później byłam już w niej sama. Stałam przy keyboardzie i układałam swoje partytury.
- Jak tam zajęcia? - usłyszałam nagle.
Podniosłam wzrok. Do klasy wszedł z rękoma w kieszeni mój mąż. Podszedł bliżej cały czas się uśmiechając.
- Dobrze. Nawet bardzo. - odpowiedziałam.
- To świetnie. - rzucił. - Pomóc ci z tym?
- Nie dziękuję, nie trzeba. - odparłam. - Zastanawiałeś się już nad tym, kto zostanie dyrektorem tutejszego Studia po tym, gdy ty wyjedziesz do Hiszpanii? - zapytałam skupiając się na kartkach, które próbowałam posegregować.
- Tak i doskonale wiem, kto nim będzie.
Zaskoczyło mnie to. Spodziewałam się, że nawet mu to przez myśl nie przeszło, ale widocznie się pomyliłam.
- Tylko proszę, nie mów, że będzie nim Gregorio. - zaczęłam. - Jest bardzo dobrym nauczycielem i zmienił się na lepsze, aczkolwiek nie jestem przekonana co do tego, aby odzyskał władzę...
- Nie, nie. - zaśmiał się. - Też nie sądzę, żeby to było dobre. Dlatego znalazłem kogoś, kto zna się na interesach i poradzi sobie z tym wszystkim.
- Kogo? - spytałam.
- Nie wiem, czy mogę ci już teraz powiedzieć. Powinnaś to usłyszeć wtedy, kiedy reszta nauczycieli.
- To uznajmy, że teraz dyrektor pewnej placówki zdradza to swojej żonie, a nie jednemu z jej pracowników. - uśmiechnęłam się. - Proszę, powiedz.
- No dobrze. - westchnął. - Dyrektorem zostanie German.
German? Co? To chyba była ostatnia osoba, której bym się tutaj spodziewała. On jako dyrektor?
- Aha... - mruknęłam w odpowiedzi.
- Tak wiem, że to trochę dziwne, ale przynajmniej mam pewność, że on sobie z tym wszystkim poradzi. Zna się na rachunkach, potrafi koordynować liczną grupą ludzi i ma głowę do interesów. Nie mogłem znaleźć nikogo lepszego.
- Zgadzam się z tobą. - odparłam.
Potrafiłam rozróżnić życie prywatne od zawodowego i nawet pomimo naszej ostatniej kłótni byłam pozytywnie nastawiona co do wyboru Pabla. German, w przeciwieństwie do naszego nauczyciela tańca, lepiej poradzi sobie z tym wszystkim.
- Pamiętasz, gdy straciłem pamięć i przyprowadziłaś mnie właśnie w to miejsce, w nadziei, że sobie coś przypomnę? - zapytał. - Miałaś bardzo dobry pomysł. To miejsce dało wszystkiemu początek. To tutaj zakochałem się w tańcu i w muzyce, tutaj zacząłem rozwijac się w kierunku, w którym naprawdę chciałem i to właśnie tutaj miłość między nami rozkwitała. Dla tego miejsca poświęciłem naprawdę wiele czasu.
- Wszyscy będziemy ci za to zawsze wdzięczni. - zapewniłam go.
- Nie o to chodzi. Myślałem bardziej o tym, że teraz je zostawiam, aby je rozsławić. To chyba dobrze, prawda?
- Oczywiście. To miejsce zawsze będzie twoim drugim domem. Naszym drugim domem. I zawsze będziemy mogli do niego wrócić. - powiedziałam. - Już koniec przerwy? - zdziwiłam się, gdy zadzwonił dzwonek.
- W takim razie będę leciał zanim zjawią się tu dzieciaki.
- Nie musisz. Mam teraz okienko. - odparłam.
- W takim razie może dasz się wyciągnąć na sok do Resto Bandu? - zaproponował.
- A wiesz, że nawet z wielką chęcią? - uśmiechałam. - Tylko jeszcze wejdę do pokoju, aby odłożyć partytury i możemy iść.
Wzięłam do ręki wszystkie kartki, które leżały na klawiszach i swoją torbę, a następnie wyszliśmy z sali. Szybko weszłam do pomieszczenia, w którym przesiadywali nauczyciele. Nikogo tam nie było, w związku z czym położyłam papiery na stole i wyszłam. Mój mąż złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę baru. Dosłownie kilka minut później znaleźliśmy się w środku. Wybraliśmy jeden z wolnych stolików i przy nim usiedliśmy. Zamówiliśmy sobie po soku. Ja wybrałam truskawkowy, a mój towarzysz pomarańczowy. Nie czekaliśmy długo na nasze zamówienia. Wzięłam łyka.
- Uwielbiam ten smak. - powiedziałam. - Jak ci minął dzisiejszy dzień? - spytałam.
- Nie najgorzej. Oprócz tego incydentu ze skrzypcami było dobrze.
- Incydentu ze skrzypcami? - zdziwiłam się. - Co się stało?
- Nie słyszałaś? Ktoś porozcinał struny wszystkich skrzypiec.
- Naprawdę? - zapytałam.
- Tak. Nikt się nie chciał przyznać. Nadal nie wiem, kto to zrobił, ale się tego dowiem.
- Nie widać na nagraniu z monitoringu?
- Na tych które są nie, ale mogło się to zdarzyć w godzinach, kiedy prąd został wyłączony i nic się nie nagrywało. Może to być przypadek, ale nie musi. Nie będę nikogo oskarżał. Mam nadzieję, że ktoś się przyzna do winy, ale jeśli nie, to sam jakoś do tego dojdę.
- Nie potrafię zrozumieć, jak można nie szanować instrumentów. Tym bardziej w Studio, gdzie uczniowie mają z nimi styczność każdego dnia. - zdenerwowałam się.
- Dokładnie. Ja też tego nie rozumiem. - odparł. - Jeśli mam być szczery, mam dziwne wrażenie, że zrobił to Gregorio. Nie chcę być złośliwy, ale przecież on zawsze starał się wszystko popsuć, żebym to ja został zwolniony przez jego wybryki. A teraz, gdy mnie nie będzie pewnie będzie chciał, żeby wszystkie dzieciaki myślały o mnie jak najgorzej... Pewnie jest przekonany, że to on zostanie dyrektorem i chce, aby one widziały właśnie w nim mistrza.
- Nie wykluczone. Ale wiesz, że nie musisz się tym martwić? Przecież uczniowie zawsze będą ciebie mocniej lubić, bo to ty pokazujesz im wszystkim, że każdy z nich ma talent i musi go wykorzystać. Potrafisz ich zmotywować w przeciwieństwie do niego. Nawet jeśli się zmienił. Zawsze to ty będziesz dla nich autorytetem.
- Dziękuję. - odpowiedział uśmiechając się i kładąc swoją dłoń na mojej.
Na scenę wyszedł Luca, brat Francesci, który zaczął śpiewać "Te esperare". Było tak jak za starych dobrych czasów, gdy po pracy przychodziliśmy do Resto napić się soku, porozmawiać i posłuchać muzyki. Czułam, że tego potrzebuję. Głos właściciela baru niósł się po pomieszczeniu. Był on bardzo melodyjny i przyjemnie się go słuchało.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - powiedziałam wpatrując mu się w oczy.
Zaczęliśmy się powoli do siebie zbliżać i nasze usta połączyły się w wspólnym pocałunku. Nie był on może długi, ani bardzo namiętny, ale taki, jakiego właśnie w tamtym momencie potrzebowaliśmy, aby ta chwila była idealna. "Aż do mnie wrócisz czekać będę... I zrobię co trzeba by znów ujrzeć cię..."*
- Muszę już lecieć. - powiedziałam zerkając na zegarek.
- Ja tutaj jeszcze chwilę zostanę. Muszę dopić sok i porozmawiać przez chwilę z Lucą.
- W takim razie do zobaczenia w domu.
- Angie... - Pablo złapał mnie za rękę, gdy już miałam wychodzić.
- Tak?
- Wyszłabyś dzisiaj ze mną na kolację? Tylko my, we dwoje.
- Oczywiście. - odpowiedziałam i pocałowałam go delikatnie w policzek. - Cześć. - uśmiechnęłam się i wyszłam.
Do Studia wracałam szczęśliwa. Niby człowiek nie powinien żyć przeszłością, ale taki jeden dzień, który spędziliśmy tak, jak kiedyś sprawił, że poczułam się lepiej. Nie dlatego, że teraz moje życie jest gorsze. Tylko czasami po prostu fajnie jest wrócić do starego trybu życia. Te czasy, kiedy byliśmy ze sobą, ale mój obecny mąż był cały czas zazdrosny o Germana. Gdyby nie uczniowie, pewnie pomyślałabym, że znowu wróciłam do czasów, w których Antonio żył, Pablo został zwolniony ze Studio i podjął się pracy w Resto, Violetta i jej znajomi chodzili do Studio, a ja mieszkałam w domu Casttio. Niby nie był to najlepszy okres dla naszego związku, ale mimo to wspominam go doskonale. Zresztą każda chwila z nim, będzie przeze mnie wspominana z uśmiechem. W końcu to co się nam przytrafiło jest wspaniałą i wyjątkową na swój sposób historią. "Bo serce me zapomnieć nie może, więc zrobię co trzeba by móc kochać cię...Więc zrobię co trzeba, by móc kochać cię..."*

* - fragment polskiej wersji "Te esperare" wykonanej przez Evex.

