Hola chicos!
Zapraszam na rozdział! ;)
Mimo, iż to nie był mój najlepszy czas w życiu i tak odczuwałam szczęście. Pablo się w końcu wybudził, a to, że mnie nie pamięta, nie przeraża mnie tak bardzo. Zawsze mogło być gorzej... Pamieć niedługo mu wróci i wszystko sobie przypomni. Wiedziałam, że kiedyś będzie dobrze, bo przecież musi. Po tygodniu nareszcie mógł wyjść ze szpitala. Tamtego dnia przyszłam do niego z ogromnym uśmiechem na twarzy. Nareszcie... Nareszcie miał wrócić do domu...- Cześć. - przywitałam się wchodząc do sali. - To co? Dziś w końcu ten wielki dzień?
- Właśnie chciałem z tobą porozmawiać na ten temat... - zaczął.
Gdy tylko się na niego spojrzałam, od razu wiedziałam, że nie będzie to najlepsza rozmowa. Przeczuwałam o czym chce dyskutować, ale miałam nadzieję, że tak naprawdę się mylę.
- Uważam, że lepiej będzie jeśli pomieszkam jeszcze tam, gdzie mieszkałem do tej pory. - dokończył. - Wiem, iż pewnie zmartwiłem cię tą wiadomością, ale daj mi to wytłumaczyć. - poprosił. - Chciałbym mieszkać sam dopóki sobie nie zacznę wszystkiego przypominać. Potrzebuję paru dni, żeby się w tym wszystkim odnaleźć... Nie masz nic przeciwko, prawda?
- Jasne, że nie. - odpowiedziałam. - Rozumiem, że jest ci teraz pewnie ciężko...
- Przeczuwam, iż to naprawdę będzie tylko kilka dni. - zapewnił. - Od czasu, kiedy się obudziłem, minął tydzień. Lekarz stwierdził, że potrzebuję dwóch, aby chociaż częściowo pamięć mi wróciła, więc...
- Oczywiście. Jeśli uważasz, że tak będzie lepiej, to tak zróbmy.
Pewnie łatwo było się domyślić, iż nie za bardzo mi to odpowiadało. Chciałam mieć już go w domu, przy sobie. Nie mogłam się już tego doczekać... Ale przecież nie będę go tam trzymała na siłę. Wróci, kiedy sam tego będzie chciał. Nie będę go do niczego zmuszała.
- Ale będę mogła cię odwiedzać? - wolałam się upewnić.
- No jasne! - odpowiedział. - Musimy spędzać ze sobą wiele czasu. Jeśli myślisz, że poprosiłem o to, ponieważ chcę cię unikać, to jesteś w błędzie. Spróbuj postawić się w moim miejscu. Niczego nie pamiętam i mam się wprowadzić do domu niby obcej, a jednak nie do końca, kobiety. Mimo, iż minął dopiero tydzień to ja zdobyłem do ciebie już bezgraniczne zaufanie, aczkolwiek i tak pewnie czasami czułbym się nieswojo. - powiedział. - Mam nadzieję, że nie zrozumiałaś mnie źle. Chodzi mi o to, iż...
- Wszystko rozumiem, serio. - przerwałam mu. - Naprawdę nie musisz już mi się dłużej tłumaczyć. Po prostu będziesz się czuł pewniej. - podsumowałam. - Zakończmy już ten temat. - poprosiłam. - Widzę, że już się spakowałeś. Pomogę ci się zabrać.
- Dziękuję, poradzę sobie. - odparł. - Zaniosę torby do samochodu, a ty poszłabyś odebrać mój wypis, dobrze?
- Okej. - przytaknęłam. - Tylko jest mały problem... - zamyśliłam się. - Ty nie wiesz, jak wygląda mój samochód.
- W takim razie, zaczekam przed szpitalem.
Zgodziłam się na ten układ. Szliśmy razem przez długi szpitalny korytarz, na którego końcu się rozstaliśmy. On wyszedł przed budynek, a ja podeszłam do rejestracji, aby odebrać potrzebne dokumenty. Gdy czekałam, aż w końcu je wszystkie dostanę, podszedł do mnie lekarz Pabla i zaczął ze mną krótką rozmowę.
- Życzę wam powodzenia. - powiedział.
