"Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy,
dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory...
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich,
dzień, który już, każdy z nas zna od kołyski..."
- Nie rozumiem, o co ci chodzi? Przecież co roku spędzamy święta u Germana i jakoś nigdy ci to nie przeszkadzało, a teraz raptem przeszkadza!?dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory...
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich,
dzień, który już, każdy z nas zna od kołyski..."
- No, patrz! Jednak wszystko rozumiesz! - odpowiedział. - Nie możemy zostać w domu?
- Teraz jest już za późno! Wszyscy na nas czekają! Nie możemy sobie tak po prostu nie przyjść!
- To zadzwoń i oznajm im, że się nie pojawimy.
- Nie rozumiesz, że tak nie wypada? Po za tym, chcesz spędzić Wigilię tutaj? Bez dwunastu potraw, bez rodziny, prezentów?
- Przecież damy radę coś na szybko zorganizować.
- Chyba się nieco przeliczyłeś, bo nie jestem w stanie stworzyć czegoś z niczego. Sklepy są pozamykane, a u nas w lodówce pusto. - trzymałam się mocno mojego zdania. - A z resztą po co w ogóle ta kłótnia? Idziemy do Casttio i koniec kropka!
- W takim razie same sobie idźcie! Ja nie mam ochoty tam być i znowu sztucznie się uśmiechać i udawać, że się dobrze bawię! - krzyknął, a następnie wyszedł trzaskając drzwiami.
W naszym związku od jakiegoś czasu się nie układało. Nie było dnia bez kłótni. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam w rozmowie z nim powstrzymać swoich złych emocji. Nie potrafiliśmy porozmawiać normalnie. Każda rozmowa kończyła się krzykami i wytykaniem sobie błędów, a najgorsze jest to, że to wszystko musiała znosić nasza córka, która przez to bardzo cierpiała, ale nie działo się to z jej winy.
- Mamo... - usłyszałam.
Obróciłam się do tyłu. Na schodach stała Martina, która najprawdopodobniej była świadkiem naszej kolejnej sprzeczki.
- Idź się już przebierz. Zaraz wychodzimy. - powiedziałam przecierając łzy z policzków.
- A co z tatą?
- Tata... - zastanawiałam się przez chwilę, co mogę jej odpowiedzieć. - Nie idzie.
- Ale...
- Kochanie, idź się przygotuj. Za dziesięć minut na dole, dobrze? - uśmiechnęłam się do niej.
- Dobrze. - odpowiedziała i pobiegła do łazienki.
Ja rówinież ruszyłam w stronę toalety, lecz tej na dole. Zamknęłam się w niej. Podeszłam do lustra i zaczęłam malować rzęsy. Jednak po dwóch pociągnięciach z oczu zaczęły lecieć mi łzy. Nie potrafiłam ich zatrzymać. Usiadłam na podłodze, skuliłam się, schowałam głowę w kolanach i zaczęłam płakać. Starałam się robić to po cichu. Nie wiem, czy mi się to udało, ale chyba tak, skoro moja córka na to nie reagowała. Albo słyszała, ale wolała zostawić mnie samą. Tak też mogło być. Jednak nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Mamo, jestem już gotowa. Za ile jedziemy?
- Już, za moment. - odpowiedziałam. - Mogłabyś zanieść prezenty do samochodu?
- Jasne. - odparła. - Tylko się pośpiesz, żebyśmy się nie spóźniły.
- Dobrze, dobrze... Zaraz wyjdę.