Dobry wieczór wszystkim! Chyba, że czytacie to rano, lub po południu to dzień dobry! ;)
Podobał się Wam rozdział? Mam nadzieję, że tak :D.
Tak w ogóle, to muszę się przyznać, że zaczęłam oglądać ten nowy włoski serial z Clarą Alonso - "Lontana da me" - i stwierdzam, że jest naprawdę fajny. Jeśli ktoś, coś to polecam! <3
A jeśli jeszcze o Clari mowa, to nie wiem, czy wiecie, ale pojawił się nowy, rozszerzony zwiastun "Jazmin de invierno". Jeśli ktoś go nie widział, to niech kliknie tutaj. Mam przeczucie, że to będzie genialny film *.*
Besos! :*
bloggerka

piątek, 20 listopada 2015

Sezon 3 - Rozdział 70 - Coś, co odmieni moje życie

Cześć!
Zapraszam na nowy rozdział :)

"Jestem twoja. Dziś, jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok, po śmierci też. Nikt, ani nic tego nie zmieni, będę twoja do końca życia. I nawet jeśli ze mnie zrezygnujesz to ja będę czekać właśnie na ciebie.."

- Najdroższa wiem, że w naszym życiu ostatnio naprawdę wiele się dzieje. - zaczął Pablo pewnego zimnego wieczoru. - Ale muszę poruszyć z tobą ten temat, bo nie mam na to już więcej czasu.
- O co chodzi? - spytałam zmartwiona.
Do głowy zaczęły napływać mi wszelkie najgorsze scenariusze. Przypominałam sobie wszystko, co się ostatnio wydarzyło zastanawiając się, czy ma to jakikolwiek związek ze słowami wypowiedzianymi przez mojego męża.
- Muszę podjąć decyzję. Do jutra. Jak dla mnie to za szybko, ale oni twierdzą, że nie mogą dłużej czekać... - mówił zdenerwowany.
- Kochanie. - powiedziałam łapiąc go mocno za rękę. - Uspokój się i powiedz mi w końcu o co chodzi.
- Wyjazd do Hiszpanii, do Sewilli. Muszę dać jutro Brown'owi odpowiedź.
Nagle poczułam jakby cały świat zaczął mocno dookoła wirować, a ja z trudem próbuję utrzymać równowagę starając się nie przewrócić. Byłam świadoma, że kiedyś dojdzie do tej rozmowy, ale nie teraz. Teraz nie byłam do niej przygotowana. Przez ten natłok spraw zapomniałam to zrobić.
- Więc zacznijmy od prostego pytania... - zaczęłam, gdy się nieco otrząsnęłam. - Co ty o tym myślisz?
Widocznie nie ucieszyło go moje pytanie, gdyż głęboko westchnął, a smutek ogarnął całą jego twarz. Też nie chciał odbywać tej rozmowy, ale nie miał wyjścia.
- Uważam, że... - starał się mówić jeszcze w miarę spokojnym tonem. - Miałaś rację. To jest niebywała szansa dla Studia. Skoro dzieciaki z Europy specjalnie przyjeżdżały do Buenos Aires, aby zapisać się do tutejszej szkoły, to co dopiero będzie tam. Kto wie, może z czasem udałoby się nam otworzyć ją jeszcze w paru innych krajach. Coś wspaniałego. Nigdy nie myślałem, że coś takiego może się przytrafić. To wszystko brzmi jak wyjęte z filmu. - stwierdził. - Jednak nie mogło być w pełni tak pięknie.
- Nie miej mi za złe tego, że nie chcę się tam przenosić... - zaczęłam, lecz on mi przerwał.
- Nie mam, Angie. - odparł. - Wręcz przeciwnie, podzielam wasze zdanie. Macie tutaj wszystko. Znajomych, szkołę, pracę, część rodziny. W pełni rozumiem to, że chcecie tu zostać. Dlatego stwierdziłem, że lepiej będzie, jeśli ja również tak postąpię i zostanę w Argentynie z wami.
- Nie podejmuj tej decyzji ze względu na nas. Ani ja, ani Martina nie chcemy, żebyś czuł się przez nas ograniczony.
- Jesteście dla mnie wszystkim. Nie mógłbym was zostawić. - odpowiedział. - Szczególnie teraz, gdy niedawno odszedłem mimo, iż mnie potrzebowałaś.
- Ale wróciłeś. - rzuciłam. - Teraz też byś wrócił.
- Jeśli mam być z tobą zupełnie szczery, muszę to powiedzieć. - stwierdził. - Boję się, że nie damy rady, a nie chcę cię stracić ponownie.
- Ktoś mi kiedyś cały czas powtarzał, że trzeba walczyć o swoje marzenia. Jeśli się nie mylę, byłeś to ty i Antonio. Wiesz, jaki on byłby z ciebie dumny? Nie mógłby wyjść z podziwu, że jego ulubiony dyrektor aż tak wysławił jego szkołę. - odparłam. - A wracając jeszcze do tych marzeń, to jeśli się nie mylę, jedno z nich właśnie ucieka ci między palcami, a ty nie próbujesz go złapać. Odkąd tylko pamiętam mówiłeś, że byłoby cudownie gdyby udało ci się rozwinąć karierę za granicą. Co prawda, nie jest to zapewne taka kariera, o której myślałeś, ale też naprawdę dobra. Świat by cię zobaczył.
- Ty byłaś moim większym marzeniem. - bronił się.
- Ale ja już należę do tych spełnionych. - odpowiedziałam. - Mnie już masz i nie musisz się bać o to, że mnie stracisz, bo tak nie będzie.
- Związki na odległość zazwyczaj kończą się zerwaniem...
- Odległość nie znaczy nic, kiedy dla kogoś znaczysz wszystko. - mruknęłam ściskając jego dłoń jeszcze mocniej. - Oczywiście, ja cię do niczego nie zmuszam. To jest tylko i wyłącznie twoja decyzja, a ja nie chcę, żebyś popełnił błąd z mojego powodu. Chcę ci tylko pokazać, że bylibyśmy w stanie przetrwać. - powiedziałam. - Na początku może być ciężko, ale później... później się do tego przyzwyczaimy i będzie dobrze.
