wtorek, 29 grudnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 76 - Miłość jest piękna, jeśli jest odwzajemniona

Cześć!
Rozdział 76.
Miłego czytania! <3
- To co Angie? Gotowa na naszą małą wyprawę?
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam uśmiechając się. - A ty? Jesteś gotowy?
- Jak zawsze. - odparł podnosząc kąciki ust.
- W takim razie w drogę. - zarządziłam.
Wyszliśmy z domu i zamknęłam drzwi na klucz, gdyż w środku nikogo nie było. Martina razem z Matyldą były jeszcze na mieście, a Pablo w pracy. Pierwszym miejscem, które chciałam mu pokazać był nasz Park Centralny, który był moim ulubionym zakątkiem w tym mieście. Miałam nadzieję, że poznam go nieco lepiej, ale z jego własnej inicjatywy, bo głupio mi było o to prosić. Ogromnie zależało mi na tym, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej, ale nie potrafiłam się o to wprost spytać.
- No to chyba czas się lepiej poznać. - zaczął. - Opowiesz mi coś o sobie?
- Przecież wszystko już wiesz.
- Wydaje mi się, że nie. Na pewno masz ciekawe życie.
- Naprawdę, nie jest zbytnio interesujące. - powiedziałam. - Ale jeśli mam być szczera bardzo interesuje mnie twoja osoba. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty, o których nie mówiłeś?
- Zależy, co masz na myśli pod słowem "talenty".
- Wszystko co potrafisz zrobić. Każda umiejętność jest talentem. - odparłam.
- No to oprócz tańca i języków potrafię pogrywać trochę na gitarze. Specem nie jestem, ale coś tam wybrzdąkam.
- A zagrałbyś mi coś?
- Przecież nie masz gitary.
- A jeśli ci ją wyczaruję? Wtedy zagrasz?
- Jak ją wyczarujesz specjalnie dla mnie to tak.
- W takim razie, jak będziemy już na miejscu zacznę czarować. - zapewniłam go. - A musisz wiedzieć, że zaraz będziemy, bo jest to tak blisko, jak Studio. - dodałam. - No więc, opowiesz mi coś więcej o sobie?
- A co byś na przykład jeszcze chciała wiedzieć?
- Jeśli możesz o tym mówić, to z chęcią posłuchałabym o twojej żonie. Jak się poznaliście? Jak miała na imię? Ile lat byliście ze sobą? Czy...? - przerwałam nagle. - Chyba, że nie chcesz o tym mówić, to do niczego cię nie zmuszam.
- Po tylu latach przyzwyczaiłem się, że jej już nie ma. - odpowiedział. - Potrafię o tym mówić z dystansem. Miała na imię Gianna.
- Gianna? Jeśli się nie mylę, to włoskie imię.
- Nie mylisz się. Miała na imię Gianna, ponieważ jej ojciec był Włochem. Ona sama była jednak Polką tak, jak jej matka, dlatego też się poznaliśmy. Nie mieszkaliśmy w tych samych częściach kraju. Ja mieszkałem bardziej na północy, a ona na południu. Nie byliśmy w żaden sposób ze sobą powiązani. Poznaliśmy się latem, konkretniej w wakacje, bo w Polsce wakacje mamy latem, podczas zimy panującej w tym czasie w Argentynie, no ale nie ważne. Przyjechaliśmy wtedy oboje do stolicy, na koncert naszego idola. Nie będę mówił ci nazwiska, bo i tak go nie znasz. Było naprawdę gorąco, a kolejka na hale była niewyobrażalnie długa. Nagle jedna z dziewczyn stojących przede mną upadła. Nie byłem obojętny. Podbiegłem do niej. Okazało się, że zemdlała przez zbyt długie przebywanie na słońcu. Jednak na całe szczęście skończyło się to dla niej dobrze i mogła uczestniczyć w koncercie. Mimo, że weszła szybciej ode mnie o dobre pół godziny, a sala była ogromna, to i tak się spotkaliśmy, bo jak się okazało, miała miejsce obok mnie. Od tamtego momentu nie przestawałem o niej myśleć. A gdy na drugi dzień spotkaliśmy się w pociągu wiedzieliśmy już, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Sześć lat później wzięliśmy ślub, a osiem lat później na świecie pojawiła się Matylda. Na początku byłem wściekły. Nie chciałem jej widzieć na oczy, bo obwiniałem ją za śmierć jej matki, a to przecież nie przez nią ona umarła. Gdy wziąłem ją po raz pierwszy na ręce się o tym przekonałem. Wiedziałem, że muszę o nią dbać, bo jest ona skarbem, który Gianna zostawiła mi po sobie i wiedziałem, że moja żona nigdy nie wybaczyłaby mi, gdybym zostawił nasze dziecko.
