niedziela, 20 marca 2016

Sezon 3 - Rozdział 90 - Tak naprawdę mogłoby nas nigdy nie być

Cześć! :)
Rozdział 90.
Doszliśmy do szpitala kilka minut później. Gdy znaleźliśmy się w budynku od razu skierowaliśmy się w stronę sali, na której leżała nasza córka. Jak to dobrze, że nie musiałam tam już wchodzić sama. W końcu był przy mnie ktoś, kto nigdy nie chciałby, abym była smutna i starał się sprawiać, że uśmiech ciągle gości na mojej twarzy.
- Drugie piętro, dobrze pamiętam? - zapytał mój mąż.
- Tak. - odparłam.
Kiedy byliśmy już blisko miałam dziwne wrażenie, że nie zobaczę Martiny tam, gdzie ostatnio. Coś podpowiadało mi, że została przeniesiona. Niestety, albo stety, pomyliłam się. Wchodząc do pokoju zobaczyłam, że leży na swoim miejscu. Nie była podpięta do tak wielu sprzętów, jak ostatnio. Dawało mi to nadzieję, że jest z nią coraz lepiej i może niebawem się obudzi. Tak bardzo nie mogłam się tego doczekać.
- Mój Boże... - usłyszałam jak Pablo prawie niesłyszalnie wyszeptał.
Usiadłam na krześle, które stało przy łóżku, a Galindo przystawił sobie drugie, czyli to które stało przy oknie. Postawił je zaraz obok mojego. Siedzieliśmy wpatrzeni w naszą córkę. Leżała nieruchomo z zamkniętymi oczami. Głośno westchnęłam ujmując jej dłoń w moją.
- Myślisz, że ona zdaje sobie sprawę z tego, że my tutaj jesteśmy? - spytałam.
- Wydaje mi się, że tak. Skoro ludzie w śpiączce rzekomo słyszą to, co się do nich mówi, to niewykluczone.
- W takim razie chyba powinniśmy z nią rozmawiać. - rzuciłam.
- Tylko o czym? - odparł. - Jak zawsze mamy masę tematów i jest o czym pogadać, tak teraz nic mi nie przychodzi do głowy.
Nagle usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi. Do sali wszedł Leo razem z jakąś pielęgniarką.
- O, dzień dobry. - powitał nas z uśmiechem. - Czy on...?
- Tak. - odrzekłam.
- W takim razie hej Pablito. - wstaliśmy z krzeseł, a mój mąż podszedł do niego i podali sobie ręce. - Witaj z powrotem.
- Cześć. - rzucił w odpowiedzi mój mąż.
- Jak Martina? - zapytałam. - Gorzej, lepiej, bez zmian?
- Ustabilizowała się po operacji, a po za tym nic się nie zmieniło.
- Czy oprócz obrażeń wewnętrznych ma jakieś rany na ciele? Zostaną jej jakieś blizny, zadrapania?
- Nie wiele. Miała rozcięty policzek, ale to się zagoi. Oprócz tego ma kilka siniaków, ale one z czasem znikną. To naprawdę niebywałe. Martina jest naprawdę wyjątkową pacjentką. Przeżyła tak ciężką operację, ucierpiała tylko wewnętrznie co udało nam się już naprawić. Można powiedzieć, że to jest szczęście w nieszczęściu. - powiedział. - Pablo, mógłbym cię poprosić na chwilę do lekarskiego? Chciałbym z tobą pogadać na temat tego wypadku.
- Nie sądzę, że to jest najlepszy pomysł. - wtrąciłam się. - On nie jest jeszcze...
- Nie martw się najdroższa. - odparł zerkając na mnie. - Jakoś sobie poradzę. Zaczekaj tutaj. Niedługo powinienem wrócić.
- Dobrze. - przytaknęłam siadając z powrotem na krześle.
Mężczyźni wraz z pielęgniarką wyszli z sali zostawiając mnie samą z córką. Przez chwilę patrzyłam na jej twarz ze smutkiem. Wiem, że powinnam się cieszyć, że jest już o wiele lepiej niż przed operacją, ale wiedziałam, że miną miesiące zanim wszystko wróci do normy. Na dodatek mój mąż niedługo miał wyjechać. Miałam nadzieję, że przynajmniej do tego czasu nastolatka się obudzi, żeby mogli się pożegnać.
