czwartek, 31 grudnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 77 - Gdybym umarła, próbowałbyś znaleźć kogoś na moje miejsce?

Cześć!
Zapraszam na ostatni już w tym roku rozdział <3
Wróciliśmy z Lucasem do domu bardzo późno, gdyż około dziesiątej w nocy. Będąc z nim zupełnie zapomniałam o czasie i nawet nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno. Weszliśmy po cichu do domu i powiedzieliśmy sobie dobranoc. Ja weszłam po schodach na górę i ruszyłam w stronę mojej sypialni, a on poszedł do pokoju gościnnego. Bałam się, że nie obejdzie się bez kazania Pabla, ale widziałam, że będzie ono całkiem zasłużone. W końcu nie dałam mu żadnego znaku życia od popołudnia i zniknęłam z ledwo poznanym mężczyzną. Byłam przygotowana na przeprosiny i przyznanie mu racji. Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Ku mojemu zaskoczeniu mój mąż leżał spokojnie na łóżku i czytał książkę przy zapalonej lampce.
- Wróciłaś. - odłożył lekturę na bok. - Bałem się, że nie zajdziesz do domu przed dwunastą.
- Niepotrzebnie. - odparłam. - Przepraszam. Oprowadzałam naszego gościa po mieście i zeszło nam dłużej niż myślałam.
- Nic się nie stało. Trochę się o ciebie martwiłem, bo nie odpisałaś mi na SMSa, ale trudno. Dobrze, że już wróciłaś.
- Pójdę się wykąpać. Zaraz do ciebie wrócę. - powiedziałam biorąc piżamę z łóżka.
Nie ukrywam, że byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona. Pablo się zmienił. I to bardzo. Przecież jeszcze kilka lat temu, gdybym postawiła go w takiej sytuacji, zacząłby wypominać wszelkie błędy z przeszłości, mówiłby, że nie jest pewien moich uczuć wobec niego i pytałby o każdy szczegół. A teraz? Teraz nawet się nie zdenerwował. Chociaż może w środku się w nim gotowało to nie okazywał tego. Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo i gdy tylko weszłam pod prysznic zaczęłam myśleć o wieczorze spędzonym z Lucasem. Dręczyło mnie to, dlaczego dobrych ludzi zawsze spotyka taka krzywda. Dlaczego to ci źli nigdy nie cierpią, a zawsze ci, którzy starają się być mili i uczciwi? Nie potrafiłam tego zrozumieć. Umyłam się najszybciej, jak potrafiłam i wróciłam do sypialni. Kiedy się położyłam Pablo wstał z łóżka i wyszedł z pomieszczenia. Pomyślałam, że jednak jest obrażony, lecz ta myśl szybko uciekła, gdy usłyszałam jak zamyka drzwi od ubikacji. Obróciłam się tyłem do drzwi i zaczęłam wspominać Giannę. Niby jej nie znałam, a czułam, że wiem o niej wszystko. Nie widziałam jej nigdy na oczy, nawet na zdjęciu, a doskonale potrafiłam sobie ją wyobrazić. Smukła
sylwetka, wyraźne rysy twarzy, uśmiech na ustach oraz długie i szczupłe nogi. Serce bijące tylko dla jednego mężczyzny. Dla mężczyzny zamieszkującego właśnie mój dom. I nagle przypomniała mi się moja siostra, która również kochała najszczerszą miłością swojego wybranka, ale jej także nie było dane się z nim zestarzeć. "Mario..." - pomyślałam. - "Jeśli możesz zaopiekuj się Gianną.". I co z tego, że jej nie znałam? Wiem, że była dobrym człowiekiem, a po za tym za wszystkich ludzi powinno się modlić.
- Najdroższa... -  usłyszałam nagle Pabla.
Byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam kiedy mój mąż wrócił z łazienki i położył się obok mnie. Obejmował mnie ręką, która była nieco wilgotna, ale bardzo ciepła. Chwilę później poczułam zapach jego żelu pod prysznic.
- Pamiętasz? Mieliśmy coś dokończyć... - kontynuował całując mnie delikatnie po karku.
O tym również zapomniałam. Po za tym, przez rozmyślanie o Lucasie zupełnie straciłam na wszystko ochotę. Jedyne, czego chciałam, to pogrążenie się w myślach, a następnie sen.
- Kochanie wybacz, ale nie. - odparłam. - Jestem zmęczona. Bardzo chce mi się spać.
- Przecież rano, gdy miałaś mnie zostawić byłaś najsmutniejszą istotą na świecie.
- Tak, ale teraz naprawdę potrzebuję snu. - broniłam się.
- Czyli mam rozumieć, że pomiędzy tobą, a Lucasem doszło do czegoś, do czego nie powinno było dojść? - spytał.
- Nie. - rzuciłam szybko w odpowiedzi. - Przecież doskonale wiesz, że kocham tylko ciebie. Wyrosłam już z tego. Poza tym, niedługo wyjeżdżasz. Gdybym cię teraz zdradzała byłabym najokropniejszą kobietą jaka kiedykolwiek istniała.
Mój mąż widząc, że naprawdę przejęłam się tym, co mi powiedział przytulił mnie do siebie.
- Przepraszam, tak sobie to powiedziałem. - odparł całując mnie w ramię. - Widzę, że coś cię trapi. Powiesz mi co?
- Tak się zastanawiam... - zaczęłam. - Gdybym umarła, próbowałbyś znaleźć kogoś na moje miejsce? - zapytałam obracając się w jego stronę.
- Ależ Angie, skąd w ogóle takie pytanie?
- Nieważne. Odpowiedz. Tak, czy nie?
- No wiesz... - czułam, że się peszy.
- Nie sprawdzam teraz twojej wierności. Ja nic bym do tego nie miała, naprawdę. Chciałabym, żebyś był szczęśliwy.
- Nie próbowałbym, ale gdyby ktoś taki by się trafił nie usuwałbym go z mojego życia. - odpowiedział.
- To dobrze. - odparłam zerkając mu w oczy. - Bałam się, że będziesz chciał być wierny do końca, a uwierz, to nie najlepsze rozwiązanie. - wtuliłam się w niego mocno.
- Kochana Angeles, mam nadzieję, że nie wybierasz się jeszcze na tamten świat. - powiedział.
Pablo nie znał pełnej historii Lucasa dlatego też nie domyślił się, o co mi chodzi. Jego twarz ukazywała niewielkie zdziwienie, ale po chwili ono zniknęło, a on odwzajemnił moje przytulenie i przysunął mnie do siebie bliżej obejmując mnie ręką.
- Nie, nie... - odpowiedziałam. - Bardzo cię kocham i nie chciałabym, żebyś cierpiał.
- Moja najdroższa... - mruknął mi na ucho.
Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w rytm jego bijącego szybko serca. Kochałam go. Tak bardzo go kochałam. Nie potrafiłam sobie wyobrazić ani jednego dnia bez niego. Niedługo wszystko miał się zmienić. Miał wyjechać do Hiszpanii, ale to nie miało znacznie wpłynąć na nasz związek, bo jeśli miłość jest prawdziwa, to przetrwa wszystko. Niezależnie od rodzajów przeszkód. Wszystko. Podniosłam nieco głowę i spojrzałam na niego nieśmiało.
- Jesteś dla mnie wszystkim. - powiedziałam. - Powietrzem, bo bez ciebie nie mogę oddychać, aniołem stróżem, bo nie raz bez ciebie bym zginęła, cząstką umysłu, bez której podejmowanie właściwych decyzji byłoby niemożliwe, lekarstwem, bo potrafisz ukoić największy ból, światem, bo bez ciebie nie mogłabym istnieć. Wszystkim. Po prostu wszystkim.
Pablo spojrzał na mnie z uśmiechem. Czułam, że jego serce coraz bardziej przyśpiesza. Dotknął swoją ciepłą dłonią mojego policzka, a następnie zaczął mnie całować powoli i delikatnie. Nasze niewinne pocałunki z czasem zmieniały się w coś odważniejszego i szybszego. Obróciliśmy się. Usta z każdą chwilą coraz to szybciej pracowały. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, którego, nie ukrywam, nieco się przestraszyłam. Wystraszyło mnie ono na tyle, że podskoczyłam ze strachu sprawiając, że Pablo wylądował na podłodze. Nim zdążyłam go przeprosić, gdyż drzwi otworzyły się a stanął w nich Lucas.
- Przepraszam, obudziłem cię? - spytał.
- Nie. - odpowiedziałam. - Ja właśnie no ten tego... rozmyślałam sobie.
- To dobrze. - odparł podchodząc bliżej. - Chciałem ci podziękować, bo dopiero przed chwilą uświadomiłem sobie, że jeszcze tego nie zrobiłem.
- Na serio, nie musisz. - zapewniłam go.
- Ale chcę. Cudownie się dzisiaj z tobą bawiłem. - rzekł siadając obok mnie na łóżku. - Poznałem lepiej Buenos Aires oraz przede wszystkim ciebie. Mogłem się w końcu wygadać komuś o Giannie... Ale prosiłbym cię, żebyś zachowała to dla siebie.
- Oczywiście. Nikt się o tym nie dowie. - przyrzekłam, a on złapał mnie za rękę.
- Jeszcze raz dziękuję. Nigdy nie zapomnę tego, jak bardzo mi pomogłaś.
- Nie ma za co. Przynajmniej odwdzięczyłam ci się w jakimś stopniu za lekcję polskiego. - uśmiechnęłam się.
- Śpij dobrze. Dobranoc. - powiedział całując mnie w policzek.
- Dobranoc. - odpowiedziałam
Gdy zamknął za sobą drzwi szybko przysunęłam się do krawędzi łóżka, z której spadł mój mąż. Jednak nie wiele zdążyłam mu pomóc, gdy nagle usłyszałam, że ktoś łapie ponownie za klamkę. Położyłam się więc z powrotem.
- Takie jeszcze jedno malutkie pytanko. - po głosie poznałam, że był to niemiecki nauczyciel tańca. - Gdzie jest Pablo?
- Pablo? - starałam się jak najszybciej coś wymyślić. - Jest... Nie ma go w domu. Gdy wróciłam to zobaczyłam, że zostawił mi kartkę, że wyszedł na miasto z kolegami i wróci bardzo późno.
- Aha. - mruknął. - Zastanawiałem się przez moment... Z resztą nie ważne. Dobranoc.
- Dobranoc. - pożegnaliśmy się jeszcze raz, a następnie przesunęłam do miejsca, z którego spadł mój mąż.
Galindo wyciągnął rękę, złapał się kołdry i wstał. Podszedł do drzwi i już myślałam, że wyjdzie, ale się pomyliłam. Przekręcił je na klucz, aby tym razem naprawdę nikt nam już nie mógł przeszkodzić i wrócił z powrotem do łóżka.
- O czym nikt się ma nie dowiedzieć? - zapytał nachylając się nade mną.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo wtedy ktoś już się o tym dowie. - odparłam słodko się uśmiechając.
- Mnie nie powiesz? Komu, jak komu, ale mnie? - nalegał delikatnie pieszcząc mój kark.
- Wybacz, ale obietnica zobowiązuje.
- Ale zauważyłem, że ty uwielbiasz łamać obietnice kochanie...
- Na przykład?
- Na przykład obiecywałaś być mi wierną aż do śmierci.
- To błędy z przeszłości. Byłam wtedy młoda i głupia.
- Ja nie mówię o tym co zdarzyło się piętnaście lat temu, tylko o tym co zdarzyło się dzisiaj w parku.
- A co się zdarzyło dzisiaj w parku?
- Całowaliście się. Ty i Lucas. - powiedział, ale mimo to nie przestawał mnie całować.
- Pablo, to naprawdę nie jest śmieszne. - odrzekłam stanowczo. - Jeśli testujesz moją wierność i
wytrzymałość to proszę, przestań. Kocham cię i tylko ciebie, a to co teraz mówisz naprawdę sprawia mi ból. - przestał oddawać mi pocałunki i spojrzał się na mnie. - Kiedyś rzeczywiście taka byłam. Gdy zjawiał się jakiś mężczyzna, któremu się podobałam zbyt często dawałam się ponieść chwili, ale z czasem mi to przeszło. Zauważyłam, że bez ciebie nic nie znaczę. I jeśli chcesz mnie teraz obwiniać o zdradę to proszę bardzo, ale możesz mi wierzyć, albo nie, nie zdradziłam cię. Popatrz mi prosto w oczy. - zrobił to zgodnie z prośbą. - Nie zdradziłam cię, rozumiesz? Jeżeli to nadal cię nie przekonuje to wybacz, ale ja tak nie chcę. Ja... - przerwał mi namiętnym pocałunkiem w usta.
- Przepraszam najdroższa. Powiedziałem tak, bo rzeczywiście chciałem przetestować twoją wierność, ale wiedziałem, a nawet byłem pewny, że nic się między wami nie wydarzyło. Nie zrobiłabyś mi tego.
- Więc po co to wszystko? - zapytałam poddenerwowana.
- Wybacz, że to powiem, ale mam podstawy do tego, aby moja ufność wobec ciebie była momentami zachwiana.
- Niestety, muszę ci tutaj przyznać rację i tylko dlatego ci to daruję. - odparłam. - A teraz o tym zapomnijmy i wróćmy do tego, co jest od tego ważniejsze.
- Czyli? - spytał pieszcząc moje usta.
- Sam doskonale znasz odpowiedź na to pytanie... - mruknęłam nim zaczęłam odwzajemniać jego pocałunki.

