Napisałam to, z okazji
czterech miesięcy boga.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba!
Pierwszy dzień w nowej szkole... Okaże się koszmarem? A może piękną bajką? Stoję przed drzwiami Studia 21... "Dobra, wchodzę..." - pomyślałam. Otworzyłam drzwi. Zaczęło się nawet fajnie... Od razu usłyszałam muzykę, która przecież jest moją miłością. Kawałek dalej, zobaczyłam chłopców, którzy bardzo ładnie tańczyli... Kompletnie nie wiedziałam, gdzie mam iść, ani co mam robić... Nikogo tutaj nie znałam, oprócz wujka Antonio, który tak naprawdę to nie był moim wujkiem, tylko przyjacielem rodziny. Ruszyłam kawałek dalej. Zobaczyłam półkę, na której było mnóstwo nagród, oraz dyplomów. Na wszystkich było napisane "dla Studia 21, za...". Naprawdę, było tego bardzo dużo. Nagle, po lewej stronie, zobaczyłam informację, dla nowych uczniów. Podeszłam do niej.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Witam. - przywitał mnie bardzo miły i uśmiechnięty nauczyciel. - Jesteś tutaj nowa, prawda? Możesz mi się przedstawić?
- Nazywam się Angeles Saramego.
- Ach! To Ty jesteś tą dziewczynką zaprzyjaźnioną z Antonio, tak? Znajomi mówią do Ciebie Angie. Też mogę Ci tak mówić?
- Oczywiście. - z minuty na minutę coraz bardziej zaczęłam lubić tego nauczyciela.
- To witaj w naszym Studio, Angie. Ja nazywam się Gregorio i uczę tutaj tańca. Mam przyjemność mieć z Tobą zajęcia codziennie. Sądzę, że będziesz się świetnie uczyła.
- Dziękuję panu.
- Proszę. Tutaj masz swój plan zajęć i kluczyk od szafki, a na tej karteczce masz jej numer. Możesz w niej trzymać co tylko chcesz. Mam nadzieję, że szybko się odnajdziesz w naszej szkole.
- Jeszcze raz dziękuję. - powiedziałam i odeszłam, aby znaleźć swoją szafkę.
Dość łatwo było mi ją odnaleźć. Zerknęłam na plan, który wręczył mi ten przemiły nauczyciel. Według niego, miałam mieć teraz lekcje śpiewu w sali do występów, właśnie z moim wujkiem. "Całkiem niezły początek, co nie Angie?" - rozmawiałam sama ze sobą. Bardzo bałam się przejścia do tej szkoły. Mimo, że moja siostra i wujek ją tak wychwalali, to bałam się, gdyż moja siostra w tym roku skończyła już do niej uczęszczać. Zaczęła już karierę jako piosenkarka, ja nie znałam tutaj, tak właściwie nikogo... Usłyszałam dzwonek na lekcję. Ruszyłam w stronę wyznaczonej sali. Oczywiście ta lekcja była luźniejsza, gdyż była to lekcja zapoznawcza. Okazało się, że jako jedyna ze swojej grupy nikogo nie znam... Wszyscy, którzy w niej byli, znali z niej przynajmniej jedną osobę, tylko ja byłam taka samotna... Byłam zbyt nieśmiała, żeby do kogokolwiek zagadać, a pewnie przez to, inni patrzyli na mnie jak na dziwadło... Taka szara myszka... "No trudno... Poradzimy sobie jakoś..." - pomyślałam. Lekcja zleciała mi bardzo szybko, gdyż wujek pytał się mnie, jak sobie daje radę. Czy znalazłam już swoją szafkę, czy już wiem gdzie jaka sala się znajduje... Wyszłam z klasy, jak zwykle ostatnia. Wychodząc wbiegł na mnie jakiś chłopak, przez co się przewróciłam.
- Pablo! Uważaj co robisz! - krzyknął mój wujek.
- Spokojnie, panie dyrektorze! Lepiej niech ta idio... - spojrzał się na mnie. - Przepraszam Cię... - zwrócił się do mnie i pomógł mi wstać. - Bardzo się śpieszę... Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Cześć! - pobiegł dalej.
- Cześć... - odpowiedziałam, mimo, iż wiedziałam, że mnie już nie usłyszy.
Zaczęłam iść razem z wujkiem korytarzem. Mimo, iż nawet nie znałam tego chłopaka, raptem wiedziałam, że ma na imię Pablo, cały czas zadręczałam sobie Nim głowę... Był nawet przystojny... Ale jak można się zakochać, w osobie, którą się widzi pierwszy raz w życiu?
- Wujku, a tak właściwie, to kto to był? - zapytałam.
- Pablo? Ach... Nawet nie wiem, jakim prawem jeszcze Go tutaj trzymam... Ma kiepskie oceny, cały czas rozrabia, wagaruje... Jednym słowem: łobuz. Chyba każda naiwna dziewczyna już z Nim chodziła. Radzę Ci na Niego uważać.
