Nie bójcie się - nikt nie umarł ;)
Jak przeczytacie rozdział dowiecie się,
dlaczego rozdział nazywa się tak, a nie inaczej :D.
- Pablo, nie sądzisz, że powinniśmy się wybrać na cmentarz? - zaczepiłam go w którąś sobotę.
- Na cmentarz? - zdziwił się.- Tak.
- Poczekaj, ja to wiem...
- Ale co? - nie za bardzo wiedziałam, o co mu w tamtej chwili chodziło.
- Wiem, dlaczego idziemy dzisiaj na cmentarz.
- No, dajesz! - uśmiechnęłam się. - I tak wiem, że nie wiesz.
- Wiem, bo co roku mi o tym przypominasz, ale dzisiaj pamiętam.
- Zaskocz mnie.
- Hmm... Dzisiaj... Wiem! - krzyknął na cały głos. - Niedługo są urodziny Marii!
- Łał... - zdziwiłam się. - Pamiętałeś...
- Nom. - ewidentnie był z siebie dumny. - Po szesnastu latach małżeństwa w końcu się czegoś nauczyłem.
Zaczęliśmy chodzić po cmentarzu. Odwiedziliśmy pierw grób mojej siostry, taty, mamy oraz mojego ojczyma... Następnie podeszliśmy do miejsca, w którym spoczywał asystent Germana. Położyłam torbę ze zniczami na grobie i zaczęłam się modlić. Zobaczyłam, że naleciało na niego trochę liści z drzewa rosnącego obok, więc postanowiłam je sprzątnąć,. Szczotka i szufelka były za grobem, więc musiałam tam przejść, aby je wziąć. Gdy wracałam niechcący szturchnęłam torbę, która poleciała na ziemię. Podniosłam ją, lecz okazało się, że jeden z lampionów na tym ucierpiał i potłukł się.
- Sprzątnij to. Ja wyrzucę i skoczę kupić jeszcze jeden. - powiedział Pablo.
- Serio? Dzięki, bo wiesz, jeszcze musimy odwiedzić tylko jeden grób.
- Wiem, ale wiem też, że jest on bardzo ważny dla ciebie.
Szybko to zmiotłam i włożyłam szkło do torebki po zniczach. Podałam je swojemu mężowi. Zaczęłam razem z Martiną iść powoli w stronę ostatniego grobu w tym czasie, gdy Pablo pobiegł po jeszcze do straganu stojącego przed cmentarzem, aby zakupić jeszcze jeden lampion.
- Kto to tak właściwie jest ten Alfredo Ramallo? Zawsze zapalamy na jego grobie znicz, ale nigdy mi nie powiedzieliście kim on był...
- Naprawdę?
- Tak. Czy to był dla ciebie ktoś bliski?
- Kojarzysz wujka Germana?
- Tata cioci Violetty, prawda?
- Tak... Otóż on był jego asystentem... Zawsze mu pomagał nie tylko w sprawach dotyczących pracy, ale i osobistych... Przez jakiś czas mieszkałam w domu z ciocią Violą, wujkiem Germanem, nim i jego przyszłą żoną, gosposią domową Olgą. Zaprzyjaźniłam się z nim... Wiesz dlaczego zawsze mówię ci, żebyś powiedziała nawet najgorszą prawdę, niż kłamała? Właśnie miałam wtedy takie problemy... Kiedy indziej ci to wytłumaczę... Ale w każdym razie on bardzo mnie wspierał... Pierwszy dowiadywał się prawdy i nie naciskał, żebym ją powiedziała. Stwierdzał, że to przecież jest mój wybór...
- Ty kłamałaś? Nie wierzę w to. - zaczęła się śmiać.
- No niestety... Taka prawda... Przez prawie rok ukrywałam prawdę, że jestem ciocią Violetty.
- Dlaczego? Przecież to nic złego...
- Ale German był w tamtych czasach inny... Jeśli dowiedziałby się tak szybko prawy, nawet bym jej nie zobaczyła... Tak to mogłam się ją nacieszyć...
- I w końcu, gdy nadeszła odpowiednia pora, powiedziałaś jej to w końcu?
- Nie... Nie dowiedziała się tego bezpośrednio ode mnie... Czego żałuję, bo bardzo musiała cierpieć, ale to nie ważne... Najważniejsze, że teraz wie i, że mamy bardzo dobre relacje ze sobą. Traktowałam ją jak córkę... Aż w końcu dorosła...
- Już wiem, dlaczego masz takiego hopla na punkcie kłamstwa... Ale skoro zaczęłaś mi już o wszystkim opowiadać, to może powiesz także coś o cioci Marii?
