poniedziałek, 8 września 2014

Sezon 3 - Rozdział 8 - Sprawozdanie z randki (cz. 2)

Druga cześć randki Martiny ;)
Mam nadzieję, że jest lepsza niż poprzednia <3
(*widziane oczami Martiny* - jeśli chcesz, możesz sobie pościć muzyczkę :D)
- W takim razie zrobimy coś z tym? - spytałam nieśmiało.
- A nie powinniśmy? - uśmiechnął się.
- Powinniśmy.
- W takim razie chodź... Pokażę ci coś...
Ruszyłam za nim przestraszona, ale pewna tego co robię... rozkojarzona, ale szczęśliwa... pełna obaw, ale także nadziei... Nadziei na prawdziwą miłość... Dookoła było ciemno... Widzieliśmy drogę tylko dzięki niedużym lampką na drodze... Tym o to sposobem dotarliśmy do niewielkiego jeziorka położonego w centrum naszego parku... Na wodzie, przy brzegu była łódka.
- Panie przodem. - czułam się niczym księżniczka.
Złapałam mojego księcia za rękę i usiadłam w naszej małej żaglówce... Chwilę później dołączył do mnie Tom. Zaczął wiosłować i wypłynęliśmy na środek jeziora. W środku znajdowała się gitara i kosz piknikowy... Mój towarzysz wyjął z niego oranżadę i rozlał ją w dwa kubki. Jeden z nich podał mnie, natomiast drugi zostawił sobie. Tom wyciągnął z koszyka dwa plastikowe pojemniki, które były bardzo gorące. Było w nim spaghetti.
- Wybacz... Takie to mało romantyczne, ale słyszałem, że bardzo lubisz to jeść...
- Dzisiaj i tak czuję się już wystarczająco kochana...
- Martina... Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie naprawdę ważna...
- Tom, mi też bardzo na tobie zależy...
- Powiedz mi, ale tak szczerze... Za kogo mnie miałaś, nim stało się to, co się dzisiaj stało? Za zwykłego chłopaka, czy za typowego podrywacza?
- Mam być szczera, tak? A więc, od zawsze bardzo cię lubiłam... Ale zazdrościłam ci tego, że tylko dziewczyn się w tobie buja, a ja jestem sama... Momentami bez powodu złościłam się na ciebie... tak bez powodu... Ale nigdy nie zrobiłabym czegoś umyślnie, aby ci zaszkodzić... Nawet wtedy, gdy wyprzedziłeś mnie w Tienes el Talento.
- Jesteś sama? Martina, tyle chłopaków się w tobie zakochiwało...
- Widocznie byłam zaślepiona...
- Możliwe, ale jeśli tak... to czym?
- Miłością do ciebie... - zaczęłam sobie nucić pod nosem "Podemos". - Podemos pintar colores al alma... Podemos gritar yee... Podemos volar sin tener alas... Ser la letra en mi cancion.. Y tallarme en tu voz...*
- Mówiłem ci, że masz bardzo ładny głos? - okazało się, że jednak zaśpiewałam to na głos.
- No nie, tego mi jeszcze nie powiedziałeś. - uśmiechnęłam się słodko.
- Więc: masz cudowny głos.
- A ty urocze poczucie humoru... - objęłam swoją dłonią jego twarz.
Sądziłam, a nawet byłam pewna, że to jest jeden z najlepszych dni w moim życiu... Chłopak, który od dawien dawna mi się podobał zabrał mnie na pierwszą randkę... Na dodatek jest uroczo... Czuję się, jakbyśmy latali... Nie chciałam, aby to się kończyło... Jak dla mnie, mogło by trwać wiecznie... Byłam prawie przekonana, że nic nam nie zepsuje tej chwili...
- Wiesz co? - zaczął. - Czasami lubię sobie przyjść nad ten staw i pomyśleć...
- O czym?
- O wszystkim... O życiu, szkole... O tobie...
Myślałam, że to jest tylko piękna baśń, lub sen... Obawiałam się, że zaraz zadzwoni ten głupi budzik i przerwie mi to wszystko... Że zaraz będę musiała wstać i pójść do Studia... A co najgorsze... Że okaże się, że Tom wcale nie powiedział mi, że mnie kocha... Wypiłam swoją szklankę oranżady, lecz nim się obejrzałam ponownie była napełniona przez mojego towarzysza... Odwrócił się na chwilę tyłem i wyjął zza siebie ogromny lampion... Taki, który puszcza się w powietrze... Było na nim napisane "Te quiero mucho Martina!"... On jest cudnym chłopakiem...
