sobota, 23 stycznia 2016

Sezon 3 - Rozdział 82 - Lekcja tańca

Rozdział 82.
Miłego czytania! <3
Obudziłam się. Ledwo po tym uświadomiłam sobie coś okropnego. Zaczął się wtedy ostatni dzień tygodnia, w którym trzeba było wstać do Studia. To znaczyło, że właśnie tego dnia Lucas po raz ostatni poprowadzi lekcję tańca, a jego córka ostatni raz weźmie udział w naszych zajęciach. Zrobiło mi się trochę smutno. Mimo, że oboje trochę narozrabiali to i tak nie żałowałam, że ich poznałam. Byli cudownymi ludźmi, a to, co razem przeżyliśmy zostanie w mojej głowie na bardzo długi czas.
- Dzień dobry kochanie. - usłyszałam szeptanie do ucha. - Jak ci się spało?
- Cześć Pablo. - odparłam. - Świetnie, z resztą jak zawsze, gdy zasypiam i budzę się obok ciebie.
- Chyba muszę ci się do czegoś przyznać. - zaczął. - Odkąd razem mieszkamy i zasypiamy w jednym łóżku, każdego dnia przypatruję się temu, jak zasypiasz. I przyznam ci się, że lubię to robić, bo, co mnie najbardziej zadziwia, zawsze gdy zaśniesz, na twojej twarzy maluje się lekki uśmiech. Niezależnie od dnia. Nawet wtedy, gdy jesteś bardzo zła, zdenerwowana czy też smutna. Zawsze śpisz z uśmiechem.
- A wiesz dlaczego? - spytałam. - Bo, gdy zasypiam w ramionach tak cudownego człowieka nie sposób jest się tym nie cieszyć.
- Uważasz, że jestem cudowny?
- No, a nie? - zaśmiałam się po cichu.
- A co ja takiego niby robię? - zapytał.
- Po prostu jesteś. To mi w zupełności wystarcza. - uniosłam delikatnie kąciki ust i spojrzałam mu prosto w oczy. - Kocham cię. Kocham cię miłością, której sama do końca nie rozumiem, ale to nie jest ważne.
- Ja ciebie też. - mruknął. - A co będzie jak wyjadę? Wtedy będziesz zasypiała codziennie smutna?
- O to się nie martw. Będę co wieczór o tobie myśleć. Co prawda, to nie będzie to samo, ale przynajmniej nie zasnę pogrążona w depresji. - uśmiechnęłam się. - Trzeba wstawać. Inaczej się spóźnimy.
-Masz rację. - przytaknął i delikatnie mnie pocałował.
Podniosłam się z łóżka i włożyłam kapcie na nogi. Wzięłam swoje ubrania i poszłam do łazienki. Tam wykonałam wszystkie poranne czynności, które wykonywałam codziennie, wzięłam prysznic, umyłam włosy, przebrałam się, uczesałam i nałożyłam lekki makijaż. Gdy byłam już gotowa, otworzyłam drzwi i poszłam do kuchni na śniadanie. Jak się okazało byli tam prawie wszyscy z wyjątkiem mojego męża, co bardzo mnie zdziwiło, bo byłam przekonana, że będzie on tam przede mną.
- Dzień dobry. - przywitałam się ze wszystkimi. - Nie widzieliście może Pabla? - spytałam.
- Był tu, usiadł przy stole, zrobił sobie kanapkę, a po chwili wybiegł z nią w ręku. - odpowiedziała Matylda.
- Nie wiesz, dokąd pobiegł? - zapytałam.
- Wbiegał po schodach, na górę, ale do którego pokoju wbiegł, to już nie wiem.
- Okej, dziękuję ci bardzo. - odparłam.
- Nie ma za co. - uśmiechnęła się do mnie dziewczyna. - Martina, idziemy do Studia?
- Tak, jasne. Tylko... muszę znaleźć swoje partytury, bo nie wiem, gdzie je położyłam. - rzuciła moja córka wstając od stołu. - Pójdę sprawdzić na górę.
- Ja sprawdzę. - zaproponowałam. - I tak tam muszę iść.
- Ale one pewnie będą schowane w jakiejś szafce, czy książce. - powiedziała nastolatka. - Matylda, chodź ze mną. Pomożesz mi ich szukać, bo inaczej się spóźnimy. - złapała swoją koleżankę za rękę i zaczęły wchodzić po schodach.
Zostałam w pomieszczeniu sama z Lucasem. Wiedziałam, że to może skończyć się nie najlepiej, ale nie chciałam okazywać strachu. Podeszłam do stołu i zaczęłam smarować bułkę dżemem truskawkowym.
- Dzisiaj wasz ostatni dzień w Studio. - zaczęłam. - Mam nadzieję, że dobrze się tutaj bawiliście.
