Cześć!
Zapraszam na 93 rozdział! <3
Miłego czytania ;)
- Leo, co się dzieje? - zapytałam, gdy lekarz wyszedł z sali.Zapraszam na 93 rozdział! <3
Miłego czytania ;)
Zupełnie straciłam poczucie czasu. Nie miałam pojęcia ile siedzieliśmy na korytarzu i czekaliśmy aż ktoś coś nam powie. Może to były godziny, a może minuty. Nie wiem. Z resztą to nie było ważne. Chciałam się tylko dowiedzieć co się dzieje. Tak naprawdę tylko na tym w tamtym momencie mi zależało.
- Mieliśmy mały problem z Martiną, ale już wszystko jest dobrze. - odpowiedział.
- Problem? Co się stało? - dopytywał mój mąż.
- Wasza córka... - westchnął. - Zatrzymała nam się.
Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Sam fakt, że prawie spotkała się ze śmiercią był okropny.
- Ale już wszystko dobrze? - spytałam cicho. - Udało wam się ją uratować...?
- Tak. Pojawiliśmy się w idealnym momencie. Gdybyśmy przybiegli dosłownie sekundę później mogłoby być już za późno. Ale to jest teraz nieistotne. Pomyśl o tym, że jednak żyje. Reanimowaliśmy ją i zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy.
Cieszyłam się, że Martina została jednak przy nas, ale nie potrafiłam kontrolować swoich emocji. Usiadłam z powrotem na krzesełku i schowałam twarz w dłonie.
- Dzięki. - rzucił Pablo do doktora, a następnie zajął miejsce obok mnie.
Leo popatrzył na nas ze smutkiem po czym wciągnął głośno powietrze i odszedł.
- Najdroższa... - zaczął mój mąż obejmując mnie ramieniem. - Dlaczego płaczesz? Przecież on mówił, że ją uratował. To chyba dobrze, nieprawdaż?
- Tak, bardzo dobrze. - odparłam zdenerwowana. - Ja mam po prostu złe przeczucia. Boję się, że ją stracę, a tego nie chcę.
- Nikt z nas nie chce jej śmierci. - zapewnił Galindo. - Ale czasami...
- Nie. Proszę nie kończ. - przerwałam mu. - Chciałabym pobyć trochę sama, mogę?
Nie odpowiedział nic. Wstał i wszedł do sali, w której leżała nasza córka spełniając tym samym moją prośbę.
*widziane oczami Pabla*
Nie chciałem jej drażnić. Wstałem i wszedłem do sali, gdzie leżała moja mała córeczka. Nie wiedziałem czy mogę tam być, ale nie obchodziło mnie to. Usiadłem na krzesełku, które stało obok jej łóżka i złapałem ją za dłoń. Drugą ręką odgarnąłem włosy z jej czoła.
- Kochanie... - zacząłem. - Pewnie doskonale wiesz, że bardzo nam na tobie zależy. Nam wszystkim. Mnie, mamie, Pauli... Tomowi... Wiem też, iż jest ci teraz bardzo ciężko. Sam doskonale wiem, że w takiej sytuacji nie ma się już siły walczyć. Jest się całkowicie wyczerpanym. Dlatego... - przerwałem, gdyż musiałem wytrzeć łzę z policzka. - Dlatego jeśli będzie ci łatwiej, to odejdź... Nie chcę, żebyś cierpiała... - powiedziałem prawie niesłyszalnie. - Bardzo cię kocham. Bardzo. - dodałem mocno zaciskając usta, aby się całkowicie nie rozpłakać.
Potem wstałem i opuściłem pomieszczenie wracając z powrotem do swojej żony.
*widziane oczami Angie*
Kiedy usłyszałam, jak drzwi od sali mojej córki otwierają się nieco podskoczyłam. Wiedziałam, że Pablito jest w środku, ale mimo to byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że odrobinę się przestraszyłam.
- Gdzie jest Tom? - spytał.
Rozejrzałam się po korytarzu. Rzeczywiście nigdzie go nie było. Na dodatek, w mojej głowie ponownie pojawiła się masa złych myśli i obaw.
- Przecież przed chwilą tutaj był... - mruknęłam pod nosem.
Wiedzieliśmy, że trzeba go jak najszybciej odszukać. Chłopak mógł w tamtym momencie popełnić jakąś głupotę, a tego żadne z nas by nie chciało. Podniosłam się energicznie z krzesła i zaczęliśmy szybszym krokiem podążać w stronę schodów. Wydaje mi się, że, ani ja, ani Pablo, nie wiedzieliśmy dokąd tak właściwie idziemy. Przemierzaliśmy szpitalne korytarze w nadziei, że gdzieś go zobaczymy. Jednak, gdy zeszliśmy na pierwsze piętro mój mąż skręcił w stronę pokoju lekarskiego. Widocznie zamierzał porozmawiać z naszym zaprzyjaźnionym doktorem na ten temat. Kiedy stanęliśmy przed
drzwiami Galindo zapukał i nie czekając na jakiekolwiek słowo, wszedł do środka.
