niedziela, 3 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 78 - Ale nie chcę już tak żyć...

Witam Was w 2016 r.!
Zapraszam na rozdział 78.
Wybraliśmy się z Lucasem na spacer. Mimo, że wiedziałam o nim już bardzo dużo, nadal chciałam wiedzieć więcej. Każda dodatkowa informacja na jego temat sprawiała, że odczuwałam potrzebę poznawania go z każdą chwilą coraz to bliżej i bliżej... Odkąd opowiedział mi o swojej żonie nie przestawałam o niej myśleć, lecz sama do końca nie byłam pewna jakiej treści były moje myśli na jej temat. Czy były one negatywne? Chyba nie. Nie miały powodu takie być skoro Gianna była podobno bardzo dobrą kobietą. W takim razie musiały być pozytywne. Ale czy można pozytywnie o kimś myśleć, jeśli ten ktoś wyrządził krzywdę drugiemu człowiekowi? Chyba tak, ale tylko wtedy, gdy zrobił to nieświadomie.
- Ładny dzisiaj dzień, nieprawdaż? - zaczął rozmowę mój towarzysz.
- Tak. Słońce świeci, wieje lekki wiatr, żadnej chmurki... - podsumowałam. - Naprawdę chyba lepiej być już nie może. - uśmiechnęłam się. - Widzę, że wziąłeś gitarę. Zamierzasz mi coś zagrać?
- Jeśli tylko będziesz chciała. - odparł.
Nie myślałam o tym, gdzie idziemy. Po prostu szliśmy przed siebie. Mimo to, doszliśmy tam, gdzie znajdę się zawsze, gdy jestem na spacerze - w Parku Centralnym. Można powiedzieć, że to miejsce jest moim drugim ogrodem, a nawet pierwszym, bo pojawiam się tutaj częściej niż w swoim prywatnym.
- Masz ochotę na jabłko w karmelu? - spytał mój towarzysz. - Wiem, że je uwielbiasz.
- W takim razie, po co w ogóle pytasz? - zaśmiałam się. - Poproszę największe, jakie mogę tutaj dostać! - krzyknęłam, gdy on zaczął oddalać się w stronę straganu.
Nie czekałam długo. Lucas kupił tylko jedną sztukę, która była przewidziana dla mnie. Sobie natomiast nie zakupił, ponieważ twierdził, że dla niego to jest za słodkie ale mimo to wziął ode mnie kawałek. Kiedy dostałam swoje jabłko zaczęliśmy szukać dobrego miejsca, aby sobie usiąść. Rozglądaliśmy się przez dłuższy czas, ale zupełnie nie potrzebnie, gdyż i tak wylądowaliśmy na białej, drewnianej ławce stojącej obok wierzb, na której zawsze siadałam i z którą wiązało się tak wiele wspomnień.
- To co? Grasz? - zapytałam.
Mój znajomy, a nawet mogłabym już powiedzieć, że przyjaciel, wyciągnął gitarę z pokrowca razem z kostką i sprawdził, czy nie jest ona rozstrojona. Odrobinę była, ale szybko to zmienił. Zaczął grać melodię "Gira mi canción", ale nie śpiewał. Kiedy minął refren energicznie złapał wszystkie struny sprawiając tym samym, że instrument ucichł. Spojrzał się na mnie.
- A ty potrafisz grać? - rzucił.
- Trochę. - odpowiedziałam nieśmiało. - W porównaniu do ciebie to prawie wcale.
- Zagraj mi coś, proszę. - nalegał przez chwilę.
- No dobra, ale bez złośliwych komentarzy, jasne? - lekko uniosłam do góry kąciki ust.
Towarzysz podał mi gitarę, a ja gdy tylko wygodnie ją złapałam zaczęłam grać. Nie zastanawiałam się w ogóle nad tym, co zagram, bo wiedziałam od razu, że będzie to "Ahí estare", gdyż tą piosenkę miałam już prawie do perfekcji opanowaną. Gdy wybrzmiała krótka przygrywka zaczęłam śpiewać. "Moje serce bezustannie poszukuje gwiazdy wiszącej wysoko nad morzem... Jeśli będzie w stanie wskazać mi drogę do ciebie, to możliwe będzie odnalezienie cię..."*. I tak zagrałam mu całą piosenkę, a on wpatrywał się we mnie niczym w lusterko, bądź w coś niebywale pięknego i idealnego. Kiedy skończyłam zaczął bić mi brawo, a następnie wziął ode mnie gitarę i zaczął grać hiszpańską piosenkę, która, tak jak poprzednia, była stworzona przez absolwenta z naszej szkoły - Leona. "Porozmawiajmy teraz. Ja cię widzę, a ty mnie nie. W tej historii wszystko jest na odwrót. To nie jest teraz ważne. Idę po ciebie, idę..."**. Tak, jak wcześniej nie potrafiłam nadziwić się jego talentem. Mogłam słuchać jego głosu w nieskończoność, a złożyło się tak, że grał i grał bez przerwy. Zdążył przegrać mi z kilkanaście utworów, a ja nawet nie zauważyłam, kiedy słońce zaczęło znikać za deszczowymi chmurami, a wiatr zaczął stawać się coraz bardziej gwałtowny. Dopiero to dostrzegłam, gdy mój prywatny koncert zakończył się, a ja skończyłam bić długie, lecz zasłużone dla niego oklaski.
- Mogłabym cię słuchać całą wieczność. - powiedziałam.
- Dziękuję ci za tak miłe słowa. - uśmiechnął się. - Naprawdę cudownie mi się tu z tobą siedzi, ale chyba zbiera się na deszcz i to nie mały. Lepiej będzie, jak zaczniemy się już wracać do domu.
- Masz rację. - przytaknęłam podając mu pokrowiec od gitary.
Lucas spakował instrument, założył go na plecy i zaczęliśmy iść szybszym krokiem. Kiedy złapał nas lekki deszczyk coraz to bardziej przyśpieszaliśmy, ponieważ z każdą chwilą nasilał się on coraz bardziej. Gdy znaleźliśmy się pod moim miejscem zamieszkania przystanęliśmy, aby złapać oddech, gdyż już naprawdę nie dawaliśmy rady. Spojrzałam na mojego przyjaciela, który był już cały przemoknięty i zaczęłam się śmiać.
- Co? Co cię tak śmieszy? - spytał.
- Uroczo wyglądasz kiedy jesteś przemoknięty. - zaśmiał się pod nosem.
- Makijaż ci się rozmazał. - podszedł do mnie i zaczął gładzić moje policzki swoimi ciepłymi dłońmi.
