Znowu rozdział w tygodniu :o
Coś nieprawdopodobnego, a jednak ;D
Miłego czytania! :)
- Spokojnie. - powiedziałam do Toma. - Usiądź i opowiedz nam wszystko dokładnie. - poprosiłam wskazując mu kanapę.Coś nieprawdopodobnego, a jednak ;D
Miłego czytania! :)
Chłopak zajął wskazane przeze mnie miejsce, a ja usiadłam zaraz koło niego. Mój mąż zajął fotel, który stał obok sofy, natomiast German zniknął w kuchni. Pojawił się kilka chwil później ze szklanką wody dla nastolatka. Wręczył mu ją i powiedział, że nie będzie nam przeszkadzał po czym poszedł do swojego gabinetu.
- Więc, mów. - rzucił Pablo.
- Mój tata od kilku lat starał się o pracę w firmie, której siedziba znajduje się w Santa Cruz. Do tej pory mu się to nie udawało. Aż do teraz. Dwa dni temu otrzymał maila, w którym znajdowała się informacja, że dostał tę pracę. Razem z mamą nie chcieli mi nic mówić dopóki nie dowiedzieliby się wszystkich szczegółów. No i jakąś godzinę temu zdecydowali się mnie o tym poinformować. Musiałem z kimś o tym pogadać... Pobiegłem do was do domu, ale tam was nie było. Byłem jeszcze w Studio, ale tam też was nie zastałem. Więc przybiegłem tutaj. I wiem, że w szczególności ty Pablo, nie macie ochoty nawet na mnie patrzeć, bo skrzywdziłem Martinę. Ale uwierz, że mi jest z tym źle, tak samo, a nawet gorzej jak wam. Ja wiem, że po czymś takim na nią nie zasługuję, ale to nie znaczy, że nie powinienem jej przeprosić. I nie chcę stąd wyjeżdżać dopóki tego nie zrobię.
Nie wiedziałam co mogę mu powiedzieć. Chciałam mu pomóc, ale nie wiedziałam jak mogę to zrobić. Nie mogłam przecież powstrzymać jego rodziców przed wyjazdem.
- Wydaje mi się... - zaczął mój mąż. - Że mógłbyś na jakiś czas zamieszkać z nami. Przynajmniej do czasu aż wszystko sobie wyjaśnicie. - zaproponował. - Co ty o tym sądzisz Angie?
- Tak. To dobry pomysł. - odpowiedziałam. - Porozmawiamy o tym z twoimi rodzicami i jeśli się zgodzą to cię przygarniemy.
- Naprawdę? - zdziwił się nastolatek. - Zrobilibyście to?
- Jasne. - przytaknęłam.
- Dziękuję! - powiedział przytulając się do mnie.
- No już dobrze. Powinieneś raczej podziękować Pablowi. To on to wymyślił. - stwierdziłam.
- Dziękuję. - powtórzył, lecz tym razem patrzył w stronę Galindo.
Nic nie odpowiedział. Siedział w milczeniu jeszcze chwilę, a później wstał i poszedł na górę.
- Nie przejmuj się tym. Pablo niedawno wyzdrowiał, więc...
- Nienawidzi mnie. - odrzekł.
- Nie prawda. Po prostu jest zmęczony. Dzisiaj po raz pierwszy widział Martinę, więc nie ma zbyt dobrego humoru, ale na prawdę nie bierz tego do siebie. Nie warto.
- Wiem, że za mną nie przepada. Z resztą nie dziwię mu się. Skrzywdziłem jego córkę. Zachowałem się jak typowy frajer. - mówił. - Dlatego byłem nieco zdziwiony, że zaproponował mi mieszkanie z wami.
- Nie przejmuj się. Gdy zobaczy, że się przejąłeś wybaczy ci i ponownie cię polubi. - zapewniałam go. - Powiedz mi tylko, co będzie jeśli Martina przejmie twoje przeprosiny? Wrócicie do siebie?
- Nie. Raczej nie. - odpowiedział. - Związki na odległość nie mają szansy przetrwać.
Powiedział to złej osobie i to w bardzo nieodpowiednim czasie.
- Mogą, jeśli kogoś bardzo się kocha. - rzuciłam.
- Nie w naszym przypadku. Wiem, że ona nie miałaby już do mnie zbyt dużego zaufania.