Dzień dobry wszystkim! Niezmiernie miło mi Was powitać, już naprawdę po raz ostatni, w tym roku! :)
Kurczę, muszę przyznać, że 2015 zleciał mi naprawdę bardzo szybko... Był to dla mnie bardzo dobry rok w szczególności dlatego, że widziałam obsadę Violetty na żywo *.*
W życiu bym nie pomyślała, że jakiś serial może aż tyle zmienić w moim życiu. To dzięki niemu założyłam bloga, zaczęłam pisać i odnalazłam drogę, którą chcę podążać. To naprawdę niebywałe. Zawsze, gdy ktoś mówił, że za sprawą czegoś zmienił swoje życie, nie wierzyłam w to. Wydawało mi się to zbyt... wyidealizowane (?). Chyba nie ma dobrego słowa na określenie tego. Aż do Violetty, bo wtedy również zmieniło się moje.
Podsumowując. Rok 2015 był nawet powiedziałabym, że cudowny. Chciałabym, aby 2016 był taki sam, a może i nawet lepszy. Tego życzę Wam, jak i sobie. Niech nadchodzący rok będzie genialny.

Do zobaczenia już w nowym roku ♥
bloggerka

wtorek, 29 grudnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 76 - Miłość jest piękna, jeśli jest odwzajemniona