- O Marii? Wszystko już wiesz... Miałam siedemnaście lat jak odeszła z tego świata... Bardzo ją kochałam mimo, że zawsze we wszystkim musiała być lepsza. W szkole do pewnego czasu nauczyciele pamiętali jak się nazywam tylko dlatego, że byłam jej siostrą. "Angie Saramego? To ty jesteś siostrą Marii?". Przez pierwsze lekcje mówili tak do mnie. Przyznam, że wtedy mnie to denerwowało, ale teraz byłabym z tego dumna. Tak jak ty masz prawo być dumna z tego, że jesteś rodziną z Violettą. A tak w ogóle, każdy ma prawo i powinien być dumny ze swojej rodziny. Ale wracając... Myślałam kiedyś nawet o tym, że ty i Viola były byście jak siostry... Mówisz do niej ciociu i to tutaj jest problemem... Przecież to nie taka duża różnica wieku... Niech no ja policzę... Ty masz szesnaście, ona trzydzieści dwa... już wiem! Szesnaście lat różnicy, to wcale nie tak dużo. Pogadam z nią, co?
- Wiesz mamo dzięki, ale... Tak dziwnie będzie mi się teraz od tego odzwyczaić... Całe życie mówiłam do niej ciociu...
- Jasne, rozumiem. - odparłam. - Ja jeszcze pamiętam, jak byłaś taka malutka... Violetta nosiła cię na rękach... Jak miała przyjść na pierwsze spotkanie, to kupiła ci taki piękny fioletowo-różowy kocyk z kwiatkami...
- Ten taki mały, co znajduje się na strychu w pudełku?
- Skąd wiesz, że on tam jest?
- Ostatnio tam zaglądałam.
- Mogę zapytać, po co?
- Zapytać możesz, ale nie koniecznie musisz otrzymać odpowiedz... - uśmiechnęła się. - Dobrze, powiem ci. Miałam ochotę sobie powspominać... Jak to było, gdy miałam dziesięć lat...
Moja córka była bardzo wrażliwa... Odkąd pamiętam bała się przyszłości. Bała się, że każdy najmniejszy szczególik zniszczy jej przyszłość... Całe szczęście z tego wyrosła. Cieszyło mnie to, że jednak wychowała się tak, a nie na dziewczynę która pali i pije w bardzo młodym wieku. Nagle dołączył do nas Pablo, który przyszedł z dodatkowym zniczem. Zapaliliśmy go na grobie Jack'a [więcej o nim] i zaczęliśmy wracać. Trochę głupio się poczułam, gdyż moja córka wiedziała doskonale kim on był, a nie wiedziała kim był Ramallo...
- Mamo... A czym tak właściwie jest śmierć? - zapytała nagle.
- Śmierć?
- No tak. Dobrze zrozumiałaś.
- Nie możesz sobie poczytać w internecie, jak wszyscy teraz?
- Myślisz, że nie próbowałam? Wpisałam w Wikipedii i wyskoczyło mi coś, czego kompletnie nie rozumiałam.
- Bo tak jest ze śmiercią. Nie rozumie się jej do końca... Większość ludzi zastanawia się, po co jest życie, skoro po nim następuje śmierć? Gdy ktoś umrze, nie znaczy to, że straciliśmy go na zawsze... Przecież ten ktoś obserwuje nas z góry... Czuwa nad nami...
- No tak, ale... Nie, raczej już wszystko wiem. Dzięki mamo.
- Nie ma sprawy. Od tego też jestem. Żeby ci pomagać.
- Ty też będziesz nade mną czuwać, gdy umrzesz?
- Jasne, ja... tata... ciocia Violetta... w końcu kiedyś ty też obiecasz to swoim dzieciom.
- Kocham cię mamo. I ciebie także tato.
- My ciebie też. - odparłam zadowolona z siebie.
Z czego byłam taka zadowolona? Że wychowałam bardzo dobrze swoje dziecko... Jednocześnie byłam przytłoczona tym, że już niedługo nie będę jej potrzebna, ale nie chciałam o tym myśleć...
Kolejny rozdział! :)
Mam nadzieję, że się Wam spodobał.
Do następnego!
bloggerka
Ps. Słyszeliście angielską wersję "Yo soy asi"?
Jeśli nie, to mam dla Was link :). Które Wam się bardziej podoba?
Oryginał czy angielska wersja?
Mnie osobiście hiszpańska, ale ta angielska też nie jest zła ;).
ja nie slyszalam. Rozdzial super
OdpowiedzUsuńKejla <3
Dzięki :)
Usuń