Dzień dobry! :)
Rozdział 88.
Miłego czytania! <3
Bez jakiegokolwiek myślenia rzuciłam się biegiem w stronę drzwi. Wybiegłam z willi Casttio szybciej niż mój szwagier zdążył wykrzyczeć moje imię. Nie obchodziło mnie w tamtym momencie nic oprócz mojej córki. Wiedziałam, że musi być bardzo źle. Miałam w głowie najgorsze scenariusze. Zmierzałam w stronę szpitala. Gdy przebiegłam przez próg wejścia uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie wiem, kto dzwonił. Może to był Lucas? Albo ktoś ze Studia? Miałam taką nadzieję. Wolałam tam przybiec i dowiedzieć się, że stan zdrowia Martiny jest taki sam lub, że nieco się polepszył, niż że ponownie trafiła na blok operacyjny. Kiedy to sobie uświadomiłam nieco zwolniłam. Przyznam, iż mogło to być spowodowanie również tym, że dawno nie biegałam, a moja kondycja znacznie spadła. Miałam problemy ze złapaniem oddechu, ale mimo to starałam się nie zatrzymywać i szybszym krokiem iść w stronę OIOMu. Gdy już się tam znalazłam, weszłam na salę, w której powinna była leżeć moja córka. Moje przerażenie było ogromne, kiedy okazało się, że jej tam nie ma. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy, a ja wyszeptałam niewyraźne "nie, tylko nie to" i zaczęłam podążać do rejestracji, aby się czegoś dowiedzieć. Na szczęście, na korytarzu spotkałam naszego zaprzyjaźnionego lekarza, który właśnie wychodził z sąsiedniej sali.Rozdział 88.
Miłego czytania! <3
- Leo, co się dzieje? Gdzie jest Martina? - spytałam zaskakująco spokojnie.
- Przenieśliśmy ją. - odpowiedział.
- Dokąd? Coś się stało? Jej stan się pogorszył? - martwiłam się.
- Wręcz przeciwnie, ustabilizował się i jest na tyle dobrze, że można było ją przenieść z oddziału intensywnej opieki medycznej. Leży teraz na drugim piętrze, na pediatrii.
- Jejku, jak dobrze... - wzięłam głęboki wdech.
- Dzwoniłem do ciebie, aby powiadomić cię, że jutro planujemy zrobić jej drugą, konieczną operację i że potrzebujemy na to twojej pisemnej zgody.
- Przestraszyłam się, gdy usłyszałam dzwonek. Wiem, że powinnam najpierw odebrać i cię wysłuchać, ale to było silniejsze ode mnie.
- Rozumiem. - uśmiechnął się do mnie. - Więc chodź ze mną do pokoju lekarskiego. Dam ci te papiery do podpisania, przejrzysz je, a później będziesz mogła odwiedzić swoją córkę. - powiedział.
- Okej. - przytaknęłam i zaczęłam iść za nim korytarzem.
- Jak się ma Pablo? - zapytał. - Wiem, że było źle, ale czy coś się zmieniło? Bo wiesz, jeśli potrzebujesz pomocy to mamy w szpitalu bardzo dobrego...
- Nie, dziękuję. - przerwałam mu. - Wolę jeszcze poczekać.
- Wiesz, że im dłużej będziesz z tym zwlekać, tym dłużej będzie trwało leczenie?
- Ale nie jest powiedziane, że on jest chory. - broniłam swojego zdania. - Może jak Martinie się polepszy, to wróci do siebie.
- Możliwe, że masz rację, ale mimo to, wydaje mi się, że powinniście skorzystać z pomocy specjalisty. Oboje. Ty też. - zatrzymałam się.
- Pozwól, że sama będę o tym decydować, dobrze? - poprosiłam. - Jeszcze się trzymam. Jak nie dam rady, to wtedy się do niego zgłosimy.
- Ale Angie...
- Dzięki za radę, Leo. - przerwałam mu. - Naprawdę, wolę jeszcze poczekać. I tak, wiem jakie mogą być tego konsekwencję, ale takie jest moje zdanie i na chwilę obecną nie zamierzam go zmieniać. - powiedziałam. - Dziękuję.