Cześć!
Rozdział 76.
Miłego czytania! <3
- To co Angie? Gotowa na naszą małą wyprawę?
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam uśmiechając się. - A ty? Jesteś gotowy?
- Jak zawsze. - odparł podnosząc kąciki ust.
- W takim razie w drogę. - zarządziłam.
Wyszliśmy z domu i zamknęłam drzwi na klucz, gdyż w środku nikogo nie było. Martina razem z Matyldą były jeszcze na mieście, a Pablo w pracy. Pierwszym miejscem, które chciałam mu pokazać był nasz Park Centralny, który był moim ulubionym zakątkiem w tym mieście. Miałam nadzieję, że poznam go nieco lepiej, ale z jego własnej inicjatywy, bo głupio mi było o to prosić. Ogromnie zależało mi na tym, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej, ale nie potrafiłam się o to wprost spytać.
- No to chyba czas się lepiej poznać. - zaczął. - Opowiesz mi coś o sobie?
- Przecież wszystko już wiesz.
- Wydaje mi się, że nie. Na pewno masz ciekawe życie.
- Naprawdę, nie jest zbytnio interesujące. - powiedziałam. - Ale jeśli mam być szczera bardzo interesuje mnie twoja osoba. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty, o których nie mówiłeś?
- Zależy, co masz na myśli pod słowem "talenty".
- Wszystko co potrafisz zrobić. Każda umiejętność jest talentem. - odparłam.
- No to oprócz tańca i języków potrafię pogrywać trochę na gitarze. Specem nie jestem, ale coś tam wybrzdąkam.
- A zagrałbyś mi coś?
- Przecież nie masz gitary.
- A jeśli ci ją wyczaruję? Wtedy zagrasz?
- Jak ją wyczarujesz specjalnie dla mnie to tak.
- W takim razie, jak będziemy już na miejscu zacznę czarować. - zapewniłam go. - A musisz wiedzieć, że zaraz będziemy, bo jest to tak blisko, jak Studio. - dodałam. - No więc, opowiesz mi coś więcej o sobie?
- A co byś na przykład jeszcze chciała wiedzieć?
- Jeśli możesz o tym mówić, to z chęcią posłuchałabym o twojej żonie. Jak się poznaliście? Jak miała na imię? Ile lat byliście ze sobą? Czy...? - przerwałam nagle. - Chyba, że nie chcesz o tym mówić, to do niczego cię nie zmuszam.
- Po tylu latach przyzwyczaiłem się, że jej już nie ma. - odpowiedział. - Potrafię o tym mówić z dystansem. Miała na imię Gianna.
- Gianna? Jeśli się nie mylę, to włoskie imię.
- Nie mylisz się. Miała na imię Gianna, ponieważ jej ojciec był Włochem. Ona sama była jednak Polką tak, jak jej matka, dlatego też się poznaliśmy. Nie mieszkaliśmy w tych samych częściach kraju. Ja mieszkałem bardziej na północy, a ona na południu. Nie byliśmy w żaden sposób ze sobą powiązani. Poznaliśmy się latem, konkretniej w wakacje, bo w Polsce wakacje mamy latem, podczas zimy panującej w tym czasie w Argentynie, no ale nie ważne. Przyjechaliśmy wtedy oboje do stolicy, na koncert naszego idola. Nie będę mówił ci nazwiska, bo i tak go nie znasz. Było naprawdę gorąco, a kolejka na hale była niewyobrażalnie długa. Nagle jedna z dziewczyn stojących przede mną upadła. Nie byłem obojętny. Podbiegłem do niej. Okazało się, że zemdlała przez zbyt długie przebywanie na słońcu. Jednak na całe szczęście skończyło się to dla niej dobrze i mogła uczestniczyć w koncercie. Mimo, że weszła szybciej ode mnie o dobre pół godziny, a sala była ogromna, to i tak się spotkaliśmy, bo jak się okazało, miała miejsce obok mnie. Od tamtego momentu nie przestawałem o niej myśleć. A gdy na drugi dzień spotkaliśmy się w pociągu wiedzieliśmy już, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Sześć lat później wzięliśmy ślub, a osiem lat później na świecie pojawiła się Matylda. Na początku byłem wściekły. Nie chciałem jej widzieć na oczy, bo obwiniałem ją za śmierć jej matki, a to przecież nie przez nią ona umarła. Gdy wziąłem ją po raz pierwszy na ręce się o tym przekonałem. Wiedziałem, że muszę o nią dbać, bo jest ona skarbem, który Gianna zostawiła mi po sobie i wiedziałem, że moja żona nigdy nie wybaczyłaby mi, gdybym zostawił nasze dziecko.
Słuchając tego nie mogłam wyjść z podziwu. Lucas naprawdę wiele przeszedł, a mimo to nie poddał się. Los nie był wobec niego zbyt łaskawy, ale on potrafił sobie z tym poradzić. Nie wiem, czy potrafiłabym sobie tak dobrze poradzić, jak on.
- A teraz? Masz kogoś czy jesteś sam? - dopiero, gdy powiedziałam to na głos ugryzłam się w język.
- Jestem sam. Nie dlatego, że chcę być wierny Giannie aż po grób. Po prostu nie znalazłem jeszcze osoby, która mogłaby zająć jej miejsce.
- Pablo coś mówił o jakiejś żonie... - znów zbyt późno zrozumiałam, że ponownie wyszłam na wścibską.
- Pewnie słyszał te plotki. - odparł. - Nie jestem zbyt ufnym człowiekiem i zazwyczaj, gdy ktoś się mnie o to pyta odpowiadam z własnej woli, że jestem żonaty. Po za tym mam siostrę, która, gdy przyjeżdża do Niemiec, mieszka u mnie, więc niektórzy z tego wnioskują, że jestem w związku. Nie rozmawiam z ludźmi na ten temat chyba, że zdobyłem już u nich zaufanie.
Z tej wypowiedzi można było wywnioskować, że Lucas mi zaufał. I z tego, co zrozumiałam musiało to był bezgraniczne zaufanie. Z jednej strony niezmiernie mnie to cieszyło, gdyż wiedziałam, że teraz bezproblemowo mogę pytać go o wszystko, a z drugiej strony wiem, że jeśli ktoś komuś za bardzo ufa, to potem łatwo go skrzywdzić, a tego przecież nie chciałam.
- Teraz twoja kolej. Opowiedz mi coś o Pablu. - poprosił.
Już miałam zacząć mówić, gdy nagle zobaczyłam mężczyznę z gitarą. Pomyślałam, że to świetna okazja, aby ją pożyczyć, tym bardziej, że właśnie wchodziliśmy do parku. Złapałam Lucasa za rękę i podbiegłam do faceta z instrumentem.
- Przepraszam! - krzyknęłam, gdy byłam już blisko niego. - Czy byłby pan tak dobry i...
W tamtym momencie zobaczyłam, że owym mężczyzną jest nie kto inny, jak Tom. Z daleka wyglądał na dorosłego, ale młodego chłopaka.
- Tom, to ty. - uśmiechnęłam się. - Przysięgam, że z daleka cię nie poznałam. Cześć.
- Cześć Angie, dzień dobry proszę pana, o co chodzi? - spytał.
- Byłbyś w stanie pożyczyć mi swoją gitarę? Dosłownie na pięć minut.
- Jasne, proszę. - podał mi instrument do ręki. - Weź ją. Jak będę odwiedzał Martinę to ją zabiorę.
- Dzięki wielkie. - odparłam i pożegnałam się z nim. - To co? Zagrasz?
- W takim wypadku nie mam wyjścia. - powiedział pozytywnie zaskoczony.
- Chodź na tamtą ławkę. - wskazałam jedną z wielu.
Podeszliśmy do białej, drewnianej ławki, na której usiedliśmy. Gitarę położyłam na ziemi i wyjęłam z pokrowca. Otworzyłam boczną kieszeń w nadziei, że będzie w niej kostka i rzeczywiście była, a oprócz niej znalazłam tam również tekst i akordy do piosenki. Kostkę podałam Lucasowi, a tekst zaczęłam czytać nieświadomie na głos.
- "Odkąd cię ujrzałem coś we mnie się zmieniło... Cały czas myślę tylko o tobie i nie potrafię przestać... Pragnę, stać się twoim światem..." - westchnęłam.
- Ładne to. Pewnie autorstwa Toma.
- Pewnie tak. - przytaknęłam.
- Widocznie chłopak jest zakochany.
- Jest. - odparłam. - Od kilku dobrych miesięcy chodzi z moją córką.
- Naprawdę? - zdziwił się mój towarzysz. - Nie wiedziałem. Przeczytaj jeszcze jakiś fragment.
- "Jesteśmy z dwóch galaktyk, a ty wpadłaś tu na chwilę. Wiem, że to nie ma sensu, ale chcę cię mieć dla siebie. Zaraz tam powrócisz, ale nic nie musi przepaść jeśli prawdziwa miłość istnieje...".
W tamtym momencie do mnie dotarło. Przecież on i Martina znają się od dawna. Dlaczego coś miało by przepaść? Pierwsze, co wpadło mi do głowy to, że Tom wyjeżdża, ale potem pomyślałam o czymś gorszym. Chłopak mojej córki mógł zakochać się w Matyldzie. Miałam nadzieję, że Lucas jeszcze na to nie wpadł i chciałam jak najszybciej zmienić temat.
- To co? Grasz? - uśmiechnęłam się.
- Jasne. Jakieś specjalne życzenia?
- Brak. - odpowiedziałam. - Zagraj to, co przychodzi ci na myśl.
I co ja teraz zrobię? Nie mam pewności, że ta piosenka jest o córce mojego znajomego, ale o kim innym mogłaby być? Stwierdziłam, że nie będę jeszcze nic mówiła Martinie, a w domu na spokojnie przeanalizuję sobie cały tekst. Mogłabym tak rozmyślać dalej, ale głos mojego towarzysza wyrwał mnie z rozmyśleń. Zaczął on grać piosenkę jednego z naszych byłych uczniów - Tomasa. "Poczekam, bo nauczyłaś mnie, jak teraz żyć... Pójdę z tobą dlatego, że chcę dać ci mój świat... Będę czekać aż do mnie powrócisz... I zrobię wszystko, żeby znów cię widzieć..."*. Słuchałam go z ogromnym przejęciem. Jego głos był naprawdę melodyjny... Idealnie pasował do tej piosenki, nie wspominając już o tym, jak cudownie grał... Jego palce z ogromną precyzją i delikatnością dotykały każdej struny... Gdy zakończył czułam, że chcę więcej. Chcę więcej go słuchać i móc delektować się jego głosem.
- Bardzo było źle? - spytał po chwili. - Pomijając mój śpiew, który jest okropny.
- Co ty wygadujesz?! Pięknie śpiewasz! A co do gitary to... chyba nie słyszałam jeszcze nikogo, kto by tak grał...
- Dlaczego usiedliśmy akurat na tej ławce? - zapytał. - Po drodze było z piętnaście innych.
- To jest dla mnie naprawdę wyjątkowe miejsce. - odparłam.
- Niech zgadnę. To tutaj poznałaś miłość swojego życia.
Przytaknęłam. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale ogromnie zachciało mi się płakać. Przecież nie miałam do tego powodu... Byłam szczęśliwa, więc co miałoby być powodem moich łez? Czyżbym nieświadomie myślała o historii miłosnej Lucasa? Bo nic innego nie przychodziło mi wtedy do głowy.
- Miłość... - zaczął mój towarzysz. - Miłość jest piękna, jeśli jest odwzajemniona, bo jeśli nie jest potrafi być okrutna i bezlitosna...
Spojrzałam na niego nieśmiało. Przyznam, że zaczęło się robić bardzo intymnie, ale nie przeszkadzało mi to. Wzięłam głęboki wdech i nieco się otrząsnęłam.
- Idziemy dalej? - zaproponowałam unosząc kąciki ust.
- Oczywiście, tylko spakuję gitarę. - odpowiedział.
Chwilę później instrument był już w pokrowcu i niesiony był przez Lucasa. Teraz szliśmy do fontanny, która znajdowała się w samym środku parku. Idąc tam cały czas myślałam o tym co przytrafiło się mojemu towarzyszowi. Każdy przecież ma prawo do miłości. Dlaczego on nie może zakochać się ponownie? Dlaczego nie mógłby się zacząć z kimś spotykać i przestać myśleć o swojej zmarłej żonie? Dlaczego musiał zostać tak okrutnie potraktowany przez los? Dopóki go nie poznałam sądziłam, że moje życie nie jest idealnie, albo że to German ma najgorzej, ale nie. Casttio przynajmniej ułożył sobie życie mniej więcej tak, jak chciał i jest szczęśliwy. Lucas też. Ale nie powiedziałabym, że jego życie jest poukładane, bo jeśli jest w nim wielka luka, to dopóki jej nie zapełni, zawsze będzie panował w nim harmider.

