niedziela, 1 czerwca 2014

Sezon 2 - Rozdział 87 - Nareszcie lato!

Nie wiem, jak u Was,
ale u mnie pogoda od rana była niezbyt przyjemna.
Teraz jest nieco lepiej.
Ale u Angie pogoda jest dzisiaj niesamowita! ;D
Co będą robić w tak piękny dzień?
Tego dowiecie się, czytając rozdział ;).
Obudziłam się. Była dziewiąta nad ranem, a Pabla przy mnie nie było... "Standard" - pomyślałam i zeszłam na dół, aby coś zjeść. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że mój mąż jednak jest w domu. Gdy weszłam do kuchni zobaczyłam, że stoi przy lodówce i ogląda, co w niej jest.
- O, hej. - przywitałam się. - Jesteś w domu?
- No tak. Przecież mnie właśnie widzisz.
- Yy... W sumie tak... Sorki, głupio wyszło. - uśmiechnęłam się.
- Nic się nie stało Najdroższa. - odpowiedział i pocałował mnie w policzek.
Dopiero teraz poczułam, jak w kuchni się zrobiło duszno. Chciałam otworzyć okno, lecz gdy tylko to zrobiłam od razu je zamknęłam, bo to, jaka temperatura panowała tutaj, była niczym w porównaniu do temperatury będącej na zewnątrz. Mimo, iż była wczesna pora, słońce nieźle dawało nam popalić.
- Ale dzisiaj ciepło.
- Racja. W końcu można odczuć lato. - ucieszył się Pablo.
Usiadłam przy stole i piłam wodę... Pochłaniałam szklankę, za szklanką... Aż w końcu wpadłam na mega genialny pomysł.
- Chodźmy razem nad rzekę. - zaproponowałam.
- A co z Martiną?
- Zostawimy ją u Michaela, albo Edwarda.
- To ja mam jeszcze lepszy pomysł. Zadzwonimy po jej nianię. Co ty na to? Będzie szybciej i łatwiej.
- No okej. - sięgnęłam po telefon, lecz mój mąż zrobił to szybciej.

Dosłownie dziesięć minut później byliśmy już z Pablem w drodze, gdyż tak szybko zjawiła się opiekunka. Sądziłam, że pójdziemy nad jakąś publiczną rzekę. Doszliśmy do jakiegoś płotu. Mój mąż zniknął gdzieś, a chwilę później wrócił z kluczykiem od bramy, która wyglądała prawie tak samo, jak ten płot. Weszliśmy w głąb tamtejszego podwórka.
- Przepraszam, że pytam, ale... Gdzie my jesteśmy?
- Nie podoba Ci się? - spytał Pablo.
- Wręcz przeciwnie, jest tu cudownie... - odpowiedziałam. - Ale jeśli się nie mylę, jest to teren prywatny.
- Oj, tam... Nikt nie zauważy, że tutaj weszliśmy.
- Ale tak, czy siak, to jest przecież czyjeś... Powinniśmy stąd iść.
- Może i masz rację? Idź przodem.
Tak, jak poprosił, tak też zrobiłam... Coś tam zaczęłam gadać, gdy nagle obejrzałam się i zobaczyłam, że nie ma Go za mną. Zaczęłam krzyczeć głośno Jego imię, lecz nic... Cisza... Nagle ktoś wyskoczył zza domku letniskowego, objął mnie w pasie i zaczął ze mną biec w stronę stawu. To było nieco dziwne. Lekko się wystraszyłam, ale nie za bardzo... Wbiegł ze mną do wody i dopiero wtedy zobaczyłam, że to jest mój mąż.
- Ale mi strachu napędziłeś! - krzyknęłam.
- Oj, tam, oj, tam... - powiedział i zaczęliśmy się pluskać wodą.

