niedziela, 31 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 83 - Jak się tutaj znalazłam?

Buenas tardes a todos!
Zapraszam na rozdział 83! :)
- Co jej jest?! - krzyczał zdenerwowany Pablo.
- Nie mam pojęcia, nie wiem! Tańczyła razem z nami i nagle upadła!
***
- To na pewno moja wina! To ja ją namawiałem do tego, żeby z nami potańczyła. Gdybym tylko wiedział, że to się skończy w ten sposób nawet bym mi to przez myśl nie przeszło!
- Nie obwiniaj się o to. Ona... już wcześniej miała problemy ze zdrowiem i to zapewne z tego wynikło.
***
- Zabierzcie ją do najbliższego szpitala. Tam pracuje lekarz, który zapewne wie, jak ją wyleczyć.
***
- Halo? Halo, Angeles? Słyszysz mnie? Mówię do ciebie. Chyba straciła przytomność...
***
- Kobieta, Angeles Galindo, lat...
- Angie? Co ona tutaj robi?
- Straciła przytomność na zajęciach tanecznych.

Obudziłam się. Otworzyłam oczy i jedyne co widziałam to rażąca jasność. Dopiero po paru chwilach obraz zaczął się wyostrzać i zauważyłam przed sobą białą ścianę. Chciałam poruszyć głową, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, lecz nie udało mi się to, gdyż złapał mnie mocny skurcz. Postanowiłam spróbować ruszyć jakąkolwiek inną częścią ciała, ale nie mogłam. Zaczęłam panikować. Bałam się, że coś mnie sparaliżowało. Wzięłam głęboki wdech, a następnie ziewnęłam. Pozwoliło mi to na wykonanie kilku ruchów głową. Przymknęłam oczy i obróciłam się parę centymetrów w prawą stronę. Po chwili uniosłam powieki do góry. Tym razem również miałam problem odczytaniem tego, co widzę, ale trwało to krócej niż poprzednio. Dostrzegłam męską sylwetkę. Mężczyzna, który siedział przede mną jedną ręką oparł się o barierkę łóżka, na którym leżałam, i położył na niej głowę. Chyba spał. Zauważyłam też, że jego drugie ramię było skierowane w moją stronę. Spojrzałam nieco w dół i zauważyłam, że trzyma on swoją dłoń na mojej. Poczułam napływające z niej ciepło. Dopiero wtedy mój wzrok całkiem się wyostrzył i zauważyłam, że człowiek siedzący przy mnie to mój mąż.
- Pablo? - mruknęłam.
Nie zareagował. Nie dziwię się. Na pewno zasnął. Nie chciałam go budzić. Zamknęłam oczy i stwierdziłam, że poleżę jeszcze trochę i poczekam, aż się obudzi. Nie musiałam na to długo czekać. Dosłownie parę sekund po tym, jak przymknęłam powieki usłyszałam, że się przebudza.
- Jak się spało? - spytałam bardzo cicho z lekkim uśmiechem.
- Najdroższa... - energicznie zerwał się i zaczął gładzić mnie po policzku. - Dawno się wybudziłaś?
- Nie. Kilka minut temu. - odparłam. - Co się stało? - zapytałam. - Jak się tutaj znalazłam?
- Tańczyłaś na zajęciach u Lucasa. Coraz bardziej zaczynałaś się chwiać i upadłaś. Na całe szczęście on cię złapał i nic sobie nie uszkodziłaś. Uczniowie mnie zawołali, a ja tylko domyślałem się, co może ci się dziać i zadzwoniłem na pogotowie. Przyjechali i kazałem zabrać cię do Leo. Tak też zrobili.
- Co mi jest?
- Jeszcze tego dokładnie nie wiedzą. Musieli czekać aż się wybudzisz, żeby zrobić ci resztę badań. Jak na razie tylko się domyślają.
- To znaczy? O czym myślą? - spytałam lekko przerażona.
- O tym samym co ja. - odpowiedział. - Że to mógł być nagły atak tego wirusa, którego złapałaś jakiś czas temu.
- Jak to? - zdziwiłam się. - Podobno został już wyleczony w całości.
- Widocznie nie. - odparł mój mąż. - Ale tym się nie martw, na pewno niedługo zniknie z twojego organizmu. O ile już tego nie zrobił. - uśmiechnął się do mnie. - Od dwóch dób jesteś na specjalnych antybiotykach dlatego też spałaś. Lekarze stwierdzili, że mnie bolesne będzie to dla ciebie jeśli będziesz je przyjmować nieprzytomnie.
- Od dwóch dób? - powtórzyłam. - Leżę tutaj już dwa dni?
- Tak. - powiedział Pablo.
- I nie mów mi, że przez te czterdzieści osiem godzin, ani na minutę nie byłeś w domu.
- W takim razie może zmieńmy temat. - poprosił.
- Kochanie, skoro wiedziałeś, że będę w śpiączce, nie mogłeś iść do domu i się chociaż porządnie wyspać? - odrzekłam zmartwiona.
- Nie. Wolałem być cały czas przy tobie, bo gdyby coś się stało, a mnie by nie było, nie wybaczyłbym sobie tego.
- Kochany jesteś, że się tak o mnie martwisz, wiesz? - szepnęłam. - Ale co z Martiną? Siedzi tam całkiem sama.
- Nie. Jest z nią Lucas i Matylda. - odpowiedział.
- Nie wyjechali? - zdziwiłam się. - Przecież mieli wczoraj samolot.
- No coś ty, Lucas po tamtym zdarzeniu chodził cały zdenerwowany i powtarzał, że to jego wina. Próbowałem go uspokoić i opowiedziałem mu trochę o twojej chorobie, ale chyba nie za bardzo mi wierzył. Unieważnił bilety i powiedział, że nie wyjedzie stąd dopóki z tobą nie porozmawia.
Nawet mi do głowy nie przyszło, że on mógłby coś takiego zrobić. Głośno westchnęłam.
- Jak pojedziesz na badania zadzwonię do niego, że już się wybudziłaś.
- A mógłbyś coś dla mnie zrobić - poprosiłam. - Nie rób tego dzisiaj. Poczekaj z tym do jutra.
- Coś się dzieje? Nie chcesz z nim rozmawiać? - spytał zdziwiony Galindo.
- Chcę, ale dzisiaj nie mam na to siły. - odpowiedziałam. - Jestem okropnie zmęczona.
- Jasne, rozumiem. - przytaknął. - W takim razie poleż sobie, a ja pójdę po Leo. Zaraz wracam.
- Dobrze. - odparłam i zamknęłam oczy.
Naprawdę nie miałam siły na nic. Zapewne w dużej mierze była to zasługa tych wszystkich leków, które przyjmowałam. Nasz rodzinny lekarz tłumaczył mi kiedyś, że są one bardzo skuteczne w walce z tym wirusem, którego kiedyś złapałam, ale niestety mają też swoje wady. Zabierają całą energię organizmu powodując, że gdybym mogła cały czas bym tylko spała. Rzeczywiście tak się czułam. Nie miałam nawet siły, aby o czymkolwiek myśleć, a przecież miałam tyle tematów, które musiałam przemyśleć, między innymi to, co powiem Lucasowi podczas rozmowy z nim. Byłam doszczętnie wyczerpana. Domyślam się, że również musiałam okropnie wyglądać, bo gdy powoli przejeżdżałam palcem po twarzy, czułam idealnie każdą kość. Policzki miałam wklęsłe, a pod oczami poczułam duże wory.
- Ja? Przecież ja nie będę w stanie... - usłyszałam nagle, a zaraz po tym drzwi się otworzyły.
Zerknęłam powoli w ich stronę i zobaczyłam mojego męża wraz z naszym rodzinnym lekarzem. Stali oni obok siebie. Na twarzy Pabla było widać przerażenie i strach, ale za to z twarzy doktora nie mogłam odczytać żadnych emocji.
- Dzień dobry Angie. - przywitał się ze mną Leo. - Jak się czujesz?
- Nie najgorzej. - skłamałam. - A co u ciebie?
- W porządku. - zaśmiał się. - Powiedz no mi, jak ty musiałaś tańczyć skoro drzemiący w tobie wirus się obudził, co?
- Nie wiem. - odparłam. - Ty mi lepiej powiedz, dlaczego wciskałeś mi kit, że go już tam nie ma.
- Nie wciskałem ci żadnego kitu. - bronił się. - Nie było go tam.
- To jakim prawem się jednak obudził i zapragnął ponownie mnie zaatakować? - zapytałam resztkami sił.
- Widocznie wrócił. - odpowiedział krótko. - Chcesz usłyszeć całe przemówienie, czy w skrócie?
- Może być to przemówienie. - powiedziałam. - Tylko w wersji skróconej.
- W takim razie, proponuję, żebyś sobie usiadł Pablo. - dopowiedział nim zaczął swoją dłuższą wypowiedź.
Nie wiem dlaczego, ale całkiem dobrze mi się go słuchało. Mimo, że w swoich wystąpieniach używał wiele słów, których nie rozumiałam, albo mówił do mnie jak do małego dziecka, to i tak jego ton głosu i szybkość mówienia sprawiały, że przyjemnie się go słuchało.
- Wygląda to mniej więcej tak. - zaczął. - Tamtego wirusa, którego miałaś wcześniej, całkowicie usunąłem. Tak więc, to nie on cię zaatakował, ale nie zmienia to faktu, że sprawił on, iż będziesz bardziej podatna na jego wszelkich "znajomych". Jednemu z nich zachciało się wejść do twojego organizmu i tak też zrobił. Siedział tam sobie i czekał na moment, w którym mógłby przejąć nad tobą kontrolę. No i w końcu wyczuł tę chwilę, właśnie wtedy, gdy sobie tańcowałaś.
- A co z nim teraz? - wtrąciłam, gdy zrobił krótką przerwę w mówieniu.
- Teraz już go u ciebie nie ma. No prawie. Nie będzie go tam wcale, gdy ta kroplówka będzie całkiem pusta. - wskazał na jeden z woreczków wiszących obok mnie.
- Pablo mówił, że nie wiecie co mi jest. - powiedziałam. - Że potrzebujecie badań, które wykonacie, gdy się obudzę.
- Bo jeszcze niedawno tak było, ale od paru godzin mamy już stuprocentową pewność, że to był ten wirus.
- A jak mam się bronić przed resztą? Przed pozostałymi jego "znajomymi"?
- Nie obronisz się przed nimi, ale jest sposób na to, żebyś za każdym atakiem nie trafiała do szpitala. - odpowiedział.
- Tak? Niby jaki? - zapytałam lekko nie dowierzając.
- Strzykawki z antybiotykiem. - odparł. - Gdy dostaniesz atak, a będziesz miała przy sobie taką strzykawkę wystarczy, że ktoś ci wstrzyknie lek i po sprawie. Usiądziesz na parę minut, poczekasz aż lekarstwo zadziała i tyle. - powiedział. - A i żeby to było skuteczne musisz wołać od razu o pomoc, gdy poczujesz, że coś jest nie tak, bo jeśli postąpisz tak, jak ostatnio, że będziesz to z początku ignorować, to później może być już za późno, jasne? - spytał, a ja kiwnęłam głową w odpowiedzi. - Jak coś twój mąż zaraz idzie ze mną na kurs wstrzykiwania tego antybiotyku, więc możesz się czuć bezpieczna.
- A jeśli go nie będzie przy mnie, a wirus mnie zaatakuje? - zmartwiłam się. - Trafię tutaj?
- Nie. Nie ważne kto ci to wstrzyknie i tak ci to pomoże. Pablo po prostu nauczy się korzystać ze strzykawki, bo, jak twierdzi, nie potrafiłby ci wtedy pomóc, bo byłby za bardzo zdenerwowany i nie dałby rady oraz pokażę mu miejsca na ciele, z których podany lek najszybciej zacznie działać. - odpowiedział. - Nie denerwuj się niczym. Będzie dobrze, zobaczysz. - puścił mi oczko. - I zapomniałby o dobrej nowinie. - dodał po chwili. - Pojutrze wracasz do domu. - uśmiechnął się. - No, to odpoczywaj, a ciebie Pablito zapraszam do pokoju lekarskiego, tak?
Mój mąż obrzucił mnie szybkim spojrzeniem po czym poszedł za lekarzem. Ja przewróciłam się na bok i próbowałam zasnąć. Pomimo, że byłam bardzo zmęczona, to nie udało mi się to. Zbyt wielu rzeczy się właśnie dowiedziałam. Musiałam sobie to wszystko na spokojnie poukładać i posegregować. Na dodatek męczyły mnie pytania, których nie zadałam Leo, bo wcześniej na nie nie wpadłam. Sięgnęłam po telefon i odblokowałam ekran. Wybrałam numer Lucasa i kliknęłam "utwórz nową wiadomość".
Nie martwcie się o mnie, wszystko w porządku.
Obudziłam się i pojutrze będę już w domu, dlatego proszę,
nie odwiedzajcie mnie. Wtedy porozmawiamy.
Postaram się przysłać Pabla na dzisiejszą noc do domu, ale nie obiecuję, że mi się to uda.
Besos.