* - polska wersja "Te esperare" by Sharon.

Cześć wszystkim! Jak Wam się podobał rozdział? Chyba nie był zły ^_^
Tak, jak mówiłam, udało mi się go wstawić jeszcze przed Nowym Rokiem, a kto wie, może next również pojawi się jeszcze przed 1 stycznia? :D
Oczywiście, nic nie obiecuję, ale kto wie, jak to będzie ;)

Do zobaczenia już niebawem! :*
bloggerka

niedziela, 27 grudnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 75 - Niezły z ciebie poliglota

Dzień dobry! <3
Zapraszam na rozdział 75.
- Kochanie widziałaś mój żel do włosów? - spytał Pablo wchodząc do sypialni.
- A nie stoi na twojej półce? Ostatnio go tam widziałam. - odpowiedziałam.
- No właśnie nie stoi. Pierwsze co tam sprawdzałem.
- A gdzie jeszcze patrzyłeś?
- W szafce, pod prysznicem, na lusterku...
- A na dole w łazience?
- Nie znoszę nigdy go na dół, bo zawsze układam włosy na górze.
- Przecież ostatnio czesałeś się na dole.
- Ale na drugi dzień zabrałem go na górę.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Lepiej przejdź się i zobacz.
- Dobrze, ale chodź ze mną, bo inaczej mi nie uwierzysz.
- Okej. - odparłam i wstałam z łóżka.
Wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy schodzić po schodach. Chwilę później znaleźliśmy się w ubikacji na dole. Podeszłam do zlewu, na którym leżał pojemnik z żelem do modelowania włosów. Wzięłam go do ręki i pomachałam nim przed oczami mojego męża.
- Na pewno nie ma go na dole?
- Oj tam, oj tam.. - wyciągnął rękę i chciał to ode mnie wziąć, lecz szybko zabrałam rękę.
- Nie na tak łatwo. Musisz ładnie poprosić.
- Proszę. - uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko.
- Jeszcze ładniej...
- Bardzo ładnie proszę... - powiedział podchodząc do mnie bliżej.
- Ładniej...
- Bardzo, bardzo ładnie proszę... - odrzekł przyciągając mnie ku sobie.
- Chyba czegoś mi tutaj brakuje... - szepnęłam mu na ucho.
- A czego?
- Sam powinieneś się domyślić...
- Hmm... - mruknął.
Przysunął mnie do siebie bliżej i rękoma oplótł mnie w pasie. Uśmiechnęłam się do niego słodko.
- To wystarczy? - zapytał.
- W sensie co?
- Sama już dobrze wiesz... - jego usta zaczęły zbliżać się do moich.
Już mieliśmy się pocałować, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Chciałam to zignorować i miałam nadzieję, że mój mąż również tak zrobi. Do pewnego momentu nam to wychodziło, ale z każdą chwilą, gdy wołanie się nasilało, nie dało się tego nie słyszeć.
- Idź. - powiedział Pablo. - Pewnie to jest ważne. - niechętnie na niego spojrzałam. - No idź. Dokończymy później. - posmutniałam. - Obiecuję. Wieczorem. I nikt, ani nic nam wtedy nie przeszkodzi.
Zerknęłam na niego z wyrzutem. Oddałam mu pudełko z żelem i wyszłam z łazienki. Akurat wtedy ze schodów schodził Lucas.
- Angie, cały czas cię szukam.
- Wiem, słyszałam. Byłam w łazience.
- Och, przepraszam. - zawstydził się.
- Nic się nie stało. - zapewniałam. - O co chodzi?
- Mam do ciebie pewną sprawę. - zaczął. - Matylda dzisiaj razem z twoją córką i jej koleżankami wychodzą na miasto. No wiesz, będą łazić po sklepach, pewnie pójdą na jakąś pizzę, więc tak pomyślałem, że może i znalazłabyś dla mnie jakąś godzinkę, dwie wieczorem i pokazałabyś mi trochę Buenos Aires? Wiem, że to jest bardzo duże miasto i całego nie zwiedzę, ale bardzo bym chciał poznać jego chociażby najmniejszą część.
- Wieczorem? A którą godzinę konkretnie masz na myśli?
- Zależy od ciebie. Pracę kończę o trzeciej, więc nie wcześniej niż koło czwartej.
- W takim razie umówmy się na piątą, dobrze? I najlepiej, żebyśmy przed ósmą wrócili do domu.
- Jesteś z kimś umówiona? - spytał podejrzliwie.
- Nie, nie... - odparłam. - Po prostu chciałabym się wyspać, a będę musiała jeszcze posprawdzać na jutro kilka klasówek i kartkówek, a przy tym też jest trochę pracy. Jako nauczyciel pewnie sam doskonale to rozumiesz.
- W takim razie może sobie darujmy? Innym razem pójdziemy. - zaproponował.
- Nie. Z wielką przyjemnością się z tobą przejdę i przy okazji więcej się o sobie dowiemy. - uśmiechnęłam się. - Pokażę ci moje ulubione miejsca w tym mieście, a ty poopowiadasz mi trochę o Niemczech i Polsce. Co ty na to?
- Bardzo chętnie. - odpowiedział. - O której zaczynasz dzisiaj zajęcia?
- Za pół godziny.
- W takim razie przejdziemy się razem? Chyba, że nie masz ochoty.
- Jasne, że mam. Wezmę tylko torbę i możemy iść.
Zaczęłam się zastanawiać, gdzie mogłam ją odłożyć, lecz nie mogłam sobie przypomnieć. Pomyślałam, że może mój mąż ją widział i podpowie mi, gdzie ją zostawiłam. Ponownie posłałam uśmiech Lucasowi, a następnie wróciłam do łazienki.
- Kochanie, widziałeś moją torbę? - zapytałam.
- Tutaj. - podał mi ją do ręki. - Nie pytaj, bo ja też nie wiem, jak ona się tu znalazła.
- Dzięki. Lecę już do pracy.
- A co z naszym gościem?
- Idzie ze mną, bo tak się złożyło, że zaczynamy razem. - odpowiedziałam. - Cześć. - pożegnałam się dając mu buziaka w policzek. - Kocham cię.
- Ja ciebie również. Miłej pracy. - powiedział, gdy opuszczałam pomieszczenie.
Wyszłam na korytarz, na którym czekał już na mnie Lucas. Przekazałam mu, że jestem już gotowa do wyjścia.i ruszyliśmy w drogę. Mimo, iż do Studia z naszego domu było raptem piętnaście minut drogi pieszo, to nie chciałam, aby ta droga upłynęła nam w ciszy. Wydawało mi się, że znalezienie wspólnego tematu będzie czymś nieosiągalnie trudnym, ale pomyliłam się. Tak naprawdę było wiele rzeczy, o których mogliśmy porozmawiać, a na dodatek, nie potrzebnie się tym stresowałam, gdyż on sam zaczął rozmowę.
- Wiesz, kiedy mieszkałem w Polsce, marzyło mi się wyjechać do Ameryki Łacińskiej, ale z wiekiem to marzenie przestawało być dla mnie istotne. Teraz, kiedy tutaj jestem nie mogę w to do końca uwierzyć. Zupełnie jak moja córka. Może nie pokazuję tego tak bardzo jak ona, ale ja również jestem naprawdę wdzięczny Pablo, że mogłem się tu zjawić.
- Polska i Niemcy pewnie ogromnie różnią się od Argentyny, prawda?
- Czy ja wiem? Za mało jeszcze widziałem, żeby to określić, ale mogę na pewno potwierdzić, że tutaj jest o wiele cieplej niż w Europie. U was cały czas jest lato, a u nas bywa różnie.
- Jeśli mam być z tobą szczera to nie mogę się nadziwić, że potrafisz mówić w tylu językach. Angielski i hiszpański są w miarę proste, niemiecki jest taki sobie, ale polski! No z tym to zaskoczyłeś chyba nas wszystkich!
- Jest on dla mnie prosty, ale to tylko dlatego, że urodziłem się, dorastałem i mieszkałem w kraju, gdzie jest to język narodowy. Mimo to przyznam, że nie należy on do najłatwiejszych.
- A nauczyłbyś mnie czegoś po polsku?
- Oczywiście, ale czego na przykład?
- No na przykład, jak będzie po polsku "Español"?
- "Hiszpański".
- Jak? "Hispaniski"?
- "Hiszpański".
- "Hiszpański"?
- Tak. Ładnie ci to wyszło.
- A "Hola, yo soy Angie"?
- "Cześć, jestem Angie".
- Słucham? "Cejści, jestem Angie", dobrze?
- No prawie. Zamiast "cześć" możesz powiedzieć "hej". To prawie to samo.
- "Hej, jestem Angie". - powtórzyłam. - A jak powiedzieć "Me gusta"?
- "Lubię"
- "Lubię Lucas". - powiedziałam. - Poprawnie? - zapytałam.
- Prawie. W języku polskim odmienia się imiona i w tym przypadku powiesz "Lubię Lucasa", ale to taki mały błąd, więc się nim nie przejmuj.
- To mam już ostatnie pytanie, mogę? - spytałam, a on uśmiechnął się w odpowiedzi. - Jak będzie.po polsku "Te amo" i "Yo también"?
Pomyślałam, że to warto zapamiętać. Kiedyś może zaskoczę tym mojego męża.
- "Kocham cię" i "Ja ciebie też". - odparł. - A co? Zamierzasz wyznawać miłość? Jakiemuś Polakowi? - zaśmiał się.
- No kto wie... - śmiałam się razem z nim. - Na razie mi się na to nie zbiera, ale może za jakiś czas jakiś Polak tak zaskoczy mnie swoją osobą, że nawet opanuję dla niego ten język?
- Musiałby ci na serio namieszać w głowie.
- Jestem typem człowieka, który jest skłonny do wielu poświęceń dla miłości. - powiedziałam nieśmiało.
- Naprawdę? - odparł zdziwiony. - Nie wiedziałem...
- Z tego co mi wiadomo, to jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- W takim razie, chyba będzie trzeba to nadrobić. - kąciki ust mu się uniosły.
Przez całą drogę do szkoły rozmawialiśmy o języku polskim, który, odkąd on razem ze swoją córką pojawili się w Studio, zaczął być bardzo popularny. Mogę się przyznać, że nie nauczyłam się zbyt wielu słówek, ale niektóre zapamiętałam. Nie przeczuwałam, że kiedykolwiek spotkam człowieka, który potrafi mówić w tak trudnym języku i na dodatek, że sprawi, iż zacznę się interesować jego krajem.
- Dziękuję za tę lekcję polskiego. - powiedziałam, gdy doszliśmy pod budynek Studia. - Pewnie nie zapamiętam z tego zbyt wiele, ale i tak dzięki.
- Nie ma sprawy. Przyjemność po mojej stronie.
- Co prawda, nie znam zbyt wielu języków, bo tylko hiszpański i angielski, ale jakbyś potrzebował kiedyś pomocy z jednym z nich to polecam się na przyszłość. - uśmiechnęłam się. - Albo jeśli w jakikolwiek inny sposób będę mogła ci pomóc, to mów.
- Dzięki, zapamiętam. - odparł.
- W ogóle nie zdążyłam jeszcze pochwalić twojego hiszpańskiego. Naprawdę dobrze mówisz. Matylda z resztą też.
- Staramy się jak możemy. Z resztą jest to bardzo ładny język i nie było większych problemów z jego nauką.
- A który język najgorzej ci wchodził?
- Pomijając polski, bo to właśnie w tym języku uczyłem się innych, to chyba niemiecki. Jest on nieprzyjemny dla ucha, a niektóre słówka naprawdę odstraszają.
- Tutaj się z tobą zgodzę. Nigdy nie zapomnę jak długo musiałam je wkuwać.
- Tak, niektóre słówka, szczególnie te długie, są okropne. Na przykład "Leidenschaft" nie równa się hiszpańskiemu tłumaczeniu, "pasión".
- A po polsku?
- "Pasja"
- No, przyzna ci rację. W tych językach brzmi to lepiej niż w niemieckim.
- Chyba w każdym brzmi to lepiej. Po angielsku "passion" rosyjsku "strast"...
- Znasz rosyjski? - zapytałam zdziwiona.
- Trochę się go uczyłem. - odparł zawstydzony.
- Znasz jeszcze jakiś język oprócz polskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, angielskiego i rosyjskiego?
- Włoski, ale tylko tak odrobinę.
- Wow. - zdziwiłam się. - Niezły z ciebie poliglota.
- Przestań, bo jeszcze się zarumienię. - uśmiechnął się.
Kontynuując naszą rozmowę weszliśmy do pokoju nauczycielskiego. Byliśmy tak pochłonięci rozmową na temat umiejętności językowych Lucasa, że nawet nie zauważyliśmy siedzącego tam Beto. Dopiero dzwonek przerwał naszą pogawędkę. Wzięliśmy dzienniki grupy, z którą mięliśmy teraz lekcję, pożegnaliśmy się i poszliśmy w stronę odpowiedniej sali. Muszę przyznać, że nasz niemiecko-polski gość był naprawdę interesującym człowiekiem. Był on zapisaną po brzegi książką, której każda następna strona wciągała coraz bardziej i bardziej, i coraz ciężej było przestawać ją czytać. Chciałam odkryć jego historię, bo wiedziałam, że jest naprawdę pasjonująca. Szkoda tylko, że miałam na to już niecały tydzień.

