niedziela, 30 sierpnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 52 - Wspomnienia zostają na zawsze

Dzień dobry!
W ten słoneczny dzień zapraszam Was na nowy rozdział :)
- Cześć Violu. Przepraszam, za spóźnienie, ale odkąd wróciłam do Studio po długiej przerwie mam masę pracy do nadrobienia i teraz często zostaję po godzinach...
- Jasne, Angie. Rozumiem. Mnie nie musisz się tłumaczyć. - uśmiechnęła się. - To co? Może przejdziemy się na lody? - zaproponowała. - Do naszej ulubionej cukierni. Ja stawiam.
- Chętnie. - odpowiedziałam i ruszyłyśmy.
Nasz cel nie znajdował się daleko od miejsca, w którym właśnie byłyśmy. W ciągu pięciu minut udało nam się dojść. Gdy weszłyśmy do sklepu miałyśmy ogromy dylemat, które lody sobie kupić. Ja zdecydowałam się na najzwyklejszy deser lodowy, a moja siostrzenica na jakiś firmowy specjał. Gdy dostałyśmy nasze porcje zajęłyśmy miejsce przy stoliku, który znajdował się na dworze i zaczęłyśmy rozmowę.
- Czyli Pablowi cała pamięć wróciła? To bardzo dobrze. - zaczęła rozmowę. - Ale najważniejsze, że przypomniał sobie uczucie, którym cię darzył. - powiedziała uśmiechając się. - Widzisz? Mówiłam, że będzie dobrze. Trzeba było tylko odrobinę poczekać.
- Tak, miałaś rację. - przytaknęłam. - Ale spróbuj postawić się w mojej sytuacji, gdy twój ukochany ratując cię traci pamięć i zamierza wyjechać...
- ... z inną kobietą. - dodała.
- Jeśli mam być szczera, w tamtych chwilach, to bolało mnie najmniej. Jakoś tak... miałam dziwne przeczucie, że mu... jakby to powiedzieć... tylko wydawało się, że ją kocha. Prawda była inna, aczkolwiek wtedy był zupełnie innym człowiekiem. - westchnęłam. - Ale to już przeszłość. Co się stało, to się nie odstanie, ale przynajmniej nauczyliśmy się doceniać to, co mamy i to, co zbudowaliśmy razem. Nie chcemy tego ponownie popsuć. Nie warto do tego teraz wracać. Może powiesz mi, co słychać u ciebie i Diego?
- Właśnie chciałam o tym z tobą porozmawiać.
- Macie problemy w związku? Wiesz dobrze, że u mnie jest ich o wiele więcej i lepiej, abym ci w tej kwestii nie doradzała...
- Nie, nie mamy żadnych problemów. Między nami jest naprawdę dobrze.
- Coś z Facundo?
- Nie, nie...
- To co się dzieje?
Dlaczego z góry zakładałam, że coś się musi dziać? To oczywiste. Gdy padają słowa "o tym chciałam z tobą porozmawiać" znaczy, iż coś się musi dziać i zapewne potrzebna jest pomoc.
- Nie bój się, Angie. Nic złego się nie stało. Wszystko jest dobrze. Chciałam ci tylko powiedzieć, że... jestem w ciąży.
- Naprawdę? To gratuluję! - ucieszyłam się. - Który tydzień?
- Piąty.
- I dowiaduję się tak późno?!
- Chciałam ci powiedzieć osobiście, a nie przez telefon. Jeszcze chciałam dokładnie wszystko sprawdzić, aby nie rzucić słów na wiatr...
- No już się nie tłumacz, przecież żartowałam. A Facundo wie, że będzie miał rodzeństwo?
- Jeszcze nie. Nie za bardzo wiemy, jak mu o tym powiedzieć...
- Wybacz, ale w tym akurat też ci nie pomogę. Nigdy nie informowałam Martiny o tym, że będzie miała siostrę albo brata. - uśmiechnęłam się.
- No tak... - zaśmiała się po cichu. - Nie uważasz, że jestem już za stara na urodzenie dziecka?
- Ty? Za stara? Przecież teraz kobiety po czterdziestce zachodzą w ciążę i rodzą dzieci. Nie przejmuj się. Jest wiele takich, które decydują się na to, gdy są o wiele starsze niż ty teraz.
Nagle przerwał nam dzwonek Violetty. Przeprosiła i odebrała. Okazało się, że dzwonił German i powiadomił ją o Oldze, która leży w szpitalu, ponieważ osłabła w domu. Viola ponownie powiedziała "przepraszam" i pojechała do niej. Ja dojadłam swoje lody i wróciłam do domu, w którym czekał już na mnie Pablo wraz z moją córką.
- Mam dla was naprawdę radosną nowinę. - powiedziałam wchodząc do salonu, gdzie oboje siedzieli. - Violetta jest w piątym tygodniu ciąży.
- Łał, muszę jej pogratulować. - stwierdziła Martina.
- Ja również powinienem... - odparł mój mąż. - Cieszy się z tego powodu, czy nie za bardzo?
- Wyglądała bardziej na ucieszoną. - odpowiedziałam. - Fajnie będzie mieć takiego małego bobasa w rodzinie. Gdy wracałam z naszego spotkania przypominałam sobie czasy, gdy ty byłaś taka malutka. - powiedziałam zwracając się do córki. - Pamiętam, jak tata woził cię w wózku w każdą niedzielę na spacerze po obiedzie, a później pilnował cię, gdy jeździłaś na takim trójkołowym rowerze... Jest nawet w albumie takie jedno zdjęcie, gdy ty przejeżdżasz przez kałuże błota chlapiąc przy tym tatę, który biegnie za tobą.
- Nigdy nie myśleliście o tym, abym miała rodzeństwo? - spytała. - Bo ja zawsze chciałam je mieć. Facundo jest szczęściarzem.
- Wiesz... - zaczął Pablo zerkając na mnie. - Przechodziło nam to parę razy przez myśl, ale jakoś nigdy się na to nie zdecydowaliśmy.
- Ja będę miała dwójkę dzieci. - powiedziała stanowczo. - Jedno po drugim, żeby nie było pomiędzy nimi zbyt dużej różnicy wieku.
- Nigdy nie wiesz, jak ci się życie ułoży. - wtrąciłam się. - Ja też chciałam mieć dwójkę dzieci, ale jakoś tak wyszło, że jesteś tylko ty.
- Zastanówcie się jeszcze nad tym rodzeństwem dla mnie, bo jeszcze wcale nie jest za późno. - powiedziała wstając z uśmiechem od stołu. - Idę do Toma. Wrócę przed jedenastą. Cześć. - wyszła.
- A ty jak uważasz? - spojrzałam się na mojego męża. - Nie jest już zbyt późno?
- Angie... - zaśmiał się pod nosem podchodząc do mnie. - Jeszcze nie, ale zastanów się, czy chcesz znowu przechodzić przez czasy pampersów i wstawania w środku nocy. - złapał mnie za rękę. - Jak dla mnie, jest dobrze tak, jak jest.
- Masz rację. Lepiej niech tak zostanie. Pewnie jeszcze będę teraz potrzebna Violi... Jejku, jak ona razem z Martiną szybko dorosły... Gdy nasza córka pojawiła się na świecie, moja siostrzenica była w obecnym jej wieku.
- Widzisz jak to szybko leci? Nim się obejrzymy Martina również się wyprowadzi i będziemy widywać się z nią tak często, jak z Vilu... ale nie przejmuj się. Do tego jeszcze trochę. Wiesz co się nigdy nie zmieni mimo, iż czas będzie dalej leciał? - spojrzeliśmy na siebie. - Moja miłość do ciebie. Nie chcę obiecywać, że będzie tak zawsze. Sama doskonale wiesz dlaczego. Ale póki jestem swoją najzwyklejszą wersją chcę ci powiedzieć, że cię kocham. Nawet sam za bardzo nie mogę tego pojąć, jak jesteś dla mnie ważna.
- Wiem, że w związku nie obejdzie się bez kłótni, aczkolwiek chcę, abyśmy sobie obiecali, że już nigdy nie pokłócimy się w kwestii ojcostwa Martiny. Mieliśmy zostawić to za sobą już dawno temu, ale teraz zróbmy to naprawdę.
- A nie uważasz, że będzie prościej, jeśli się dowiemy, kto jest jej ojcem? - spytał. - Przynajmniej nie kłócilibyśmy się już o to.
- Jeśli wyszłoby, że ty jesteś jej biologicznym tatą, to byłby spokój, aczkolwiek jeśli wyszłoby, że German... mogłoby to wszystko potoczyć się inaczej, a ja obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dam ci odejść.
- Przecież ja również mówiłem, że jeśli to on będzie jej tatą, to nadal będę ją traktował jak własną córkę.
- Ale kto wie, jakby było. Może German chciałby to zmienić? Albo zazdrość kierowałaby nami bardziej niż rozsądek? Lepiej będzie, jeśli zostanie tak jak jest.
- Chyba przyznam ci rację. - kąciki ust lekko mu się uniosły. - Mówiłem ci kiedyś, że jesteś bardzo inteligentną osobą? - spytał przybliżając się nieco. - Wiesz, co jest złego w miłości? - zapytał cicho. - Boję się, że lada moment zostaniesz tą cząstką tlenu, bez której nie będę mógł oddychać*. - mruknął mi na ucho. - Y recuerda que te amo mas que la vida. Simplemente para siempre. - dodał jeszcze ciszej.
Zaczął delikatnie muskać swoimi ustami moje. Z czasem przerodziło się to w bardziej namiętne pocałunki, które sprawiały, że serce biło mi mocniej. I nareszcie mogliśmy całować się nie martwiąc się o innych. Teraz nie było Edwarda, czy głupiej kłótni, która sprawiła, że "zostaliśmy przyjaciółmi". Nie. W końcu mogliśmy się cieszyć sobą.
- Chyba już jest za późno... - powiedział, gdy nasze usta przestały się ze sobą dotykać. - Już stałaś się częścią czegoś, bez czego nie potrafię żyć. - odparł gładząc swoją ciepłą dłonią mój zimny policzek.
- Kocham cię. - powiedziałam składając ponownie na jego wargach drobny pocałunek.
- Ja ciebie również. - odpowiedział przytulając mnie do siebie.
Nagle odsunęliśmy się od siebie, gdy usłyszeliśmy dzwonek od telefonu. Pablo poszedł odebrać. Zniknął z komórką w przedpokoju na kilkanaście sekund.
- Kto dzwonił? - spytałam.
- German. - rzucił jakby od niechcenia.
- Co chciał?
- Angie... - dopiero wtedy zrozumiałam, że to co chce mi powiedzieć jest bardzo ważne.

* - źródło: temyśli.pl

Cześć! Jak Wam się podobał rozdział? Może być? :)
A tak w ogóle, to jak Wam minęły wakacje? Wiem, że zostało ich już niewiele, ale nie można się tym przejmować ;).
Za rok będą następne, a ten rok szkolny zapewne szybko zleci (tak przynajmniej ja się pocieszam ;__;).