- Puścimy go w powietrze... Ten kto się na niego natknie zrozumie, jak bardzo mi na tobie zależy... Gdybym mógł, wystąpiłbym przed całym światem i powiedział, jak bardzo cię kocham...
Ach... Naprawdę w to nie wierzyłam... Nie wierzyłam, że miłość może być taka wspaniała! Sądziłam, że jest straszna, bo gdy się kocha osobę, ale nie może się z nią być, to rzeczywiście jest podłe, ale gdy już wszystko ułoży się po twojej myśli... Lepiej być nie może... W tamtej chwili czułam się spełniona... Zapomniałam, o wszystkim co mnie trapiło... Chciałam być tylko z nim i dzielić tą chwilę wyłącznie z nim... Nie chciałam, aby ktoś nam teraz przeszkodził... "To nie przeznaczenie, ani szczęście, że przyszłaś do mnie! Wyobraźmy sobie, że to magia przywiodła cię tu!"**
- Martina?
- Yyy... Tak?
- Co jest? Czemu jesteś taka smutna?
- Smutna? Ja jestem szczęśliwa, bo właśnie spełnia się jedno z moich najskrytszych marzeń... Takie, które jest z tych nie do wykonania...
- Naprawdę? Myślałem, że to tylko ja od dawna kocham cię jak wariat i nie mogę o tobie nie myśleć...
- Uroczy jesteś... - z każdą chwilą robiłam się coraz bardziej zawstydzona.
Szczerze mu zależało... Gdyby tak nie było... Nie postarałby się aż tak... A to przecież był na razie tylko początek... Ciekawa byłam, czy przygotował jeszcze na dzisiaj jakieś niespodzianki... Ale przecież już na dzisiaj wystarczyło... I tak bardzo się postarał... Moja pierwsza randka, ale zdecydowanie bardzo udana... Nie wierzyłam, że naprawdę moja wieczna miłość do niego w końcu z koszmaru zamieni się w piękną chwilę... Na dodatek prawdziwą... Miłość to wspaniałe uczucie! [tutaj gdzieś skończyło się "Podemos", prawda? :D]
Nagle Tom wyciągnął zza siebie gitarę i zaczął grac przegrywkę mojej ulubionej piosenki.
- Lubisz ją? - zapytał, gdy przerwał.
- Jeszcze się pytasz? Wręcz ją uwielbiam!
- Tak? - zaczął śpiewać i grac.
Ową piosenką było "Yo soy asi" napisane przez męża cioci Violetty... Ubóstwiałam ją... Miała taki cudny tekst... W wersji Toma była jeszcze piękniejsza... [tutaj - wykonanie, które mam na myśli]... "Y es que yo soy asi... Mi vida es alocada...". Gdy skończył patrzyliśmy sobie długo w oczy i...
(*widziane oczami Angie*)
- Buzi?
- Mamo!
- No co? Nie całowaliście się?
- Poczekaj a się przekonasz. Nudzi cię to?
- Nie, jest jak wyjęte z bajki... Ale mieliście tyle romantycznych sytuacji i nic... No już, kontynuuj...
- A o czym to ja? A, już pamiętam.
(*widziane oczami Martiny*)
Stwierdziliśmy, że powinniśmy już wracać, bo zrobiło się tak ciemno, że nie było widać już zupełnie nic... Nawet lampki były już widoczne jak przez mgłę. Tom zaczął powoli wiosłować, abyśmy dopłynęli do brzegu. Lecz nim złapał za wiosła podał mi gitarę.
- Potrafisz coś zagrać?
- Potrafię. - uśmiechnęłam się.
- A zagrasz? - poprosił słodko.
- Troszeczkę się wstydzę...
- No dawaj! Na pewno wyjdzie ci rewelacyjnie.
Normalnie nie gram publicznie, bo się wstydzę, gry na gitarze uczyła mnie mama, więc jeśli przed nią coś mi nie wyszło, tak bardzo się nie wstydziłam... ale mój towarzysz powiedział to tak słodko... Złapałam E-dur i zaczęłam grać przygrywkę, a następnie śpiewać...
- Mi corazon busca sin parar... Una estrella en lo alto de este mar... Si pudieras alumbrarme un camino hacia ti, es posible que te pueda encontrar...***