Cześć i czołem, kluski z rosołem! Witam wszystkich bardzo serdecznie! :)
Jak tam się macie po świętach? Ile przytyliście? Ja się przyznam, że nie wchodziłam na wagę i wolę tego nie robić :D
Jak dla mnie święta trwają zdecydowanie za krótko. Ledwo się zaczęły, a już się skończyły :/
Wiem, że rozdział jest tak naprawdę o niczym, ale mimo to chyba bardzo zły nie jest. Tak mi się wydaje ;)
Wydaje mi się, że zobaczymy się jeszcze przed Nowym Rokiem, ale nic nie obiecuję ^_^

Besos, kusse, kisses, buziaki, czy kto co tam woli! :*
bloggerka

czwartek, 24 grudnia 2015

Jednorazówka - Jest taki dzień...

"Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy,
dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory...
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich,
dzień, który już, każdy z nas zna od kołyski..."
- Nie rozumiem, o co ci chodzi? Przecież co roku spędzamy święta u Germana i jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało, a teraz raptem przeszkadza!?
- No, patrz! Jednak wszystko rozumiesz! - odpowiedział. - Nie możemy zostać w domu?
- Teraz jest już za późno! Wszyscy na nas czekają! Nie możemy sobie tak po prostu nie przyjść!
- To zadzwoń i oznajm im, że się nie pojawimy.
- Nie rozumiesz, że tak nie wypada? Po za tym, chcesz spędzić Wigilię tutaj? Bez dwunastu potraw, bez rodziny, prezentów?
- Przecież damy radę coś na szybko zorganizować.
- Chyba się nieco przeliczyłeś, bo nie jestem w stanie stworzyć czegoś z niczego. Sklepy są pozamykane, a u nas w lodówce pusto. - trzymałam się mocno mojego zdania. - A z resztą po co w ogóle ta kłótnia? Idziemy do Casttio i koniec kropka!
- W takim razie same sobie idźcie! Ja nie mam ochoty tam być i znowu sztucznie się uśmiechać i udawać, że się dobrze bawię! - krzyknął, a następnie wyszedł trzaskając drzwiami.
W naszym związku od jakiegoś czasu się nie układało. Nie było dnia bez kłótni. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam w rozmowie z nim powstrzymać swoich złych emocji. Nie potrafiliśmy porozmawiać normalnie. Każda rozmowa kończyła się krzykami i wytykaniem sobie błędów, a najgorsze jest to, że to wszystko musiała znosić nasza córka, która przez to bardzo cierpiała, ale nie działo się to z jej winy.
- Mamo... - usłyszałam.
Obróciłam się do tyłu. Na schodach stała Martina, która najprawdopodobniej była świadkiem naszej kolejnej sprzeczki.
- Idź się już przebierz. Zaraz wychodzimy. - powiedziałam przecierając łzy z policzków.
- A co z tatą?
- Tata... - zastanawiałam się przez chwilę, co mogę jej odpowiedzieć. - Nie idzie.
- Ale...
- Kochanie, idź się przygotuj. Za dziesięć minut na dole, dobrze? - uśmiechnęłam się do niej.
- Dobrze. - odpowiedziała i pobiegła do łazienki.
Ja rówinież ruszyłam w stronę toalety, lecz tej na dole. Zamknęłam się w niej. Podeszłam do lustra i zaczęłam malować rzęsy. Jednak po dwóch pociągnięciach z oczu zaczęły lecieć mi łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Usiadłam na podłodze, skuliłam się, schowałam głowę w kolanach i zaczęłam płakać. Starałam się robić to po cichu. Nie wiem, czy mi się to udało, ale chyba tak, skoro moja córka na to nie reagowała. Albo słyszała, ale wolała zostawić mnie samą. Tak też mogło być. Jednak nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Mamo, jestem już gotowa. Za ile jedziemy?
- Już, za moment. - odpowiedziałam. - Mogłabyś zanieść prezenty do samochodu?
- Jasne. - odparła. - Tylko się pośpiesz, żebyśmy się nie spóźniły.
- Dobrze, dobrze... Zaraz wyjdę.
Wstałam energicznie z podłogi i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam okropnie, a musiałam coś z tym szybko zrobić. Przemyłam twarz wodą i wszystko bez problemów zniknęło. Posmarowałam szybko usta czerwoną szminką, a rzęsy ponownie pomalowałam. Zrzuciłam z siebie bluzkę wraz ze spodniami i założyłam sukienkę, która była idealna na wigilijny obiad. Była ona obcisła, do połowy uda, w kolorze czerwonym. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że mocniejszy makijaż nie zaszkodzi. Bardziej podkreśliłam oczy i usta. Czułam się piękna, ale czegoś mi brakowało i doskonale wiedziałam czego. Brakowało mi słów mojego męża, które zawsze powtarzał mi przed wyjściem - "Najdroższa, wyglądasz przepięknie", następnie jego delikatnego pocałunku w usta. Westchnęłam ciężko. Poprawiłam jeszcze ręką włosy i wyszłam z łazienki. Sięgnęłam z szafy szpilki i zaczęłam je zakładać.
- Łał, mamo... Wyglądasz... - usłyszałam.
- Chyba spotykam się nie z tą Galindo co powinienem.*
-
Tom! - szepnęła mu na ucho moja córka.
Znalezione obrazy dla zapytania angie de violetta- Dziękuję. - podniosłam wzrok.
W drzwiach stała Martina w objęciach Toma. Razem wyglądali uroczo. Pasowali do siebie.
- Wy też wyglądacie całkiem, całkiem... - zaśmiałam się. - To co? Gotowi?
- Oczywiście. - rzuciła moja córka.
- Jak najbardziej. - odparł jej chłopak. - A co z Pablem?
W tamtym momencie zobaczyłam, jak nastolatka kopie swojego towarzysza w nogę. Widocznie nie poinformowała go jeszcze o tym, co się wydarzyło. Może to i lepiej? Przynajmniej mam pewność, że nie powiedziała mu tego, czego ja bym nie chciała, żeby wiedział.
- Ym... Taty nie będzie. - odpowiedziała za mnie. - Nie pytaj dlaczego.
Widziałam, że nieco się speszył i nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Nie chciałam, żeby wpadł w zakłopotanie.
- Chodźcie już do samochodu. - zarządziłam. - Zaniosłaś wszystkie prezenty?
- Tak. Wszystko już jest w aucie. Możemy jechać.
- A jedzenie?
- Też tam jest. Jedźmy już.

Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otworzył nam German, który powitał nas bardzo ciepło. Weszliśmy do środka, gdzie byli już wszyscy. Przywitaliśmy się. Martina wraz z Tomem położyli prezenty pod choinką, a dania, które przygotowałam zaniosłam do kuchni i zaczęłam je wykładać na talerze. Chwilę później pojawił się mój szwagier.
- Pomóc ci? - spytał.
- Mógłbyś przełożyć to do tej miski? - poprosiłam. - Tylko delikatnie.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Gdyby nie odgłosy sztućców obijających się o szklane naczynia i rozmowy z salonu byłoby zupełnie cicho. Jednak wiedziałam, że zaraz się to zmieni i nie pomyliłam się.
- Nie przyjdzie? - zapytał mąż mojej zmarłej siostry.
- Nie. - odparłam z uśmiechem tak, jakby mnie to w ogóle nie obchodziło.
- Pokłóciliście się znowu?
- Tak. - starałam się nie zmieniać wyrazu twarzy.
- Chcesz o tym pogadać?
- German... - zaczęłam. - Chciałabym, ale nie teraz. Nie chcę sobie i wam psuć wieczoru naszymi problemami. Obiecuję, że później się do ciebie zgłoszę, dobrze? - uśmiechnęłam się do niego, lecz tym razem szczerze.
- Trzymam cię za słowo. - odparł i zaczął nosić potrawy.
Kiedy wszystko co przyniosłam znalazło się na wigilijnym stole wszyscy zebraliśmy się w okół niego. Zaproponowałam, że może już zaczniemy, ale Casttio powiedział, że musi jeszcze coś załatwić. Poszedł na piętro, najprawdopodobniej do pokoju z rzeczami Marii. Pierwsze co pomyślałam, to że ukrywał tam prezenty i jednego z nich zapomniał zabrać. Stałam sztucznie uśmiechnięta pomiędzy innymi. Nie było pytań o mojego męża. Pewnie moja córka już im wszystko streściła, ale to i lepiej. Przynajmniej nie musiałam tego powtarzać po raz kolejny. Kiedy mój szwagier wrócił do salonu stwierdził, że koniecznie musi ze mną porozmawiać i poprosił, żebym poszła z nim do jego gabinetu. Niechętnie zgodziłam się, bo wiedziałam o czym chce gadać. Weszłam do środka i z wyrzutem na niego spojrzałam.
- O co ci chodzi? Przecież o coś cię prosiłam. - zaczęłam. - Mówiłam, że później.
- Dobrze, ale to nie o to chodzi.
- A o co?
