niedziela, 6 grudnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 72 - Przecież w życiu nie dałbym cię skrzywdzić!

Dobry wieczór!
Zapraszam na rozdział 72.
- Angie, Pablo! - usłyszałam. - Jak miło was widzieć! Co tutaj robicie? - obróciłam się, a ku moim oczom ukazał się German.
Tamtego wieczoru wybieraliśmy się na romantyczną kolację, którą zaproponował mój mąż. Byliśmy właśnie w jednej z wielu restauracji znajdujących się w tym mieście, a Casttio musiał się znaleźć dokładnie w tej samej, co my. Przypadek?
- Przyszliśmy coś zjeść. - odpowiedziałam.
- W takim razie, może się do was dosiądę? - zaproponował. - Nie chce mi się gotować, a przecież muszę coś jeść. - zaśmiał się. - Gdzie siadamy?
- Wiesz Angie... - zaczął Pablo. - Nie mam portfela. Chyba zostawiłem go w domu. Będziemy musieli po niego wrócić. - powiedział łapiąc mnie za rękę.
- Przecież ja mogę zapłacić. - odrzekł mój szwagier. - Chodźcie. Tam jest wolny stolik.
Mąż mojej zmarłej siostry poszedł przodem, a my kawałek za nim. Ten wieczór miał się potoczyć zupełnie inaczej. Mieliśmy spędzić go sami, tylko we dwoje. Nie chciałam, żeby było inaczej.
- Co robimy? - mruknęłam Galindo na ucho.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedział po cichu tak, żeby German tego nie usłyszał. - Może...
Nie zdążył dokończyć, gdyż mój szwagier zatrzymał się przy jednym ze stolików. Zdecydował, że to właśnie przy nim usiądziemy. Zajęliśmy miejsca. Ja razem z mężem siedziałam na przeciwko niego. Nie minęła długa chwila, a kelner przyniósł nam menu. Otworzyłam je i udawałam, że czytam. Tak naprawdę w myślach szukałam sposobu, jakiego moglibyśmy użyć, aby stąd szybko zniknąć i nie urazić przy tym nikogo.
- Co zamawiacie?
- Ja jakoś nie jestem głodny... - stwierdził Galindo.
- Mnie też apetyt przeszedł. - rzuciłam.
- No nie krępujcie się! Wiecie dobrze, że dla mnie to nie problem.
- German, to naprawdę krępująca dla nas sytuacja. Nie chcemy jeść na twój rachunek. Lepiej będzie, jak już pójdziemy.
- Pablo, przestań. Kiedy ja będę potrzebował pieniędzy od was, to wierzę, że wy mi wtedy pomożecie tak, jak ja pomagam wam.
- Ale my naprawdę nie potrzebujemy pomocy finansowej. Mamy pieniądze. Po prostu zapomnieliśmy ich wziąć z domu.
- Nigdzie nie idziecie. - zaprotestował. - Kelner! Poproszę trzy zestawy dnia. - krzyknął. - Co chcecie do picia? - zwrócił się do nas, ale nie uzyskał odpowiedzi. - I do tego trzy soki pomarańczowe.
Nie udawało nami się wyjść. Podejmowaliśmy tego próbę chyba z siedem razy, ale nie. Za żadnym nie zostaliśmy wypuszczeni. Nie chodziło o to, że nie chcieliśmy spędzać czasu z Germanem. No dobra, może trochę. Mieliśmy w planach spędzić ten wieczór tylko we dwoje, a tu nagle on stanął nam na drodze. Siedzieliśmy tam jak na szpilkach czekając na najbliższą okazję, aby dać nogę. Nastąpiła ona dopiero około dwie godziny później, kiedy Casttio dostał telefon, że za pół godziny ma spotkanie z Japończykami w drugim końcu miasta. Zapłacił za danie i wyszedł. Razem z moim mężem mieliśmy zamiar zamówić sobie jeszcze po deserze, ale stwierdziliśmy, że to chyba nie najlepszy pomysł, abyśmy tutaj zostali, bo może się zdarzyć, że mój szwagier tutaj powróci i nas tu zobaczy, a tego żeśmy nie chcieli. Ubraliśmy się i wyszliśmy z lokalu idąc przed siebie. Nagle w ogół nas można było poczuć zapach kawy. Rozejrzeliśmy się dookoła i ujrzeliśmy budkę z gorącymi napojami.
