niedziela, 15 czerwca 2014

Sezon 2 - Rozdział 100 - Urodziny Martiny

Martina ma dzisiaj swoje pierwsze urodziny!
Ale chyba nie wszyscy o nich pamiętają...
Więcej dowiecie się czytając rozdział!
Zapraszam! :)
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Obudziłam się z rana z ogromną euforią. Tak. To dzisiejszego dnia, nasza córka miała obchodzić swoje pierwsze urodziny. Chciałam, żeby ten dzień był jak najlepszy... aby te pierwsze urodziny mojej córki były takie, że mimo, iż ona by ich raczej nie pamiętała, to, żeby chociaż zapamiętała je cała nasza rodzina... Miałam tego dnia dużo do zrobienia. Musiałam posprzątać dom, odebrać tort, zrobić jedzenie... Gości zaprosiłam tydzień temu. Violetta obiecała mi, że się pojawi razem z Germanem i Diego. To bardzo miłe z jej strony, bo sądziłam, że raczej nie będzie chciała przyjść na takie urodziny, na których będą tylko dorośli, ale jednak. Zaprosiłam także Michaela i Edwarda, ale oni raczej będą, bo przecież od paru dni tutaj mieszkają, więc... Miał się jeszcze zjawić Antonio, Olga, Ramallo i niania naszej córki. Chociaż pewnie opiekunka się nie pojawi, ale reszta pewnie będzie. Ja byłam na nogach już od siódmej nad ranem. Gdybyście widzieli Pabla, o ósmej nad ranem, który schodził do mnie na dół, w piżamie, z miną zombie i tekstem: "Wyłącz ten idiotyczny odkurzacz! Ja chcę spać!", padlibyście ze śmiechu tak, jak ja.
- Pablo, wiesz co dzisiaj za dzień? - spytałam, jak tylko skończył marudzić.
- No pewne. Dzisiaj sobota.
- A co jest w tą sobotę?
- Ym... - zastanawiał się chwilę. - Na pewno coś, co pozwoliłoby mi się wyspać. Więc wybacz, największa miłości mojego życia, ale chce mi się spać. Tak więc, buenas noches, mi amor!
- Twoja jedyna, najmniejsza córeczka ma dzisiaj swoje pierwsze urodziny, więc może wypadałoby zrzucić swoje szanowne dupsko z kanapy i pomóc swojej żonie przygotowywać przyjęcie? - spytałam gdy wchodził po schodach.
On nagle obejrzał się na mnie z podejrzliwą miną.
- Żartujesz? Prawda? - spytał.
- Nie. Dziś ten dzień. - wskazałam dzisiejszą datę w kalendarzu.
- Jak ja mogłem zapomnieć...?! Ale ja jestem okropny! Pierwsze urodziny mojej najukochańszej córeczki, a ja zapomniałem!
- No już nie dramatyzuj... - przerwałam Mu. - Aż taki podły nie jesteś, a będziesz jeszcze lepszy, jeśli pomożesz mi wszystko pozałatwiać.
- Dobra, to ja już lecę się przebrać i już tutaj zaraz do ciebie schodzę! - powiedział i popędził na górę.
Odpaliłam ponownie odkurzacz i jak na razie, zajęta byłam dywanem w salonie. Gdy mój mąż zszedł i zaczął mi pomagać, szło nam to wszystko o wiele szybciej. Skończyliśmy sprzątać o dwunastej, a o szesnastej przychodzili do nas goście. Musieliśmy jeszcze wyjść na miasto, kupić różne ozdoby typu serpentyny i najważniejsze, czyli odebrać tort. Gdy spojrzeliśmy, która już jest godzina zaczęliśmy się szybko przebierać w jakieś czyste ubrania i już mieliśmy wyjść z domu, gdy nagle... przypomniało nam się, że nasza córka jest w środku i nie może zostać tam sama. Przebrałam ją w ubranka, ale to i tak nie zmieniało faktu, że nie miałam co z nią zrobić... Po kilkuminutowej naradzie z Pablem, stwierdziłam, że powinnam ją ze sobą zabrać na zakupy, gdyż ja raczej będę kupowała takie mniejsze rzeczy, typu właśnie ozdoby do domu, a Pablo zajmie się prezentem i tortem.