- Bo jest taka sprawa, że... że...
- O co chodzi? Czy to coś poważnego? - spytałam, gdy zobaczyłam przerażenie w jego oczach.
- Nie. Znaczy, chyba nie.
- W takim razie co?
- No, bo... To taka trochę wstydliwa sprawa.
- Nie wstydź się. Wiesz doskonale, że mnie możesz powiedzieć wszystko. - złapałam go za ręce. - Chyba mi ufasz, prawda?
- Jasne oczywiście, że ci ufam. - przytaknął. - Chodzi o to, że... - nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. - zaproponował German. - Zaczekaj tu na mnie.
W jego oczach widoczna była ulga. Czyżby to, co było za drzwiami miało w jakikolwiek możliwy sposób pomóc mu uporać się z tą "wstydliwą sprawą"? Zgodnie z prośbą mojego szwagra zostałam w jego gabinecie. Zaczęłam się rozglądać dookoła. Mimo, że byłam w tym pokoju już kilkaset razy, to za każdym razem coś się w nim zmieniało, na przykład, tego dnia na biurku stała mała choinka, a półki były obwieszone łańcuchami. Podeszłam do jednej z nich. Stała na niej masa fotografii. Na jednej z nich byłam ja razem z moim mężem, siostrzenicą i szwagrem. Zostało ono zrobione w Sewilli po występie dzieciaków. Pamiętam doskonale, że to był ostatni występ Violetty ze Studia, bo właśnie nim zakończyła naukę w naszej szkole. Przyglądałam się zdjęciu, gdy nagle usłyszałam, że do pomieszczenia ponownie wchodzi German. Ku mojemu zaskoczeniu, nie był sam. Zaraz za nim szedł Pablo.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam.
- German mnie zaprosił, ale mówił, że ciebie nie będzie.
- Mnie by tu miało nie być? Prędzej ciebie by tu brakowało niż mnie.
Oboje obrzuciliśmy mojego szwagra spojrzeniami. Na jego twarzy widniał wielki uśmiech, który mógł nam zdradzić, że to wszystko było specjalnie zaplanowane i to na dodatek przez niego.
- Nikt w taki dzień nie powinien być samotny. Jeśli się nie mylę, Pablo od jakiegoś czasu jest członkiem naszej rodziny, więc ma prawo tutaj być. A teraz powinniście sobie coś wyjaśnić, więc zostawię was samych. - powiedział wychodząc z pomieszczenia.
- Ja nie mam ci nic do powiedzenia. - powiedział.
- Ja również. - odparł.
Podeszłam do drzwi. Już chciałam wyjść, gdy nacisnęłam na klamkę i okazało się, że są zamknięte. Dla pewności jeszcze kilka razy szarpnęłam za nią, lecz bez skutku.
- Drzwi są zamknięte. - powiedziałam.
- Jasne... zamknięte. - powtórzył. - Po prostu nie umiesz ich otworzyć. Po tylu latach mieszkania w tym domu jeszcze się tego nie nauczyłaś? - zapytał.
Podszedł do mnie i spróbował je otworzyć, aczkolwiek jemu również się to nie udało.
- I co? Też ci to nie wychodzi. - uśmiechnęłam się chamsko.
- Nie komentuj, dobrze? - zdenerwował się. - Po co ja tu przychodziłem? Powinienem wiedzieć, że ty zawsze będziesz trzymać się Germana i teraz też się tu pojawisz!
- Ja przynajmniej mam jakąś rodzinę, z którą mogę spędzać czas!
- Jeśli się nie mylę, to my nadal jesteśmy rodziną. - powiedział nieco spokojniej.
- Ale co mi po takim mężu, z którym cały czas się kłócę? Nie pamiętam, kiedy ostatnio mieliśmy okazję normalnie porozmawiać, bez krzyków i wytykania sobie błędów.
- A myślisz, że ja pamiętam? Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Byliśmy bliżej, nie kłóciliśmy się i darzyliśmy się miłością.
- Myślisz, że już cię nią nie darzę?
- Od kilku miesięcy mam takie wrażenie. Z resztą przyznam, że ja ostatnio też przestałem to pokazywać.
- Może czas to naprawić? - zaproponowałam.
- Może. - odpowiedział podchodząc do mnie bliżej, złapał mnie za rękę i położył ją na swojej klatce piersiowej. - Pamiętasz?
Zapadła cisza, abym mogła się wsłuchać w bicie jego serca. Biło ono głośno i dość wyraźnie. Spojrzałam mu w oczy. Po raz pierwszy, od bardzo dawna nie widziałam w nich złości i gniewu. Nasze usta zaczęły się do siebie zbliżać. Były coraz bliżej i bliżej, gdy nagle złączyły się w wspólnym pocałunku. Dopiero wtedy do mnie dotarło, jak bardzo mi tego brakowało. Jak bardzo potrzebowałam jego czułości i dotyku. Po prostu potrzebowałam go koło siebie. Gdy nasz nieco odsunęliśmy się od siebie uśmiechnęłam się.
- Zerknij w górę. - mruknął cicho.
Nad nami wisiała jemioła. Przypadek? A może wisiała tam celowo? Nie wiem, ale wiem, że naprawdę się przydała.
- Kocham cię. - powiedziałam.
- Ja ciebie też. - odpowiedział przytulając mnie do siebie mocno. - Wesołych świąt najdroższa. - pocałował mnie w głowę.
- Wesołych świąt. - odparłam.
Nagle drzwi od gabinetu Germana otworzyły się, a pojawił się w nich mój szwagier.
- Już wszyscy szczęśliwi? - uśmiechnął się. - W takim razie dołączcie do nas.
Zerknęłam na mojego męża i wyszliśmy z pomieszczenia trzymając się za ręce. W salonie zebrała się już cała rodzina, Violetta wraz z Diego i Facundo oraz Martina z Tomem.
- Dzień dobry wszystkim. - przywitał się Pablo. - Wesołych świąt.
- Skoro już się wszyscy zebrali, najwyższy czas zaczynać. - zarządził mój szwagier podnosząc ze stołu talerzyk.
German podszedł z nim do każdego. Wzięliśmy sobie z niego po kawałek świątecznego wafla i zaczęliśmy do siebie podchodzić. Pierwszą osobą, z którą zamieniłam kilka słów była moja siostrzenica.
- Czego ja ci mogę życzyć Vilu? Masz wszystko, czego tak naprawdę potrzebujesz. Kochającego męża, mądrego i dobrego syna oraz talent wraz z karierą. Pozostaje mi tylko życzyć ci zdrowia i szczęścia. Niech nigdy nie zabraknie uśmiechu na twojej twarzy, ani miłości w twoim sercu.
- Dziękuję Angie. - odpowiedziała. - A ja chciałabym, abyś już nigdy nie kłóciła się z Pablo, żebyś spędziła z nim resztę życia w szczęściu i zdrowiu. Bądź dalej taką, jaką jesteś, bo jesteś naprawdę cudowną osobą.
- Dziękuję. - odparłam.
Przełamałyśmy się opłatkiem i uściskałyśmy. Następną osobą był jej mąż, później Facundo, Tom, Martina, German, a na samym końcu Pablo. Chyba nie wypadło tak celowo. A może? Chciałam do niego podejść wcześniej, ale zawsze rozmawiał z kimś innym...
- Nareszcie. - uśmiechnął się. - Czego mógłbym ci życzyć? Mogę życzyć ci szczęścia, zdrowia, miłości, ale tego wszystkiego życzyli ci już inni. Chciałbym, żeby moje życzenia były wyjątkowe.
Z każdą chwilą, gdy go coraz to dłużej słuchałam do oczu napływało mi coraz więcej łez. Nie tylko dlatego, że to co mówił było przepiękne, ale również dlatego, że w końcu poczułam prawdziwą radość. Byliśmy w końcu razem, a miłość, która nas złączyła, nareszcie powróciła.
- Już płaczesz? Jeszcze nie zdążyłem powiedzieć tego, do czego tak właściwie zmierzam. - zaśmiał się.
- Nie musisz mi składać życzeń. Wystarczy mi to, że przy mnie jesteś.
Wtedy on przytulił mnie do siebie mocno tak, jak tego potrzebowałam. Rozpłakałam mu się w ramionach jak malutkie dziecko. Ukryłam twarz w jego koszuli i szlochałam w nią bez opamiętania.
- Już wszyscy złożyli sobie życzenia? W takim razie czas na kolędę! - byłam tak zapłakana, że nawet nie wiem, kto to powiedział.
Nagle rozległa się melodia "Noche de paz"**, którą mój szwagier grał na pianinie. Odsunęłam się nieco od mojego męża, przetarłam oczy i złapałam go za rękę. W taki sposób podeszliśmy do reszty i dołączyliśmy się do śpiewania. "Noche de paz, noche de amor, todo duerme en derredor... Sólo velan en la oscuridad, los pastores que en el campo están... Y la estrella de Belén, y la estrella de Belén..."***. Po skończonej piosence zaczęliśmy sobie być brawo. Usiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy objadać się przepysznymi potrawami przygotowanymi przeze mnie, jak i przez Violettę. Resztę Wigilii spędziliśmy rozmawiając o wszystkim co nam przyszło na myśl i na cieszeniu się z prezentów. Mogę tamten dzień uznać za jeden z lepszych, gdyż wtedy odzyskałam moją miłość, której naprawdę potrzebowałam.