Czyli On jest aż taki zły? Nie chciało mi się w to wierzyć. Na każdej przerwie, miałam nadzieję, że spotkam się z Nim na korytarzu... Że jeszcze raz wbiegnie na mnie niechcący... Lecz niestety, moje marzenia się nie spełniły. Lekcje skończyły się bardzo szybko i wróciłam do domu.
- I jak tam pierwszy dzień w Studio? - zapytała Maria.
- Bardzo fajnie... Fajna szkoła... Nauczyciele...
- Znalazłaś sobie już jakieś koleżanki?
- Nie... Jeszcze nie... Tak właściwie, to z nikim jeszcze nie rozmawiałam, oprócz wujka Antonio i takiego chłopaka...
- Chłopaka?
- No tak... Ale tego nawet nie można by nazwać rozmową...
Dzień w dzień, chodziłam do Studio z nadzieją, że znowu Go gdzieś chociażby zobaczę, lecz niestety... Nie widywałam się z Nim... Któregoś razu, ponownie zaczęłam rozmawiać z wujkiem o tajemniczym chłopaku, o imieniu Pablo i kasztanowych włosach...
- A jak tam ten cały Pablo?
- Zrobił Ci coś?
- Nie, nie... Tak z ciekawości się pytam, bo jakoś się z Nim nie widuję... Wagaruje?
- Nie. O dziwo jest na każdej lekcji od początku roku. Oceny ma o wiele lepsze niż w zeszłym roku... To naprawdę jakiś cud... Może chłopak się zakochał i chce komuś zaimponować?
- Możliwe... - w duchu miałam nadzieję, że to nie prawda, bo na pewno nie chodziłoby Mu tu o mnie.
Wyszłam ze Studio i szłam parkingiem. Nie zauważyłam, jak samochód wyjeżdża i przez moją nieuwagę, by mnie potrącił, gdyby nie pewna osoba, która mnie stamtąd szybko popchnęła. Upadłam na ziemię.
- Nic Ci nie jest? - był to chłopak. Poznałam po głosie.
- Nie... Raczej nie... - spojrzałam Mu się w twarz. Tak... to był On... - Dziękuję Ci... - to jedyne słowa, jakie udało mi się wtedy wypowiedzieć.
- Mało by brakowało i wylądowałabyś w szpitalu, a szkoda by było, żeby taka ładna dziewczyna coś sobie zrobiła.
Zarumieniłam się. Cały czas patrzyłam Mu się w twarz. Nieśmiało, bo nieśmiało, ale jednak patrzyłam... Miał taki błysk w oku... Ewidentnie był zakochany, gdyż oczy Mu się świeciły. Nie, On nie mógł być zakochany... Przecież jest podrywaczem... Nie mam u Niego szans...
- Jeszcze raz Ci dziękuję. - powiedziałam wstając.
- Poczekaj. Może Cię odprowadzę?
- Nie, dziękuję... Poradzę sobie sama.
- Ale jesteś pewna?
- Tak. - powiedziałam i odeszłam.
Całą drogę biłam się z myślami... Przecież wujek mnie przed Nim ostrzegał, a ja głupia pozwoliłam sobie się w Nim zakochać... W duchu modliłam się, aby szybko mi przeszło. Na drugi dzień w Studio, jak na złość, widywałam się z Nim na każdej przerwie, chodził za mną... I jak ja miałam się Go pozbyć z głowy? Proponował, że poniesie mi torbę, odprowadzi do sali, do szafki, ale ja nie chciałam się zgodzić...
- Dlaczego tak za mną chodzisz? - zapytałam w końcu. - Chcesz mnie poderwać, jak inne, a później rzucić, jakbym była jakąś rzeczą, tak?
- Nie...
- To o co Ci chodzi? Aaa... Już wiem... Chcesz mnie pewnie zaciągnąć do łóżka i się ze mną przespać? Przykro mi, ale ja się nie puszczam na prawo i lewo!
- Nie...
- To powiesz mi w końcu o co Ci chodzi?!?
- "Najpierw ratujesz komuś życie, a później czujesz się za niego odpowiedzialny..."* Nie chcę, żeby stała Ci się jakaś krzywda... Boję się o Ciebie...
Od dawna chciałam to od Niego usłyszeć, lecz już nie teraz... Chciałam Go wyrzucić, z głowy i z serca... Ale to było takie trudne...
- Może mi jeszcze powiesz, że wcale nie miałeś kilkudziesięciu dziewczyn? - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nie będę kłamał... Miałem kilka dziewczyn, ale do żadnej nie czułem tego, co do Ciebie... Ty wydajesz mi się wyjątkowa... Naprawdę... Jesteś śliczna i mądra... Żadnej jeszcze tego szczerze nie mówiłem, lecz Ty naprawdę mi się podobasz... Gdy Cię widzę, to czuję motylki w brzuchu... Umówisz się ze mną?
