wtorek, 15 marca 2016

Sezon 3 - Rozdział 89 - Brakowało mi ciebie

Cześć!
Rozdział w środku tygodnia -
rzadkość, nieprawdaż? ;)
Obudziłam się. Przez chwilę nie wiedziałam, co się dzieje. Obraz przed oczami miałam rozmazany. Dopiero po chwili się wyostrzył. Tak samo z dźwiękiem. Przez kilka sekund nie słyszałam kompletnie nic.
- Co się dzieje? - mruknęłam cicho podnosząc głowę z ramienia Pabla.
Zauważyłam idącego korytarzem Germana. Szedł z poważną miną w moją stronę. Zatrzymał się trzy kroki przede mną.
- Co jest? - spytałam widząc jego minę.
- Byłem oddać krew dla twojej córki.
- Słucham? - powtórzyłam zaspana.
- Jakieś piętnaście minut temu lekarz wyszedł z bloku operacyjnego i powiedział, że potrzebują krwi dla Martiny. Okazało się, że mamy taką samą grupę, więc kazałem cię nie budzić i załatwiłem to, jak spałaś.
- Oboje macie AB Rh+? - zdziwiłam się.
- Na to wygląda. - odpowiedział.
Zerknęłam na mojego męża. Siedział wpatrzony w ścianę trzymając mnie za prawą rękę. Wzięłam głęboki wdech. Czułam, że potrzebuję kofeiny.
- Która jest godzina? - zapytałam.
- Wpół do pierwszej. - odparł zajmując miejsce obok mnie.
- Muszę się napić kawy. Zaraz wrócę. - powiedziałam wstając z krzesła jednocześnie wyjmując dłoń z uścisku Pabla. - Jakby coś się działo, to jestem na dole.
Zeszłam po schodach na parter i podeszłam do automatu. Wrzuciłam monetę i nawet nie wiem, co wybrałam. Kliknęłam pierwszy lepszy guzik, na którym widniało słowo "kawa". Po chwili mój napój był gotowy. Wzięłam go do ręki i poszłam w stronę drzwi wyjściowych. Przeszłam przez nie. Od razu uderzył mnie delikatny powiew świeżego powietrza, który sprawił, że nieco się rozbudziłam. Podeszłam do najbliższej ławki i usiadłam na niej. Przede mną nie było nic ciekawego, same samochody. Spojrzałam w górę. Niebo było ciemne. Łatwo można było dostrzec na nim gwiazdy. Zamyśliłam się przez chwilę patrząc na nie. Jeszcze niedawno mogłam siedzieć razem z moją córką i mężem w ogrodzie z gitarą i przekąskami śmiejąc się jak i śpiewając. A teraz? Jedyne, co mi zostało to siedzenie przy szpitalnym łóżku i zamartwianie się każdego dnia, czy nie jest on ostatnim dla Martiny. Tak bardzo chciałam, żeby to wszystko się już skończyło. Miałam tego dość, serdecznie dość. Wzięłam łyk kawy, która była niemiłosiernie gorąca, ale nie przejęłam się tym. Ból fizyczny jest prostszy do zniesienia, niż psychiczny.
- Zawsze tutaj przychodzę, gdy muszę chwilę odsapnąć i pomyśleć. - usłyszałam nagle męski głos. - Każdy chyba czasami potrzebuje zatrzymać się na moment i coś przemyśleć.
Dopiero, gdy ten człowiek usiadł obok mnie zauważyłam, że był to Leo. Zaskoczyło mnie to, że jest tutaj. Przecież operował moją córkę. Czyżby operacja nagle się skończyła? Czy coś poszło nie tak? Miałam w głowie tysiące złych myśli i zaczynałam panikować, ale mimo to stwierdziłam, że pozwolę mu dokończyć.
- Często dzieją się w naszym życiu rzeczy, na które tak naprawdę nie mamy wpływu. Nie ważne, czy chcemy, czy nie, ale musimy je jakoś przeżyć i starać się dalej normalnie żyć. Jedne z nich chcemy pamiętać, bo mimo wszystko okazuje się, że były dobre, a o niektórych z nich chcemy jak najszybciej zapomnieć i choć próbujemy dni, miesiące, lata nie wychodzi nam to. - westchnął i zerknął w górę.
