sobota, 6 czerwca 2015

Sezon 3 - Rozdział 34 - Gdybym mogła cofnąć czas...

Rozdział 34!
Zapraszam <3
Otworzyłam oczy. Nie pamiętałam zupełnie nic. Okropnie bolała mnie głowa. Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Byłam na ulicy. Wtedy zaczęłam sobie wszystko przypominać. Przebiegałam przez ulicę, gdy nagle zostałam popchnięta i pewnie uderzyłam się o krawężnik na którym właśnie skupiałam wzrok. W pewnej chwili przypomniałam sobie głos, który wykrzykiwał moje imię nim upadłam. Starałam sobie przypomnieć, kto go posiada. Było to bardzo trudne, gdyż musiałam się mocno uderzyć, ponieważ ledwo znosiłam ból. Nagle mnie olśniło.
- Pablo... - mruknęłam pod nosem.
Gdy wypowiedziałam jego imię wszystkie wspomnienia natychmiast do mnie wróciły. Pamiętałam już co się stało i dlaczego. Było tylko jedno ale. Co z nim? Co ze starszym Galindo, który najprawdopodobniej uratował mi życie? Podniosłam się i kawałek dalej zobaczyłam człowieka, który leżał nieprzytomny na środku ulicy. Szybko do niego podbiegłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Pochyliłam się obok leżącej sylwetki i zaczęłam płakać oraz wykrzykiwać jej imię. Tak, znałam ją. To był Pablo. W głowie usłyszałam pisk opon, a następnie odgłos mocnego uderzenia. Byłam pewna. To on mnie popchnął, ale zrobił to, aby mnie uratować. Wyciągnęłam nerwowo telefon z kieszeni i jakimś cudem udało mi się wybrać numer alarmowy. Gdy rozłączyłam się próbowałam obudzić mojego byłego, ale niestety nic to nie dało. Mówiłam do niego, ale oczywiście nie uzyskałam żadnej odpowiedzi.
- Pablo! Wstawaj! Słyszysz? Ruszaj się! Nie zostawiaj mnie... proszę... - szlochałam coraz głośniej i głośniej.
Oparłam głowę na jego ramieniu i płakałam. Nie mogłam się z tym pogodzić. Byłam na siebie wściekła, gdyż to właśnie przeze mnie on tam teraz leżał. To ja na to zasługiwałam, a nie on.
- Nie rób mi tego. Nie odchodź. Potrzebuję cię. Bez ciebie nie dam rady. - mówiłam.
Gdy przyjechała karetka, lekarze odsunęli mnie od niego. Z czoła leciała mi krew, więc musieli coś z tym zrobić, a oprócz tego trzeba było mnie przebadać. Mimo, iż siedziałam w ambulansie cały czas zerkałam w stronę, gdzie leżał Pablo. Bałam się o niego bardziej niż o siebie. Gdy widziałam, że leży już na noszach i wiozą go do karetki zaczęłam panikować.
- Dokąd wiozą Pabla!? Co z nim jest?! - krzyczałam, ale nikt mi nie odpowiadał.
Ratownicy stwierdzili, że mnie również zawiozą do szpitala. Powiedzieli mi, że powinni przebadać mnie jeszcze profesjonaliści, aczkolwiek według nich jest wszystko dobrze. Całą drogę zastanawiałam się co z Galindo. Nie wiedziałam zupełnie nic o jego stanie... Nie wiedziałam nawet, czy żyje... Nikt mi nie chciał odpowiedzieć na pytania... Bałam się o niego i słusznie obwiniałam się o to, że to co mu się stało, stało się z mojej winy. Gdybym nie uciekła wtedy ze Studia... Albo gdybym chociaż z niego wyszła, a nie wybiegła... Kiedy dojechaliśmy do szpitala, pobiegłam za lekarzami, którzy wieźli Pabla. Niestety, zaraz przy recepcji zatrzymali mnie inni medycy, ale przeraziłam się, gdy zobaczyłam, że wiozą go w stronę OIOM'u i bloku operacyjnego. Ratownicy kazali mi usiąść i zaczekać na doktora. Posłusznie wykonałam ich polecenie. Nie miałam siły na nic... Byłam wykończona i fizycznie, i psychicznie. Zapomniałam o bólu głowy, rozciętym czole, żalu do Edwarda, czy o całym koncercie. Jedyne, czym się przejmowałam, był Pablo. Nie pamiętam, kiedy ostatnio odczuwałam taki strach. Gdy skończyły się moje badania, nadal nie było lekarza, który zajmował się moim byłym. Widocznie musiało być aż tak źle... Dlaczego to on musiał na tym ucierpieć? Dlaczego on, a nie ja? Przecież to mi się należało... Po dłuższej chwili ujrzałam doktora opiekującego się Galindo, który idzie w moją stronę. Natychmiast do niego podbiegłam.
- Panie doktorze, co z nim? Co się z nim dzieje?!
- Proszę pani, niech się pani uspokoi...
Znalezione obrazy dla zapytania angie z violetty sezon 1- Jak mam się uspokoić?! - czułam, że moje oczy robią się wilgotne. - Niech pan mi tylko powie, czy on żyje... Proszę...
- Żyje, ale jego stan jest ciężki. Jest nieprzytomny, a oprócz tego ma rozciętą klatkę piersiową i dużo siniaków.