- Tak. - odpowiedział. - Wszystko co się tutaj wydarzyło zostanie w mojej pamięci na bardzo długi czas. - powiedział. - Włącznie z tobą. - dodał po chwili.
- Lucas, tłumaczyłam ci to już... - odparłam nieco ściszonym głosem. - Jestem mężatką. Od prawie dwudziestu lat. Nie zamierzam tego zmieniać.
- Nie o to mi chodziło. - bronił się. - Pabla też nie zapomnę, Martiny z resztą też. Nie sposób zapominać o takich ludziach jak wy. Daliście nam dach nad głową, opiekę i troskę przez cały tydzień.
- Proszę, nie mów tak. - przerwałam mu.
- Powiedziałem coś nie tak? - speszył się.
- Nie. - rzuciłam w odpowiedzi. - Chodzi mi o to, że mówisz tak, jakbyś już teraz miał stąd wyjeżdżać, a przecież wylatujesz stąd za dwa dni. Dwa dni to jeszcze sporo czasu. Nie chcę przedwcześnie płakać. - odparłam.
- Masz rację. Przepraszam.
- Wiesz... Widziałam już jak grasz na gitarze, jak śpiewasz, jak mówisz po polsku oraz w paru innych językach, ale jeszcze ani razu do tej pory nie widziałam jak tańczysz. - zmieniłam temat.
- Naprawdę? - zaśmiał się. - W takim razie wpadnij dzisiaj do mnie na zajęcia. Choćby na pięć minut.
- Bardzo chętnie. - uśmiechnęłam się.
Nagle do kuchni wszedł mój mąż z owiniętą dłonią w bandaż. Odrobinę się przeraziłam.
- Pablo, co ci się stało? - spytałam zmartwiona.
- Pamiętasz, jak śmiałem się z ciebie, jak rozcięłaś sobie palca przy krojeniu podajże marchewki?
- Coś takiego było, a co?
- Wylałem na siebie wrzątek. - odpowiedział.
- Ale wszystko dobrze? - podeszłam do niego. - Dłoń bardzo ci się zaczerwieniła? Może trzeba jechać do lekarza? To przecież może być poparzenie trzeciego stopnia...
- Kochanie, poradziłem sobie z tym. Spokojnie. Nic mi nie jest. - zapewniał.
- Ale na pewno? - martwiałam się. - Bo wiesz, jak coś to mów. Od razu wsiadamy w samochód i jedziemy do szpitala.
- Dobrze, dobrze, ale to serio nic poważnego.
- Jak to się w ogóle stało? - zapytałam.
- Chciałem zrobić sobie kawę. Jedną ręką złapałem kubek, a drugą czajnik no i nie za bardzo potrafiłem wcelować do tego kubka... Część wody poleciała mi na dłoń.
- Ty niezdaro. - zaśmiałam się.
- Ja? Ja przynajmniej nie kaleczę się przy obieraniu jarzyn.
- Ha, ha, ha. - mruknęłam. - No bardzo śmieszne. Przygotowałam dla ciebie twoje ulubione śniadanie, ale chyba na nie nie zasłużyłeś.
- Moje ulubione? To znaczy?
- Bułki z dżemem truskawkowym.
- Wiesz jak bardzo cię kocham? - podszedł do mnie bliżej i przyciągnął mnie ku sobie.
- Pablito! - szepnęłam mu na ucho. - Mamy gościa.
- Kocham cię. - odparł tak, jakby nie usłyszał tego, co przed chwilą powiedziałam i pocałował mnie delikatnie. - To gdzie są te bułki?
- Tutaj. - podałam mu talerz. - Pozwolisz, że zrobię ci do tego kawę. Nie chcę, żebyś stracił jeszcze drugą dłoń.
- A proszę bardzo. Rób. Twoja i tak smakuje mi bardziej.
- Lucas, też chcesz? - spytałam naszego tymczasowego współlokatora.
- Nie, dziękuję. Ja już piłem. - odparł i zerknął w stronę okna.
Kiedy wszyscy skończyli posiłek włożyłam wszystkie naczynia do zmywarki i włączyłam ją. W międzyczasie dziewczyny wyszły już na zajęcia, a my mieliśmy jeszcze chwilę. Tego dnia, akurat tak się złożyło, że zaczynaliśmy o tej samej porze, więc wychodziliśmy z domu również o tej samej godzinie. Kiedy znaleźliśmy się już w Studiu każdy z nas poszedł w swoją stronę. Pablo do gabinetu dyrektora, Lucas do pokoju nauczycielskiego, a ja prosto do mojej klasy muzycznej. Akurat złożyło się tak, że po tej lekcji miałam okienko. Zdecydowałam, że to najprawdopodobniej będzie ostatni i najlepszy moment do obejrzenia umiejętności mojego przyjaciela.

