niedziela, 6 marca 2016

Sezon 3 - Rozdział 87 - Cieszę się, że mieliśmy okazję się poznać

Cześć!
Rozdział 87.
Miłego czytania! ;)
- Dzień dobry. - przywitałam się schodząc na dół po schodach. - Spakowani?
- Jak najbardziej. - odpowiedział Lucas. - Matylda musi schować jeszcze kilka kosmetyków i zaniesiemy bagaże do samochodu. - zapewnił. - Angie, może lepiej będzie jeśli pojedziemy taksówką? Wiemy, że masz teraz dużo na głowie.
- Daj spokój. Jeśli nie pożegnałabym się z wami na lotnisku, to chyba bym się zapłakała. - uśmiechnęłam się.
- A co zrobisz z Pablem? - zapytał.
- Wydaje mi się, że mogę go zostawić. Jak na razie jeszcze śpi i nie wydaje mi się, że miałby się obudzić zanim tutaj wrócę. A nawet jeśli, to raczej nic sobie nie zrobi. To, że nie kontaktuje nie oznacza, że nie wie, że palców nie wkłada się do kontaktu, albo, że nie zbliża się ręki do ognia.
- W sumie, możesz mieć rację. Przecież jest dorosłym mężczyzną. - odparł. - Kuku raczej sobie nie zrobi.
- Mam taką nadzieję... - mruknęłam do siebie.
W tamtym momencie do pomieszczenia weszła córka mojego przyjaciela. Przywitała się ze mną posyłając mi uśmiech.
- Sprawdziłam wszystko. Nic nie zostawiliśmy. - powiedziała. - Myślę, że możemy jechać.
- A śniadanie zjedzone? - spytałam. - Przecież nie możecie jechać z pustymi żołądkami.
- My jedliśmy, ale za to ty nie. - odrzekł Lucas. - Spokojnie, mamy jeszcze trochę czasu. Lepiej coś przekąś, bo jeszcze zemdlejesz po drodze i nie będzie zbyt dobrze.
- No dobrze. - przytaknęłam sięgając jabłko. - Mogę robić dwie rzeczy na raz. Pomogę wam z walizkami. Dwie wsadzimy do bagażnika, a trzecią na siedzenie do tyłu.
Mężczyzna podniósł dwie torby, natomiast jego córka jedną. Gdy chciałam im pomóc stanowczo odmówili. Stwierdziłam, że w takim razie pójdę przodem i pootwieram im po drodze drzwi. Gdy znaleźliśmy się już w garażu, włożyliśmy bagaże na wcześniej wspomniane przeze mnie miejsca i zaczęliśmy się zastanawiać, czy możemy już wyjechać.
- Wydaje mi się, że tak. - zaczęła Matylda. - Wszystko jest w środku. Ale sądzę, że powinniśmy pożegnać się z Pablem. O ile, oczywiście, jest to możliwe.
- Nie uważam, że to jest dobry pomysł.. - odpowiedział tata nastolatki. - On śpi. Lepiej będzie, jeśli już wyjedziemy, a Angie później go od nas pozdrowi.
- No dobrze... - mruknęła dziewczyna pod nosem.
- W takim razie wsiadajcie. - uniosłam kąciki ust.
Mimo, że było bardzo źle, starałam się uśmiechać jak najczęściej. I nie dlatego, że chciałam pokazać, że jestem silna, bo wcale taka nie jestem. Po prostu nie chciałam, żeby oni zamartwiali się moją sytuacją. Kiedy siedzieliśmy już w samochodzie, ruszyliśmy w drogę. Lotnisko znajdowało się około godziny drogi autem od mojego domu. Mimo to, wiedziałam, że ten czas minie nam bardzo szybko. Ostatnie, niecałe dwie godziny z ludźmi, których zdążyłam naprawdę polubić. Zgadywałam, że będą one pełne łez.
- Wzięliście torby z jedzeniem, które wam naszykowałam w kuchni? - zapytałam.
- Tak, tak. - rzucili w odpowiedzi.
- To dobrze. Inaczej byście głodowali całą drogę powrotną. - odparłam. - Pewnie czeka was wiele godzin w samolocie. Ile się leci z Niemiec do Argentyny? Bo jeśli mam być szczera, to ja się w ogóle nie orientuję.
- Około czternastu, piętnastu godzin. Jednak dla nas to nie jest męczarnia. Lubimy podróżować, w szczególności samolotem.
- W takim razie świetnie. Jak będziecie już u siebie w domu, to wysłałbyś mi wiadomość przez internet? - zwróciłam się do Lucasa. - Przestanę się wtedy zastanawiać, czy podróż minęła wam bez większych przeszkód.