- Kochanie pamiętasz, jak kiedyś byliście z tatą na spacerze w parku? Przewróciłaś się i zdarłaś sobie kolano. Bardzo cię bolało, ale starałaś się nie płakać, żeby pokazać jak bardzo jesteś silna. - zaczęłam  mówić. - Albo jak pierwszy raz
wsiadłaś na rower i przewróciłaś się wiele razy. Za każdym razem bardzo cię bolało, ale mimo to nie poddałaś się i w końcu się tego nauczyłaś. Wiem, że teraz pewnie ból jest kilkakrotnie większy, ale pamiętaj, że nie musisz tego ukrywać. Tylko proszę wróć. Nie zostawiaj nas samych. Bardzo cię z tatą potrzebujemy, naprawdę. Chyba nawet nie jesteś sobie w stanie wyobrazić tego, że jesteś dla nas wszystkim.
Przerwał mi dzwonek telefonu. Dostałam SMSa od mojego szwagra, który ewidentnie już wstał i zdziwił się nie mogąc nas nigdzie znaleźć.
German: Gdzie jesteś?
Angie: W szpitalu u Martiny.
German: Zabrałaś ze sobą Pabla?
Angie: Tak.
German: Jadę do was.
Nie odpisałam mu już nic, bo dobrze wiedziałam, że i tak zrobi to, co będzie uważał za słuszne. Stwierdziłam, że lepiej będzie, jeśli powiem mu o tym, że Galindo wyzdrowiał, kiedy się tutaj pojawi, niż przez telefon. Włożyłam komórkę do kieszeni i ponownie chwyciłam dłoń mojej córki. Siedziałam w ciszy dopóki w sali nie pojawił się mój mąż.
- Mój szwagier tutaj zaraz będzie. - powiedziałam.
- Dzwonił? - spytał siadając obok.
- Nie, ale pisał. Chyba był nieco zaskoczony, że nie było nas w domu.
- Też bym był. - zaśmiał się. - Leo powiedział, że bardzo ważne jest mówienie do niej. Ona to wszystko słyszy.
- W takim razie dobrze, że przypomniałam jej o tym, jak byliście w parku, a ona zdarła kolana. Pamiętasz to?
- Doskonale. Nigdy chyba nie byłem tak bardzo zdziwiony. Spodziewałem się płaczu, ale z jej policzka nie spłynęła ani jedna łza. - westchnął. - Ona zawsze była radosna. Rzadko kiedy tak naprawdę płakała.
- Była cudownym dzieckiem. - stwierdziłam. - Jeśli mam być szczera, okropnie się bałam, że nie uda nam się jej wychować. Nie sądziłam, że będziemy dobrymi rodzicami, na dodatek z przypadku, ale jednak.
- Wyobraź sobie, co by było, gdyby nie ona. Tak naprawdę mogłoby nas nigdy nie być.
- Pewnie zdążylibyśmy się rozejść i z powrotem do siebie wrócić z kilkanaście razy, przez co długo bylibyśmy nieszczęśliwi. - rzuciłam. - Po za tym, chyba nigdy nie zostałabym mamą.
- A ja tatą. - dodał biorąc głęboki wdech. - Nie może nas teraz zostawić...
Nie powiedziałam nic. Nie wiedziałam, co będzie stosowne dla tego momentu. Wolałam posiedzieć chwilę w ciszy. Jednak nie trwało to długo, gdyż po chwili do pomieszczenia wszedł Casttio. Chyba tutaj biegł, bo był cały zdyszany.
- Nie masz pojęcia jak się przestraszyłem. Bałem się, że Pablo coś ci zrobił. - powiedział.
- Słucham? - zaśmiałam się. - Pablo? Że niby on mógłby mi coś zrobić?
- Nie żebym go obrażał, ale kto wie do czego on byłby zdolny w takim stanie.
- Właśnie, powinnam ci coś powiedzieć... - zaczęłam.
- Cześć German. - Galindo odwrócił się w jego stronę i pomachał mi ręką. - Świetnie, że sądzisz, że byłbym w stanie skrzywdzić swoją ukochaną.
