sobota, 31 maja 2014

Sezon 2 - Rozdział 86 - Serio...?

Ktoś dzisiaj odwiedza rodzinę Galindo!
Kto to taki?
Przekonacie się czytając rozdział! ;)
Zasnęło mi się na kanapie. Obudził mnie dopiero odgłos otwierających się drzwi. Zerknęłam na zegarek... No super... Zasnęłam około drugiej w południe, a była... trzecia w nocy! Jak ja to zrobiłam? Nie mam bladego pojęcia. Wstałam z kanapy i podeszłam do mojego męża.
- Wiesz kto mnie wczoraj wieczorem "odwiedził" w domu? - zapytałam.
- Pewnie Edward, albo Michael.
- Nie...
- No to kto, w takim razie?
- Właśnie nikt! Siedziałam cały dzień sama w domu i nudziłam się jak nie wiem! A to wszystko to Twoja wina!
- Dlaczego?
- Bo przygarnąłeś swoją rodzinę do nas!
- I to źle? Miałem ich zostawić bez pomocy?
- Nie. Czy ja powiedziałam, że to źle? Chodzi mi o to, że jak ich przyjmowałeś do domu, to kazałeś im znaleźć sobie mieszkania, bo nie będą tutaj wiecznie mieszkać!
- No wiem... Przepraszam... - odparł. - Też mi teraz bez nich tak jakoś nudno... Nawet nie zdaję sobie sprawy, jak Ty się musisz czuć. Przesiadujesz sama godzinami w tym wielkim i pustym domu...
- Z Martiną.
- Tak, ale co z nią porobisz? No nic... Chyba, że akurat nie śpi, to jest szansa, że się z nią powygłupiasz.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Oboje spojrzeliśmy na siebie z dziwnymi minami. Kto normalny o trzeciej nad ranem pukałby do naszych drzwi? No chyba raczej ani Edward, ani Michael, ani Violetta. Spojrzeliśmy przez dziurę w drzwiach. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom... Otworzyłam drzwi.
- Co ty tutaj robisz?! - zdziwiłam się.
- Przyszłam z Wami porozmawiać...
To była Jackie... Wyglądała zupełnie inaczej niż zwykle... Rozpuściła włosy... Już nie miała tego swojego koka...
- O czym ty chcesz z nami gadać? Ja nie mam nic ci do powiedzenia!
- Chciałam Was przeprosić...
- Czekaj, czekaj... Wyszłaś już z więzienia? - spytałam.
- Tak. Za dobra sprawowanie. - yhy, na pewno.
- Streszczaj się. Wiesz która jest godzina? - nie pozwoliłam Pablowi dojść do głosu.
- Tak... - odpowiedziała. - Przepraszam Was... Gdy byłam zamknięta uświadomiłam sobie, jak bardzo się kochacie i nic nie jest w stanie rozwalić Waszej miłości... Nawet, gdyby był koniec świata i to od Waszego rozstania zależałyby jego dalsze losy... Pablo, masz bardzo... - tutaj zatrzymała się na chwilę. - ... uroczą żonę, a Ty Angie... - zwróciła się do mnie. - Masz bardzo uroczego, przystojnego, zabawnego, cudownego męża... Pablo, naprawdę taki jesteś. - podeszła do Niego bliżej i przytuliła Go.
On popatrzył się na mnie wzrokiem - "Pomocy! Nie wiem, co robić!" Nie czekałam dłużej i wybuchnęłam złością.
- Nie, ja już tego mam dość!  Niby to ja zdradzam Pabla, a tu każda się do Niego przystawia!
- Uspokój się. - powiedziała Jackie. Chyba chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam jej.
- Dzwonię na policję!
Wtem ona zniknęła z naszego domu, jak gdyby nigdy nic... Ponownie spojrzeliśmy się na siebie z Pablem z minami, jakich nigdy w życiu nie widzieliśmy, a następnie zaczęliśmy się głośno z tego śmiać. Nie wiadomo, dlaczego. Obudziła się przez to nasza córka. Pocałowaliśmy się i poszliśmy ją uspokoić.

Dzisiaj też niestety krótko, ale zaraz wyjeżdżam, więc musiałam się pospieszyć :/.
Jutro raczej też będzie rozdział gdzieś takiej długości,
ponieważ mam w poniedziałek decydujący o mojej ocenie na koniec - test z matmy.

Do zobaczenia jutro!
bloggerka

Sezon 2 - Rozdział 85 - Jeszcze tak nudno tutaj nie było...