Żadne z wypowiedzianych słów nie przychodziło mi z jakąkolwiek łatwością. To było niezmiernie trudne. W pewnym sensie, namawiałam go do tego, aby się ode mnie odsunął. Mózg mówił mi, że robię dobrze, ale serce z każdym słowem coraz bardziej krwawiło. Zdawałam sobie sprawę z tego, że gdy wyjedzie nie będę mogła poczuć jego dotyku zbyt szybko. Pablo oparł głowę na zaciśniętych przez nas dłoniach. Wziął kilka głębokich wdechów, po czym przyłożył je do swoich ust i muskał je nimi delikatnie. Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi.
- Już jestem! - to Martina, która wróciła od Toma. - Gdzie jesteście?! - krzyknęła, a chwilę później znalazła nas w salonie. - Co się stało...? - spytała, gdy zobaczyła w jakiej ciszy siedzimy i w jakim smutku jesteśmy pogrążeni.
- Tata... - zaczęłam. - Tata musi zdecydować, czy wyjeżdża do Europy, czy zostaje tutaj. - odpowiedziałam.
- W związku z otwarciem tego nowego Studia, tak? - upewniła się. - Tato, jak dla mnie powinieneś pojechać. W końcu taka szansa może się już nie powtórzyć. Pamiętaj, że my z mamą zawsze będziemy cię wspierać i nawet, gdy będziesz nas potrzebował, a my będziemy daleko, to będziesz mógł zadzwonić. O każdej porze. Zawsze będziemy z tobą.
Byłam pewna, że mój mąż weźmie sobie jej zdanie do serca. W końcu to była jego malutka córeczka, o którą codziennie dbał i troszczył się z dnia na dzień coraz bardziej.
- Mama jest chora. Nie mogę jej teraz zostawić. - powiedział ze smutkiem w głosie.
- Nic mi nie jest, a nawet jeśli by coś było, to przyrzekam ci, że zadzwonię i powiem, a ty wtedy będziesz mógł wsiąść w najbliższy samolot i do mnie przylecieć. Przecież Leo mówił, że pozbył się już tego wirusa, więc możesz być spokojny.
Nastała cisza. Wiedziałam, że tak będzie. Każdy musiał sobie wszystko przemyśleć. W szczególności mój ukochany, do którego należała decyzja. Spojrzał się w ścianę.
- Pojadę tam. - powiedział. - Pojadę tam i zrobię, co do mnie należy. Potem tutaj wrócę i będę z wami już do końca. - odparł.
Razem z Martiną energicznie się do niego przybliżyłyśmy i mocno go uściskałyśmy, lecz on tego nie odwzajemnił. Nie dziwiło mnie to. Słowa, wypowiedziane przez niego przed chwilą musiały być trudne.
- Nie zapomnij, że bardzo cię kocham. - mruknęłam mu na ucho. - I że jestem tylko twoja. Na zawsze.
Widziałam, że obrzucił mnie wzrokiem pełnym miłości, ale i z odrobiną uśmiechu. Pomimo, że jedną ręką obejmował naszą córkę, a drugą mnie, to pocałował mnie namiętnie. Poczułam, że jest szczęśliwy. Wiedziałam, że zostając tutaj również byłby, ale nie tak, jak wyjeżdżając. Kiedy został dyrektorem Studia i został moim mężem twierdził, że nic lepszego w życiu mu się nie przydarzy. Nigdy nie mów nigdy. Na drodze często pojawiają się niespodzianki, które potrafią obrócić nasze życie o sto osiemdziesiąt stopni.
- Tatusiu, ale przyjedziesz na święta? - spytała Martina.
Wszyscy się zaśmialiśmy po czym Pablo udzielił odpowiedzi.
- Oczywiście. Będę starał się przyjeżdżać jak najczęściej to możliwe pod warunkiem, że wy wpadniecie do mnie w ferie.
- Obiecujemy. - przyrzekła Martina za naszą dwójkę.
- Dziękuję. - odparł Pablo. - Nie tylko za to, że pomogłyście mi wybrać, ale za wszystko. W szczególności za to, że jesteście i że was mam. - pocałował swoją córkę w czoło, a następnie mnie. - A teraz wybaczcie drogie panie, ale muszę iść wykonać ważny telefon. I radzę wam się szykować, bo za moment wychodzimy na kolację na miasto.
Oby dwie się uśmiechnęłyśmy i zaczęłyśmy wchodzić na górę, aby pójść się przebrać. Martina weszła już na piętro, ale ja jednak z tego zrezygnowałam. Korciło mnie, aby pójść podsłuchać rozmowę mojego męża z biznesmenem z Europy. Cofnęłam się i podeszłam do kuchni, w której właśnie był Pablo.
- Halo? Dzień dobry, Gregory. Z tej strony Pablo Galindo, dyrektor Studio. Tak, tak... Właśnie w tej sprawie dzwonię. Chciałem panu oznajmić, że zgadzam się na wyjazd do Sewilli. - zapadła chwilowa cisza. - Dobrze, w takim razie w przyszły wtorek w szkole. Dziękuję, do zobaczenia. - rozłączył się.
Myślałam, że za moment wyjdzie z pomieszczenia i nas zawoła, ale się pomyliłam. Spojrzałam na niego ponownie. Stał wpatrzony w przestrzeń za oknem. Nie wiedziałam, czy woli zostać sam, czy może kogoś teraz potrzebuje. Mimo to wolałam do niego podejść i pokazać mu, że na mnie zawsze może liczyć.
- Ej, co jest? - zapytałam kładąc mu rękę na ramieniu. - Uśmiechnij się.
- Angie, mam wrażenie, że źle zrobiłem, iż się na to zgodziłem.
- To minie z czasem, zobaczysz. Nawet nie wiesz, jaka jestem z ciebie dumna. - powiedziałam całując go w policzek.
- Nie chcę żyć bez ciebie, najdroższa. - powiedział zerkając mi w oczy.
- Przecież będziemy blisko. - rzuciłam. - Przestań się w końcu o to zamartwiać. Żyj tak, jakby nic się nie miało zmienić, a kiedy nadejdzie już ten czas, że nie będziemy razem, to wtedy udawaj, że to zwykła przeciętność. - doradziłam mu, po czym pocałowałam go w policzek. - A teraz rozchmurz się. Martina zaraz zejdzie. - poprosiłam. - No już. Uśmiech.
- Tak lepiej? - zapytał, gdy uniósł kąciki ust do góry.
- O wiele. - odpowiedziałam i przytuliłam go do siebie.