Ponownie nie wiedziałam co mogę powiedzieć, aby go nie urazić. Bardzo go lubiłam i od samego początku uważałam, że on i moja córka do siebie pasują, a to, że im nie wyszło to zwykły przypadek. Ja również będąc młodszą wiele razy raniłam ukochaną osobę. Na całe szczęście z wiekiem mi to przeszło. Teraz wydawało mi się to okropne. Zdradzać swoją druga połówkę, ale wtedy nie uważałam tego za jakieś świństwo tylko za rzecz całkowicie naturalną, która mogła zdarzyć się każdemu. Może wynikało to z mojego niezbyt dużego doświadczenia w temacie miłości?
- Chyba będzie lepiej jeśli już pójdę. - powiedział po chwili Tom. - Jeszcze raz ogromnie wam dziękuję.
- Nie ma za co. - uśmiechnęłam się do niego. - Jutro po ciebie wpadniemy. Porozmawiamy z twoimi rodzicami i zabierzemy cię razem z bagażami do nas.
- Dzięki. - rzucił wstając z kanapy. - Do zobaczenia.
- Cześć. - odpowiedziałam nim zniknął za drzwiami.
Po tym, gdy chłopak wyszedł z domu weszłam na górę po schodach w celu odnalezieniu Pablita. Tak, jak się spodziewałam, był on w naszej sypialni.
- Co robisz? - zapytałam.
- Pakuję nas. - odpowiedział. - Jeszcze dzisiaj musimy wrócić do domu.
- Mogę zapytać cię po co to robisz?
- Co? Po co nas pakuję? - spytał. - Po to, żebyśmy mogli zabrać stąd nasze wszystkie rzeczy.
- Nie to. Doskonale wiesz, o co mi chodzi.
- No raczej nie za bardzo. - rzucił.
- Po co zaproponowałeś Tomowi, że go przygarniemy skoro tak naprawdę go nie lubisz? Po co robisz sobie pod górkę?
Pablo wrzucił nerwowo piżamę do torby i podszedł bardzo blisko mnie. Oczy mu całe błyszczały. Wyglądał na przybitego, ale jednocześnie zdenerwowanego.
- Bo kocham moją córkę i chcę, żeby była szczęśliwa, a wiem, że tylko on może dać jej to szczęście. I nawet jeśli muszę go znosić i udawać, że jest mi obojętny wiem, że będzie to warte swojej ceny. - powiedział.
- Nie wierzę. - mruknęłam.
- W co? - warknął zdenerwowany.
- W to, że Martina ma tak wielkie szczęście. Ma chłopaka, który chce o nią walczyć, przyjaciółkę, która odwiedza ją codziennie, kilkanaście znajomych wypytujących się o jej zdrowie, mamę, która nie może patrzeć na jej cierpienie oraz ojca, który jest w stanie znieść wszystko, aby zobaczyć jej uśmiech chociaż przez chwilę. - odparłam. - Ja nawet w połowie nie miałam tak dobrze. To Maria zawsze była oczkiem w głowie taty. Mamy zresztą też, ale ona się do tego nie przyznawała. Mimo to, bardzo się kochałyśmy. Była moją jedyną przyjaciółką, ale szybko odeszła, a zaraz po niej mój tata, German i Violetta. Zostałam sama z matką, która nie mogła się pozbierać i to ja musiałam się o nią troszczyć bardziej niż ona o mnie.
- Zawsze byłem przy tobie, lecz ty tego nie widziałaś. - stwierdził podchodząc bliżej. - Albo nie chciałaś tego widzieć.
- Wiem i bardzo ci za to dziękuję. - odparłam. - Cieszę się, że udało nam się uchronić naszą córkę przed życiem takim jak nasze. Ty też nie miałeś łatwo. Dobrze, że ona nie musi przezywać tego, co my w jej wieku.
- Mieliśmy siebie i to nam dawało siłę. Nawet jeśli do końca o tym nie wiedzieliśmy. - odrzekł. - Dlatego chcę pomóc jej chłopakowi. Jak ja wyjadę ktoś będzie musiał o nią dbać, a on jest do tego idealny.
- Przecież on później wyjedzie do rodziców... - zauważyłam.
- Ale zawsze będzie czuła się lepiej, jeśli będzie wiedziała, że ma oparcie jeszcze w nim. - powiedział.
- Mówiłam ci kiedyś, że jesteś najlepszym tatą, jakiego kiedykolwiek widziałam? - uśmiechnęłam się. - Kocham cię.
- Ja ciebie też najdroższa. - wyszeptał mi do ucha przez co po całym ciele przeszły mnie dreszcze. - To dzięki tobie jestem teraz tym, kim jestem.