Do zobaczenia za parę dni! :*
bloggerka

czwartek, 27 sierpnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 51 - Przeszłość powraca

Czy pewna nieprzyjemna sytuacja
będzie potrafiła skłócić ze sobą świeżo pogodzone Pangie?
Tego dowiecie się już teraz! ;) 
Moje życie zaczęło się w końcu układać. Wróciłam do pracy w Studio, przestałam się nad sobą użalać, ale co najważniejsze, w końcu do mojego boku wrócił mężczyzna, który był całym moim światem. Nareszcie byliśmy razem. Po ponad półrocznej rozłące. Obiecaliśmy sobie, że żadna kłótnia już nas nie rozdzieli. Pablo miał rację. Minione wydarzenia nie były dla nas najlepsze, ale umocniły naszą więź.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu wracamy do pracy. Okropnie tęskniłam za tym miejscem. - odparłam w drodze do szkoły.
- Ja również. - odpowiedział. - Studio jest naprawdę ważnym dla mnie miejscem. Muszę przyznać, że miałaś bardzo dobry pomysł, aby mnie tutaj przyprowadzić przed wyjazdem. Po tym, jak mnie po nim oprowadziłaś naprawdę zacząłem inaczej patrzeć na ciebie i siebie.
- Chciałam zrobić wszystko, co mogłam, aby cię odzyskać. - powiedziałam.
- Za co ci po raz kolejny szczerze dziękuję. Wiem, że się ponownie powtarzam, ale taka jest prawda. Jako jedyna nie traciłaś nadziei, że pamięć mi wróci. Do samego końca o to walczyłaś. Gdyby nie ty... Pewnie byłbym kilkaset kilometrów stąd z inną kobietą u boku. - stwierdził całując mnie w czoło.
Doszliśmy do naszego miejsca pracy. Zaraz w wejściu rzucili się na nas uczniowie, którzy byli uradowani, że w końcu wróciliśmy. Przywitaliśmy się z nimi, po czym wróciliśmy do naszych obowiązków. Ja ruszyłam na swoje zajęcia, a Pablo na swoje.
- Dzisiaj zajmiemy się jedną z ważniejszych piosenek dla Studia. - zaczęłam. - Napisał ją Pablo i została uznana za hymn naszej szkoły... Tak, dobrze się domyślacie. Chodzi mi o "Ven y canta". Otóż, jak dobrze wiecie, Studio za kilka tygodni będzie miało dni otwarte, podczas których dzieciaki zainteresowane nauką w naszej szkole, będą mogły przyjrzeć się, jak wyglądają tutaj zajęcia oraz poznać naszą szkołę "od kuchni". Będzie również przygotowany specjalnie dla nich pewien pokaz, za który jest odpowiedzialny w szczególności Gregorio, aczkolwiek ja, jako nauczyciel muzyki mam pomóc mu w części wokalnej. Jak sami się już pewnie domyślacie, będę potrzebowała grupkę osób, które zaprezentują nasz hymn z jak najlepszej strony. Oczywiście musicie liczyć się również z tym, że będziecie musieli spędzić kilka dodatkowych godzin z waszym ulubionym nauczycielem tańca, aby poćwiczyć do niego choreografię.
- Pewnie zrobisz teraz jakiś mały kasting, zgadłam? - zapytała jedna z uczennic.
- Nie. - uśmiechnęłam się. - Szczerze, to myślałam o tym, aby zaangażować w to całą waszą grupę. Chyba, że ktoś tego nie chce, to proszę mówić. - w klasie zapadła chwilowa cisza, którą przerwałam ja. - W takim razie rozumiem, że wszyscy się zgadzają? Przejdźmy więc do pracy.
Reszta minęła nam na dzieleniu się wersami oraz próbnych wersjach utworu. Nie chcieliśmy go za bardzo zmieniać, aczkolwiek w niektórych momentach chcieliśmy go nieco udoskonalić. Gdy zadzwonił dzwonek, wyszłam z sali i wybrałam się do pokoju nauczycielskiego, w którym ku moim oczom ukazała się cała grupka nauczycieli.
- Angie, w końcu cię widzę! - podbiegł do mnie Beto. - Nawet nie wiesz, co tutaj się działo, gdy ciebie nie było! Gregorio był tak nieznośny, że...
- Witaj Ąszi. - przerwał mu nauczyciel tańca. - Mam nadzieję, że poinformowałaś grupę swojej córki, o mojej propozycji nie do odrzucenia.
- Owszem. Wszyscy się strasznie ucieszyli i nie mogą się doczekać pierwszych zajęć z tobą.
- Tego się spodziewałem. - odpowiedział z dumą.
Podeszłam do stolika, na którym zazwyczaj stał ekspres do kawy. Zamierzałam ją sobie właśnie przygotować, gdy zobaczyłam, że on zniknął. Od razu zerknęłam na Gregorio.
- Kofeina bardzo szkodzi, Aążi. - powiedział wychodząc z sali.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak, tego też zdecydowanie mi brakowało. Nagle drzwi od pokoju ponownie otworzyły się, a stała w nich Violetta.
- Violu? Cześć, co ty tutaj robisz? - spytałam mocno ją ściskając.
- Hej Angie. To nie mogę tutaj przyjeżdżać już tak bez konkretnego powodu? - zapytała.
- Oczywiście, że możesz. - odpowiedziałam. - Tylko wiesz, zaraz mam lekcję i będę musiała iść...
- Jasne, wiem. Tak tylko wpadłam, bo tata powiedział, że teraz pewnie cię tutaj znajdę. Chciałam się z tobą zobaczyć i powiedzieć ci, że przyjechałam.
- Na długo? - spytałam.
- Na tydzień. Myślę, że zdążymy gdzieś razem wyjść nim wyjadę.
- No oczywiście. - odparłam. - Gdy tylko będę miała luźniejszy dzień to do ciebie zadzwonię.
- Zgaduję, że bierzesz na siebie teraz dużo pracy. - zaczęła. - Nie spodziewałam się, że wrócisz do Studia tak szybko.
- Ale o czym ty mówisz? Przecież wiesz, że uwielbiam to miejsce.
- Jak się trzymasz? - zapytała łapiąc mnie za ręce. - Bardzo za nim tęsknisz?
Minęła chwila, nim zrozumiałam o co jej chodzi. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie powiadomiłam mojej siostrzenicy o szczęściu, jakie mnie spotkało. Do sali wszedł Pablo. Mina Violi była naprawdę niezwykła, gdy go zobaczyła.
- Co ty tutaj robisz? Nie jesteś w Peru? - wybełkotała.
- Jak widać, jestem tutaj. - podszedł do biurka biorąc z niego, jakieś dokumenty.
- Vilu, jest mi naprawdę głupio, ale nie zdążyłam ci jeszcze przekazać... Pablo wrócił... Nawet chyba nie można powiedzieć, że wyjechał... - uśmiechnęłam się.
- A czy on wie kim jestem? - szepnęła.
- Tak, pamięć również mu wróciła. - uśmiechnęłam się.
- Naprawdę? Angie, to wspaniale! - przytuliła mnie skacząc z radości. - Nawet nie wiesz, jak cieszę się waszym szczęściem!
W tamtej chwili zadzwonił dzwonek, który zakomunikował, że czas wracać na zajęcia. Pożegnałam się z moją siostrzenicą i ruszyłam na kolejną lekcję.

Gdy skończyłam zajęcia, weszłam do pokoju nauczycielskiego po wszystkie rzeczy, które musiałam zabrać do domu. Kiedy z niego wyszłam, usłyszałam melodię piosenki "Supercreativa". Zdecydowałam, że wejdę do sali, z której ona leci. W ten sposób znalazłam się w sali tanecznej Gregoria, lecz zamiast niego był tam mój mąż, który czuwał nad całą choreografią wykonywaną przez dzieciaki.
- W prawo... do góry... podskok... - po kolei wymawiał na głos czynności, które powinni wykonać.
Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Nie obrócił głowy w moją stronę, gdyż był wpatrzony w taniec, ale mimo to uśmiechnął się. Stanęłam obok niego i dokończyłam oglądanie razem z nim.
- Świetnie, tylko moglibyście dodać jakiś krok na początku drugiej zwrotki, bo w pewnym momencie jest tam taka dziura. - stwierdził Pablo. - A po za tym naprawdę idealnie. Teraz idźcie już do domu. Musicie trochę odpocząć. Do zobaczenia. - pożegnał się z uczniami nim wyszli oni z sali.
- Ty jeszcze tutaj? - zapytał zdziwiony. - Myślałem, że już od dawna jesteś w domu.
- No tak wyszło. - odpowiedziałam. - Skończyłeś już? - spytałam.
- Wiesz, muszę zostać jeszcze chwilę, bo Gregorio chciał, abym zobaczył jego choreografię do "Ven y canta", ale nie musisz na mnie czekać, bo pewnie trochę mi zejdzie.
- W takim razie wrócę sama i ugotuję obiad.
- A to Martina jeszcze nie kończy?
- No nie, bo zostaje na próbie z Gregorio.
- Ach, no tak. - zaśmiał się. - W takim razie do zobaczenia w domu.
- Cześć. - powiedziałam całując go w policzek.
Parę chwil później byłam w domu i zajęłam się przygotowywaniem posiłku. Zaczęłam obierać ziemniaki na obiad, gdy wystarczyła chwila nieuwagi i zacięłam się nożem. Przepłukałam palec pod zimną wodą, a następnie wybrałam się na górę do łazienki w poszukiwaniu apteczki, która powinna się tam znajdować. Gdy ją odnalazłam, otworzyłam ją, aby wygrzebać z niej plaster. Jednak, kiedy ją otworzyłam, automatycznie zapomniałam czego tam szukałam, gdyż mój wzrok przykuła... paczka papierosów. Zaczęłam się denerwować. Wyjęłam ją z pojemnika z bandażami i zaczęłam ją oglądać. Odczuwałam żal. Ufałam Martinie i nigdy nie spodziewałam się, że zacznie palić, tym bardziej, że żadne z nas tego nie robiło... A nawet jeśli, to wolałabym dowiedzieć się tego od niej, a nie w ten sposób... Nagle usłyszałam trzask drzwi. Zamknęłam szybko apteczkę i odstawiłam na miejsce, po czym zbiegłam na dół.
- Cześć mamo, wróciłam! - krzyknęła Martina wchodząc do domu.
- Córeczko, możesz na chwilę? - poprosiłam ją.
- O co chodzi? - spytała, gdy weszłyśmy do salonu.
- Czy uważasz, że ja i tata jesteśmy dobrymi rodzicami?
- Oczywiście, a skąd to pytanie?
- A czy nie popełniliśmy jakiegoś większego błędu w wychowywaniu ciebie?
- Raczej nie, a dlaczego pytasz?
- Bo zastanawia mnie, jakim prawem mogłam znaleźć to, w moim domu. - pokazałam jej paczkę papierosów, którą przed chwilą znalazłam. - Powiedz mi, co źle zrobiliśmy... Ja rozumiem, że ostatnie miesiące były wyjątkowo stresujące, aczkolwiek mówiłam ci, że...
- Mamo! To nie jest moje. - powiedziała.
- To niby czyje? Ja nie palę, tata również. Może mi powiesz, że to Pauli?
- Nie mamo. Pierwszy raz widzę to na oczy.
- Proszę, przyznaj się. Bądź szczera.
- Mamo, ale to naprawdę nie należy do mnie! - krzyknęła.
- To do kogo?
- A skąd ja mam to wiedzieć? Przysięgam ci, że to nie moje.
- Martina, wiesz dobrze, że ufałam ci bezgranicznie. Jesteś moją jedyną córką. Nigdy do tej pory nie sprawiałaś większych kłopotów i miałam nadzieję, że obejdzie się bez nich, ale widocznie się pomyliłam...
- Angie, daj jej spokój. - usłyszałam nagle.
W drzwiach stał Pablo. Nawet nie usłyszałam, kiedy wszedł do środka.
- Ona musi zrozumieć, że źle robi. - odparłam.
- Kiedy ona nie robi nic złego. - powiedział, a ja pokazałam mu znaleziony przeze mnie przedmiot. - Ona nie kłamie. To nie jest jej. Martina... - zwrócił się do córki. - Idź na górę. Musimy porozmawiać z mamą sam na sam.
Nastolatka posłusznie wykonała polecenie ojca. Byłam przekonana, że wiem co mi powie, ale nie chciałam tego. Bałam się, że wyzna mi, iż tak naprawę nigdy nie rzucił swoich nawyków z młodości i przez cały czas mnie okłamywał.
- To jest dla mnie bardzo trudne... - zaczął siadając na przeciwko mnie. - Wysłuchaj mnie do końca. - poprosił. - Opowiem ci to w wielkim skrócie. Ten dzień, gdy się pokłóciliśmy wiele zmienił w moim życiu. Może nie okazywałem tego aż tak, ale... okropnie się czułem. Nie mogłem o tobie myśleć, patrzeć na ciebie... Czułem się podle. Potem jeszcze dowiedziałem się, że chodzisz z moim bratem... Po prostu załamałem się. Nie mogłem sobie z tym poradzić i... wróciłem do starego nałogu, który odrobinę koił ból. Gdy wróciliśmy do siebie starałem się go rzucić, ale to jest okropnie trudne... - odwrócił wzrok w inną stronę.
Wstałam i usiadłam obok niego. Złapałam go mocno za rękę.
- Poradzimy sobie z tym, słyszysz? - szepnęłam dotykając nosem jego policzka. - Razem. - obrócił głowę lekko w moją stronę. - Nie chcę cię znowu stracić... - powiedziałam prawie niesłyszalnie muskając swoimi ustami jego policzek.
Czułam, jak serce szybko mi bije. Wtem on obrócił głowę w ten sposób, że tym razem dotykałam jego ust, które stopiły się razem z moimi w wspólnym pocałunku.
- Kocham cię. - odparł, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. - Bez ciebie bym sobie nie poradził. - oparłam głowę na jego ramieniu.

Pam, pam, pam... I kto się tego spodziewał?
Przynajmniej obyło się bez kłótni :D.
Ale jak to dalej się potoczy dowiecie się w następnych rozdziałach ;).

Do zobaczenia jeszcze w tym tygodniu! :*
bloggerka

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 50 - To ostatnia okazja, abyśmy mogli się zobaczyć...