- Jasne, napiszę ci coś. Tylko nie martw się o nas. Mówisz tak, jakbyś nie miała sobie czym zawracać głowy. - stwierdził.
- Dobrze. - przytaknęłam.
Resztę podróży spędziliśmy rozmawiając o przyjemnych tematach słuchając przy tym muzyki z radia. Wypytywałam się ich, co najbardziej im się podobało w mieście, w Studio i czy będą dobrze wspominać te dwa tygodnie tutaj. Twierdzili, że Buenos Aires jest naprawdę świetnym miastem, w którym się zakochali i będą chcieli kiedyś do niego powrócić. Mam nadzieję, że tak się stanie. Przyjmę ich wtedy z otwartymi ramionami. Nim się obejrzałam, parkowałam już na parkingu przed lotniskiem. Wysiedliśmy z auta i sięgnęliśmy wszystkie bagaże. Zatrzymałam się przed wejściem, a oni chwilę po mnie.
- Wolałabym, żebyśmy pożegnali się tutaj. - rzuciłam. - Jakoś tak... Mam wrażenie, że im bliżej do samolotu, tym bardziej będę płakać.
Podeszli do mnie nieco bliżej. Pierwszy stanęła na przeciwko mnie Matylda. Nie powiedziała nic. Mocno się do mnie przytuliła. Po chwili odwzajemniłam uścisk.
- Dzięki za wszystko Angie. - powiedziała mając już zaszklone oczy. - Bardzo cię polubiłam. Naprawdę. Przepraszam za wszystko co wywinęłam, w szczególności z Tomem. Będę za tobą bardzo tęsknić. - w jej głosie można było słyszeć smutek. - Proszę, poproś Martinę, gdy się obudzi, żeby do mnie napisała. Ucałuj ją ode mnie.
- Dobrze kochanie. - wyszeptałam do niej. - Ja też będę za tobą tęsknić. - pocałowałam ją w czoło.
Nastolatka jeszcze chwile mnie obejmowała, a następnie przetarła oczy i złapała walizkę w rękę.
- Porozmawiajcie sobie. Zostawię was samych. - odparła. - Tylko tato, nie za długo, bo inaczej wrócę do domu sama.
- Tak jest, córciu. - rzucił i podszedł do mnie. - Dziękuję ci za te wspaniałe dwa tygodnie. Było naprawdę super. Pomijając niektóre wydarzenia, ale bawiłem się tutaj świetnie. Cieszę się, że mieliśmy okazję się poznać.
- Ja też się cieszę. W życiu nie spotkałam jeszcze tak... interesującej osoby, jak ty. - odparłam. - Przyjedźcie jeszcze kiedyś do nas.
- Z wielką przyjemnością, ale pod warunkiem, że wy również wpadniecie do nas.
- A wiesz, że bardzo chętnie? - uśmiechnęłam się. - Do tej pory byłam tylko dwa razy w Europie i za każdym razem była to Francja. Wyjazd do Niemiec byłby miłą odmianą.
Mój były współlokator mrugnął do mnie z uśmiechem w odpowiedzi.
- Wybacz, ale muszę już lecieć. Inaczej samolot odleci beze mnie.
- Jasne, rozumiem... - westchnęłam. - W takim razie... do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Rzuciłam mu się na szyję. Przytuliłam się do niego bardzo mocno. Myśl, że robię to najprawdopodobniej po raz ostatni wcale mnie nie pocieszała. Na dodatek zacisnęłam mocno oczy, aby starać się powstrzymać łzy, ale bezskutecznie. Nie udało mi się to.
- Trzymajcie się. - powiedziałam, kiedy odsunęliśmy się od siebie. - I napisz do mnie, jak będziecie już u siebie.
- Oczywiście. - odpowiedział. - Żegnaj.
- Cześć. - pożegnałam się, a on zaczął odchodzić z walizkami w stronę swojej córki.
Nigdy nie lubiłam pożegnań. Z resztą, czy ktokolwiek je kiedyś lubił? Wydaje mi się, że nie. Mają jednak jeden plus. Gdy godziny spędzone z daną osobą są już policzone, uświadamiasz sobie, ile ona tak naprawdę dla ciebie znaczyła i dowiadujesz się, jak bardzo będzie ci jej teraz brakować. Chociaż, po głębszym przemyśleniu, nie wiem czy można to nazwać rzeczą pozytywną. Takie rzeczy powinno się dostrzegać codziennie, a nie dopiero ostatniego dnia. Ja doceniałam towarzystwo Europejczyków, bo wiedziałam, że niebawem wyjadą i wszystko wróci do starego rytmu.
- Będę tęsknić! - krzyknęłam po raz ostatni.