- Dziękuję. Na pewno się przyda... - odparłam nieco zmartwiona. - Panie doktorze, czy to normalne, że minął tydzień, a on jeszcze nic nie pamięta?
- Wydaje mi się, że tak. Wie pani, może być różnie. Może być tak, że za dopiero za dwa tygodnie zacznie sobie wszystko przypominać, albo że za miesiąc od razu wróci mu cała pamięć. Nie raz dzieją się cuda, tylko czasami ich nie widzimy, albo ich nie chcemy. Zobaczy pani, będzie dobrze. Potrzeba odrobiny cierpliwości.
- Jeszcze raz dziękuję. - powiedziałam, gdy otrzymałam już do ręki wszystkie papiery. - I za tę rozmowę, i za opiekę nad moim mężem.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się do mnie. - Niech mąż zjawi się za tydzień na kontroli. - powiedział. - Do widzenia.
- Do widzenia. - pożegnałam się i wyszłam z budynku.
Pablo stał niedaleko drzwi wejściowych i korzystał ze swojego telefonu komórkowego. Chyba robił do po raz pierwszy od wybudzenia się. Podeszłam do niego i podałam mu wszystkie kartki, które otrzymałam.
- Masz. Nie zgub tego.
- Dzięki. - schował papiery do jednej z toreb. - Mam do ciebie jeszcze jedno małe pytanie. - powiedział, gdy zaczęliśmy iść w kierunku samochodu.
- Słucham.
- Kto to jest Gregorio i dlaczego mam tyle połączeń do niego?
- Gregorio? A skąd ci on nagle przyszedł do głowy? Zaczęło ci się coś przypominać? - kąciki moich ust lekko się uniosły.
- Nie, ale właśnie przeglądałem spis moich kontaktów i jest on trzecim najczęściej wybieranym kontaktem zaraz po tobie i Martinie.
- Gregorio jest nauczycielem tańca w Studio i twoim zastępcą. Jest... Jak to delikatnie nazwać? Jest odrobinę nerwowym człowiekiem i często się kłócicie.
- Zgaduję, że Beto to też jakiś nauczyciel ze Studia.
- Tak. Uczy śpiewu. Jest nieco zakręcony, ale pozytywnie oczywiście.
Po tej krótkiej rozmowie doszliśmy do auta. Włożyliśmy torby do bagażnika, a następnie do niego wsiedliśmy. Ruszyliśmy w stronę jego domu.
- Daleko stąd mieszkam? - zapytał.
- Jakieś dwadzieścia minut jazdy.
- A daleko mam do ciebie?
- Około półgodziny, czterdzieści minut samochodem. Mieszkamy w dwóch różnych końcach miasta. - odpowiedziałam. - Jak ty zamierzasz sobie poradzić? Nawet nie wiesz, gdzie są sklepy, poczta czy bank.
- Ale jeszcze pamiętam jak się czyta. Będę raczej potrafił przeczytać na drzwiach logo i rozróżnię fryzjera od apteki. - uśmiechnął się. - Czuję, że niedługo pamieć zacznie mi wracać. - stwierdził.
- Tak? Dlaczego tak uważasz?
- Nie wiem. Tak po prostu to czuję.
- Spójrz w prawo. - poprosiłam. - To właśnie jest nasze Studio. - zwolniłam na chwilę.
Muzykę było słychać na ulicy. Akurat leciał kawałek mojej siostrzenicy do którego przed budynkiem tańczyła grupka uczniów. Kawałek dalej stała inna gromada, która przygrywając sobie na instrumentach śpiewała rockową wersję "Habla si puedes".
- Łał, to musi być naprawdę świetne miejsce. - skomentował.
Pojechaliśmy dalej. Mimo wielu tematów o których mogłam, a nawet chciałam z nim porozmawiać, siedzieliśmy w ciszy. Ja byłam dla niego zupełnie obcą osobą. Było w tym coś przykrego, aczkolwiek cieszyłam się, że przynajmniej jest już zdrowy.