On na pewno kłamał... Pewnie byłam dla Niego tylko "czymś trudniejszym do zdobycia"... Nowością... Dlatego tak bardzo chciał mnie zdobyć, bo wszystkie inne były dla Niego łatwe... Lecz przez te słowa ciężej było mi się pozbyć mojej miłości do Niego... Ale wiedziałam, że On jest nieodpowiedni dla mnie... Że na pewno prędzej czy później sprowadzi mnie na złą drogę.
- Nie... Nie umówię się z Tobą.
I tak mijał dzień, za dniem... Starałam się Go unikać, lecz to było bardzo trudne... Codziennie mnie szukał i nalegał, abyśmy poszli na randkę.
- Proszę... Daj mi tą jedną szansę... Zobaczysz, że jestem inny, niż wszyscy mówią... Że się zmieniłem...
- Ale ja naprawdę nie mogę...
- Dlaczego?
- Nie mogę...
W końcu udało Mu się zdobyć mój numer telefonu. Z tym sobie jeszcze jakoś poradziłam, bo wystarczało, że wyłączyłam komórkę i już mi nie przeszkadzała... Tak bardzo chciałam się z Nim umówić, lecz wiedziałam, że nie mogę... Po jakimś czasie, dowiedział się gdzie mieszkam. Przychodził codziennie pod dom i prosił ciągle o to samo.
- To ten chłopak, tak? - zapytała mnie Maria.
- Tak...
- To dlaczego się z Nim nie umówisz? Przecież On też Ci się podoba.
- Ale poznałam Jego przeszłość... Twierdzi, że dla mnie się zmienił, ale ja w to wątpię...
- Dopóki się z Nim nie spotkasz, to się nie dowiesz... No już, zejdź do Niego.
Może i Maria miała rację? Może powinnam była się z Nim spotkać? Poznać Go lepiej? Zeszłam do Niego na dół, lecz od razu dostałam paraliżu, ze szczęścia, że On rzeczywiście chce się ze mną spotkać.
- Angie, proszę... Umów się ze mną...
- Ja... - miałam się zgodzić, lecz znowu moje obawy opętały mój mózg. - Nie... nie mogę...
- Ale dlaczego? Chociaż powiedź mi dlaczego nie? Co jest we mnie nie tak?
- Chcesz wiedzieć, co jest w Tobie nie tak? - miałam już załzawione oczy. - To, że Ty też mi się podobasz! Podobasz mi się i to bardzo! Tyle, że słyszałam o Tobie mnóstwo złych rzeczy, których ja nie chce robić! Dlatego się z Tobą nie umówię! Przy Tobie tracę kontrolę nad sobą! - zaczęłam już całkowicie płakać. - Nie jestem już tą zwykłą Angie!
- Proszę nie płacz... - usiedliśmy oboje na schodach, przed domem. On przytulił mnie do siebie. Był taki ciepły i umięśniony. - Prawda... Robiłem wiele złych rzeczy, lecz dla Ciebie postanowiłem się zmienić... Dopiero teraz zrozumiałem, że byłem idiotą... Daj mi tę jedną szansę... Jeśli stwierdzisz, że nadal jestem taki, jak kiedyś obiecuję, że dam Ci spokój... Jeszcze tego nie mówiłem żadnej dziewczynie i mogę Cię tym przestraszyć, ale... Kocham Cię... - powiedział mi na ucho. - Miłość czyni cuda...
"Słowo 'Kocham' to przysięga..."** Skoro to powiedział, to powinnam Mu dać szansę... Może naprawdę się zmienił?
- Boję się... - powiedziałam.
- Czego się boisz?
- Boję się, że wciągniesz mnie w jakieś kłopoty...
- Angie... - spojrzał mi w oczy. - Możesz mi zaufać... Nawet jeśli Twoim zdaniem nie zmieniłem się i nadal robię podłe rzeczy, to nie będę Cię w nie wciągał. Nie chciałbym, żebyś popełniała takie same głupstwa, jak ja... Proszę, zgódź się...
- Dobrze...
- Naprawdę? Zobaczysz, że tego nie pożałujesz.
Miałam coś powiedzieć, lecz moje usta zatopiły się w Jego pocałunku... Całował mnie tak delikatnie i czule... Byłam z tego powodu taka szczęśliwa... Od dawna o tym marzyłam...
- Ja Cię naprawdę kocham... - szepnął mi do ucha.
W tej chwili byłam naprawę radosna. Nic, a nic nie mogło mi popsuć tej wspaniałej chwili. Oczywiście, łatwo było się domyślić, że nasza randka to była tylko formalność...
*Randka*
Byliśmy umówieni na siedemnastą, lecz w pokoju siedziałam od jedenastej i zastanawiałam się w co się ubrać, uczesać... Zdecydowałam, że uczeszę się w luźną kitkę, a ponieważ na dworze było zimno postanowiłam, że założę mój ulubiony biały płaszcz, jasno-brązowe spodnie i kozaki za kolana. Odliczałam minuty do piątej... Gdy tylko dłuższa wskazówka pojawiła się równo na dwunastce rozległ się dzwonek do drzwi. Jak szalona wybiegłam z pokoju i pobiegłam, aby Mu otworzyć, lecz mój tata mnie ubiegł...