Chłopaki się wyprowadzili,
a Pabla cały czas nie ma w domu...
Co na to Angie?
- Angie, wychodzę.
- Dokąd?
- Muszę nadzorować pracę w Studio. - super, czyli spędzę sama ten dzień, tak? O co to, to nie.
- Ja pójdę do Violi. - odparłam.
- Okej, ale z Martiną co nie? Bo ona nie może zostać sama w domu.
- Spoko... - moje plany do połowy się już popsuły.
- Tylko uważaj, bo dzisiaj mają być okropne wahania pogody. Ra upalnie tak, że nie da się wytrzymać, a raz przeraźliwie zimno, do tego stopnia, że...
- Dobrze, dobrze... - przerwałam Mu. - Jeśli tak bardzo chciałeś mi popsuć dzień, to gratuluję, udało Ci się to. Zostaję z Martiną w domu.
- No nie, ale przecież możesz iść.
- Nawet jeśli, to dzięki Tobie straciłam ochotę.
- Ale co ja takiego powiedziałem!?!
- Hm...? Wszystko?! - zdenerwowałam się. - Ale już nie ważne, leć już do tego Studia póki jest znośna pogoda, bo przecież zaraz ma się zmienić!
Gdy zobaczył jaka byłam "zdenerwowana" wziął swoją torbę od laptopa i wyszedł. Emocje od razu mi opadły. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do mojej siostrzenicy, zapytać się jej, czy nie miałaby ochoty zrobić sobie babskiego dnia. Przecież Pablo nie musiał wcale nic o tym wiedzieć...
- Halo, Violu.
- Oo, cześć Angie. Co tam?
- Miałabym do Ciebie pytanie...
- Tak?
- Chciałabyś zrobić sobie ze mną dzisiaj i z Martiną babski dzień? Wiesz, skoczyłybyśmy do jakiegoś sklepu, pokupowały sobie jakieś ciuszki...
- Kurczę, Angie... Bardzo fajna propozycja, ale dzisiaj z grupą umówiliśmy się na pizzę... Nie obrazisz się, jeśli powiem, że innym razem?
- Nie no... Skądże. Miłej zabawy.
- Dziękuję. Ucałuj ode mnie Martinę.
- Dobrze. Pa, pa. - rozłączyłam się.
- Widzisz córeczko? Chyba dzisiaj jesteśmy skazane tylko na siebie. - powiedziałam.
- A może nie... - usłyszałam nagle za mną.
Obróciłam się, a za plecami nikogo nie zobaczyłam... "Ychm... Dziwne..." - pomyślałam. Usiadłam na sofie i wzięłam do ręki książkę, która ostatnio zaczęła mi się podobać, lecz nie chciało mi się czytać... Włączyłam telewizję. Przeleciałam wszystkie kanały, jakie mamy i nic, a to kompletnie nic nie znalazłam. Pomyślałam, że chociaż poczytam Martinie książkę, bo jej książeczki są fajniejsze. Mają kolorowe obrazki i większe literki... Ale zauważyłam, że moja córka zdążyła już sobie przyciąć drzemkę. Nie miałam co robić, kompletnie nic... Tak okropnie się nudziłam... Ale cóż mogłam na to poradzić? Kurcze, gdyby był Edward, to przeszłabym się z nim na spacer... Albo chociaż Michael, przynajmniej miałabym do kogo buzię otworzyć...

Rozdział dzisiaj jest o niczym
i na dodatek strasznie krótki, ale... no cóż... :P.
Dzisiaj w szkole był u nas piknik rodzinny i jestem po nim wystarczająco padnięta ;D.
Mimo to, mam nadzieję, że znośny ;).

Do zobaczenia, kochani! <3
bloggerka

piątek, 30 maja 2014

Sezon 2 - Rozdział 84 - Teraz Michael?

Wczoraj pożegnaliśmy się z Edwardem...
A dzisiaj? Czyżby z Michaelem?
A tego dowiecie się
czytając rozdział ;).
Zapraszam!
Dobra... Edwarda już nie ma tak blisko nas... Musiałam się z tym pogodzić, chociaż, nie będę ukrywać, że trochę mi to przeszkadzało... Bo tak to zawsze miałam z kim pogadać, gdy Pabla nie było w domu... Co prawda, z Michaelem też się dało, ale jakoś przyjemniej rozmawiało mi się z Edwardem. Może dlatego, że jest prawie w moim wieku? Odczuwałam jego brak, ale musiałam przecież w końcu zaakceptować jego brak... Któregoś raz, mój mąż musiał wyjść, bo (jak zwykle) chodziło o Studio. Z jednej strony cieszyłam się tym, ponieważ im szybciej i częściej będzie wychodził, tym szybciej odbudujemy Studio, ale oczywiście, nie miałam co robić.  Na dworze nie było za ciepło, a nawet lekko kropiło, więc nie mogłam nigdzie wyjść, a nawet jeśli, to nie miałam ochoty. Zapukałam do pokoju taty Pabla i gdy usłyszałam proszę, weszłam do środka, a tam zobaczyłam... to samo co u Edwarda parę dni temu... mnóstwo ubrań na łóżku, walizkę...
- Hej, Michael... - spojrzałam na jego łóżko. - Błagam, powiedz mi, że tylko robisz pranie.
- Niestety nie mogę tego zrobić...
- To znaczy, że ty teraz też znalazłeś mieszkanie i wyprowadzasz się, tak jak Edward, tak?
- Tak, właściwie Angie, to... Równo z Edwardem znaleźliśmy mieszkania, ale, że nie chcieliśmy Wam nic mówić, to stwierdziłem, że nie będę się wyprowadził tego samego dnia, co on...
- Aha, to kiedy zamieszasz to zrobić? - zapytałam ze złością.
- No teraz, zaraz, kiedy skończę się pakować...
Musiałam coś wymyślić, żeby został tutaj chociaż do przyjścia Pabla. Nie chciałam, aby on też teraz odchodził... Wolałabym, żeby oni oboje zostali jeszcze w naszym domu... Chociaż parę tygodni... Ale te parę godzin, do przyjścia Pabla, to byłoby wystarczająco dużo czasu, żebym coś wymyśliła... Coś oryginalnego...
- A nie zaczekasz chociaż na Pabla? - spytałam. - Na pewno chciałby się z tobą pożegnać.
- Tak mówisz?
- No pewnie. Przecież bardzo cię polubił od tamtej rozprawy w sądzie... - na chwilę przestałam mówić. - Przepraszam, nie powinnam ci o tym przypominać.
- Okej... Przyzwyczaiłem się do tego, że spędziłem rok w więzieniu. Jest mi trochę wstyd, ale umiem o tym mówić z dystansem.
- To co? Zaczekasz na mojego męża? - zapytałam.
- Skoro tak bardzo nalegasz... - odpowiedział.
- To super. To ty tutaj zostań i pakuj się dalej, a ja skoczę do sklepu i kupię coś specjalnego na kolację. Trzeba cię będzie honorowo pożegnać.
- Oj, tam... Już nie przesadzaj... Że niby kim ja takim byłem? A po za tym nie wyprowadzam się gdzieś daleko, do Rosji, tylko raptem parę ulic dalej!
- No, tak, ale nie zabronisz mi chyba ugotować lepszej kolacji.
- Spoko, wygrałaś... - odpowiedział.
- Idę. Jak coś, Martina jeszcze śpi w sypialni. Jakby się obudza, to daj jej mleko, ale raczej zdążę wrócić.