Dobry wieczór wszystkim!
70! Jeszcze trzydzieści do końca. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać ;___;
Chciałabym przeprosić Was za to, że w ciągu tygodnia nie pojawił się żaden rozdział. Niestety, szkoła i masa testów na mi na to nie pozwoliły :/. Ale chyba nic nie szkodzi, w końcu dzisiaj jest ;D.
Do świąt może być bardzo ciężko z wstawianiem dwóch tygodniowo, więc raczej będą się one pojawiały tylko w weekend (i też niekoniecznie w każdy), ale może coś się jeszcze kiedyś uda dodatkowo wrzucić ;).

Ciao! :*
bloggerka

sobota, 14 listopada 2015

Sezon 3 - Rozdział 69 - Ja naprawdę tego nie potrzebuję

Dobry wieczór!
Rozdział 69.
- Angie, porozmawiajmy.
- Nie.
- To chociaż mnie wysłuchaj.
- Nie.
- Angie!
Nadal leżałam w szpitalu, lecz pomimo tego nie można stwierdzić, że moje codzienne życie mnie nie dotykało. Mój szwagier każdego dnia dzwonił do mnie na komórkę, aby porozmawiać, lecz ani razu nie odebrałam. Widocznie, wpadł na pomysł, aby przyjść i pomówić ze mną w cztery oczy. Co prawda, nie powinnam być na niego zła, bo przecież on się do niczego nie zobowiązał, ale mimo to nie potrafiłam zaakceptować tego, że on wie. I w każdej chwili wszyscy mogą już wiedzieć.
- Ale co ty możesz mi chcieć powiedzieć? Że przepraszasz? Że żałujesz tego co zrobiłeś? -
spojrzałam na niego z żalem. - Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale tatą Martiny jest Pablo. To on spędził z nią całe jej życie, nie ty. Więc nawet jeśli w testach wyszło, że ty nim jesteś, to nic to nie zmieni. Bycie ojcem to nie tylko spłodzenie dziecka, wiesz? - stwierdziłam. - Mógłbyś stąd wyjść? - poprosiłam.
- Prawda może być zupełnie inna niż ci się wydaje. - rzucił przechodząc przez drzwi. - Nie zauważyłaś, że Martina jest podobna do Violetty? I to bardzo?
Wyszedł. Zostawił mnie na moje własne życzenie. Ale nie byłam sama. W sali cały czas był mój mąż, który nie udzielał się w naszej rozmowie, ale przysłuchiwał się jej siedząc obok mnie i pilnując, żeby żadne z nas nie powiedziało tego, czego druga osoba nie chciałaby usłyszeć. W pomieszczeniu panowała cisza. Zaczęłam się zastanawiać nad ostatnim zdaniem Germana. Czy miało ono mnie naprowadzić do pewnego wniosku, który właśnie nasuwał mi się na myśl?
- Dobrze mu powiedziałaś. - nagle odezwał się mój małżonek.
- Pablo, a jeśli on jest ojcem Martiny? Między nią, a Violą jest naprawdę ogromne podobieństwo...
- Skoro byłyście z Marią siostrami, to przecież i twoja siostrzenica, i nasza córka mogły odziedziczyć wygląd z twojej rodziny, niekoniecznie od Germana, a po za tym teraz to zbyt wiele nie zmieni.
- A jeśli Martina chciałaby wiedzieć? Przecież ona ma do tego prawo.
- To możemy ją zapytać o zdanie. Jeśli chce, to twój szwagier będzie mógł jej powiedzieć.
- A co będzie, jeżeli się dowie, że to Casttio jest jej ojcem? Nie wiemy, jak się zachowa. Może będzie się od ciebie odsuwać nieświadomie dając nam sygnały, że...?
- Ona jest już prawie dorosła i rozumie powagę całej sytuacji. Wie, iż nam do szczęścia nie jest potrzebna ta informacja i zachowa ją dla siebie.
- Tak myślisz? Przecież na wiadomość o tym, że ktoś inny mógłby być jej tatą nie zareagowała najlepiej...
- Nie wykluczone, ale weź pod uwagę to, że usłyszała to podczas naszej kłótni, a nie podczas zwykłej rozmowy. Oprócz tego dowiedziała się jeszcze, że się wyprowadzam.
- Była na mnie wściekła. - rzuciłam. - Nie odzywała się do mnie, nie chciała mnie znać.
- Nie chcę cię obrażać, ale spójrz na to z jej strony. Dowiaduje się, że facet, do którego zawsze mówiła tato, niekoniecznie musi nim być. Oprócz tego on wynosi się z domu. Jest zła na matkę za błędy, które w przeszłości popełniła, a na dodatek teraz pozbawiła jej osoby, której mogła ufać. Czuła, że została sama. - powiedział. - Ja naprawdę nie chcę, żebyś miała jakiekolwiek poczucie winy, ale chcę, żebyś spojrzała na to z nieco innej perspektywy. Po za tym pamiętasz co czułaś, kiedy okazało się, że to Antonio jest twoim ojcem? Martina czuła zapewne to samo, albo coś podobnego.
- Masz rację. - mruknęłam łapiąc go za rękę.
W tamtym momencie przypomniałam sobie chwilę, o której mówił mój mąż. Siedzieliśmy w czwórkę przy wspólnej kolacji. Ja, Pablo, mama i Antonio. Podczas posiłku miałam ich poinformować o naszych oświadczynach. Jednak to nie to stało się główną atrakcją tamtego wieczoru. Informacja o moim, jak i mojej siostry, ojcostwie wbiła się na pierwsze miejsce.
- Nie ważne, co się wydarzy i tak będziecie dla mnie zawsze dwoma najważniejszymi kobietami w moim życiu.
Nagle drzwi od sali, w której leżałam się otworzyły i stanęła w nich cały czas wspominana przez nas Martina. Z uśmiechem na ustach podeszła do mnie i do Pabla podając mi kartkę.
- Patrzcie, dostałam piątkę u Gregoria z historii tańca! - cieszyła się.
- Gregorio zrobił wam pisemną klasówkę? - zdziwił się mój mąż. - I to z historii tańca? - powtórzył z niedowierzaniem. - Ja chyba będę musiał z nim porozmawiać. Przecież on jest nauczycielem układów tanecznych, a nie zdarzeń historycznych.
- Co prawda, nie była taka trudna, ale mimo wszystko jakbyś to zrobił, to nie tylko ja byłabym ci wdzięczna, ale też moja cała grupa, jak i inne. Z tego co mówiła mi Laura z pierwszej a u nich zrobił jeszcze trudniejszą, bo nie przykładają się do choreografii. - odparła. - To pogadasz z nim tato? - poprosiła.
- Chyba nie mam wyjścia. - zaśmiał się Pablo, a następnie pocałował ją w czoło. - Siadaj. - wstał z krzesła. - Ja jako skromny dżentelmen i dobry ojciec postoję.
Od zawsze wiedziałam, że pomiędzy nimi jest specyficzna więź, której nigdy nie widziałam w relacjach ojciec-córka. Oni się bardziej traktowali jak przyjaciele z tej samej klasy. Nie przeszkadzało mi to, a nawet cieszyło. Przyznam, że czasami czułam się nieco odsunięta, bo mnie jednak traktowała jak mamę. Darzyła mnie miłością i miałyśmy dobre relacje, ale z moim mężem miała o wiele lepsze. Może to w jakiś sposób sprawa ojcostwa?
- Kochanie, jest pewna sprawa. - zaczęłam temat.
- Mamo, już po twoich oczach widzę, że jest źle. - powiedziała. - Żeby było jasne, ja wtedy z tym rodzeństwem żartowałam. To znaczy, jeśli by było, to spoko, ale jak coś to nie...
- Nie o to chodzi. - zaśmiał się pod nosem Pablo. - Doskonale o tym wiesz, że bardzo cię kocham, prawda? I że zawsze będziesz dla mnie córką. Nie ważne, co by się stało.
- Wujek German jest moim tatą? - zapytała ze smutną miną. - No cóż...
- Nie, nie, nie! - przerwałam jej. - Znaczy może. Nie wiemy tego.
- Dokładnie. - przytaknął mój mąż. - Stwierdziliśmy, że może jednak ty nie podzielasz naszego wyboru, co do niewiedzy, kto jest twoim biologicznym ojcem, bo przecież masz do tego prawo. Stało się tak, że tata Violetty przeczytał wyniki badań i on wie. Jeśli tylko chcesz możesz do niego iść i się go zapytać, aby się dowiedzieć. - powiedział. - Jeżeli byś się na to zdecydowała, mamy do ciebie tylko jedną prośbę. Nie mów nam. Staraj się zachować kamienną twarz i żyć dalej tak, jak
żyłaś. Oczywiście, jeśli okazałoby się, że to jednak German nim jest i zechciałabyś się z nim spotykać, nie mamy nic przeciwko. Tylko staraj się to wtedy robić tak, abyśmy my za wiele o tym nie wiedzieli. - poprosił. - Dla nas naprawdę będzie lepiej, jeśli się nie dowiemy.
- Ja naprawdę tego nie potrzebuję. - rzuciła w odpowiedzi Martina. - Tato, ty zawsze byłeś i będziesz moim tatą nawet, jeśli według jakiś papierów nie. To ty mi dałeś tej miłości, której potrzebowałam aby dorosnąć. Nie wujek, ty. - powiedziała wstając z krzesła. - Kocham cię tatusiu. - odrzekła i się do niego przytuliła.
Miałam ogromną ochotę, aby dołączyć się do tego uścisku, ale nie mogłam. Musiałam cały czas leżeć w łóżku. Pablo zerknął na mnie uśmiechając się. Z tego co kojarzę, on chciał mieć syna, z którym mógłby pograć w piłkę i pogadać o samochodach, a mimo to ma córkę, którą widzę, że kocha całym sercem, bo pomimo tego, że ma już prawie siedemnaście lat, nadal jest jego małą księżniczką.
- Mamo, dlaczego płaczesz? - usłyszałam nagle.
- A nie mogę? - rzuciłam. - Taka wzruszająca scena. - przetarłam oczy rękawem. - No to opowiadaj jeszcze, co tam w Studio.
- Wiesz jak wszyscy za tobą tęsknią? Najgorsze jest to, że ciebie nie ma, tata poskracał sobie na czas twojego pobytu w szpitalu godziny, aby móc być przy tobie dłużej, a najwięcej zastępstw przejął Gregorio.
- Czyli tęsknią za mną tylko dlatego, że Gregorio im uprzykrza życie? - zaśmiałam się.
- Nie. - odpowiedziała od razu. - A właśnie! Mam coś dla ciebie. - wyciągnęła telefon z kieszeni. - Nagraliśmy to dzisiaj. Specjalnie dla ciebie.
Puściła mi nagranie, na którym ona i inni uczniowie śpiewają "Algo se enciende". Palbo gra na gitarze, a Beto na klawiszach. To takie kochane z ich strony. Słuchając tego kąciki ust coraz wyżej mi się podnosiły.
- Podziękuj im. - poprosiłam.
- Bardziej się ucieszą, kiedy wrócisz do Studia i zrobisz to sama, osobiście. - powiedział Pablo.
Uśmiechnęłam się raz jeszcze i przytuliłam ich do siebie tak, jak to było możliwe. Kocham swoje życie. Ci ludzie, którzy mnie otaczają są naprawdę cudowni.