- Leo, chłopak Martiny zniknął. - powiedział nim zdążyliśmy zobaczyć kto siedzi w środku.
Na całe szczęście okazało się, że w pomieszczeniu był tylko nasz znajomy. Kiedy nas zobaczył wyprostował się i zerknął na nas zza papierów.
- Jak to się stało? - zapytał zdziwiony.
- Kiedy skończyliśmy z tobą rozmawiać, ja wszedłem do sali Martiny, a Angie została na korytarzu. Kiedy do niej wróciłem jego już tam nie było. - rzucił Pablo.
W tamtym momencie nasz lekarz zerknął na mnie.
- Nie wiem kiedy odszedł. - odparłam. - Cały czas płakałam. Nie widziałam go. - broniłam się.
- Dobrze, w takim razie zawiadomię ochronę. Jeśli nastolatek jest jeszcze na terenie szpitala na pewno go znajdziemy. Gorzej jeśli zdążył już go opuścić. Wtedy będziecie musieli zawiadomić policję.
- No tak... - mruknęłam pod nosem.
- W takim razie... Co mamy robić? - spytał Pablo. - Możemy pomóc go szukać?
- Jak chcecie. - odpowiedział nasz znajomy. - Możecie, ale nie musicie. Jeśli jednak się na to zdecydujecie to pamiętajcie, żeby nie utrudniać pracy naszym ochroniarzom.
- No jasne. - rzuciłam.
- Przepraszam was, ale ja muszę lecieć. - powiedział Leo zerkając na komórkę. - Właśnie dostałem sygnał, że jestem potrzebny na bloku operacyjnym. Jeszcze muszę poinformować ochronę o zniknięciu chłopaka. - powiedział wybiegając z pokoju lekarskiego, lecz po chwili zawrócił. - Jak on się nazywa?
- Tom Jaquez. - odpowiedziałam. - Siedemnaście, prawie osiemnaście lat. Coś około metra osiemdziesiąt wzrostu, blond włosy, niebieskie oczy.
- Okej. - odparł i zniknął.
Zaraz po tym razem z moim mężem opuściliśmy pomieszczenie, gdyż będąc w nim sami nie czuliśmy się zbytnio komfortowo. Gdy znaleźliśmy się na korytarzu nie wiedzieliśmy co mamy dalej ze sobą zrobić. Staliśmy i patrzyliśmy się w ścianę. Najprawdopodobniej każde nas czekało aż to drugie coś powie.
- W takim razie, co robimy? - rzuciłam cicho. - Idziemy pod salę Martiny, do domu, czy go szukamy?
- Dom na pewno odpada. - stwierdził. - Wydaje mi się, że możemy go poszukać. Nie widzę sensu bezczynnego siedzenia pod drzwiami naszej córki i czekania na niego.
- Skoro tak uważasz... - mruknęłam. - Rozdzielamy się, czy idziemy razem? - zapytałam.
- Wydaje mi się, że jak pójdziemy osobno są większe szanse, że go odnajdziemy. - odpowiedział. - Ty przeszukaj parter, świetlicę i bufet, a ja obejrzę pierwsze, i drugie piętro.