Pół godziny później wracałam do domu razem z Pablem. Poszłam do miejsca, w którym znajdowało się Studio i zgarnęłam Go stamtąd. Nie był z tego za bardzo zadowolony, ale jak wysłuchał mnie, przyśpieszyliśmy tempo do domu. Nie potrafiliśmy wymyślić argumentu na tyle mocnego, aby on dłużej został u nas...
- Rozumiesz? Wczoraj Twój brat, a dzisiaj tata...
- Przynajmniej się trochę luźniej w domu zrobi.
- A wiesz, co ja o tym sądzę?
- Niech no zgadnę... "Będzie bez niego nudno!"
- A żebyś wiedział! Edward się wyprowadził, Michael się wyprowadzi... Trzeba coś wymyślić, żeby został!
- Angie, przecież to jest dorosły facet!
- Tak, ale to jednocześnie jest Twój tata! - odparłam. - A po za tym, teraz rzadko będziesz w domu... Tak to miałam przynajmniej do kogo buzię otworzyć, a teraz? Będę gadała do ścian i pomyślisz, że jestem jakaś psychopatyczna...
- Po pierwsze: nie pomyślałbym, że jesteś psychopatyczna. Po drugie: w sumie, to dlaczego by go nie zatrzymać w domu? Jest w domu przyjemniej, gdy wracasz po ciężkim dniu pracy i tyle osób cię wita w twoim, własnym domu...
- To co mu powiemy? - zapytałam, gdy weszliśmy na naszą ulicę.
- Powiemy mu w prost, żeby się nie wyprowadził.
Nagle z tyłu wyjechała taksówka, która zatrzymałam się przy naszym domu. Ja i Pablo podbiegliśmy do niej, bo byliśmy pewni, że to sprawka Michaela.
- O, jak dobrze, że już jesteś! Widzę, że przyprowadziłaś Pabla! - powiedział. - Wiem, że miałem zaczekać, ale no cóż... Będę już leciał.
- A kolacja pożegnalna? - wiedziałam, że to i tak go tutaj nie zatrzyma.
- Zjecie sobie sami. Do zobaczenia dzieci.
- Musisz się wyprowadzać? - spytałam w prost.
- Przecież cały czas Wam przeszkadzałem...
- Nie... Niby kto tak powiedział? - zapytał Pablo.
- Ostatnio nikt... Ale widziałem, że jak przyszedłem do Was, jak wyszedłem z więzienia to nie byliście z tego za bardzo zadowoleni...
- Bo Pablo bał się, że znowu coś odwalisz. - palnęłam. - Ale my naprawdę chcemy żebyś został.
- Nawet jeśli bym chciał, to muszę Was zostawić...
- Dlaczego?
- Bo musicie nauczyć się odpowiedzialności. - powiedział, pocałował mnie w czoło i wsiadł do taksówki, która bardzo szybko ruszyła z miejsca...
Starałam się zachować łzy w sobie, lecz nie potrafiłam... Pierw pojedyncze spływały mi po policzkach, a później, (jak to Pablo nazywa) wodospady... Już wiem, co odczuwali moja matka, czy German, gdy ja się wyprowadziłam... Pomyślałam chwilę i stwierdziłam, że przeprowadzki są smutne i przygnębiające...

I co? Pablo i Angie zostali sami w domu ;P.
Co dalej będzie?
Dowiecie się niedługo ;).

Dobranoc! <3
bloggerka

środa, 28 maja 2014

Sezon 2 - Rozdział 83 - Edward, dlaczego się pakujesz?

Hej! :D
Nie przedłużając,
przejdźmy do rozdziału! ;)
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Wróciłam już na dobre do domu... Wszystko było po staremu, z czego bardzo się cieszyłam. Wcześniejszy dzień spędziłam cały rodziną, aby nadrobić to, co straciłam... Zabawy z Martiną, rozmowy z Edwardem i Michaelem oraz oczywiście romantyczne chwile z Pablem...Och... Jak ja za tym bardzo tęskniłam! Sądziłam, a nawet byłam tego pewna, że już wszystko będzie (przynajmniej przez jakiś czas) takie, jak zawsze...Czyżbym znowu się pomyliła...?