Dobry wieczór wszystkim! Jak się macie? Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam, że rozdział pojawił się dopiero wieczorem. Możecie sobie poczytać do poduszki :)
Przepraszam, że ostatnio rozdziały pojawiają się o późnych porach, albo dopiero pod koniec weekendu, ale mam z nimi mały poślizg, gdyż zawsze staram się być chociaż o rozdział do przodu, żebym mogła wstawić spoiler, a od Nowego Roku mam jakąś blokadę i ciężko mi się pisze :/
Mam nadzieję, że niedługo to minie i wszystko wróci do normy ;D
Na pocieszenie wstawię tutaj takie urocze zdjęcie Clary i Ezequiela z filmu "Jazmin de invierno" *.*
Wiem, że je już wstawiałam, ale uwielbiam je <3

Dobranoc! Słodkich snów wszystkim! :*
bloggerka

sobota, 23 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 82 - Lekcja tańca

Rozdział 82.
Miłego czytania! <3
Obudziłam się. Ledwo po tym uświadomiłam sobie coś okropnego. Zaczął się wtedy ostatni dzień tygodnia, w którym trzeba było wstać do Studia. To znaczyło, że właśnie tego dnia Lucas po raz ostatni poprowadzi lekcję tańca, a jego córka ostatni raz weźmie udział w naszych zajęciach. Zrobiło mi się trochę smutno. Mimo, że oboje trochę narozrabiali to i tak nie żałowałam, że ich poznałam. Byli cudownymi ludźmi, a to, co razem przeżyliśmy zostanie w mojej głowie na bardzo długi czas.
- Dzień dobry kochanie. - usłyszałam szeptanie do ucha. - Jak ci się spało?
- Cześć Pablo. - odparłam. - Świetnie, z resztą jak zawsze, gdy zasypiam i budzę się obok ciebie.
- Chyba muszę ci się do czegoś przyznać. - zaczął. - Odkąd razem mieszkamy i zasypiamy w jednym łóżku, każdego dnia przypatruję się temu, jak zasypiasz. I przyznam ci się, że lubię to robić, bo, co mnie najbardziej zadziwia, zawsze gdy zaśniesz, na twojej twarzy maluje się lekki uśmiech. Niezależnie od dnia. Nawet wtedy, gdy jesteś bardzo zła, zdenerwowana czy też smutna. Zawsze śpisz z uśmiechem.
- A wiesz dlaczego? - spytałam. - Bo, gdy zasypiam w ramionach tak cudownego człowieka nie sposób jest się tym nie cieszyć.
- Uważasz, że jestem cudowny?
- No, a nie? - zaśmiałam się po cichu.
- A co ja takiego niby robię? - zapytał.
- Po prostu jesteś. To mi w zupełności wystarcza. - uniosłam delikatnie kąciki ust i spojrzałam mu prosto w oczy. - Kocham cię. Kocham cię miłością, której sama do końca nie rozumiem, ale to nie jest ważne.
- Ja ciebie też. - mruknął. - A co będzie jak wyjadę? Wtedy będziesz zasypiała codziennie smutna?
- O to się nie martw. Będę co wieczór o tobie myśleć. Co prawda, to nie będzie to samo, ale przynajmniej nie zasnę pogrążona w depresji. - uśmiechnęłam się. - Trzeba wstawać. Inaczej się spóźnimy.
-Masz rację. - przytaknął i delikatnie mnie pocałował.
Podniosłam się z łóżka i włożyłam kapcie na nogi. Wzięłam swoje ubrania i poszłam do łazienki. Tam wykonałam wszystkie poranne czynności, które wykonywałam codziennie, wzięłam prysznic, umyłam włosy, przebrałam się, uczesałam i nałożyłam lekki makijaż. Gdy byłam już gotowa, otworzyłam drzwi i poszłam do kuchni na śniadanie. Jak się okazało byli tam prawie wszyscy z wyjątkiem mojego męża, co bardzo mnie zdziwiło, bo byłam przekonana, że będzie on tam przede mną.
- Dzień dobry. - przywitałam się ze wszystkimi. - Nie widzieliście może Pabla? - spytałam.
- Był tu, usiadł przy stole, zrobił sobie kanapkę, a po chwili wybiegł z nią w ręku. - odpowiedziała Matylda.
- Nie wiesz, dokąd pobiegł? - zapytałam.
- Wbiegał po schodach, na górę, ale do którego pokoju wbiegł, to już nie wiem.
- Okej, dziękuję ci bardzo. - odparłam.
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się do mnie dziewczyna. - Martina, idziemy do Studia?
- Tak, jasne. Tylko... muszę znaleźć swoje partytury, bo nie wiem, gdzie je położyłam. - rzuciła moja córka wstając od stołu. - Pójdę sprawdzić na górę.
- Ja sprawdzę. - zaproponowałam. - I tak tam muszę iść.
- Ale one pewnie będą schowane w jakiejś szafce, czy książce. - powiedziała nastolatka. - Matylda, chodź ze mną. Pomożesz mi ich szukać, bo inaczej się spóźnimy. - złapała swoją koleżankę za rękę i zaczęły wchodzić po schodach.
Zostałam w pomieszczeniu sama z Lucasem. Wiedziałam, że to może skończyć się nie najlepiej, ale nie chciałam okazywać strachu. Podeszłam do stołu i zaczęłam smarować bułkę dżemem truskawkowym.
- Dzisiaj wasz ostatni dzień w Studio. - zaczęłam. - Mam nadzieję, że dobrze się tutaj bawiliście.
- Tak. - odpowiedział. - Wszystko co się tutaj wydarzyło zostanie w mojej pamięci na bardzo długi czas. - powiedział. - Włącznie z tobą. - dodał po chwili.
- Lucas, tłumaczyłam ci to już... - odparłam nieco ściszonym głosem. - Jestem mężatką. Od prawie dwudziestu lat. Nie zamierzam tego zmieniać.
- Nie o to mi chodziło. - bronił się. - Pabla też nie zapomnę, Martiny z resztą też. Nie sposób zapominać o takich ludziach jak wy. Daliście nam dach nad głową, opiekę i troskę przez cały tydzień.
- Proszę, nie mów tak. - przerwałam mu.
- Powiedziałem coś nie tak? - speszył się.
- Nie. - rzuciłam w odpowiedzi. - Chodzi mi o to, że mówisz tak, jakbyś już teraz miał stąd wyjeżdżać, a przecież wylatujesz stąd za dwa dni. Dwa dni to jeszcze sporo czasu. Nie chcę przedwcześnie płakać. - odparłam.
- Masz rację. Przepraszam.
- Wiesz... Widziałam już jak grasz na gitarze, jak śpiewasz, jak mówisz po polsku oraz w paru innych językach, ale jeszcze ani razu do tej pory nie widziałam jak tańczysz. - zmieniłam temat.
- Naprawdę? - zaśmiał się. - W takim razie wpadnij dzisiaj do mnie na zajęcia. Choćby na pięć minut.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się.
Nagle do kuchni wszedł mój mąż z owiniętą dłonią w bandaż. Odrobinę się przeraziłam.
- Pablo, co ci się stało? - spytałam zmartwiona.
- Pamiętasz, jak śmiałem się z ciebie, jak rozcięłaś sobie palca przy krojeniu podajże marchewki?
- Coś takiego było, a co?
- Wylałem na siebie wrzątek. - odpowiedział.
- Ale wszystko dobrze? - podeszłam do niego. - Dłoń bardzo ci się zaczerwieniła? Może trzeba jechać do lekarza? To przecież może być poparzenie trzeciego stopnia...
- Kochanie, poradziłem sobie z tym. Spokojnie. Nic mi nie jest. - zapewniał.
- Ale na pewno? - martwiałam się. - Bo wiesz, jak coś to mów. Od razu wsiadamy w samochód i jedziemy do szpitala.
- Dobrze, dobrze, ale to serio nic poważnego.
- Jak to się w ogóle stało? - zapytałam.
- Chciałem zrobić sobie kawę. Jedną ręką złapałem kubek, a drugą czajnik no i nie za bardzo potrafiłem wcelować do tego kubka... Część wody poleciała mi na dłoń.
- Ty niezdaro. - zaśmiałam się.
- Ja? Ja przynajmniej nie kaleczę się przy obieraniu jarzyn.
- Ha, ha, ha. - mruknęłam. - No bardzo śmieszne. Przygotowałam dla ciebie twoje ulubione śniadanie, ale chyba na nie nie zasłużyłeś.
- Moje ulubione? To znaczy?
- Bułki z dżemem truskawkowym.
- Wiesz jak bardzo cię kocham? - podszedł do mnie bliżej i przyciągnął mnie ku sobie.
- Pablito! - szepnęłam mu na ucho. - Mamy gościa.
- Kocham cię. - odparł tak, jakby nie usłyszał tego, co przed chwilą powiedziałam i pocałował mnie delikatnie. - To gdzie są te bułki?
- Tutaj. - podałam mu talerz. - Pozwolisz, że zrobię ci do tego kawę. Nie chcę, żebyś stracił jeszcze drugą dłoń.
- A proszę bardzo. Rób. Twoja i tak smakuje mi bardziej.
- Lucas, też chcesz? - spytałam naszego tymczasowego współlokatora.
- Nie, dziękuję. Ja już piłem. - odparł i zerknął w stronę okna.
Kiedy wszyscy skończyli posiłek włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki i włączyłam ją. W międzyczasie dziewczyny wyszły już na zajęcia, a my mieliśmy jeszcze chwilę. Tego dnia, akurat tak się złożyło, że zaczynaliśmy o tej samej porze, więc wychodziliśmy z domu również o tej samej godzinie. Kiedy znaleźliśmy się już w Studiu każdy z nas poszedł w swoją stronę. Pablo do gabinetu dyrektora, Lucas do pokoju nauczycielskiego, a ja prosto do mojej klasy muzycznej. Akurat złożyło się tak, że po tej lekcji miałam okienko. Zdecydowałam, że to najprawdopodobniej będzie ostatni i najlepszy moment do obejrzenia umiejętności mojego przyjaciela.