W pewnym momencie spojrzałam mu się w oczy i... i cała reszta przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Był on i tylko on. Przestaliśmy się śmiać, a on zerknął kątem oka na moje usta. Przymknęłam powieki i nagle poczułam smak jego warg, które pieściły moje w sposób taki, jaki jeszcze nigdy tego nie zaznały. To było coś zupełnie nowego, a za razem przyjemnego. Starałam się odwzajemnić każde jego muśnięcie, lecz przez rozkosz jaką czułam mogło mi to nie wyjść. Nasze pocałunki powoli dobiegały końca, a ja oprzytomniałam. Spojrzałam się na Lucasa jednocześnie ze smutkiem, ale i ze złością. Staliśmy tak chwilę nieruchomo i parzyliśmy sobie w oczy. On trzymał swoje dłonie na moich policzkach, a ja ręce wzdłuż siebie. Z każdym momentem uświadamiałam sobie coraz bardziej, jak wielki błąd popełniłam. Złapałam go za palca i odciągnęłam jego nadgarstek od mojej buzi. Pokręciłam głową przecząco, a następnie wbiegłam do domu. Nie miałam pojęcia, co miałam w tamtej sekundzie robić tym bardziej, że wiedziałam, iż mój mąż jest w środku. Jednak nie potrzebnie się tym zamartwiałam, bo gdy znalazłam się w budynku zastałam go przy oknie z kamienną twarzą.
- Mówiłaś, że się zmieniłaś... - szepnął i spojrzał na mnie z żalem. - A ja ci głupi uwierzyłem... - dodał po chwili trzaskając drzwiami.
Wybiegłam za nim. Lucasa już tam nie było. Widocznie musiał gdzieś pójść. Zaczęłam krzyczeć do Galindo, aby się zatrzymał i posłuchał, tego, co chcę mu powiedzieć, lecz on nadal szedł przed siebie.
- Pablo, proszę! Wysłuchaj mnie! - błagałam.
- A co ty mi niby masz do powiedzenia?! - zatrzymał się i obrócił w moją stronę. - Że żałujesz? Że przepraszasz? Że dałaś ponieść się chwili? Że w tamtym momencie przestałaś myśleć i że już nigdy tego nie zrobisz? - podszedł do mnie bliżej. - Słyszałem to już kilka, a może i nawet kilkadziesiąt razy. - odrzekł. -  Kocham cię Angie. Najmocniej na świecie. Ale nie chcę już tak żyć. Po każdej zdradzie łudziłem się, że to ta ostatnia i za każdym razem byłem coraz bardziej zawiedziony. Nie zamierzam już dłużej tak cierpieć. - powiedział. - Zaraz wyjeżdżam do Hiszpanii, a gdy tam się znajdę zacznę wieść zupełnie nowe życie w pełni zapominając o tobie.
- Pablo, proszę... - nalegałam, ale bezskutecznie, gdyż mój mąż odwrócił się i poszedł przed siebie.
- Cześć. - to był ostatnie słowo, które skierował do mnie.
Cała przemoknięta i we łzach patrzyłam jak odchodzi. Płakałam głośno szlochając mając nadzieję, że chociaż jeszcze na mnie spojrzy, lecz nie spojrzał. Widziałam, że mu też było ciężko, gdyż sam ledwo opanował swoje emocje. Z każdą sekundą coraz bardziej siebie nie nienawidziłam. Kochałam go. Naprawdę. Kochałam go miłością tak wielką, że sama nie potrafiłam jej do końca zrozumieć, ale to nie było mi potrzebne do szczęścia. Ważne, że był obok. A teraz? A teraz miało się to wszystko zmienić... Gdy odszedł już na tyle daleko, że zniknął mi z oczu weszłam do domu, a konkretniej skierowałam się w stronę naszej sypialni. Usiadłam na łóżku, schowałam twarz między dłońmi i zaczęłam płakać. Nie powstrzymywałam łez. Nie obchodziło mnie w tamtym momencie to, że może to wszystko słyszeć Marina, Lucas czy Matylda. Cierpiałam, a żeby choć trochę sobie ulżyć musiałam wylać z siebie łzy. Nagle poczułam na sobie dotyk ciepłej dłoni, która właśnie przejeżdżała mi po plecach. Podniosłam głowę z nadzieją, że to mógł być mój mąż, lecz nie. Był to mój polski znajomy.
- Co się dzieje? - spytał.
Nie odpowiedziałam mu od razu. Chwyciłam go mocno za koszulkę i przysunęłam się do niego tak, aby wygodnie mi było w niego płakać. Dopiero, gdy w pewnym stopniu się wypłakałam mogłam cokolwiek wybełkotać
- Pa-Pa-Pa-blo... on... o-odszedł... - mówiłam szlochając. - Powiedział, że... że... że z nami ko-koniec...
- To wy byliście parą? - zapytał zdziwiony Lucas.
- Ja i Pablo? - upewniłam się. - T-t-taak. Byliśmy małżeństwem...
Mój towarzysz zerknął na mnie przerażony.
- Angie, ja tak cię przepraszam. Przysięgam, że nie wiedziałem. Ktoś mi powiedział, że byliście przyjaciółmi, więc pomyślałem, że tylko razem mieszkacie... - odparł zawstydzony.
I nagle wyjaśniło się skąd wzięło się pytanie o to czy spałam z Pablem zadane przez niego w Resto Bandzie. Normalnie
byłabym na niego wściekła, ale byłam zbyt zdesperowana, aby w jakikolwiek sposób wyrazić moją  złość tym bardziej, że w tamtym momencie okropnie potrzebowałam się do kogoś przytulić.
- I tak to nie twoja wina... - powiedziałam nieco uspokojona. - To ja nie byłam mu wierna mimo, że obiecywałam mu to przed ołtarzem... To ja zawsze mu powtarzałam, że nie chcę, by cierpiał... Mówiłam mu, że go kocham... Z resztą taka jest prawda. Kocham go bezgranicznie. Jestem podła, bo ranię go w najgorszy możliwy sposób... Po za tym mu na mnie też zależało, a już kilkanaście razy robiłam mu krzywdę w ten sposób. Mimo to, on nadal trwał przy mnie wybaczając mi to wszystko... - zerknęłam mojemu przyjacielowi w oczy.
Zupełnie niepotrzebnie to zrobiłam, bo nagle poczułam jak nasze usta się ze sobą stykają. Wykonują coraz to szybsze i bardziej namiętne ruchy. Nie wiem kto zaczął. Wiem, że nie miałam już po co się przed tym bronić. Nasze pocałunki z każdą sekundą robiły się coraz bardziej gwałtowne. Jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele, a oddechy były coraz to szybsze. Nim się obejrzałam leżałam już na łóżku, a on tuż nade mną całował mój kark przygotowując mnie na to, co miało się za chwilę wydarzyć.

