Czyżby Violetta miała nowego?
Dowiecie się czytając rozdział! ;)
Od rana wydzwaniała do mnie moja siostrzenica, lecz ja niestety nie mogłam odebrać. Musiałam cały czas zajmować się moją córką. Dopiero po jej popołudniowej drzemce (czyli gdzieś koło trzynastej) mogłam do niej oddzwonić.- Halo, Violetta? Dzwoniłaś.
- Tak.. Dlaczego nie odbierałaś?
- Cały dzień Martina miała jakieś kaprysy i musiałam się nią zajmować, ale już mogę gadać. Co jest? - spytałam.
- Angie, potrzebuję porozmawiać... Mogę liczyć na Ciebie?
- Jasne... Kiedy i gdzie?
- Może za godzinę... W parku?
- Okej... - w tej chwili rozległ się płacz mojej siostrzenicy. - Wiesz co, muszę już kończyć. Martina znowu płacze.
- Ale na pewno będziesz mogła przyjść? - zapytała zmartwiona.
- Tak. Zaraz przyjdzie do domu Pablo.
- W takim razie do zobaczenia.
- Pa, pa. - rozłączyłam się.
Nie będę ukrywała - było to dla mnie trochę dziwne, ale z drugiej strony się ucieszyłam, że w końcu byłam komuś potrzebna, poza moim mężem i córką. Gdy tylko wszedł Pablo do domu, ja z niego wybiegłam, zupełnie jak głupia i zaczęłam biec w stronę mojego, a raczej uwielbianego przez nas wszystkich - parku.
Mieścił się on w samym centrum, ale mimo to, nie odwiedzało go zbyt dużo osób, a nawet jeśli, to raczej byli to kulturalni ludzie, którzy potrafili się zachować. Miałam do niego nie daleką drogę. Raptem piętnaście minut spacerku na pieszo. Było można się tam spokojnie przechadzać alejkami, czy też usiąść na dużej, podświetlanej na kolorowo w nocy, fontannie. Podbiegłam właśnie do owej fontanny. Na niej siedziała już moja siostrzenica i wyczekiwała mnie.
- Hej, kochanie. - pobiegłam do niej. - Co się dzieje?
- Angie... Słuchaj...
- O, nie... Coś czuję, że się źle zapowiada. Czyżbym miała rację? - uśmiech zniknął mi z twarzy.
- Taaak...
- No więc, mów mi o co chodzi.
- Angie, zawsze będziesz mnie wspierać prawda?
- No jasne... Zawsze będę bronic ciebie i wszystkiego, co dla ciebie najważniejsze, Violu...
- Bo ja... Zerwałam z Diego...
Myślałam, że to jest jakiś kiepski dramat... "Że co?! Jak ty mogłaś?! Przecież tak się kochaliście!" - tak bardzo chciałam jej to powiedzieć, ale wiedziałam, że nie dam rady.
- Jeśli mogę spytać... Dlaczego?
- Pamiętasz tego Włocha, co był u nas na wymianie zanim spaliło się Studio, prawda?
- No powiedzmy...
- To ja z nim cały czas utrzymuję kontakt... Przyleciał przedwczoraj do Argentyny tylko dla mnie... I powiedział, że mnie kocha... A ja byłam taka zauroczona, że... Że go pocałowałam... I czułam się tak cudownie...
- Violetta żartujesz, prawda?
- Nie, dlaczego?
- Nie pamiętasz co mi powiedziałaś, po tym jak spotkałyśmy się w szpitalu? "Że kochasz Diego ponad życie..."
- Tak, ale... Co ja miałam zrobić?
- No na pewno nie zrywać z Diego!
- Jak na razie, to chodzę z Peterem i jest dobrze.
- A Peter to...?
- Peter to ten Włoch!
- Przepraszam, że to powiem, ale jesteś głupia! - zdenerwowałam się.
- Wiem...
- Przecież jesteście dla siebie stworzeni! - krzyknęłam. - Chwila, chwila... Co ty powiedziałaś?
- Wiem, że jestem głupia! Ja tak bardzo kocham Diego! Ale ja nie chcę go ranić! Jeszcze widział, że całowałam się z Peterem... On musi mieć złamane serce...
- To trzeba było mu wytłumaczy, a nie od razu z nim zrywać, Violu!
- Wiem, Angie... Tylko, że w tamtym momencie pierw powiedziałam, a później pomyślałam! - łzy zaczęły jej spływać po policzkach.
W tamtym momencie zrobiło mi się jej żal... Przecież każdy popełnia głupstwa...
- No już dobrze, Violetta... - przytuliłam ją. - Chciałabym ci pomóc, ale musisz sama to załatwić...
- Dobrze, ale co mi radzisz?
- Radzę ci pogadać z Diego i wyznać mu, jak bardzo go kochasz, ale zanim to zrobisz, to pogadaj z Peterem. Musisz z nim zerwać jeśli chcesz powiedzieć Diego, co do niego naprawdę czujesz...
- Dziękuję Angie. Uwielbiam Cię... - uścisnęłyśmy się jeszcze mocniej.
I jak sądzicie?
Diegoletta przetrwa tą trudną chwilę? ;P
Dowiecie się tego już niedługo!
Miłego wieczoru, kochani!
bloggerka
Cooooo?!!! Nie, nie, tylko nie moja Dieletta, proooooooooooosze :c
OdpowiedzUsuńPrzecz z Peterem!!!
Powiem Ci, że jak publikowałam ten rozdział,
Usuńto pomyślałam o Pierru (czy jak to się tam odmienia)
z Twojego bloga :).