* - tekst pożyczony z filmu "Listy do M. 2"
** - hiszpański odpowiednik naszej "Cichej nocy".
*** - "Cicha noc, święta noc, wszystko wokół śpi... Tylko obserwuj w ciemności, pasterze w polu są... I gwiazda betlejemska, i gwiazda betlejemska..."

Na początku chciałabym zaznaczyć, że w Argentynie zwyczaje są nieco inne niż w Polsce, lecz ja nie za bardzo się w nich orientuję dlatego też, opisałam ich Wigilię tak, jak naszą polską.

Mam nadzieję, że taka świąteczna jednorazówka Wam się podobała :)
Nie jest ona perfekcyjna, ale myślę, że jakaś bardzo zła też nie jest.
Za wszelkie błędy przepraszam - wstawiam ją dosłownie 15 minut przed Wigilią, więc ;D

FELIZ NAVIDAD!
Chciałabym Wam wszystkich ciepłych, rodzinnych i przede wszystkim wesołych świąt, wielu prezentów pod choinką, szczęścia, zdrowa, dobrych ocen, prawdziwych przyjaciół i spełnienia wszystkich, wszystkich marzeń <3
Nie jestem zbyt dobra w składaniu życzeń, ale podobno liczy się gest :)

Wesołych świąt i do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

niedziela, 20 grudnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 74 - Pablo jest ojcem Martiny, prawda?