Mój szwagier stał przez chwilę bez ruchu. Nie dziwiłam mu się, w końcu osoba, z którą nie było kontaktu nagle coś do niego powiedziała.
- Co...? - wybełkotał.
- Wyzdrowiał. - uśmiechnęłam się do niego i odwróciłam wzrok kładąc rękę na ramieniu mojego męża.
- Pablo, to nie tak. - zaczął się tłumaczyć podchodząc bliżej. - Chodziło mi o to, że...
- Żartowałem. - mój mąż zaśmiał się. - Doskonale wiem co miałeś na myśli.
- W takim razie super. - odparł. - Muszę lecieć, bo za dosłownie dziesięć minut mam spotkanie z Japończykami i nie byłoby zbyt dobrze, gdybym się spóźnił. Wpadłem tylko sprawdzić, czy wszystko gra.
- Jasne, leć. - rzuciłam. - Do zobaczenia w domu.
- Cześć. - pożegnał się i wyszedł z sali.
Do pomieszczenia z powrotem powróciła cisza. Nie przeszkadzało mi to. Siedziałam przytulona do mojego męża przez co zaczęłam odczuwać senność. To przez to, że obudziłam się tak wcześnie i zamiast spróbować ponownie zasnąć stwierdziłam, iż pójdę na spacer.
- Pablo... - mruknęłam podnosząc głowę z jego ramienia. - Chodźmy do domu. Bardzo chce mi się spać.
- Naprawdę? - zdziwił się. - No dobrze, chodźmy. Wpadniemy tutaj jeszcze po obiedzie.
- Tak. - przytaknęłam.
Wyszliśmy z budynku i wracaliśmy trzymając się za ręce. Nikt z nas nic nie mówił. Po prostu szliśmy przed siebie, do naszego celu. Co chwila ziewałam. Zerknęłam na ekran telefonu w celu sprawdzenia godziny. Była już dwunasta. Nie wierzyłam, że tak szybko minął mi czas.
- Przepraszam... - powiedziałam.
- Za co? - zapytał zdziwiony.
- No za to, że wyciągnęłam cię tak wcześnie rano na spacer, a teraz chcę wracać, żeby odespać.
- Kochanie, nawet nie żartuj. Jak mógłbym się o coś takiego gniewać?
- Może chciałeś posiedzieć jeszcze przy Martinie, albo dłużej pospać...
- Po pierwsze... - spojrzał mi w oczy. - To ja zaproponowałem ten spacer. Po drugie, każda chwila z tobą jest cudowna, a po trzecie, bardzo cię kocham.
- A co to ostatnie ma do rzeczy? - zapytałam uśmiechając się.
- To, że gdy się kogoś bardzo kocha, to się o niego troszczy, chce się go uszczęśliwiać i przebywać z nim jak najwięcej.
Już mieliśmy się pocałować. Nasze usta się do siebie coraz bardziej zbliżały, gdy przerwał nam dzwonek telefonu. Dostałam wiadomość. Wyjęłam komórkę z kieszeni i odczytałam ją. Nadawcą był mój przyjaciel z Niemiec. Widocznie jeszcze o mnie nie zapomniał.
Lucas: Jak tam? Trzymasz się jakoś? Co z Pablem i Martiną?
- To Lucas. - powiedziałam. - Pyta się co u mnie i jak z wami.
- Utrzymujecie ze sobą kontakt?
- Jakiś tam mamy. - odparłam. - Czasami ze sobą piszemy, ale nie musisz być zazdrosny. - delikatnie uniosłam kąciki ust.
- Powinienem mu podziękować. - stwierdził. - Doskonale wiem, że gdyby nie on i jego pomoc mogłabyś sobie nie poradzić.
- Taka prawda. - westchnęłam. - Może umówię się z nim na rozmowę przez internet? W końcu bym sobie z nim pogadała, a ty byś mu podziękował.
- Jak chcesz. - odparł.
Angie: Może być. Miałbyś dzisiaj czas, żeby pogadać przez wideo-rozmowę?
Lucas: Jasne, o której?
Angie: Koło 20?
Lucas: Ok. To jest 16 u ciebie?