Obudziłam się rano. Nie było to, ani wczesne, ani późne rano. Było to najzwyklejsze, najnormalniejsze rano. Za oknem można było zobaczyć słońce, które swoimi promieniami próbowało mnie obudzić. Spojrzałam na zegarek. Była taka godzina, o której zwykle budziłam się idąc do Studia... A właśnie! Zapomniałabym! Pablo powiedział, że w tym czasie co mnie nie było, udało Mu się pozałatwiać tam jakieś sprawy i, że nasza ukochana szkoła niedługo wróci na nogi! W tym roku raczej się to jeszcze nie uda <przyjmijmy, że w rozdziałach mamy marzec-kwiecień>, ale w przyszłym, we wrześniu będzie można już robić przesłuchania! Jej! Nawet nikt nie zdaje sobie sprawy, jaka jestem z tego powodu szczęśliwa. W tamtej chwili, gdy
doszło do mnie to, że będę mogła tam dalej uczyć, przypomniały mi się pierwsze chwile mojej siostrzenicy w naszej szkole... Jej przesłuchanie ze śpiewu... z tańca... Pierwsze lekcje... Pierwsze piosenki... "Te creo", "En mi mundo"... Wtedy bała się wszystkiego, a ojciec jej nic nie pozwalał... Była taka... nieśmiała. Zupełne przeciwieństwo tego, co stało się z nią teraz. Nie twierdzę, że zrobiła się gorsza - bo nie. Sądzę tylko, że Studio dobrze na nią wpłynęło... No, ale o czym to ja? Aaa... O tym wstawaniu... No tak... No więc, gdy spojrzałam na zegarek, była godzina 7:15. Moim zdaniem, w tygodniu to normalna pora do wstawania, bo przecież wszyscy idą do pracy czy do szkoły... Jak słońce mnie bardziej rozbudziło, przytuliłam się do Pabla i głośno powiedziałam:
- Już niedługo, będę znowu mogła z rana wstawać do mojej ulubionej pracy!
- Taa... Ja też, ale jak na razie to daj mi się wyspać, dobrze? - poprosił mój mąż.
- Serio, Pablo? Serio? - zrobiłam dziwny wyraz twarzy.
- Ale że co? - nie rozumiał o co mi chodzi. - Niedługo będę wstawał o szóstej nad ranem, żeby o siódmej być w Studio, więc chciałbym jeszcze ten czas wykorzystać i przespać się.
- Masz jeszcze na to półtora roku.
- Tak, ale za pół roku i tak będę musiał wstawać wcześniej, żeby nadzorować pracę nad budową Studia.
- Naprawdę, Pablo? I to pół roku na wyspanie się Ci nie wystarczy?
- No, nie...
- W takim razie dobranoc! - rzuciłam w Niego poduszką.
- Ach, tak się bawimy? - zapytał z uśmiechem Pablo.
Usiał na łóżku, złapał swoją większą poduszkę, na której spał i rzucił w nią we mnie. Wysypało się z niej mnóstwo pierza. Mało tego, że było go na całym łóżku, to jeszcze w moich włosach. Zarzuciłam na Niego kołdrę, tak, że udało mi się go całego przykryć. On stanął nade mną, przez co oboje się pod nią znaleźliśmy. Zaczęłam się na głos śmiać, a On, aby mnie uciszyć, pocałował mnie. Uspokoiłam się wtedy i gdy nieco odsunął się ode mnie, popatrzyłam Mu przez chwilę szczerze w oczy... Później sięgnęłam jedną z poduszek, rzuciłam Mu ją w twarz, wyskoczyłam z pod kołdry i wybiegając z pokoju krzyknęłam:
- Ty sprzątasz! - powiedziałam to z ogromnym uśmiechem na twarzy.
Słyszałam, że mój mąż wstaje z łóżka i próbuje zacząć mnie gonić. Uciekając wbiegłam do pokoju Edwarda i położyłam się na drzwiach, aby Pablo nie mógł wejść. Obróciłam głowę w stronę brata mojego męża i zobaczyłam, że właśnie zapinał walizkę...
- Edward, ale co ty robisz?
- Pakuję się.
- No to, to widzę, ale dlaczego? - cały czas trzymałam mocno drzwi, aby Pablo nie wszedł do pokoju.
- Znalazłem mieszkanie. Powiedziałem Wam, że jak to zrobię, to się wyprowadzam, więc tak też robię...
Zupełnie zapomniałam, że tak też się może stać... I co ja miałam mu powiedzieć? Puściłam drzwi i Pablo wszedł do środka, ale gdy tylko zobaczył moją minę odechciało Mu się bawić dalej w tę grę.
- Ile jeszcze tutaj będziesz? - chciałam się dowiedzieć, ile czasu mi zostało... Musiałam coś wymyślić, żeby go tutaj zatrzymać.
- Zaraz idę.
- I co? Nie chciałeś nic na, o tym powiedzieć, tak? - zaczęłam się denerwować.
- Chciałem, ale dopiero przed wyjazdem, żebyście się nie martwili...
- Jak ty tak mogłeś co? - spytałam.
- Angie... Uspokój się. - powiedział Pablo. - Wiem, że jest Ci teraz ciężko, ale spróbuj go pożegnać w miarę dobrze, okej? W końcu lubiliście się i to bardzo... - mruknął mi na ucho.
W tamtej chwili usłyszeliśmy jak jakiś samochód trąbi. Najprawdopodobniej była to taksówka, którą Edward miał jechać do nowego mieszkania. Zeszliśmy z nim na dół...
- Będziesz nas często odwiedzał, prawda? - powiedziałam, jak stanęliśmy w drzwiach.
- Tak. Obiecuję.
- My też niedługo do ciebie wpadniemy. - powiedziałam przez łzy. - Tylko musisz nam podać adres...
- Jasne, to później do was zadzwonię, bo już na mnie czeka kierowca.
- W takim razie, nara bracie. - powiedział Pablo przytulając go.
- Pa... - odparłam tuląc się do Edwarda z całej siły.
Parę chwil później, jego walizka znalazła się w bagażniku taksówki, a on sam na miejscu pasażera i odjechali... Tylko dlaczego nikt nic nie wiedział?

Jejku! Kochani! Okropnie Was przepraszam, że nie było wczoraj rozdziału!
To naprawdę nie moja wina...
Wróciłam do domu, dopiero o 19, a chwilę po tym zaczęła się burza
i nie mogłam korzystać z laptopa :/.
Do 22 siedziałam i stwierdziłam, że dłużej już nie ma sensu,
bo cały czas grzmiało, więc poszłam spać...
Czyli można oficjalnie uznać, że to wina burzy :P.
Ale najważniejsze, że dzisiaj jestem razem z nextem :).

Jeszcze tylko 17 rozdziałów i sezon się kończy!
Pa, pa! ;*
bloggerka

poniedziałek, 26 maja 2014

Sezon 2 - Rozdział 82 - Mam szansę?