Było z tym naprawdę dużo zamieszania. Umówiłam się z moim mężem, że o czternastej trzydzieści spotkamy się przed naszą ulubioną cukiernią, przed tą, w której właśnie zamówiliśmy tort. Byłam na siebie wściekła, bo nie mogłam nigdzie znaleźć serpentyn, a nie mogłam już dłużej szukać, bo inaczej byśmy się spóźnili do domu i nie zdążylibyśmy wszystkiego przygotować. Było za piętnaście, gdy zobaczyłam biegnącego w moją stronę Pabla.
- Balony kupiłam, ale nie mogę nigdzie znaleźć serpentyn. - powiedziałam.
- To ja poszukam w tej części miasta, a ty idź jeszcze po tort.
- Ale ja nie wejdę do cukierni z Martiną! A kupiłeś jej prezent.
- Tak, ale miałem z nim małe problemy.
- Jakie znowu?
- Bo kurde, trafił mi się taki sprzedawca, który się ze mną targował. Było napisane, że ta huśtawka dla niej będzie kosztowała 100, a ten debilny sprzedawca chciał mi ją wcisnąć za 300!
- Oczywiście musiałeś się z nim kłócić, prawda?
- Angie, bylibyśmy w dwie stówy w plecy! - odparł.
- Dobra, już nie ważne. Lec po te serpentyny z Martiną ja odbiorę tort.
Weszłam do cukierni. Podałam swoje imię i nazwisko. Sprzedawczynie od razu podały mi tort, który nawet nie był taki drogi. Był zapakowany i nie chciałam go odwijać. Wolałam poczekać i zobaczyć go dopiero w domu, ale gdy tylko wyszłam z cukierni i usiadłam na ławce, czekając na mojego męża, postanowiłam, że go otworzę. To co w środku zobaczyłam... Ech... Aż szkoda słów. Zamówiłam napis "1 roczek Martiny", a zamiast tego ujrzałam tam "70 Staśka. Najlepszego stary!'. "Dobrze, że nie zdążyłam dojść do domu, bo inaczej bym się nieźle wkurzyła..." - pomyślałam i wróciłam się do budynku składając reklamację. Oczywiście nie obyło się i tym razem bez kłótni, ale w końcu wyszło na moją rację, bo w trakcie naszej kłótni przyszedł pan, który zamawiał tort dla owego Staśka i wyjaśniliśmy całe nieporozumienie. Gdy wyszłam z powrotem przed cukiernie, Pablo czekał na mnie z Martiną na ławce. Nie najlepiej się zapowiadało, bo była piętnasta piętnaście... Za parę chwil mieli przyjść goście...
- Pablo, przepraszam... - zaczęłam.
- Okej, wytłumaczysz się po drodze. Musimy iść. Mamy mało czasu.
W drodze opowiedziałam Mu, o tym całym zdarzeniu z tym całym tortem... Przyznał, że tort całkiem pomysłowy, jak na siedemdziesiątkę... Weszliśmy do domu z wielkim hukiem. W drzwiach przywitał nas Michael, jedzący kanapkę.
- Kto ma urodziny? - spytał, gdy zobaczył napis "Sto lat!", który zamówiliśmy w sklepie papierniczym.
- Nie domyślasz się? - zapytałam.
- Nie...
- Jaki ojciec, taki syn... - mruknęłam pod nosem. - Martina! Za piętnaście minut przychodzą goście, więc radzę ci się iść przebrać, bo inaczej nie będzie zbyt fajnie...