- Dobrze... - mruknął. - Chodźmy, musisz mi się podpisać na dokumentach jak najszybciej. - zarządził i z powrotem zaczęliśmy iść do pomieszczenia wcześniej przez niego wspomnianego.
Kilkanaście sekund później znaleźliśmy się w pokoju lekarskim. Doktor zajął miejsce przy biurku wskazując ręką, abym usiadła na przeciwko niego. Tak też postąpiłam. Leo wyciągnął z szuflady teczkę, a następnie wyjął z niej kilka zszytych ze sobą kartek, które były całkowicie zapełnione malutkimi literami. Wzięłam je do ręki i zaczęłam przeglądać.
- Powinnaś się z tym dokładnie zapoznać, jeśli czegoś nie zrozumiesz, to pytaj. Muszę ci powiedzieć coś, czego sama doskonale jesteś świadoma, ale niestety takie są procedury. W tym stanie pacjentki operacja jest... - lekarz urwał zdanie. - A co ty robisz? Dlaczego tego nie przeczytasz? - spytał, gdy składałam swój podpis na ostatniej stronie. - Mówiłem ci, że to ważne.
- Ufam ci. - odparłam krótko. - Wiem, że ona może tego nie przeżyć, ale jestem pewna, że zrobisz wszystko, żeby do tego nie dopuścić. - powiedziałam. - Potrzebujesz jeszcze gdzieś mój podpis?
- N-nie. - zająknął się zdziwiony moją odpowiedzią. - Możesz do niej iść.
Wstałam i rzuciłam prawie niesłyszalne "cześć" po czym wyszłam z pomieszczenia. Ruszyłam w kierunku schodów, aby dostać się na drugie piętro, gdzie po przeniesieniu leżała moja córka. Gdy się już tam znalazłam zapytałam się jednej z pielęgniarek o numer sali. Odpowiedziała mi, że znajdę Martinę pod piątką. Poszłam we wskazaną mi stronę. W pomieszczeniu stały trzy łóżka, ale tylko na jednym z nich leżała pacjentka, którą właśnie była moja córeczka. Wyglądała
okropnie. Pogrążone oczy, zmęczony wyraz twarzy, wychudzona i podpięta do tych wszystkich sprzętów. Wiedziałam, że ten widok będzie mnie zabijał za każdym razem, gdy tylko go ujrzę. Mimo to, myśl o tym, że przenieśli ją z OIOMu nieco mnie pocieszała. Widocznie, aż tak bardzo źle nie było. Albo potrzebowali na tamtym oddziale więcej wolnych miejsc. Tak też mogło być. Otarłam łzy z oczu i podeszłam do krzesła, które stało obok jej łóżka. Chwilę tak stałam i na nią patrzyłam przyglądając się jej uważnie nie myśląc o niczym. Po prostu stałam i wpatrywałam się w nią po czym, po kilku minutach usiadłam. Złapałam ją delikatnie za dłoń, gdyż bałam się, że mogę łatwo szturchnąć jakąś igłę i spowodowałoby to nieszczęście.
- Kochanie, proszę wróć do nas. Jak najszybciej... - wyszeptałam. - Wszyscy bardzo cię tutaj potrzebujemy. Wiem, że pewnie łatwiej będzie ci w tym momencie odejść... Ale nie rób tego... Spróbuj z tym walczyć... Gdyby ciebie tutaj nie było... - zaczynałam powoli płakać. - Nie. Nawet nie chcę myśleć, co mógłby się dziać... Zostań...
Nagle wszystko zaczęło wariować. Urządzenia zaczęły piszczeć i zmieniać kolor na czerwony. Okropnie się przestraszyłam. Energicznie cofnęłam rękę. Zaczęły przybiegać pielęgniarki, a chwilę później pojawiło się tutaj dwóch lekarzy. Jeden z nich poprosił mnie, żebym opuściła pomieszczenie, jednak ja byłam w zbyt dużym szoku, aby to zrobić. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, która pociągnęła mnie w stronę wyjścia. Sekundę później znalazłam się na korytarzu nie wiedząc, co się dzieje.
- C-c-co? - wybełkotałam, gdy wywozili Martinę z sali.