Czy, aby na pewno sprawa z ojcostwem zakończy się tak łatwo? Tego dowiecie się już niebawem! ;)
Czy ktoś tak samo jak ja nie może się już doczekać świąt? Ja już chcę śnieg, choinkę, kolędy... <3
No nic, muszę jakoś przeżyć te 40 dni ;___;

Widzimy się w przyszłym tygodniu! ;*
bloggerka

Ps. Zauważył ktoś może, że ostatnio zdjęcia, które dodaję do rozdziałów są lepszej jakości? ^_^

wtorek, 10 listopada 2015

Sezon 3 - Rozdział 68 - Siedemnaście

Hej!
Przychodzę do Was dzisiaj z nowym rozdziałem :).
Mam nadzieję, że się spodoba <3.


"A miłość jest od zawsze aż po kres i będzie jak była. A miłość w nas, unosi sen do dnia, zostanie nam siła. To jak energia wszystkich słońc, stłumienie światła poprzez mrok. Ponad śmierć i ponad czas..." - Ira

Leżałam w szpitalu. Wiedziałam, że tak się stanie odkąd poczułam ten ogromny ból. Rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie było w pomieszczeniu. Byłam tylko ja. Nie chciałam tego. Potrzebowałam, aby ktoś przy mnie był. Nie musiał to być koniecznie mój mąż. Po prostu nie chciałam być sama. Przymknęłam oczy. I co z tego, że przed chwilą się obudziłam? Jednak nie zdążyłam ponownie zasnąć. Rozbudziły mnie krzyki dochodzące z korytarza. Dwoje ludzi się ze sobą kłóciło podchodząc do mojej sali.
- Ale mówiłeś, że wszystko jest dobrze!
- Bo było. - usłyszałam, że drzwi się otwierają. - Pablo uwierz, że to nie moja wina.
Obaj mężczyźni spojrzeli się w moją stronę. Mój mąż stał ze smutną miną wpatrzony we mnie, a lekarz podszedł nieco bliżej.
- Cześć Angie. - przywitał się Leo. - Jak się czujesz?
- Nie wiem. - odpowiedziałam. - Chyba dobrze. Bardzo ze mną źle?
- Nie. - rzucił doktor. - Okazało się, że wirus nie został do końca wyleczony i ta jego resztka sprawiła, że tak się czułaś. Wystarczy, że podamy odpowiednie antybiotyki, a on zniknie z twojego organizmu i będziesz zdrowa.
- Ile będę musiała tutaj leżeć? - zapytałam.
- Na całe szczęście coś około tygodnia. - odparł lekarz zerkając na Galindo. - Przyszedłem tylko zobaczyć, czy się już obudziłaś. Nie będę wam przeszkadzał. - powiedział wychodząc.
- Naprawdę jest już dobrze? - spytał mój mąż.
- Tak. - powiedziałam.
Mój mężczyzna sięgnął krzesełko, które stało na drugim końcu pomieszczenia i postawił je obok mojego łóżka, a następnie na nim usiadł. Patrzył na mnie z uśmiechem, który odwzajemniłam. Dopiero po chwili zobaczyłam, że on jest wykończony. Włosy miał potargane, pogrążone oczy... No tak, przecież właśnie spędził całą noc nie śpiąc i martwiąc się o mnie.
- Pablo idź do domu. - poprosiłam. - Jesteś zmęczony. Nie możesz się wykańczać siedząc tutaj cały czas.
- Nie, Angie. Dzisiaj się stąd nie ruszam.
- Pablo... - naciskałam.
- Nie. Dzisiejszy dzień muszę spędzić cały z tobą.
- Naprawdę nie musisz. Idź się przespać.
- Nie zamierzam zostawiać cię samej w naszą rocznicę ślubu.
Rocznica ślubu? Chwila, to już? W myślach przeanalizowałam kalendarz. Rzeczywiście! Tamtego dnia minęło równo siedemnaście lat od naszej ceremonii ślubnej.
- Pamiętałeś...
- Jak co roku. - rzucił przerywając mi. - Miałem nawet zaplanowany dzisiejszy wieczór, ale będziemy musieli to odłożyć na inną datę.
- ... a ja zapomniałam...  - dokończyłam. - Przepraszam. Przez to wszystko co się ostatnio w okół nas działo, wyleciało mi to zupełnie z głowy...
- Rozumiem, kochanie. Nie przejmuj się. Jak tylko wyjdziesz ze szpitala uczcimy ten dzień tak, jak należałoby go uczcić, a teraz po prostu bądźmy przy sobie. Twoja obecność jest najlepszym prezentem jaki mogłem dostać dzisiejszego dnia.
Dotknęłam jego policzka i uśmiechnęłam się. On złapał moją dłoń i delikatnie trzymał ją zaciśniętą pomiędzy swoimi.
- Mam wrażenie, że teraz kocham cię jeszcze mocniej niż wtedy. - zaczął. - A wyobraź sobie, że w tamtym czasie szalałem na twoim punkcie.
- Możliwe, że pewność, iż jestem tylko twoja dała ci więcej powodów do tego. - odpowiedziałam. - Spójrz na mnie. Od czasu ślubu ani razu przez myśl mi nie przeszło, że mogłabym być szczęśliwa z kimkolwiek innym, nawet z Germanem. - powiedziałam. - Myślisz, że nadal jest na nas zły?
- Nie wiem. Może nie tyle co zły, a odczuwa żal. Nie chcę, abyś miała poczucie winy, ale wyobrażam sobie jak on musiał się czuć. Sądził, że... - nagle przerwał.
Pomyślałam, że może zaraz ktoś wejdzie do sali albo, że wyciągnie z kieszeni telefon, lecz nie. Widocznie nie chciał mnie urazić i wolał nie kończyć zdania.
- Kontynuuj. - poprosiłam. - Chcę wiedzieć, o czym myślisz.
Pablo z niechęcią westchnął i kontynuował swój monolog.
- Sądził, że go naprawdę kochasz. Byłaś dla niego wszystkim i nagle wyznajesz mu prawdę. Mówisz mu, że twoje serce należy do innego, a przy okazji dodajesz, że to ty jesteś siostrą jego zmarłej żony. Czuł się odrzucony i oszukany. Nie pytaj mnie, skąd to wiem.
Nie musiałam, gdyż wiedziałam. Mój mąż wcześniej czuł to samo. Powiedziałam mu, że kocham swojego szwagra i że nasz związek nie ma sensu. Zapewne Casttio miał tak samo.
- Co czułeś w momencie, gdy stwierdziłam na głos, że to jednak ty jesteś tym jedynym? - zawsze chciałam zadać mu to pytanie, ale jakoś nigdy nie było okazji.
- Nie wiem. Gdy tylko usłyszałem na głos swoje imię płynące z twoich ust, byłem w ogromnym amoku. Nic do mnie nie docierało. Z tamtej chwili pamiętam niewiele, naprawdę. Za to wiem, że wcześniej bałem się o ciebie.
- Bałeś się o mnie? Dlaczego? - zdziwiłam się. - Przecież małżeństwo to nie skazanie na śmierć.
- Tak, ale byłem pewny, że bierzesz ślub z Germanem tylko po to, aby zrobić mi na złość i w ten sposób stworzyć w okół siebie tarczę, która miała cię w pewien sposób ochronić przede mną. Zdawałem sobie sprawę z tego, że może i go kochasz, ale na pewno nie chcesz jeszcze za niego wychodzić. Nie użalałem się nad sobą, że to nie ja stoję tam przed ołtarzem, tylko cały czas martwiłem się, że nie zdobędziesz w sobie tyle odwagi, aby powiedzieć nie. Bądźmy ze sobą szczerzy, swojego czasu byłaś bardzo nieśmiała. A jednak udało ci się to i na dodatek powiedziałaś o wiele więcej.
- Wiesz, że gdy zobaczyłam cię w drzwiach ucieszyłam się, że jednak zdecydowałeś się pojawić i przerwać cały ślub? Moja mina, gdy zająłeś miejsce gdzieś z boku musiała być naprawdę ciekawa.
- Hah... - zaśmiał się cicho. - Wyglądałaś wtedy naprawdę pięknie. - uśmiechnął się. - Jeśli mam być całkowicie szczery, to później nie raz słyszałem, że podjęliśmy pochopną decyzję i że będziemy tego żałować. Ja jeszcze nigdy nie żałowałem. Nawet pomimo tych licznych zdrad i krzywd, które nawzajem sobie wyrządzaliśmy. Zawsze cię kochałem.
- Wiesz czego ja żałuję? - rzuciłam. - Że zbyt długo zwlekałam z miłością do ciebie. Odkąd cię poznałam wiedziałam, że możesz obdarzyć mnie jedynym w swoim rodzaju uczuciem, ale mimo to wahałam się. Zupełnie nie wiem dlaczego.
- Ale jednak wybrałaś mnie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Gdybyś za niego wyszła zapewne oddalilibyśmy się od siebie i to bardzo. Myśl o tym, że to właśnie German ma prawo cię całować i dotykać okropnie mnie męczyła. Strasznie mu tego zazdrościłem, ale jak się okazało, niepotrzebnie.
- Zaimponowało mi to, że zdecydowałeś się skłamać w kwestii dziecka tylko po to, żebym była szczęśliwa. - odparłam. - Co prawda, ta wiadomość nie za bardzo mnie ucieszyła, ale nie wielu mężczyzn jest zdolnych do zrezygnowania z miłości na rzecz kochanej osoby.
- Najważniejsze, że nadal ze sobą trwamy i nie zamierzamy przestać. - podsumował Pablo.
- Dokładnie. - potwierdziłam i zaśmiałam się.
- Uwielbiam, gdy się śmiejesz. - rzucił mój mąż.
Ponownie spojrzeliśmy na siebie. Nagle poczułam ogromną potrzebę jego dotyku. Konkretniej dotyku jego ust. Chyba w tamtej chwili on również tego pragnął. Jego ręka, która ściskała moją dłoń zaczęła powoli przesuwać się wzdłuż mojej. Zatrzymała się na szyi. Powoli przybliżałam się do Pabla, który również zbliżał się do mnie. Nasze twarze się ze sobą spotkały, a chwilę później wargi, które stopiły się w pocałunkach. Mój mąż za każdym razem całował mnie inaczej. To było niebywałe. Kiedy skończyliśmy odsunęłam się kawałek od niego, ale jeszcze nie otworzyłam oczu. Uśmiechnęłam się.
- Wszystkiego najlepszego kochanie. - szepnęłam.
- Dziękuję. Wzajemnie najdroższa. - odpowiedział i musnął moje usta raz jeszcze. - Obiecaj, że wyzdrowiejesz. Nie ważne za ile. Za tydzień, miesiąc, rok. Wyzdrowiej w pełni, abym mógł spędzić z tobą ten dzień tak, jak sobie to wymarzyłem.
- Obiecuję. - powiedziałam. - Nie przypuszczałam, że na kimkolwiek na świecie będzie mi tak mocno zależeć jak na tobie, wiesz? Nawet nie sądziłam, że tak bardzo jestem w stanie kogoś pokochać.
- Od kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłem, znienawidziłem cię. - odparł Pablo.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Bo wiedziałem, że będziesz mi się śniła po nocach, że z myślą o tobie będę zasypiał i budził się, że już nigdy nie będę w stanie o tobie zapomnieć.

Rocznica w szpitalu :O. Mimo to, wydaje mi się, że nie należy do najgorszych :).
Jak tam Wam leci? Kto oprócz mnie się cieszy, że jutro wolne? ^_^
Co prawda, to jeszcze nie święta, ale zawsze coś ;D.
Cytat, który znajduje się na początku rozdziału pochodzi z piosenki zespołu Ira pt. "Miłość", której możecie przesłuchać klikając tutaj <3.

Besos! :*
bloggerka

sobota, 7 listopada 2015

Sezon 3 - Rozdział 67 - Ono bije w rytm twojego imienia...