W tym samym czasie Tom złapał wiosła i powoli wiosłował, abyśmy dopłynęli do brzegu. Nagle, gdy doszłam do refrenu zaczęliśmy śpiewać oboje.
- Tan solo dime donde yo estare... Entre mis brazos yo te cuidare...****
Takim sposobem dopłynęliśmy do brzegu... Mój chłopak pomógł mi wyjść z łódki.
- Zimno ci, prawda? - gdy dotknął mojego nadgarstka chyba poczuł, że mam gęsią skórkę.
- Troszeczkę... - nie zawołam przecież od niego kurtki. - Ale też nie pomyślałam, że nic sobie nie wzięłam.
- Masz. - podał mi swoją bluzę. - Co prawda, to tylko bluza, ale zawsze będzie ci odrobinę cieplej.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się.
- Idziemy? - zapytał.
- A nie zabierasz tych rzeczy? Zostawiasz je tutaj? Nie boisz się, że ci ktoś je zabierze?
- Nie... Zabiorę je, jak cię odprowadzę.
- Ale przecież ta gitara jest warta tysiąc...
- Ale ty jesteś warta miliony... Jeśli miałabyś wracać o tej porze do domu sama, to musiałbym być nieskończonym idiotą, aby cię puścić...
"Oj, jaki on kochany!" - pomyślałam. Czułam, że się zarumieniłam.
Szliśmy powolnym spacerem, aż w końcu nadszedł moment, że doszliśmy do mnie... Stanęliśmy przed furtką przez co zapaliło się światło przed domem.
- Dziękuję ci. To był naprawdę wspaniały wieczór. - nie wiedziałam, co innego mogę powiedzieć.
- Ja też ci dziękuję.
- Za co?
- Za to, że spędziłaś go ze mną... I, że zgodziłaś się ze mną być... Kocham cię Martina...
- Ja ciebie też... - cicho lecz pewnie mu odpowiedziałam... - Niestety muszę iść.
- No racja... Ale nie pożegnasz się?
- Oczywiście...
W tamtej chwili pocałowałam go w policzek, lecz gdy tylko oderwałam swoje od usta patrzyliśmy na siebie wpatrzeni jak w lusterko... Miałam przeczucie, że on mnie nie okłamał... I, że naprawdę bardzo mocno mnie kocha...
- Te amo mucho... - powiedział i jego usta zbliżyły się do moich.
Pocałował mnie delikatnie... Odwzajemniłam to... Wiem, że nie powinnam, bo to w końcu pierwsze nasze spotkanie, ale jeśli bardzo mi na nim zależy? A mu na mnie... Mimo, że nie zrobiłam nic złego, to czułam się z tym jednocześnie potwornie, a jednocześnie cudownie...
(*widziane oczami Angie*)
- Córciu, nie zrobiłaś źle... Przecież on też nie naciskał... - mówiąc to miałam łzy w oczach... - On cię kocha...
- Wiem mamo... W każdym razie tak sądzę...
Łzy, które spływały mi po policzkach właściwie nie były ze szczęścia... Ale ze smutku też nie... Moja córeczka dorasta... A ta opowieść była niczym wyjęta z jakiegoś romansu...

* - "Możemy malować kolorami duszy... Możemy krzyczeć yee... Możemy latać nie mając skrzydeł... Bądź słowami mojej piosenki... I odnajdź mnie w twoim głosie..." - oczywiście kawałek "Podemos" ^^
** - to oto natomiast jest kawałek polskiej wersji piosenki Violi i Leona - "Możemy" :P.
*** - "Moje serce szuka bezustannie... Gwiazdy wysoko nad morzem... Jeśli możesz oświetlić mi drogę do ciebie, będzie możliwe, że cię odnajdę..." - fragment "Ahi estare" <3
**** - "Tylko powiedz mi, gdzie będę... W moich ramionach zadbam o ciebie..." - także fragment tejże piosenki ;).

Strasznie mi się podoba ten rozdział! A wam? <3
Tak w ogóle, to strasznie namęczyłam się nad tą sceną, co w tle jest "Podemos",
bo chciałam, żeby Tom wyskoczył z "Yo soy asi", po jej skończeniu...
Udało się??? :)

Dobranoc! ;*
bloggerka

1 komentarz:

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)