Czy opisanym przez Angie mężczyzną był Leon?
Tego dowiecie się już dzisiaj! ;)
- Tak. Pan Verdas nadal tutaj zamieszkuje. Chwilowo jest nieobecny w domu, ale zaraz przyjdzie. Proszę, niech pani wejdzie. - przesunął się, żebym zmieściła się w drzwiach.
- Nie... Skoro go nie ma, to nie będę robiła problemów...
- Ależ proszę pani! To żaden problem. Pan Leon zaraz się pojawi, naprawdę. Może pani zaczekać.
- Skoro pan tak uważa... - weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać.
Ku moim oczom ukazał się długi korytarz. Na jego ścianach wisiały obrazy, albo zdjęcia... Nie mogłam tego stwierdzić, gdyż stałam za daleko... Znajdowało się tam bardzo dużo drzwi, a sam korytarz do przyjemnych nie należał, gdyż był cały w ciemnych kolorach...
- Proszę, proszę... - wskazał mi drzwi. - Zapraszam do salonu...
- Nie... Skoro go nie ma, to nie będę robiła problemów...
- Ależ proszę pani! To żaden problem. Pan Leon zaraz się pojawi, naprawdę. Może pani zaczekać.
- Skoro pan tak uważa... - weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać.
Ku moim oczom ukazał się długi korytarz. Na jego ścianach wisiały obrazy, albo zdjęcia... Nie mogłam tego stwierdzić, gdyż stałam za daleko... Znajdowało się tam bardzo dużo drzwi, a sam korytarz do przyjemnych nie należał, gdyż był cały w ciemnych kolorach...
- Proszę, proszę... - wskazał mi drzwi. - Zapraszam do salonu...
Spodziewałam się, że w nim także będzie ponuro, szaro i nie przyjemnie... W połowie miałam rację. Cały pokój, łącznie z jego wystrojem, był w ciemnych kolorach, ale nie tak źle to wyglądało... Czarna, skórzana sofa, pięknie komponowała się ze szklaną, ciemną ławą. Na półce stał wielki telewizor, co w naszych czasach nie jest już nowością, ale ten był naprawdę wielki. W okół niego stały zdjęcia, które przykuły moją uwagę. W dalszej części tego pokoju była jadalnia. Ogromny, nakryty białym obrusem, ciemnobrązowy stół, otaczało dwanaście krzeseł. W całym salonie znajdowały się dwa okna. Normalnie stwierdziłabym, że to w sam raz, ale jak na to pomieszczenie to zdecydowanie za mało...
- Proszę, niech pani siada. - wskazał ową kanapę. - Życzy sobie pani czegoś do picia? Kawy, herbaty? - nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie... no właśnie... kto to był?
- Bardzo chętnie napiłabym się herbaty. - odparłam siadając na wskazanej sofie.
- Dobrze, za moment wracam, a pani niech się rozgości... - mężczyzna w garniturze miał już opuścić pomieszczenie, lecz ja zdążyłam się jeszcze odezwać.
- Przepraszam! - odwrócił się w moją stronę. - Mogłabym o coś zapytać?
- Dobrze, za moment wracam, a pani niech się rozgości... - mężczyzna w garniturze miał już opuścić pomieszczenie, lecz ja zdążyłam się jeszcze odezwać.
- Przepraszam! - odwrócił się w moją stronę. - Mogłabym o coś zapytać?
- Oczywiście, śmiało.
- Kim pan jest?
- Niech pani wybaczy! Zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Sergio Lopez. Jestem lokajem pana Verdasa.
Wow... Taki wielki dom, lokaj? Czyli jednak pierwsze wrażenie mnie zmyliło...
- Niech pani wybaczy! Zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Sergio Lopez. Jestem lokajem pana Verdasa.
Wow... Taki wielki dom, lokaj? Czyli jednak pierwsze wrażenie mnie zmyliło...
- Miło mi. - uśmiechnęłam się.
- Mnie również. A teraz pani wybaczy, ale oddalę się, aby przyrządzić pani herbatę.
- Jasne. - Sergio wyszedł z salonu.