Dzień dobry wszystkim!
Mam nadzieję, że nowy rozdział Wam się spodoba <3.
Miłego czytania! ;)
Skąd on mógł to wiedzieć? No skąd? Przecież jedynym na to sposobem były wyniki badań, które zrobiliśmy pół roku temu, a następnie zostały one spalone w piecu tak, żeby nikt ich nie widział. I nie dlatego, że nikt nie chciał znać prawdy, bo się jej bał, tylko dlatego, że nie była nam ona potrzebna do szczęścia.
- Jak? - spytałam z żalem w oczach.
Przecież się umówiliśmy! Umówiliśmy się, że to zostanie tajemnicą i nikt się o tym nie dowie.
- Pablo dał mi przeczytać wyniki.
Słucham? Mój mąż o tym wiedział i ukrywał to przede mną? Ustaliliśmy to razem. Nikt się o tym nie dowiaduje. Nikt!
- Co proszę?
- Zamiast je od razu spalić, rozmawiał o tym ze mną. Sam się długo nad tym zastanawiałem, czy powinienem o tym wiedzieć, ale zdecydowałem, że chcę. Poprosiłem go, żeby przywiózł mi tę kopertę i tak też zrobił. Na jego oczach ją otworzyłem i przeczytałem, a następnie mu ją oddałem, aby zrobił z nią to, co miał zrobić.
- Czy on widział, co było tam napisane? - spytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi.
Rozmowę przerwał nam odgłos otwieranych drzwi. Do domu wszedł Pablito, którego głośne przywitanie urwało dialog. Dopiero, gdy wszedł on do salonu zauważył, że coś jest nie tak.
- Angie, co się dzieje? - zapytał podchodząc do mnie bliżej.
- Pozwoliłeś... - mruknęłam. - Pozwoliłeś Germanowi to przeczytać.
Mój mąż od razu domyślił się, o co chodzi. Nie wiedziałam, czy naprawdę żałował tej decyzji, czy w tamtym momencie po prostu posmutniał z tego powodu, że nie powiedział mi wcześniej. Ku mojemu zdziwieniu nie obrzucił mojego szwagra wzrokiem pełnym wyrzutów, lecz cały czas nieśmiało zerkał w moją stronę.
- Przecież miało być tak dobrze... Tak jak zawsze... Nikt miał nie wiedzieć. A teraz wy wszystko popsuliście! Wy oboje, razem! - już prawie krzyczałam. - Zawiodłam się na was. Szczególnie na tobie Pablo. - powiedziałam już nieco spokojniej. - Obiecałeś. - spojrzałam na niego.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Widziałam w jego oczach żal i smutek. Nim zdążyłam się dokładniej przypatrzeć, on wbił swój wzrok w podłogę. Ojciec Violetty coś do mnie mówił, ale go nie słuchałam. Nie docierało do mnie żadne jego słowo. Czułam jak po policzkach spływają mi pojedyncze łzy, których z czasem płynęło coraz więcej i więcej. Mój szwagier dotknął mojej ręki, a ja natychmiast odskoczyłam niczym poparzona. Chciałam być sama. Jak najdalej stąd, aby sobie na spokojnie to wszystko przemyśleć. Niestety, nie było mi to dane. Jeszcze raz spojrzałam się w stronę mojego męża. Czułam się zdradzona i oszukana.
- German, zostaw nas samych. - poprosił Galindo.
Mężczyzna jeszcze raz spojrzał na mnie po czym się pożegnał i wyszedł. Gdy trzasnął drzwiami Pablo zaczął do mnie powoli podchodzić, lecz ja z każdym jego krokiem odsuwałam się do tyłu. Nie chciałam z nim rozmawiać, ani czuć jego dotyku. W tamtym momencie nie chciałam nawet mieć z nim jakiegokolwiek kontaktu. Chciałam być sama, lecz wiedziałam, że w tamtej chwili nie mam na to żadnych szans.
- Angie... - zaczął, lecz ja od razu mu przerwałam.
- Nie. Nie mów nic.Teraz ja mówię. Przyrzekłeś mi, że już więcej nie poruszymy tego tematu. Że zostawimy go w spokoju. Jednak postanowiłeś do tego wrócić i jeszcze wciągnąć w to mojego szwagra. - mówiłam. - Czy ty też widziałeś te wyniki? - spytałam.
- Nie. - odpowiedział. - Ja nie chciałem ich w ogóle widzieć.
- To dlaczego to zrobiłeś? Skąd przyszedł ci do głowy pomysł, aby pokazać je Germanowi?
- Pomyślałem, że może on będzie chciał znać prawdę. To, że my się na to zdecydowaliśmy nie oznacza, że on również. Ma prawo wiedzieć, czy jest ojcem Martiny czy też nie.
- Powiedział ci? - zadałam kolejne pytanie.
- Nie. Chciał, ale ja odmówiłem. - rzucił. - Wiem, że zrobiłem źle, bo obiecałem ci, że na własną odpowiedzialność zajmę się ich spaleniem. Wyrzucę je i będzie po problemie. Lecz cały czas odkładałem je na bok, bo coś mi mówiło, że nie może być tak, iż nikt ich nie zobaczy. Mąż twojej siostry wydawał mi się od tego odpowiedni. Zadzwoniłem do niego, ale później żałowałem tego, że to zrobiłem. Gdy się już zdecydował, było za późno, aby cokolwiek odkręcić. Najdroższa... - podszedł do mnie, lecz tym razem stałam w miejscu nie ruszając się. - W połowie dotrzymałem słowa. Nie sprawdzałem wyników, bo nie muszę. Wiem, że jestem tatą Martiny. Tak po prostu. Gdy na nią patrzę to widzę w niej swoją córkę, nie Germana. Jedyne z czym cię okłamałem to spalenie tej koperty.
- Gdzie ona teraz jest?
- Już jej nie ma. Kiedy mi ją oddał od razu ją wyrzuciłem. - odpowiedział. - Kochanie, przepraszam, naprawdę. Nie zdawałem sobie sprawy, jakie skutki może mieć w przyszłości mój błąd.
Nagle poczułam jak jego ręka oplata moją talię, a on przyciąga mnie do siebie. Byliśmy bardzo blisko. Złapał mnie za rękę i przyłożył ją do swojej piersi.
- Czujesz? - zapytał.
- Bicie twojego serca? - odparłam.
- Tak. - odpowiedział. - Ono bije w rytm twojego imienia. Gdyby nie ty już dawno by przestało.
Wtedy podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. Nie potrafiłam być na niego długo zła. Był on typem człowieka, który nie lubił robić sobie wrogów. Pewnie dlatego przyjaźnił się z Germanem. Ja bym tak nie potrafiła. Nie umiałabym zaakceptować osoby, która próbuje mi odebrać ukochaną osobę, a co dopiero się z nią zaprzyjaźnić.
- Angie, słowa nie są w stanie wytłumaczyć tego co do ciebie czuję. Moja miłość jest większa niż ty sobie to wyobrażasz. Popełniłem błąd, przyznaję. I zapewne popełnię ich jeszcze kilkaset, ale nigdy nie będę celowo chciał cię zranić. Kiedy dawałem kopertę Germanowi nie myślałem o tym, że cię w ten sposób krzywdzę. Uwierz mi.
Zobaczyłam, że Pablo powoli przysuwa swoje wargi do moich. Nie chciał naciskać, bo wiedział, że ciężko będzie mi odmówić. Dlatego robił to powoli dając mi czas, abym mogła się ewentualnie odsunąć. Jednak tego nie zrobiłam. Za bardzo tego pragnęłam. Kiedy nasze usta się dotknęły zapomniałam o wszystkim co się przed chwilą wydarzyło. Zamknęłam oczy i zaczęłam cieszyć się chwilą. Niespodziewanie poczułam jego dłoń na swoim policzku. Czułam, że serce bije mi szybciej.
- Kocham cię. - szepnął mi na ucho.
Uśmiechnęłam się, a on, kiedy to zobaczył delikatnie, lecz szybko pocałował mnie ponownie. Objął mnie swoimi ramionami pozwalając tym samym poczuć, jak bardzo mu na mnie zależy.
- Obiecaj mi tylko jedno. - poprosiłam. - Że nie ważne, co się stanie, zawsze będziesz przy mnie. Nawet, gdy będziesz na drugim końcu świata.
- To mogę ci przysiąc. Tej obietnicy nigdy nie złamię. - pocałował mnie w czoło.
Mój mąż wypuścił mnie z uścisku, a ja się do niego uśmiechnęłam. Nagle poczułam, że moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa i że za moment upadnę. Całe szczęście tak się nie stało. Lekko się zachwiałam. Pablo energicznie złapał mnie za ręce przysuwając do siebie.
- Wszystko w porządku? - zapytał.
- Tak, tak... Trochę mi się w głowie zakręciło, ale już jest dobrze.
Niepotrzebnie to powiedziałam. Poczułam ból. Ogromny ból. Miałam wrażenie, że jest on większy, niż ten ostatnio. Tak właściwie nie wiedziałam, co mnie bolało. Chyba wszystko. Dobrze, że trzymał mnie mój mąż, bo inaczej już bym leżała na podłodze.
- Pablo... - miałam wrażanie, że nie mogę nic powiedzieć. - Jest źle... - odparłam, a następnie urwał mi się film.

Co się stało z Angie i czy wszystko z nią będzie dobrze? - Dowiecie się już w przyszłym tygodniu ;).
A tak w ogóle, to zauważyliście, że ostatnio praktycznie w każdym rozdziale pojawia się Pangie?
Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza :D.

