niedziela, 27 grudnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 75 - Niezły z ciebie poliglota

Dzień dobry! <3
Zapraszam na rozdział 75.
- Kochanie widziałaś mój żel do włosów? - spytał Pablo wchodząc do sypialni.
- A nie stoi na twojej półce? Ostatnio go tam widziałam. - odpowiedziałam.
- No właśnie nie stoi. Pierwsze co tam sprawdzałem.
- A gdzie jeszcze patrzyłeś?
- W szafce, pod prysznicem, na lusterku...
- A na dole w łazience?
- Nie znoszę nigdy go na dół, bo zawsze układam włosy na górze.
- Przecież ostatnio czesałeś się na dole.
- Ale na drugi dzień zabrałem go na górę.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Lepiej przejdź się i zobacz.
- Dobrze, ale chodź ze mną, bo inaczej mi nie uwierzysz.
- Okej. - odparłam i wstałam z łóżka.
Wyszliśmy z pokoju i zaczęliśmy schodzić po schodach. Chwilę później znaleźliśmy się w ubikacji na dole. Podeszłam do zlewu, na którym leżał pojemnik z żelem do modelowania włosów. Wzięłam go do ręki i pomachałam nim przed oczami mojego męża.
- Na pewno nie ma go na dole?
- Oj tam, oj tam.. - wyciągnął rękę i chciał to ode mnie wziąć, lecz szybko zabrałam rękę.
- Nie na tak łatwo. Musisz ładnie poprosić.
- Proszę. - uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko.
- Jeszcze ładniej...
- Bardzo ładnie proszę... - powiedział podchodząc do mnie bliżej.
- Ładniej...
- Bardzo, bardzo ładnie proszę... - odrzekł przyciągając mnie ku sobie.
- Chyba czegoś mi tutaj brakuje... - szepnęłam mu na ucho.
- A czego?
- Sam powinieneś się domyślić...
- Hmm... - mruknął.
Przysunął mnie do siebie bliżej i rękoma oplótł mnie w pasie. Uśmiechnęłam się do niego słodko.
- To wystarczy? - zapytał.
- W sensie co?
- Sama już dobrze wiesz... - jego usta zaczęły zbliżać się do moich.
Już mieliśmy się pocałować, gdy nagle usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Chciałam to zignorować i miałam nadzieję, że mój mąż również tak zrobi. Do pewnego momentu nam to wychodziło, ale z każdą chwilą, gdy wołanie się nasilało, nie dało się tego nie słyszeć.
- Idź. - powiedział Pablo. - Pewnie to jest ważne. - niechętnie na niego spojrzałam. - No idź. Dokończymy później. - posmutniałam. - Obiecuję. Wieczorem. I nikt, ani nic nam wtedy nie przeszkodzi.
Zerknęłam na niego z wyrzutem. Oddałam mu pudełko z żelem i wyszłam z łazienki. Akurat wtedy ze schodów schodził Lucas.
- Angie, cały czas cię szukam.
- Wiem, słyszałam. Byłam w łazience.
- Och, przepraszam. - zawstydził się.
- Nic się nie stało. - zapewniałam. - O co chodzi?
- Mam do ciebie pewną sprawę. - zaczął. - Matylda dzisiaj razem z twoją córką i jej koleżankami wychodzą na miasto. No wiesz, będą łazić po sklepach, pewnie pójdą na jakąś pizzę, więc tak pomyślałem, że może i znalazłabyś dla mnie jakąś godzinkę, dwie wieczorem i pokazałabyś mi trochę Buenos Aires? Wiem, że to jest bardzo duże miasto i całego nie zwiedzę, ale bardzo bym chciał poznać jego chociażby najmniejszą część.
- Wieczorem? A którą godzinę konkretnie masz na myśli?
- Zależy od ciebie. Pracę kończę o trzeciej, więc nie wcześniej niż koło czwartej.
- W takim razie umówmy się na piątą, dobrze? I najlepiej, żebyśmy przed ósmą wrócili do domu.
- Jesteś z kimś umówiona? - spytał podejrzliwie.
- Nie, nie... - odparłam. - Po prostu chciałabym się wyspać, a będę musiała jeszcze posprawdzać na jutro kilka klasówek i kartkówek, a przy tym też jest trochę pracy. Jako nauczyciel pewnie sam doskonale to rozumiesz.
- W takim razie może sobie darujmy? Innym razem pójdziemy. - zaproponował.
- Nie. Z wielką przyjemnością się z tobą przejdę i przy okazji więcej się o sobie dowiemy. - uśmiechnęłam się. - Pokażę ci moje ulubione miejsca w tym mieście, a ty poopowiadasz mi trochę o Niemczech i Polsce. Co ty na to?