Spojrzałam na niego nieśmiało. Jego kąciki ust były lekko uniesione, lecz nie zdążyłam zauważyć nic więcej, gdyż chwilę potem złączyliśmy się we wspólnym pocałunku. Z początku był on bardzo delikatny, lecz później zaczął przekształcać się w coś bardziej namiętnego. Nim się obejrzałam pod plecami poczułam ścianę, a jego dłonie błądziły pod moją koszulką.
- Tak dawno nie byliśmy tak blisko... - mruknął.
Kiwnęłam głową w odpowiedzi. Pablo złapał mnie za uda i podniósł. Położył mnie na łóżku nie przestając całować. Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i odwzajemniałam pocałunki. Jego dotyk sprawiał, że czułam się inaczej. Nie ważne jaki, nawet ten najmniejszy powodował, że zaczynałam odczuwać na całym ciele ciepło.
- Tak strasznie cię kocham... - szeptał. - Jesteś dla mnie wszystkim...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Ja usiadłam na łóżku, a mój mąż stanął obok torby udając, że w niej grzebie. Sekundę później do pokoju wszedł German.
- I jak z Tomem? Wyjaśniliście wszystko? - zapytał zamykając za sobą drzwi.
- Tak. - odpowiedziałam poprawiając włosy. - Chłopak zostanie w Buenos Aires dopóki nie pogodzi się z Martiną.
- To dobrze. - odparł. - Dlaczego się pakujecie? - zdziwił się.
- Bo Tom zamieszka z nami w naszym domu. Bardzo ci dziękuję, że mnie przygarnąłeś, kiedy potrzebowałam mieć kogoś przy sobie. Ogromnie mi pomogłeś. - powiedziałam. - Ale czas wracać do domu. W końcu wszystko zaczyna się układać.
- Jasne, rozumiem. - rzucił. - Ale może dokończymy kolację razem? Nie zjem tego wszystkiego sam.
Spojrzałam na Galindo, który wzruszył ramionami, co oznaczało, że to ja mam podjąć tę decyzję. Powiedziałam, że zaraz zejdziemy, tylko rozejrzymy się jeszcze po pokoju czy wszystko zostało spakowane.
- Wiesz co ci powiem? - zaczęłam, kiedy Casttio wyszedł z pomieszczenia. - Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że miłość może być tak wielka, naprawdę. To niebywałe, jak bardzo zależy mi na tym, żebyś był szczęśliwy.
- Zawsze mnie zastanawiało, jak to jest, że na świecie, na którym żyje kilkanaście miliardów ludzi znajdujemy tą jedyną osobę, z którą chcemy spędzić resztę życia. - powiedział przykładając swoją dłoń do mojej. - I najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że ta osoba idealnie do nas pasuje. Pod każdym względem. Nie wiem... - przerwał na chwilę. - Nie wiem, co byłoby teraz ze mną gdybyś jednak zdecydowała się wyjść za Germana.
- Nie wiesz? W takim razie ja ci powiem. - odparłam. - Przez jakiś czas nie mielibyśmy ze sobą kontaktu, ale po kilku, kilkudziesięciu miesiącach przestałabym się okłamywać i starałabym się naprawić naszą relację co skończyłoby się rozwodem z moim szwagrem.
- Tak mówisz? - spytał przyciągając mnie do siebie.
Spojrzałam się na niego z uśmiechem. Położyłam mu rękę na piersi, aby poczuć bicie jego serca. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiałam to robić. Myśl, że bije ono tylko dla mnie była cudowna.
- Mogę ci zadać pytanie?
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam.
- Lubisz jak mówię do ciebie najdroższa?
- Zgadnij. - rzuciłam.
- Wydaje mi się, że tak.
- Masz rację. - przytaknęłam.
- Dlaczego to lubisz? - dopytywał.
- Tak po prostu. - nie za bardzo wiedziałam, co mogę mu odpowiedzieć.
- Tak po prostu? - powtórzył.
- Tak. Gdy w ten sposób do mnie mówisz mam wrażenie, że uważasz mnie za coś najdrogocenniejszego.
- Bo tak jest. - rzucił. - Bez ciebie nie miałem niczego. Byłem kompletnie sam. Teraz jestem z tobą i mam wszystko, a przynajmniej to, co najważniejsze. Rodzinę.
- Ooo... - mruknęłam. - Czy kiedykolwiek mówiłam ci, jak bardzo cię kocham?
- Jakieś trzydzieści miliardów sto dwadzieścia siedem tysięcy trzysta dwadzieścia cztery razy, ale lubię to słyszeć z twoich ust.
- Kocham cię. - powtórzyłam z uniesionymi kącikami. - Chodźmy na dół. Kolacja na nas czeka. - odparłam.