- Dzień dobry. Przyszedłem do Angie...
- Imię? Nazwisko? Adres zamieszkania? - wypytywał Go ojciec.
- Pablo Galindo, lat 17, Buenos Aires, ulica...
- Tato! - powiedziałam. - Daj Mu spokój.
- Dobrze córciu, tylko... - skierował się do Pabla. - Waż mi się ją skrzywdzić, a uwierz, że znajdę Cie nawet na Alasce...
- Oczywiście... - odparł przerażony.
- Chodź. - powiedziałam, złapałam Go za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.
- Masz bardzo fajnego tatę... - odpowiedział.
- Ach... Nie przejmuj się. Prędzej czy później Cię polubi. - uśmiechnęłam się.
- Dobrze wiedzieć...
Reszta dnia była naprawdę cudowna. Pierw wybraliśmy się do kina, ale oboje stwierdziliśmy, że film jest naprawdę nudny, w związku z czym, wyszliśmy stamtąd i poszliśmy do małej restauracji. Zamówiliśmy tam coś do zjedzenia. Następnie Pablo powiedział, że ma dla mnie jeszcze jedną niespodziankę, która na pewno mi się podoba.
- Iii... Możesz otworzyć oczy! - zdjął mi swoje dłonie z mojej twarzy.
Zobaczyłam przed sobą piękną, białą dorożkę, ze ślicznym białym koniem. Różowe i czerwone balony w kształcie serc były poprzyczepiane do wozu. Wsiadłam do środka. Na siedzeniu leżał bukiet pełny czerwonych róż. Był taki wspaniały... Zaraz za mną wsiadł Pablo.
- Podoba Ci się? - zapytał i usiadł obok mnie.
- Naprawdę, nie musiałeś... - bryczka ruszyła z miejsca.
- Chcę Ci udowodnić, że jesteś dla mnie naprawdę bardzo, ale to bardzo ważna i, że się zmieniłem... Specjalnie dla Ciebie... Ty mnie zmieniłaś... - objął mnie ręką.
Nieśmiało patrzyłam się w Jego oczy. Można było po nich poznać, że On rzeczywiście nie kłamał. Mówił prawdę... szczerą prawdę... Tak bardzo pragnęłam, aby nasze usta zetknęły się w jednym, zgodnym pocałunku, lecz bałam się... Bałam się zacząć... Miałam szczerą nadzieję, że On zacznie, lecz stwierdziłam, że muszę przejąc inicjatywę i spróbować. "On, na pewno, też tego chce..." - myślałam. Spojrzałam się na Jego usta i zamknęłam oczy. Zaczęłam się delikatnie posuwać coraz bliżej, gdy nagle On dokończył za mnie. Moje wargi zetknęły się z Jego i zatopiły w pocałunku... Drugą ręką objął mój policzek. Nagle z ust zaczął całować mój policzek i przesuwał się powoli w stronę ucha.
- Kocham Cię... - szepnął.
Ogarnęło mnie pożądanie, lecz wiedziałam, że nie mogę Mu się dać. Jeśli mnie kocha, nie zacznie się do mnie dobierać. Mimo, iż tak bardzo miałam na to ochotę, wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, bo jeśli tak się stanie, On na drugi dzień mnie zostawi i będę żałowała, że w ogóle się na to zgodziłam. Jego ręka z policzka przeniosła się na mój brzuch. Ogarnęły mnie dreszcze. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a stracę swój rozum i stanie się coś, czego jednocześnie tak bardzo nie chciałam, a jednocześnie okropnie pragnęłam. Jego ręka zaczęła zjeżdżać coraz niżej, gdy nagle ją zatrzymał.
- Nie... - powiedział. - Ja wiem, że Ty tego nie chcesz... Muszę Ci udowodnić, że jesteś inna niż wszystkie... Warta mojego opamiętania.
Byłam z Niego bardzo dumna. Wtedy do mnie dotarło, że naprawdę się dla mnie zmienił... Nasze usta zatonęły w jeszcze jednym pocałunku...
----------------------------------------------------------------------------------
* - słynny cytat Marka Bromskiego z "Komisarza Alexa" (odc.1)
** - źródło: moja mama. :)
Mam nadzieję, że dzisiejsza jednorazówka z okazji czterech miesięcy się Wam podoba? Komentujcie!
Wiem, mam bujną wyobraźnię :)).
Muszę Wam podziękować, za aż tyle wejść!
Miło mi, że ktoś czyta te moje wypociny! :D
Do zobaczenia już 1 lutego!
bloggerka
Ps. Jak Wam się podobał Gregorio w wersji "dobrego nauczyciela"? :D
Ps.2. Piosenkę, do której pojawił się dzisiaj link, mogliście już spotkać na moim blogu.