Weszłam do sali tanecznej. Już na korytarzu było słychać melodię, do której uczniowie tańczyli. Była to "Supercreativa" napisana przez moją siostrzenicę. Nie spodziewałam się, że będą do tego ćwiczyć na zajęciach z Lucasem, a jednak.
- Jeden, dwa trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem... - liczył nauczyciel. - Jeszcze raz. Jeden, dwa, trzy, cztery... - w tamtym momencie mój znajomy zobaczył mnie i uśmiechnął się. - Dobra, teraz lecimy od początku. Dajcie z siebie wszystko, jasne? - podszedł do radia i puścił podkład od początku.
Nie był to układ Violetty, ani Gregoria, więc wywnioskowałam, że jego twórcą był właśnie tańczący przede mną Polak. Muszę przyznać, że choreografia była trudna, ale dzieciakom wychodziła znakomicie. Na dodatek była całkiem niezła. Oczywiście jak dla mnie, a ja przecież za bardzo się na tym nie znam.
- Angie, może spróbujesz z nami? - zaproponował, gdy piosenka się skończyła.
- Ja? - zdziwiłam się. - Nie. Lepiej będzie jak popatrzę.
- No chodź. - złapał mnie za rękę. - To jest naprawdę proste. Tylko wydaje się być takie skomplikowane.
I tak oto znalazłam się na parkiecie pośród innych uczniów. W miarę szybko opanowałam początkowe kroki i zaczęłam razem z nimi tańczyć. Gdy skończyłam Lucas zaczął mi bić brawo, a chwilę później przyłączyły się do niego dzieciaki.
- Jeszcze raz. - zachęcali mnie, gdy zeszłam na bok. - Nie wstydź się. Świetnie ci idzie.
Posłuchałam ich. Weszłam z powrotem na parkiet i stanęłam obok mojego przyjaciela. Zaczęliśmy całą choreografię po raz drugi. Przez całą pierwszą zwrotkę patrzyłam na siebie w lustrze. Muszę przyznać, że całkiem nieźle mi to wychodziło. Zaczął się refren. Energicznie podskoczyłam do góry i gdy dotknęłam stopami ziemi poczułam ogromny ból głowy. Pomyślałam, że za moment mi przejdzie i starałam się go zignorować lecz powoli przestawało mi to wychodzić. Czułam na sobie wzrok otaczających mnie uczniów i Lucasa. Widocznie widzieli, że coś jest nie tak. Nagle usłyszałam pisk. Pierw był on krótki i w miarę cichy, a później długi i głośny. Wtedy już nie wytrzymałam. Stanęłam w miejscu i miałam już zejść na bok, gdy nagle moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Czułam jak upadam, lecz nie wylądowałam na podłodze. W ostatnim momencie nauczyciel zdążył mnie złapać dzięki czemu uniknęłam przykrego kontaktu z podłogą.
- Niech ktoś pójdzie po Pabla, byle szybko! - usłyszałam.
Obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać. Czułam, że za moment stracę kontakt z rzeczywistością. Ból w głowie coraz
bardziej się nasilał, a okropny piszczenie nie ustępowało.
- Angie, kochanie! Angeles, słyszysz mnie? - wychwyciłam.
Potrząsnęłam lekko głową i ujrzałam niewyraźnie sylwetkę mojego męża.
- Pablo... - mruknęłam.
Wydawało mi się, że zaraz po tym straciłam przytomność, lecz nie mam pewności, czy tak na pewno się stało. Widziałam jeszcze niektóre sceny jak przez mgłę. Łzy mojego męża, karetkę, lekarza oraz momentami słyszałam odgłosy karetki jadącej na sygnale. Czy tak naprawdę było? Nie wiem. Równie dobrze mogło mi się to przyśnić. Miałam tylko nadzieję, że to nic poważnego. Nie chciałam, aby oni wszyscy się o mnie martwili.

Dobry wieczór wszystkim! Jak tam Wam życie mija? :)
Jak Wam się wydaje, co się mogło stać Angie? I czy to coś poważnego? Tego dowiecie się już w następnym rozdziale! ;D
Zachęcam Was również do zagłosowania w nowej ankiecie ^_^

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

wtorek, 19 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 81 - Blondynka, niebieskie oczy, lat szesnaście