Wstałam energicznie z podłogi i przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam okropnie, a musiałam coś z tym szybko zrobić. Przemyłam twarz wodą i wszystko bez problemów zniknęło. Posmarowałam szybko usta czerwoną szminką, a rzęsy ponownie pomalowałam. Zrzuciłam z siebie bluzkę wraz ze spodniami i założyłam sukienkę, która była idealna na wigilijny obiad. Była ona obcisła, do połowy uda, w kolorze czerwonym. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że mocniejszy makijaż nie zaszkodzi. Bardziej podkreśliłam oczy i usta. Czułam się piękna, ale czegoś mi brakowało i doskonale wiedziałam czego. Brakowało mi słów mojego męża, które zawsze powtarzał mi przed wyjściem - "Najdroższa, wyglądasz przepięknie", następnie jego delikatnego pocałunku w usta. Westchnęłam ciężko. Poprawiłam jeszcze ręką włosy i wyszłam z łazienki. Sięgnęłam z szafy szpilki i zaczęłam je zakładać.
- Łał, mamo... Wyglądasz... - usłyszałam.
- Chyba spotykam się nie z tą Galindo co powinienem.*
- Tom! - szepnęła mu na ucho moja córka.
- Dziękuję. - podniosłam wzrok.
W drzwiach stała Martina w objęciach Toma. Razem wyglądali uroczo. Pasowali do siebie.
- Wy też wyglądacie całkiem, całkiem... - zaśmiałam się. - To co? Gotowi?
- Oczywiście. - rzuciła moja córka.
- Jak najbardziej. - odparł jej chłopak. - A co z Pablem?
W tamtym momencie zobaczyłam, jak nastolatka kopie swojego towarzysza w nogę. Widocznie nie poinformowała go jeszcze o tym, co się wydarzyło. Może to i lepiej? Przynajmniej mam pewność, że nie powiedziała mu tego, czego ja bym nie chciała, żeby wiedział.
- Ym... Taty nie będzie. - odpowiedziała za mnie. - Nie pytaj dlaczego.
Widziałam, że nieco się speszył i nie za bardzo wiedział co powiedzieć. Nie chciałam, żeby wpadł w zakłopotanie.
- Chodźcie już do samochodu. - zarządziłam. - Zaniosłaś wszystkie prezenty?
- Tak. Wszystko już jest w aucie. Możemy jechać.
- A jedzenie?
- Też tam jest. Jedźmy już.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Otworzył nam German, który powitał nas bardzo ciepło. Weszliśmy do środka, gdzie byli już wszyscy. Przywitaliśmy się. Martina wraz z Tomem położyli prezenty pod choinką, a dania, które przygotowałam zaniosłam do kuchni i zaczęłam je wykładać na talerze. Chwilę później pojawił się mój szwagier.
- Pomóc ci? - spytał.
- Mógłbyś przełożyć to do tej miski? - poprosiłam. - Tylko delikatnie.
Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Gdyby nie odgłosy sztućców obijających się o szklane naczynia i rozmowy z salonu byłoby zupełnie cicho. Jednak wiedziałam, że zaraz się to zmieni i nie pomyliłam się.
- Nie przyjdzie? - zapytał mąż mojej zmarłej siostry.
- Nie. - odparłam z uśmiechem tak, jakby mnie to w ogóle nie obchodziło.
- Pokłóciliście się znowu?
- Tak. - starałam się nie zmieniać wyrazu twarzy.
- Chcesz o tym pogadać?
- German... - zaczęłam. - Chciałabym, ale nie teraz. Nie chcę sobie i wam psuć wieczoru naszymi problemami. Obiecuję, że później się do ciebie zgłoszę, dobrze? - uśmiechnęłam się do niego, lecz tym razem szczerze.
- Trzymam cię za słowo. - odparł i zaczął nosić potrawy.
Kiedy wszystko co przyniosłam znalazło się na wigilijnym stole wszyscy zebraliśmy się w okół niego. Zaproponowałam, że może już zaczniemy, ale Casttio powiedział, że musi jeszcze coś załatwić. Poszedł na piętro, najprawdopodobniej do pokoju z rzeczami Marii. Pierwsze co pomyślałam, to że ukrywał tam prezenty i jednego z nich zapomniał zabrać. Stałam sztucznie uśmiechnięta pomiędzy innymi. Nie było pytań o mojego męża. Pewnie moja córka już im wszystko streściła, ale to i lepiej. Przynajmniej nie musiałam tego powtarzać po raz kolejny. Kiedy mój szwagier wrócił do salonu stwierdził, że koniecznie musi ze mną porozmawiać i poprosił, żebym poszła z nim do jego gabinetu. Niechętnie zgodziłam się, bo wiedziałam o czym chce gadać. Weszłam do środka i z wyrzutem na niego spojrzałam.