- Oczywiście.
Na parterze czekał na nas mój szwagier z przygotowanym posiłkiem, którego nie zdążyliśmy wcześniej zjeść przez pojawienie się Toma. Zajęliśmy swoje miejsca i ponownie zaczęliśmy jeść.
- Jesteście pewni, że już chcecie się wyprowadzać? Bo doskonale wiecie, że dla mnie to przyjemność, że mogę wam użyczyć trochę swojego domu.
- Tak. Dziękujemy ci bardzo za to, że nas przygarnąłeś. Po za tym, musimy pomóc Tomowi.
- Przecież chłopak też tutaj może zamieszkać. Dostanie własny pokój...
- Nie wydaje mi się, żeby to był najlepszy pomysł. - wtrącił się Pablo. - Będzie się czuł bardziej komfortowo w naszym domu. Zarówno on jak i my.
- Jak uważacie... - rzucił mój szwagier. - Ale pamiętajcie, że na mnie możecie zawsze liczyć.
- Dzięki. - odparłam. - Ty na nas również. - uśmiechnęłam się.
Po zjedzonym posiłku udaliśmy się ponownie do naszej sypialni po rzeczy. Kiedy zeszliśmy z nimi na dół mój szwagier zaproponował, że odwiezie nas do domu. Nie mieliśmy nic przeciwko. Parę chwil później siedzieliśmy w jego samochodzie.
- Może mogę wam jeszcze w czymś pomóc? - zapytał. - Na przykład zrobię wam zakupy, albo coś takiego?
- Nie, dzięki. Damy sobie radę. Jesteśmy dorośli. - mruknęłam śmiejąc się. - Po za tym i tak wystarczająco nam już pomogłeś.
Kiedy znaleźliśmy się już w domu niezmiernie się ucieszyłam. U Germana było mi dobrze. Wszystko miałam pod ręką i nie musiałam się o nic martwić, ale jednak mój dom, to był mój dom i to w nim czułam się najlepiej.
- Cieszę się, że w końcu tutaj wróciliśmy. - powiedziałam kładąc się w salonie na kanapie. - Tylko brakuje mi jednego.
- Tak? - spytał zdziwiony Galindo. - Czego?
- Martiny. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni.
- Ja również. - odparł. - Może chociaż obecność Toma w jakimś stopniu to naprawi. - rzucił. - A właśnie. Jak się z nim umówiłaś?
- Przyjedziemy po niego jutro po południu i porozmawiamy z jego rodzicami. Jeśli się zgodzą zabierzemy go jeszcze wtedy do nas. Powiedział, że będzie czekał spakowany.
- A co jeśli się nie zgodzą?
- Muszą się zgodzić. Nie ma innego wyjścia. - odparłam stanowczo.
- Tak samo jak z naszą córką. Musi kiedyś wyzdrowieć.
- Nie ma innego wyjścia. - dokończyłam za niego unosząc kąciki ust.
- To co teraz powiem, może być dziwne, ale muszę to powiedzieć. - zaczął. - Mamy naprawdę wiele szczęścia. Martina przeżyła tak ciężką operację, ja wróciłem, German nas wspiera...
- Wiesz co mnie zastanawia? - zapytałam. - Co z twoim wyjazdem do Hiszpanii. Wiem, że nie ruszysz się stąd bez pewności, że z naszą córką już wszystko w porządku, ale...
Przerwał mi pocałunkiem. Byłam lekko zaskoczona, ale mimo to nie protestowałam.
- Ej, a to? Co to było? - spytałam udając obrażoną. - Nie wiesz, że nie ładnie tak komuś przerywać w środku zdania?
- Wiem, przepraszam. - odparł. - Po prostu nie chcę, żebyś się martwiła o coś, do czego jeszcze jest trochę czasu. Gdybym się zamartwiał tak każdą rzeczą jak ty, to zapewne bym zwariował.
- Od czegoś tutaj w końcu jestem, tak? - zaśmiałam się. - Jestem po to, żeby się martwić.
- Nie, Angie. - zaprzeczył stanowczo. - Jesteś tutaj, żebym mógł cię uszczęśliwiać oraz po to, żeby uszczęśliwiać mnie.
Cześć! Rozdział się podobał? Myślicie, że pomysł Pabla był dobry? Jak będzie wyglądało mieszkanie Toma z rodziną Galindo? Tego dowiecie się już niedługo! ;)
Jak Wam idą przygotowania do Wielkanocy? Jeszcze tylko jutro i wolne! ^_^
Do następnego! :*
bloggerka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)