Słuchając tego nie mogłam wyjść z podziwu. Lucas naprawdę wiele przeszedł, a mimo to nie poddał się. Los nie był wobec niego zbyt łaskawy, ale on potrafił sobie z tym poradzić. Nie wiem, czy potrafiłabym sobie tak dobrze poradzić, jak on.
- A teraz? Masz kogoś czy jesteś sam? - dopiero, gdy powiedziałam to na głos ugryzłam się w język.
- Jestem sam. Nie dlatego, że chcę być wierny Giannie aż po grób. Po prostu nie znalazłem jeszcze osoby, która mogłaby zająć jej miejsce.
- Pablo coś mówił o jakiejś żonie... - znów zbyt późno zrozumiałam, że ponownie wyszłam na wścibską.
- Pewnie słyszał te plotki. - odparł. - Nie jestem zbyt ufnym człowiekiem i zazwyczaj, gdy ktoś się mnie o to pyta odpowiadam z własnej woli, że jestem żonaty. Po za tym mam siostrę, która, gdy przyjeżdża do Niemiec, mieszka u mnie, więc niektórzy z tego wnioskują, że jestem w związku. Nie rozmawiam z ludźmi na ten temat chyba, że zdobyłem już u nich zaufanie.
Z tej wypowiedzi można było wywnioskować, że Lucas mi zaufał. I z tego, co zrozumiałam musiało to był bezgraniczne zaufanie. Z jednej strony niezmiernie mnie to cieszyło, gdyż wiedziałam, że teraz bezproblemowo mogę pytać go o wszystko, a z drugiej strony wiem, że jeśli ktoś komuś za bardzo ufa, to potem łatwo go skrzywdzić, a tego przecież nie chciałam.
- Teraz twoja kolej. Opowiedz mi coś o Pablu. - poprosił.
Już miałam zacząć mówić, gdy nagle zobaczyłam mężczyznę z gitarą. Pomyślałam, że to świetna okazja, aby ją pożyczyć, tym bardziej, że właśnie wchodziliśmy do parku. Złapałam Lucasa za rękę i podbiegłam do faceta z instrumentem.
- Przepraszam! - krzyknęłam, gdy byłam już blisko niego. - Czy byłby pan tak dobry i...
W tamtym momencie zobaczyłam, że owym mężczyzną jest nie kto inny, jak Tom. Z daleka wyglądał na dorosłego, ale młodego chłopaka.
- Tom, to ty. - uśmiechnęłam się. - Przysięgam, że z daleka cię nie poznałam. Cześć.
- Cześć Angie, dzień dobry proszę pana, o co chodzi? - spytał.
- Byłbyś w stanie pożyczyć mi swoją gitarę? Dosłownie na pięć minut.
- Jasne, proszę. - podał mi instrument do ręki. - Weź ją. Jak będę odwiedzał Martinę to ją zabiorę.
- Dzięki wielkie. - odparłam i pożegnałam się z nim. - To co? Zagrasz?
- W takim wypadku nie mam wyjścia. - powiedział pozytywnie zaskoczony.
- Chodź na tamtą ławkę. - wskazałam jedną z wielu.
Podeszliśmy do białej, drewnianej ławki, na której usiedliśmy. Gitarę położyłam na ziemi i wyjęłam z pokrowca. Otworzyłam boczną kieszeń w nadziei, że będzie w niej kostka i rzeczywiście była, a oprócz niej znalazłam tam również tekst i akordy do piosenki. Kostkę podałam Lucasowi, a tekst zaczęłam czytać nieświadomie na głos.
- "Odkąd cię ujrzałem coś we mnie się zmieniło... Cały czas myślę tylko o tobie i nie potrafię przestać... Pragnę, stać się twoim światem..." - westchnęłam.
- Ładne to. Pewnie autorstwa Toma.
- Pewnie tak. - przytaknęłam.
- Widocznie chłopak jest zakochany.
- Jest. - odparłam. - Od kilku dobrych miesięcy chodzi z moją córką.
- Naprawdę? - zdziwił się mój towarzysz. - Nie wiedziałem. Przeczytaj jeszcze jakiś fragment.
- "Jesteśmy z dwóch galaktyk, a ty wpadłaś tu na chwilę. Wiem, że to nie ma sensu, ale chcę cię mieć dla siebie. Zaraz tam powrócisz, ale nic nie musi przepaść jeśli prawdziwa miłość istnieje...".