- Masz ochotę na coś ciepłego do picia? - zapytał.
- Hmm... - podeszłam do menu. - Gorąca czekolada. Z bitą śmietaną. I czekoladowymi rurkami.
Pablo zaśmiał się pod nosem i wyciągnął portfel z kieszeni. Podszedł do okienka złożył dwa zamówienia, odczekał chwilę i podszedł do mnie z dwoma kubkami. Podał mi mój. Przez rękawiczki poczułam jaki jest ciepły. Wzięłam łyka. To było przepyszne. Czekolada smakowała tak, jak za czasów, gdy byłam małą dziewczynką. Bita śmietana była taka delikatna i z łatwością rozpływała się w ustach. Od razu poczułam, jak zaczyna mi się robić cieplej. Na policzkach wymalowały mi się dwa czerwone rumieńce. Mój mąż ponownie się zaśmiał.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam się.
- Ubrudziłaś się. - odpowiedział.
- Gdzie? - spytałam.
- Tutaj. - wskazał palcem miejsce w okolicach moich ust.
- No gdzie? - powtórzyłam pytanie.
- Tutaj. - odparł i energicznie złączył swoje wargi z moimi.
Zaczął mnie całować. Z jego ust bił smak świeżo zmielonej kawy, a z jego twarzy przyjemne ciepło. Nagle zapomniałam o zimnie, które nas otaczało. Wręcz przeciwnie, zrobiło mi się ciepło, a nawet gorąco. Uśmiechnęłam się.
- Kocham cię. - mruknęłam.
- Ja ciebie też. - pocałował mnie jeszcze raz.
Złapaliśmy się za ręce i zaczęliśmy iść w stronę przystanku autobusowego. Na dworze panował już nastrój świąteczny. Na ulicach świeciły się lampki choinkowe, w oknach domów były gwiazdy, a z niektórych balkonów schodził pluszowy święty Mikołaj. Nagle ulicą przejechał autobus. Mój mąż mocniej chwycił moją dłoń i zaczął biec. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że ucieka nam bus. Próbowaliśmy dać z siebie tyle, ile to tylko możliwe, aby do niego wsiąść. Niestety, nie zdążyliśmy. Odjechał. A już tak niewiele brakowało.
- Sprawdź o której jest następny. - powiedziałam.
Pablo podszedł do rozkładu jazdy i przejechał po nim palcem.
- No i? - spytałam.
- Za dwie i pół godziny. - odparł.
Nie uwierzyłam. Podeszłam do niego i zerknęłam na rozpiskę. Nie kłamał. Nie będę ukrywać, nieco mnie to zdziwiło, ponieważ w naszym mieście transport miejski odjeżdżał średnio co piętnaście, dwadzieścia minut. Maksymalnie pół godziny, nigdy więcej. Co prawda, było już późno, ale prawie trzy godziny do następnego autobusu? To trochę długo.
- Mówiłeś, że pilnujesz czasu. - zaczęłam.
- Bo pilnowałem. Odjechał trzy minuty za wcześnie.
- Trzy minuty? To ty nie wiesz, że na przystanku trzeba czekać co najmniej pięć minut wcześniej, bo nigdy nie wiesz, kiedy coś nadjedzie.
- Dobrze, pomyliłem się! Każdemu się zdarza! Przepraszam, że nie jestem idealny!
- Dwie i pół godziny! - krzyknęłam. - Dwie i pół! Chyba szybciej będzie jak pójdę na pieszo! - zaczęłam iść przed siebie.
- To idź! Powodzenia! Jest ciemno, zimno i niebezpiecznie!
- I tak będę tam przed tobą! Nie licz na to, że ci otworzę!