Cześć!
Zapraszam na rozdział 74! <3
Odkąd Lucas wraz ze swoją córką pojawili się w Buenos Aires nie za wiele się zmieniło poza tym, że w naszym domu zamieszkało na jakiś czas dwoje cudownych, jak i utalentowanych ludzi, których wraz z moim mężem przygarnęłam tutaj z ogromną ochotą. Zamieszkiwali pokój gościnny w naszym domu, który znajdował się na parterze. Matylda razem ze swoim ojcem byli naprawdę dobrymi współlokatorami. Nie przeszkadzali, nie hałasowali i zostawiali po sobie porządek.
- Dzień dobry. - przywitałam się schodząc na śniadanie.
Znalezione obrazy dla zapytania matilda de violetta- Cześć. - odpowiedzieli razem goście.
- Jak się wam spało? Nie było wam za zimno? Dzisiejsza noc była chłodniejsza niż wczorajsza.
- Nie. Było naprawdę dobrze. - stwierdziła Matylda.
- Bo jak coś to mówcie. Damy wam koc, albo dwa. Mamy jeszcze w garażu piecyk elektryczny to przyniesiemy.
- Jak będziemy potrzebować to się odezwiemy. - zapewnił Lucas.
- To świetnie. - uśmiechnęłam się. - Wiecie może gdzie jest Pablo? - zapytałam.
- Z tego co kojarzę, poszedł do łazienki. - odrzekła córka nauczyciela tańca.
- Okej, dzięki. - rzuciłam i poszłam w stronę owego pomieszczenia.
Stanęłam przed drzwiami toalety i zapukałam do drzwi. Od razu usłyszałam wyraźne "zajęte".
- To ja, Angie. - powiedziałam, a wtedy on przekręcił zamek w drzwiach.
Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Mój mąż stał w samych bokserkach przed lustrem układając włosy na żel. Był tak tym zajęty, że nawet się nie obrócił, aby na mnie spojrzeć.
- Ty przygotowałeś śniadanie dla Szulców, czy sami się tym zajęli? - spytałam.
- Ja. Dlatego specjalnie wstałem wcześniej, żebyś ty dzisiaj mogła trochę dłużej pospać.
- Dziękuję. - odparłam. - Jesteś kochany. - podeszłam do niego i dałam mu buziaka w policzek.
- Przecież wiem. - uśmiechnął się uwodzicielsko.
Oparłam swoje dłonie na jego ramieniu, na którym oparłam również głowę. Patrzyłam na nas w lustrze. Przyglądałam się każdemu najmniejszemu detalowi. Pasowaliśmy do siebie. Dopełnialiśmy się nie tylko dzięki cechom charakteru, podobnym zachowaniom czy tymi samym pasjom, ale również wyglądem. Można by powiedzieć, że on był dla mnie partnerem idealnym. Pablo zakręcił pudełko z żelem i odłożył je na bok. Oparł się rękami na umywalce i również zerknął w lusterko.
- Wiesz kogo tutaj widzę? - zaczął. - Kobietę, która pomimo wielu problemów odnalazła szczęście pokazując przy tym jak bardzo jest silna.
- Słyszałam też, że nie potrafiłaby żyć bez swojego męża. - dodałam. - Za to ja widzę mężczyznę, który potrafi kochać, jak żaden inny na świecie i gdy postawi sobie jakiś cel nie spocznie, dopóki go nie zdobędzie.
- Serio? Podobno jest szaleńczo zakochany w swojej małżonce. - zaśmiałam się. - Myślisz, że to nieprawda?
- Nie. - odpowiedziałam. - Wręcz przeciwnie. Po prostu cieszę się ich szczęściem. - powiedziałam przekręcając głowę w stronę jego twarzy, a następnie zerkając mu w oczy. - Kocham cię. Bardzo cię kocham.
Mój mąż obrócił się w moją stronę i objął mnie w talii przyciągając do siebie. Jedną ręką ujął moją dłoń i przyłożył ją do swojej klatki piersiowej.
- Czujesz? - zapytał.
- Bicie twojego serca?
- Tak. Ono bije tylko dla ciebie. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała sobie przypomnieć co do ciebie czuję wystarczy, że położysz swoją rękę dokładnie w tym miejscu i wsłuchasz się uważnie. Pamiętaj o tym. - poprosił. - Nadejdzie kiedyś taka chwila, że nie usłysz nic. Nie oznacza to, że przestaniesz dla mnie cokolwiek znaczyć. Po prostu będzie to znak, że nadal jestem przy tobie mimo, że mnie nie widzisz. Nadal czuwam i kocham.
- Myślałeś kiedyś o tym, że dla kogoś możesz być całym światem? - spytałam. - I że twój najmniejszy dotyk może być ogromnym ukojeniem?
- A ty? Zdawałaś sobie sprawę, że ktoś może utonąć w twoich oczach i zapomnieć o wszystkim topiąc się w twoich ustach?
Przymknęłam oczy. Byłam świadoma tego, że nasze wargi zbliżają się do siebie. Już miały się ze sobą połączyć, czułam jak jego klatka piersiowa z chwili na chwilę coraz szybciej się unosi i opada... Moje serce również z każdą sekundą coraz przyśpieszało, gdy nagle...
- Angie! Pablo! Spóźnimy się do Studia!
- Już idziemy! - odkrzyknął mój mąż.  - Dokończymy innym razem.  - mruknął i pocałował mnie energicznie, lecz krótko.
Odsunął się ode mnie i zaczął wciągać na nogi spodnie. Ja spojrzałam na drzwi jednocześnie z żalem i ze złością. Dlaczego? Dlaczego akurat w takim momencie? Zerknęłam w lustro, poprawiłam włosy i wyszłam z pomieszczenia. W przedpokoju stali już gotowi do wyjścia nasi goście razem z Martiną. Gdy zaczęłam zakładać buty, Pablo wyszedł z łazienki, wszedł do salonu po kromkę pieczywa z dżemem truskawkowym i dołączył do nas. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że przecież nic nie zjadłam, ale już było trochę późno, w związku z czym postanowiłam, że na najbliższej przerwie kupię sobie coś w Resto. Parę minut później byliśmy już w szkole. Dziewczyny dołączyły do swojej grupy, a ja wraz z moim mężem i Lucasem weszliśmy do pokoju nauczycielskiego.
- Z kim masz pierwsze zajęcia? - spytał Pablo nauczyciela tańca.
- Z grupą, w której jest Matylda, a co? - odpowiedział.
- Nic, tak po prostu się pytam.
- Tak w ogóle muszę stwierdzić, że masz cudowną córkę Angie. - powiedział Lucas. - Jest taka ładna, bystra i inteligentna. Cieszę się, że dogadała się z moją.
- Dziękuję. Oczywiście w dużej części to także zasługa Pabla. - zerknęłam na mojego ukochanego.
- Pomagał ci ją wychowywać? To dobrze. Przynajmniej miała jakiegoś mężczyznę przy swoim boku, kiedy rosła.
- Ym, tak. - przytaknęłam. - Jest naprawdę świetnym tatą.
- Chwila... - Lucas zastanowił się przez chwilę. - Martina to twoja córka? - zwrócił się z tym pytaniem do mojego męża.
- Tak. Dlaczego to cię tak dziwi?
- Jeszcze nigdy nie widziałem takiego trybu życia, jakie wy prowadzicie.
- To znaczy? Co w naszym życiu jest takiego zaskakującego? - zapytał Pablo.
Niestety nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Przerwał nam dzwonek, a na dodatek do pokoju wparował rozkojarzony Beto standardowo szukając swojej kanapki. Nim się obejrzeliśmy Lucasa nie było już w pomieszczeniu. Stwierdziłam, że ja też powinnam już lecieć i wyszłam na lekcję.
Po zajęciach, zgodnie z moimi wcześniejszymi planami wybrałam się do Resto Bandu na jakieś śniadanie, gdyż byłam niezmiernie głodna. Zamówiłam sobie dwie kanapki oraz sok pomarańczowy i zajęłam miejsce przy jednym z wolnych stolików. Nagle do knajpki wszedł Lucas, który przyszedł tutaj z zamiarem wypicia kawy. Złożył zamówienie i dosiadł się do mnie.
- Jak minęły ci zajęcia? - spytałam biorąc pierwszego kęsa bułki. - Dałeś radę?
- Tak. Wasi uczniowie są naprawdę świetni. Cudownie się z nimi pracuje. - odpowiedział. - Mogę ci zadać osobiste pytanie?
- Jasne. - rzuciłam. - Co chcesz wiedzieć?
- Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale to czego się dzisiaj dowiedziałem sprawiło, że chciałbym to wiedzieć. - zaczął. - Pablo jest ojcem Martiny, prawda?
- Tak. - nadal nie rozumiem, co w tym było takiego dziwnego.
- Spałaś z nim?
- To chyba logiczne, że tak... - powiedziałam.
Spojrzał się na mnie dość dziwnym wzrokiem. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Zachowywał się tak, jakby nie wiedział, skąd biorą się dzieci. Nie rozumiałam również, dlaczego informacja o tym, że Martina jest jego córką go aż tak bardzo zaskoczyła.
- Przepraszam, ale muszę już lecieć. Zaraz mam lekcje.
- Jasne, leć. - odparł.
- Luca! Luca! - wołałam brata Francesci, abym mogła zapłacić.
- Idź już, bo się spóźnisz. Ja zapłacę.
- Nie wygłupiaj się. Jesteś gościem, więc tak właściwie to ja powinnam płacić za ciebie. - uśmiechnęłam się. - Luca! - krzyknęłam jeszcze raz. - Może jednak zapłać, ale z moich, dobrze? - poprosiłam wręczając mu do ręki dwa banknoty. - Już był dzwonek.
- Tak, biegnij.
- Dzięki. - rzuciłam wybiegając przez drzwi.
Od tamtej chwili zmieniłam nieco zdanie o Lucasie. Rozmowa z nim w pewnym momencie zrobiła się dziwna. Wydawało mi się, że on nie wiedział o czymś, o czym powinien wiedzieć, ale jeszcze nie doszłam do tego, co to mogło być. W każdym razie chciałam się dowiedzieć, co jest na rzeczy nie koniecznie wciągając w to mojego męża. Niby nie miał nic do niego, ale wiedziałam, że zaraz może wydarzyć się coś, co mogłoby to zmienić.

Dzień dobry! Witam wszystkich serdecznie! :)
Mam nadzieję, że rozdział 74 Wam się podobał ;D
Może nie powinnam Wam zdradzać, ale w czwartek pojawi się coś na blogu, ale nie powiem Wam co to będzie :P.
Możecie być pewni, że to nie będzie next ^_^

Do zobaczenia za 4 dni! ;*
bloggerka