- O co ci chodzi? Przecież o coś cię prosiłam. - zaczęłam. - Mówiłam, że później.
- Dobrze, ale to nie o to chodzi.
- A o co?
- Bo jest taka sprawa, że... że...
- O co chodzi? Czy to coś poważnego? - spytałam, gdy zobaczyłam przerażenie w jego oczach.
- Nie. Znaczy, chyba nie.
- W takim razie co?
- No, bo... To taka trochę wstydliwa sprawa.
- Nie wstydź się. Wiesz doskonale, że mnie możesz powiedzieć wszystko. - złapałam go za ręce. - Chyba mi ufasz, prawda?
- Jasne oczywiście, że ci ufam. - przytaknął. - Chodzi o to, że... - nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć. - zaproponował German. - Zaczekaj tu na mnie.
W jego oczach widoczna była ulga. Czyżby to, co było za drzwiami miało w jakikolwiek możliwy sposób pomóc mu uporać się z tą "wstydliwą sprawą"? Zgodnie z prośbą mojego szwagra zostałam w jego gabinecie. Zaczęłam się rozglądać dookoła. Mimo, że byłam w tym pokoju już kilkaset razy, to za każdym razem coś się w nim zmieniało, na przykład, tego dnia na biurku stała mała choinka, a półki były obwieszone łańcuchami. Podeszłam do jednej z nich. Stała na niej masa fotografii. Na jednej z nich byłam ja razem z moim mężem, siostrzenicą i szwagrem. Zostało ono zrobione w Sewilli po występie dzieciaków. Pamiętam doskonale, że to był ostatni występ Violetty ze Studia, bo właśnie nim zakończyła naukę w naszej szkole. Przyglądałam się zdjęciu, gdy nagle usłyszałam, że do pomieszczenia ponownie wchodzi German. Ku mojemu zaskoczeniu, nie był sam. Zaraz za nim szedł Pablo.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam.
- German mnie zaprosił, ale mówił, że ciebie nie będzie.
- Mnie by tu miało nie być? Prędzej ciebie by tu brakowało niż mnie.
Oboje obrzuciliśmy mojego szwagra spojrzeniami. Na jego twarzy widniał wielki uśmiech, który mógł nam zdradzić, że to wszystko było specjalnie zaplanowane i to na dodatek przez niego.
- Nikt w taki dzień nie powinien być samotny. Jeśli się nie mylę, Pablo od jakiegoś czasu jest członkiem naszej rodziny, więc ma prawo tutaj być. A teraz powinniście sobie coś wyjaśnić, więc zostawię was samych. - powiedział wychodząc z pomieszczenia.
- Ja nie mam ci nic do powiedzenia. - powiedział.
- Ja również. - odparł.
Podeszłam do drzwi. Już chciałam wyjść, gdy nacisnęłam na klamkę i okazało się, że są zamknięte. Dla pewności jeszcze kilka razy szarpnęłam za nią, lecz bez skutku.
- Drzwi są zamknięte. - powiedziałam.
- Jasne... zamknięte. - powtórzył. - Po prostu nie umiesz ich otworzyć. Po tylu latach mieszkania w tym domu jeszcze się tego nie nauczyłaś? - zapytał.
Podszedł do mnie i spróbował je otworzyć, aczkolwiek jemu również się to nie udało.
- I co? Też ci to nie wychodzi. - uśmiechnęłam się chamsko.
- Nie komentuj, dobrze? - zdenerwował się. - Po co ja tu przychodziłem? Powinienem wiedzieć, że ty zawsze będziesz trzymać się Germana i teraz też się tu pojawisz!