- Musimy przyśpieszyć zabieg. - mówił mi znajomy głos, lecz nie wiedziałam, do kogo on należał. - W jej brzuchu znalazła się zbyt duża ilość krwi. Jeśli natychmiast tego nie zrobimy, może zaraz umrzeć.
- T-t-t-taaak. - rzuciłam.
Czułam strach. Bałam się o moją córkę okropnie. Żadnej matce nie życzyłabym, aby kiedykolwiek odczuwała to samo co ja. Biegłam za nimi, a gdy minęliśmy już ostatni zakręt stałam i patrzyłam, jak Martina wraz z opiekunami medycznymi znika za drzwiami bloku operacyjnego.
- Nie, to się nie dzieje... - mruknęłam do siebie zaciskając mocno oczy.
Tak bardzo chciałam je otworzyć i znaleźć się w domu. W jednym pokoju z mężem, który obejmowałby mnie swoją ręką. Siedzielibyśmy na kanapie pijąc kawę. Natomiast na fotelu siedziałby Tom, który na kolanach trzymałby swoją dziewczynę. Oboje byliby do siebie przytuleni. Rozmawialibyśmy ze sobą wplatając w to napady śmiechu. Później, każdy z nas znalazłby się przy jakimś instrumencie i zaczęlibyśmy grać. Potrzebowałam tego i to bardzo. Niestety, tak się nie stało. Gdy otworzyłam oczy dotknęła mnie okrutna rzeczywistość. Byłam w szpitalu, a moja córka walczyła o życie. Wyciągnęłam telefon wchodząc w jedną z aplikacji. Był to chat, dzięki któremu mogłam pisać z Lucasem nie płacąc nic.
Angie: Jak tam? Jesteście już w domu?
Lucas: Tak, właśnie miałem do ciebie pisać :). Co z Martiną?
Angie: Właśnie ma operację.
Lucas: Mogę zadzwonić?
Angie: Tak, proszę.
Trzy sekundy później na ekranie wyświetliło mi się połączenie przychodzące. Oczywiście dzwonił do mnie mój przyjaciel z Europy. Nie mogłam uwierzyć, że nie było go tutaj raptem od piętnastu godzin, a tak wiele zdążyło się już zmienić i wydarzyć. Bardzo chciałam, żeby był przy mnie.
- Dlaczego ma operację? - usłyszałam po odebraniu. - Pogorszyło jej się?
- Miała za dużo krwi w brzuchu. Lekarze muszą coś z tym zrobić, bo inaczej umrze. - odpowiedziałam. - Lucas, ja tak bardzo się boję. Nie wiem, co zrobię, jeśli ona nie wróci z sali operacyjnej żywa.
- Nie mów tak. Przecież doskonale wiesz, że ona jest silną dziewczyną i da radę.
- Ale nawet najwięksi siłacze czasami nie dają już rady... - rzuciłam.
Nie odpowiedział od razu. Widocznie, nie za bardzo wiedział, co mógłby mi powiedzieć.
- Pablo się odezwał?
- Właściwie, to tak. Powiedział imię swojej córki, po czym zadzwonił telefon od lekarza i pobiegłam do szpitala.
- Ale nadal nie ma z nim kontaktu?
- Jeśli mam być szczera, to nie wiem. Zaraz po telefonie wybiegłam zostawiając go samego z Germanem.
- Germanem? - spytał nieco zdziwiony.
- Z moim szwagrem. - odparłam. - Przeprowadziliśmy się do niego. Zaproponował mi to, żebym nie czuła się samotna. Dopóki moje życie chociaż odrobinę nie wyjdzie na prostą będę u niego mieszkać.
- To dobrze. - powiedział mój przyjaciel. - Nawet nie wiesz, z jakim poczuciem winy wyjeżdżałem. Nie chciałem cię tak zostawiać, ale niestety musiałem już wracać do kraju.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Doskonale cię rozumiem. - zapewniłam go.
Usłyszałam, że mój telefon wydał dźwięk. Dokładnie taki, jak wydaje, gdy dostaję wiadomość.
- Poczekaj chwilkę. - poprosiłam i odsunęłam komórkę od ucha.