- Bardzo chętnie. - odpowiedział. - O której zaczynasz dzisiaj zajęcia?
- Za pół godziny.
- W takim razie przejdziemy się razem? Chyba, że nie masz ochoty.
- Jasne, że mam. Wezmę tylko torbę i możemy iść.
Zaczęłam się zastanawiać, gdzie mogłam ją odłożyć, lecz nie mogłam sobie przypomnieć. Pomyślałam, że może mój mąż ją widział i podpowie mi, gdzie ją zostawiłam. Ponownie posłałam uśmiech Lucasowi, a następnie wróciłam do łazienki.
- Kochanie, widziałeś moją torbę? - zapytałam.
- Tutaj. - podał mi ją do ręki. - Nie pytaj, bo ja też nie wiem, jak ona się tu znalazła.
- Dzięki. Lecę już do pracy.
- A co z naszym gościem?
- Idzie ze mną, bo tak się złożyło, że zaczynamy razem. - odpowiedziałam. - Cześć. - pożegnałam się dając mu buziaka w policzek. - Kocham cię.
- Ja ciebie również. Miłej pracy. - powiedział, gdy opuszczałam pomieszczenie.
Wyszłam na korytarz, na którym czekał już na mnie Lucas. Przekazałam mu, że jestem już gotowa do wyjścia.i ruszyliśmy w drogę. Mimo, iż do Studia z naszego domu było raptem piętnaście minut drogi pieszo, to nie chciałam, aby ta droga upłynęła nam w ciszy. Wydawało mi się, że znalezienie wspólnego tematu będzie czymś nieosiągalnie trudnym, ale pomyliłam się. Tak naprawdę było wiele rzeczy, o których mogliśmy porozmawiać, a na dodatek, nie potrzebnie się tym stresowałam, gdyż on sam zaczął rozmowę.
- Wiesz, kiedy mieszkałem w Polsce, marzyło mi się wyjechać do Ameryki Łacińskiej, ale z wiekiem to marzenie przestawało być dla mnie istotne. Teraz, kiedy tutaj jestem nie mogę w to do końca uwierzyć. Zupełnie jak moja córka. Może nie pokazuję tego tak bardzo jak ona, ale ja również jestem naprawdę wdzięczny Pablo, że mogłem się tu zjawić.
- Polska i Niemcy pewnie ogromnie różnią się od Argentyny, prawda?
- Czy ja wiem? Za mało jeszcze widziałem, żeby to określić, ale mogę na pewno potwierdzić, że tutaj jest o wiele cieplej niż w Europie. U was cały czas jest lato, a u nas bywa różnie.
- Jeśli mam być z tobą szczera to nie mogę się nadziwić, że potrafisz mówić w tylu językach. Angielski i hiszpański są w miarę proste, niemiecki jest taki sobie, ale polski! No z tym to zaskoczyłeś chyba nas wszystkich!
- Jest on dla mnie prosty, ale to tylko dlatego, że urodziłem się, dorastałem i mieszkałem w kraju, gdzie jest to język narodowy. Mimo to przyznam, że nie należy on do najłatwiejszych.
- A nauczyłbyś mnie czegoś po polsku?
- Oczywiście, ale czego na przykład?
- No na przykład, jak będzie po polsku "Español"?
- "Hiszpański".
- Jak? "Hispaniski"?
- "Hiszpański".
- "Hiszpański"?
- Tak. Ładnie ci to wyszło.
- A "Hola, yo soy Angie"?
- "Cześć, jestem Angie".
- Słucham? "Cejści, jestem Angie", dobrze?
- No prawie. Zamiast "cześć" możesz powiedzieć "hej". To prawie to samo.
- "Hej, jestem Angie". - powtórzyłam. - A jak powiedzieć "Me gusta"?
- "Lubię"
- "Lubię Lucas". - powiedziałam. - Poprawnie? - zapytałam.
- Prawie. W języku polskim odmienia się imiona i w tym przypadku powiesz "Lubię Lucasa", ale to taki mały błąd, więc się nim nie przejmuj.
- To mam już ostatnie pytanie, mogę? - spytałam, a on uśmiechnął się w odpowiedzi. - Jak będzie.po polsku "Te amo" i "Yo también"?
Pomyślałam, że to warto zapamiętać. Kiedyś może zaskoczę tym mojego męża.
- "Kocham cię" i "Ja ciebie też". - odparł. - A co? Zamierzasz wyznawać miłość? Jakiemuś Polakowi? - zaśmiał się.
- No kto wie... - śmiałam się razem z nim. - Na razie mi się na to nie zbiera, ale może za jakiś czas jakiś Polak tak zaskoczy mnie swoją osobą, że nawet opanuję dla niego ten język?
- Musiałby ci na serio namieszać w głowie.