Jak myślicie, co powie Diego? ;P
Dobra, już nie przedłużam.
Zapraszam :).
- Diego, dokończysz w końcu zdanie? - poprosiłam.
- Tak, jasne. Otóż okazało się, że mój tata, jak stał się o nim rozgłos, zaczął używać ksywki, bo za bardzo nie podobało mu się, jak mówiono do niego Gregorio, gdy miał dwadzieścia lat... Zawsze podobało mu się imię Pablo. Dlatego też miał taką ksywkę artystyczną.
- Okej, ale... Skąd to "G." w pamiętniku? "Zakochałam się... Pablo G. <33"?
- To "G.", to także było do nazwy. Czytano je po angielsku, czyli, jak się łatwo domyślić, Gregorio na czas występów zamieniał się w Pabla Dżi*.
- Skąd to wiesz...? - zaczynałam nie wierzyć w to, co słyszę.
- Właśnie Gregorio mi to wytłumaczył... - odpowiedział. - Angie... Przepraszam... Wiele swoimi słowami namieszałem w Twoim życiu... Sądziłaś, że Pablo zdradził Cię, gdy byliście młodzi...  Namieszałem tutaj bardzo wiele... Aż za... Ych! Jestem totalnym idiotą! - krzyknął. - Wiem, że głupie słowo 'przepraszam' tutaj za dużo nie działa... Twój mąż sądzi, że już go nie kochasz... Ech...
Musiałam go pocieszyć. To prawda, byłam na niego wściekła, ale przynajmniej miał odwagę powiedzieć mi prawdę. Nie każdy by się na to zdecydował.
- Diego, nie przejmuj się... - powiedziałam z załamanym głosem. - Będzie dobrze...
- Tak, ale... Czy dasz jeszcze radę to wszystko odkręcić? - spytał.
- Raczej tak... - odparłam. - W każdym razie będę próbowała zrobić wszystko, co w mojej mocy.
- Może ja jakoś mogę pomóc? - zapytał ze smutkiem w oczach. - Zrobię wszystko, żeby pomóc Ci to odkręcić.
- Na razie spróbuję sama... - odpowiedziałam. - Ale dziękuję.
- Jestem Ci to winny... - powiedział. - To ja będę już lecieć... Papa... Powodzenia. Na pewno się przyda.
- Cześć, Diego. Do zobaczenia. - zatrzasnął drzwi.
"Dobra... Angie... weź się w garść..." - pomyślałam. - "Jeśli cię kocha, to pozwoli ci wrócić... Jeśli nie, to znaczy, że nigdy Mu na tobie nie zależało..."

Godzinę później stałam pod swoim, a raczej Pabla domem. Miałam ze sobą walizkę. Wyszłam z domu Germana, gdy nikogo tam nie było... Wiem, zachowałam się źle, lecz zostawiłam tam kartkę.
Kochani!
Przepraszam, że znowu namieszałam.
Zrozumiałam, że kocham Pabla
i, że nie potrafię żyć bez Niego.
Wiem, miałam z Wami zostać,
ale niestety tak wyszło...

Jeszcze raz przepraszam.
Wasza Angie.
Mam nadzieję, że nie obrażą się za to, bo w końcu musiałam się trochę pospieszyć, zanim Pablo rozmyśli się całkowicie... Zanim dojdzie do Niego, że "przestałam" Go kochać... Stanęłam przed furtką. Nie chciałam dzwonić dzwonkiem... "Chwila, chwila... Przecież tutaj powinien być klucz!" - przypomniało mi się o skrytce na klucz, w razie, jakby któreś z nas o nim zapomniało. Sprawdziłam tam... Jest. Kluczyk był w naszej skrytce. Otworzyłam nim furtkę i weszłam na podwórko. Niestety, drzwi od domu były zamknięte. Wtedy już musiałam zapukać... Otworzył mi mój mąż. Był nieco zdziwiony.
- Angie... ?
- Tak. Patrzysz się na mnie, jakbym była duchem, a przecież nim nie jestem. - uśmiechnęłam się.
- No tak, ale chodzi o to, że... nie spodziewałem się Ciebie tutaj...
- A tak wpadłam. Mogę wejść? - miałam już obmyślony ścisły plan działania.
- Jasne... - przesunął się.
Zdziwiło mnie jedno. Dlaczego nie dodał tekstu "to twój dom" czy coś w tym stylu? Weszłam, ale walizki zostawiłam na zewnątrz. Postawiłam je tak, aby Pablo ich nie widział otwierając mi drzwi. Usiadłam w kuchni, przy stole.
- Co tam u Ciebie? Kawy, herbaty? - pytał.
- Możesz mi zrobić herbaty, proszę.