Stwierdziłam, że ona bardzo dobrze pasuje do tego rozdziału,
więc postanowiłam jeszcze raz ją tutaj umieścić (i na dodatek uwielbiam ją i jego wykonawcę! :D).
Ps.3. Co sądzicie o nowym tle? Szukałam czegoś fajnego przez 2 tygodnie i znalazłam tylko to :).
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Witam. - przywitał mnie bardzo miły i uśmiechnięty nauczyciel. - Jesteś tutaj nowa, prawda? Możesz mi się przedstawić?
- Nazywam się Angeles Saramego.
- Ach! To Ty jesteś tą dziewczynką zaprzyjaźnioną z Antonio, tak? Znajomi mówią do Ciebie Angie. Też mogę Ci tak mówić?
- Oczywiście. - z minuty na minutę coraz bardziej zaczęłam lubić tego nauczyciela.
- To witaj w naszym Studio, Angie. Ja nazywam się Gregorio i uczę tutaj tańca. Mam przyjemność mieć z Tobą zajęcia codziennie. Sądzę, że będziesz się świetnie uczyła.
- Dziękuję panu.
- Proszę. Tutaj masz swój plan zajęć i kluczyk od szafki, a na tej karteczce masz jej numer. Możesz w niej trzymać co tylko chcesz. Mam nadzieję, że szybko się odnajdziesz w naszej szkole.
- Jeszcze raz dziękuję. - powiedziałam i odeszłam, aby znaleźć swoją szafkę.
Dość łatwo było mi ją odnaleźć. Zerknęłam na plan, który wręczył mi ten przemiły nauczyciel. Według niego, miałam mieć teraz lekcje śpiewu w sali do występów, właśnie z moim wujkiem. "Całkiem niezły początek, co nie Angie?" - rozmawiałam sama ze sobą. Bardzo bałam się przejścia do tej szkoły. Mimo, że moja siostra i wujek ją tak wychwalali, to bałam się, gdyż moja siostra w tym roku skończyła już do niej uczęszczać. Zaczęła już karierę jako piosenkarka, ja nie znałam tutaj, tak właściwie nikogo... Usłyszałam dzwonek na lekcję. Ruszyłam w stronę wyznaczonej sali. Oczywiście ta lekcja była luźniejsza, gdyż była to lekcja zapoznawcza. Okazało się, że jako jedyna ze swojej grupy nikogo nie znam... Wszyscy, którzy w niej byli, znali z niej przynajmniej jedną osobę, tylko ja byłam taka samotna... Byłam zbyt nieśmiała, żeby do kogokolwiek zagadać, a pewnie przez to, inni patrzyli na mnie jak na dziwadło... Taka szara myszka... "No trudno... Poradzimy sobie jakoś..." - pomyślałam. Lekcja zleciała mi bardzo szybko, gdyż wujek pytał się mnie, jak sobie daje radę. Czy znalazłam już swoją szafkę, czy już wiem gdzie jaka sala się znajduje... Wyszłam z klasy, jak zwykle ostatnia. Wychodząc wbiegł na mnie jakiś chłopak, przez co się przewróciłam.
- Pablo! Uważaj co robisz! - krzyknął mój wujek.
- Spokojnie, panie dyrektorze! Lepiej niech ta idio... - spojrzał się na mnie. - Przepraszam Cię... - zwrócił się do mnie i pomógł mi wstać. - Bardzo się śpieszę... Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Cześć! - pobiegł dalej.
- Cześć... - odpowiedziałam, mimo, iż wiedziałam, że mnie już nie usłyszy.
Zaczęłam iść razem z wujkiem korytarzem. Mimo, iż nawet nie znałam tego chłopaka, raptem wiedziałam, że ma na imię Pablo, cały czas zadręczałam sobie Nim głowę... Był nawet przystojny... Ale jak można się zakochać, w osobie, którą się widzi pierwszy raz w życiu?
- Wujku, a tak właściwie, to kto to był? - zapytałam.
- Pablo? Ach... Nawet nie wiem, jakim prawem jeszcze Go tutaj trzymam... Ma kiepskie oceny, cały czas rozrabia, wagaruje... Jednym słowem: łobuz. Chyba każda naiwna dziewczyna już z Nim chodziła. Radzę Ci na Niego uważać.
Czyli On jest aż taki zły? Nie chciało mi się w to wierzyć. Na każdej przerwie, miałam nadzieję, że spotkam się z Nim na korytarzu... Że jeszcze raz wbiegnie na mnie niechcący... Lecz niestety, moje marzenia się nie spełniły. Lekcje skończyły się bardzo szybko i wróciłam do domu.
- I jak tam pierwszy dzień w Studio? - zapytała Maria.
- Bardzo fajnie... Fajna szkoła... Nauczyciele...
- Znalazłaś sobie już jakieś koleżanki?
- Nie... Jeszcze nie... Tak właściwie, to z nikim jeszcze nie rozmawiałam, oprócz wujka Antonio i takiego chłopaka...
- Chłopaka?
- No tak... Ale tego nawet nie można by nazwać rozmową...
Dzień w dzień, chodziłam do Studio z nadzieją, że znowu Go gdzieś chociażby zobaczę, lecz niestety... Nie widywałam się z Nim... Któregoś razu, ponownie zaczęłam rozmawiać z wujkiem o tajemniczym chłopaku, o imieniu Pablo i kasztanowych włosach...
- A jak tam ten cały Pablo?
- Zrobił Ci coś?
- Nie, nie... Tak z ciekawości się pytam, bo jakoś się z Nim nie widuję... Wagaruje?
- Nie. O dziwo jest na każdej lekcji od początku roku. Oceny ma o wiele lepsze niż w zeszłym roku... To naprawdę jakiś cud... Może chłopak się zakochał i chce komuś zaimponować?
- Możliwe... - w duchu miałam nadzieję, że to nie prawda, bo na pewno nie chodziłoby Mu tu o mnie.
Wyszłam ze Studio i szłam parkingiem. Nie zauważyłam, jak samochód wyjeżdża i przez moją nieuwagę, by mnie potrącił, gdyby nie pewna osoba, która mnie stamtąd szybko popchnęła. Upadłam na ziemię.
- Nic Ci nie jest? - był to chłopak. Poznałam po głosie.
- Nie... Raczej nie... - spojrzałam Mu się w twarz. Tak... to był On... - Dziękuję Ci... - to jedyne słowa, jakie udało mi się wtedy wypowiedzieć.
- Mało by brakowało i wylądowałabyś w szpitalu, a szkoda by było, żeby taka ładna dziewczyna coś sobie zrobiła.
Zarumieniłam się. Cały czas patrzyłam Mu się w twarz. Nieśmiało, bo nieśmiało, ale jednak patrzyłam... Miał taki błysk w oku... Ewidentnie był zakochany, gdyż oczy Mu się świeciły. Nie, On nie mógł być zakochany... Przecież jest podrywaczem... Nie mam u Niego szans...
- Jeszcze raz Ci dziękuję. - powiedziałam wstając.
- Poczekaj. Może Cię odprowadzę?
- Nie, dziękuję... Poradzę sobie sama.
- Ale jesteś pewna?
- Tak. - powiedziałam i odeszłam.
Całą drogę biłam się z myślami... Przecież wujek mnie przed Nim ostrzegał, a ja głupia pozwoliłam sobie się w Nim zakochać... W duchu modliłam się, aby szybko mi przeszło. Na drugi dzień w Studio, jak na złość, widywałam się z Nim na każdej przerwie, chodził za mną... I jak ja miałam się Go pozbyć z głowy? Proponował, że poniesie mi torbę, odprowadzi do sali, do szafki, ale ja nie chciałam się zgodzić...
- Dlaczego tak za mną chodzisz? - zapytałam w końcu. - Chcesz mnie poderwać, jak inne, a później rzucić, jakbym była jakąś rzeczą, tak?
- Nie...
- To o co Ci chodzi? Aaa... Już wiem... Chcesz mnie pewnie zaciągnąć do łóżka i się ze mną przespać? Przykro mi, ale ja się nie puszczam na prawo i lewo!
- Nie...
- To powiesz mi w końcu o co Ci chodzi?!?
- "Najpierw ratujesz komuś życie, a później czujesz się za niego odpowiedzialny..."* Nie chcę, żeby stała Ci się jakaś krzywda... Boję się o Ciebie...
Od dawna chciałam to od Niego usłyszeć, lecz już nie teraz... Chciałam Go wyrzucić, z głowy i z serca... Ale to było takie trudne...
- Może mi jeszcze powiesz, że wcale nie miałeś kilkudziesięciu dziewczyn? - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nie będę kłamał... Miałem kilka dziewczyn, ale do żadnej nie czułem tego, co do Ciebie... Ty wydajesz mi się wyjątkowa... Naprawdę... Jesteś śliczna i mądra... Żadnej jeszcze tego szczerze nie mówiłem, lecz Ty naprawdę mi się podobasz... Gdy Cię widzę, to czuję motylki w brzuchu... Umówisz się ze mną?
On na pewno kłamał... Pewnie byłam dla Niego tylko "czymś trudniejszym do zdobycia"... Nowością... Dlatego tak bardzo chciał mnie zdobyć, bo wszystkie inne były dla Niego łatwe... Lecz przez te słowa ciężej było mi się pozbyć mojej miłości do Niego... Ale wiedziałam, że On jest nieodpowiedni dla mnie... Że na pewno prędzej czy później sprowadzi mnie na złą drogę.
- Nie... Nie umówię się z Tobą.
I tak mijał dzień, za dniem... Starałam się Go unikać, lecz to było bardzo trudne... Codziennie mnie szukał i nalegał, abyśmy poszli na randkę.
- Proszę... Daj mi tą jedną szansę... Zobaczysz, że jestem inny, niż wszyscy mówią... Że się zmieniłem...
- Ale ja naprawdę nie mogę...
- Dlaczego?
- Nie mogę...
W końcu udało Mu się zdobyć mój numer telefonu. Z tym sobie jeszcze jakoś poradziłam, bo wystarczało, że wyłączyłam komórkę i już mi nie przeszkadzała... Tak bardzo chciałam się z Nim umówić, lecz wiedziałam, że nie mogę... Po jakimś czasie, dowiedział się gdzie mieszkam. Przychodził codziennie pod dom i prosił ciągle o to samo.
- To ten chłopak, tak? - zapytała mnie Maria.
- Tak...
- To dlaczego się z Nim nie umówisz? Przecież On też Ci się podoba.
- Ale poznałam Jego przeszłość... Twierdzi, że dla mnie się zmienił, ale ja w to wątpię...
- Dopóki się z Nim nie spotkasz, to się nie dowiesz... No już, zejdź do Niego.
Może i Maria miała rację? Może powinnam była się z Nim spotkać? Poznać Go lepiej? Zeszłam do Niego na dół, lecz od razu dostałam paraliżu, ze szczęścia, że On rzeczywiście chce się ze mną spotkać.
- Angie, proszę... Umów się ze mną...
- Ja... - miałam się zgodzić, lecz znowu moje obawy opętały mój mózg. - Nie... nie mogę...
- Ale dlaczego? Chociaż powiedź mi dlaczego nie? Co jest we mnie nie tak?
- Chcesz wiedzieć, co jest w Tobie nie tak? - miałam już załzawione oczy. - To, że Ty też mi się podobasz! Podobasz mi się i to bardzo! Tyle, że słyszałam o Tobie mnóstwo złych rzeczy, których ja nie chce robić! Dlatego się z Tobą nie umówię! Przy Tobie tracę kontrolę nad sobą! - zaczęłam już całkowicie płakać. - Nie jestem już tą zwykłą Angie!
- Proszę nie płacz... - usiedliśmy oboje na schodach, przed domem. On przytulił mnie do siebie. Był taki ciepły i umięśniony. - Prawda... Robiłem wiele złych rzeczy, lecz dla Ciebie postanowiłem się zmienić... Dopiero teraz zrozumiałem, że byłem idiotą... Daj mi tę jedną szansę... Jeśli stwierdzisz, że nadal jestem taki, jak kiedyś obiecuję, że dam Ci spokój... Jeszcze tego nie mówiłem żadnej dziewczynie i mogę Cię tym przestraszyć, ale... Kocham Cię... - powiedział mi na ucho. - Miłość czyni cuda...
"Słowo 'Kocham' to przysięga..."** Skoro to powiedział, to powinnam Mu dać szansę... Może naprawdę się zmienił?
- Boję się... - powiedziałam.
- Czego się boisz?
- Boję się, że wciągniesz mnie w jakieś kłopoty...
- Angie... - spojrzał mi w oczy. - Możesz mi zaufać... Nawet jeśli Twoim zdaniem nie zmieniłem się i nadal robię podłe rzeczy, to nie będę Cię w nie wciągał. Nie chciałbym, żebyś popełniała takie same głupstwa, jak ja... Proszę, zgódź się...
- Dobrze...
- Naprawdę? Zobaczysz, że tego nie pożałujesz.
Miałam coś powiedzieć, lecz moje usta zatopiły się w Jego pocałunku... Całował mnie tak delikatnie i czule... Byłam z tego powodu taka szczęśliwa... Od dawna o tym marzyłam...
- Ja Cię naprawdę kocham... - szepnął mi do ucha.
W tej chwili byłam naprawę radosna. Nic, a nic nie mogło mi popsuć tej wspaniałej chwili. Oczywiście, łatwo było się domyślić, że nasza randka to była tylko formalność...
*Randka*
Byliśmy umówieni na siedemnastą, lecz w pokoju siedziałam od jedenastej i zastanawiałam się w co się ubrać, uczesać... Zdecydowałam, że uczeszę się w luźną kitkę, a ponieważ na dworze było zimno postanowiłam, że założę mój ulubiony biały płaszcz, jasno-brązowe spodnie i kozaki za kolana. Odliczałam minuty do piątej... Gdy tylko dłuższa wskazówka pojawiła się równo na dwunastce rozległ się dzwonek do drzwi. Jak szalona wybiegłam z pokoju i pobiegłam, aby Mu otworzyć, lecz mój tata mnie ubiegł...
- Dzień dobry. Przyszedłem do Angie...
- Imię? Nazwisko? Adres zamieszkania? - wypytywał Go ojciec.
- Pablo Galindo, lat 17, Buenos Aires, ulica...