- Jestem typem człowieka, który jest skłonny do wielu poświęceń dla miłości. - powiedziałam nieśmiało.
- Naprawdę? - odparł zdziwiony. - Nie wiedziałem...
- Z tego co mi wiadomo, to jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
- W takim razie, chyba będzie trzeba to nadrobić. - kąciki ust mu się uniosły.
Przez całą drogę do szkoły rozmawialiśmy o języku polskim, który, odkąd on razem ze swoją córką pojawili się w Studio, zaczął być bardzo popularny. Mogę się przyznać, że nie nauczyłam się zbyt wielu słówek, ale niektóre zapamiętałam. Nie przeczuwałam, że kiedykolwiek spotkam człowieka, który potrafi mówić w tak trudnym języku i na dodatek, że sprawi, iż zacznę się interesować jego krajem.
- Dziękuję za tę lekcję polskiego. - powiedziałam, gdy doszliśmy pod budynek Studia. - Pewnie nie zapamiętam z tego zbyt wiele, ale i tak dzięki.
- Nie ma sprawy. Przyjemność po mojej stronie.
- Co prawda, nie znam zbyt wielu języków, bo tylko hiszpański i angielski, ale jakbyś potrzebował kiedyś pomocy z jednym z nich to polecam się na przyszłość. - uśmiechnęłam się. - Albo jeśli w jakikolwiek inny sposób będę mogła ci pomóc, to mów.
- Dzięki, zapamiętam. - odparł.
- W ogóle nie zdążyłam jeszcze pochwalić twojego hiszpańskiego. Naprawdę dobrze mówisz. Matylda z resztą też.
- Staramy się jak możemy. Z resztą jest to bardzo ładny język i nie było większych problemów z jego nauką.
- A który język najgorzej ci wchodził?
- Pomijając polski, bo to właśnie w tym języku uczyłem się innych, to chyba niemiecki. Jest on nieprzyjemny dla ucha, a niektóre słówka naprawdę odstraszają.
- Tutaj się z tobą zgodzę. Nigdy nie zapomnę jak długo musiałam je wkuwać.
- Tak, niektóre słówka, szczególnie te długie, są okropne. Na przykład "Leidenschaft" nie równa się hiszpańskiemu tłumaczeniu, "pasión".
- A po polsku?
- "Pasja"
- No, przyzna ci rację. W tych językach brzmi to lepiej niż w niemieckim.
- Chyba w każdym brzmi to lepiej. Po angielsku "passion" rosyjsku "strast"...
- Znasz rosyjski? - zapytałam zdziwiona.
- Trochę się go uczyłem. - odparł zawstydzony.
- Znasz jeszcze jakiś język oprócz polskiego, niemieckiego, hiszpańskiego, angielskiego i rosyjskiego?
- Włoski, ale tylko tak odrobinę.
- Wow. - zdziwiłam się. - Niezły z ciebie poliglota.
- Przestań, bo jeszcze się zarumienię. - uśmiechnął się.
Kontynuując naszą rozmowę weszliśmy do pokoju nauczycielskiego. Byliśmy tak pochłonięci rozmową na temat umiejętności językowych Lucasa, że nawet nie zauważyliśmy siedzącego tam Beto. Dopiero dzwonek przerwał naszą pogawędkę. Wzięliśmy dzienniki grupy, z którą mięliśmy teraz lekcję, pożegnaliśmy się i poszliśmy w stronę odpowiedniej sali. Muszę przyznać, że nasz niemiecko-polski gość był naprawdę interesującym człowiekiem. Był on zapisaną po brzegi książką, której każda następna strona wciągała coraz bardziej i bardziej, i coraz ciężej było przestawać ją czytać. Chciałam odkryć jego historię, bo wiedziałam, że jest naprawdę pasjonująca. Szkoda tylko, że miałam na to już niecały tydzień.

Cześć i czołem, kluski z rosołem! Witam wszystkich bardzo serdecznie! :)
Jak tam się macie po świętach? Ile przytyliście? Ja się przyznam, że nie wchodziłam na wagę i wolę tego nie robić :D
Jak dla mnie święta trwają zdecydowanie za krótko. Ledwo się zaczęły, a już się skończyły :/
Wiem, że rozdział jest tak naprawdę o niczym, ale mimo to chyba bardzo zły nie jest. Tak mi się wydaje ;)
Wydaje mi się, że zobaczymy się jeszcze przed Nowym Rokiem, ale nic nie obiecuję ^_^

Besos, kusse, kisses, buziaki, czy kto co tam woli! :*
bloggerka

2 komentarze:

  1. Ja tam nic nie utyłam 😃 Super rozdział 😉
    Kejla <3

    OdpowiedzUsuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)