Cześć!
Zapraszam na rozdział 81! <3
Była już trzecia w nocy, a Matylda jeszcze nie wracała do domu. Zaczynaliśmy się już wszyscy martwić, nawet Martina wyszła z pokoju i pytała się co się z nią dzieje. Najgorsze przeczucia miał oczywiście Lucas. Cały czas zdenerwowany chodził po domu i przeżywał, że coś mogło jej się stać, że mogła wpaść pod samochód, zabłądzić czy zostać uprowadzona. Do pewnego momentu ignorowałam to, lecz z czasem zaczynałam odczuwać coraz bardziej to samo co on. Nawet na Pabla zaczynała przechodzić ta zła energia.
- Musimy coś zrobić. Nie możemy tak bezczynnie siedzieć podczas, gdy moja córka błąka się samotnie po obcym mieście! - nalegał nasz tymczasowy lokator. - Proszę, pomóżcie mi. - błagał.
- Masz rację. - odparł mój mąż. - Minęło zbyt dużo czasu odkąd jej nie ma.
- Zadzwońmy na policję. - zaproponowała Martina. - Oni na pewno ją znajdą.
- Nie byłbym tego taki pewien. - powiedział Galindo. - Zazwyczaj w takich sytuacjach nie robią zbyt wiele. Zapewniają tylko, że w okolicy jest bezpiecznie i mówią, że skoro rodzice się tak martwią o dziecko, to też na przyszły raz niech to pamiętają i nie puszczają go na imprezę z alkoholem. - odpowiedział. - Musimy sami się tym zająć. Poszukamy jej na własną rękę. - zarządził Pablo. - Martina, ty pójdziesz ze mną, a Angie i Lucas wezmą samochód i pojeżdżą po okolicy. Zaglądnijcie do jakiś parków, pobliskich lasów, nad jezioro. My będziemy jej szukać na mieście i po sąsiadach.
Po tych słowach wszyscy sięgnęli coś ciepłego do ubrania i wyszli z domu. Ja zgodnie z planem mojego męża poszłam z Polakiem do auta i wyjechałam z garażu. Pierwszym miejscem, do którego chciałam pojechać był Park Główny.
- Nie znajdziemy jej. To niemożliwe. To jest gorsze niż szukanie igły w stoku siana. - denerwował się mój towarzysz. - Jak my mamy znaleźć nastoletnią dziewczynę w stolicy Argentyny?!
- Uspokój się. - nalegałam. - Paniką nic nie wskórasz. Znajdziemy ją, zobaczysz.
- Łatwo ci mówić! Niby jak mam nie panikować?!  Nie mamy nawet pojęcia, gdzie jej szukać.
- Odnajdzie się. - zapewniałam. - Kiedyś... - chciałam mu opowiedzieć pewną historię, ale gdy zerknęłam na niego wiedziałam, że i tak by nie uważał. - A z resztą nie ważne.
- Mów, mów. - poprosił. - Może twoja historia chociaż trochę mnie odstresuje.
- Kiedyś okropnie pokłóciłam się z Pablem. O totalną pierdołę, ale nie ważne. W każdym razie byliśny tak skłóceni, że on wyprowadził się z domu. Ani ja, ani Martina nie wiedziałyśmy dokąd. Jedyny kontakt jaki z nim miałyśmy to telefon i na dodatek odbierał on tylko od naszej córki, bo ze mną w ogóle nie chciał rozmawiać. Nawet, gdy ona się go pytała, gdzie mieszka, nie odpowiadał jej. Nie chciał, żebyśmy widziały. I pewnego poranka, kiedy wołałam ją na śniadanie, ona nie chciała zejść na dół. Weszłam do jej pokoju, a tam jej nie było. Zastałam tam tylko krótki liścik, w którym pisała, że poszła go szukać. Byłam tak samo przerażona jak ty teraz. Nie odbierała telefonu, nie odpisywała na sms'y, nie dawała żadnego znaku życia.
- Ale znalazłaś ją potem, prawda? - zapytał jakby nieco uspokojony.
- Nie, ale ona znalazła swojego tatę. Jeszcze tego samego dnia, idąc cały czas na pieszo, odnalazła go na drugim końcu Buenos Aires, rozumiesz? Do tej pory nie potrafię zrozumieć tego, jak udało jej się to zrobić. Nie umiem wyjść z podziwu.
- Wiesz jak daleko od was mieszkał Pablo?
- Pół godziny jazdy samochodem, czyli około 35 kilometrów.
- I cały czas szła na pieszo? - powtórzył zdziwiony.
- Może korzystała z autobusów i metra, ale wiesz, miejskie środki transportu dowożą cię tylko na przystanek i jadą zazwyczaj głównymi drogami, a ona nie miała w ogóle pojęcia gdzie go szukać, a mimo to znalazła go. - zakończyłam. - Musisz po prostu wierzyć, że się uda.
- Chyba nigdy nie nadziwię się waszą rodziną. - stwierdził. - Robicie tyle rzeczy, których przyznam, sensu nie rozumiem, ale udaje wam się naprawdę dużo zdziałać jeśli wam na czymś szczerze zależy. Po za tym kochacie się bezgranicznie, a to też przecież jest ważne.
Nagle po samochodzie rozległy się odgłosy mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni i spojrzałam na ekran. Dzwonił mój mąż. Miałam nadzieje, że miał nam do przekazania dobrą wiadomość, ale, jak się chwilę później okazało, nie do końca taką jaką miałam na myśli.
- Tak, kochanie? - spytałam po wciśnięciu zielonej słuchawki.
- Przed chwilą Martina pomyślała, że Matylda może być u Toma. To całkiem prawdopodobne, nie sądzisz?
- Możesz mieć rację. Idźcie to zbadać.
- Właśnie sęk w tym, że ja bym wolał tam z nią nie iść. Sama chyba wiesz dlaczego...
- A no tak. Zapomniałam. - odparłam. - Pojedziemy tam zaraz, gdy tylko obskoczymy park.
- Dobrze. Powodzenia.
- Dzięki wzajemnie. - zaśmiałam się lekko. - Bez odbioru.
- Bez odbioru. - powiedział Galindo nim się rozłączył.
- Gdzie mamy pojechać jak obejdziemy park? - zapytał Lucas.
- Podjedziemy do Toma. Nie wykluczone, że u niego będzie.
- No tak... - przytaknął mój znajomy. - Masz jeszcze jakieś ciekawe, motywujące historyjki z życia, którymi mogłabyś się podzielić, abym był bardziej spokojny?
- Jest tego masa, uwierz mi. - uśmiechnęłam się. - Ale naprawdę nie chcę cię zanudzać.
- Skąd w ogóle pomysł, że mnie zanudzasz? - zdziwił się.
Akurat dojeżdżaliśmy na miejsce. Gdy wysiedliśmy z auta i chodziliśmy już po parku zaczęłam mu opowiadać przeróżne historie. Naprawdę różne. Tę, jak zgubiłam się kiedyś w supermarkecie będąc sama z Marią na zakupach, albo jak zgubiłam się w Paryżu, gdy byłam z Pablem na rocznicy ślubu. Powiedziałam mu również o tym, że największy etap mojego ledwo dorosłego życia, zajęły podróże i poszukiwania mojej siostrzenicy Violetty. Gdy skończyłam opowiadać zapadła ogromna cisza, która mnie przeraziła. Nie znosiłam chodzić po mieście w nocy, a w ciszy to już w ogóle. Jeszcze to nie było centrum miasta, gdzie jest pełno sklepów i w miarę ludzi, tylko zalesiony park, w którym o tej porze nikogo nie było.
- Chyba jej tutaj nie ma... - mruknęłam jak najciszej mogłam, ale też tak, żeby usłyszał to Lucas.
- Jedźmy już do Toma. Coś mi mówi, że ona tam właśnie jest.
Przytaknęłam i wróciliśmy do samochodu. Parę chwil później znaleźliśmy się pod domem byłego chłopaka mojej córki. Wszystkie światła w oknach od strony ulicy były zgaszone. Nie mogłam sobie przypomnieć, od której strony nastolatek miał swój pokój, ale nawet nie miałam na to czasu, bo mój znajomy od razu podbiegł do drzwi i zaczął gwałtownie w nie pukać. Nagle stanął w nich wysoki mężczyzna, którego nie miałam jeszcze okazji poznać, ale z tego co opowiadała mi Alejandra wywnioskowałam, że to właśnie był jej mąż.
- O co chodzi? - zapytał zaspany, ale również nieco zdenerwowany.
- Matylda jest w środku?! - warknął Lucas.
- Słucham?
- Matylda, blondynka, niebieskie oczy, szesnaście lat, dziewczyna. Jest tutaj? - rozwinął mój znajomy.
- Pozwól, że ja się tym zajmę. - poprosiłam. - Dobry wieczór. Nazywam się Angeles Galindo. Jestem nauczycielką śpiewu w Studio, a mój mąż, Pablo Galindo, jest jego dyrektorem i właścicielem. Po za tym jestem również matką Martiny, do niedawna dziewczyny pańskiego syna... - nagle przerwała mi matka Toma, która, gdy tylko mnie zobaczyła schodząc ze schodów, od razu do mnie podbiegła.
- Cześć, Angie. - przywitała się. - Coś się stało, że odwiedzacie nas o tak późnej porze? Proszę, nie stójcie tak, wejdźcie do środka. - przesunęła się, a my chwilę potem znaleźliśmy się w długim korytarzu. - Mów co się dzieje.
- Nie wiem, czy Tom wam opowiadał, ale w Studio mamy teraz wymianę i przyjechał do nas nauczyciel z Niemiec wraz z córką.
- Lucas Szulc, miło mi. - przedstawił się podając rękę rodzicom byłego mojej córki.
- Otóż jego córka, Matylda, z tego co ostatnio zauważyliśmy... - zawahałam się przez moment. - Miała ostatnio bardzo bliski kontakt z Tomem, a że zniknęła z domu pomyśleliśmy, że może być tutaj.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiony Jonathan podszedł do nich i otworzył je.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że przeszkadzam o tak późnej porze. Nazywam się... Angie? Ty już tutaj?
Tymi nagłymi gośćmi okazali się mój mąż wraz z moją córką. Weszli do środka i stanęli obok nas.
- Oni w tym samym celu. - powiedziałam.
- Matylda zjawiła się u nas jakąś godzinę temu. Rozmawiała przez chwilę z naszym synem, a później wybiegła stąd. Wyglądała na zdenerwowaną. Nie wykluczone, że płakała.
Tym razem przerwał nam Tom, który schodził po schodach. Był w piżamie, ledwo przytomny.
- Co się tu dzieje...? - zapytał po czym przetarł oczy. - Angie? Pablo? Lucas? - nieco oprzytomniał. - Mar-tina? - dodał ciszej, gdy ujrzał nastolatkę chowającą się za plecami swojego ojca. - Co wy tu robicie?
- Przyjechali tu z powodu tej twojej blond koleżanki, co tutaj była jakiś czas temu. Okazało się, że uciekła z domu i próbują ją odnaleźć.
- Niestety, nie mogę wam teraz pomóc. Naprawdę nie dawno stąd wyszła. - odparł. - Martinko, możemy pogadać? - poprosił.
- Ona nie ma ci nic do powiedzenia. - odpowiedział za nią Galindo.
- Proszę...
- Daj jej spokój. - rozkazał mój mąż.
- Pablo, a może dasz dojść do głosu Martinie? - spytał grzecznie chłopak. - Martina...
- Słuchaj mojego taty. - rzuciła od niechcenia, a następnie wtuliła się w ramiona ojca, aby ukryć smutek i łzy.
- No cóż, w takim razie dziękujemy za pomoc. - powiedziałam. - Przepraszamy również za tak późne najście.
- Nic się nie stało. - zapewniała nas Alejandra. - Dajcie znać, jak dziewczyna się odnajdzie.
- Dobrze. Dobranoc. - odparliśmy i pożegnaliśmy się.
Wszyscy byliśmy już zmęczeni. Nawet Lucasowi tak chciało się spać, że przestał ukazywać swoje zdenerwowanie i poprosił, abyśmy wracali już do domu, bo dalsze szukanie nie ma sensu. Jeśli obudzilibyśmy się, a jej nadal by nie było, wtedy zaczęlibyśmy robić coś więcej. Całe szczęście nie było nam to potrzebne, bo gdy wjechałam samochodem do garażu zauważyłam, że na ławce ktoś siedzi. I oczywiście nie był to kto inny jak Matylda. Kiedy tylko mnie ujrzała pobiegła do drzwi i weszła do domu.
- Przepraszam! - zaczęła wchodząc. - Jestem okropną córką tato, naprawdę przepraszam. - podeszła do niego i go
przytuliła. - Kocham cię, naprawdę nie chciałam ci narobić problemów. Pablo, Angie... - zwróciła się do nas. - Wybaczcie mi, że nie przespaliście tej nocy, bo miałam taki kaprys. Starałam się być dobrą lokatorką, ale teraz mi coś nie wyszło. - powiedziała, gdy łzy zaczynały jej coraz szybciej spływać po policzkach. - Martina, ciebie też przepraszam. Przysięgam, że nie wiedziałam, że Tom to twój chłopak, ale nawet to nie usprawiedliwia mnie z mojego zachowania. - podeszła do niej bliżej. - On cię kocha, naprawdę. To ja go pocałowałam.
- To nie zmienia faktu, że on ze mną zerwał... - szepnęła moja córka.
- To przeze mnie. Wybacz mu. Nie możesz zrezygnować z tak wielkiej miłości przez jeden głupi błąd. Naprawdę nie warto. Porozmawiaj z nim. On ma ci dużo do powiedzenia. - dodała, a chwilę później obie tuliły się sobie w ramionach.
- Mam propozycję. - wtrącił mój mąż. - Może chodźmy wszyscy spać. Chyba nie tylko ja mam już dość wydarzeń z dzisiaj.
- Zaraz, jeszcze muszę wymyślić jej jakąś karę. - stwierdził Lucas.
- Oj, daj jej już spokój. - poprosiłam. - Już się dziewczyna dzisiaj nacierpiała, no.
- A jak nie, to zrób to jutro. - odparł Pablo. - Serio, jestem już bardzo zmęczony.
- Dobrze, daruję ci. - powiedział Polak. - Ale to pierwszy i ostatni raz.
- Dzięki tato. - uśmiechnęła się. - Jeszcze raz wszystkich was przepraszam. - odrzekła. - A teraz dobranoc. Do jutra.
- Dobranoc. Śpijcie dobrze. - pożegnałam się i razem z moim mężem, jak i z córką weszliśmy na górę i rozeszliśmy się do swoich sypialni.