Powolnym krokiem zaczęłam wracać do samochodu. Nie chciałam wracać do domu. Najchętniej pobiegłabym do Lucasa i wyjechałabym z nim na zupełnie inny kontynent. Ale wiedziałam, że ucieczka od problemów nie jest dobrym sposobem na pozbycie się ich. Nie mogłabym tego zrobić moim bliskim, którzy potrzebowali mnie w tamtym momencie jak nikt inny. Wsiadłam do auta i jechałam w stronę mojej dzielnicy. Doskonale wiedziałam, że w przeciwieństwie drogi na lotnisko, droga do domu będzie mi się okropnie dłużyć. Nie znosiłam prowadzić na długich odcinkach, gdyż zawsze byłam tą osobą, która wyglądała przez okno i myślała o wszystkim, a będąc kierowcą było to wręcz niemożliwe. Dopiero po piętnastu minutach jazdy zauważyłam, że nie włączyłam radia. Szybko to zmieniłam i po chwili po samochodzie roznosiła się muzyka. Pierwszą piosenką jaką usłyszałam było "Perfect" One Direction. Wtedy już byłam pewna, że powrót będzie
ciężki. Ta piosenka bardzo kojarzyła mi się z moim polsko-niemieckim przyjacielem. Zupełnie nie wiem, dlaczego. "Baby, I'm perfect... Baby, I'm perfect for you"*. Zatrzymałam pojazd na poboczu i wysiadłam z niego. Oparłam się o maskę i patrzyłam w słońce. Wolałabym zapomnieć o czym wtedy myślałam, ale nie potrafię wyrzucić tego z pamięci. Zastanawiałam się, czy nie lepiej będzie jeśli dam sobie z tym wszystkim spokój, albo, że może dla ukojenia zacznę palić. Teraz wydaje mi się to zupełnie głupie, ale wtedy myślałam o tym na poważnie. Nagle poczułam w kieszeni delikatną wibrację. Telefon. Dostałam wiadomość. Była ona krótka, a jej treść była dość jasna. Jednak nadawcą był ktoś, kogo zupełnie bym się nie spodziewała. Był nim mój mąż. Wysłał mi dosłownie jedno słowo, ale sprawiło, że energicznie wróciłam za kierownicę. "Przyjedź". Pomyślałam wtedy, że musiało się coś wydarzyć i że błędem było to, iż nie zabrałam go ze sobą. Może coś z Martiną? A może po prostu on oprzytomniał. Od celu dzieliło mnie około pół godziny drogi, ale byłam tak zdenerwowana, że przejechałam je w piętnaście minut. Moje zdziwienie było ogromne, gdy wbiegłam do domu, a w salonie na kanapie siedział Pablo, którego obserwował mój szwagier.
- German? Co ty tutaj robisz? - zapytałam.
- Poczekaj, ja pierwszy. - rzucił. - Dlaczego on nie odpowiada na moje pytania? I co z Martiną? Dlaczego jest w szpitalu? Co tutaj się tak właściwie dzieje?
Czyli już o wszystkim wiedział. Przez natłok spraw nawet nie pomyślałam o tym, żeby z nim na ten temat porozmawiać.
- Uspokój się proszę. - zaczęłam. - Już ci wszystko tłumaczę. Martina miała wypadek. Leży w szpitalu, jej stan jest krytyczny, w każdej chwili może umrzeć. Pablo był światkiem całego zdarzenia i od tamtej pory zamknął się w sobie. Dlatego nie mogłeś nawiązać z nim kontaktu. - odpowiedziałam. - To wszystko czy masz jeszcze jakieś pytania?
- Z grubsza chyba wszystko.
- Teraz moja kolej. - stwierdziłam. - Co ty tu robisz? I czy to ty wysłałeś tego SMSa?
- Ja go wysłałem, bo zapomniałem swojej komórki. Przepraszam, jeśli przeze mnie miałaś nadzieję na to, że twój mąż wrócił do normalnego trybu życia. - odrzekł. - A jestem tutaj dlatego, że dowiedziałem się o tym, że wasza córka jest w szpitalu. - dodał. - Czemu nic nie mówiłaś?
- Wyleciało mi z głowy, przepraszam. Mam teraz tyle spraw, że... nie wiem jak ja sobie poradzę...
- Ale wiesz, że nie jesteś z tym wszystkim sama? Masz jeszcze mnie. Ja zawsze będę chętny, żeby ci pomóc.
- Dziękuję ci bardzo. - powiedziałam przytulając się do niego. - Naprawdę bałam się, że nie będę miała w nikim bliskim wsparcia...
- Oddaliliśmy się. - rzucił prawie niesłyszalnie.
- Słucham?
- Oddaliliśmy się od siebie. Mam wrażenie, że nigdy nie byliśmy od siebie tak daleko jak teraz.