Coś tak przeczuwam, że
nadeszła pora na rozdział 50... ;)

"Wybacz każdy zmarnowany dzień, wybacz każdy nie spełniony sen. Wybacz myśli jak szalone, co nie dały żyć, tłumaczenie, że to nic. Wybacz słowa jak piekące łzy, dłonie, gdy wypada wszystko z nich. Wybacz, jak wybaczam tobie wersje ciągle nowe prawdy, której nie chcę znać... To nie ty..." - Ira
Obudziłam się wcześnie rano. Nie mogłam spać. Całą noc zastanawiałam się, czy powinnam jeszcze tamtego dnia pójść pod jego dom i pożegnać się z nim po raz ostatni. Bardzo tego chciałam, ale nie wiedziałam, czy to jest dobry pomysł. Bałam się, że nie zapanuję nad emocjami, a nie chciałam, żeby widział moje łzy. W głowie rozważałam wszystkie za i przeciw. Ostatecznie zdecydowałam, że nie idę. Zeszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie. Zerknęłam na zegarek. 9:37. Nagle przed oczami przeleciał mi obraz, który ukazywał Pabla wynoszącego z domu swoje bagaże... Spacerującego po domu i rozglądającego się, czy aby na pewno niczego ważnego nie zapomniał... Pakującego do samochodu walizki...  Rzuciłam wszystko, co trzymałam w rękach i pobiegłam na górę się przebrać. Śpieszyłam się jak najbardziej mogłam. Nie wiem, co się stało. Coś tam, wewnątrz mnie, pękło, gdy uświadomiłam sobie, że to tak naprawdę mogłaby być ostatnia okazja, aby się z nim jeszcze zobaczyć. Gdy skończyłam się szykować do wyjścia było trzy po dziesiątej. Usiadłam zrezygnowana na łóżku. "To nie ma sensu. On już wyjechał..." - pomyślałam, ale nie do końca w to wierzyłam. Mimo to, stwierdziłam, że nawet jeśli jeszcze tego nie zrobił, to i tak już nie zdążę. Za daleko mam do niego... "Do tego czasu na pewno odjedzie..." - wmawiałam sobie.
- Mamo, wszystko gra? - usłyszałam. - Dlaczego nie jedziesz pożegnać się z tatą?
Podniosłam głowę i w drzwiach zobaczyłam Martinę. Nie spodziewałam się, że ona będzie o tej porze w domu. Cały czas myślałam, że jestem w nim sama.
- Już jest za późno. - odparłam krótko.
- Skąd wiesz? Może jeszcze zdążymy? Tym bardziej, że nie powiedział ci dokładnie, o której wyjeżdża. Może jeszcze jest? Wstawaj, jedziemy.
- Ty też chcesz tam jechać? - spytałam zdziwiona.
- Wiem, że po tym co ostatnio mu powiedziałam, pewnie nawet nie chce mnie widzieć, ale muszę się z nim pożegnać. W końcu to mój tata, a to, że on się nim nie czuje, to nie moja wina i nie mogę go za to obwiniać. Ciebie też nie. - dodała w pośpiechu.
Miała rację. Mimo to, coś podpowiadało mi, że już go nie ma. Posłuchałam się mojej córki. Zeszłyśmy na dół i chwilę później znalazłyśmy się w samochodzie, w drodze do jego domu. Jechałam bardzo szybko. Chciałam jak najszybciej się tam znaleźć. Zaparkowałyśmy na parkingu pobliskiego marketu, gdyż u niego na ulicy rzadko kiedy było miejsce, aby tam swobodnie zaparkować, wysiadłyśmy z auta i zaczęłyśmy biec. W myślach prosiłam o to, aby zdążyć. Na niczym innym w tamtym momencie aż tak bardzo mi nie zależało.
- Spóźniłyśmy się. - powiedziałam zrezygnowana, gdy dobiegłyśmy. - Odjechał.
Nie miałyśmy pewności, czy w środku domu nikogo nie ma, aczkolwiek łatwo było się domyślić, że budynek jest pusty. Gdyby Pablo jeszcze był, przed budynkiem stałyby jakieś kartony, bądź walizki z jego rzeczami, albo chociażby jakikolwiek pojazd, którym miał zamiar dojechać na lotnisko, bądź do samego Peru, a tam nie było niczego.
Martina nic mi nie odpowiedziała. Spojrzałyśmy po raz ostatni na jego dom, który tak właściwie nie należał do niego... Jego dom znajdował się w drugim końcu miasta... Jego prawdziwy dom był tam, gdzie mieszkała jego najbliższa rodzina... Odwróciłyśmy się i miałyśmy już odchodzić, gdy nagle usłyszałyśmy jego głos.
- Co wy tutaj robicie? - zapytał.
Nim zdążył dokończyć pytanie, moja córka podbiegła i rzuciła mu się na szyję z ogromnym uśmiechem. Zanim się pojawił miała łzy w oczach. Pewnie żałowała, że nie zdążyła się z nim pożegnać, ale całe szczęście trafiła jej się jeszcze okazja.
- Kocham cię, tato. - powiedziała. - Musiałam ci to powiedzieć. Chciałabym, żebyś o tym pamiętał. Przepraszam za to wszystko, co ci powiedziałam. Wiem, że nie powinnam, ale po prostu byłam na ciebie zła. - odparła wypuszczając go z uścisku. - Chciałam się z tobą pożegnać i życzyć ci udanej podróży. Dziękuję ci również za to, że pomagałeś mi dorosnąć. - kątem oka zerknęła na mnie.
- Dziękuję. - odpowiedział. - Mimo, że nie pamiętam tego, jak rosłaś, ani jak się zachowywałaś wiem, że jesteś najlepszą córką, jaką kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć.
 - To ja może zostawię was samych... - zaproponowała Martina, gdy zobaczyła, że podeszłam nieco bliżej.
Nastolatka poszła wzdłuż chodnika, a ja do podeszłam do mojego męża, który już niby nim nie był, a tak naprawdę pozostanie nim na zawsze.
- Nie spodziewałem się, że przyjedziesz. - odparł.
- Musiałam przyjechać. Inaczej bym sobie tego nie darowała.
- Myślałem, że po wczorajszym pożegnaniu już cię nie zobaczę.
- Ja tak samo. - odpowiedziałam. - Ale stwierdziłam, że to ostatnia okazja, abyśmy mogli się ze sobą spotkać. - podsumowałam. - I dopiero, gdy to sobie uświadomiłam, zyskałam odwagę, aby ci coś powiedzieć. - nagle zobaczyłam, że z jego domu wyszła Brenda. - Wiem, że nadal tam, w głębi serca czujesz coś do mnie. - powiedziałam kładąc mu dłoń na klatce piersiowej. - I jest to coś więcej niż przyjaźń. Coś, co sprawia, że serce bije ci szybciej, gdy mnie widzisz. coś, co przekonało cię do tego, abyś spróbował odnaleźć w sobie starą wersję siebie. Coś co trzymało cię przy mnie, przez te parę tygodni. - odparłam zbliżając swoją twarz do jego.
Delikatnie go pocałowałam. Nie protestował. Miałam nadzieję, że może chociaż w ten sposób sobie coś przypomni... "I chociaż mi mówisz nie, nie poddam nigdy się, bo wciąż głęboko wierzę, że możemy podnieść się... Wiem, że ty też tak masz, przestań się wreszcie bać i odkryj wreszcie co chowałam, tą prawdziwą mnie..."* Wiedziałam, że nie jest jeszcze za późno. Mogłam go jeszcze odzyskać...  Okropnie bałam się zakończenia naszego pocałunku. Po nim miało się wszystko wyjaśnić... Gdy odsunęłam swoje wargi od jego zerknęłam na niego pełna nadziei.
- Przepraszam. - zaczął. - Ale wydaje mi się, że to coś zniknęło.
- Rozumiem... Przecież nie można kogoś zmusić do miłości... - powiedziałam odsuwając się od niego. - Powodzenia w nowym życiu.
Odeszłam od niego z ponurym wyrazem twarzy. Ruszyłam do Brendy, która stała w drzwiach domu. Nie spodziewała się, że do niej podejdę, gdyż jej wyraz twarzy ewidentnie wskazywał zdziwienie, ale mimo to uśmiechnęła się do mnie.
- Dbaj o niego. - poprosiłam. - Tacy jak on zdarzają się raz na milion.
Podałam jej dłoń na pożegnanie, aczkolwiek ona ją zignorowała i przytuliła mnie. Z początku wydawało mi się to dziwne, ale chwilę później przestało. Byłam do niej źle nastawiona, ponieważ spotykała się z Pablem, a to przecież nie jej wina, że się zakochała z wzajemnością. Obje podeszłyśmy do mojego męża, po czym dołączyła do nas Martina.
- Żegnajcie. - rzuciłam, gdy weszli do samochodu. - Trzymajcie się.
Silnik auta został odpalony, a ja z moją córką zaczęłyśmy machać im na do widzenia. Gdy skręcili w boczną ulicę przestałyśmy. Martina przytuliła się do mnie po czym ruszyłyśmy do naszego samochodu, aby wrócić do domu. Byłam z siebie dumna, że się wtedy nie rozpłakałam, mimo to wiedziałam, iż tego dnia nie zabraknie z mojej strony łez. Gdy dojechałyśmy na miejsce i wysiadłyśmy z samochodu, czułam, że nie mogę już dłużej wytrzymać.
- Masz kluczyk. Wejdź do domu, ja muszę coś jeszcze załatwić. - powiedziałam podając Martinie do ręki klucz od domu.
Gdy nastolatka weszła do środka, ja zatrzasnęłam drzwi od garażu i usiadłam na krawężniku przed domem. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy, a przed oczami stanął mi obraz, który przedstawiał Pabla wsiadającego do samochodu. Nie powstrzymywałam już płaczu. Oparłam głowę o kolana. W tamtym momencie nic nie miało znaczenia. Odjechał... A ja go nie powstrzymałam... Nigdy go już nie zobaczę... nie przytulę... nie pocałuję... nie powiem mu, że go kocham...
- Dlaczego płaczesz? - usłyszałam nagle.
Podniosłam głowę i ku moim oczom ukazała się doskonale znajoma mi sylwetka, której zupełnie się tutaj nie spodziewałam. Był to mężczyzna wysokiego wzrostu o brązowych oczach i czarnych włosach. Podszedł do mnie i usiadł obok.
- Miłość mojego życia właśnie wyjechała do innego kraju. - odpowiedziałam. - Dlaczego zawróciłeś? - spytałam ocierając łzy.
- Bo dopiero teraz uświadomiłem sobie, że nie wiem, jak mogłem zapomnieć, iż kochałem cię przez tysiąc poprzednich żyć.
Spojrzałam się na niego z delikatnym uśmiechem. Oczy całe świeciły mi się od płaczu. Uniósł swoją rękę do mojego policzka i wytarł z niego łzę po czym objął go. Zaczął się do mnie zbliżać. Przymknęłam oczy. Nasze wargi stopiły się w jednym, zgodnym pocałunku. Gdy on się zakończył uśmiechnęłam się i mocno do niego przytuliłam. Głośno łkałam. Lecz tym razem było to spowodowane szczęściem, które odczuwałam. Ściskałam go bardzo mocno.
- Już wróciłem, najdroższa. - mruknął mi na ucho.
Ponownie zaczęłam głośno szlochać. Cieszyłam się, że w końcu to wszystko się zakończyło... Że w końcu mam go dla siebie... Odsunął się trochę ode mnie. Spojrzał mi w oczy i odgarnął z nad nich włosy. Delikatnie musnął swoimi ustami moje. Po chwili ponownie się do niego przytuliłam, lecz tym razem nie zrobiłam tego z taką siłą. Gdy się uspokoiłam podnieśliśmy się z chodnika. On wziął swoje walizki i weszliśmy do domu. Postawił je w przedpokoju, a ja zaczęłam oprowadzać go po całym budynku. Kiedy weszliśmy na górę zabrał torby ze sobą. Ostatnim miejscem, do którego zajrzeliśmy był pokój, który w całości należał właśnie do nas. I tylko do nas.
- A to jest nasza sypialnia. - powiedziałam, gdy do niej weszliśmy.
- Dlaczego oprowadzasz mnie po moim własnym domu? - spytał.
- Ponieważ chcę, abyśmy zaczęli na nowo. - odpowiedziałam. - Zapomnijmy o wydarzeniach z ostatnich kilku miesięcy.
- Ja uważam, że nie powinniśmy. - odparł. - Mimo, że nie należały one do najprzyjemniejszych to i tak warto o nich pamiętać. To one umocniły naszą więź i pokazały, jak ważni jesteśmy dla siebie na wzajem.
- Pewnie masz rację. - uśmiechnęłam się. - Bardzo za tobą tęskniłam.
- Wiesz co zrozumiałem odjeżdżając? - spytał obejmując mnie. - Że na siłę próbowaliśmy, abym przypomniał sobie uczucie, którym cię darzę, ale żadne z nas nie wpadło na to, że mógłbym się w tobie jeszcze raz zakochać. Tak się stało. Zakochałem się w tobie ponownie. Gdy to sobie uświadomiłem pamięć mi wróciła i zdecydowałem się do ciebie wrócić.
- Kocham cię. Bardzo cię kocham. - powiedziałam.
- Ja ciebie też. - odpowiedział całując mnie w czoło. - O, a kto to? - spytał pochodząc do łóżka.
- To Ted. Przytulał mnie na dobranoc, kiedy ty nie mogłeś tego zrobić. - zaśmiałam się.
- W takim razie kolego, możesz już iść na emeryturę, gdyż miejmy nadzieję, raczej już się nie przydasz. - powiedział podnosząc pluszowego misia. - Musisz wiedzieć coś jeszcze. - zwrócił się do mnie, gdy posadził go na półce. - Od czasu naszej kłótni nie było takiej minuty, abym o tobie nie pomyślał.
Nie wiedziałam, co mogę odpowiedzieć, dlatego po prostu się uśmiechnęłam wpatrując mu się w oczy. Ponownie się przytuliliśmy.
- I chociażby nie wiadomo co się działo, nie pozwolę ci już nigdy odejść. - odparłam nim złożył mi na ustach delikatny lecz namiętny pocałunek.

Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak dobrze będzie mi nad ranem obudzić się w jego ramionach czując bijące od niego ciepło i zapach jego cudownych perfum. Tamtego dnia obudziłam się jako pierwsza, co zdarzało się bardzo rzadko, ale gdy tylko on się przebudził od razu przywitałam się z nim z ogromną radością.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry, najdroższa. - odpowiedział. - Co wymalowało twój uśmiech już z samego rana? - spytał.
- Sam doskonale powinieneś znać odpowiedź na to pytanie. - stwierdziłam.
Objął mnie ręką, a ja położyłam głowę na jego torsie. Uniosłam ją lekko do góry i spojrzałam na jego twarz. Również mnie obserwował. Gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy uśmiechnęliśmy się do siebie. Zaczął mnie delikatnie całować. Nasze pocałunki zaczęły robić się coraz bardziej namiętne. Poczułam, jak delikatnie jeździ swoją dłonią po mojej ręce. Nagle usłyszałam, że po cichu jęknął.
- Co się dzieje? - spytałam. - Dobrze się czujesz?
- Tak, tak... Po prostu po lewej stronie mam jeszcze tę ranę po wypadku. Nie przejmuj się. - odpowiedział.
Szybko się od niego odsunęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że pewna część ciężaru mojego ciała leży na jego uszkodzonym torsie. Mimo, że wypadek był prawie miesiąc temu i wszystko mu się zdążyło do tego czasu zagoić, to rana na klatce piersiowej jeszcze nie. Nie wiem, od czego to było zależne, aczkolwiek wiedziałam, że niedługo będziemy musieli wybrać się w związku z tym do lekarza. Chociaż może nie potrzebnie się przejmowałam. Była ona ogromna i pewnie dlatego długo się goiła.
- Kiedy ostatnio zmieniałeś opatrunek? - zapytałam.
Nie uzyskałam odpowiedzi. "Czyli pewnie dawno temu." - stwierdziłam. Kazałam mu wstać i odwinęłam mu bandaż. Zauważyłam, że rana była już o wiele mniejsza. Nasączyłam wacik wodą utlenioną i delikatnie oczyszczałam ją.
- Pewnie zostanie ci wielka blizna. - stwierdziłam. - Przepraszam.
- Angie, za co? - spytał. - Za to, że wskoczyłem pod samochód?
- Tak, bo gdybym się wtedy chociaż rozejrzała, to by do tego nie doszło.
- Ale doszło. Czasu nie cofniesz. Ta blizna nie będzie dla mnie niczym uciążliwym. Będzie mi przypominała o tym, że kiedyś poświęciłem się dla kogoś bardzo dla mnie ważnego. Będę z niej dumny. - stwierdził.
Podeszłam do szuflady i zaczęłam szukać w niej czystego bandażu. Gdy go znalazłam wróciłam do Pabla i zaczęłam zawijać go w okół mojego męża.
- Ja nie mogłam sobie tego wybaczyć... Wiedziałam, że to wszystko, co się wydarzyło, to przeze mnie i wiedziałam, że z mojej winy nic nie pamiętasz.
- Wskoczyłem na tę ulicę z własnej woli. Nie musisz się o nic obwiniać. Po za tym to już przeszłość, która zdążyła się naprawić. Po co to rozpamiętywać? - spytał, a ja skończyłam zakładać mu świeży opatrunek. - Przepraszam, że musiałaś się tyle nacierpieć z mojego powodu. Mogę się tylko domyślać, jak musiałaś cierpieć, gdy okazało się, że jesteś dla mnie zupełnie obcą osobą.  - przytulił mnie. - To twoją zasługą jest to, że odzyskałem pamięć. Gdyby cię przy mnie wtedy nie było, pewnie od paru godzin byłbym już w Peru.
Znalezione obrazy dla zapytania pablo y angie- Właśnie, a co z Brendą? Zostawiłeś ją samą.
- Tak, ale na lotnisku. Pożegnaliśmy się. Ona wsiadła do samolotu, który miał ją dotransportować do Peru, a ja do taksówki, aby przyjechać pod twój dom. - Ale ona również należy do przeszłości. - zapewniał mnie. - Teraz liczysz się tylko ty. Kocham cię, Angie. Najmocniej na świecie. Nie chcę ci obiecywać, że nigdy cię nie opuszczę, bo jeśli takie coś miałoby się powtórzyć, to wyszłoby, że skłamałem, ale chcę cię chociaż zapewnić, że nieważne, jak bardzo się w przyszłości pokłócimy, to i tak będę przy tobie.
Usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi, które chwilę później się otworzyły. Stała za nimi Martina, która gdy ujrzała, że już nie śpimy weszła do naszej sypialni i podeszła do nas.
- Cześć. - przywitała się. - Jak dobrze was widzieć znowu razem. - uśmiechnęła się. - Przyszłam tylko sprawdzić czy jeszcze śpicie, ponieważ przygotowałam wam śniadanie. Czeka na dole. Jak będziecie mieli ochotę to zejdźcie. - powiedziała wychodząc.
- Zaczekaj córeczko. - odezwał się Pablo. - Muszę ci podziękować, że dałaś mi mocnego kopniaka, gdy krzywdziłem twoją mamę. Gdyby nie ty, to mogłoby to nieco inaczej wyglądać. - powiedział podchodząc do niej, aby ją przytulić.

* - fragment polskiej wersji "Underneath it all" wykonanej przez Ewelinę (Evex) <3.

Wielka pięćdziesiątka nareszcie się pojawiła! I co? Kto się spodziewał takiego zakończenia? Tylko jedna osoba ^_^
Od samego początku trzeciego sezonu chciałam, aby ten rozdział był wyjątkowy, ale nie wiedziałam jeszcze wtedy co się w niej pojawi. No i proszę bardzo. Pojawiło się długo wyczekiwane Pangie ♥
W końcu są razem szczęśliwi, ale czy na długo...? ;P
Dobra, nie będę Was dzisiaj już straszyć. I tak długo trzeba było czekać na wznowienie ich związku, więc chyba na razie daruje im kłótnie ;D
Jeśli będę w tym roku szkolnym pisać rozdziały i wstawiać w takim tempie, jak w zeszłym to trzeci sezon zakończy się za rok. Tak więc, chyba muszę się bardziej zmobilizować, bo nawet najwytrwalsi chyba nie dadzą rady tyle ze mną wytrzymać ;)
Tutaj macie link do piosenki cytowanej na początku rozdziału.
Ma ona dla mnie ogromną wartość sentymentalną dlatego też chciałam, aby pojawiła się w jednym z ważniejszych rozdziałów <3

Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał :*
bloggerka

środa, 19 sierpnia 2015

Jednorazówka - Poczekam...