Dzień dobry! Witam Was bardzo serdecznie! :D
Przepraszam, że tyle musieliście czekać na next, ale naprawdę miałam wiele spraw na głowie i nie mogłam go wstawić wcześniej. Mimo to mam nadzieję, że się nie gniewacie ;)
Postaram się znaleźć więcej czasu w lutym i zrobić kilka poprawek na blogu. Mam nadzieję, że mi się to uda ^_^

Ciao! :*
bloggerka

Ps. Zapomniałabym Wam podziękować - 80.000 wyświetleń! Wow *.*
Jeszcze niedawno dziękowałam za 70, a teraz już jest o dziesięć więcej. Z całego serduszka dziękuję <3

sobota, 9 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 80 - Nie wiedziałam, że oni są razem!

Cześć!
Rozdział 80.
Miłej lektury! <3
- Zadowolony jesteś? Moja córka płacze! Płacze przez Matyldę! A jeszcze parę godzin temu miała ją za swoją przyjaciółkę! - krzyczałam zdenerwowana.
- Dlaczego ty się na mnie wściekasz?! To nie moja wina. Moja córka jest już prawie pełnoletnia. Nie będę ponosił odpowiedzialności za wszystko, co robi. - odpowiedział. - Porozmawiam z nią, ale nie obwiniaj mnie za to, że to przeze mnie cierpi.
- Przepraszam. - zrobiło mi się głupio. - Masz rację. Odrobinę się zdenerwowałam. Nie znoszę, gdy moja córka jest smutna. Mam wtedy wrażenie, że niewystarczająco się staram, żeby była szczęśliwa...
- Ale wiesz, że ona nie może chodzić cały czas uśmiechnięta? - rzucił. - Jeśli nie poznałaby złej strony tego świata w młodości, to dorosłość byłaby dla niej okropna.
- Wiem, wiem... Ale tak bardzo nie chcę, żeby była smutna.
Lucas westchnął ciężko i spojrzał na mnie smutno. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że mógł się poczuć urażony. W końcu on samotnie wychowywał Matyldę i starał się to zrobić jak najlepiej, a teraz ukazywała się jej nieco gorsza strona.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. - odrzekłam.
- Nic się nie stało. - zapewniał. - Tylko nie wiem, gdzie popełniłem błąd. Jeszcze do wczoraj byłem pewny, że wszystko w porządku, a teraz wszystko się wali...
- Wszystko? - zdziwiłam się.
- Moja córka zabiera twojej chłopaka, dowiaduję się... - nagle przerwał. - Dowiaduję się o tym przez Martinę i na prawdę nie jest mi do śmiechu.
Wiem, że chciał wtedy powiedzieć coś innego, ale widocznie szybko zmienił zdanie. Przeczuwałam, co ma na myśli, ale przecież zawsze mogłam się mylić.
- I cały świat zaczyna się walić... - mruknął.
Ponownie zrobiło mi się go żal. Podeszłam do niego bliżej. On wstał i przyciągnął mnie ku sobie. Nasze twarze dzieliły milimetry.
- Nadal sądzisz, że między nami nic nie ma? - szepnął.
Czułam jak bije mu serce. Słyszałam każdy jego oddech i odczuwałam go na swojej szyi, a dłonie spoczywały na biodrach.
- Lucas... - wymruczałam. - Nie mogę. Przecież wiesz, że jestem mężatką.
- A gdybyś nie była? Wtedy przyznałabyś, że coś do mnie czujesz?
- Ale jestem. - powiedziałam stanowczo. - Żyję w szczęśliwym małżeństwie, którego nie zamierzam zakończyć. Wiem, że to co teraz mówię cię rani, ale muszę ci to wyjaśnić. Kocham Pabla i nie wyobrażam sobie świata bez niego.
Odsunęłam się i spojrzałam na niego ze smutkiem, mimo to on nadal się nie poddawał.
- Angie, nie rozumiesz? Jesteś pierwszą kobietą od szesnastu lat, która nie jest mi obojętna, do której naprawdę coś poczułem. Mam wrażenie... - zaśmiał się. - Mam wrażenie, że jesteś moją ostatnią nadzieją.
Nie wiem, czy mówił to specjalnie tylko dlatego, że wiedział, iż ludzkie nieszczęście sprawia, że bardziej się rozczulam, czy najzwyczajniej mówił po prostu to, co czuł. Sądziłam, że bardziej to drugie, ale nie miałam jeszcze co do tego stuprocentowej pewności.
- Sam się jeszcze bardziej ranisz, nie widzisz tego? - odparłam. - To, że mi to mówisz nie sprawi, że nagle porzucę moje stare życie i będę z tobą.
- Ja wiem, że ty coś do mnie czujesz. Widzę to po twoich oczach.
- Moje oczy często kłamią. - powiedziałam nim do pokoju wszedł mój mąż. - I co z Martiną? Jak się ma? - spytałam. - Chciałam z nią porozmawiać parę chwil temu, ale nie wpuściła mnie do pokoju.
- Mnie też nie chciała otworzyć. - powiedział zrezygnowany. - Stałem tam, pukałem i próbowałem wejść, ale bezskutecznie.
- A co jeśli zrobiła sobie krzywdę?! - zaczęłam się denerwować. - Jeśli wzięła jakieś tabletki, albo...
- Nie zrobiła tego. - Pablo złapał mnie za ręce. - Krzyknęła do mnie raz, że chce być sama.
- A jeśli od tamtego czasu...?
- Nie. - przerwał mi ponownie. - Ona by nam tego nie zrobiła. Przecież dobrze o tym wiesz. Ona nas kocha.
- Ale teraz cierpi i myśli tylko o Tomie, a nie o nas! - zdenerwowałam się.
- Angeles, uspokój się. Ona musi pobyć trochę sama i wszystko na spokojnie przemyśleć. - powiedział nasz tymczasowy współlokator.
- Jak ja dorwę tego Toma w Studio, to mu nogi powyrywam! - wkurzył się Galindo.
Nagle usłyszeliśmy odgłos otwieranych, a chwilę później zamykanych drzwi. Domyśliliśmy się, że musiała to być Matylda, bo przecież nikt inny nie wszedł by tutaj bez pukania. Chwilę później w salonie ukazała się sylwetka młodej dziewczyny, o kolorze włosów blond i jasnoniebieskich oczach.
- Coś się stało? - zapytała, gdy weszła do salonu, a następnie wszystkie będące w nim osoby zwróciły swój wzrok w jej stronę.
Ojciec nastolatki spojrzał się na mnie i na mojego męża, a następnie podszedł do niej i złapał ją za rękę.
- Córeczko, musimy poważnie porozmawiać. - zaczął i oboje poszli do pokoju gościnnego.
Kiedy goście opuścili salon, ja odsunęłam się nieco od Pabla, ale nadal stałam blisko. Zaczęłam go nieco uspokajać.
- Zabiję gnoja, no!
- Gnoja? Przecież jeszcze wczoraj go lubiłeś.
- Tak, ale jeszcze wczoraj niczym mi nie podpadł, a dziś skrzywdził moją córkę w najgorszy możliwy sposób!
- Kochanie, spokojnie... - próbowałam nieco złagodzić sytuację. - Co prawda, Tom zrobił źle, ale to nie powód, abyś się na nim wyżywał. Jesteś dorosły i powinieneś wiedzieć, że to przecież był związek Martiny, a nie twój, więc to ona sama musi sobie z nim to wyjaśnić.
- Wiem, no przecież wiem! - krzyknął. - Ale, gdy ktoś rani moją małą księżniczkę nie potrafię na to patrzeć z założonymi rękoma.
- Rozumiem cię doskonale, bo ja też przecież jestem rodzicem. - przypomniałam mu.
- Ale jeśli Martina się na to zgodzi, będę mógł dorzucić coś od siebie? - spytał.
- Wtedy tak. - uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
W tamtym momencie przypomniała mi się piosenka, którą znalazłam w pokrowcu od gitary Toma. Zanim chłopak przyszedł odebrać instrument, skserowałam go sobie i zamknęłam w biurku.
- Pokażę ci coś. Tylko się nie denerwuj, jasne? - poprosiłam i złapałam go za dłoń.
Weszłam z nim na górę, do naszej sypialni. Usiadłam na krześle, a on na łóżku. Przekręciłam zamek w szafce i zaczęłam przegrzebywać dokumenty w poszukiwaniu owej piosenki. Po chwili ją odnalazłam i podałam mojemu mężowi.
- Co to jest? - zapytał.
- Przeczytaj to. - rozkazałam.
Galindo wodził po tekście wzrokiem, a jego wyraz twarzy z każdą chwilą się zmieniał. Nie mogłam niestety odczytać z niego emocji, jakie wtedy odczuwał, ale mimo to wiedziałam, że na pewno jest zdziwiony.
- Kto to napisał? - spytał, gdy przeczytał całość.
- No zgadnij.
- Ty?
- Czy ty zgłupiałeś? Przecież to byłego chłopaka naszej córki!
- Skąd ty to masz?
- Pożyczyłam kiedyś od niego gitarę, a to było w pokrowcu. - odpowiedziałam. - Nie to, że grzebałam, po prostu szukałam kostki. - zapewniałam.
- Martina pewnie o tym nie wie?
- Nie. Miałam to dokładniej w domu na spokojnie przeskanować, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy. Po za tym nie chciałam jej martwić dopóki nie byłabym pewna moich domyśleń.
- No teraz, to chyba możemy potwierdzić w stu procentach, że to jest o Matyldzie.
- Co jest o Matyldzie? - zapytała Martina, która nagle pojawiła się w drzwiach.
- Ym... - warknęłam.
- No ten... - jąkał się Pablo.
- No co? - podeszła do nas bliżej.
Dopiero wtedy zauważyłam, że nasza córka się już trochę uspokoiła. Co prawda, twarz nadal miała czerwoną i spuchniętą od płaczu, ale przynajmniej łzy nie leciały jej już z oczu. I w tamtym momencie miało się to zmienić, gdyż podeszła do nas i zajrzała w kartkę, którą mój mąż trzymał w ręku.
- Cudownie... - mruknęła, gdy przeczytała treść. - Czyli odkąd ta cała Niemka pojawiła się w Buenos Aires, on myślał o tym, aby się z nią spotykać?
- Córeczko... - zaczęłam, ale nie dane było mi skończyć.
- Nic nie mów mamo, ani ty tato. - przerwała mi. - Wiem, że nic na to nie poradzicie, ale wiem też, że kochacie mnie najmocniej na świecie. Teraz potrzebuję zostać sama. Muszę... trochę odpocząć i tyle.
- Jak będziesz nas potrzebować, to wiesz, że masz wołać?
- Tak, oczywiście. A teraz przepraszam was, ale... - po jej policzkach spływały już pojedyncze łzy.
- Kochamy cię. - powiedział Pablo, gdy nasza dziewczynka wychodziła z pokoju.
Tak bardzo jej współczułam. Z resztą mój mąż również. Doskonale wiedziałam, co czuła, bo sama przechodziłam przez to nie raz. Nagle z rozmyśleń wybudził mnie najpierw trzask drzwiami, a później krzyki, które dobiegałby gdzieś z dołu.
- Ale nie rozumiesz, że ja już jestem dorosła i mogę spotykać się z kim chcę i kiedy chcę?! - domyśliłam się, że była to córka Lucasa.
- Masz rację, to twoja sprawa! - krzyczał Polak. - Ale jeśli ranisz tym innych, to nie jest to tylko i wyłącznie twoja sprawa, ale również ja mogę się w to wtedy wtrącić!
Zerknęłam na Pablita. Nie musiał nic mówić, abym domyśliła się, że chce, abyśmy zeszli na dół, aby ich nieco uspokoić. Wyszliśmy z sypialni i zaczęliśmy schodzić na parter.
- Powtórzę to po raz ostatni tato, nie wiedziałam, że oni są razem, jasne? - to było ostatnie co usłyszałam, gdyż na tym skończyła się ich rozmowa.
Szulcowie zakończyli kłótnię i oboje obrzucili nas wzrokiem. Ojcu było przykro i wstyd za czyny córki, a córka była zdenerwowana i zakłopotana.
- Matylda... - zaczął mój mąż.
- Tak, wiem co państwo chcą powiedzieć. Że tak się nie robi, że skrzywdziłam państwa córkę, która miała mnie za siostrę i że ona teraz płacze. Nie wiedziałam, że Tom był jej chłopakiem. - mówiła mając łzy w oczach. - Po za tym, zakochałam się w nim, a z miłości popełnia się wiele głupstw, nieprawdaż? A z resztą, co ja to będę państwu tłumaczyć i tak nikt tego nigdy nie zrozumie! - zdenerwowała się i wybiegła z domu.
Pablo i Lucas pobiegli kawałek za nią, ale nie udało im się jej dogonić. Chcieli do niej wydzwaniać, ale powiedziałam im, że ona tak samo jak Martina potrzebuje teraz pobyć sama i że na pewno niedługo zdecyduje się wrócić do domu. Nie wiem, czy w jakikolwiek sposób pocieszyło to mojego zagranicznego znajomego, ale mam nadzieję, że chociaż odrobinę.
- Naprawdę, nie wiem co ona wyrabia. - zaczął. - Przysięgam wam, że na co dzień taka nie jest.
- Może wydaje jej się, że skoro jest w obcym miejscu, pomiędzy innymi ludźmi, to może pozwolić sobie na coś, czego nie robi na codziennie, bądź, na coś co chciałaby zrobić, ale się tego boi. - zasugerował mój mąż.
- Skąd takie przypuszczenia? - spytałam zaskoczona tym, co powiedział.
- Ja tak miałem, gdy podróżowałem po świecie jako tancerz. - odpowiedział. - Po co mam znowu udawać kogoś, kim tak naprawdę nie jestem w miejscu, w którym jestem po raz pierwszy i najprawdopodobniej ostatni? Wtedy robiłem różne głupstwa. Może ona ma tak samo...
- Nie wiem. - odrzekł Lucas. - Teraz mam wrażenie, że nie znam w ogóle mojej córki... - westchnął ciężko wchodząc do domu.