Odblokowałam ekran i na tapecie wyświetlił mi się SMS od Casttio. Po przeczytaniu jego treści nie wiedziałam, co mam zrobić czy nawet jak mam o tym myśleć. "Pablo pyta się o ciebie". Że co? Czyżby wyzdrowiał? Ale skoro tak się stało, dlaczego nie zadzwonił? I dlaczego tę wiadomość dostałam od Germana, a nie od niego?
- Lucas, bardzo cię przepraszam, ale muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie, gdy będzie już coś wiadomo. - powiedziałam przykładając urządzenie z powrotem do twarzy.
- Oczywiście. Do usłyszenia.
- Cześć. - pożegnałam się i gdy tylko nacisnęłam czerwoną słuchawkę wybrałam numer męża mojej zmarłej siostry. - Co masz na myśli pisząc, że "mój mąż się o mnie pyta"? - spytałam od razu.
- To, że cały czas chodzi po domu i co chwila podchodzi do mnie z pytaniem "gdzie jest Angie?", a gdy mu odpowiadam z powrotem zaczyna chodzić w kółko.
- Ale nie nawiązałeś z nim jeszcze rozmowy? - zapytałam zmartwiona.
- Niestety nie. Na dodatek, muszę ci powiedzieć, iż wydaje mi się, że...
- Tak, tak, wiem. - przerwałam mu. - Będzie mu potrzebna pomoc specjalisty. Słyszałam to już dzisiaj paręnaście razy. - rzuciłam. - Porozmawiamy o tym w domu.
- A tak właściwie, to gdzie ty teraz jesteś?
- W szpitalu. Czekam.
- Na co?
- Na to, aż dowiem się czy moja córka będzie żyła czy nie. - odparłam.
- Co? - był nieco zdziwiony i nie rozumiał tego co mówiłam.
Powtórzyłam mu to samo, co kilka minut temu Lucasowi. German zaproponował, że do mnie przyjedzie, ale ja poleciłam mu, żeby został z moim mężem i go pilnował, bo nie wiedziałam, co może zrobić. Obiecałam mu też, że wrócę, gdy operacja się zakończy, bo musiałam się wyspać. Usiadłam na krzesełku i oparłam głowę o ścianę. Byłam bardzo zmęczona przez te nieprzespane noce. Nim się obejrzałam zasnęłam.
- Mamo, czym jest śmierć? - pyta sześcioletnia dziewczynka.
- Śmierć? - rzuca zdziwiona kobieta. - Przychodzi taki moment, gdy bliska ci osoba odchodzi, ale nadal jest blisko ciebie pilnując, aby nic złego ci się nie przytrafiło.
- Tak jak na przykład ciocia?
- Tak, kochanie. - odpowiada. - Mimo, że nie widzisz się z ciocią i nigdy się z nią nie zobaczysz, to ona i tak jest blisko ciebie i się o ciebie troszczy.
- A jeśli śmierć zabrałaby mnie? To co wtedy? Też bym was pilnowała? Ciebie i tatę?
- Pewnie tak... - stwierdza po dłuższej chwili namysłu. - Ale śmierć nie przyjdzie po ciebie zbyt szybko.
- Dlaczego? - pyta niczego nierozumiejące dziecko.
- Bo wie, że bardzo bym płakała, gdyby cię zabrała I wtedy musiałaby wziąć też mnie ze sobą.
- Proszę pani. - usłyszałam nagle. - Proszę pani, proszę się obudzić. - ktoś szturchał mnie w ramię.
- T-tak?
- Proszę iść do domu i położyć się spać. Widać, że jest pani wyczerpana. - dopiero po chwili dostrzegłam, że była to pielęgniarka.
- Ale moja córka...
- To jeszcze trochę potrwa. Zawiadomię panią, gdy operacja się skończy.
- Nie mogę stąd iść. Jeśli ona tam umrze, nigdy nie daruję sobie tego, że nie mogłam być blisko. - rzuciłam.
- W takim razie, czy mogę coś dla pani zrobić? Może przyniosę kawę?
- Nie, dziękuję bardzo. - odparłam z uśmiechem, a chwilę później kobieta odeszła.
Wyjęłam z kieszeni telefon. Była na nim godzina dziewiąta czterdzieści trzy wieczorem. Wybrałam numer mojego szwagra. Odebrał po trzech sygnałach.
- Halo? Mógłbyś przyjechać?
- Tak. - odparł krótko.
- Tylko zabierz ze sobą Pabla. - poprosiłam.
- Czy coś się dzieje? - zapytał.
- Nie, po prostu was tutaj potrzebuję. - odrzekłam po czym się rozłączyłam.
Wiedziałam, że to będzie długa noc. Operacja trwała od jakiś dwóch godzin, ale wiedziałam, że zajmie jeszcze co najmniej dwa razy tyle. Nie odczuwałam już tak bardzo strachu, ale to zapewne przez zmęczenie. Z powrotem oparłam głowę o ścianę i ponownie bym zasnęła, gdyby nie mój mąż i szwagier, którzy pojawili się na korytarzu.
- I co? - spytał German stając na przeciwko mnie.
- Nic... - mruknęłam kładąc głowę na ramieniu Pabla, który zajął miejsce z mojej drugiej strony. - Czekamy... - szepnęłam.
- Pójdę po kawę dla ciebie do bufetu. Kupię ci jeszcze jakąś kanapkę, bo nie zjadłaś kolacji. Zaraz wracam. - powiedział Casttio, a później zniknął za rogiem.
Nagle poczułam, jak Pablito obejmuje mnie, natomiast drugą ręką złapał mnie za dłoń. Obróciłam głowę delikatnie w jego stronę tak, żeby spojrzeć mu w oczy, lecz on nie zrobił tego samego. Miał wzrok wbity w podłogę. Wiedziałam, że to coś znaczy. Chciałam spróbować z nim porozmawiać, albo chociaż pomyśleć na ten temat, ale nie potrafiłam. Byłam zbyt zmęczona. Czułam, że powieki ponownie mi się zmykają. Z każdą sekundą stawały się coraz cięższe. Nie wiedziałam, czy wytrzymam nim mój szwagier wróci z kawą. Po prostu przytuliłam się wygodnie do swojego męża i nie starałam się nie zasnąć. Wiedziałam, że jeśli coś będzie się działo, to na pewno się obudzę. Nagle poczułam, że Pablo obraca swoją głowę, a jego nos i usta znajdują się pomiędzy moimi włosami.
Chwilę później odczułam, że muska mnie on tam delikatnie swoimi wargami.
- Pablo... - powiedziałam prawie niesłyszalnie.
- Zaśnij najdroższa. Tak będzie ci łatwiej. - usłyszałam.
- Ale...?
- Zobaczysz, niebawem wszystko się rozwiąże. - odparł, a ja powoli podniosłam głowę patrząc mu w oczy.
- Czy ty....?
- Po prostu śpij. - odparł ze słodkim uśmiechem, którego od dawna nie widziałam na jego twarzy.
Jego usta dotknęły moich i zaczęły je całować. Chciałam to odwzajemnić, ale nie potrafiłam w sobie znaleźć jakiejkolwiek siły, aby to zrobić. Po chwili mój mąż odsunął się ode mnie i ponownie zasypiałam na jego ramieniu.
Czy to się działo naprawdę? Nie wiem. Jednak później, gdy co jakiś czas się budziłam, a German siedział obok nie nawiązałam z nim kontaktu pomimo, że wielokrotnie próbowałam. Nie wykluczone, że najzwyczajniej w świecie moje zmęczenie płatało mi psikusy. A może po prostu już wtedy śniłam? Jednak wewnątrz podpowiadało mi, że to się naprawdę działo, lecz możliwe, że był wytwór mojej wyobraźni.
Hej, hej, hej! Jak tam życie Wam mija? Mam nadzieję, że dobrze :)
Myślicie, że Martina przeżyje operacje? A może będą jakieś komplikacje (ale mi się zrymowało ^_^)?
Tego dowiecie się już niebawem ;D
Do następnego! ;*
bloggerka
Fajny rozdział.☺
OdpowiedzUsuńMajka<3
Dziękuję.
UsuńCieszę się, że się podobał ^_^
Hahaha świetny rym, zacznij pisać wiersze 😁
OdpowiedzUsuńSuper rozdział
Kejla <3
Pomyślę nad tym ;D
UsuńDzięki, fajnie, że się podobał :)