"Te esperare, por que al vivir tu me ensenaste...
Te seguire por que mi mundo quiero darte...
Hasta que vuelvas, te esperare
y hare lo que sea por volverte a ver..."
"Te esperare"
Kiedy to wszystko się zaczynało, nawet nie spodziewałam się, że aż tak się w nim zakocham... że będzie dla mnie tyle znaczył... że nie będę potrafiła bez niego śmiać się, zasnąć, czy nawet uśmiechnąć się... że będzie dla mnie po prostu wszystkim.
"- Angie, ja... Ja jestem o Ciebie zazdrosny... Wiem, że ty może nic do mnie nie czujesz, ale... Podobasz mi się... I to od bardzo dawna, tylko... bałem się. 
- Bałeś się? Czego? 
- Że mnie odrzucisz... Że nie będziesz chciała się ze mną już nawet przyjaźnić..."
"- Czy ty i Angie to jesteście parą tak na poważnie? Weźmiecie ślub?
- Wiesz Violu... Ślub to bardzo poważna decyzja. Kocham Angie, nad życie i chciałbym, żeby kiedyś za mnie wyszła, ale to nie zależy tylko ode mnie.
- A myślałeś już, żeby się jej oświadczyć?
- Powiem ci, że myślę o tym za każdym razem jak ją widzę."
"- Pablo, skąd ten twój pomysł, aby mieszać się w moje sprawy?!
- Bo cię kocham i nie mogę patrzeć jak cierpisz, a ja nie mogę zrobić nic, żeby ci pomóc! Kiedy jesteś smutna... To po prostu pęka mi serce Angie..."
Gdy tylko nie było go przy mnie zaczynałam się o niego martwić... Zastanawiałam się gdzie jest, co robi i czy może też nie myśli o mnie... Chciałam pojawiać się w jego myślach i snach. Chciałam, aby zawsze o mnie pamiętał.
"- To jak się nazywa pan, którego mamy teraz szukać?
- Pablo... Pablo Galindo... - usta mi zadrżały jak wymówiłam jego imię."
"- Wszystko gra?
- Boję się o mojego chłopaka... - odpowiedziałam mu.
- Nie bój się. Pamiętaj tylko, że cię kocham.
- A ty nie zapomnij o mnie, dobrze?
- Jak mógłbym zapomnieć o mojej kochanej Angie?"
"- Pablo! - krzyknęłam i rozpłakałam się z radości.
- Ciii... najdroższa... Nie płacz... Już jestem przy tobie...- uspokajał mnie. - Kocham cię. - dodał szepcząc mi na ucho."
Gdy zaproponował wspólne mieszkanie poczułam, że coraz bardziej się do niego przywiązuję...
"- Tak świetnie się z tobą bawię, chciałbym tak mieć codziennie.
- Ja też się z tobą wspaniale bawię.
- Mam taki pomysł... Może przeprowadź się do mnie?"
"- Spokojnie, nie wyjeżdżam gdzieś za granicę, czy dalej. Wyprowadzam się do Pabla. Kocham go i chcę z nim być... A co do Violetty to... Słuchasz mnie?
- Tak, tak... Wiedziałem, że to się kiedyś stanie...
- Mianowicie?
- Że on mi cię zabierze... Po prostu nie mogę tego przyjąć."
... a gdy mi się oświadczył poczułam się najszczęśliwszą istotą na ziemi.
"- Chciałabym, abyś urzeczywistnił moje marzenie. - dodałam.
- A jak ono brzmi?
- Chcę być z tobą zawsze i wszędzie. Chcę wyjść za ciebie i mieć w przyszłości z tobą dzieci."
"- No i masz jeszcze wujka. - wtrącił się Pablo.
- Czy ty wiesz coś, czego ja nie wiem? - zapytałam z lekkim uśmiechem.
- To znaczy, możesz mieć wujka...
- O co ci chodzi? - spytałam.
- Angie... - uklęknął. - Angie Saramego, wyjdziesz za mnie?"
Od tamtego momentu byłam pewna tego, że jesteśmy sobie pisani. Chciałam spędzić z nim każdą chwilę swojego życia. Wiedziałam, że tylko przy nim mogę być szczęśliwa. Jednak nie zawsze układało się między nami tak, jak powinno... Na naszej drodze stawały osoby, które chciały nas rozdzielić...
"- Błagam cię Pablo, tylko nie bądź zły... Od razu mówię, że cię nie zdradzam. Kocham cię najmocniej na świecie...
- Angie. - przerwał mi nagle. - Spokojnie, przecież rozumiem, że możesz mieć tajnego wielbiciela."
"- Pablo... Przecież wiesz, że ja kocham tylko ciebie i jestem tylko twoja, i mam nadzieję, że zostanie tak do końca życia. Kocham ciebie, a nie jakiegoś Rafę Palmera. Musisz mi bardziej ufać.
- No, tak. Wiem przecież, że nigdy byś się z nim nie spotykała, a tym bardziej wtedy, kiedy jesteś ze mną."
"- German, boję się!
- Angie, czego ty się niby boisz?
- Naprawdę nie wiesz? Boję się Pablowi spojrzeć w oczy! Za każdym razem, gdy patrze na niego dręczą mnie wyrzuty sumienia, że pozwoliłam się ponieść chwili niemyślenia! Jestem na siebie wściekła i zaczynam siebie nienawidzić! Wiesz co ja zrozumiałam? Ja zrozumiałam, że on na mnie nie zasługuje! Bo po co mu taka żona, która przy okazji niemyślenia zaraz go zdradza? Ja go będę tylko ciągle ranić..."
"- Angie, wiem, że cię zawiodłem... znowu... Ale wiesz, że bardzo cię kocham... - objął moją twarz w swoje dłonie. - Jestem najgorszym człowiekiem na świecie..."
"- Przecież życie się na tym nie kończy... Trzeba żyć dalej... Ja nigdy nie przestanę cię kochać.
- Tak? A kto cały czas obarczał mnie o zdrady?
- Nie zrobiłem tego, a nawet jeśli, to nie pamiętam. Kocham cię teraz i już do końca życia będę cię kochał... Myślimy o tym co będzie, a nie o tym, co było.
- Ale kiedy ja tak nie potrafię, rozumiesz?!"
"- Nie, Pablo! Poczekaj! Ja ci to wytłumaczę!
- Ależ Angie, tutaj nie ma co tłumaczyć. Kochasz mnie na sposób, którego nie rozumiem i tyle. Ale jeśli nasz związek ma na tym polegać to ja serdecznie dziękuję za coś takiego... Nie chcę aż tak cierpieć..."
"- Jasne. - odpowiedział. - Angie, czy ty... naprawdę mnie kochasz?
- A skąd ci przyszło do głowy, że ja cię niby nie kocham, co?
- Przez te wszystkie zdrady..."
Mimo tego, że było to okropnie trudne, dawaliśmy sobie jakoś radę. Jednak przez to nasze relacje coraz bardziej się psuły i zaczynaliśmy się kłócić... Pomimo licznych przeprosin ciężko było sobie wybaczać.
"- Angie, co się z nami stało? Byliśmy w sobie tak zakochani...
- Nie wiem. Wiem, że chcę to naprawić i to jest w tej chwili ważne.
- Zależy ci na tym?
- Tak i to bardzo, ale utrudniamy sobie to na wzajem. Może byśmy spróbowali tak razem coś zrobić? Bez kłótni?"
"- Angie, przepraszam cię! Ile razy mam to jeszcze robić? - zapytał w wejściu.
- Nie wiem! Nie wiem, czy mi jeszcze w ogóle na tobie zależy! - krzyknęłam z nerw.
- Nie mów tak, proszę... - odparł. - Na pewno w jakimś malusieńkim stopniu musi ci zależeć, bo inaczej byś tutaj teraz nie była."
"- Pomóc ci?
- Nie, idź stąd.
- Dlaczego? Pablo...
- Przy tobie mam zawsze same kłopoty, rozumiesz?"
"- Angie, dlaczego cały czas się do mnie nie odzywasz? - zdenerwował się.
- Dlaczego? Pomyśl co zrobiłeś!
- Wiem, wiem! Jestem idiotą! Ale zrozum, że zrobiłem to, bo cię kocham. Zależy mi na tobie."
"- Nie, dobrze mówię. To jest komedia, a głównym wątkiem w niej jesteś ty.
- Ja? Ale... Jak to?
- Gdyby nie ty, nie miałabym tych wszystkich problemów! - krzyknęłam. - Wolałabym cię nigdy już nie spotkać!"
"- Angie... Ja cię bardzo przepraszam... Ja wcale tego nie chciałem... To znaczy wiem, że ty możesz mi w to nie uwierzyć, ale tak właśnie było... Nie wiem, dlaczego to zrobiłem... - powiedział. - Angie! Odezwij się do mnie! Porozmawiaj ze mną!
- Nie! - krzyknęłam.
- Dlaczego?
- Jeszcze niedawno mówiłeś, że za mną tęsknisz, a teraz mnie bijesz, tak? Ty nie rozumiesz, że mnie ostatnio ranisz? - powiedziałam ze łzami w oczach."
"- Angie, zrozum. Ja nie chcę cię krzywdzić.
- Nie rozumiesz, że teraz mnie krzywdzisz?!"
"- Angie! Błagam cię! Nie bądź już taka! Tęsknię za tobą! Mam już dość tej całej ciszy! Za bardzo cię kocham, aby cię nie przepraszać!"
"- Angie, kochanie co ci jest? Gdzie byłaś dzisiejszej nocy? - zapytał z troską, gdy tylko usłyszał, jak drzwi się otwierają.
- Śmiesz mówić do mnie kochanie? Po tym wszystkim co mi zrobiłeś?"
To właśnie przez to wiele razy się rozstawaliśmy i tworzyliśmy nowe związki...
"- My nie możemy być razem...
- Pablo, ale... ale jak? Dlaczego? - poleciały mi łzy.
- Angie nie płacz, proszę... Po prostu nie możemy."
"- Zależy mi na tobie.
- Mnie na tobie też, ale ja wiem, ze ty jesteś ze mną tylko po to, żeby zapomnieć o Germanie.
- Jak ty możesz tak mówić? Pablo...
- Dopóki nie było tu twojego szwagra to nie zwracałaś na mnie uwagi...
- Co ty mówisz? Przecież codziennie byłam koło ciebie.
- Tak, ale mi tutaj chodzi o miłość, Angie. Byłaś, ale tylko jako przyjaciółka... Nie czułaś do mnie tego, co ja do ciebie...
- Nie Pablo, proszę...
- Dlatego powinniśmy zerwać...
- Proszę, Pablo...
- Kocham cię."
"- Ale to jest przeszłość! Wiesz dobrze, bo mówiłem ci to nie raz, że to nie jest ważne... Przecież przekonywałem cię, że tylko ciebie kocham i że zmieniłem się dla ciebie, najdroższa...
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, wiesz? - sięgnęłam z krzesła swoją torbę. - Odchodzę."
"- Ta osoba jest bardzo miła, a ty o niej myślisz same złe rzeczy!
- Ja nie myślę o niej źle... Ja po prostu tęsknię za tobą..."
" - Co z Pablem? Co z waszym ślubem?
- Odwołany.
- Odwołany? I mówisz to z taką łatwością?"
...lecz tak naprawdę żadne z nas nigdy nie potrafiło zapomnieć o tej drugiej osobie, przez co nie miały one żadnego sensu.
"Dobra Angie, weź się w garść... - pomyślałam. - Jeśli cię kocha, to pozwoli ci wrócić... Jeśli nie, to znaczy, że nigdy mu na tobie nie zależało..."
"- Tak. Okropnie tęskniłem za tobą. Nie mam pojęcia, jak sobie z tym radziłem... Cały świat mi się zawalił odkąd ciebie nie było przy mnie.
- Uświadomiłam sobie wtedy jedno. - odparłam. - Że naprawdę cię kocham i że nic nie może mnie z tobą rozdzielić, bo nie chcę tak żyć. - pocałowaliśmy się jeszcze raz."
"- Angie proszę, nie płacz... - poprosił ocierając mi łzy spływające po policzkach. - Wiesz, że przecież on by tego nie chciał... Chciałby, żebyś była szczęśliwa i silna...
- Ale kiedy ja nie potrafię... - odpowiedziałam. - To jest takie trudne..."
"- Tęsknisz za Pablem, prawda?
- Nie. Skąd taki dziwny pomysł?
- Angie, to widać po twoich oczach...
- Trochę tak... Masz rację..."
"- Nie rozumiesz, że ja go mimo to nadal bardzo kocham? Że zapomnienie o nim będzie bardzo trudne? Ja nie umiem tak... To jest zbyt skomplikowane..."
"- Dlaczego nie odbierzesz? Przecież dzwoni już setny raz.
- Chcę się od niego odciąć.
- Dlaczego?
- Bo ja nie chcę go już kochać?"
"- Nie muszę ci się tłumaczyć z mojej decyzji.
- A ja głupia miałam nadzieję! Miałam nadzieję, że to właśnie z tobą i z naszym dzieckiem spędzę resztę życia. Wiesz, po co w ogóle robiłeś mi jakąś nadzieję, na to lepsze życie z tobą? Od teraz będę miała je popsute... zniszczone... zrujnowane..."
"- Nawet nie wiesz, jak ja za tobą tęsknię... - mruknął pod nosem."
"- Angie, jak możesz? Już mnie zdradzasz?
- German, o co ci chodzi? Mówiłam ci, że nadal się z Pablem kochamy. Ja go zawsze będę kochała. Zawsze będzie częścią mnie."
"- Angie, dlaczego płaczesz?
- Zauważyłam, że zakochałam się w niewłaściwej osobie."
"- Odchodzę od ciebie. Nie chcę cię już kochać. - sama nie wierzę w to, że te słowa przez usta przechodziły mi z taką łatwością..."
"- Gdzie idziesz? - spytał.
- Nie wiem, ale wiem, że nie mogę tutaj zostać. To jest twój dom.
- Angie, on jest nasz.
- Nie, od teraz będzie tylko twój. - powiedziałam oddając mu klucze do ręki."
"- Nie... - powiedziałam przy drzwiach. - Nie będę ci przeszkadzała. Słyszałam, że masz gości, więc... Twoje kochanie do ciebie przyjedzie... - powiedziałam ze łzami w oczach."
Raniliśmy się nawzajem, więc stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jeśli się rozstaniemy raz, a porządnie. Jednak, gdy byliśmy osobno nie potrafiliśmy normalnie funkcjonować. Nawet osoby z zewnątrz próbowały nas przekonać, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
"- Dlaczego to tak boli? - powiedziałam sama do siebie, gdy z policzka spłynęła mi pierwsza łza. - Nie, Angie... Musisz być dzielna... Musisz zapomnieć... - rozpłakałam się już kompletnie."
"- Angie, co ty najlepszego zrobiłaś!? - zapytał German. - Przecież wiesz, że Pablo kocha tylko ciebie! On naprawdę cię potrzebuje.
- Tak? To szkoda, że nie myślał o tym wcześniej."
"- Oni nie mogą zostać rozwiedzeni. Za bardzo się kochają. Szybko by tego żałowali."
I miało już nigdy nie dojść do naszego ślubu przez decyzję, którą podjęłam w złości. Jednak mimo tego zakończyłam to w sposób, którego zupełnie się nie spodziewałam i do tej pory nie mogę uwierzyć, że zebrałam się wtedy na taką odwagę.
"- German kocham cię, ale... jest na świecie osoba, którą kocham mocniej... - spojrzałam w stronę mojego przyjaciela. - I tą osobą jesteś ty, Pablo."
Ale opłacało się. W naszym życiu zdarzyło się wiele momentów, które zapamiętam do końca życia.
"- Pablo, idź otwórz... proszę... - powiedziałam.
- Angie... ja śpię...
- No właśnie słyszę, jak śpisz. Idź. - zepchnęłam go z łóżka.
- Ałł... A ty brutalna jesteś...
- No idź już."
"- I co? Już nie jestem taki okropny? - zapytał Pablo.
- Mam być szczera? - spytałam.
- No jasne. - uśmiechnął się.
- Jesteś najlepszy na świecie."
"- Zostań... - wyszeptałam i miałam nadzieję, że to usłyszał.
- Wszystko dla mojej księżniczki... - położył się obok."
"- To był bardzo udany dzień. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni.
- Naprawdę? A ja się do teraz zastanawiałem czy to był dobry pomysł.
- On był genialny. Też nie byłam co do tego przekonana, ale wyszło ci świetnie.
- Dziękuję Angie."
"- Tobie nie jest zimno?
- Jest, ale Ty jesteś ważniejsza, moja księżniczko. Nie jest ci zimno w stopy? Przecież jesteś na boso...
- Trochę, ale nie martw się tym... To tylko moje stopy.
- Każda część twojego ciała jest dla mnie ważna."
"- Kochanie, życzę ci... - nigdy nie wiedziałam co mogę życzyć przy łamaniu się opłatkiem tak ważnej dla mnie osobie. - Po prostu życzę ci szczęścia i...
- Ja mam już szczęście... - przerwał mi. - Właśnie stoi tutaj przede mną i łamie się ze mną opłatkiem."
Z biegiem czasu dostrzegłam, że to nie jest zwykła miłość. Ja byłam w nim na zabój zakochana. Słowa, które kierowałam do niego nie raz, nigdy nie wyraziły tego, co czuję w całości.
"- I to jest właśnie ta Angie, w której zabujałem się do szaleństwa kilkadziesiąt lat temu... - Pablo uśmiechnął się przyjaźnie."
"- Kocham cię... - powiedział i zaczął zbliżać swoje usta do moich.
- Ja ciebie też... - nasze wargi złączyły się w jednym, długim pocałunku."
"- Jesteś dumna ze swojego Pabla? - pocałował mnie w policzek.
- Tak, bardzo... - a ja go w usta."
"- Pablo...
- Tak, najdroższa?
- A może to jednak przeznaczenie?
- Wyobrażamy sobie, że to magia przyprowadziła cię tu..."
"- Kocham cię... - powiedział.
- I chcesz mnie mimo, że noszę w sobie nie twoje dziecko?
- A kto powiedział, że nie jest moje?
- No przecież jesteś bezpłodny...
- Powiedziałem tak, bo chciałem, żebyś żyła szczęśliwie z Germanem.
- Czyli ono może być twoje?
- Tak, ale nawet jeśli nie będzie, będę kochał was oboje."
" - To był jeden z najlepszych dni...
- Poważnie?
- Mimo, że dowiedziałam się dzisiaj tylu okropnych rzeczy, to ty sprawiłeś, że ten dzień zakończył się w sposób piękny i idealny... Tak jak z resztą codziennie.
- A co ja takiego robię?
- Po prostu jesteś i to mi wystarcza..."
"- Kocham cię i zawsze będę. Nawet gdybyś w oczach innych ludzi był najgorszy na świecie... - swoimi dłońmi oplotłam jego szyję.
- Też cię kocham i nie ważne co się stanie, to zawsze będę z tobą. - pocałowaliśmy się bardzo namiętnie."
"- Ti amo, Angie. - powiedział. - To jedyne czego nauczyłem się tam, we Włoszech. - uśmiechnęłam się.
- Ti amo, Pablo. - pocałowałam go w policzek."
"- Będę za tobą ogromnie tęsknił. - powiedział Edward.
- Ja za wami też.
- Tak, ale ja najbardziej. - odpowiedziałam.
- A o tym, to ja wiem... - powiedział podchodząc do mnie i obejmując mnie. - Kocham cię. - powiedział składając na moich ustach pocałunek.
- Ja ciebie też..."
"- Czasami mam ochotę cię tak po prostu zabić za to, że musisz mieć rację!
- I widzisz? Jeszcze nigdy tego nie zrobiłaś. Nawet nie próbowałaś. Jednak coś tam dla ciebie znaczę. - uśmiechnął się.
- Wiesz, jak ja cię kocham? - powiedziałam przytulając go.
- Nie miałem bladego pojęcia. - dla żartów uderzyłam go lekko łokciem w brzuch. - No dobrze, dobrze... A co niby miałem powiedzieć? Że się tego spodziewałem?
- Spokojnie Pablo, nie jestem zła. Pokazałeś mi, że mimo wszystko potrafisz przy mnie być. Gdyby ci zależało na niej to byłbyś teraz z nią.
- Kocham cię najdroższa. Nigdy sobie nie wybaczę tego, że aż tak potwornie cię potraktowałem."
"- Aż tak go kochasz?
- On jest częścią mojego życia. Znamy się od piętnastu lat. Od tamtej pory byliśmy przyjaciółmi, a dwa lata później zaczęliśmy ze sobą chodzić...
- To wy tak długo jesteście razem?
- Nie. Parę razy ze sobą zrywaliśmy... Przez problemy rodzinne... ale mimo to, kocham go najbardziej na świecie."
"- Może nareszcie zacznie się nam układać? - zapytałam z uśmiechem.
- Nie wykluczone. - odpowiedział.
- Wiesz, że cię kocham? - spytałam.
- Poważnie? - udawał zdziwionego. - Nie wiedziałem."
"- Jeszcze nikogo nie znalazła? Jak mi jej szkoda.
- Ja mam to szczęście, że moja druga połówka siedzi tuż obok mnie. - uśmiechnęłam się. - Wiesz, że bardzo cię kocham, tak?
- No coś ty, nie wiedziałem. - zaśmiał się i pocałował mnie w czoło."
"- Daj mi coś powiedzieć... Angie, wybacz... Byłem głupi... Nie doceniałem, jaka jesteś dla mnie dobra i kochana. Zapomniałem, że nie będziesz czekać na mnie wiecznie. Nie wiem, co sobie myślałem, ale wiem, co myślę teraz. Myślę o tym, że gdybym pozwolił ci odejść, byłbym największym idiotą na tej planecie..."
Potrafiliśmy rozumieć się bez słów. Nie raz wystarczył jeden gest, jeden uśmiech, czy jedna łza, aby dowiedzieć się, o co chodzi.
"- Nie musisz kończyć. Wiem, że ciężko ci o tym mówić.
- Dzięki Angie. Ty zawsze wiesz, co czuję. Potrafisz mnie zrozumieć i pocieszyć... Ty zawsze, ale to zawsze jesteś ze mną."
Gdyby nie on, w życiu podjęłabym już nie jedną złą decyzję, z której konsekwencjami musiałabym się liczyć przez długie lata.
"- Pablo...
- Nie Angie, nie mam najmniejszego zamiaru z tobą rozmawiać.
- Ale ja chcę...
- Ja wiem, co ty chcesz. - przerwał mi. - Ty chcesz stąd wyjechać. Daleko. Zostawiając tutaj wszystko. Tak po prostu. Jeśli chcesz mnie prosić o to, abym pojechał z tobą to muszę cię zmartwić. Tak, kocham cię ponad życie, ale ja nie mam najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Kocham to miejsce i mam tutaj wszystko, a na dodatek nie mam zamiaru zostawiać Martiny samej, na pastwę Buenos Aires..."
Aczkolwiek pomimo setek złych i trudnych momentów potrafiliśmy się wspierać.
"- Angie, muszę cie przeprosić za tamto wtedy...
- Nie przejmuj się. Ostatnio pokazałeś mi, że potrafisz być ze mną w trudnych chwilach. Zapomniałam o tamtym."
"- Wiem... To co zrobiłam było głupie i nie myśl sobie, że nie żałuję. Kocham cię, bo gdybym nie kochała, nie wyszłabym za ciebie za mąż. - łza spłynęła mi po policzku. - Czy ty mógłbyś... Mógłbyś mnie przytulic? - poprosiłam.
- Oj, Angie... Nie płacz, przepraszam...
- Ja wiem, że musimy być wobec siebie szczerzy, tak więc..."
"- Angie... Proszę, nie rób mi tego... - usłyszałam. - Nie poradzę sobie bez ciebie...
- Pablo... - wyszeptałam.
- Angie, przeżyłaś? Kochanie wiedziałem, że mnie nie zostawisz... Nie zrobiłabyś mi tego..."
A teraz co? On odchodzi... Ale mimo to, wszystkie nasze wspomnienia zostaną ze mną.
"- Mówiłam, że nie pozwolę ci odejść. - powiedziałam.
- Dziękuję ci. - odpowiedział.
- Ale ty tak na poważnie?
- Tak. Dziękuję ci. Popełniłbym największą głupotę w całym moim życiu. - powiedział. - I tobie też dziękuję. - podziękował Germanowi.
- Nie ma za co Pablo. - odpowiedział. - Nie chciałem, żebyś stracił coś, co jest dla ciebie całym światem i na odwrót.
- Chodź tutaj Angie. - przytulił się do mnie. - Już zawsze będziemy razem."
Doskonale o tym pamiętam. Te słowa utkwiły mi w pamięci chyba już na stałe. Nie zamierzam o nich zapominać. I mogłoby się wydawać, że wtedy skłamał, tym bardziej teraz, kiedy odchodzi, ale nie. On zawsze będzie przy mnie.
"- Pamiętaj, że mimo wszystko będę cię kochał... Nawet jeśli odejdę to zawsze będę przy tobie... Będę się tobą cały czas opiekował... i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby już nigdy nic złego ci się nie przytrafiło... Ja cię tak naprawdę nigdy nie opuszczę. Będę przy tobie w twojej głowie, a co najważniejsze, będę w twoim sercu..."
Mimo wszystko, ja będę czekać. Poczekam, bo wiem, że kiedyś wróci i znów będziemy razem... Poczekam, bo nie mogę zapomnieć... Poczekam, bo chcę... Poczekam...