Dzień dobry! Jak się macie? Podobał Wam się rozdział? :)
Jak myślcie, jak rozwinie się wątek Martiny, Toma i Matyldy? Z którą z dziewczyn chłopak będzie się spotykał? Odpowiedź na te pytania znajdziecie w najbliższych rozdziałach! ;D

Besos! :*
bloggerka

środa, 6 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 79 - Dlaczego miałbym cię zostawić?

Hej!
Rozdział 79.
Miłego czytania! <3
Obudziłam się. Powoli otworzyłam oczy. W pokoju było ciemno. Widocznie był jeszcze środek nocy. Leżałam wtulona w ciepłe, męskie ciało. Zaczęłam panikować. Nie miałam na sobie ubrań. Czyżbym posunęła się aż tak? Nie, to niemożliwe... Chciałam wstać i wyjść, lecz gdy się podnosiłam usłyszałam jak mężczyzna leżący obok szepcze moje imię.
- Angie... - zamarłam bez ruchu. - Coś się stało najdroższa?
Najdroższa? Lucas raczej by tak do mnie nie powiedział. Głos też raczej nie był jego... Wydawało mi się, że należy on do mojego męża.
- Pablo? To ty? - spytałam dotykając jego twarzy.
- No, a niby kto inny? - zaśmiał się.
Coś mi tutaj nie pasowało. Przecież odszedł, bo wyrządziłam mu wielką krzywdę. Ale skoro odszedł, to dlaczego leżał tutaj teraz ze mną i mówił do mnie tak, jak zawsze? A może...? A może to wszystko mi się po prostu śniło? Może to, co zrobiłam było tak naprawdę jednym wielkim snem?
- Ty tutaj byłeś przez cały czas? Nie zostawiłeś mnie? - zapytałam.
- Dlaczego miałbym cię zostawić? - odparł zdziwiony.
Teraz do mnie dotarło. Tak, to był sen! To był tylko głupi sen! Przytuliłam się do mojego męża nieco mocniej, a on, nieco zaskoczony, odwzajemnił uścisk. Byłam w tamtym momencie naprawdę szczęśliwa. Nie wiele by brakło, a mogłabym się rozpłakać.
- Pablo, zrób coś dla mnie. - poprosiłam nawiązując z nim kontakt wzrokowy. - Nigdy, ale to przenigdy nie oddawaj mnie nikomu, jasne? Nikomu. Tylko ty jesteś w stanie dać mi prawdziwe szczęście.
- A skąd w ogóle taki pomysł, że byłbym do tego zdolny? - spytał uśmiechając się do mnie. - Nie potrafiłbym oddać mojego świata komuś innemu tak po prostu.
Pocałowałam go delikatnie w usta. Jak dobrze, że to wszystko okazało się być tylko fikcją. Nie darowałabym sobie, gdybym naprawdę go skrzywdziła tym bardziej po tym, co zrobiłam mu kilkanaście lat temu. Moje uczucia wobec niego wzmocniły się i po tych kilkudziesięciu latach razem nie potrafiłabym ponownie przeżyć z nim tak wielu negatywnych emocji.
- Kocham cię. Nawet jeśli kiedyś cię zdradzałam i mówiłam, że jesteś dla mnie nikim to wtedy też cię kochałam. Od początku naszej znajomości byłeś dla mnie naprawdę ważny. - powiedziałam kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
Nie pytał o mój sen, bo widocznie domyślił się, co mi się przyśniło. Objął mnie ręką i poszliśmy z powrotem spać.