* - początek "Ahí estare".
** - fragment refrenu "Voy por ti".

Buuu! Jak się podoba rozdział? Pomijając oczywiście rozpad Pangie i pocałuneki Lucasa i Angie? ;D
A tak całkiem serio, to proszę - nie bijcie. Ja chcę jeszcze żyć! xD
Mam nadzieję, że nie popsułam Wam tym rozdziałem nowego roku ^_^
Co się będzie dalej działo? Jak potoczy się dalsze życie Pangie? Czy to na pewno koniec ich związku? I co z Lucasem? Wróci do Niemiec, czy zostanie w Argentynie? Tego dowiecie się już niedługo! ;)

Do zobaczenia! :*
bloggerka

4 komentarze:

  1. W tym wypadku to nie mogę ci napisać super rozdział, bo się rozstali 😢 Jeszcze to co Angie zrobiła masakra.
    Nie no dobra nie oszukujmy się i tak świetny rozdział 😃
    Kejla <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedno zdanie dla ciebie, drugie dla Lucasa :)
    Lucas- ŻEGNAM CIE Z ARGENTYNY!!!
    Dla ciebie- Jaki chcesz grob? :)
    Przecież bylabys chora, gdy Lucas jej nie pocałował.
    Blagam, nie pisz w nastepnym rozdziale o ich ... ten teges. To sen? Napisz, ze to sen.. błagam. Sadze, ze nie lubisz Pabla. Ranisz go..
    ~ Emka 2016

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, byłabym chora xD
      Oj tam, oj tam... Źle sądzisz, bo właśnie bardzo lubię Pabla :P
      A co do tego grobu, to może jeszcze się zastanów? Obiecuję, że jakoś to odkręcę! A jak nie, to może być różowy w niebieskie kwiatuszki ;)

      Usuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)