- No i opowiadaj, co tam u Ciebie słychać? Jak tam Twoje nowe życie, co?
- Wiesz Pablo, ostatnio czytałam bardzo fajny romans...
- Pewnie zaraz powiesz mi, o czym on był. - uśmiechnął się słodko.
Podał do stołu napój i usiadł tak, jakby był czymś bardzo zmęczony, ale mimo to wyglądał tak, jakby miał mnie słuchać z wielką uwagą. Opowiedziałam Mu całą fabułę, którą oczywiście wymyślałam na bieżąco... Ale gdyby ktoś głębiej się w to wciągnął, to zobaczyłby odzwierciedlenie mojego życia oraz Pabla...
- No i zakończyło się to nieszczęśliwie... Ana zerwała z Przemkiem <imiona głównych bohaterów "powieści Angie ;D> tylko dlatego, że stwierdziła, że kiedyś ją zdradził, ale mimo to, bardzo Go kochała... I nigdy nie przestała... Umarła w samotności, bo nie chciała się już z nikim więcej być... - kończyłam opowieść. - A muszę Ci powiedzieć, że ta historia strasznie przypomina mi...
W tej chwili zadzwonił mojemu mężowi telefon... Nie spodziewałam się, że właśnie to usłyszę.
- Hej kochanie... Wiesz, dzwoniłem, bo chciałem poprosić cię, abyś kupiła czerwone wino jak będziesz do mnie szła. Upichcilibyśmy spaghetti na kolację...
Sądziłam, że świat już się skończył... Nie mam po co żyć... Największy sens mojego życia właśnie stracił na wartości...
- Przepraszam, Angie. - wrócił do kuchni. - No więc, co Ci ta historia przypomina?
- A wiesz, już nie ważne. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem. - Muszę lecieć. Papa.
- Tak nagle? - zdziwił się. - Chociaż dokończ to zdanie...
- Nie... - powiedziałam przy drzwiach. - Nie będę Ci przeszkadzała... Słyszałam, że masz gości, więc... Twoje kochanie do Ciebie przyjedzie... - powiedziałam ze łzami w oczach. - Ta historia przypomina mi nas... Z tymże nie chcę, aby skończyła się w podobny sposób... - mruknęłam, lecz sądziłam, że On tego nie usłyszy.
Jednak On usłyszał i zobaczył moje łzy.  Złapał mnie za rękę i obrócił tak, że przyległam do drzwi pod wpływem Jego ciężaru. Nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie. Czułam każdy Jego oddech na mojej buzi. Zamknęłam oczy... Nasze usta z każdą chwilą były coraz bliższe pocałunku, aż w końcu złączyły się... Pierw powoli i delikatnie... Później coraz szybciej i gwałtowniej... Tak bardzo za tym tęskniłam... Ogarnęło mnie pożądanie... Całowaliśmy się tak szybko, że ja ledwo zdołałam złapać powietrze w płuca. Pablo złapał mnie za uda, a ja nogami Go objęłam i przeniósł mnie na kanapę, która była w salonie. Położył mnie na niej, a następnie On, położył się na mnie. Całowaliśmy się tak samo szybko, jak wcześniej.
- Rzeczywiście interesujący... Nie dziwię się, że skłonił Cię do przemyśleń. - odparł mój mąż w międzyczasie.
- Wyobrażasz sobie, co by było, gdybym miała takie życie jak ona? - odpowiedziałam z uśmiechem.
Zaczęliśmy zwalniać tempo. Gdy ja skończyłam Go całować, On jeszcze chwilę dotykał mnie swoimi ustami po policzkach oraz szyi. Później zamieniliśmy się stronami. Ja leżałam wtulona w Niego...
- No, powiedz mi jeszcze raz, jak to się skończyło?
- Umarli za sobą z tęsknoty...  Uff... Całe szczęście, tacy nie jesteśmy.
- No... Nie chciałbym być na jego miejscu, a wiedz, że byłem blisko.
- Naprawdę?
- Tak... Okropnie tęskniłem za Tobą... Nie mam pojęcia, jak jeszcze sobie z tym radziłem... Cały świat mi się zawalił odkąd Ciebie nie było przy mnie...
- Uświadomiłam sobie wtedy jedno... - odparłam. - Że naprawdę Cię kocham i, że nic nie może mnie z Tobą rozdzielić, bo nie chcę żyć tak, jak w tej książce... - pocałowaliśmy się, jeszcze raz...