- Leo, czy chciałbyś mi coś powiedzieć? - spytałam o dziwo spokojnie.
Nie odpowiedział nic. Bałam się. Okropnie się bałam, ale wiedziałam, że muszę o to zapytać.
- Nie udało się, prawda? - zapytałam, a po policzkach zaczynały płynąć mi już łzy.
- Właśnie wręcz przeciwnie, Angie. - odparł. - Udało się. To pięć godzin nie poszło na marne. Byłem przekonany, że nic z tego nie wyjdzie, ale mimo to nie traciłem nadziei. Obiecałem ci, że zrobię wszystko co w mojej mocy. Ona żyje. Nieprawdopodobne, a jednak możliwe.
Cały czas nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Na początku myślałam, że kłamie, ale nie. On mówił prawdę. Nie zrobiłby mi tego w tak ważnej sprawie.
- Co? - to było jedyne, co udało mi się wybełkotać.
- Dziewczyna musi mieć naprawdę dużo siły i chęci do walki. Teraz mogę być z tobą w stu procentach szczery. Myślałem, że się nie uda, bo prawie nikomu się nie udało przeżyć tak poważnej operacji, ale jednak Martina dała radę. Ja sam nadal do końca w to nie wierzę.
Nie odpowiedziałam nic od razu. Rzuciłam mu się na szyję i mocno się do niego przytuliłam. Płakałam, ale ze szczęścia.
- Dziękuję. - szepnęłam mu na ucho. - Bardzo ci dziękuję.
Odsunęliśmy się od siebie i przetarłam oczy. Byłam szczęśliwa. W końcu na mojej drodze pojawiło się coś dobrego.
- Co prawda, nie jest z nią jeszcze najlepiej, ale najważniejsze, że pozbyliśmy się tej krwi z brzucha oraz zrobiliśmy to, czego nie udało nam się zrobić za pierwszym razem. Jej stan już nie jest krytyczny, ale nadal zostanie w śpiączce.
- Najważniejsze, że nie jest z nią już bardzo źle. - odparłam.
- Dokładnie. - przytaknął. - A teraz musisz mi wybaczyć, ale jestem okropnie zmęczony. Muszę iść do lekarskiego i się trochę przespać.
- Jasne, rozumiem. - rzuciłam. - Mogę do niej wejść?
- Niestety, dzisiaj już nie. Jedź do domu, wyśpij się i przyjedź jutro. Ona też musi odpocząć.
- Oh, no dobrze. - mruknęłam. - Jeszcze raz ci dziękuję. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie ty.
- Przestań, taką mam pracę. - uśmiechnął się.
Wstaliśmy z ławki i weszliśmy do budynku. Przy wejściu się pożegnaliśmy, gdyż szliśmy w zupełnie inne strony. Weszłam po schodach na piętro, gdzie znajdował się blok operacyjny, ponieważ myślałam, że mój szwagier wraz z mężem będą tam czekać. Nie pomyliłam się. German siedział na krześle z głową schowaną w dłoniach, a Pablo stał oparty ramieniem o ścianę. Podbiegłam do nich. Pierwsze co potem zrobiłam, to przytuliłam się do Galindo tak, jakby nigdy nic mu się nie stało. Co prawda, nie widziałam jego wyrazu twarzy, ale po kilku sekundach poczułam jego dłoń na moich plecach, co oznaczało, że odwzajemnił mój uścisk. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Skoro wszystko dobrze się skończyło, to może chodźmy do domu. - zaproponował Casttio.
- Chętnie. Chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni. - odpowiedziałam wypuszczając mojego męża z uścisku.
- Pójdę szybciej, bo zaparkowałem daleko. Zaczekajcie przed wejściem, podjadę po was. - powiedział mąż mojej zmarłej siostry.
- Dobrze. - przytaknęłam.