Siedzieliśmy w tej wodzie bardzo długo... Dopiero, gdy zrobiło się nieco ciemniej wyszliśmy z niej i rozpaliliśmy ognisko. Pablo, jakby wszystko zaplanował i przyniósł z domku kiełbasę, którą zaczęliśmy na nim smażyć. Gdy zjedliśmy On usiał na kocu, na ziemi, a ja położyłam się głową na Jego nogach. Leżałam i wpatrywałam się w niebo, a mój mąż bawił się moimi włosami.
- I jak Ci się podobało? - zapytał.
- Było świetnie. - odparłam. - A teraz powiesz mi, do kogo należy ta działka?
- Do mojego taty. - uśmiechnął się. - Gdy tylko się o niej dowiedziałem, to chciałem Cię tutaj zabrać, lecz cały czas była brzydka pogoda.
- Naprawdę jest tutaj cudownie... - zbliżył swoje usta do moich.
Pocałował mnie. Zaczęliśmy coraz szybciej to robić. Delikatnie podniosłam głowę, a On wyjął swoje nogi z pod niej i położył się obok mnie, a raczej nade mną. Coraz gwałtowniej oddawaliśmy sobie pocałunki... Czułam, że zaraz dojdzie do pewnej rzeczy... Ja byłam ubrana w dwu-częściowy kostium kąpielowy i założyłam na to sweterek, aby było mi nieco cieplej po tym, jak wyszłam z wody. Pablo miał na sobie tylko bokserki. Swoją bardzo ciepłą dłonią zaczął zsuwać ze mnie sweter. Obróciliśmy się. Tym razem ja na Nim leżałam. Już złapał za mój sznurek od stanika i chciał go pociągnąć, aby ten mi spadł, kiedy ja wstałam i pobiegłam do wody, od nowa się mocząc.
- No chodź do tej wody! Przecież Cię nie zje! - zawołałam do Niego.
- Nie mam stu procentowej pewności... - odpowiedział. - Wolałbym, żebyś Ty przyszła tutaj do mnie.
Stanęłam zaraz przy brzegu, ale jeszcze w wodzie, On natomiast stał na plaży, w piasku. Chciałam Go wciągnąć do wody, ale mi się to nie udało. Za to Mu udało się wyłowić mnie z niej i zanieść z powrotem na koc. Ściągnął ze mnie ubranie, które miałam na sobie i chociaż byłam cała mokra od mojej kąpieli, to łatwo się domyślić, jak spędziliśmy tę noc...

Lato!! U mnie niestety jeszcze tego nie czuć :/.
Cały tydzień mają być burzę (z tego co widziałam w necie).
A tak w ogóle, to się wcześnie skapnęłam, że dzisiaj Dzień Dziecka :D.

Trzymajcie za mnie jutro kciuki!
Jutro ten ważny test! <3
bloggerka

Ps. Na poczcie pojawiło mi się, że ktoś z anonima dodał komentarz
o co chodziło w tym rozdziale, we fragmencie, jak Pablo rozmawiał przez telefon
i mówił o spaghetti i o kolacji...
Pomyślałam, ale wyszło na to, że nie napisałam tam, o co chodziło.
Do Pabla miała przyjechać kuzynka, która jest mu bardzo bliska
i dlatego, jak rozmawiał mówił kochanie.
Nie opublikowałam tego komentarza, gdyż nie pojawił mi się on na bloggerze... O.o
Mimo, iż to nie moja wina, to przepraszam :).
Ps.2. W środę stuknęło osiem miesięcy bloga...
Nie zmieniałam tła, gdyż w wakacje planuję ogromny remont ;D.

4 komentarze:

  1. Super rozdział! :D Jeju jak oni się kochają... ♡.♡ Szczerze to myślałam że to,,kochanie,, to będzie jakiś początek następnych przygód, ale się pomyliłam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaakie to słodkie ^^ Oby więcej takich "randek" Pangie! :)

    OdpowiedzUsuń

Rozdział się podobał? Skomentuj!
Może to właśnie dzięki Tobie powstanie next? :)