* - tak się tylko upewniam... Tak się czyta literę "G" po angielsku, prawda? :P

Happy end Pangie ;D. Mówiłam?
Mam nadzieję, że się podobało ;).
Jupi! Rozdział dłuższy i przed dwunastą.

"Piosenka na dzisiaj" - nowa piosenka Sharon <3.
Co sądzicie? Jak kilka razy przesłuchałam, wpadła mi w ucho ;).

Dobranoc kochani! ;*
bloggerka

niedziela, 25 maja 2014

Sezon 2 - Rozdział 81 - Wszystko się wyjaśnia...

Czy Pablo i Angie się pogodzą?
Jaki będzie dalszy los Pangie?
Dzisiaj się tego dowiecie! :)
- Ale jak to? - zdziwiła się Violetta. - Dlaczego Go zostawiłaś?
- Bo musiałam... Violu, jesteś moją siostrzenicą i zrobię dla Ciebie wszystko.
- Ale przecież Pablo... i Martina... zastanawiałaś się, co z nimi będzie?
- Tak. Martina będzie tydzień u mnie, tydzień u Pabla...
- Angie, ale nie musiałaś się przecież aż tak posuwać dla mnie! Przecież Wy z Pablem znacie się praktycznie od zawsze! Ja Diego znam raptem od paru miesięcy...
- No niby tak... Ale przecież wasza miłość, to była miłość od pierwszego wejrzenia... - odpowiedziałam. - A po za tym, zauważyłam, że Pablo i ja nie mielibyśmy przyszłości razem... Za dużo byłoby tych zdrad... - westchnęłam. - Ale to już nie jest ważne. German... - zwróciłam się do szwagra. - Możemy pogadać?
- Jasne... My pójdziemy do domu, a wy dzieciaki zostańcie tutaj. Wy też chyba powinniście porozmawiać.
Poszliśmy do kuchni. Stanęłam tak, że widziałam Violettę i Diego, ale to zupełnie przez przypadek. Wiedziałam, że wykorzystają tą okazję i wrócą do siebie... I nie pomyliłam się. Widziałam na ich twarzach uśmiechy... Violetta zapomniała o tym, co ja dla niej zrobiłam, ale dobrze... Inaczej by nie wróciła do Diego... Starałam się zapomnieć o moim problemie, lecz było mi z tym bardzo ciężko, aczkolwiek, gdy tylko na nich spojrzałam... Ach... Chociaż trochę się pocieszyłam.
- Angie, coś ty najlepszego zrobiłaś?! - zapytał German. - Przecież wiesz, że Pablo kocha tylko Ciebie! On naprawdę Cię potrzebuje!
- Tak? To szkoda, że nie myślał o tym wcześniej!
- Być może już to od Niego słyszałaś, ale muszę to powiedzieć... To jest przeszłość Angie. Nie warto o tym myśleć.
- I kto to mówi? Gdyby nie ja, Violetta nie mogłaby robić teraz tego, co kocha! Cały czas bałeś się dopuścić do muzyki, bo wiedziałeś, że to pokocha! Bałeś się, że zginie, jak Maria! Żyłeś cały czas przeszłością! - dopiero, gdy to powiedziałam, dotarło do mnie, jak bardzo go zraniłam tymi słowami. - Boże, German... Ja przepraszam... Nie chciałam cię urazić...
- Rozumiem, że jesteś zdenerwowana, ale nadal nie rozumiem Twojej decyzji...
- Chcę, aby Violetta była szczęśliwa.
- Tak, ale dlaczego płacisz własnym szczęściem? Przecież sama masz rodzinę. Kochasz Pabla i dobrze o tym wiesz. Nie pomyślałaś wcale o Martinie... Nie powinno się za często patrzeć w przeszłość, ale teraz to zrób. Pomyśl, co ona będzie czuła za piętnaście lat, gdy uświadomi sobie całą tą sytuację. Nie będzie rozumiała dlaczego odeszłaś od taty, bo przecież cały czas Go będziesz kochać... I co jej wtedy powiesz? Że odeszłaś, bo chciałaś, żeby Violetta miała chłopaka, z którym i tak pewnie w między czasie zerwie? Viola jest jeszcze młoda. Jeszcze z dziesięć razy pozna takiego, z którym chciałaby być, a Ty już nie koniecznie... Prawda jest taka, Angie, że On jest miłością Twojego życia i nigdy nie przestaniesz Go kochać...
To co powiedział, dało mi do myślenia, ale nie... Muszę o Nim zapomnieć i uda mi się to. German wtedy pożałowałby tego, co powiedział.
- German, nie prosiłam cię o zdanie. I dziwi mnie to, że nagle stajesz po Jego stronie, ale to już twój wybór... Chciałam cię zapytać, czy mogę tutaj zamieszkać? Byłoby tak, jak dawniej... Widywałabym się z Violettą codziennie na lekcjach i żyli byśmy sobie tak, jak w przeszłości...
- A Martina? Przecież masz córkę.
- No właśnie... Mam cichą nadzieję, że pomożesz mi... Co drugi tydzień, by tutaj przebywała... Jesteś taki kochany, że na pewno byś się zgodził...
- Wiesz co Angie? - zapytał. - Normalnie, tak. Zgodziłbym się, lecz teraz robię wyjątek. Mówię nie.
- Ale jak to? Dlaczego?
- Bo musisz zobaczyć, że rodzina jest ważniejsza.
- Ale przecież ty i Viola też do niej należycie.
- Tak, ale Twoja córka powinna być dla Ciebie ważniejsza. - powiedział. - To co? Jaka decyzja? Zostajesz tutaj ze mną i Violettą, czy wracasz do domu do Pabla i Martiny?
Nie zastanawiałam się zbyt długo.
- Zostaję tutaj. - moja odpowiedz nieco zszokowała mojego szwagra.
- Jak wolisz. Twój wybór. - odpowiedział. - Twój pokój jest wolny. Możesz tam spać.
- Dziękuję. - wzięłam walizkę i zaczęłam iść w jego stronę.
Będąc tuż przed schodami zadzwonił mi telefon, a na dodatek do domu, przez drzwi tarasowe, weszła moja siostrzenica. Zerknęłam na ekran... "Pablo <3"... Ekm... Nie mam najmniejszego zamiaru odbierać.
- I co tam? Jak pogawędka z tatą?
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość kochanie. - powiedziałam. - Od dzisiaj będę mieszkać z wami!
- A co z...?
- Nawet mi o nich nie mów. - przerwałam Violi. - Masz chwilę? Może pomożesz mi się rozpakować?
- Okej... - odpowiedziała.
Weszłyśmy na górę i zaczęłyśmy rozkładać rzeczy po szafkach. W między czasie kilkaset razy dzwonił mi telefon. Oczywiście wiadomo kto dzwonił...
- Dlaczego nie odbierzesz? Przecież dzwoni już setny raz.
- Chcę się od Niego odciąć.
- Dlaczego?
- Bo ja nie chcę Go już kochać...
W tej chwili do mojego pokoju wszedł German i przerwał nam rozmowę.
- Spotkałem się z Pablem...
- Nie chcę wiedzieć co ci powiedział.
- Angie...
- Nie! - krzyknęłam. - Proszę wyjdź.

Nie zastałam długiego spokoju. Piętnaście minut później usłyszałam, że ktoś woła mnie na dół. Zeszłam, a tam zobaczyłam...
- Diego, co on tutaj robi? - zapytałam zdziwiona.
Niby po co wołaliby mnie, a nie Violettę?
- Pablo musiał Ci to jakoś powiedzieć, ale nie chciałaś słuchać, więc wysłał Diego... A że jest on chłopakiem Violetty nie mogłem go nie wpuścić... - bronił się mój szwagier.
- O co chodzi? - zapytałam.
- Z Pablem jest zupełnie inaczej...
- Ale o co ci chodzi? Nie rozumiem.
- O to, że to nadal Gregorio jest moim ojcem.
- Ale jak?
- Otóż...

Pa-pam! I co będzie dalej?
Dowiecie się już jutro!
Jupi! Rozdział dodany przed północą! ;)

Do zobaczenia!
bloggerka

Sezon 2 - Rozdział 80 - Tak bardzo chcę go już nie kochać...