- Niestety, to jest bardzo możliwe. - musiałam przyznać mu rację. - Większą część mojej winy muszę wziąć na siebie. - odrzekłam odsuwając się od niego.
- Już się nie obwiniaj, Angie. - poprosił. - Teraz będziemy blisko. Muszę ci pomóc. - stwierdził. - Może wprowadzicie się do mnie? - zaproponował po chwili. - Będziesz miała bliżej do szpitala, ja będę pod ręką... Co prawda, do Studia trochę dalej, ale...
- Wzięłam urlop. Nie dałabym rady. - wtrąciłam.
- W takim razie nic nie powinno stać na przeszkodzie. - zachęcał mnie. - Mówię całkiem poważnie. Zamieszkacie na jakiś czas z Pablem w pokoju gościnnym. Proszę. Nie możesz się nie zgodzić.
Pomyślałam przez chwilę. On chyba miał rację. Mieszkanie u niego byłoby mi na rękę. Zawsze znalazłby się ktoś, kto mógłby zostać w domu z Galindo, gdy druga osoba musiałaby pilnie wyjść. Po za tym, stamtąd miałabym do szpitala o wiele krótszą drogę.
- Dobrze. - przytaknęłam. - W takim razie ja pójdę nas spakować, a ty, jak możesz, to miej na niego oko. - poprosiłam.
- Jasne. - uśmiechnął się.
- German... - zwróciłam się do niego jeszcze raz. - Dziękuję ci. Naprawdę jestem ci wdzięczna.
- Jeszcze nie masz za co. - zaśmiał się cicho. - Żartuję. W końcu, jesteśmy jakoś ze sobą powiązani. Powinniśmy sobie pomagać, nieprawdaż?
Rzuciłam uśmiechem w odpowiedzi, a następnie poszłam na piętro, do sypialni spakować najpotrzebniejsze rzeczy do jakiejś torby. Nie zajęło mi to długo mimo, że upewniałam się po kilka razy, czy niczego nie zapomniałam. Nie chciałam tam niepotrzebnie wracać po jedną czy dwie rzeczy. Kiedy wszystko było spakowane zeszłam na dół. Mój szwagier wziął ode mnie bagaż, a ja złapałam mojego męża za rękę i wyszliśmy z domu, który zamknęłam na klucz. Kiedy siedzieliśmy w samochodzie Castillo dopytywał się jeszcze o Pablita.
- Ale nie stracił zupełnego kontaktu ze światem?
- Nie. Reaguje, gdy poproszę go na przykład, żeby usiadł, albo szedł za mną, ale nie potrafię nawiązać z nim rozmowy. Chyba będzie potrzebna nam pomoc specjalisty.
- Wydaje mi się, że możesz jeszcze trochę poczekać. Zaczekaj aż stan zdrowia Martiny się poprawi. Może wtedy dotrze do niego, że nie jest tak źle i wróci.
- Możesz mieć rację... - odparłam. - A co jeśli...?
- Nie, Angie. Ona będzie żyła. I nie możesz myśleć inaczej, jasne? - przerwał mi.
Kilka minut później znaleźliśmy się na miejscu. German zaniósł moje rzeczy do jednego z wielu pokoi, do którego również zaprowadziłam Galindo. On usiadł na łóżku, a ja zaczęłam nas rozpakowywać podczas gdy mój szwagier przygotowywał nam coś do przekąszenia. Odkąd nie było Olgi gotował sam, gdyż twierdził, że nikt mu jej nie zastąpi i że sobie poradzi. Na początku w to wątpiłam, ale jedząc obiad, który nam przygotował zauważyłam, że nieco się pomyliłam. Spożywaliśmy posiłek w ciszy, gdy nagle mojemu mężowi łyżka wyleciała z ręki. Spojrzałam na niego, a następnie obróciłam się w jego stronę i złapałam go za rękę.
- Kochanie, co jest? - spytałam. - Co się dzieje? - ujęłam jego twarz w dłonie i skierowałam w moją stronę.
- Przecież on ci nic nie powie... - zaczął Castillo.
- Ciii... - uciszyłam go i z powrotem zwróciłam się do swojego męża. - Wszystko w porządku?
- Martina... - wymruczał.
Sekundę później zadzwonił telefon.

* - fragment piosenki 1D - "Perfect".

Hej! Jak myślicie, co się dzieje z Martiną? Czy to zwykły przypadek z tym telefonem, czy raczej przypadki nie istnieją? A tak w ogóle co sądzicie o przeprowadzce Galindo do willi Casttio? Czy to rzeczywiście pomoże Angie, czy raczej pogorszy sprawę jeszcze bardziej? Tego dowiecie się czytając następne rozdziały ;)

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)