- Czy mogę do niego zajrzeć? - spytałam.
- Dla pani, jak i dla niego lepiej będzie jeśli pani wróci już do domu. W pani stanie lepiej tam nie wchodzić.
- Przecież ja jestem zdrowa. Mam tylko rozcięte czoło.
- Mówię o stanie psychicznym, ale jeśli pani tak bardzo zależy, to zapraszam. - poprowadził mnie w stronę sali.
Weszłam do niej i usiadłam przy jego łóżku. Naprawdę musiał się poobijać. Na twarzy miał wiele zadrapań oraz rozciętą wargę. Złapałam go delikatnie za rękę.
- Dasz radę. Musisz walczyć. Masz o co. - powiedziałam cicho.
Czułam jak łzy spływają mi po policzkach. Coraz ciężej łapało mi się oddech. Nagle podszedł do mnie lekarz, który położył mi rękę na ramieniu.
- Chyba już wystarczy. - powiedział. - Zobaczy pani, będzie dobrze. Mąż ma o kogo walczyć.
Uśmiechnęłam się przez łzy i przytknęłam. Wyszłam z sali, a następnie ze szpitala i zaczęłam iść w stronę domu. Całą drogę przepłakałam. Nie mogłam sobie tego wybaczyć. Gdy weszłam do domu zastałam tam Edwarda. Weszłam do kuchni podczas, gdy on właśnie zmywał.
- Nie było cię...
- Wiem, przepraszam.
- Twoje "przepraszam" nie cofnie tego, co się tam wydarzyło...
Wtedy obrócił się w moją stronę i kiedy zobaczył, że mam zabandażowane czoło podszedł do mnie.
- Co się stało? - spytał.
- Miałam wypadek. Ktoś popchnął mnie, gdy przebiegałam przez pasy. Nic mi się nie stało. Rozcięłam sobie tylko głowę, aczkolwiek twój brat, który uratował mnie przed pędzącym samochodem... on... - ponownie zaczynałam szlochać. - Ledwo przeżył... jest nieprzytomny... Leży w szpitalu... W ciężkim stanie...
Przytulił mnie, a ja zaczęłam płakać w jego ramię. Sam też się chyba tym przejął, w końcu to jego brat.
- To nie on powinien tam leżeć, tylko ja. - opowiadałam mu. - Nie zasłużył sobie na to, ale ja za to jak najbardziej. Jeśli on nie przeżyje nigdy sobie tego nie wybaczę. Tym bardziej, że jego ostatnimi słowami do mnie było... - w tamtym momencie przestałam mówić.
Staliśmy tak przez jakiś czas, a ja nadal nie przestawałam szlochać. Nagle do domu weszła uradowana Martina, ale gdy tylko mnie zobaczyła uśmiech zniknął jej z twarzy. Szkoda, że popsułam jej tak piękny dzień...
- Mamo, co jest? Co się stało? Dlaczego wybiegłaś z koncertu i nie wróciłaś?
- Kochanie, miałam mały wypadek, ale nie martw się, ze mną wszystko dobrze... - powiedziałam. - Mam dla ciebie dwie wieści. Dobrą i złą. Zacznę od tej dobrej. Tata nie wyjedzie dzisiaj z miasta...
- Naprawdę? Nawet nie wiesz, jak się cieszę!
- ... ale nie mamy pewności, że kiedykolwiek się jeszcze z nim zobaczysz.
- Słucham? - nie dowierzała w to, co mówiłam.
- Pablo leży w ciężkim stanie w szpitalu. Jest nieprzytomny. - powiedziałam krótko. - Przepraszam, że musiałam ci popsuć ten wspaniały dzień, aczkolwiek powinnaś o tym wiedzieć...
- Jak to? Tata jest w szpitalu... - dziewczyna również zaczynała płakać. - Ale on przeżyje, prawda? Tylko mów prawdę, nie okłamuj mnie.
- Lekarze mówią, że jest naprawdę ciężko, ale robią co w swojej mocy... - odparłam. - Nigdy nic nie wiadomo...
- Idź się połóż spać. - powiedział do mnie Edward. - Jesteś zmęczona. Odpoczynek ci się należy. Spróbuję nieco uspokoić Martinę.
- Dziękuję. - powiedziałam i poszłam na górę.
Rzeczywiście tego potrzebowałam, gdyż naprawdę szybko zasnęłam. Byłam wykończona. Nie miałam ochoty na nic i nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Sen był mi bardzo potrzebny, aczkolwiek nie dał mi on zbyt wiele, ponieważ przyśnił mi się koszmar...
- Jak tam Pablo? Lepiej już?
- Właśnie miałem do pani dzwonić, pani Galindo...
- Ale po co?
- Aby poinformować panią, że parę minut temu pan Pablo... zmarł.
Obudziłam się z wielkim przerażeniem. Gdybym mogła cofnąć czas... Albo chociaż się z nim zamienić... To ja powinnam umierać, nie on... Zachowałam się wobec niego bezdusznie, a mimo to on postanowił mnie uratować i zaryzykować całym swoim życiem...

Jak myślicie? Co z Pablem? Czy będzie wszystko w porządku?
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :D
Nie był długi, aczkolwiek lepszy taki niż żaden ;).

Do zobaczenia niebawem! :*
bloggerka

3 komentarze:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)