Ja wiem, że na tę jednorazówkę trzeba było czekać długo, ale w końcu udało mi się ją napisać ^_^
Muszę przyznać, że była ona dla mnie wyzwaniem, bo tak szczerze, to spodziewałam się, że w ankiecie wygra "Podemos", a tu proszę! "Te esperare".
Nie miałam w ogóle pomysłu o czym to będzie. Z dobry miesiąc zastanawiałam się jak to będzie wyglądać i nie wymyśliłam nic. Dopiero jakiś czas temu, gdy już miałam Was przeprosić, że nie dam rady napisać nic do tej piosenki, wpadłam na pomysł, aby zrobić takie wspomnienia z ich związku.
Przekopywanie starych rozdziałów zajęło mi nie wiele, bo około dwóch dni, ale zlepienie tego w jedną, logiczną całość stało się kolejnym problemem, z którym się zmierzyłam i, jak widać, pokonałam.
No i teraz pozostaje pytanie - czy Wam się to spodobało?
Pewnie spodziewaliście się czegoś odrobinę innego, ale mam nadzieję, że zaskoczyliście się pozytywnie. Za nami 2,5 sezonu i warto byłoby coś sobie przypomnieć ;)

Do zobaczenia w 50 rozdziale, który pojawi się niebawem :D
bloggerka

Ps. Jeśli ktoś wypisze mi, z którego rozdziału pochodzi każdy cytat, to będzie moim mistrzem. - Żartuję oczywiście ;)

niedziela, 16 sierpnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 49 - Nadszedł czas pożegnania...

Jak wygląda pożegnanie Pabla?
Tego dowiecie się już teraz! ;)

"Zatrzymaj mnie, nie daj mi odejść. Zapomnę cię, nie będzie już nic. Cienie we mgle, jak znajdę drogę. Jutro już nikt, a dziś jeszcze my..." - Ira
Ostatni dzień... Ostatnia okazja, aby spędzić go razem... Następnego dnia on z samego rana wyjeżdża... Na zawsze... I co z tego, że już kilka razy tak miało być? Teraz odjedzie, ja to wiem... Zostawi mnie tu... Pewnie się już nie zobaczymy... Nigdy nie zastanawiałam się, jak miałoby wyglądać nasze ostatnie pożegnanie. W każdym razie takiego się nie spodziewałam... Zawsze byłam pewna, że nasza historia zakończy się, gdy jedno z nas odejdzie z tego świata... Pozory jednak mylą... Nigdy nie przypuszczałam, że jedna kłótnia potrafi zmienić tak wiele. Cały czas, będąc u jego boku, sądziłam, że niczego mi w tym małżeństwie nie brakuje... mam wszystko czego potrzebuję... Nie rozumiem, dlaczego chciałam to na siłę ulepszać. Było dobrze tak, jak było...
- Wszystko gra? - usłyszałam nagle. - Wyglądasz na zmartwioną. - powiedział przysiadając się
do mnie.
- Tak, tak... Wszystko jest w najlepszym porządku. - uśmiechnęłam się. - Po prostu się zamyśliłam. - odpowiedziałam. - To co? Gotowy spędzić nasz ostatni dzień razem najlepiej, jak to tylko możliwe? - spytałam.
- Oczywiście. - odparł.
- Pomyślałam, że skoro ten dzień jest wyjątkowy na swój sposób to przejdziemy się do...
- Wybacz, ale nie tym razem. - przerwał mi. - Teraz moja kolej, aby cię gdzieś zabrać. Pora, abym ci się odwdzięczył. Cały czas pokazywałaś mi miejsca, w których wydarzyło się coś znaczącego za co szczerze ci dziękuję. Ale dzisiaj musisz mi zaufać i pójść tam, gdzie zaplanowałem. Nie musisz się bać. - pewnie zauważył moją niepewną minę. - Zrobię wszystko, co tylko potrafię, aby ten dzień był wyjątkowy. Ufasz mi?
Oczywiście, że ufałam mu bezgranicznie. Wiedziałam, że jeśli pójdę za nim, to się nie zawiodę, aczkolwiek to nie był ten Pablo... To nie był Pablo, który spędził ze mną większość swojego życia... Ale czy miałam coś do stracenia? W końcu i tak widzieliśmy się już po raz ostatni...
- Ufam. - odpowiedziałam.
Złapał mnie za rękę i oboje wstaliśmy z ławki. Opuściliśmy ogród przechodząc przez budynek, w którym mieszkałam. Ruszyliśmy w kierunek, który został przez niego wskazany. Nieco się obawiałam. Bałam się, że nie spędzę tego dnia tak, jakbym chciała, ale coś wewnątrz podpowiadało mi, że dobrze zrobiłam.
- O której jutro wyjeżdżasz? - spytałam mimo, że miałam o tym nie myśleć.
- Zależy o której się wyrobię, ale wydaje mi się, że koło dziesiątej.
- Spakowałeś się już? Jeśli nie, to może ci pomogę, bo jeszcze czegoś zapomnisz...
- Dziękuję, poradzę sobie. - odpowiedział. - Nie powinnaś się tym martwić. Nie dzisiaj.
Tak właściwie, nie wiedziałam o czym mogę z nim porozmawiać. Rozmawianie o przeszłości za bardzo bolało, o teraźniejszości strasznie przytłaczało, a o przyszłości nie miało sensu. Rozejrzałam się po okolicy. Do tamtej pory nie wiedziałam, gdzie jesteśmy, ale nie dlatego, że zabrał mnie w zupełnie obce mi okolice, tylko dlatego, że byłam zbyt zamyślona, aby przyglądać się, którędy idziemy. Znałam to miejsce. Doskonale. To tutaj pocieszał mnie, gdy byłam smutna... to tutaj dowiedziałam się, że wyjeżdża... to tutaj się poznaliśmy...
- Daleko jeszcze? - zapytałam.
- Tak właściwie, to już jesteśmy. - odparł puszczając moją dłoń, aby odsłonić gałęzie drzew przez które mieliśmy właśnie przejść.
Poszłam przodem. Ku moim oczom ukazało się ogromne jezioro, które dookoła zasłonięte lasem. Na jego brzegu zobaczyłam niewielką łódkę, która wyposażona była w gitarę i duży kosz piknikowy.
- Pomogę ci wsiąść. - zaproponował.
Ponownie złapał mnie za rękę i ostrożnie weszłam do naszej małej łodzi. Kiedy usiadłam on odepchnął ją kawałek od brzegu, a następnie wsiadł do niej. Siedział na przeciwko mnie i próbował wypłynąć na środek. Udało mu się to z niezwykłą łatwością. Rozglądałam się dookoła. Nigdy nie spodziewałam się, że w tej okolicy jest tak duże jezioro. Wiedziałam, że jest, ale o wiele mniejsze, po którym pływaliśmy już wiele razy.
- Jak znalazłeś to miejsce? - spytałam.
- Tajemnica. - odparł unosząc kąciki ust. - Jak ci się na razie podoba?
"Na razie"? To znaczy, że to nie koniec niespodzianek?
- Jest świetnie. - odpowiedziałam. - Nie sądziłam, że wpadniesz na coś takiego.
- Nigdy nie chciałem się dać wyciągnąć na rejs po jeziorze? - zapytał zdziwiony.
- Wręcz przeciwnie. Zawsze latem pływaliśmy. Lubiliśmy to... Uwielbialiśmy być sami, gdy nikt nam nie przeszkadzał, bo wszędzie była woda.
- To dlaczego się tego nie spodziewałaś?
Nie mogłam mu szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Odpowiedź "bo teraz jesteś inny" kompletnie popsułaby nam resztę dnia.
- Ponieważ w ogóle nie spodziewałam się, że cokolwiek wymyślisz. - uśmiechnęłam się. - Byłam przygotowana, że pójdziemy jak zwykle tam, gdzie ja pomyślałam.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedział wchodząc mi w słowo.
Dopłynęliśmy do polanki, która jak na leśną była zadbana. Może to była sprawka Pabla? Trawa była przyjemna w dotyku, w związku z czym dobrze się po niej chodziło na boso. Oprócz tego pojawiały się pomiędzy nią również kwiaty, a dookoła latały motyle i ważki. Wyszliśmy z łódki, po czym Pablo wyjął z niej koc, który rozłożył na trawie. Usiadłam na nim, a on przyniósł jeszcze z łodzi gitarę, która była w pokrowcu oraz kosz, z którego wyjął dwa kieliszki i butelkę czerwonego wina. Rozlał je. Jeden kieliszek podał mnie, a drugi postawił na trawie obok siebie.Wziął instrument do ręki i zaczął go stroić. Nie minęło wiele czasu, gdy gitara była gotowa, aby na niej zagrać. Usłyszałam melodię, której w tamtym momencie w ogóle bym się nie spodziewała. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech po chwili wypuszczając powietrze z płuc. Wsłuchiwałam się w każde słowo piosenki. I co z tego, że doskonale ją znałam? Mogłam poznać ją teraz na nowo. "Jak wytłumaczyć to, że nie mogę przestać myśleć o tobie? O nas dwoje razem? Jak uciec od piosenki, która mówi o tobie, jeśli jesteś moją piosenką?"* Wzięłam łyk wina i otworzyłam oczy. Przejechałam dłonią po jego policzku. "Mogę żyć jak w bajce, jeśli jestem z tobą, gdyż ożywiasz całą miłość, którą mam..."* Całą piosenkę słodko się do niego uśmiechałam, a on to odwzajemniał. Gdy skończył złapał mnie za obie dłonie i delikatnie je ściskał.
- Przygotowywałem sobie w domu masę scenariuszy, żeby wiedzieć, co mam ci teraz powiedzieć. - zaczął. - Ale gdy patrzę w twoje oczy stwierdzam, że były one zupełnie zbędne, gdyż wystarczyło tylko na ciebie spojrzeć i wszystkie zapomniałem. - zaśmiał się cicho. - Na pewno chciałem ci podziękować jeszcze raz. Otworzyłaś mi oczy na nową drogę w życiu, którą będę podążał. Uświadomiłaś mi, jak żyłem i jak ważnym byłem człowiekiem. Wiedz, że na zawsze zostaniesz w mojej pamięci. Nawet jeśli znowu bym wszystko zapomniał. O tobie już nie zapomnę. - czułam, że moje oczy robią się już lekko wilgotne. - Pewien etap się kończy po to, aby następny się zaczął. Trzeba się postarać, żeby był lepszy niż ten poprzedni. - delikatnie musnął ustami moje dłonie.
Zaraz po tym przysunęłam się do niego i przytuliliśmy się. Tuliłam go mocno, bo wiedziałam, że robię to już najprawdopodobniej ostatni raz w życiu. Starałam się powstrzymać łzy i o dziwo udało mi się to. Tylko pojedyncze spłynęły mi po policzku. Gdy się od siebie odsunęliśmy Pablo z powrotem wziął gitarę do ręki. Tym razem śpiewaliśmy oboje. "Idę ku nowym drogą z tym, co przeżyliśmy... Magia i kreatywność... Prawda w sercach, niebo w milionach kolorów, to chcę zapamiętać.**
- Mimo, że jest to pożegnanie, to nie chcę, żeby było ono smutne. - powiedział. - Wiem, ile ono dla ciebie znaczy. Pewnie myślisz, że dla mnie jest o wiele mniej ważne, ale się mylisz. Znam cię tylko miesiąc, ale znam cię jak nikt inny. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Niestety, na powrót pamięci jest już za późno, a mimo wielu starań nie udało mi się być tym człowiekiem, w którym się zakochałaś, ale wiem, że znajdziesz kogoś, kto pokocha cię tak mocno, jak będziesz tego potrzebować. - odłożył instrument i tym razem to ja złapałam go za ręce.
- Wiem, że ja powinnam teraz coś powiedzieć, ale...
- ... jest ci ciężko. - dokończył za mnie. - Rozumiem. W takim razie może skończmy już te przymulające przemówienia i zjedzmy coś? - zaproponował. - Jestem głodny. Nawet bardzo. - powiedział zerkając do koszyka.
Po zjedzonym posiłku gitara ponownie poszła w ruch, lecz tym razem graliśmy weselsze piosenki. Oprócz tego dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Położyliśmy się na kocu i patrzyliśmy w niebo. Dopiero, gdy pojawiły się na nim gwiazdy stwierdziliśmy, że trzeba się już niestety powoli zacząć zbierać. Mimo to, żadne z nas nie ruszyło się z miejsca. Kontynuowaliśmy nasze przyglądanie się w nie. Wypatrywaliśmy spadających gwiazd, bądź gwiazdozbiorów.
- Wierzysz w to, że gwiazdy, to nasi zmarli przodkowie, którzy nas obserwują i czuwają nad nami? - zapytał Pablo.
- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam... - odpowiedziałam. - Ale jeśli by tak było, to dlaczego pojawialiby się tylko nocą? Przecież za dnia też podobno się nami opiekują.
- Ponieważ w nocy jest bardziej nastrojowo i z łatwością można się z nimi skomunikować. O wiele łatwiej niż za dnia, gdy jesteśmy zabiegani. W nocy każdy znajduje chwilę, aby pomyśleć i odpocząć.
- Czyli według twojego toku myślenia, jedną z tych gwiazd może być moja siostra, która właśnie nas obserwuje?
- Nie wykluczone. Przypatrz się. Może właśnie próbuje się z tobą skontaktować?
Zaczęłam się dokładnie przyglądać w miliardy małych światełek na niebie. Nagle jedno z nich zaczęło mrugać, ale po chwili zaczęło świecić tak mocnym światłem jak reszta. Obróciłam głowę w stronę Pabla. Chwilę później on obrócił w moją. Mimo, że było ciemno widziałam jego twarz.
- Jest tutaj. - powiedziałam z uśmiechem.
Przysunęliśmy się do siebie bliżej. Po chwili poczułam ciepły dotyk jego dłoni na swojej. Zerknęłam kątem oka na niego. Patrzył się na mnie. Również pewniej na niego spojrzałam.
- Lubię noce. - odparł. - Jest tak spokojnie. Łatwiej zebrać myśli i żadne odległości nie mają znaczenia, gdy leży się pod tym samym księżycem. - stwierdził. - Jeśli kiedykolwiek sobie o mnie przypomnisz, nie tęsknij. Pamiętaj, że wieczorem będziemy mogli się spotkać.
Pablo chciał już się zbierać, bo było już naprawdę późno i gdyby nie fakt, że następnego dnia musiał rano wyjechać to nie pozwoliłabym na to. Zwinęliśmy rzeczy i włożyliśmy do łódki. W drugą stronę płynęło nam się nieco gorzej. Przynajmniej ja tak to odczuwałam, gdyż na środku jeziora było strasznie ciemno, ale mimo to dopłynęliśmy do brzegu. Szliśmy spacerem w stronę mojego domu. Mimo mroku, nie odczuwałam takiego strachu, ponieważ szłam z nim, a przy nim zawsze czułam się bezpieczna. W końcu stał się moment, którego okropnie nie chciałam. Dotarliśmy pod dom.
- To co? Czas się chyba pożegnać... - szepnęłam.
- Kiedyś musiał on nastąpić. - nastała cisza. - Pożegnajmy się tak, jakbyśmy się mieli niedługo zobaczyć. - zaproponował. - To będzie dużo prostsze.
- W takim razie, cześć. - powiedziałam.
- Cześć. - zaczął się już odwracać, ale musiałam jeszcze skorzystać z okazji i przytulić go ten ostatni raz.
Ostatni raz w jego ramionach... Ramionach, które już nie raz mnie pocieszały... które sprawiały, że odczuwałam szczęście... Chciałam jeszcze chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim i najzwyczajniej w świecie się w niego wtulić... poczuć jego ciepło... Nie wiem ile tak staliśmy. Może parę sekund, a może kilka minut. Później odsunęliśmy się od siebie i każdy poszedł w swoją stronę...

* - fragment "Verte de lejos".
** - refren "Crecimos juntos".

I jak Wam się podoba? Myślę, że nie jest tak źle ;)
Już niebawem wielka pięćdziesiątka... Co się w niej wydarzy? Możecie się domyślać, bo to wiem tylko ja! :D
(Aczkolwiek, jeśli ktoś jest bardzo ciekawy, to niech zajrzy w zakładkę "spoilery" :P)

Do zobaczenia w przyszłym tygodniu :*
bloggerka

Ps. Jeśli kogoś zainteresowała piosenka, z której cytat znajduje się na górze - tutaj link do niej <3.