- Daj znać, ile po drodze zaczepiło cię obcych facetów! O ile, w ogóle wrócisz do domu!
Nie odpowiedziałam. Szłam dalej przed siebie starając się ignorować jego wszelkie uwagi. Minęła dłuższa chwila i usłyszałam jak Pablo mnie woła. Zaczął za mną biec, a ja zaczęłam przed nim uciekać. Chciałam mu pokazać, że dam radę i, że jest w ogromnym błędzie. Jednak on mnie dogonił.
- Angie! Angie, przepraszam, no! Tak mi się powiedziało!
Nie odpowiadałam nic. Zaczęłam dalej iść. Nie miałam zamiaru go słuchać. Chciałam być już w domu, zamknąć przed nim drzwi i położyć się spać w mojej ciepłej sypialni, pod miękką pościelą
- Przecież w życiu nie dałbym cię skrzywdzić! -  krzyknął.
Zatrzymałam się. On do mnie podszedł i spojrzał mi się prosto w oczy. Nie mogłam mu się oprzeć. Jego wzrok mówił więcej niż słowa. Po raz kolejny uległam mu. Nie potrafiłam się na niego długo gniewać. Przytuliłam się do niego mocno. Bardzo mocno. Pocałował mnie w czoło.
- Kiedy patrzę w twe oczy wiem, że kochałem cię przez tysiąc poprzednich żyć...* - mruknął mi na ucho, a następnie mnie objął. - Przepraszam. Wiem, że to co powiedziałem było chamskie, nawet bardzo. Nie myślałem o tym, co mówiłem. Najzwyczajniej w świecie chciałem ci zrobić na złość.
- Ja też chciałabym cię przeprosić. Miałeś rację. Każdemu zdarzy się popełnić błąd. Ja w przeciwieństwie do ciebie popełniłam ich już od groma, a ty mi wszystkie wybaczałeś. Tak po prostu. Dlatego ja nie mam prawa się na ciebie za to gniewać.
- Tak po prostu? Angie, wybaczałem ci, bo cię kocham i nie wyobrażam sobie, co by było, gdybyśmy byli skłóceni. - Jesteś moim światem, z którym życie w wiecznej kłótni nie ma sensu.
Spojrzałam się na niego jeszcze raz. Tym razem widziałam w jego oczach miłość i szczęście. To zawsze sprawiało, że ja również odczuwałam radość. Wtuleni w siebie zaczęliśmy wracać w stronę przystanku. Tak, jego pomysł był lepszy i przede wszystkim bezpieczniejszy. A z resztą, to nie ważne. Nie ważne, gdzie byłam ważne, że byłam tam z nim, bo on sprawiał, że czułam bezgraniczne bezpieczeństwo.

* - fragment "Mil vidas atras".

Hej wszystkim!
Wiem, że to trochę późna pora, ale może komuś z Was umilę początek tygodnia nowym rozdziałem, w którym również Pangie zaczyna odczuwać święta? :D Pomarzyć można! ;)
Chciałam wstawić go wcześniej, ale możecie mi wierzyć, że nauka mną zawładnęła, serio. Skończył się już okres czterech testów dziennie, ale zaczął się czas referatów, które rzekomo mają wpłynąć na oceny semestralne. -.-
No, ale nie ważne! Najważniejsze, że zaraz święta, a co się z tym wiąże? Wolne! A podczas wolnego mam więcej czasu na pisanie i wstawianie rozdziałów! Kto się cieszy?! ^_^

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

2 komentarze:

  1. Jednak udało mi się wytrwać do rozdziału. Ja teraz akurat mam mnóstwo sprawdzianów przed świętami. Mam tylko nadzieję że za dużo nie będzie pozadawane na święta
    Kejla<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wytrwałaś do rozdziału ^_^
      Mnie również trochę ich się nazbierało, ale mam nadzieję, że jakoś dam radę :/
      Będę trzymała za nas kciuki ;)

      Usuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)