Miłego weekendu! <3
bloggerka

środa, 4 listopada 2015

Sezon 3 - Rozdział 66 - Tylko bez całowania, proszę

Dobry wieczór!
Rozdział z wieczora, jak z...?
Może przejdźmy już do lektury ;D.
- Kochanie, zostań jeszcze w domu.
- Ale ja już chcę wrócić do pracy. - nalegałam.
- Angie, proszę. - powiedział nieco ciszej zerkając mi w oczy. - Ostatni raz. Zrób to dla mnie. Wiesz, że robię to z troski, a nie dlatego, że chcę się z tobą kłócić.
On doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy na mnie patrzy to nie mogę mu odmówić. Nie ważne, o co by poprosił, to i tak bym się zgodziła.
- Dobrze... - przytaknęłam. - Ale od poniedziałku wracam do pracy, jasne? I nie zamierzam cię już wtedy słuchać.
- Oczywiście. - odparł uśmiechając się. - Postaram się wrócić jak najszybciej. Zadzwoń na długiej przerwie, dobrze?
- Tak, tak... - odpowiadałam.
- I jeśli coś by się działo, to mnie nie okłamuj. Bo jeśli wyczuję, że coś jest nie tak, to przyjadę.
- Idź już, bo się spóźnisz. - poganiałam go.
- Ale zadzwonisz?
- Tak. - powtórzyłam mu po raz ostatni.
- W takim razie mogę pracować spokojnie. - odparł. - Do zobaczenia. - pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł.
Rozumiem, że po tym, co ostatnio zrobiłam, mój mąż nie za bardzo mi ufał co do kwestii mojego zdrowia, ale ja na prawdę nie chciałam go tym denerwować. Niestety, przez to zaszkodziłam w jakimś stopniu naszemu małżeństwu, bo gdyby mógł, to co chwila dzwoniłby do mnie i sprawdzał, czy nie wiję się z bólu. Chciałam dobrze, a wyszło tak jak wyszło... Od tygodnia nie leżałam już w szpitalu. Co prawda, byłam w domu, ale czułam się jeszcze bardziej obserwowana niż tam, lecz rozumiem, że to wszystko z troski. Pablo starał się nie zostawiać mnie samej kiedy nie pracował, a Martina wypełniała wszystkie moje obowiązki domowe. Nie wiem, czy Pablito ją o to poprosił, czy robiła to z własnej woli, ale i tak byłam jej za to okropnie wdzięczna.
Postanowiłam, że nie spędzę tego dnia sama. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni i zaczęłam przeglądać kontakty. Natknęłam się w nich na numer mojego szwagra. Nie zastanawiałam się długo i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak, słucham? - odebrał German po chwili.
- Cześć, miałbyś może dzisiaj czas, aby poświecić mi chwilę?
- Tobie zawsze. - odpowiedział. - To za półgodziny u ciebie? - zaproponował.
- Tak. - odpowiedziałam. - Czekam. Do zobaczenia. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Zerknęłam na zegarek, aby zorientować się, która godzina będzie, kiedy on się tutaj pojawi. Mimo, iż obiecałam mojemu mężowi wcześniej, że nie będę wychodziła z domu, to jednak złamałam zakaz i wybrałam się do sklepu na zakupy, aby mieć czym poczęstować mojego gościa, gdy się zjawi. Poza tym, chciałam go przekonać, by został jeszcze na obiedzie, a wiedziałam, że na pewno się zgodzi, gdyż jeszcze niedawno sam nas do siebie zapraszał, lecz niestety nie przyjęliśmy zaproszenia z powodu braku czasu. Mimo, iż najbliższy market znajdował się niedaleko nas, wolałam jednak wsiąść w samochód. Niby wszystko ze mną było już w porządku, ale jednak wolałam nie ryzykować. Podjechałam na parking i ruszyłam na zakupy. Kupiłam kilka paczek ciastek, kawę i składniki do obiadu. Zapakowałam się do auta i wróciłam do domu. Bałam się, że mój szwagier będzie czekał pod drzwiami, lecz, na całe szczęście, tak się nie stało. Kiedy otworzyłam bagażnik, aby wyjąć z niego torby usłyszałam odgłos podjeżdżającego samochodu.
- Dzień dobry. - przywitał się brat mojej zmarłej siostry, podchodząc do mnie.
- Cześć. - odpowiedziałam mu. - Dzięki, że przyszedłeś. - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnął się. - Daj, pomogę ci z tym. - sięgnął zakupy i zaczęliśmy iść w stronę domu. - Jak się czujesz? - spytał, gdy stanęliśmy pod drzwiami, kiedy szukałam kluczy.
- Dobrze. Jest naprawdę świetnie. - odparłam. - Chciałam już nawet wrócić do pracy, ale Pablo mi nie pozwala.
- I dobrze robi. - mruknął. - Też bym tak zrobił. - stwierdził, a ja otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka.
- Nie musisz za każdym razem trzymać jego strony. - zaczęłam się śmiać.
- Gdzie to postawić? - przerwał mi.
- Najlepiej w kuchni na stole. - powiedziałam. - Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty? - zaproponowałam.
- Z wielką przyjemnością. Kawę poproszę. - odpowiedział.
- Już się robi.
Weszliśmy oboje wskazanego przeze mnie pomieszczenia. German  odłożył torby na wspomniane wcześniej miejsce, a ja nalałam wody do czajnika i wstawiłam.
- Co tam u ciebie słychać? - spytałam. - U ciebie i u Priscilli?
Znalezione obrazy dla zapytania angie y german- Ja... - zaczął nieśmiało. - My się rozstaliśmy. - poprawił się.
- Przepraszam, nie wiedziałam. - rzuciłam szybko. - Na prawdę.
- Spokojnie, przecież wiem. - zapewniał mnie.
"Ciekawe, dlaczego zerwali?" - pomyślałam. Nie chciałam być chamska i o to pytać, ale on chyba się domyślił, że właśnie o tym myślę.
- Po prostu nam się nie układało. - odpowiedział tak, jakbym zadała to pytanie na głos. - A co u Pabla? Dawno się z nim nie widziałem.
- Wszystko w porządku. - odparłam zalewając nam kawę. - Pewnie nie słyszałeś, że pojawiła się propozycja reaktywacji Studia w Sewilli.
- Naprawdę? To niesamowite! - ucieszył się, gdyż sam był kiedyś uczniem tamtej szkoły. - Nie mówcie, że zmarnujecie taką szansę.
Posmutniałam. Niby ja również nie chciałam z tego rezygnować, ale myśl, że mojego męża może znowu przy mnie nie być była przybijająca i to bardzo.
- Postaramy się zrobić wszystko co w naszej mocy, aby do tego nie doszło. - powiedziałam. - Przepraszam, muszę odebrać. - odparłam, gdy usłyszałam, że dzwoni mi telefon i wyjęłam go z kieszeni. - Halo?
- Angie, miałaś zadzwonić. - powiedział mój mąż z wyrzutami.
- Tak, ale na długiej przerwie. Dopiero za dwie godziny. - odpowiedziałam. - Nie musisz się aż tak o mnie martwić. Przepraszam cię, ale nie mogę za długo rozmawiać. Mam gościa.
- Kto przyszedł?
- German.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzał. Tylko bez całowania, proszę. - zażartował.
- Hah, jakie śmieszne. - odparłam. - Cześć. - rzuciłam  i rozłączyłam się.
Nim zdążyłam schować telefonu, gdyż po salonie rozległ się cichy dźwięk oznaczający SMS. Odblokowałam komórkę i zobaczyłam wiadomość od mojego męża. "Kocham Cię". Dwa słowa, które od kilkunastu lat poprawiają mi codziennie humor i są dla mnie niebywałą motywacją do chociażby porannego wstawania. Odpisałam mu szybko, a następnie włożyłam smartphone do kieszeni w dżinsach.
- Mąż? - zapytał mój szwagier.
- Tak. Troskliwy, jak zawsze, aż za bardzo. - uśmiechnęłam się. - Cały czas wydzwania i sprawdza, czy mam się dobrze. Na zmianę z moją córką. Wiem, że to z troski, ale zaczyna się to już powoli robić strasznie męczące i uciążliwe. - zaśmiałam się cicho. - Chodź do salonu. - rozkazałam podając mu jego kubek i wyciągając z jednej z toreb ciastka.
Usiedliśmy sobie wygodnie na sofie i zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałam się co nieco o ciąży Violetty, a on za to zadawał wiele pytań co do musicalu, w którym występuje Martina. Nie znałam odpowiedzi na wszystkie jego pytania, ale na te, które znałam, udzielałam mu jej. Trochę się pośmialiśmy i powspominaliśmy stare czasy, kiedy to on znał mnie tylko jako guwernantkę swojej córki. Nagle, nie wiadomo kiedy, zapadła cisza. Bałam się jej. Czułam, że pomiędzy nami unosi się coś ciężkiego. Miałam wrażenie, że zaraz usłyszę coś, czego nie powinnam była słyszeć. Przeczuwałam, że zaraz wydarzy się coś złego. Okazało się, że się nie pomyliłam się. Za chwilę, miałam się dowiedzieć co to jest.
- Angie, muszę ci coś wyznać... - zaczął ojciec Violetty. - Od dawna planowałem spotkać się z tobą i powiedzieć ci o tym, ale nie potrafiłem. Jednak żałuję, że nie zabrałem się za to wcześniej. Na pewno mniej by cię to bolało.
Przestraszyłam się jeszcze bardziej. Może coś się stało Violetcie? A może to coś miało związek ze mną i jego zerwaniem z mamą Ludmiły? Coś z Pablem? Tak, to na pewno musi mieć z nim związek, skoro zaczął temat dopiero po mojej rozmowie telefonicznej z nim, a nie wcześniej. W głowie miałam masę pytań, które masowo mnie dręczyły. Chciałam się ich już pozbyć i w końcu dowiedzieć się, co się dzieje. Okropnie zaczęłam się stresować.
- Wiem, kto jest ojcem Martiny.

Pam, pam, pam! I co teraz? Jak zareagowała Angie? Czy German powie na głos to, czego nie powinien? Czy prawda, której się dowiedział, była przyczyną jego zerwania z matką Ludmiły? Odpowiedzi na te i inne pytania już w następnym rozdziale! ;D
W ogóle, przepraszam za długość, ale ostatnio brakuje mi czasu :/. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie ^_^

Miłego wieczoru i snów o Pangie <3.
bloggerka

niedziela, 1 listopada 2015

Sezon 3 - Rozdział 65 - Dlaczego nas okłamałeś?