German zniknął za rogiem, a ja przełożyłam torebkę przez ramię i rozejrzałam się dookoła, czy na pewno niczego nie zapomniałam. Kiedy stwierdziłam, że wzięłam wszystko złapałam Pablita za rękę i zaczęliśmy iść powoli w stronę schodów. Nie przestawałam się uśmiechać, nawet pomimo zmęczenia. To co się dzisiaj przytrafiło
było okropne, ale na całe szczęście zakończyło się dobrze. Cieszyłam się z tego powodu niezmiernie.
- Wiem, że ty niebawem też do mnie wrócisz... - szepnęłam, gdy byliśmy już przed drzwiami i czekaliśmy na Germana.
Sekundę później podjechał duży, czarny samochód mojego szwagra, do którego wsiedliśmy. Droga minęła nam w ciszy. Był środek nocy, dookoła panowała ciemność, a jedynymi źródłami światła były lampy przydrożne oraz księżyc wraz z gwiazdami. Drogi były puste, minęliśmy może jedno czy dwa auta. Gdy znaleźliśmy się nareszcie w domu poczułam, jak naprawdę potrzebuję snu. Pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam szybkie "dobranoc" właścicielowi willi i poszłam do łazienki. Wzięłam błyskawiczną kąpiel, umyłam zęby i weszłam do mojej sypialni, gdzie w łóżku leżał już Pablo. Chyba spał, ale nie miałam pewności. Położyłam się obok i jak na złość nie mogłam zasnąć mimo, że byłam kompletnie wyczerpana. Po godzinie zdecydowałam, że przejdę się do kuchni po szklankę mleka, które zawsze pomagała mi na bezsenność. Sięgając z szafki kubek niefortunnie go upuściłam przez co się potłukł. Myślałam, że obudzę przez to któregoś z mężczyzn, lecz nie. A nawet jeśli się tak stało, to żaden z nich nie zszedł i nie sprawdził co potłukłam. Wróciłam do sypialni. Odstawiłam naczynie na stolik i zaczęłam grzebać w walizce w celu odnalezienia mojego odtwarzacza muzyki i słuchawek. Kiedy je znalazłam, włączyłam je i sprawdziłam stan baterii. Był dość wysoki, więc stwierdziłam, że jeśli zasnę z muzyką nic się nie stanie. Włożyłam słuchawki do uszu i wybrałam playlistę, w której znajdowały się piosenki ze Studia. Następnie wzięłam łyk mleka, położyłam się i nakryłam kołdrą. Przewróciłam się na lewy bok, tyłem do mojego męża. Wsłuchiwałam się dokładnie w tekst piosenki. "Tysiąc kolorowych marzeń, nie ma lepszych, ani gorszych. Tylko miłość, miłość, miłość i tysiąc piosenek. Nie ma ras, ani powodów. Nie ma lepszych, ani gorszych. Tylko miłość, miłość, miłość i tysiąc opcji, aby być lepszym..."*. Nagle poczułam czyjąś dłoń na swoim brzuchu. Przesuwała się ona po nim powoli i delikatnie. Wstrzymałam oddech. Gdy wyczułam ją pod biodrem chwyciła mnie mocnej sprawiając, że obróciłam się na drugi bok, gdzie na wprost siebie zobaczyłam wyraźnie twarz Galindo.
- Pablo...? - mruknęłam wyciągając słuchawki z uszu.
Nie odpowiedział nic tylko złączył swoje usta z moimi. Całowaliśmy się namiętnie przez moment po czym odsunęłam się od niego. Nadal czułam jego rękę na swoim biodrze, lecz tym razem jej cześć znajdowała się pod bluzką. To przez to, że obracając się podwinęła mi się koszulka. Mój mąż patrzył mi prosto w oczy, a ja poczułam motylki w brzuchu, bo odkąd Martina miała wypadek nie byliśmy tak blisko siebie.
- Pablo...? - powtórzyłam lekko zdziwiona.
- Tak, najdroższa? - spytał.
Nie wierzyłam własnym uszom. On właśnie coś w końcu do mnie powiedział. Przez myśl mi przeszło, że po prostu jestem zmęczona i to wszystko mi się śni, więc chciałam to sprawdzić.