Mogłam teraz spokojnie podejść do półki, na której stał telewizor ze zdjęciami. Zaczęłam je oglądać. Na większości znajdował się on z Larom. Zwykłe, lecz urocze zdjęcia. Czyżby byli parą? Aczkolwiek znalazło się jedno, które szczególnie przykuło moja uwagę... Wzięłam je do ręki i podniosłam bliżej twarzy. Był na nim Leon... z Violettą... Obejmowali się... Czyżby on nadal czół coś do mojej siostrzenicy? Chwila! Że ma z nią takie zdjęcie, to nie znaczy, że nadal ona mu się podoba. A po zdjęciach sugeruję, że on jest w związku... To zdjęcie stoi tylko tak na pamiątkę... Lepiej, jakby tak było...
- Panienka Casttio... - usłyszałam lokaja. - Podobno miała bardzo ładny głos... Szkoda, że jej już z nami nie ma... Pan Verdas często puszcza płyty, które nagrywali w Studio On Beat. Przyznam, że strasznie mi się podoba jej piosenka "Soy mi mejor momento".
Chwila... Jak to "miała ładny głos"? "Nie ma jej już z nami"? O co tutaj chodzi?
Chwila... Jak to "miała ładny głos"? "Nie ma jej już z nami"? O co tutaj chodzi?
- Ale... - chciałam z nim o tym porozmawiać, ale nagle usłyszeliśmy odgłos otwieranych drzwi.
- O! Chyba pan Verdas wrócił. - gdy to usłyszałam odstawiłam pośpiesznie zdjęcie i niepewnie poszłam za Sergio.
- Tak, tak... Będę jutro o ósmej na peronie drugim, ok? - były chłopak mojej siostrzenicy. - No tak, ale o piętnastej najpóźniej musimy być już w Berlinie, bo o szesnastej jest konfederacja... Dobra, to do zobaczenia. Nara! - rozłączył się. - Angie, to ty? - zdziwił się, gdy zobaczył mnie w drzwiach od salonu.
- Leon? - mimo, że chłopak nie zmienił się za bardzo, nie zaszkodziło się przecież upewnić, prawda?
- Cóż cię do mnie sprowadza? - spytał z uśmiechem na ustach.
- Mam do ciebie pewną sprawę...
- To zapraszam cię do mojego gabinetu. Sergio cię tam zaprowadzi. Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję. Już dostałam herbatę i ciastka. - wskazałam na stoliczek stojący obok skórzanej kanapy.
- Świetnie! W takim razie Sergio, zabierz tackę z jedzeniem do mojego gabinetu. Ja zaraz się tam pojawię, tylko zrobię sobie kawy.
Przez długi korytarz na parterze prowadził mnie lokaj Leona. Na ścianach wisiały różnorodne obrazy, które jak na ciemny wygląd podejrzewam, że całego budynku, odrobinę go rozświetlały i bardzo ładnie się komponowały. Łysy mężczyzna otworzył mi drzwi i puścił mnie przodem. Następnie on wszedł za mną do pomieszczenia i odstawił tacę na biurko.
- Proszę, niech pani siada. - wskazał mi krzesło. - Pan Verdas zaraz się pojawi. Mogę panią zostawić? Chciałbym zakończyć czynność, którą zacząłem. Mianowicie sprzątanie.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję ci za pomoc.
- Ależ nie ma za co. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - powtórzyłam na pożegnanie.
Gdy usłyszałam trzask drzwi zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Był podobnie urządzony do salonu. Ciemne szafki, biurko, krzesła... I wszędzie mnóstwo zdjęć... Cały czas miałam wrażenie, że przez te fotografie próbuje on zapomnieć o Violetcie, gdyż na większości znajdował się z Larom... Ale przecież to było dawno temu... Oni byli parą siedemnaście lat temu... A może on jest w niej na zabój zakochany i do tej pory ją kocha? Ale przecież miał powiedziane, że ich związek już nie wróci... Ona ma Diego... I żyje z nim sobie w Madrycie... Najważniejsze, że chyba dobrze się spełniłam w roli ciotki... Mam nadzieję, że Maria jest ze mnie dumna... Ale, czy Viola na pewno dobrze wybrała? Może jej wymarzonym chłopakiem miał być właśnie Leon? Albo Tomas? Jak na razie Diego w roli ojca i męża spisuje się dobrze... Gdyby coś źle się układało, moja siostrzenica na pewno by mi powiedziała... Ona nie ma przede mną tajemnic... Nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie Leon, który wszedł do pokoju.