Zapraszam na dalszą część
telenoweli w szpitalu :'D.
Minęły dwa tygodnie odkąd pojawiłam się w szpitalu. Bałam się, że to będzie jeden z dłuższych okresów w moim życiu. Pół miesiąca w samotności. Odizolowana od męża, córki, znajomych... Ale o dziwo pomyliłam się. Ten czas minął mi szybko. Mimo, iż w tamtym okresie powinnam czuć, że jestem sama zupełnie tego nie odczuwałam. Cały czas ktoś do mnie dzwonił. Martina, German, Violetta, Beto, a nawet uczniowie ze Studia. Nie wypytywali o moją chorobę, lecz chcieli zwyczajnie porozmawiać, zapytać jak się czuję, czy złożyć relację z przeżytego dnia. Nie ukrywam, że dzięki nim nie myślałam o tym co się wydarzyło. Zapomniałam o bólu czy o tych wszystkich maszynach, które przytrzymywały mnie przy życiu. Jednak była jedna rzecz, która mnie cały czas zadręczała - rozmowa z Pablem. Niektórym wydawało się oczywiste to, że codziennie rozmawiamy po kilka razy. Byli oni niestety w błędzie. Tak naprawdę ostatni raz prowadziliśmy rozmowę w domu, w sypialni. Chwilę przed tym, jak się tutaj znalazłam. Wysyłaliśmy sobie codziennie dwie czy trzy wiadomości, ale jednak nie była to komunikacja werbalna. Dzień w dzień, gdy brałam telefon do ręki, aby odczytać od niego SMSa zastanawiałam się, czy nie zadzwonić, lecz nigdy się na to nie zdecydowałam. On również. Strasznie chciałam z nim porozmawiać, ale coś mi podpowiadało, że jeszcze nie teraz. Mimo, że minęło już całkiem sporo czasu bałam się, że nie poradzę sobie z emocjami. Nagle słyszę odgłos mojego telefonu. Dostałam tamtego dnia pierwszą wiadomość od Pabla. Napisał, że właśnie idzie z naszą córką do Studio i że życzy mi udanego dnia. Z tego, co mi wiadomo nie przesiadywał już pod drzwiami sali, bo wiedział, że to i tak nie ma sensu. Wrócił do zwykłego trybu życia. Cieszyłam się z tego. Przecież siedzenie za drzwiami i czekanie na moment, aż będzie mógł tutaj wejść było najzwyklejszym marnowaniem czasu.
- Cześć Angie. - usłyszałam nagle. - Widzę, że masz dzisiaj dobry humor. - był to doktor Leonard, który właśnie wyrwał mnie z rozmyśleń.
- Owszem. - odparłam. - Proszę, powiedz, że Pablo nie siedzi na korytarzu.
- Nie siedzi. - rzucił. - Z tego co się orientuję, ostatni raz był tutaj wczoraj po południu, żeby dopytać się o ciebie pielęgniarki.
- Tylko po co? - zastanawiałam się na głos. - Przecież jeśli chce się czegoś dowiedzieć, to równie dobrze może się o to zapytać mnie.
Dopiero wtedy do mnie dotarło, że co do tej kwestii, to on nie do końca mi ufał. Ostatnim razem, gdy powiedziałam mu, że czuję się dobrze, parę godzin później wylądowałam w szpitalu.
- Ile jeszcze będę tutaj leżeć? - zapytałam.
- Patrząc na twój stan zdrowia myślę, że jeszcze dwa tygodnie i będziemy mogli wypuścić cię do domu.
Słucham? Cały miesiąc bez jakiejkolwiek rozmowy z moim mężem? Bez zamienienia z nim żadnego, nawet najkrótszego, słowa?
- Czyli dopiero wtedy będę mogła się zobaczyć z Pablem? - zapytałam nieco smutniejszym tonem.
- Angie... - zaczął lekarz łapiąc mnie za rękę.
- Tak, tak wiem... Ja również nie chcę, żeby się czymś ode mnie zaraził, ale postaw się na moim miejscu. Jedyny kontakt jaki w tym momencie utrzymujemy to telefoniczny. I to nawet nie są rozmowy, tylko SMSy. Wyobraź sobie, że nagle zostajesz odsunięty od osoby, z którą przebywałeś dwadzieścia trzy godziny na dobę i na dodatek nie z twojej winy.
Zapadła cisza. Widziałam z jakim żalem Leo mi się przygląda. Nie chciałam, aby się tym przejmował, ale potrzebowałam się komuś wygadać.
- Dobrze, będzie mógł cię odwiedzić, ale tylko na piętnaście minut. - westchnął. - I bez żadnego kontaktu fizycznego, jasne?
- Tak, tak, tak! - ucieszyłam się. - Dziękuję.
Lekarz puścił moją dłoń i zostawił mnie samą. Wtedy do mnie dotarło, że przecież on mnie dotykał robiąc badania. Nie wchodził również do mojej sali ubrany w specjalne fartuchy, tylko w najzwyklejszy kitel lekarski. Pielęgniarki tak samo. W takim razie, dlaczego Pablo nie mógł? Jednak nie myślałam o tym długo, gdyż byłam w tamtym momencie zbyt szczęśliwa, aby się dłużej nad tym zastanawiać. Sięgnęłam komórkę i wysłałam mojemu mężowi wiadomość. Odpisał, że będzie za dziesięć minut. I rzeczywiście, jakby z zegarkiem w ręku, po tym czasie drzwi od pomieszczenia się otworzyły. Stał w nich nieśmiało Pablo. Odkąd wszedł w pokoju panowała cisza. Była ona zapewne spowodowana tym, że tak długo się nie widzieliśmy.
- Dobrze cię widzieć. - uśmiechnęłam się.
- Jak się czujesz? - zapytał podchodząc bliżej.
- Nie jest źle. - odpowiedziałam.
Jego twarz ukazywała przerażenie. I to nie małe.
- Aż tak okropnie wyglądam? - zaśmiałam się. - Nie przesadzaj... - zerknęłam w ekran telefonu.
Oprócz tego, że tamtego dnia spotkałam się po raz pierwszy od dwóch tygodni z moim mężem, również po raz pierwszy zerknęłam wtedy w lustro. Wtedy zrozumiałam, dlaczego Pablo był taki przestraszony. Sama się siebie przeraziłam. Pod oczami miałam wory, byłam cała blada, a jedyne co mu pozostało z policzków to kości policzkowe. Nie czułam, że mogę wyglądać aż tak krytycznie. Z dnia na dzień miałam wrażenie, że mój stan zdrowia się poprawia, a tym czasem mój wygląd mówił zupełnie coś innego. Czułam, jak zapadam się pod ziemię.
- Dlaczego wszyscy dookoła mnie okłamują? - spytał mój mąż. - Dlaczego wszyscy próbują mi wcisnąć kit, że wszystko z tobą dobrze?
- Pablo, ja na prawdę nie czuję się najgorzej. Może to wina tych lekarstw?
- Idę po Leo. On musi mi to natychmiast wytłumaczyć. - zdenerwował się i wyszedł.
Nie minęła dłuższa chwila, a wrócił z powrotem z naszym znajomym lekarzem. Widać, że po drodze się kłócili, gdyż Pablo był jeszcze bardziej zdenerwowany niż wcześniej.
- Co się z nią dzieje?! Mów, teraz. I nie ściemniaj. - rozkazał mój mąż.
- A co się ma z nią dziać? Pacjentka zdrowieje.
- Leo! - krzyknął mój ukochany.
- Dobrze, dobrze... - westchnął. - Nie chciałem, żebyście się tym przejmowali. Któregoś dnia jedna z pielęgniarek podała Angie zbyt dużą dawkę leku przez co mieliśmy niewielkie komplikacje. Próbujemy to naprawić i jest już lepiej niż było.
- Czy ty słyszysz, co ty mówisz?! Człowieku, mówisz o mojej żonie, a nie o jakimś popsutym samochodzie! - wrzasnął Pablito.
- Wytłumacz mi coś jeszcze... - poprosiłam. - Dlaczego Pablo nie mógł mnie odwiedzać, skoro ty robiłeś to bez zabezpieczeń? Przychodziłeś tutaj ubrany tak, jak do innych pacjentów. - powiedziałam. - Tak naprawdę nie zarażam. - stwierdziłam, gdy on odwrócił ode mnie wzrok.
- Dlaczego nas okłamałeś? - zapytał zmartwiony Galindo.
- Nie chciałem, żebyście się niepotrzebnie przejmowali. Wiedziałem, że dopóki Pablo nie zobaczy, jak wyglądasz nie będzie się aż tak stresował. Przepraszam was, ale sądziłem, że tak będzie lepiej. Nie miałem złych zamiarów.
- Wyjdź. - powiedział w miarę spokojnym tonem mój mąż. - Wyjdź! - krzyknął.
Kiedy Leo opuścił pomieszczenie Pablito podszedł do mnie i usiadł na krześle przysuwając się bardzo blisko. Chwycił mnie za rękę.
- Zażądam zmiany lekarza prowadzącego, albo najlepiej poproszę o przeniesienie cię do innego szpitala.
- Daj spokój. Słyszałeś, chciał po prostu oszczędzić nam nerwów.
- Ale nie pomyślał, jak bardzo może tym nas skrzywdzić. - powiedział dotykając mojego policzka.
- To już nie jest ważne. Najważniejsze, że wszystko się wyjaśniło. Jesteśmy już razem i zdrowieję. Chyba o to chodziło, prawda?
- To nie zmienia faktu, że miał prawo nas tak bezczelnie oszukiwać. Myślisz, że postępował też tak z innymi pacjentami? Jeśli tak, to przydałoby się to zgłosić na policję...
- Nie. - przerwałam mu. - Leo jest przyjacielem rodziny. Wie coś na nasz temat i jestem
przekonana, iż sądził, że robi dobrze. Nie wie, co niedawno przeżyliśmy i co wydarzy się w naszym życiu w najbliższym czasie. Na pewno te dwie sytuacje w jakiś sposób nas zmieniły. Chciał dobrze, a wyszło jak wyszło. Trudno. Grunt, że jeszcze żyję. Nie myśl o tym. - poprosiłam. - Jak dobrze cię w końcu zobaczyć i usłyszeć. - powiedziałam.
- Ciebie też. - odpowiedział. - Przepraszam, że nie dzwoniłem, ale...
- Wiem, ja też. - przerwałam mu. - Najważniejsze, że jesteśmy już razem. Cała reszta nie ma znaczenia.
- Tęskniłem. - powiedział całując mnie delikatnie w policzek. - Martina również.
- Przyjedź z nią jutro. - odparłam. - Chciałabym się z nią zobaczyć.
- Oczywiście kochanie. Zrobię wszystko o co mnie poprosisz.

Dzień dobry wszystkim! :D
I jak Wam się podoba rozdział? Chyba nie wyszło, aż tak źle jak sądziłam. Naprawdę myślałam, że będzie o wiele gorzej ;).
#WorldThanksYouViolettos czy tylko ja nie mogę przyjąć tego, że to już koniec? ;___; 
Tak na poprawę humoru, wstawię tutaj jeszcze takie urocze zdjęcie Clary i Kelo z filmu "Jazmin de invierno" *.*

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka