czwartek, 24 marca 2016

Sezon 3 - Rozdział 92 - Mówił, że bardzo nam dziękuje

Cześć!
Rozdział 92.
Miłej lektury! ;)
- Angie, jesteś gotowa? - krzyknął mój mąż z dołu.  - Musimy zaraz wychodzić, bo inaczej możemy pojawić się za późno.
- Wiem, wiem. Już schodzę. - rzuciłam.
Rozglądałam się jeszcze chwilę po sypialni w celu odnalezienia swojej komórki. Nigdzie nie mogłam jej znaleźć, a nie chciałam kazać Pablowi dłużej na mnie czekać w związku z czym wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się schodami w dół.
- Tego szukasz? - zapytał Galindo pokazując mi mój telefon.
- Tak, dzięki. - uśmiechnęłam się. - Gdzie był?
- Na stoliku w salonie. Pewnie wczoraj go tam zostawiłaś.
- Pewnie tak. - przytaknęłam. - To co? Jedziemy?
- Oczywiście. - odparł i skierowaliśmy się w stronę drzwi.
Kilka chwil później siedzieliśmy w samochodzie. Byliśmy w drodze do domu Toma, który co prawda, mieszkał niedaleko, ale potrzebowaliśmy zyskać na czasie, więc wybraliśmy auto. Po za tym, jeśli jego rodzice wyraziliby zgodę na to, abyśmy go przygarnęli na jakiś czas, to nastolatek musiałby wziąć ze sobą jakieś rzeczy, a łatwiej byłoby nam przetransportować je w pojeździe, niż na pieszo.
- Kto mówi? - spytałam patrząc na mojego męża. - Mogę ja.
- Chciałbym ja. Chyba, że tobie bardzo zależy.
- Niespecjalnie. - zapewniłam.
Po tym nastało kilka sekund milczenia, które wydawały się wiecznością. Nie pomyślałabym, że trwało to tak krótko, bo miałam wrażenie, że cisza panowała przez dłuższy czas. A jednak się pomyliłam.
- Ciężko mi uwierzyć w to co się ostatnio dzieje. - zaczęłam.
- To znaczy? W co konkretnie?
- W to wszystko. Poznanie Lucasa i Matyldy, wypadek Martiny, operacje, ty i twoja choroba, mieszkanie u Germana, a teraz jeszcze przeprowadzka Toma... - odpowiedziałam. - Myślisz, że dobrze robimy? Przecież nasza córka nie chce go znać.
- Wydaje mi się, że jest zupełnie inaczej. Mam wrażenie, że jej nadal na nim bardzo zależy, ale się boi. Z resztą trzeba ją zrozumieć. Do tej pory miała tylko jego. Wiem, że ciągle coś pomiędzy nimi jest. Tego nie da się ukryć.
- Myślisz, że będzie z nimi tak jak z nami? - zapytałam trochę nieśmiało. - No wiesz... Może będą się kłócić i rozstawać po to, żeby za jakiś czas się pogodzić i do siebie wrócić.
- Nie mam pojęcia. Nie mamy pewności, że to jest jej jedyny. Oprócz tego, on wyjeżdża. Nie twierdzę, że związki na odległość nie mają szansy przetrwać, ale w tym wieku to raczej mało prawdopodobne. Zawsze pojawi się ktoś nowy, a z tęsknoty łatwo popełnić błąd. - powiedział. - Po za tym, nie życzyłbym jej tego. Wolałbym, żeby cały czas była szczęśliwa. Nie tak jak my.
- No tak... - mruknęłam pod nosem.
W tamtym momencie nasza rozmowa się urwała, gdyż dojechaliśmy pod dom rodziny Jaquez. Pablo zgasił samochód, a następnie z niego wysiedliśmy. Podeszliśmy pod drzwi i zadzwoniliśmy dzwonkiem. Paręnaście sekund później ujrzeliśmy Alejandrę.
- Cześć! - ucieszyła się. - Co was do nas sprowadza? Proszę, wejdźcie. - przepuściła nas. - Jonatan! Zejdź proszę! Mamy gości!
Nie znałam ich za dobrze, ale mimo to miałam wrażenie, że są dobrymi ludźmi. Co prawda z mamą Toma miałam okazję porozmawiać. Wydawała mi się osobą nieco... szaloną? Jeśli to dobre określenie. Natomiast taty chłopaka nie miałam okazji
nigdy lepiej poznać, więc nie za bardzo wiedziałam, jakiej reakcji na naszą propozycję mogę się z jego strony spodziewać.
- Dzień dobry. - odrzekł mąż Alejandry, gdy pojawił się obok swojej żony.
Razem z Pablem przywitaliśmy się z nim, po czym zostaliśmy wprowadzeni do salonu. Łatwo było można zauważyć, że planują przeprowadzkę. Wszędzie stały papierowe pudła, czy kartony, które po części były już zapełnione różnymi rzeczami. Zajęliśmy miejsca na kanapie, a na przeciwko nas usiedli rodzice byłego chłopaka naszej córki.
- Słyszeliśmy, że planują państwo przeprowadzkę do Santa Cruz... - widocznie Pablo postanowił zacząć ten temat od razu.
- Jacy tam państwo? - rzuciła kobieta. - Alejandra i Jonatan! Po co bawić się z tymi panami i paniami? W końcu jesteśmy w podobnym wieku! - odparła.
- Dobrze, w takim razie słyszeliśmy, że planujecie przeprowadzę na drugi koniec Argentyny. To prawda? - poprawił się mój mąż.
- Tak. - odpowiedział Jaquez. - Wyjeżdżamy jutro rano.
- No więc właśnie, przyjechaliśmy w tej sprawie... - powiedziałam. - Tom wczoraj u nas był i...
- No tak! - przerwała mi matka chłopaka. - Ten chłopak musi się wszystkim wyżalić! Przepraszam bardzo, jeśli popsuł wam wieczór. Wyszedł nie mówiąc dokąd idzie i wrócił bardzo późno.
- Nie w tym rzecz. - rzucił Galindo. - Wiecie, że Martina trafiła do szpitala?
- Tak. Tom wszystko nam powiedział. Był bardzo zrozpaczony. Nigdy nie widziałem, żeby tak płakał jak tamtego dnia, gdy to się stało.
- Wiedzą państwo, znaczy, wiecie też, że kilka dni przed tamtym zdarzeniem wasz syn i nasza córka ze sobą zerwali. Chłopak będąc wczoraj u nas powiedział, że bardzo za nią tęskni i chciałby ją przeprosić za to wszystko, co się stało, lecz niestety, jak na chwilę obecną, nie ma takiej możliwości, gdyż Martina jest w śpiączce. Nie wiadomo kiedy się obudzi...
- Boże, to okropne! - mama nastolatka ponownie weszła w zdanie Pablowi. - Tak bardzo wam współczuję! Nie wiem, co byłoby, gdyby nasz Tomi miał taki wypadek! Trzymajcie się kochani. Musicie być silni.
- Alejandra! - zdenerwował się ojciec zwycięscy naszego internetowego show. - Daj mu dokończyć.
Pablito nieco zdziwiony kontynuował swoją wypowiedź.
- Tom poprosił nas o jakąś radę. Stwierdziłem, że powinniśmy mu pomóc, w związku z czym zaproponowałem mu, że do czasu, dopóki nasza córka nie wybudzi się ze śpiączki może mieszkać z nami. Jedyne, co nam potrzebne to pańska, znaczy, wasza zgoda.
Małżeństwo obrzuciło się spojrzeniami, z których nie mogłam odczytać, co o tym sądzą.
- Nie martwcie się. Dla nas to będzie przyjemność. - zapewniałam ich. - Znamy Toma już kilka lat, bo oboje uczymy go w Studio od samego początku. To na prawdę nie będzie żaden problem.
- Nie ma mowy. Nie zgadzam się. - odparła Argentynka. - To jest nasz syn i będzie mieszkał z nami! To jest niepomyślenia, żeby mieszkał ze swoimi nauczycielami!
- Proszę spojrzeć na to pod innym kątem. Chłopak spotykał się z naszą córką, więc byliśmy dla niego kimś więcej niż tylko nauczycielami.
- Absolutnie nie! - krzyknęła zdenerwowana żona Jonatana.
- Dlaczego mi to robicie? - usłyszeliśmy nagle. - Mamo, przecież dobrze wiesz, że kocham Martinę. Pozwól mi zamieszkać z Pablem i Angie. Znasz ich. To dobrzy ludzie.
W drzwiach salonu pojawił się były chłopak naszej córki. Miał przy sobie dwie walizki i widocznie był już gotowy do wyjazdu. Spojrzałam na niego ze smutkiem.
- Ależ kochanie. - powiedziała podchodząc do niego. - Na świecie jest kilkanaście milionów kobiet. Na pewno znajdziesz sobie inną.
- Ale nie rozumiesz, że ja nie chcę nikogo innego? - zapytał zrezygnowany nastolatek. - Nie, dopóki jej nie przeproszę. - rzucił. - Tato? Czy ty też się na to nie zgadzasz?
- Jeśli mam być szczery... - zaczął Jaquez. - Nie mam nic przeciwko. Wiem, że będziesz miał u nich dobrze. Kiedy z Martiną wszystko już sobie wyjaśnisz wrócisz do nas. Zgadzam się.
- Jonatan! - oburzyła się Alejandra.
- No co? Chłopak się zakochał. Pozwól mu być szczęśliwym.
Uśmiechnęłam się do nastolatka, który również odpowiedział mi uśmiechem.
- W takim razie, pożegnaj się z rodzicami, a my zaniesiemy twoje bagaże do samochodu. - zarządził Pablo. - Dziękujemy bardzo, do wiedzenia.
Przy wychodzeniu zauważyłam, że ojciec Toma szepnął coś na ucho mojemu mężowi. Udając, że tego nie widziałam wyszłam z domu rzucając w przejściu szybkie "cześć". Kiedy znalazłam się na zewnątrz oparłam się o auto i czekałam na któregokolwiek mężczyznę. Pierwszy wyszedł Galindo niosący dwie walizki byłego chłopaka naszej córki.
- Otwórz mi bagażnik. - poprosił.
Posłusznie wykonałam jego prośbę, po czym oboje staliśmy na chodniku i czekaliśmy na nastolatka.
- Może po niego pójdę? - zaproponował. - Może matka go nie chce wypuścić?
- Zaczekajmy jeszcze chwilę, a jak nie, to wejdziemy tam ponownie. - odparłam. - Mogę wiedzieć, co Jonatan powiedział ci na ucho?
- To Jonatan mówił mi coś na ucho? - rzucił Pablo unosząc kąciki ust.
- Nie udawaj. Widziałam. Co ci powiedział?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Ej, bo zaraz będę zazdrosna. - odparłam w żartach.
- O co niby? O niego? - zaczął się śmiać. - Mówił, że bardzo nam dziękuje.
- Mam wrażenie, że rozmawiał z nim na ten temat, lecz on nie wiedział, co może zrobić. Możliwe, iż spadliśmy mu z nieba z tą propozycją.
- Nie wykluczone.
W tamtym momencie z domu wyszedł Tom i podszedł do nas. Jego rodzice stali w drzwiach i przyglądali się nam.
- To co? Możemy już jechać? - zapytał Pablito.
- Jak najbardziej. - odpowiedział nastolatek. - Cześć! - krzyknął do Alejandry i Jonatana, a następnie wsiadł do samochodu.
Kilka chwil później wszyscy siedzieli już w aucie, w drodze do naszego domu. Jechaliśmy w ciszy. Co jakiś czas zerkałam na chłopaka, który cały czas parzył się za szybę. Minę miał dość poważną. Postanowiłam to trochę zmienić.
- Chyba się nie cieszysz, że będziesz z nami mieszkał. - stwierdziłam. - Nie bój się. Nie jest u nas chyba tak bardzo źle. Martina jakoś nigdy nie narzekała.
- Cieszę się. Bardzo się cieszę. - zapewnił sztucznie się uśmiechając. - Po prostu... Moi rodzice, to jednak rodzice... Strasznie mi przykro, że musiałem pokłócić się z mamą, żeby móc z wami zamieszkać.
- Zobaczysz, niedługo jej przejdzie. - rzucił mój mąż. - Kobiety takie są. Najpierw się kłócą, a potem płaczą i żałują, że się pokłóciły.
- Dokładnie. - przytaknęłam, lecz po chwili się rozmyśliłam. - Że co? Śpisz dzisiaj na podłodze.
- Oczywiście kochanie, dla ciebie wszystko. - powiedział całując mnie w policzek.
- Lepiej patrz na drogę. - mruknęłam udając, że jestem obrażona.
Parę minut później byliśmy już u nas w domu. Zanieśliśmy walizki nastolatka do pokoju gościnnego i oznajmiliśmy, że za dziesięć minut będzie obiad. Zostawiliśmy go samego w pomieszczeniu, a następnie udaliśmy się do kuchni w celu dokończenia posiłku. Kiedy był on już skończony zaczęłam rozkładać nam go na talerze, a mój mąż poszedł po naszego nowego współlokatora. Gdy wszyscy siedzieliśmy już przy stole zaczęliśmy jeść.
- Tom, rozluźnij się trochę. - rzuciłam. - Co taki spięty jesteś? Nie jesteś tutaj po raz pierwszy. Nie masz się czego bać.
- Wiem, tylko jakoś tak mi dziwnie... - odparł. - Mieszkać pod jednym dachem ze swoimi nauczycielami, a jednocześnie z rodzicami swojej byłej. - stwierdził. - No, ale mimo wszystko jestem wam bardzo wdzięczny.
- Nie ma sprawy. - odpowiedziałam, a sekundę później zadzwonił mi telefon. - Przepraszam na moment.
Wyjęłam komórkę z kieszeni i na ekranie wyświetliło mi się połączenie przychodzące od Lucasa. Nieco się zdziwiłam. Wstałam od stołu, wyszłam na korytarz i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak, słucham? - przyłożyłam komórkę do ucha.
- Angie, wszystko w porządku? - usłyszałam.
- Jasne, a dlaczego miałoby nie być? - zdziwiłam się.
- Byliśmy wczoraj umówieni na wideo-rozmowę, ale ty przez cały czas byłaś niedostępna. Mimo to próbowałem się z tobą połączyć, lecz bezskutecznie. Zostawiłem ci masę wiadomości na chacie, których nawet nie odczytałaś. Stwierdziłem, że jak do dzisiaj się nie odezwiesz to zadzwonię, a jak nie odbierzesz to lecę do ciebie.
- Ale odebrałam, więc nie musisz kupować biletu. - rzuciłam śmiejąc się mimo, iż wiem, że nie powinnam. - Przepraszam cię bardzo. Miałam wczoraj małe zamieszanie i kompletnie wyleciała mi z głowy nasza pogawędka.
- Coś się stało? - zapytał.
- Tak, ale to nic strasznego. - zapewniłam go. - Tom, były chłopak Martiny się do nas wprowadził. Musiałam z powrotem wracać do domu i na dodatek czekała mnie trudna rozmowa z jego rodzicami.
- Jak to "z powrotem wracać do domu"? Wyjechałaś gdzieś? - dopytywał. - I dlaczego on się do ciebie wprowadził? A tak w ogóle to co z twoją córką i Pablem?
- Lucas przepraszam, ale muszę kończyć. Zadzwoniłeś w naprawdę nieodpowiednim momencie. Umówmy się jutro o siedemnastej, według mojego czasu, na rozmowę przez internet. Tym razem będę na pewno.
- W takim razie dobrze. Do usłyszenia.
- Cześć. - pożegnałam się i rozłączyłam.
Kiedy mój telefon z powrotem był na swoim miejscu, wróciłam do stołu i kończyłam jedzenie obiadu. Gdy wszystkie talerze były już puste stwierdziliśmy, że wybierzemy się na pieszo do Martiny. Przy okazji poznamy się z Tomem nieco lepiej.
- To kiedy zamierzacie wrócić do Studia? - spytał, gdy byliśmy już w drodze. - Wszyscy tam na was z niecierpliwością czekają.
- Jeszcze nie teraz. - odpowiedziałam. - Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, aby teraz wrócić.
Nie wierzyłam za bardzo w to, co powiedziałam. Kiedyś Studio było moim drugim domem, w którym spędzałam więcej czasu niż w swoim pierwszym. To miejsce było dla mnie naprawdę wyjątkowe, bo to w nim się kształciłam i rozwijałam swoją pasję. Poznałam tam również miłość swojego życia, a później miałam okazję sama przekazywać dzieciakom uczącym się tam, to co zostało mi przekazane kilkanaście lat wcześniej. Ta szkoła zmieniła wiele. Jeszcze kilka lat temu jeden dzień wolnego to było dla mnie za dużo, a teraz? Teraz po tygodniu, dwóch potrafiłam wziąć kolejne tyle urlopu.
- Też mi się tak wydaje. - poprał moje zdanie Pablito. - Zaczekamy jeszcze trochę, ale już niedługo wrócimy do pracy.
- Mam nadzieję, że twoje oceny z muzyki się nie pogorszyły. - uśmiechnęłam się patrząc na nastolatka.
- Skąd w ogóle taki pomysł? - zapytał śmiejąc się. - Nie, nie pogorszyły. Tylko obecna nauczycielka nie uczy najlepiej. Nikt z naszej grupy nic nie rozumie z jej zajęć.
- A kto mnie zastępuje?
- Pani Reachel. Pewnie nie znasz.
- Znam. Uczyła mnie, kiedy ja byłam jeszcze uczennicą, czyli dawno, dawno temu.
- I też nic nie rozumiałaś z tego co ona tłumaczyła?
- Absolutnie nic. - odparłam, gdy wchodziliśmy do szpitala.
Weszliśmy po schodach na drugie piętro, gdzie leżała nasza córka. Kiedy skręciliśmy w odpowiedni korytarz zauważyłam, że z jej pokoju wybiega pielęgniarka. Wydawało mi się, że biegnie po lekarza. Wszyscy przyśpieszyliśmy kroku i już mieliśmy wejść do sali, kiedy poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- Nie możecie tam teraz wejść. - usłyszałam głos Leo, który wszedł do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.
W głowie miałam masę pytań. Chciałam dowiedzieć się co się dzieje i dlaczego nie mogę być przy mojej córce. Lecz niestety, w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mi na to odpowiedzieć.
- Myślisz, że to coś złego? - spytałam mojego męża.
- Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. - odpowiedział mocno mnie do siebie przytulając.
"Przecież wszystko miało już być tak dobrze..." - myślałam. Odsunęłam się od Pabla i usiadłam na krzesełku na korytarzu. Z jednej strony usiadł Galindo, a z drugiej Jaquez. Oparłam głowę o ramię mojego mężczyzny i zacisnęłam mocno oczy. Doskonale wiedziałam, że musi się tam dziać coś złego, bo inaczej wpuściliby mnie tam. Po prostu nie chciałam sobie tego uświadomić. Poczułam, jak ciepła ręka mojego męża oplata swoje palce w okół moich. Ścisnęłam ją próbując powstrzymać łzy, lecz nie do końca mi się to udało. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Toma. Miał twarz schowaną w dłoniach. Płakał.
- Ej, nie załamuj się. - powiedziałam do niego. - Zobaczysz, będzie dobrze. Martina do nas wróci.
- I kto to mówi? - odparł. - Angie, sama też nie potrafisz przyjąć do myśli tego, że coś może być nie tak. Nie chcę być wobec ciebie chamski, ale jesteś ostatnią osobą, która powinna powiedzieć coś takiego.
- Masz rację. - szepnęłam. - Ale to nie znaczy, że nie mogę nie mieć nadziei, która przez ostatni tydzień trzymała mnie przy zdrowych zmysłach. - rzuciłam.
- Też prawda. - przytaknął.
Ponownie odsunęłam się od swojego męża i przytuliłam do siebie byłego chłopaka mojej córki. Nie protestował. Przycisnął mnie do siebie mocniej i zaczął płakać w moje ramię niczym dziecko.
- Ona cię kocha... Tak naprawdę nadal jej na tobie bardzo zależy... - mruknęłam mu na ucho, lecz chyba tego nie usłyszał.

Hej wszystkim! Jak Wam się podobał rozdział? Jak myślicie, co stało się z Martiną? Czy jej stan się pogorszył, a może polepszył? No i jak będzie wyglądało wspólne mieszkanie Galindo z Tomem? Tego dowiecie się w najbliższym czasie ;)

Tak w ogóle, Wielkanoc już tuż, tuż, więc chciałabym życzyć Wam smacznego jajka i mokrego dyngusa. Odpocznijcie trochę od szkoły i spędźcie czas z rodziną :D

Do zobaczenia w następnym rozdziale! :*
bloggerka 

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział 😁
    Dziękuję za życzenia
    Kejla <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, cieszę się, że się podobał ^_^
      Ależ nie ma za co ;*

      Usuń
  2. Fajny rozdział.
    Ja również tobie życzę smacznego jajka i mokrego dyngusa.☺
    Majka<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobał :)
      Dziękuję bardzo <3

      Usuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)