- No więc, opowiadaj... O co chodzi? - usiadł na przeciwko mnie.
- Urządzam w szkole taki projekt jak z wami paręnaście lat temu... "Juntos somos mas", pamiętasz?
- No jasne. Jeden z pierwszych, profesjonalnych występów. Na dodatek przed Rafą Palmerem...
- No właśnie. Robię teraz podobny projekt, tylko, że dzieciaki występują z autorami piosenek. Podzieliłam taką jedną grupę na chłopaków i dziewczyny. I właśnie tutaj z chłopakami mam problem, bo mają piosenkę "Tu foto de verando"... Miał z nimi występować Diego, ale on niestety nie może... Tak w wielkim skrócie jego syn trafił do szpitala, bo złamał nogę podczas gry w piłkę i musi zostać w Hiszpanii... Ale słyszałam, że jutro wyjeżdżasz do Berlina, więc... Nie zdziwię się, jeśli mi odmówisz... Bo też przyszłam do ciebie późno... Od jutra zaczynają się próby...
- A tak z ciekawości zapytam, kto będzie z dziewczynami?
- Z dziewczynami? Violetta.
- Violetta... Casttio... - mruknął cicho pod nosem. Przez chwilę zapanowała cisza. - Wiesz... To spotkanie nie jest aż takie ważne... Zadzwonię, że się nie zjawię. - uśmiechnął się do mnie.
- Ale naprawdę nie musisz... Przecież to jest aż w Berlinie...
- Nie raz miałem ważniejsze spotkania gdzieś tutaj, bliżej... Spoko, wolę ci pomóc na zajęciach.
- Na pewno?
- Tak. Ty mi pomogłaś z karierą, więc ja chcę pomóc tobie dać szansę innym.
- Ooo... dziękuję. To bardzo miłe z twojej strony... - kąciki ust mi się uniosły.
- Czyli sprawa załatwiona, tak?
- Tak. - odrzekłam dumnie. - Ale... mam jeszcze jedno pytanie.
- Wal śmiało.
- Dlaczego powiedziałeś Sergio, że Violetta nie żyje?
- Tak, tak... Będę jutro o ósmej na peronie drugim, ok? - były chłopak mojej siostrzenicy. - No tak, ale o piętnastej najpóźniej musimy być już w Berlinie, bo o szesnastej jest konfederacja... Dobra, to do zobaczenia. Nara! - rozłączył się. - Angie, to ty? - zdziwił się, gdy zobaczył mnie w drzwiach od salonu.
- Leon? - mimo, że chłopak nie zmienił się za bardzo, nie zaszkodziło się przecież upewnić, prawda?
- Cóż cię do mnie sprowadza? - spytał z uśmiechem na ustach.
- Mam do ciebie pewną sprawę...
- To zapraszam cię do mojego gabinetu. Sergio cię tam zaprowadzi. Chcesz coś do picia?
- Nie, dziękuję. Już dostałam herbatę i ciastka. - wskazałam na stoliczek stojący obok skórzanej kanapy.
- Świetnie! W takim razie Sergio, zabierz tackę z jedzeniem do mojego gabinetu. Ja zaraz się tam pojawię, tylko zrobię sobie kawy.
Przez długi korytarz na parterze prowadził mnie lokaj Leona. Na ścianach wisiały różnorodne obrazy, które jak na ciemny wygląd podejrzewam, że całego budynku, odrobinę go rozświetlały i bardzo ładnie się komponowały. Łysy mężczyzna otworzył mi drzwi i puścił mnie przodem. Następnie on wszedł za mną do pomieszczenia i odstawił tacę na biurko.
- Proszę, niech pani siada. - wskazał mi krzesło. - Pan Verdas zaraz się pojawi. Mogę panią zostawić? Chciałbym zakończyć czynność, którą zacząłem. Mianowicie sprzątanie.