Gdy nad ranem się obudziłam stwierdziłam, że powinnam Lucasowi pewne rzeczy sprostować. Skoro pytał mnie w Resto Bandzie całkowicie zdziwiony, o to, czy Pablo jest ojcem Martiny, rzeczywiście mógł nie wiedzieć, że jest on również moim mężem. Korzystając z tego, że dziewczyny miały zajęcia na ósmą, a my później, chciałam to zrobić przy śniadaniu tylko sama nie do końca wiedziałam za bardzo jak. Przecież, gdybym powiedziała mu wprost byłoby to dziwne, a grając z nim w zgadywanki tylko bym się upokorzyła.
- Cześć. - przywitałam się wchodząc do kuchni. - Jak ci się spało? - spytałam.
- Całkiem dobrze. - odpowiedział. - Wiesz, miałem taki dziwny, ale mimo to przyjemy sen, że...
Nagle do kuchni wszedł Galindo, który ewidentnie czegoś szukał. Rozglądał się po wszystkich zakamarkach i zaglądał do każdej filiżanki.
- Coś się stało? - zapytałam.
- Tak. Nie mogę znaleźć kluczy od samochodu. Jeszcze wczoraj gdzieś je widziałem, ale teraz nawet nie pamiętam gdzie. - odparł nerwowo.
Stwierdziłam, że to najlepszy moment, aby poinformować Lucasa o naszym małżeństwie. Zniknęłam na chwilę za drzwiami, aby po kilku sekundach wrócić do kuchni z kluczami.
- Co ty byś beze mnie zrobił kochanie? - uśmiechnęłam się.
- Nie za wiele najdroższa. - powiedział dając mi buziaka. - Muszę już lecieć. Kocham cię. - pożegnał się. - Cześć! - rzucił w stronę naszego chwilowego współlokatora, a następnie wyszedł.
Usiadłam na przeciwko mojego przyjaciela i kończyłam pić kawę. Nieśmiało na niego spoglądałam, aby sprawdzić jego minę. Nie wyglądał na bardzo zdziwionego, ale jednak trochę był.
- Od jak dawna jesteście razem? - usłyszałam nagle.
- Małżeństwem jesteśmy od siedemnastu lat, a ogólnie to spotykamy się odkąd skończyłam czternaście, czyli sporawo. - odpowiedziałam.
- Rzeczywiście dużo. - mruknął. - I do tej pory jeszcze ci się nie znudził?
- Miał mi się znudzić? Jeśli kocha się kogoś szczerą i prawdziwą miłością to nie możliwe jest, aby ten ktoś mógł się znudzić. - odparłam. - Zresztą sam powinieneś to wiedzieć. Przecież z Gianną też byłeś długo.
- To jest zupełnie inna sytuacja. Moja żona nie żyje od szesnastu lat. Nie mam jak się nią cieszyć. - rzekł. - Pablo jest ogromnym szczęściarzem, że znalazł taką kobietę.
- Jaką kobietę? - spytałam.
- Taką piękną, inteligentną, bystrą i atrakcyjną. - powiedział. - No nie ważne. - westchnął. - Mógłbym cię prosić o szklankę soku pomarańczowego?
- Jasne. - rzuciłam wstając po karton z napojem.
Podeszłam do niego i zaczęłam mu nalewać picie, ale zatrzęsła mi się ręka przez co je rozlałam nie tylko na stół, ale również na ubrania mojego towarzysza. Mruknął coś pod nosem po polsku, a następnie zdenerwowany wstał.
- Przepraszam! Przepraszam! Nie chciałam! - powtarzałam.
- Moja ostatnia para spodni... - rzucił. - Co ja mam teraz zrobić?
- Dam ci na przebranie ciuchy Pabla. Na pewno w coś się zmieścisz. - odparłam szybko.
Pobiegłam na górę do naszej sypialni i otworzyłam szafkę z ubraniami mojego męża. Zaczęłam szukać największego rozmiaru, jaki mógł być tutaj schowany. Lucas nie był grubszy od Galindo, ale za to wyższy przez co mogłam mieć mały problem ze znalezieniem czegoś pasującego na niego. Kiedy już udało mi się odszukać coś w miarę psującego wróciłam do Polaka i wręczyłam mu to.
- Przymierz. Może będzie pasować.
Zgodnie z prośbą mój znajomy poszedł się przebrać, a ja sprzątnęłam ze stołu rozlany sok i napełniłam jego szklankę na nowo. Akurat, gdy to zrobiłam, on wrócił z łazienki. Nie wyglądał źle. Te spodnie nawet na niego pasowały. Ciekawe, jak musiały one wyglądać na moim mężu, skoro na faceta wyższego o głowę były dobre.
- Jest dobrze. - zapewniłam go.
- Przepraszam, że się tak na ciebie zdenerwowałem - zaczął. - Nie chciałem.
- Daj spokój. Każdemu się zdarza. - uśmiechnęłam się. - Żebyś ty widział co ma ze mną Pablo, gdy mam gorszy dzień. - zaśmiałam się.
Zapadła chwilowa cisza. Lucas akurat pił sok ze szklanki i było słychać tylko to, jak go przełykał.
- Wiesz co mi się dzisiaj śniło? - powiedział, gdy naczynie zostało przez niego całkowicie opróżnione. - Byliśmy w parku. Ja i ty. Zagrałaś mi na gitarze jedną z piosenek ze Studia, a później ja przejąłem instrument i dałem ci mały koncert. Następnie zaczęło padać. Wracaliśmy biegiem do domu, gdy nagle...
- Wiem. - przerwałam mu. - Też mi się to dzisiaj śniło. - dodałam.
- Nie uważasz, że coś pomiędzy nami jest? - zapytał podchodząc do mnie.
- A ty tak sądzisz? - spytałam.
- Zupełnie przez przypadek trafiam pod twój dach. Również przez zupełny przypadek mój rozum postanawia ci zaufać i opowiedzieć ci całą moją historię miłosną. Potem śni nam się to samo. - powiedział. - Takie przypadki nie istnieją, Angie. Chciałbym, żebyś wiedziała coś jeszcze. Odkąd cię poznałem poczułem, że coś się we mnie zmieniło. Czułem, że znowu mogę się zakochać. Czułem, że moje serce bije szybciej... - podszedł do mnie wplatając dłoń w moje włosy. - Tylko ty możesz dać mi takie szczęście jak Gianna... - mruknął mi na ucho.
Widziałam, że jego usta zbliżają się do moich. Wiedziałam, że powinnam była się od niego odsunąć, szczególnie, po dzisiejszej nocce, ale nie potrafiłam. Było mi go tak strasznie żal. Nagle usłyszałam trzask drzwi. Odskoczyłam od niego niczym poparzona. Ku moim oczom ukazała się zapłakana Martina w objęciach swojego taty. Szybko do nich podeszłam zapominając całkowicie o Lucasie.
- Co jej jest? - spytałam.
- Nie wiem. Jak tylko przyjechałem do Studio ona już płakała. Nie chciała mi powiedzieć co się stało.
- Martinko... - zaczęłam spokojnie. - Córeczko, co się stało?
- Tom... - wybełkotała. - Całował się z Matyldą na moich oczach, a następnie ze mną zerwał...
Obrzuciłam Polaka nieprzyjaznym spojrzeniem. Przytuliłam córkę do siebie, a następnie zerknęłam na Pabla. Mój mąż pocałował ją w głowę, a następnie podszedł do naszego tymczasowego lokatora i poprosił go o rozmowę sam na sam. Chwilę później zniknęli w pokoju gościnnym, a ja poszłam z Martiną do jej sypialni. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej, albo chociaż odrobinę ją uspokoić, ale nie dałam rady. W tamtym momencie dotarło do mnie, jak to dziecko wiele przeszło. Liczne kłótnie swoich rodziców oraz krzyki. Uciekała z domu, aby odnaleźć swojego ojca, ale mimo to zawsze starała się być pozytywną i uśmiechniętą osobą, a teraz? Teraz była kompletnym przeciwieństwem siebie. Smutna, zrozpaczona... Nie dziwię jej się. Bardzo kochała Toma, a Matyldę zaczynała traktować jak siostrę. Wiem, że nie powinniśmy mieszać w to ojców, ale nie mogłam patrzeć na jej cierpienie. Po za tym i tak wydawało mi się, że Pablo i Lucas mają sobie wiele do wyjaśnienia.

Tam, tam, tam...! I co? I okazało się, że to był tylko sen! A niektórzy już mi trumnę szykowali xD
Wiem, że większość się pewnie tego spodziewała, no ale cóż... Przynajmniej Pangie dalej są razem! :D
No i jeszcze zerwanie Martiny i Toma przez Matyldę... Lepiej to przemilczmy ;___;
Mimo to, mam nadzieję, że rozdział się podobał ;)

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

niedziela, 3 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 78 - Ale nie chcę już tak żyć...