- Tato! - powiedziałam. - Daj Mu spokój.
- Dobrze córciu, tylko... - skierował się do Pabla. - Waż mi się ją skrzywdzić, a uwierz, że znajdę Cie nawet na Alasce...
- Oczywiście... - odparł przerażony.
- Chodź. - powiedziałam, złapałam Go za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.
- Masz bardzo fajnego tatę... - odpowiedział.
- Ach... Nie przejmuj się. Prędzej czy później Cię polubi. - uśmiechnęłam się.
- Dobrze wiedzieć...
Reszta dnia była naprawdę cudowna. Pierw wybraliśmy się do kina, ale oboje stwierdziliśmy, że film jest naprawdę nudny, w związku z czym, wyszliśmy stamtąd i poszliśmy do małej restauracji. Zamówiliśmy tam coś do zjedzenia. Następnie Pablo powiedział, że ma dla mnie jeszcze jedną niespodziankę, która na pewno mi się podoba.
- Iii... Możesz otworzyć oczy! - zdjął mi swoje dłonie z mojej twarzy.
Zobaczyłam przed sobą piękną, białą dorożkę, ze ślicznym białym koniem. Różowe i czerwone balony w kształcie serc były poprzyczepiane do wozu. Wsiadłam do środka. Na siedzeniu leżał bukiet pełny czerwonych róż. Był taki wspaniały... Zaraz za mną wsiadł Pablo.
- Podoba Ci się? - zapytał i usiadł obok mnie.
- Naprawdę, nie musiałeś... - bryczka ruszyła z miejsca.
- Chcę Ci udowodnić, że jesteś dla mnie naprawdę bardzo, ale to bardzo ważna i, że się zmieniłem... Specjalnie dla Ciebie... Ty mnie zmieniłaś... - objął mnie ręką.
Nieśmiało patrzyłam się w Jego oczy. Można było po nich poznać, że On rzeczywiście nie kłamał. Mówił prawdę... szczerą prawdę... Tak bardzo pragnęłam, aby nasze usta zetknęły się w jednym, zgodnym pocałunku, lecz bałam się... Bałam się zacząć... Miałam szczerą nadzieję, że On zacznie, lecz stwierdziłam, że muszę przejąc inicjatywę i spróbować. "On, na pewno, też tego chce..." - myślałam. Spojrzałam się na Jego usta i zamknęłam oczy. Zaczęłam się delikatnie posuwać coraz bliżej, gdy nagle On dokończył za mnie. Moje wargi zetknęły się z Jego i zatopiły w pocałunku... Drugą ręką objął mój policzek. Nagle z ust zaczął całować mój policzek i przesuwał się powoli w stronę ucha.
- Kocham Cię... - szepnął.
Ogarnęło mnie pożądanie, lecz wiedziałam, że nie mogę Mu się dać. Jeśli mnie kocha, nie zacznie się do mnie dobierać. Mimo, iż tak bardzo miałam na to ochotę, wiedziałam, że nie mogę tego zrobić, bo jeśli tak się stanie, On na drugi dzień mnie zostawi i będę żałowała, że w ogóle się na to zgodziłam. Jego ręka z policzka przeniosła się na mój brzuch. Ogarnęły mnie dreszcze. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a stracę swój rozum i stanie się coś, czego jednocześnie tak bardzo nie chciałam, a jednocześnie okropnie pragnęłam. Jego ręka zaczęła zjeżdżać coraz niżej, gdy nagle ją zatrzymał.
- Nie... - powiedział. - Ja wiem, że Ty tego nie chcesz... Muszę Ci udowodnić, że jesteś inna niż wszystkie... Warta mojego opamiętania.
Byłam z Niego bardzo dumna. Wtedy do mnie dotarło, że naprawdę się dla mnie zmienił... Nasze usta zatonęły w jeszcze jednym pocałunku...
----------------------------------------------------------------------------------
* - słynny cytat Marka Bromskiego z "Komisarza Alexa" (odc.1)
** - źródło: moja mama. :)
Mam nadzieję, że dzisiejsza jednorazówka z okazji czterech miesięcy się Wam podoba? Komentujcie!
Wiem, mam bujną wyobraźnię :)).
Muszę Wam podziękować, za aż tyle wejść!
Miło mi, że ktoś czyta te moje wypociny! :D
Do zobaczenia już 1 lutego!
bloggerka
Ps. Jak Wam się podobał Gregorio w wersji "dobrego nauczyciela"? :D
Ps.2. Piosenkę, do której pojawił się dzisiaj link, mogliście już spotkać na moim blogu.
Stwierdziłam, że ona bardzo dobrze pasuje do tego rozdziału,
więc postanowiłam jeszcze raz ją tutaj umieścić (i na dodatek uwielbiam ją i jego wykonawcę! :D).
Ps.3. Co sądzicie o nowym tle? Szukałam czegoś fajnego przez 2 tygodnie i znalazłam tylko to :).