W tamtym momencie do mnie dotarło. Przecież on i Martina znają się od dawna. Dlaczego coś miało by przepaść? Pierwsze, co wpadło mi do głowy to, że Tom wyjeżdża, ale potem pomyślałam o czymś gorszym. Chłopak mojej córki mógł zakochać się w Matyldzie. Miałam nadzieję, że Lucas jeszcze na to nie wpadł i chciałam jak najszybciej zmienić temat.
- To co? Grasz? - uśmiechnęłam się.
- Jasne. Jakieś specjalne życzenia?
- Brak. - odpowiedziałam. - Zagraj to, co przychodzi ci na myśl.
I co ja teraz zrobię? Nie mam pewności, że ta piosenka jest o córce mojego znajomego, ale o kim innym mogłaby być? Stwierdziłam, że nie będę jeszcze nic mówiła Martinie, a w domu na spokojnie przeanalizuję sobie cały tekst. Mogłabym tak rozmyślać dalej, ale głos mojego towarzysza wyrwał mnie z rozmyśleń. Zaczął on grać piosenkę jednego z naszych byłych uczniów - Tomasa. "Poczekam, bo nauczyłaś mnie, jak teraz żyć... Pójdę z tobą dlatego, że chcę dać ci mój świat... Będę czekać aż do mnie powrócisz... I zrobię wszystko, żeby znów cię widzieć..."*. Słuchałam go z ogromnym przejęciem. Jego głos był naprawdę melodyjny... Idealnie pasował do tej piosenki, nie wspominając już o tym, jak cudownie grał... Jego palce z ogromną precyzją i delikatnością dotykały każdej struny... Gdy zakończył czułam, że chcę więcej. Chcę więcej go słuchać i móc delektować się jego głosem.
- Bardzo było źle? - spytał po chwili. - Pomijając mój śpiew, który jest okropny.
- Co ty wygadujesz?! Pięknie śpiewasz! A co do gitary to... chyba nie słyszałam jeszcze nikogo, kto by tak grał...
- Dlaczego usiedliśmy akurat na tej ławce? - zapytał. - Po drodze było z piętnaście innych.
- To jest dla mnie naprawdę wyjątkowe miejsce. - odparłam.
- Niech zgadnę. To tutaj poznałaś miłość swojego życia.
Przytaknęłam. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale ogromnie zachciało mi się płakać. Przecież nie miałam do tego powodu... Byłam szczęśliwa, więc co miałoby być powodem moich łez? Czyżbym nieświadomie myślała o historii miłosnej Lucasa? Bo nic innego nie przychodziło mi wtedy do głowy.
- Miłość... - zaczął mój towarzysz. - Miłość jest piękna, jeśli jest odwzajemniona, bo jeśli nie jest potrafi być okrutna i bezlitosna...
Spojrzałam na niego nieśmiało. Przyznam, że zaczęło się robić bardzo intymnie, ale nie przeszkadzało mi to. Wzięłam głęboki wdech i nieco się otrząsnęłam.
- Idziemy dalej? - zaproponowałam unosząc kąciki ust.
- Oczywiście, tylko spakuję gitarę. - odpowiedział.
Chwilę później instrument był już w pokrowcu i niesiony był przez Lucasa. Teraz szliśmy do fontanny, która znajdowała się w samym środku parku. Idąc tam cały czas myślałam o tym co przytrafiło się mojemu towarzyszowi. Każdy przecież ma prawo do miłości. Dlaczego on nie może zakochać się ponownie? Dlaczego nie mógłby się zacząć z kimś spotykać i przestać myśleć o swojej zmarłej żonie? Dlaczego musiał zostać tak okrutnie potraktowany przez los? Dopóki go nie poznałam sądziłam, że moje życie nie jest idealnie, albo że to German ma najgorzej, ale nie. Casttio przynajmniej ułożył sobie życie mniej więcej tak, jak chciał i jest szczęśliwy. Lucas też. Ale nie powiedziałabym, że jego życie jest poukładane, bo jeśli jest w nim wielka luka, to dopóki jej nie zapełni, zawsze będzie panował w nim harmider.

* - polska wersja "Te esperare" by Sharon.

Cześć wszystkim! Jak Wam się podobał rozdział? Chyba nie był zły ^_^
Tak, jak mówiłam, udało mi się go wstawić jeszcze przed Nowym Rokiem, a kto wie, może next również pojawi się jeszcze przed 1 stycznia? :D
Oczywiście, nic nie obiecuję, ale kto wie, jak to będzie ;)

Do zobaczenia już niebawem! :*
bloggerka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)