Całe szczęście zdążyłam wszystko przygotować na czas. Nie wiem, naprawdę nie wiem, jaki prawem mi się to udało, ale grunt, że dałam radę. Gdy skończyliśmy się z Pablem przebierać, goście akurat zapukali do drzwi. Było naprawdę przyjemnie. Można było posłuchać, jak Violetta z Diego śpiewają "Yo soy asi", a Pablo nawet dał się namówić na najzwyklejsze "100 lat". Mnie natomiast namówili na "Algo se enciende". Zaśpiewałam zwrotkę sama, a przy refrenie pomogła mi moja siostrzenica ze swoim chłopakiem. Zjedliśmy cały tort i prawie wszystko, co było do zjedzenia. Oczywiście nie tylko ja i Pablo, ale też goście. Tak, jak mówiłam, nie pojawiła się opiekunka Martiny, ale tak właściwie, to nie dziwię jej się. Mówiła, że czułaby się trochę obco, bo nikogo oprócz nas nie zna, a z nami jest na 'pan/pani'... Siedzieliśmy w takiej grupce do dziewiątej wieczorem i rozmawialiśmy. Naprawdę fajnie tak było. Martina dostała kilka prezentów. Od nas, huśtawkę (tą, o którą Pablo się kłócił w sklepie), od Violi i Diego dostała śpioszki, od Ramallo i Olgi duże puzzle, takie "gąbczaste", a od reszty zabawki... Nie wiem, jak Michael to zrobił, ale zdążył jeszcze pójść do sklepu i coś kupić. Zabawa skończyła się wtedy, gdy już biedna Martina była na tyle zmęczona zabawą, że zasnęła... Goście poszli do domu, Michael i Edward poszli spać, a ja z Pablem postanowiliśmy tego dnia jeszcze posprzątać.
- I co? Już nie jestem taki okropny? - zapytał Pablo podnosząc ze stołu talerzyki po torcie.
- Mam być szczera? - spytałam.
- No, jasne. - uśmiechnął się.
- Jesteś najlepszy na świecie.
- Oj, Angie. Przestań, bo się jeszcze zarumienię. - chyba nie zrozumiał, że ja to powiedziałam naprawdę.
- Taka jest prawda. - powiedziałam siadając na stole. - Kocham Cię i zawsze będę. Nawet gdybyś w oczach innych ludzi był najgorszy na świecie... - swoim dłońmi oplotłam Jego szyję.
- Też Cię kocham. I nie ważne co się stanie, to zawsze będę z Tobą. - pocałowaliśmy się bardzo namiętnie... Już nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się całowaliśmy...

Jejku... Już rozdział 100...
Wiecie już pewnie, co to znaczy - jutro epilog :/.
Tak więc, dzisiaj spoilera nie będzie.
Ale mogę Wam zdradzić, że epilog 2 sezonu,
będzie bardzo podobny do końcówki pierwszego. ;)

Do jutra, Kochani! ;*
bloggerka

4 komentarze:

  1. Szkoda, że to już koniec. :( Ciekawe co wymyślisz w epilogu i trzecim sezonie. :D Rozdział jak zwykle bardzo ładny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi przykro.
      Mimo, iż będę mogła teraz trochę odpocząć,
      to będę tęsknic za tymi nieprzespanymi nocami, podczas,
      których pisałam rozdziały... :').
      Dzięki <3.

      Usuń
  2. Czytam juz ten rozdzial szosty raz, ale dopiero teraz mam czas skomentowac :p
    No wiec co tu duzo pisac, troche szkoda ze to juz koniec, ale czuje sie odpowiedzialna za to zebys napisala 3 sezon, bo bardzo i na tym zalezy, no i juz zaglosowalam w ankiecie :)
    Rozdzial moim zdaniem wspaaaanialy, nie wpadlabym na to zeby zakonczyc sezon urodzinami Martiny :D Ale wyszlo super, gratuuluje :> No i co, slonecznych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)