- Ja przynajmniej mam jakąś rodzinę, z którą mogę spędzać czas!
- Jeśli się nie mylę, to my nadal jesteśmy rodziną. - powiedział nieco spokojniej.
- Ale co mi po takim mężu, z którym cały czas się kłócę? Nie pamiętam, kiedy ostatnio mieliśmy okazję normalnie porozmawiać, bez krzyków i wytykania sobie błędów.
- A myślisz, że ja pamiętam? Kiedyś wszystko wyglądało inaczej. Byliśmy bliżej, nie kłóciliśmy się i darzyliśmy się miłością.
- Myślisz, że już cię nią nie darzę?
- Od kilku miesięcy mam takie wrażenie. Z resztą przyznam, że ja ostatnio też przestałem to pokazywać.
- Może czas to naprawić? - zaproponowałam.
- Może. - odpowiedział podchodząc do mnie bliżej, złapał mnie za rękę i położył ją na swojej klatce piersiowej. - Pamiętasz?
Zapadła cisza, abym mogła się wsłuchać w bicie jego serca. Biło ono głośno i dość wyraźnie. Spojrzałam mu w oczy. Po raz pierwszy, od bardzo dawna nie widziałam w nich złości i gniewu. Nasze usta zaczęły się do siebie zbliżać. Były coraz bliżej i bliżej, gdy nagle złączyły się w wspólnym pocałunku. Dopiero wtedy do mnie dotarło, jak bardzo mi tego brakowało. Jak bardzo potrzebowałam jego czułości i dotyku. Po prostu potrzebowałam go koło siebie. Gdy nasz nieco odsunęliśmy się od siebie uśmiechnęłam się.
- Zerknij w górę. - mruknął cicho.
Nad nami wisiała jemioła. Przypadek? A może wisiała tam celowo? Nie wiem, ale wiem, że naprawdę się przydała.
- Kocham cię. - powiedziałam.
- Ja ciebie też. - odpowiedział przytulając mnie do siebie mocno. - Wesołych świąt najdroższa. - pocałował mnie w głowę.
- Wesołych świąt. - odparłam.
Nagle drzwi od gabinetu Germana otworzyły się, a pojawił się w nich mój szwagier.
- Już wszyscy szczęśliwi? - uśmiechnął się. - W takim razie dołączcie do nas.
Zerknęłam na mojego męża i wyszliśmy z pomieszczenia trzymając się za ręce. W salonie zebrała się już cała rodzina, Violetta wraz z Diego i Facundo oraz Martina z Tomem.
- Dzień dobry wszystkim. - przywitał się Pablo. - Wesołych świąt.
- Skoro już się wszyscy zebrali, najwyższy czas zaczynać. - zarządził mój szwagier podnosząc ze stołu talerzyk.
German podszedł z nim do każdego. Wzięliśmy sobie z niego po kawałek świątecznego wafla i zaczęliśmy do siebie podchodzić. Pierwszą osobą, z którą zamieniłam kilka słów była moja siostrzenica.
- Czego ja ci mogę życzyć Vilu? Masz wszystko, czego tak naprawdę potrzebujesz. Kochającego męża, mądrego i dobrego syna oraz talent wraz z karierą. Pozostaje mi tylko życzyć ci zdrowia i szczęścia. Niech nigdy nie zabraknie uśmiechu na twojej twarzy, ani miłości w twoim sercu.
- Dziękuję Angie. - odpowiedziała. - A ja chciałabym, abyś już nigdy nie kłóciła się z Pablo, żebyś spędziła z nim resztę życia w szczęściu i zdrowiu. Bądź dalej taką, jaką jesteś, bo jesteś naprawdę cudowną osobą.
- Dziękuję. - odparłam.