- Uszczypnij mnie. - poprosiłam.
- Dlaczego mam to zrobić? - zapytał.
- Uszczypnij, a się dowiesz.
Galindo podniósł rękę, którą do tej pory trzymał na moim boku i odszukał pod kołdrą moją rękę. Następnie ujął skórę pomiędzy swoje palce wykonując w ten sposób to, o co go poprosiłam. Lekko zabolało.
- To mi się nie śni. - powiedziałam nieświadomie na głos.
- Nie, to dzieje się naprawdę. - zapewnił mnie.
- W takim razie ty w końcu wróciłeś. - stwierdziłam niepewnie.
- Zgadza się. - odparł.
- Nie kłamiesz?
- Nie kłamię. - odpowiedział, a ja szybko się w niego wtuliłam.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam... - szepnęłam ciesząc się jego ciepłem i dotykiem. - Okropnie mi tego wszystkiego brakowało... Potrzebowałam twoich słów... przytuleń... pocałunków... Potrzebowałam ciebie.
Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej, aby poczuć bicie jego serca. Następnie poczułam jego oddech na sobie. Nareszcie był blisko. Był tak bardzo blisko...
- Nie chciałem, żebyś została sama. - wyszeptał mi do ucha. - Nie wyszło. Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina.
Pablo objął mnie ramieniem sprawiając, że byłam teraz nasze ciała całkowicie się ze sobą stykały. Odgarnął mi włosy z czoła, a potem położył nogi pomiędzy moje.
- Dobrze, że sobie przynajmniej poradziłaś.
- Było ciężko. Momentami myślałam o tym, żeby wyjechać, zostawić to wszystko, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić.
- Jesteś naprawdę dzielna. - zapewnił mnie.
- Chyba zaczynamy wychodzić na prostą... - stwierdziłam. - Martina przeżyła tamtą operację, ty wróciłeś... Jedyne co nam pozostało to czekać, aż nasza córka w pełni wyzdrowieje.
- Zapewne niedługo to się stanie. - powiedział. - A teraz lepiej chodźmy już spać. Należy ci się sen po tak ciężkim dniu. - odparł i pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnęłam się i przymknęłam oczy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Co prawda, nie odczuwałam zmęczenia, ale to przez to, że mój mąż w końcu wyzdrowiał. Tak okropnie bałam się, że zajmie mu to kilka tygodni, a nawet miesięcy, ale udało mu się w kilka dni. To, co mi się teraz przytrafiało było niebywałe.
- Pablo czy Martina?
- Słucham? - odparłam zdziwiona.
- Pablo czy Martina? Wybieraj.
- Że co? - nie rozumiałam co się dzieje.
- Czego nie rozumiesz? Masz wybrać. Pablo czy Martina?
- Nie mogę pomiędzy nimi wybierać.
- To w takim razie stracisz oboje.
- Nie, zaczekaj!
- Za późno, miałaś swoją szansę.
Otworzyłam przestraszona oczy. Pierwsze co zrobiłam, to upewniłam się czy Galindo nadal leży obok. Leżał. Nawet byłam w jego ramionach. To mnie nieco uspokoiło.
- Coś się stało? - zapytał zaspany.
- Nie, nie... To tylko zły sen. - odpowiedziałam. - Nic ważnego.
- Nie zaśniesz już? - spytał.
- Pewnie nie... - odparłam. - Ale ty idź spać. Ja sobie znajdę jakieś zajęcie. - powiedziałam odsuwając się od niego. - Poczytam książkę, albo coś.
- Ekm... - westchnął siadając. - Chcesz obejrzeć jakiś film?
- Naprawdę, możesz iść spać. Nie musisz ze mną siedzieć.
- Ale ja się pytam całkiem poważnie. Masz ochotę coś obejrzeć?
- Nie.
- Która jest tak w ogóle godzina?
- Szósta trzydzieści siedem.
- To wcale nie jest tak wcześnie, jak myślałem. - stwierdził. - To może przejdziemy się na jakiś spacer?