Kiwnęłam głową w odpowiedzi i ruszyłam w stronę schodów. Kiedy znalazłam się już na samym dole stwierdziłam, że to co robimy chyba ma mniej sensu, niż siedzenie pod salą Martiny. Szpital był duży. Nawet powiedziałabym, że ogromny. Szansę, że sami go odnajdziemy były naprawdę niewielkie. Zaczęłam iść po korytarzu rozglądając się na prawo i lewo. "A co jeśli jest w sali jakiegoś pacjenta? Przecież nie będę wchodzić do nich wszystkich... Albo jak jest w łazience? Nie wejdę do męskiego." - myślałam. Z każdym krokiem to, co robiłam wydawało mi się coraz mniej rozsądne. W pewnym momencie zatrzymałam się i stwierdziłam, że nie będę tego robić. Po chwili jednak, pojawiły się obawy, że jeśli wrócę do sali, gdzie leżała moja córka Pablo może się poczuć zawiedziony. Stwierdziłam, że na jakiś czas wyjdę na dwór. Tam trochę posiedzę i poczekam aż minie kilkadziesiąt minut, a później wrócę do środka, znajdę mojego męża
i powiem mu, że Toma nigdzie nie było. Tak naprawdę nie chciałam kłamać, ale w tamtym czasie wydawało mi się to lepsze niż wyznanie prawdy. Kilka minut później siedziałam na ławce przed szpitalem i patrzyłam się na parking, na którym stała niezliczona ilość samochodów. Wpatrywałam się w nie bez celu. Po prostu chciałam jakoś zabić czas. Poczułam, że zaczyna robić mi się zimno. Zastanawiałam się nad powrotem do środka budynku jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Pomyślałam, że jeśli trochę pospaceruję to zrobi mi się cieplej. Taką przynajmniej miałam nadzieję. Wstałam i zaczęłam iść przed siebie pośród tych wszystkich aut. Nagle przez myśl mi przeszło, że Galindo będzie mógł mnie zauważyć przez okno, lecz po sekundzie wywnioskowałam, że to mało prawdopodobne. Po co miałby przez nie wyglądać? Nagle moje przemyślenia przerwał szloch. Pierw wydawało mi się, że tylko tylko wymysł mojej wyobraźni. Jednak nie. Był on cichy, ale był. Zaczęłam iść w kierunku, z którego on pochodził. Ominęłam kilka pojazdów i ujrzałam byłego chłopaka mojej córki. Siedział na krawężniku z głową opartą na kolanach i płakał. Nie mówiłam nic. Po prostu podeszłam i usiadłam obok niego.
- Boję się. - powiedział. - Boję się o nią. Tak strasznie się boję...
- Jak my wszyscy. - rzuciłam.
- Często mam wrażenie, że ten wypadek był z mojej winy. - odparł podnosząc wzrok na mnie. - Odkąd się pokłóciliśmy cały czas chowała się przede mną w Studio. Zawsze, gdy mnie zobaczyła szybko zmieniała kierunek, albo zawracała. Wydaje mi się, że wtedy, gdy przechodziła przez ulicę, zobaczyła, iż chcę do niej podejść i dlatego poszła w stronę parku.
- Ale to nie twoja wina, że wtedy przejeżdżał tamtędy kierowca, który nie był wystarczająco ostrożny. Jeśli do kogoś chcesz mieć żal, to na pewno nie miej go do siebie, bo ty naprawdę nie zrobiłeś nic złego. - zapewniałam go. - A teraz chodź. Pablo cię cały czas szuka. Razem z ochroną. Musimy im pokazać, że jesteś cały i zdrowy.
- Dobrze. - odpowiedział i oboje ruszyliśmy w stronę szpitala.
Pod drodze chłopak wycierał łzy z twarzy. Miałam wrażenie, że chce ukryć to, iż płakał. Kiedy znaleźliśmy się w budynku nie wiedziałam zbytnio dokąd mamy się udać.
- Gdzie idziemy? - zapytał Tom.
- Wydaje mi się, że pod salę Martiny. - odpowiedziałam. - Pablo pewnie za jakiś czas tam przyjdzie.
- Nie możesz do niego zadzwonić?
- Nie wziął komórki z domu. - odparłam.
- W takim razie, chodźmy na górę tak, jak mówiłaś.
Weszliśmy po schodach na odpowiednie piętro. Nie musieliśmy, ani czekać, ani szukać mojego męża, gdyż czekał on już na mnie, a może na nas, w miejscu, do którego zmierzaliśmy.
- Tom! - podszedł do nas. - Chłopaku, gdzieś ty się podziewał? Martwiliśmy się o ciebie.
- Wiem, przepraszam... - powiedział. - Nie chciałem być problemem, na dodatek pierwszego dnia mieszkania z wami, ale... wystraszyłem się...
- No już dobrze. - przerwał mu Galindo. - Wszyscy się przeraziliśmy, a po za tym nie chcę się z tobą kłócić, bo to nie ma sensu.
- Pablo... - zaczął niepewnie nastolatek. - Mogę zadać ci pytanie?
- Tak. - rzucił w odpowiedzi mój mąż. - Wydaje mi się, że tak.
- Doskonale wiem, jak wyglądał wasz związek. Twój i Angie. - stwierdził chłopak. - Martina nieraz mi o was opowiadała. Za każdym razem mówiła o tym z wielkim podziwem. Mam na myśli to, że tyle razy się rozstawaliście i schodziliście. Myślisz...
A z resztą nie ważne.
- Mów. - nalegał ojciec jego ukochanej. - Nie wstydź się.
- Nadal ją kocham. Nadal ją tak strasznie kocham. Chciałbym, żebyśmy do siebie wrócili, ale przecież za jakiś czas muszę wyjechać...
- A jesteś pewien, że chcesz się dla niej tak poświęcać? - spytał Galindo. - Nie patrz teraz na to pod kątem tego, że jestem jej tatą. Odpowiedz szczerze.