Gdy dojechaliśmy na miejsce weszliśmy do jego domu i zaparzyłam wodę na herbatę. W tym czasie on wszedł do salonu i rozglądał się po nim. Kiedy nasze napoje były już gotowe przyniosłam je do tamtego pomieszczenia i zobaczyłam, że próbował coś zagrać na gitarze, ale było to dla niego trudne, ponieważ nie pamiętał żadnych naszych utworów. Podeszłam do keyboardu który stał obok. Zaczęłam grac przygrywkę piosenki, która pierwsza nasunęła mi się na myśl. Zaśpiewałam ostatnie wersy zwrotki. "W twoich oczach nie ma sekretów, mogę to zobaczyć... Zawsze masz słowa, które sprawiają, że czuję się dobrze... Tak trudno było kochać i powracać do miłości... Jeśli miłość jest prawdziwa wszystko może się zdarzyć..."* Nagle usłyszałam, że zaczyna grac na gitarze refren tej piosenki. Dalej śpiewaliśmy razem. "Zostań ze mną, krok za krokiem na drodze... Uczynię cię szczęśliwym, a strach czymś zakazanym... Przytulisz mnie i zobaczysz, że jesteś wszystkim, czego potrzebuję... I nie znajdę sposobu, by powiedzieć, że dajesz światło mojemu życiu... odkąd cię poznałem..."* Zakończyliśmy piosenkę wpatrując się w siebie z ogromnymi uśmiechami. Nagle nieco posmutniał i nie patrzył już na mnie tak, jak chwilę temu.
- Wszystko dobrze? - zapytałam.
Dotknęłam jego dłoni, ale on szybko ją zabrał. Od tamtego momentu patrzył na mnie bardziej z żalem. Nie z miłością.
- Byłaś dobrą żoną? - zapytał. - Szczerze.
- Wydaje mi się, że tak...
- Kiedykolwiek mnie zdradziłaś?
- Pablo...
- Odpowiedz na pytanie. Czy kiedykolwiek mnie zdradziłaś?
- Tak, ale to było paręnaście lat temu i doskonale o tym wiedziałeś. - nie chciałam drążyć tego tematu.
- Chyba pora na ciebie. - powiedział. - Dzięki za pomoc.
- Nie ma za co. - nim się obejrzałam stałam już za drzwiami.
Całą drogę do domu zastanawiałam się skąd to jego dziwne zachowanie. Przecież było tak pięknie. Wydawało mi się, że był o krok od przypomnienia sobie ile tak naprawdę dla siebie znaczymy. Może akurat przypomniał sobie wtedy moment, gdy całowałam się z kimś innym? Germanem, Jackiem, czy chociażby Edwardem... To by wyjaśniało to jego nagłe pytanie. Dlaczego? Dlaczego zawsze, gdy mam wrażenie, że schodzimy już na dobrą drogę musi zaczynać dziać się coś złego? On nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo go potrzebuję... Gdyby chociaż przypomniał sobie o tym, co zdarzyło się na koncercie... Albo o rozmowie z Germanem... Może wtedy by zrozumiał, że nasza miłość jest naprawdę wyjątkowa? Byłam pewna, że jeśli uda nam się przetrwać tę próbę, to każdą inną również. Byłam zła na siebie. Gdybym nie była taka głupia... Gdybym nie pozwoliła mu wyprowadzić się z domu to nieszczęsne parę miesięcy temu... Żylibyśmy sobie dalej jako szczęśliwe małżeństwo. Coś podpowiadało mi, że to co działo się wtedy, miało umocnić nasze relacje jeszcze bardziej w przyszłości... Tylko dlaczego przez ich każde umacnianie musieliśmy oboje coraz więcej na tym tracić i coraz bardziej cierpieć?
* - fragment "Abrazame y veras".
Jak Wam się podoba? Może być? :)
Mam nadzieję, że nie jest taki zły... :D
Besos! :*
bloggerka
Super rozdzial
OdpowiedzUsuńKejla<3
Dzięki ^_^
Usuńrożdział super
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńświetny rozdział, czekam na nexta!!:D zapraszam do mnie http://comenzando-amor.blogspot.com/2015/06/jednorazowka-powrot-do-rodzinnego-miasta.html
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podobał ;)
Usuńkurde nie mogę się już doczekać nexta, poświęciłam temu blogowi dwa tygodnie, żeby przeczytać wszystkie rozdziały, blog świetny!! dzięki, że go prowadzisz :) zapraszam do mnie http://angie-saramego.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDzięki, cieszę się, że komuś się to podoba :)
Usuń