- Oczywiście. - uśmiechnęłam się. - Dziękuję ci za pomoc.
- Ależ nie ma za co. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - powtórzyłam na pożegnanie.
Gdy usłyszałam trzask drzwi zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Był podobnie urządzony do salonu. Ciemne szafki, biurko, krzesła... I wszędzie mnóstwo zdjęć... Cały czas miałam wrażenie, że przez te fotografie próbuje on zapomnieć o Violetcie, gdyż na większości znajdował się z Larom... Ale przecież to było dawno temu... Oni byli parą siedemnaście lat temu... A może on jest w niej na zabój zakochany i do tej pory ją kocha? Ale przecież miał powiedziane, że ich związek już nie wróci... Ona ma Diego... I żyje z nim sobie w Madrycie... Najważniejsze, że chyba dobrze się spełniłam w roli ciotki... Mam nadzieję, że Maria jest ze mnie dumna... Ale, czy Viola na pewno dobrze wybrała? Może jej wymarzonym chłopakiem miał być właśnie Leon? Albo Tomas? Jak na razie Diego w roli ojca i męża spisuje się dobrze... Gdyby coś źle się układało, moja siostrzenica na pewno by mi powiedziała... Ona nie ma przede mną tajemnic... Nagle z moich rozmyśleń wyrwał mnie Leon, który wszedł do pokoju.
- No więc, opowiadaj... O co chodzi? - usiadł na przeciwko mnie.
- Urządzam w szkole taki projekt jak z wami paręnaście lat temu... "Juntos somos mas", pamiętasz?
- No jasne. Jeden z pierwszych, profesjonalnych występów. Na dodatek przed Rafą Palmerem...
- No właśnie. Robię teraz podobny projekt, tylko, że dzieciaki występują z autorami piosenek. Podzieliłam taką jedną grupę na chłopaków i dziewczyny. I właśnie tutaj z chłopakami mam problem, bo mają piosenkę "Tu foto de verando"... Miał z nimi występować Diego, ale on niestety nie może... Tak w wielkim skrócie jego syn trafił do szpitala, bo złamał nogę podczas gry w piłkę i musi zostać w Hiszpanii... Ale słyszałam, że jutro wyjeżdżasz do Berlina, więc... Nie zdziwię się, jeśli mi odmówisz... Bo też przyszłam do ciebie późno... Od jutra zaczynają się próby...
- A tak z ciekawości zapytam, kto będzie z dziewczynami?
- Z dziewczynami? Violetta.
- Violetta... Casttio... - mruknął cicho pod nosem. Przez chwilę zapanowała cisza. - Wiesz... To spotkanie nie jest aż takie ważne... Zadzwonię, że się nie zjawię. - uśmiechnął się do mnie.
- Ale naprawdę nie musisz... Przecież to jest aż w Berlinie...
- Nie raz miałem ważniejsze spotkania gdzieś tutaj, bliżej... Spoko, wolę ci pomóc na zajęciach.
- Na pewno?
- Tak. Ty mi pomogłaś z karierą, więc ja chcę pomóc tobie dać szansę innym.
- Ooo... dziękuję. To bardzo miłe z twojej strony... - kąciki ust mi się uniosły.
- Czyli sprawa załatwiona, tak?
- Tak. - odrzekłam dumnie. - Ale... mam jeszcze jedno pytanie.
- Wal śmiało.
- Dlaczego powiedziałeś Sergio, że Violetta nie żyje?
Pam, pam, pam! Co sądzicie? ^^
Oczywiście, mam nadzieję, że się Wam podoba <3
A tak w ogóle, to pamięta ktoś jeszcze o spoilerach?
Przyznam się, że mi się o nich zapomniało ;__; xD.
Tak więc, zaglądajcie w ową zakładkę (jeśli będziecie o tym pamiętać :D),
a jeśli ja bym o tym zapomniała, to przypomnijcie, ok? ;)
Juupi! Jutro piątek i weekend! <3
bloggerka
Już myślałam, że ten łysy to Leon! XD Fajny rozdział. Jestem ciekawa spotkania Leona i Violetty. Czekam na next. :D
OdpowiedzUsuńxDD
UsuńDzięki ;)