- Tak, bo jest tego warta. Kocham ją, naprawdę. - odpowiedział pewny siebie. - I mimo odległości jaka będzie nas dzielić mam wrażenie, że udałoby nam się przetrwać, ale nie chcę jej zostawiać samej.
- Słuchaj... - odrzekł Pablito. - Coś o tym wiem. Byłem w podobnej sytuacji, ale to ona miała wyjechać i mnie zostawić. Byłem w niej szczerze zakochany. Co prawda, znaliśmy się dłużej niż ty i Martina, ale moje uczucia wobec niej były na takim samym poziomie jak twoje względem mojej córki. Powiedzieć ci co się stało? Rozstaliśmy się. Jeśli mam być szczery, to nawet nie wiem kiedy. Po prostu stopniowo przestawaliśmy utrzymywać ze sobą kontakt i ja przyjąłem to jako koniec związku.
- A ona?
- Ona też. Kiedy wróciła po jakimś czasie traktowała mnie jak przyjaciela. Wtedy zrozumiałem, że przez jej wyjazd straciłem ją.
Wiem, że nie powinnam, ale z każdą chwilą słuchałam tej rozmowy coraz uważniej. Od początku wydawała mi się interesująca.
- Walczyłeś później o nią?
- Z początku nie. Stwierdziłem, że ona chciała tego zerwania, gdyż to ona nie odbierała telefonów. Wyjechała nie podając mi swojego nowego adresu i nasz kontakt musiał się zerwać. Nie winiłem jej za to, bo chciałem tylko jej szczęścia, a jeśli miała być szczęśliwa z kimś innym, to musiałem na to pozwolić. Jednak w pewnym momencie nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. To coś sprawiło, że z powrotem chciałem ją mieć przy sobie.
- A co się później stało?
- Później? Rozstawaliśmy się i schodziliśmy kilkanaście, a może nawet kilkaset razy. A resztę historii powinieneś znać. Jest moją żoną. Mamy razem wspaniałą córkę.
Tom spojrzał na mnie, a ja nieco się speszyłam i wbiłam wzrok w podłogę. Czułam, że czerwienię się na policzkach. Tak naprawdę, nigdy nie miałam okazji usłyszeć, jak wyglądało życie mojego męża, gdy ja w wieku osiemnastu lat wyjechałam na poszukiwania swojej siostrzenicy. Zrobiło mi się głupio przez to, że to w sumie przeze mnie nasz związek się wtedy zakończył. Na dodatek w tak niewłaściwy sposób.
- Jeśli chcesz, możesz wszystko. Możesz sprawić, że ona będzie tylko twoja, ale musisz się o to postarać. Nie możesz się poddawać, nawet jeśli będzie ciężko. Pamiętaj, że za jakiś czas, docenisz wszystkie swoje starania. Któregoś wieczoru leżąc w łóżku trzymając swój cały świat w ramionach pomyślisz, że dobrze zrobiłeś, iż mimo wielu przeszkód o nią walczyłeś. - podsumował Pablo. - W tej kwestii możesz mi zaufać.
- Dziękuję. - odparł chłopak, którego wyraz twarzy w tamtej chwili był nieco zmieszany. - Dziękuję, że pomimo tego, co zrobiłem, pomagacie mi.
- Każdy się czasem zagubi i potrzebna mu jest pomoc. - stwierdził mój mąż. - Chodźcie teraz do bufetu. Jestem głodny. Zjadłbym konia z kopytami.
Ja również odczuwałam głód i zapewne Jaquez również, gdyż oczy zabłyszczały mu na propozycję Galindo. Ruszyliśmy korytarzem w stronę schodów, a następnie na piętro niżej, gdzie usiedliśmy przy stoliku i zaczęliśmy zajadać się szpitalnym obiadem, który nie był taki zły, jak myślałam, że będzie.
Cześć i czołem! Co sądzicie o rozdziale? Dowiedzieliśmy się co się stało z Martiną oraz co nieco o nastoletnim związku Angie i Pabla. Oprócz tego Tom zniknął, ale wszystko dobrze się skończyło. Mam nadzieję, że się podobał :)
A teraz mam takie pytanie z innej beczki - widzieliście nowy videoclip Tini Stoessel? Ja widziałam i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba teledysk, jak i piosenka. Co prawda, preferuję jej angielską wersję, ale hiszpańska też jest wspaniała. Jeśli jeszcze ktoś nie miał okazji go zobaczyć, niech kliknie tutaj ♥
Do następnego! :*
bloggerka
Ps. Ktoś wie jaki wczoraj był dzień? Wczoraj minęło równe dwa i pół lata bloga! Za to dzisiaj mija równy rok od Violetta Live w Łodzi (na którym miałam przyjemność być ^_^). Niebywałe, jak ten czas szybko leci :')