Witam Was w 2016 r.!
Zapraszam na rozdział 78.
Wybraliśmy się z Lucasem na spacer. Mimo, że wiedziałam o nim już bardzo dużo, nadal chciałam wiedzieć więcej. Każda dodatkowa informacja na jego temat sprawiała, że odczuwałam potrzebę poznawania go z każdą chwilą coraz to bliżej i bliżej... Odkąd opowiedział mi o swojej żonie nie przestawałam o niej myśleć, lecz sama do końca nie byłam pewna jakiej treści były moje myśli na jej temat. Czy były one negatywne? Chyba nie. Nie miały powodu takie być skoro Gianna była podobno bardzo dobrą kobietą. W takim razie musiały być pozytywne. Ale czy można pozytywnie o kimś myśleć, jeśli ten ktoś wyrządził krzywdę drugiemu człowiekowi? Chyba tak, ale tylko wtedy, gdy zrobił to nieświadomie.
- Ładny dzisiaj dzień, nieprawdaż? - zaczął rozmowę mój towarzysz.
- Tak. Słońce świeci, wieje lekki wiatr, żadnej chmurki... - podsumowałam. - Naprawdę chyba lepiej być już nie może. - uśmiechnęłam się. - Widzę, że wziąłeś gitarę. Zamierzasz mi coś zagrać?
- Jeśli tylko będziesz chciała. - odparł.
Nie myślałam o tym, gdzie idziemy. Po prostu szliśmy przed siebie. Mimo to, doszliśmy tam, gdzie znajdę się zawsze, gdy jestem na spacerze - w Parku Centralnym. Można powiedzieć, że to miejsce jest moim drugim ogrodem, a nawet pierwszym, bo pojawiam się tutaj częściej niż w swoim prywatnym.
- Masz ochotę na jabłko w karmelu? - spytał mój towarzysz. - Wiem, że je uwielbiasz.
- W takim razie, po co w ogóle pytasz? - zaśmiałam się. - Poproszę największe, jakie mogę tutaj dostać! - krzyknęłam, gdy on zaczął oddalać się w stronę straganu.
Nie czekałam długo. Lucas kupił tylko jedną sztukę, która była przewidziana dla mnie. Sobie natomiast nie zakupił, ponieważ twierdził, że dla niego to jest za słodkie ale mimo to wziął ode mnie kawałek. Kiedy dostałam swoje jabłko zaczęliśmy szukać dobrego miejsca, aby sobie usiąść. Rozglądaliśmy się przez dłuższy czas, ale zupełnie nie potrzebnie, gdyż i tak wylądowaliśmy na białej, drewnianej ławce stojącej obok wierzb, na której zawsze siadałam i z którą wiązało się tak wiele wspomnień.
- To co? Grasz? - zapytałam.
Mój znajomy, a nawet mogłabym już powiedzieć, że przyjaciel, wyciągnął gitarę z pokrowca razem z kostką i sprawdził, czy nie jest ona rozstrojona. Odrobinę była, ale szybko to zmienił. Zaczął grać melodię "Gira mi canción", ale nie śpiewał. Kiedy minął refren energicznie złapał wszystkie struny sprawiając tym samym, że instrument ucichł. Spojrzał się na mnie.
- A ty potrafisz grać? - rzucił.
- Trochę. - odpowiedziałam nieśmiało. - W porównaniu do ciebie to prawie wcale.
- Zagraj mi coś, proszę. - nalegał przez chwilę.
- No dobra, ale bez złośliwych komentarzy, jasne? - lekko uniosłam do góry kąciki ust.
Towarzysz podał mi gitarę, a ja gdy tylko wygodnie ją złapałam zaczęłam grać. Nie zastanawiałam się w ogóle nad tym, co zagram, bo wiedziałam od razu, że będzie to "Ahí estare", gdyż tą piosenkę miałam już prawie do perfekcji opanowaną. Gdy wybrzmiała krótka przygrywka zaczęłam śpiewać. "Moje serce bezustannie poszukuje gwiazdy wiszącej wysoko nad morzem... Jeśli będzie w stanie wskazać mi drogę do ciebie, to możliwe będzie odnalezienie cię..."*. I tak zagrałam mu całą piosenkę, a on wpatrywał się we mnie niczym w lusterko, bądź w coś niebywale pięknego i idealnego. Kiedy skończyłam zaczął bić mi brawo, a następnie wziął ode mnie gitarę i zaczął grać hiszpańską piosenkę, która, tak jak poprzednia, była stworzona przez absolwenta z naszej szkoły - Leona. "Porozmawiajmy teraz. Ja cię widzę, a ty mnie nie. W tej historii wszystko jest na odwrót. To nie jest teraz ważne. Idę po ciebie, idę..."**. Tak, jak wcześniej nie potrafiłam nadziwić się jego talentem. Mogłam słuchać jego głosu w nieskończoność, a złożyło się tak, że grał i grał bez przerwy. Zdążył przegrać mi z kilkanaście utworów, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy słońce zaczęło znikać za deszczowymi chmurami, a wiatr zaczął stawać się coraz bardziej gwałtowny. Dopiero to dostrzegłam, gdy mój prywatny koncert zakończył się, a ja skończyłam bić długie, lecz zasłużone dla niego oklaski.
- Mogłabym cię słuchać całą wieczność. - powiedziałam.
- Dziękuję ci za tak miłe słowa. - uśmiechnął się. - Naprawdę cudownie mi się tu z tobą siedzi, ale chyba zbiera się na deszcz i to nie mały. Lepiej będzie, jak zaczniemy się już wracać do domu.
- Masz rację. - przytaknęłam podając mu pokrowiec od gitary.
Lucas spakował instrument, założył go na plecy i zaczęliśmy iść szybszym krokiem. Kiedy złapał nas lekki deszczyk coraz to bardziej przyśpieszaliśmy, ponieważ z każdą chwilą nasilał się on coraz bardziej. Gdy znaleźliśmy się pod moim miejscem zamieszkania przystanęliśmy, aby złapać oddech, gdyż już naprawdę nie dawaliśmy rady. Spojrzałam na mojego przyjaciela, który był już cały przemoknięty i zaczęłam się śmiać.
- Co? Co cię tak śmieszy? - spytał.
- Uroczo wyglądasz kiedy jesteś przemoknięty. - zaśmiał się pod nosem.
- Makijaż ci się rozmazał. - podszedł do mnie i zaczął gładzić moje policzki swoimi ciepłymi dłońmi.
W pewnym momencie spojrzałam mu się w oczy i... i cała reszta przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Był on i tylko on. Przestaliśmy się śmiać, a on zerknął kątem oka na moje usta. Przymknęłam powieki i nagle poczułam smak jego warg, które pieściły moje w sposób taki, jaki jeszcze nigdy tego nie zaznały. To było coś zupełnie nowego, a za razem przyjemnego. Starałam się odwzajemnić każde jego muśnięcie, lecz przez rozkosz jaką czułam mogło mi to nie wyjść. Nasze pocałunki powoli dobiegały końca, a ja oprzytomniałam. Spojrzałam się na Lucasa jednocześnie ze smutkiem, ale i ze złością. Staliśmy tak chwilę nieruchomo i parzyliśmy sobie w oczy. On trzymał swoje dłonie na moich policzkach, a ja ręce wzdłuż siebie. Z każdym momentem uświadamiałam sobie coraz bardziej, jak wielki błąd popełniłam. Złapałam go za palca i odciągnęłam jego nadgarstek od mojej buzi. Pokręciłam głową przecząco, a następnie wbiegłam do domu. Nie miałam pojęcia, co miałam w tamtej sekundzie robić tym bardziej, że wiedziałam, iż mój mąż jest w środku. Jednak nie potrzebnie się tym zamartwiałam, bo gdy znalazłam się w budynku zastałam go przy oknie z kamienną twarzą.
- Mówiłaś, że się zmieniłaś... - szepnął i spojrzał na mnie z żalem. - A ja ci głupi uwierzyłem... - dodał po chwili trzaskając drzwiami.
Wybiegłam za nim. Lucasa już tam nie było. Widocznie musiał gdzieś pójść. Zaczęłam krzyczeć do Galindo, aby się zatrzymał i posłuchał, tego, co chcę mu powiedzieć, lecz on nadal szedł przed siebie.
- Pablo, proszę! Wysłuchaj mnie! - błagałam.
- A co ty mi niby masz do powiedzenia?! - zatrzymał się i obrócił w moją stronę. - Że żałujesz? Że przepraszasz? Że dałaś ponieść się chwili? Że w tamtym momencie przestałaś myśleć i że już nigdy tego nie zrobisz? - podszedł do mnie bliżej. - Słyszałem to już kilka, a może i nawet kilkadziesiąt razy. - odrzekł. -  Kocham cię Angie. Najmocniej na świecie. Ale nie chcę już tak żyć. Po każdej zdradzie łudziłem się, że to ta ostatnia i za każdym razem byłem coraz bardziej zawiedziony. Nie zamierzam już dłużej tak cierpieć. - powiedział. - Zaraz wyjeżdżam do Hiszpanii, a gdy tam się znajdę zacznę wieść zupełnie nowe życie w pełni zapominając o tobie.
- Pablo, proszę... - nalegałam, ale bezskutecznie, gdyż mój mąż odwrócił się i poszedł przed siebie.
- Cześć. - to był ostatnie słowo, które skierował do mnie.
Cała przemoknięta i we łzach patrzyłam jak odchodzi. Płakałam głośno szlochając mając nadzieję, że chociaż jeszcze na mnie spojrzy, lecz nie spojrzał. Widziałam, że mu też było ciężko, gdyż sam ledwo opanował swoje emocje. Z każdą sekundą coraz bardziej siebie nie nienawidziłam. Kochałam go. Naprawdę. Kochałam go miłością tak wielką, że sama nie potrafiłam jej do końca zrozumieć, ale to nie było mi potrzebne do szczęścia. Ważne, że był obok. A teraz? A teraz miało się to wszystko zmienić... Gdy odszedł już na tyle daleko, że zniknął mi z oczu weszłam do domu, a konkretniej skierowałam się w stronę naszej sypialni. Usiadłam na łóżku, schowałam twarz między dłońmi i zaczęłam płakać. Nie powstrzymywałam łez. Nie obchodziło mnie w tamtym momencie to, że może to wszystko słyszeć Marina, Lucas czy Matylda. Cierpiałam, a żeby choć trochę sobie ulżyć musiałam wylać z siebie łzy. Nagle poczułam na sobie dotyk ciepłej dłoni, która właśnie przejeżdżała mi po plecach. Podniosłam głowę z nadzieją, że to mógł być mój mąż, lecz nie. Był to mój polski znajomy.
- Co się dzieje? - spytał.
Nie odpowiedziałam mu od razu. Chwyciłam go mocno za koszulkę i przysunęłam się do niego tak, aby wygodnie mi było w niego płakać. Dopiero, gdy w pewnym stopniu się wypłakałam mogłam cokolwiek wybełkotać
- Pa-Pa-Pa-blo... on... o-odszedł... - mówiłam szlochając. - Powiedział, że... że... że z nami ko-koniec...
- To wy byliście parą? - zapytał zdziwiony Lucas.
- Ja i Pablo? - upewniłam się. - T-t-taak. Byliśmy małżeństwem...
Mój towarzysz zerknął na mnie przerażony.
- Angie, ja tak cię przepraszam. Przysięgam, że nie wiedziałem. Ktoś mi powiedział, że byliście przyjaciółmi, więc pomyślałem, że tylko razem mieszkacie... - odparł zawstydzony.
I nagle wyjaśniło się skąd wzięło się pytanie o to czy spałam z Pablem zadane przez niego w Resto Bandzie. Normalnie
byłabym na niego wściekła, ale byłam zbyt zdesperowana, aby w jakikolwiek sposób wyrazić moją  złość tym bardziej, że w tamtym momencie okropnie potrzebowałam się do kogoś przytulić.
- I tak to nie twoja wina... - powiedziałam nieco uspokojona. - To ja nie byłam mu wierna mimo, że obiecywałam mu to przed ołtarzem... To ja zawsze mu powtarzałam, że nie chcę, by cierpiał... Mówiłam mu, że go kocham... Z resztą taka jest prawda. Kocham go bezgranicznie. Jestem podła, bo ranię go w najgorszy możliwy sposób... Po za tym mu na mnie też zależało, a już kilkanaście razy robiłam mu krzywdę w ten sposób. Mimo to, on nadal trwał przy mnie wybaczając mi to wszystko... - zerknęłam mojemu przyjacielowi w oczy.
Zupełnie niepotrzebnie to zrobiłam, bo nagle poczułam jak nasze usta się ze sobą stykają. Wykonują coraz to szybsze i bardziej namiętne ruchy. Nie wiem kto zaczął. Wiem, że nie miałam już po co się przed tym bronić. Nasze pocałunki z każdą sekundą robiły się coraz bardziej gwałtowne. Jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele, a oddechy były coraz to szybsze. Nim się obejrzałam leżałam już na łóżku, a on tuż nade mną całował mój kark przygotowując mnie na to, co miało się za chwilę wydarzyć.

* - początek "Ahí estare".
** - fragment refrenu "Voy por ti".

Buuu! Jak się podoba rozdział? Pomijając oczywiście rozpad Pangie i pocałuneki Lucasa i Angie? ;D
A tak całkiem serio, to proszę - nie bijcie. Ja chcę jeszcze żyć! xD
Mam nadzieję, że nie popsułam Wam tym rozdziałem nowego roku ^_^
Co się będzie dalej działo? Jak potoczy się dalsze życie Pangie? Czy to na pewno koniec ich związku? I co z Lucasem? Wróci do Niemiec, czy zostanie w Argentynie? Tego dowiecie się już niedługo! ;)

Do zobaczenia! :*
bloggerka