Weszłam do sali tanecznej. Już na korytarzu było słychać melodię, do której uczniowie tańczyli. Była to "Supercreativa" napisana przez moją siostrzenicę. Nie spodziewałam się, że będą do tego ćwiczyć na zajęciach z Lucasem, a jednak.
- Jeden, dwa trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem... - liczył nauczyciel. - Jeszcze raz. Jeden, dwa, trzy, cztery... - w tamtym momencie mój znajomy zobaczył mnie i uśmiechnął się. - Dobra, teraz lecimy od początku. Dajcie z siebie wszystko, jasne? - podszedł do radia i puścił podkład od początku.
Nie był to układ Violetty, ani Gregoria, więc wywnioskowałam, że jego twórcą był właśnie tańczący przede mną Polak. Muszę przyznać, że choreografia była trudna, ale dzieciakom wychodziła znakomicie. Na dodatek była całkiem niezła. Oczywiście jak dla mnie, a ja przecież za bardzo się na tym nie znam.
- Angie, może spróbujesz z nami? - zaproponował, gdy piosenka się skończyła.
- Ja? - zdziwiłam się. - Nie. Lepiej będzie jak popatrzę.
- No chodź. - złapał mnie za rękę. - To jest naprawdę proste. Tylko wydaje się być takie skomplikowane.
I tak oto znalazłam się na parkiecie pośród innych uczniów. W miarę szybko opanowałam początkowe kroki i zaczęłam razem z nimi tańczyć. Gdy skończyłam Lucas zaczął mi bić brawo, a chwilę później przyłączyły się do niego dzieciaki.
- Jeszcze raz. - zachęcali mnie, gdy zeszłam na bok. - Nie wstydź się. Świetnie ci idzie.
Posłuchałam ich. Weszłam z powrotem na parkiet i stanęłam obok mojego przyjaciela. Zaczęliśmy całą choreografię po raz drugi. Przez całą pierwszą zwrotkę patrzyłam na siebie w lustrze. Muszę przyznać, że całkiem nieźle mi to wychodziło. Zaczął się refren. Energicznie podskoczyłam do góry i gdy dotknęłam stopami ziemi poczułam ogromny ból głowy. Pomyślałam, że za moment mi przejdzie i starałam się go zignorować lecz powoli przestawało mi to wychodzić. Czułam na sobie wzrok otaczających mnie uczniów i Lucasa. Widocznie widzieli, że coś jest nie tak. Nagle usłyszałam pisk. Pierw był on krótki i w miarę cichy, a później długi i głośny. Wtedy już nie wytrzymałam. Stanęłam w miejscu i miałam już zejść na bok, gdy nagle moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Czułam jak upadam, lecz nie wylądowałam na podłodze. W ostatnim momencie nauczyciel zdążył mnie złapać dzięki czemu uniknęłam przykrego kontaktu z podłogą.
- Niech ktoś pójdzie po Pabla, byle szybko! - usłyszałam.
Obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać. Czułam, że za moment stracę kontakt z rzeczywistością. Ból w głowie coraz
bardziej się nasilał, a okropny piszczenie nie ustępowało.
- Angie, kochanie! Angeles, słyszysz mnie? - wychwyciłam.
Potrząsnęłam lekko głową i ujrzałam niewyraźnie sylwetkę mojego męża.
- Pablo... - mruknęłam.
Wydawało mi się, że zaraz po tym straciłam przytomność, lecz nie mam pewności, czy tak na pewno się stało. Widziałam jeszcze niektóre sceny jak przez mgłę. Łzy mojego męża, karetkę, lekarza oraz momentami słyszałam odgłosy karetki jadącej na sygnale. Czy tak naprawdę było? Nie wiem. Równie dobrze mogło mi się to przyśnić. Miałam tylko nadzieję, że to nic poważnego. Nie chciałam, aby oni wszyscy się o mnie martwili.

Dobry wieczór wszystkim! Jak tam Wam życie mija? :)
Jak Wam się wydaje, co się mogło stać Angie? I czy to coś poważnego? Tego dowiecie się już w następnym rozdziale! ;D
Zachęcam Was również do zagłosowania w nowej ankiecie ^_^

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

4 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)