- Chciałoby ci się? - ucieszyłam się.
- Z tobą zawsze. - odpowiedział. - Idź do naszej łazienki się ubrać. Ja pójdę na dół.
- Dobrze. - przytaknęłam i chwilę później zniknęłam za drzwiami.
Przygotowałam się szybko, bo zaledwie w piętnaście minut. Nie nakładałam makijażu, wzięłam tylko szybki prysznic i przebrałam się. Kiedy byłam gotowa zeszłam na parter. Pabla jeszcze nie było, więc poszłam do kuchni. Nie byłam bardzo głodna, ale miałam ochotę coś przekąsić. Wzięłam jabłko z koszyczka z owocami i wróciłam do salonu. Kiedy usiadłam na sofie, mój mąż wyszedł z toalety. Powiedział mi, że odłoży swoje rzeczy i możemy iść. W ciągu pięciu minut byliśmy na dworze idąc gdzie nas nogi poniosą.
- Może w końcu mi powiesz, co tak dokładnie się stało?
- To jeszcze nie wiesz? - zapytał zdziwiony.
- Wiem tylko, że kierowca ją potrącił. O ile "potrącił" to dobre słowo. Z tego co kojarzę, to on nie przeżył. Na tym kończy się moja wiedza.
- Nie ma tu zbyt wiele do opowiedzenia. - stwierdził. - To było tak, że... - załamał mu się głos.
- Ładna dziś pogoda, prawda? - przerwałam mu. - Chyba będzie dziś słonecznie. Powinniśmy przejść się niebawem do Studia, bo dawno tam nie byliśmy. A tak w ogóle, to może my dzisiaj coś ugotujemy na obiad? Albo zaprosimy gdzieś Germana? Powinniśmy mu się jakoś odwdzięczyć...
- Dlaczego...?
- Nie chcę żebyś o tym mówił. - ponownie weszłam mu w zdanie. - Wiem, że zaczęłam, ale zapomnij o tym. Jest masa o wiele... przyjemniejszych tematów. Co dzisiaj będziemy robić?
Pablo westchnął w odpowiedzi po czym złapał mnie za rękę zastanawiając się chwilę.
- Może po prostu pobądźmy ze sobą? - zaproponował.
- Świetny pomysł. - przytaknęłam przytulając się do niego. - Brakowało mi ciebie.
Mój mąż uśmiechnął się i pocałował mnie w głowę.
- Zimno ci? - spytał.
Widocznie poczuł, że się trzęsę, albo zobaczył jak moja skóra jest zimna w dotyku.
- Trochę. Nie wpadłam na to, że rano jest nieco chłodniej niż w południe. - zaśmiałam się.
Galindo odsunął się nieco ode mnie. Ściągnął z siebie bluzę i pomógł mi ją na siebie włożyć.
- Dzięki. - posłałam mu uśmiech z powrotem przytulając się do niego. - Jak zrobi ci się zimno to ci ją oddam.
- Dobrze. - przytaknął obejmując mnie ramieniem. - Idziemy do Martiny?
- A dasz ra... - urwałam. - Jasne. Pewnie jest z nią już dużo lepiej.
Wiedziałam, że jestem na etapie, gdzie wszystko zacznie się w końcu układać. Martina przeżyła najgorszą operację jaka ją czekała, Pablo w końcu wyzdrowiał... i przy okazji poprawiłam swoje stosunki z Germanem. Nie mogło być lepiej. Co prawda, nie było przy mnie Lucasa, ale nie można mieć wszystkiego. Miałam tylko nadzieję, że nawet jeśli stracimy ze sobą kontakt to o sobie nie zapomnimy.

* - refren "Ser mejor".

Dzień dobry, dobry wieczór, czy po prostu cześć!
Znalazłam dzisiaj chwilę, aby wstawić rozdział, tak więc - oto on! ;D
Mam nadzieję, że się podobał. Pablito w końcu wrócił do żywych. Została jeszcze tylko Martina i będzie z górki ;)

Do następnego! :*
bloggerka

4 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)