Że tak brzydko powiem..
Angie ma dość Pabla,
mimo, iż tak bardzo Go kocha...
Co z tego wyniknie? ;P
♫ Piosenka na dzisiaj ♫
Następnego dnia, wróciłam do domu całkiem wcześnie. Miałam nadzieję, że Pablo jeszcze śpi i ominie mnie kazanie "Dlaczego cię nie było w domu?", ale niestety... Pomyliłam się. Achhh... Jak się okazało, mój mąż siedział praktycznie całą noc w kuchni i wyczekiwał mnie. "Jednak jest trochę kochany..." - pomyślałam sobie. - "Ale tylko trochę. Tak po przyjacielsku." - chciałam jak najszybciej zapomnieć o nas, o naszej miłości i o naszym związku, który przyswoił mi mnóstwo kłopotów.
- Angie, kochanie, co Ci jest? Gdzie byłaś dzisiejszej nocy? - zapytał z troską, gdy tylko usłyszał, jak drzwi otwierają się.
- Śmiesz mówić do mnie kochanie? Po tym wszystkim co mi zrobiłeś?
- Co ja niby Tobie zrobiłem, Najdroższa? - udawał, że nie wie o co mi chodzi, a przecież wiedział doskonale...
- Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?! - tak, powiedziałam to... Sama w to nie wierzę.
- Ale ja naprawdę nie wiem, o co Ci chodzi...
- O to, że jesteś tatą Diego! - krzyknęłam, bo nie potrafiłam już dłużej tego wytrzymać.
- I co? Między nami będzie już tak do końca życia? - zapytał ze smutkiem. - Mimo, iż będę Cię cały czas przepraszał, to Ty i tak będziesz mówiła swoje, i tak...
- Nie. - odpowiedziałam.
- Nie? - zdziwił się. - Czyli jednak mi wybaczasz, tak? - na Jego twarzy namalował się lekki uśmiech.
- Też nie. - odparłam.
- A więc, o co Ci chodzi? - spytał. - Kompletnie nie rozumiem...
- Odchodzę od Ciebie. Nie chcę Cię już kochać... - sama nie wierzę w to, że te słowa przez usta przechodziły mi z taką łatwością...
- Angie, ale to już jest przeszłość! To nie jest dla mnie ważne!
- Ale Twoja przeszłość za bardzo wpływa na naszą teraźniejszość Pablo...
- Dlaczego tak przejmujesz się tym Diego, co? - zapytał. - Przecież gdybym go nie sprowadził do Buenos Aires nawet nie miałabyś pojęcia, że on istnieje!
- Tak, ale nawet gdyby przyleciał do nas, to byłby dla mnie tak samo ważny, jak inni uczniowie... Chodzi mi o coś innego...
- O co? Powiedz mi, bo Cię nie rozumiem...
- Ehh... Przecież on chodził z Violettą. A wiesz, że moja siostrzenica, jest dla mnie najważniejsza. I zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa.
- Z tego co się orientuję, to tak było nim miałaś jeszcze córkę i męża.
- Ale to jest zupełnie inna sprawa... - broniłam się. - Ona jest ważna na inny sposób. Nie może być z Diego, bo uważa Cię za wujka. Rozwiedziemy się. Wtedy będzie mogła do niego spokojnie wrócić.
- Ty żartujesz, prawda? - zdziwił się.
- Nie...
- W ogóle nie myślisz o innych! Ja rozumiem, że moje zdanie Cię teraz nie obchodzi, ale co z Martiną? Kto ją wychowa? Tak bardzo chciałaś, żeby miała obojga rodziców i co? Sama jej to psujesz.
- Przecież będziesz się z nią widywać... Co drugi tydzień...
- Myślisz, że mnie to wystarczy?
- Będzie musiało... Przecież to ja zajmowałam się dzieckiem, gdy Ty byłeś w pracy... - nagle przerwałam. - A wiesz co? Sądzę, że ta dyskusja nie ma dalej sensu... Kończę ją i idę się spakować.
Tak, jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Weszłam na górę i szybko spakowałam moje najważniejsze rzeczy. W ręku ściskałam klucze, które były od tego domu... Wiedziałam, że oddając je, stracę je już na zawsze... Że już nie będzie odwrotu... Ale jednak musiałam to zrobić. Gdy dokończyłam pakowanie, wróciłam z powrotem na dół.
- Klucze oddam Ci później. - odparłam. - Muszę tutaj jeszcze przyjść po resztę rzeczy, ponieważ wszystkich na raz nie zabiorę.
Prawda była taka, że chciałam przyjść, jak Go nie będzie. Chciałam się jak najszybciej stąd wydostać... On nie wyglądał na to, aby mnie słuchał.
- Gdzie idziesz? - spytał.
- Nie wiem... Ale wiem, że nie mogę tutaj zostać. To jest Twój dom.
- Angie, on jest nasz.
- Nie... Od teraz będzie tylko Twój... - powiedziałam dając Mu te klucze do ręki. - Jednak wrócę po te rzeczy wtedy, gdy będziesz w domu... - odpowiedziałam i wyszłam.

Szłam ulicą ściskając w dłoni nasze zdjęcie... Podążałam w stronę domu swojego szwagra. Wiedziałam, że on mnie przyjmie. Było mi to nawet na rękę, bo mogłam znowu spędzać więcej czasu z Violettą. Akurat, gdy stanęłam przed bramą, zobaczyłam, że German i moja siostrzenica, wraz ze swoim byłym chłopakiem, siedzą na tarasie. Przynajmniej miałam dla nich dobrą nowinę... Zobaczyli mnie i otworzyli mi furtkę. Gdy weszłam, podeszłam do miejsca, w którym siedzieli.
- Mam dla was bardzo dobrą wiadomość. - powiedziałam z uśmiechem.
- Tak? Jaką? - zapytali.
- Diego i Violetta... Możecie do siebie wrócić.
- Ale my właśnie nie chcemy... Czujemy się dziwnie z tym, że Pablo jest moim wujkiem i tatą Diego...
- Ale Pablo już nie jest twoim wujkiem, Violu. - odparłam. - Zerwałam z Nim... - powiedziałam przedzierając nasze zdjęcie.
W tamtej chwili poczułam jak bardzo pęka mi serce, lecz wiedziałam, że zaraz mi przejdzie...

I co sądzicie? Pangie oddala się od siebie :'(.
Ale jakoś to będzie ;).

Do jutra! <3
bloggerka