środa, 12 sierpnia 2015

Sezon 3 - Rozdział 48 - Wyjazd

Hej!
Dokąd wybrali się Pablo i Angie?
Tego dowiecie się już teraz! ;D
- Dzień dobry. Galindo. Mieliśmy na dzisiaj zarezerwowany jeden z domków letniskowych. - powiedział Pablo.
- Tak, tak. - powiedział recepcjonista zerkając w papiery. - Zapraszam za mną.
Nie wiem, co nas naszło, aczkolwiek zdecydowaliśmy, że warto byłoby odwiedzić jeszcze morze nim mój mąż wyjedzie. Mieliśmy niedaleko, ale żeby nie wracać późno w nocy zdecydowaliśmy, że zarezerwujemy sobie jakiś pokój na jedną noc i następnego dnia z rana wrócimy do domu. Całkiem dobry plan. Taki weekend nad morzem.
Poszliśmy za człowiekiem z recepcji. Zaprowadził nas do jednego z wielu domków na tamtej parceli. Otworzył drzwi i wpuścił nas do środka. Rozejrzeliśmy się.
- Przepraszam, ale my zamawialiśmy pokój dwuosobowy. - powiedziałam.
- No więc taki jest. - odpowiedział mi pan z recepcji.
- Tylko dlaczego tutaj jest jedno łóżko? - spytałam.
- Yyy... - nie za bardzo wiedział, co odpowiedzieć mi na to pytanie. - To państwo nie są małżeństwem? Byliśmy przekonani, że domek zamawiany był dla małżeństwa...
- Nie możecie wstawić tutaj drugiego łóżka? - zapytał Pablo.
- Moglibyśmy, aczkolwiek nie w tej chwili. Wszystkie domki są zapełnione. Nie mamy skąd go wziąć... Czy to naprawdę będzie wielki problem?
- Nie. - odpowiedział mój mąż. - To tylko jedna noc. Damy radę. - zwrócił się do mnie.
- W takim razie, udanego wypoczynku. - powiedział wychodząc.
- To nie jest problem?! - zdenerwowałam się.
- A co miałem powiedzieć? O tej porze nie znajdziemy już nigdzie indziej noclegu. Tu jest masa turystów. To cud, że w ogóle udało nam się cokolwiek znaleźć.
- Może i masz rację? - stwierdziłam.
- Nie kłóćmy się już. Plaża na nas czeka. Chodź do samochodu.
Mimo, że nie mieliśmy do niej daleko to wybraliśmy się tam samochodem. Mieliśmy wiele rzeczy i gdybyśmy mieli je nosić byłoby nam ciężko. Zaparkowaliśmy na pierwszym wolnym parkingu, który znajdował się niedaleko plaży. Wyjęliśmy z samochodu potrzebne nam rzeczy i zaczęliśmy iść w stronę, gdzie zmierzało większość ludzi. Okazało się, że nie zaparkowaliśmy daleko, gdyż tylko dziesięć minut pieszo od morza. Weszliśmy na plażę. Pod nogami poczułam ciepły piasek. Zaczęliśmy iść dalej przed siebie w poszukiwaniu miejsca, gdzie moglibyśmy się rozłożyć. Gdy w końcu takie znaleźliśmy, odłożyliśmy wszystkie rzeczy na ziemię. Ja zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu kremu do opalania, a Pablo ściągnął z siebie koszulkę odsłaniając w ten sposób swoje umięśnione ciało, na które w przeszłości leciało wiele kobiet. Teraz z resztą też. Chwilowo się na niego zapatrzyłam, po czym wróciłam do mojej wcześniejszej czynności.
- Coś się stało? - zapytał.
- Szukam balsamu do opalania, ale nie mogę go znaleźć. Chyba podczas jazdy wyleciał mi z torby i leży gdzieś w samochodzie.
- Pójść ci po niego? - zaproponował.
- Nie, dziękuję. Przejdę się sama. - odpowiedziałam.
- Zostań. Ja pójdę. - zaprotestował. - Przy okazji kupię nam coś do picia, bo o tym też chyba zapomnieliśmy. - powiedział, uśmiechnął się i ruszył w kierunku wyjścia z plaży.
Zdjęłam z siebie zbędne ubrania, aby pozostać w samym kostiumie kąpielowym. W tym czasie próbowałam rozłożyć koc, ale było to trudne zadanie, ponieważ przez porywisty wiatr co chwila się gdzieś podwijał i nie potrafiłam sobie za bardzo z tym poradzić.
- Może pomogę? - podniosłam wzrok do góry.
Ku moim oczom ukazał się wysoki, wysportowany mężczyzna o włosach koloru blond i niebieskich oczach. Złapał koc z jednej strony, a ja z drugiej i udało nam się go w końcu rozłożyć za co mu podziękowałam.
- Nie ma za co. Drobnostka. - rzucił. - A tak po za tym, jestem Juan.
- A ja Angie.
- Angie? Cóż za piękne, lecz rzadko spotykane imię. - stwierdził. - No więc, Angie. Co taka kobieta jak ty robi sama na plaży w tak słoneczny dzień? - spytał.
- A co może robić? - kąciki ust lekko mi się uniosły.
- Może masz ochotę na spacer? Tylko ty i ja, szum morza, słońce oraz fale podmywające piasek pod naszymi stopami.
Chciałam mu odpowiedzieć, gdy nagle usłyszałam mojego męża, który wracał z auta.
- Najdroższa, przyniosłem ci krem. Ten o który prosiłaś. - podszedł bliżej, objął mnie i namiętnie pocałował. - Pomóc panu w czymś? - zwrócił się do Juana.
- Nie, dzięki. - odpowiedział odchodząc.
- Co to miało być? - spytałam śmiejąc się.
- Pomagałem ci się tylko go pozbyć. Widziałem jak się z nim męczysz. - odpowiedział zakładając mi na głowę słomiany kapelusz, który również spakowałam do torby. - Usiądź. Pomogę ci się posmarować. - błyskawicznie zmienił temat.
Posłusznie wykonałam polecenie. Nałożył odrobinę kremu na dłonie i zaczął nimi delikatnie dotykać moich pleców i karku. W międzyczasie wyciągnęłam z torby okulary przeciwsłoneczne, które nałożyłam na oczy. Po skończeniu podał mi plastikową butelkę, abym wysmarowała sobie resztę ciała. Wycisnęłam z niego trochę kremu na rękę. Zamoczyłam w nim palca drugiej dłoni i zrobiłam nim małą plamę na czubku nosa mojego męża po czym oddałam mu tubkę z powrotem.
- Też się posmaruj, żebyś nie spalił się na czerwono. - powiedziałam.
Gdy wsmarowaliśmy w siebie krem, Pablo poszedł do wody, a ja położyłam się na kocu i wyciągnęłam z torby książkę. Otworzyłam ją tam, gdzie ostatnio skończyłam czytać. Gdy przeczytałam połowę strony usłyszałam, że mój mąż stanął przede mną. Zerknęłam na niego zza lektury. Był cały mokry. Po ciele spływały mu pojedyncze krople morskiej wody.
- Chodź do wody. - powiedział. - Jest ciepła. Nawet bardzo.
- Wolę posiedzieć tutaj i poczytać. - odpowiedziałam.
- Nie zmuszaj mnie, abym znowu musiał zaciągać cię tam siłą. - poprosił.
Mimo to, nadal nie chciałam się zgodzić. Podszedł do mnie i wyjął mi z rąk książkę. Włożył do niej zakładkę na stronach, które właśnie były otwarte i odłożył na bok. Wziął mnie na ręce i zdjął mi kapelusz razem z okularami. Zaczął biec do wody. Nagle ją poczułam. Rzeczywiście była ciepła. Wszedł na głębszą i wrzucił mnie do niej, a sam chwilę później zanurkował. Pomyślałam, że zrobię mu dowcip i będę udawała, iż się topię. Wymachiwałam rękoma i co chwilę znikałam pod wodą. Gdy tylko Pablo wynurzył się z wody obejrzał się w moją stronę i uśmiech automatycznie znikł mu z twarzy. Podpłynął do mnie najszybciej jak potrafił i złapał mnie. Przytulił mnie do siebie, abym mogła spokojnie złapać oddech. Woda tak naprawdę nie była bardzo głęboka. Zaczęłam udawać, że dławię się wodą. Cały czas patrzył na mnie z przerażeniem.
- Żart. - powiedziałam z uśmiechem zerkając na niego.
- Błagam cię. Nigdy więcej tak nie rób. - poprosił. - Nawet nie wiesz, jak się o ciebie bałem.
- Dobrze, przepraszam. - odpowiedziałam.
Na plaży siedzieliśmy jeszcze przez parę godzin. Po wyjściu z wody położyliśmy się na kocu i rozmawialiśmy. Gdy przechodził obok nas Juan, Pablo przytulał mnie, albo okazywał mi miłość. Doskonale wiedziałam, że odzywało się w nim wtedy stare przyzwyczajenie, które wykonywał, gdy tylko był o mnie zazdrosny, ale nie chciałam mówić tego na głos. Gdy zrobiliśmy się głodni spakowaliśmy się, wróciliśmy do samochodu i odwieźliśmy wszystkie nasze rzeczy do domku. Później udaliśmy się na miasto w poszukiwaniu jakiejś dobrej i w miarę taniej restauracji. Gdy taką znaleźliśmy zajęliśmy w niej miejsca i zamówiliśmy sobie obiad. Podczas posiłku opowiadałam mu o wakacjach, na których zrobiliśmy sobie zdjęcie, które do niedawana stało u mnie w sypialni.
Po wyjściu z knajpy zdecydowaliśmy, że pospacerujemy jeszcze po mieście. Na dworze robiło się już coraz zimniej, więc Pablo oddał mi swoją bluzę. Chodziliśmy pomiędzy różnymi stoiskami: z pamiątkami, z książkami, z jedzeniem, z ubraniami. Nagle usłyszeliśmy znajomą nam melodię. W każdym razie ja doskonale ją pamiętałam. Podeszliśmy bliżej. Zobaczyliśmy grupkę nastolatków, która bawiła się muzyką. Akurat wykonywali jedną z piosenek mojej siostrzenicy. "Mów jeśli możesz, wykrzycz co czujesz. Powiedz mi kogo kochasz i kto sprawa, że jesteś szczęśliwy..."* Wtedy poczułam, czyiś dotyk na swojej dłoni. Doskonale wiedziałam, czyj on był. Nieśmiało się spojrzałam się w dół. Jego palce powoli i delikatnie wplatały się w moje. Po chwili pewnie trzymał mnie za rękę. Przysunęłam się do niego bliżej i oparłam głowę na jego ramieniu. Staliśmy i wsłuchiwaliśmy się jeszcze przez chwilę w piosenkę, którą grali. "Przytul mnie! Chcę obudzić się i zrozumieć..."* Później zaczęliśmy iść powoli dalej przed siebie nadal trzymając się za ręce.
Do domku wróciliśmy późno w nocy. Gdy weszliśmy, wzięłam swoją piżamę i poszłam się kąpać. Zajęło mi to wiele czasu, gdyż byłam cała oblepiona piaskiem. Później umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Ku moim oczom ukazał się widok, który sprawił, iż nieco posmutniałam. Łóżko było pościelone, a na jego brzegu siedział Pablo zerkający w stronę okna.
- Myślałem, że już nigdy nie wyjdziesz. - uśmiechnął się i wszedł do toalety.
Ten widok przywrócił masę wspomnień do mojej głowy. Przypomniały mi się wszystkie nasze dotychczasowe wyjazdy na wczasy. Weszłam pod kołdrę i czekałam aż on przyjdzie. Nie wiem co było gorsze. Czekanie, kiedy w końcu on wyjdzie, czy to, że mieliśmy spać pod jedną kołdrą. Położyłam się na plecach i już zasypiałam, gdy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. Obróciłam głowę w jego stronę.
- Ale zimno... - powiedział. - Z-z-zimno. - powtórzył.
Podszedł do łóżka i wszedł pod kołdrę. Odwróciłam się. Leżeliśmy do siebie plecami. Nikt nic nie mówił. W pokoju panowała zupełna cisza. Czas płynął. Byłam ciekawa czy udało mu się zasnąć, czy tak jak ja ma z tym problem. Chciałam się odwrócić, ale czułam, że nie powinnam. Mimo to wykonałam owy ruch. Po chwili zobaczyłam, że on również się obraca. Spanikowałam, ale próbowałam się uspokoić wmawiając sobie, że robi to przez sen. Jednak się pomyliłam.
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał.
- Jakoś nie mogę zasnąć... - odpowiedziałam. - A ty?
- Ja też. - rzucił.
Doskonale wiedziałam, dlaczego nie mogłam zasnąć. Po pierwsze, po raz pierwszy od dawna mieliśmy spać razem w jednym łóżku. Po drugie, w pewnym sensie byliśmy sobie obcy i po trzecie, potrzebowałam przytulenia, ale wstydziłam się go o to poprosić. Nagle poczułam jego rękę na swoim karku. Czułam, że przysunął się do mnie. Byliśmy blisko siebie. Słyszałam jak oddycha.
- Dlaczego mnie przytulasz? - spytałam.
- Może w ten sposób zaśniemy?
- Ale przyjaciele się tak nie przytulają. - stwierdziłam. - Tylko pary.
- Chyba nie wiesz, jak przytulają się pary. - przysunął się jeszcze bliżej.
Teraz oprócz tego, że słyszałam, jak oddycha, czułam jego oddech na sobie. Otulił swoją twarzą moją twarz. Splótł swoje nogi między moje. Oparłam swoją dłoń o jego tors. Poczułam jak bije mu serce. Delikatnie jeździł opuszkami swoich palców po mojej ręce.
- Dobranoc. - powiedział całując mnie w czoło.

* - fragment piosenki "Habla si puedes".

Dobra, może nie wyszedł za długi, ale jest dłuższy niż ten ostatnio :D
Mam nadzieję, że się Wam spodobał, szczególnie Pangie, którego ostatnio trochę brakuje <3
Wydaje mi się, że to jeden z lepszych rozdziałów, a Wy co sądzicie?

Miłego dnia! :)
bloggerka

Ps. Wiecie, że serialowy Pablito będzie grał w "Soy Luna"?
Jak znajdziecie go na tym zdjęciu, to gratuluję. Mnie to chwilę zajęło xD.
(jak otworzycie grafikę w nowej karcie, to będzie większa)
Bezpośredni odnośnik do obrazka