Angie: Tak. Strefy czasowe są do bani.
Lucas: No nie? ;)
- I co? - spytał mój mąż, gdy włożyłam telefon z powrotem do kieszeni.
- Dzisiaj o szesnastej.
- Tak wcześnie? - zdziwił się. - Myślałem, że umówicie się bardziej na wieczór.
- U niego jest już wtedy wieczór.
- No chyba, że tak. - powiedział.
Kilka minut później znaleźliśmy się pod willą Casttio. Wyciągnęłam klucze z torebki i weszliśmy do środka. Chwilę potem znalazłam się na łóżku w naszej sypialni leżąc na brzuchu. Byłam już taka zmęczona, że jedyne, o czym marzyłam to sen.
- Najdroższa, nie możesz spać w butach. Będzie ci niewygodnie. - powiedział Pablo wchodząc do pomieszczenia.
- Nie chce mi się ich ściągać. - rzuciłam.
- Co ty byś beze mnie zrobiła? - zapytał siadając obok.
Zaczął rozwiązywać mi sznurówki, a następnie zsunął obuwie z moich stóp. Gdy się już go pozbył położyłam się nieco wygodniej.
- Zostaniesz? - spytałam utrzymując z nim kontakt wzrokowy.
- Chciałem iść coś ugotować nam na obiad. - odpowiedział.
- Zostań. - poprosiłam. - Zamówimy coś.
- Skoro tak nalegasz. - uśmiechnął się, a następnie położył się obok. - Jesteś taka zimna. - stwierdził przytulając mnie do siebie.
- Trochę zmarzłam w szpitalu. A tak po za tym, to nadal mam na sobie twoją bluzę. Dziękuję, że mi ją pożyczyłeś.
- Nie ma sprawy, najdroższa. - mruknął całując mnie w czoło. - Kocham cię. - szepnął mi na ucho.
Kiedy to powiedział dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Wydawało mi się, że tak dawno tego nie słyszałam, ale myliłam się. Po prostu przez nadmiar złych wrażeń z ostatniego tygodnia bardzo tego potrzebowałam, ale jednak nie mogłam tego usłyszeć. Aż do teraz.
- Ja ciebie też. - odparłam. - Dobranoc...
- Śpij dobrze, kochanie.
Nie potrzebowałam wiele czasu, żeby zasnąć. Zdziwiłam się, że w ogóle udało mi się przeprowadzić z Pablem tę krótką rozmowę.
- Angie?
- Tak?
- Nadal bardzo cię kocham...
- Kto to mówi? Przepraszam, ale nic nie widzę.
- To ja.
- Kto?
- Ty doskonale już wiesz kto...
- Właśnie nie wiem...
- Wiesz. - zapewnił. - Do zobaczenia za chwilę. Kocham cię.
Obudziłam się. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to to, że nie było obok mnie mojego męża. Sięgnęłam telefon z kieszeni jeansów, które miałam na sobie. Zerknęłam na godzinę. Była już druga trzydzieści po południu, co oznaczało, że w ciągu półtorej godziny muszę zjeść obiad, odwiedzić moją córkę i na końcu wrócić do domu, aby porozmawiać z Lucasem. Wstałam, a następnie wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu spotkałam mojego szwagra.
- Cześć German, już wróciłeś?
- Tak. Zdenerwowali mnie na tym spotkaniu i wyszedłem.
- Mówiłeś, że było ono bardzo ważne.
- Bo było, ale nie miałem już cierpliwości. Jak wychodziłem tłumacze próbowali załagodzić sprawę, ale chyba nie do końca im to wychodziło.
- Mam nadzieję, że nie zerwiecie przez to umowy.
- Na chwilę obecną jest mi wszystko jedno. - stwierdził. - Gdzie jest Pablo? Chciałem z nim porozmawiać i go przeprosić za to co powiedziałem.
- Nie wiem, przed chwilą wstałam. Mam nadzieję, że zaraz się znajdzie, bo mamy dzisiaj dwie ważne sprawy do załatwienia w trybie natychmiastowym. - oznajmiłam mu. - Ale wydaje mi się, że wyszedł na miasto po jakiś obiad, albo coś takiego.
- Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jak ty do niego zadzwonisz.
- Pewnie masz rację. - uśmiechnęłam się i wybrałam do niego numer.
Po pierwszym sygnale usłyszałam, jak dzwoni telefon. Otworzyłam drzwi od naszej sypialni i zobaczyłam, że na stoliku leży komórka Galindo.
- Na pewno zaraz wróci. Gdyby miało go długo nie być, to zabrałby ze sobą telefon. - powiedziałam do Casttio.
- W takim razie wyczekuj na niego, a ja idę się przebrać.
- Dobrze. - przytaknęłam i zeszłam na dół.
Zajrzałam do kuchni, gdzie ujrzałam na lodówce karteczkę z napisem: "Poszedłem odebrać pizzę, bo okazało się, że dzisiaj nie dowożą. Zaraz wrócę.". Gdy przeczytałam jej treść zobaczyłam, jak tylne drzwi się otwierają i przechodzi przez nie mój mąż z trzema małymi pudełkami.
- Germanowi też kupiłem. - odrzekł. - Nie wiedziałem jaką lubi, ale wydawało mi się, że hawajską, więc taką mu zamówiłem. A jak nie to oddam mu swoją.
Piętnaście minut później wszyscy siedzieliśmy przy stole w jadalni i zajadaliśmy się. Rozmawialiśmy głównie o powrocie do zdrowia mojego męża i o tym, co dzisiaj mój szwagier do niego powiedział w szpitalu.
- Naprawdę bardzo mi głupio z tego powodu. - zapewniał mąż mojej zmarłej siostry. - Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
- Daj spokój, wiem co miałeś na myśli. - zaśmiał się Pablo. - Za to ja nie podziękowałem ci, że przygarnąłeś nas do siebie.
- Drobiazg. W końcu jesteśmy rodziną, nie?
- Powinienem wam jeszcze powiedzieć, że dopóki Martina nie wróci do zdrowia, nie zamierzam wyjeżdżać z tego kraju. - nie wierzyłam własnym uszom.
- Ale przecież macie już podpisaną umowę. Co jeśli...?
- Rodzina jest ważniejsza Angie. - przerwał mi. - Jeśli przez to projekt ze Studiem w Sewilli nie wypali to trudno, ale nie daruję sobie jeśli wyjadę stąd bez pewności, że z jej stanem zdrowia wszystko jest już w porządku.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, który przerwał naszą rozmowę. Właściciel domu wstał i otworzył. Chwilę po tym stanął przed nami Tom, który miał całe czerwone oczy.
- Co się stało? - zapytałam podchodząc do niego razem z moim mężem.
- Potrzebuję... Muszę z kimś o tym porozmawiać. Muszę z wami o tym porozmawiać. - wybełkotał.
- Tom, wszystko w porządku? - spytał Pablo kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Nie. - rzucił w odpowiedzi. - Moi rodzice chcą wyjechać z Buenos Aires. Tata znalazł pracę w Santa Cruz, na drugim końcu kraju. Mówią, że wyjeżdżamy za dwa dni, ale ja nie zamierzam się stąd wyprowadzać, dopóki nie przeproszę Martiny. Nie mógłbym jej zostawić tak po prostu bez pożegnania. Za bardzo mi na niej zależy. Wiem, że zawiodłem, ale to nie zmienia faktu, iż nadal bardzo ją kocham.
Spojrzeliśmy na nastolatka, a następnie na siebie. Wiedzieliśmy, że liczy on na naszą pomoc, ale nie za bardzo wiedzieliśmy, jak możemy mu jej udzielić.

Hej! Jak podobał Wam się rozdział? Mam nadzieję, że był znośny ;)
Ciężko mi w to uwierzyć, ale zostało jeszcze równe dziesięć do końca. A jeszcze tak niedawno trzeci sezon się zaczął :')
No nic. Czas płynie szybko, a życie musi się toczyć dalej, nie? :D

Do zobaczenia! :*
bloggerka

4 komentarze:

  1. Fajny rozdział.
    Ja też nie moge uwierzyć że zostało tylko 10 rozdziałów.
    Majka<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super
    Kejla <3

    OdpowiedzUsuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)