Przełamałyśmy się opłatkiem i uściskałyśmy. Następną osobą był jej mąż, później Facundo, Tom, Martina, German, a na samym końcu Pablo. Chyba nie wypadło tak celowo. A może? Chciałam do niego podejść wcześniej, ale zawsze rozmawiał z kimś innym...
- Nareszcie. - uśmiechnął się. - Czego mógłbym ci życzyć? Mogę życzyć ci szczęścia, zdrowia, miłości, ale tego wszystkiego życzyli ci już inni. Chciałbym, żeby moje życzenia były wyjątkowe.
Z każdą chwilą, gdy go coraz to dłużej słuchałam do oczu napływało mi coraz więcej łez. Nie tylko dlatego, że to co mówił było przepiękne, ale również dlatego, że w końcu poczułam prawdziwą radość. Byliśmy w końcu razem, a miłość, która nas złączyła, nareszcie powróciła.
- Już płaczesz? Jeszcze nie zdążyłem powiedzieć tego, do czego tak właściwie zmierzam. - zaśmiał się.
- Nie musisz mi składać życzeń. Wystarczy mi to, że przy mnie jesteś.
Wtedy on przytulił mnie do siebie mocno tak, jak tego potrzebowałam. Rozpłakałam mu się w ramionach jak malutkie dziecko. Ukryłam twarz w jego koszuli i szlochałam w nią bez opamiętania.
- Już wszyscy złożyli sobie życzenia? W takim razie czas na kolędę! - byłam tak zapłakana, że nawet nie wiem, kto to powiedział.
Nagle rozległa się melodia "Noche de paz"**, którą mój szwagier grał na pianinie. Odsunęłam się nieco od mojego męża, przetarłam oczy i złapałam go za rękę. W taki sposób podeszliśmy do reszty i dołączyliśmy się do śpiewania. "Noche de paz, noche de amor, todo duerme en derredor... Sólo velan en la oscuridad, los pastores que en el campo están... Y la estrella de Belén, y la estrella de Belén..."***. Po skończonej piosence zaczęliśmy sobie być brawo. Usiedliśmy wszyscy do stołu i zaczęliśmy objadać się przepysznymi potrawami przygotowanymi przeze mnie, jak i przez Violettę. Resztę Wigilii spędziliśmy rozmawiając o wszystkim co nam przyszło na myśl i na cieszeniu się z prezentów. Mogę tamten dzień uznać za jeden z lepszych, gdyż wtedy odzyskałam moją miłość, której naprawdę potrzebowałam.
* - tekst pożyczony z filmu "Listy do M. 2"
** - hiszpański odpowiednik naszej "Cichej nocy".
*** - "Cicha noc, święta noc, wszystko wokół śpi... Tylko obserwuj w ciemności, pasterze w polu są... I gwiazda betlejemska, i gwiazda betlejemska..."
Na początku chciałabym zaznaczyć, że w Argentynie zwyczaje są nieco inne niż w Polsce, lecz ja nie za bardzo się w nich orientuję dlatego też, opisałam ich Wigilię tak, jak naszą polską.
Mam nadzieję, że taka świąteczna jednorazówka Wam się podobała :)
Nie jest ona perfekcyjna, ale myślę, że jakaś bardzo zła też nie jest.
Za wszelkie błędy przepraszam - wstawiam ją dosłownie 15 minut przed Wigilią, więc ;D
FELIZ NAVIDAD!
Chciałabym Wam wszystkich ciepłych, rodzinnych i przede wszystkim wesołych świąt, wielu prezentów pod choinką, szczęścia, zdrowa, dobrych ocen, prawdziwych przyjaciół i spełnienia wszystkich, wszystkich marzeń <3
Nie jestem zbyt dobra w składaniu życzeń, ale podobno liczy się gest :)
Wesołych świąt i do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka
dziękuję. Chciałabym ci życzyć wielu radosnych chwil o szczęśliwego żywota i abyś nadal pisała takie cudowne rozdziały
OdpowiedzUsuńKejla <3
Dziękuję bardzo <3
Usuń